Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2013
stron 224
ISBN 978-83-7722-535-6
By biło zdrowe serduszko
Choroba nowonarodzonego dziecka jest potężnym ciosem dla rodziców. Miast cieszyć się z cudu narodzin rozpoczyna się walka z czasem, pechem i przeciwnościami losu. Trudna to walka, która niejednokrotnie wyczerpuje bez reszty. A jednak często udaje się ją wygrać.
O takim zmaganiu opowiada książka "Julia". Jest to druga powieść w dorobku Stanisława Zakościelnego. Do jej przeczytania zachęcił mnie opis. Książka przypadła mi do gustu, choć to nieco inna lektura niż się spodziewałam. Bo z ręką na sercu liczyłam na spore napięcie, dramatyczne szpitalne sceny i powieść obyczajowo-medyczną. Tego nie znalazłam w tej książce, ale w zamian dostałam kolejną publikację o realiach lat 80-tych i sporo dozę psychologii.
Początek lat 80-tych był dla Polski burzliwy, szary i ponury. Wielu Polaków czuło strach przed ogłoszonym stanem wojennym i ewentualną inwazją wojsk Układu Warszawskiego. Pewnego dnia w lubelskim szpitalu przychodzi na świat dziewczynka. Pierworodna córeczka państwa Zarębów otrzymuje imię Julia. Niestety malutka kruszynka rodzi się z poważną wadą serca. Jest natychmiast przetransportowana do Warszawy, ale tu lekarze tylko potwierdzają okropną diagnozę. Medycyna w Polsce jest bezsilna. Rodzimi specjaliści dają dziecku najwyżej 5 lat życia. Rodzice, rodzina i znajomi zaczynają szukać ratunku poza Polską. Amerykanie zapraszają Julię na badania, ale ich zdaniem ryzyko powodzenia zabiegu operacyjnego jest zbyt małe. Światełko nadziei dają specjaliści z londyńskiego szpitala przy Ormond Street. Czy się uda ocalić Julię?
Opowieść o chorej dziewczynce jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Książka bardzo mnie wzruszyła, bo nie sposób czytać bez emocji o walce na śmierć i życie takiej małej kruchej istotki, która od samego początku skazana jest na cierpienie i ból. Ze współczuciem patrzyłam na parę młodych rodziców, którzy w beznadziei sypiącego się komunizmu muszą poruszyć niebo i ziemię, by otrzymać choćby promyk nadziei. W sprawę ratowania dziecka włączają się ludzie dobrej woli, krewni. Ale oczywiście z racji czasów nie obywa się bez konieczności pomocy od ludzi na partyjnych stołkach. Dziś działają fundacje - kiedyś funkcjonowały łapówki i koneksje, bez których ani rusz. By wyjechać, by otrzymać paszport trzeba było sporego wysiłku. Zakościelny pisząc o perypetiach chorego dziecka bardzo plastycznie przekazuje czytelnikom realia lat 80-tych. Pomiędzy Polską a Zachodem istniała olbrzymia przepaść. Żelazna kurtyna była niezwykle widoczna. Ale na szczęście nie brakowało ludzi dobrej woli. Bardzo szara była w każdym aspekcie rzeczywistość PRL-u. Czytając o warunkach życia w Londynie i Polsce widać olbrzymie różnice. Autor "Julii" świetnie je ukazał, a mnie po przeczytaniu książki dopadła refleksja nad tym, ile od tego czasu nadrobiliśmy, a ile nadal pozostało bez zmian. Nasza służba zdrowia nadal kuleje, wiele dzieci nadal szuka ratunku zagranicą. Po lekturze "Julii" z pewnością będę jeszcze bardziej wrażliwa na chore maluchy i pełna współczucia dla młodych rodziców, którzy borykają się problemem chorego synka czy córeczki.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Nie czytam recenzji, gdyż sama właśnie czytam tę książkę :) Póki co naprawdę mnie wciągnęła.
OdpowiedzUsuńKsiążka leży obok i czeka, hm jednak przyspieszasz mą decyzję :D
OdpowiedzUsuńJa może kiedyś, ale na razie mam dużo lektur do czytania.
OdpowiedzUsuńNie znam tego pisarza, ale jak wynika z Twojej recenzji, warto go poznać.)
OdpowiedzUsuńBardzo poruszająca historia. Zastanawiałam się nad tą książką, ale bałam się, że jej tematyka za bardzo przytłoczy mnie emocjami i dałam sobie z nią spokój.
OdpowiedzUsuńps. chyba mały błąd ci się wdał w zdaniu,,Miast cieszyć''. Chyba chodziło ci o ,,Zamiast cieszyć''?
Pozdrawiam.
Nie chciałam własnie tak napisać - starsza forma tego słowa, które masz na myśli kiedyś w liceum mieliśmy taką lekcję i zapamiętałam
UsuńStraszne, nie wiem, czy zdecydowałabym się na taką książkę.
UsuńWspaniałą książka
OdpowiedzUsuń