Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2013
stron 384
ISBN 9788327302915
Z życia Wielomamy
Macierzyństwo zawsze było, jest i będzie dla kobiet wielkim wyzwaniem. I nie
jest ważne gdzie owe mamy mieszkają, jaki mają kolor skóry, jakim językiem
mówią. Gdy kobieta staje się rodzicielką coś traci, a coś zyskuje. Pewna era w
jej życiu mija bezpowrotnie. Kończy się czas „ja” a zaczyna czas „ono”. Dziecko
staje się początkiem, który nie ma końca. Nie jest łatwo być super mamą. Tu dużo
może pomóc swojej obywatelce państwo, które może roztoczyć nad młodą mamą
ochronny parasol, zastosować pewne elementy ochrony prawnej i odpowiedni socjal.
Ale czasem przepisy to tylko fikcja. Tak jak w Polsce. Polityka prorodzinna jest
farsą, a bycie mamą na 100% wymaga nieustannego balansu na linie, na ostrej
krawędzi, życia w pośpiechu, w biegu bez końca.
Czy łatwo być matką w Polsce? Raczej nie. Sąsiadki choćby z krajów
Skandynawii mają o wiele lepiej. Zatem jak naprawdę wyglada tak od podszewki
życie polskiej mamy? Okazję jego podejrzenia mamy w książce „Projekt Matka”. Jej
autorką jest kobieta inteligentna, ambitna i wrażliwa. Swoje refleksje związane
z macierzyństwem zaczęła w 2002 roku zapisywać na blogu, w 2009 tenże blog
otrzymał nagrodę w katergorii „Blogi literackie” w konkursie Blog Roku. Zapiski
doceniło jury w skład którego wchodziła m.in. Sylwia Chutnik. W 2013 roku
ukazała się książka. Uwaga nie jest to powieść, nie jest to słodkie wspomnienie
z pojawiania się dzieci. Ta książka bliska jest formie reportażu i pokazuje
macierzyństwo od podszewki. Dokładnie takie jakie jest w rzeczywistości, a nie w
słodkim świecie reklam. Tu bobaski nie są urocze, non stop radosne i mega
grzeczne. Tu dzieci są po prostu dziećmi. A matka jest zwyczajnym człowiekiem,
który ma chwile słabości, rozterek, zmartwień i kłopotów. Bywa zmęczona,
zestresowana, zabiegana.
Początek to „nie” dla ciąży, to „nie” dla dziecka. Narratorka zmienia zdanie
w miejscu osobliwym – na górskim szczycie. I ta decyzja podjęta nieśmiało i z
pewnością nie do końca świadomie (cóż pewnych rzeczy przewidzieć się nie da)
rozpoczyna zmiany. Szalone zmiany. Najpierw jest myśl, potem jej realizacja,
starania o dziecko, bunt hormonów, pomoc farmakologii, by wreszcie na teście
ciążowym ujrzeć wynik pozytywny – magiczne dwie kreski. A potem na świat
przychodzi synek, który wywołuje w życiu swoich rodziców prawdziwą
rewolucję.
Narratorka zostaje mamą trzykrotnie, nie rezygnując z pracy zawodowej.
Rozrywa siebie na pół, by sprostać nawałowi obowiązków. I pisze, szczerze o tym
pisze. Nie przebiera w słowach, wyrzuca na papier co ją boli, co doprowadza do
wściekłości, co cieszy. Powstaje proza bardzo intymna, kontrowersyjna, ale z
życia wzięta. I tu wypada wtrącić o stylu, który nie jest łatwy i prosty w
odbiorze, ale bardzo zagmatwany, pełen refleksji, przemyśleń, porównań. Dla
niektórych może się okazać zbyt trudny i mogą go niektórzy czytelnicy określić
mianem bełkotu, chaotycznego tygla słów właściwego prozie np. Pilcha. Osobiście
przez tę lekturę przebrnęłam. Były momenty, że pochłaniała mnie całkowicie i nie
mogłam się od książki oderwać, ale i były chwile, kiedy odkładałam ją może nawet
nieco zniesmaczona i przytłoczona nawałem myśli, zdarzeń.
Niemniej jednak autorka zasługuje na uznanie. Za szczerość do bólu, bo
uważam, że książka jest jej pełna, za odwagę pokazania prawdziwej twarzy
pracującej mamy, która nie zawsze bywa doskonała. Macierzyństwo w wykonaniu
Łukowiak to coś na kształt biegu z przeszkodami, którego dystans bywa bliżej
nieokreślony i mety nie widać. A pod górkę i to stromo często bywa.
Macierzyństwo zmienia kobietę. Zabiera jej wiele, ale uczy perfekcyjnej
organizacji, planowania, logistyki. Czy daje coś w zamian trudu? Oczywiście.
Tylko czasem trudno to zobaczyć, docenić. Macierzyństwo ma słodko-gorzki smak.
Bywa przesolone i słodkie zarazem. Ale daje chwile bezcenne. Książka Łukowiak
zasługuje na polecenie przyszłym mamom, ale nie tylko. Niech sięgną po nią także
i panowie. Niech spojrzą na obowiązki wychowawcze oczami kobiety. Z pewnością to
pomoże im zrozumieć matki, żony, partnerki.
„Projekt matka” to książka odważna, może szokująca dla mam ze starszych
pokoleń, które państwo wypychało na pełnopłatne urlopy macierzyńskie. To książka
pokazująca oblicze współczesnego XXI-wiecznego macierzyństwa, to pewnego rodzaju
dokument naszych czasów. Lektura wymagająca, ale bardzo ciekawa.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Świat Książki i portalowi Lubimy Czytać.
Mam tę książkę na uwadze, choć sama jeszcze mamą nie jestem.
OdpowiedzUsuńKsiążka wciąż czeka na mojej półce. Słyszałam o niej tyle dobrego, co złego. Jestem ciekawa jak debiutująca Małgorzata Łukowiak poradziła sobie z tematem macierzyństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mnie ta książka nie przekonała. Może mam za daleko do macierzyństwa, ale byłam po prostu na nie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie takich książek nam potrzeba - prawdziwych, namacalnych opowieści, które pocieszają i otwierają oczy jednocześnie. Chętnie przeczytam, szczególnie teraz, gdy sama planuję dziecko.
OdpowiedzUsuńKsiążka jak na razie nie jest dla mnie, mamą nie jestem i w najbliższych latach nie planuję być. Może kiedyś, w przyszłości sięgnę po tę pozycję. Ale Twoją recenzję czytało mi się bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńKiedy to Państwo "wypychało matki na pełnopłatne urlopy"?Czy to o Polsce mowa? I jaka długość tych "pełnopłatnych?" A ile matek nie załapuje się na żadne bo nie maja pracy, choć o nią walczą, lub pracują na śmieciówach? Matka czworga
OdpowiedzUsuń