wtorek, 7 lipca 2015

Marlena de Blasi "Wieczory w Umbrii"


Wydawnictwo Muza
data wydania 2015
stron 416
ISBN 978-83-2870-003-1

Czar umbryjskich kolacji

W XXI wieku żyjemy w pędzie i pośpiechu. Jemy w biegu, nie mamy zbyt dużo czasu na wspólne rodzinne posiłki i tak umyka nam w życiu coś bezcennego. Skąd nagle taki wniosek? Narodził się on w moim umyśle po lekturze najnowszej powieści Marleny de Blasi z pochodzenia Amerykanki, która od pewnego czasu mieszka we Włoszech. W swoich książkach opiewa wszystko, co włoskie - tym samym popularyzując ten kraj, jego zwyczaje, kulturę, piękno, czar i urok. Tym razem wraz z pisarką gościmy w Umbrii, a więc w samym sercu Italii. W regionie znanym ze święta ceri, w miejscu górzystym i pagórkowatym, a konkretnie w górach nad Orvieto. To tu mieszkają cztery przyjaciółki, które spotykają się ze sobą systematycznie co tydzień w każdy czwartek. Wspólnie zasiadają przy stole i jedzą wcześniej przygotowaną wspólnymi siłami kolację, którą popijają wybornym winem. I jak to kobiety rozmawiają na tematy lekkie i poważne, raczą się nie tylko przepysznym jadłem ale i lokalnymi ploteczkami. Do ich grona dołączą Chou, która jest nowym przybyszem. Poznaje uczestniczki czwartkowych kolacji i umbryjskie zwyczaje. A my czytelnicy wkraczamy w tę lokalną społeczność wraz z nią.
„Wieczory w Umbrii” to idealna powieść dla miłośników de Blasi. Utrzymana jest w podobnym klimacie jak jej poprzedniczki i opiewa uroki umbryjskiego życia. Autorka w czterech częściach opowiada życiorysy sympatycznych Włoszek, które sporo już przeżyły, bo dotarły do jesieni życia. Los ich nie rozpieszczał. Nie zrobiły kariery, nie były bogate, znosiły w życiu wiele trudności, dotykały je kłopoty, zawirowania i przeróżne niespodzianki. Zwykle ich życiowe ścieżki pięły się od górę, a droga nie była usłana różami. Dlatego na starość potrafią docenić proste radości dnia codziennego, wspólne posiłki, przyjaźń, radość z gremialnego przygotowywania dań kuchni włoskiej, prostej aczkolwiek pysznej, zdrowej i wybornej. Zespołowa praca i kilkugodzinne posiłki dodają im sił, sprawiają ogromną radość, nie pozwalają zgnuśnieć w czterech ścianach własnego domu, dodają wigoru, ba! odmładzają. I dają okazję do wspomnień. Każda z kobiet jest zwyczajna, co nie oznacza, że miała nudne życie. Każda jest inna, ma odmienną osobowość. W swoim gronie świetnie się czują, żartują, przekomarzają się i przeżywają chwile radości. I tym zarażają Chou, która bardzo szybko aklimatyzuje się w tym gronie.
Ta książka to doskonała propozycja dla miłośników Włoch, smakoszy tamtejszej kuchni. Na końcu lektury lubiący gotować znajdą przepisy na potrawy, o których mowa w treści. Czytając nie sposób nie poczuć biesiadnej atmosfery, zapachu gotowanych specjałów, aromatu ziół. Przed oczy nasuwają się obrazy wspaniałych krajobrazów, które są malownicze niczym z obrazka. Malkontenci mogą zarzuć autorce wolne tempo akcji, czy to, że ta książka jest podobna do innych dzieł autorki. Owszem, jest utrzymana w tym samym klimacie, ale ja, jak i z pewnością wielu czytelników, już zdążyło go pokochać i chętnie do niego wraca.
Tę książkę czytałam z przyjemnością i smakiem. Czułam się uczestniczką babskiej wspólnoty. Czułam się jak na wycieczce po regionie świętej Rity, było kameralnie, smacznie, rodzinnie, klimatycznie – po prostu wspaniale.


1 komentarz:

  1. Po lekturze tego wpisu koniecznie będę musiała sięgnąć po tę książkę i rozpocząć jej lekturę, mam nadzieję, że fascynującą również dla mnie:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń