Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 280
ISBN 978-83-8069-036-3
W labiryncie kłamstw łatwo zbłądzić
W fabułę debiutanckiej powieści Mili Rudnik wplecione jest kłamstwo. Ono jest siłą napędową całej książki, ono jest przyczyną, która burzy spokój i niszczy rodzinę. Czy było warto posuwać się do tego zabiegu w imię wyższej konieczności? Marcin i Marek to bracia. Jednojajowi bliźniacy. Identyczni w każdym calu. Niesamowicie podobni do siebie. Mający identyczne rysy twarzy, sylwetki, ba nawet te same blizny. Marcin jest żonaty, Marek wolny. Marcin pragnie zostać ojcem, ale okazuje się to niemożliwe. W głowie zrozpaczonego mężczyzny rodzi się pewien pomysł. Idea z piekła rodem, szalona myśl, która go opętuje i ma zarazem rozwiązać jego małżeńskie problemy oraz dać życie dziecku. By spełnić swoje marzenie Marcin posuwa się do szantażu, aż w końcu dopina swego. Jednak w tym miejscu, gdzie miała rozpocząć się bajka jest początek koszmaru. Na niebo rodziny Marka i Marcina nadciągają gęste, czarne chmury. Kroi się potężna burza, długa i brzemienna w skutkach nawałnica...
Ta opowieść to nie słodka książka o kochającej się i zgodnej rodzinie. To historia bardzo dramatyczna, pełna wielu zwrotów akcji, które mocno zaskakują, a bohaterom coraz bardziej komplikują życie. Słodko i ckliwie jest tylko na początku, po kilku stronach bracia rozpętują piekło na własne życzenie. Wydaje się, że oboje chcą dobrze, ale szybko wszystko wymyka się spod kontroli i jest zdecydowanie inne niż miało być. Chcieli dobrze, ale w kręgosłupie moralnym jak się okazuje nie ma dróg na skróty. Lepiej jest się zmierzyć z brutalną prawdą niż kombinować jak oszukać los, jak z niego zakpić. Cena jaką płaci cała rodzina Marka i Marcina jest okrutna. Każdego boli, choć nie wszyscy mają pojęcie o tym, co spowodowało lawinę nieszczęść. Można gdybać, można roztrząsać co by się stało a co nie, gdyby Marek spełnił prośbę brata i miał siłę unieść całe brzemię swoich czynów, ale ja jestem pewna, że jednak ten krzyż przekroczyłby ludzkie możliwości. Książka robi olbrzymie wrażenie i przez całą lekturę towarzyszą czytelnikom bardzo spore emocje. Aż kusi, by raz po raz osądzać bohaterów, być bogiem i ciskać gromy, upominać, ganić. Nie brak również momentów, gdy wprost namacalnie się czuje, że postacie z powieści zabrnęły w ślepy zaułek, z którego już nie ma wyjścia i możliwości wyprowadzenia spraw na prostą.
„Miłość przychodzi z deszczem” to wspaniały, dojrzały i dopracowany debiut, godny uznania i docenienia. Akcja toczy się w dwóch przestrzeniach czasowych, jest dynamiczna i pełna wielu niespodzianek. Fabuła jest nieprzewidywalna, zagmatwana i świetnie nakreślona. A wymyślone w głowie pisarki postacie są niezwykle realne, niekiedy zagubione i bezbronne, postawione przez los pod ścianą.
Ta lektura to dzieło pełne tajemnic, które doskonale pokazuje zawiłości ludzkiej duszy, niedoskonałości naszej psychiki, która w imię spełnienia marzeń stających się obsesją prowadzi nas ku destrukcji i zgubie. Książka uczy pokory i niesie przesłanie, by niekiedy mocno zastanowić się na podejmowanymi przez nas decyzjami, bo błędy mogą nas kosztować fortunę i być nieodwracalne. Gorąco polecam nawet najwybredniejszym miłośnikom gatunku książek obyczajowych pełnych rodzinnych tajemnic i sekretów.
Kolejna książka z tego wydawnictwa, którą sobie zapisuję na listę :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Świetna recenzja:) Książka gości również w moich zbiorach.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja:) Książka gości również w moich zbiorach.
OdpowiedzUsuń