niedziela, 4 maja 2014

Miriam Collee " W Chinach jedzą księżyc"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-7642-254-1

Gdy znudzi się stabilizacja...

Gdy znudzi się osiągnięta w życiu  stabilizacja można ... na przykład zmienić miejsce zamieszkania, udać się na drugi kraniec świata, podjąć spore wyzwanie i zmierzyć się z życiem w kraju, który różni się kulturowo od ojczyzny. Tak właśnie zrobili Miriam i Tobias - Niemcy, którzy przeprowadzili się do Chin, a konkretnie do Szanghaju. Tobias miał tam podjąć pracę, a kontrakt opiewał na dwa lata. Pierwszy rok życia w państwie, gdzie znajduje się Wielki Mur Miriam opisała w książce pod bardzo interesującym tytułem. Z góry dodam, że należy go przyjąć z przymrużeniem oka. Nikt bowiem nie je satelity Ziemi, tylko ciasteczka w jego kształcie. 
Niemiecka para wyjeżdża do Chin z trzyletnią córką. Jadą ciekawi świata, ale życie w największym azjatyckim państwo ogromnie na każdym kroku od samego początku ich zaskakuje. Jest totalnie inaczej niż w Europie. Niespodzianka ( zwykle przykra) goni niespodziankę. Ale do odważnych świat należy. 
Chiny zaskakują rodziców Amelie bez końca. Są miejscem nieprzewidywalnym, które na samym początku wydaje się niemożliwym do życia niczym strefa śmierci w Himalajach czy gorąca pustynia. Wszystko co otacza jest inne, obce, nieznane i trudne do rozeznania. Inne powietrze (bardzo zanieczyszczone), inne reguły życia, inny język, inna kultura - można wymieniać bez końca to, co nie jest takie jak na Starym Kontynencie. Miriam musi sobie poradzić z prostymi czynnościami, które w tamtym miejscu ze zwyczajnych spraw mogą urosnąć do rangi poważnego problemu. Nie jest łatwo zamieszkać w chińskim domu, w którym awaria goni awarię, ciągle coś się psuje, coś nie działa. Chińska "jakość" towarów i usług sprawia, że jeżą się włosy na głowie. Ale powoli, powoli idzie się przyzwyczaić, oswoić i sprostać codziennym kłopotom. 
Książkę czyta się jednym tchem za sprawą sposobu napisania. Lektura tryska humorem i to właśnie dzięki niemu Niemcom udaje się przetrwać w niezbyt przyjaznym środowisku. Spełnia się powiedzenie, że co nie zabije to wzmocni. Życie w Państwie Środka bywa pasmem szoku, zdziwienia i zaskoczenia. Często przyprawia o ból głowy, ale z czasem można je nawet polubić. Z książki można się sporo dowiedzieć o życiu w chińskiej rzeczywistości. Zapewne ta lektura przebije niejeden przewodnik. Czy po niej mam ochotę odwiedzić to państwo? Cóż, niestety nie. Ale uważam, że przeczytanie relacji Pani Collee było czymś niezwykle cennym. Uśmiałam się do łez, poznałam od podszewki inną kulturę. Odkryłam przezabawną historię Europejki, którą z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej podziwiałam. Serdecznie polecam tę książkę osobom lubiącym lektury tryskające humorem oraz tym, które lubią czytać relacje ludzi osiedlających się na obczyźnie.

2 komentarze:

  1. Do dziś marzę o zwiedzeniu Chin. Na dwa lata nie odważyłabym się wyjechać, ale chciałabym je tak solidnie zwiedzić - od góry do dołu, wszerz i wzdłuż. Takie książki rzeczywiście są lepsze od przewodników, bo traktują o rzeczach przyziemnych, których znajomość jest bardzo przydatna.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli książka dotyka tematyki Chin choćby w 1% to koniecznie muszę ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń