piątek, 3 marca 2017

Meg Little Reilly "Nie jeteśmy gotowi"



Wydawnictwo Harper Collins
data wydania luty 2017
stron 352
ISBN 978-83-276-2563-2

Nie przed każdą burzą jest cisza!

Jestem oczarowana książką która jest surowa, przygnębiająca, która budzi grozę i uświadamia jak jesteśmy słabi, mali i bezradni wobec sił natury. Natury, którą z jednej strony próbujemy ujarzmić i sobie podporządkować, a którą z drugiej strony niszczymy bezlitośnie i bezmyślnie. 
Od lat eksperci grzmią w mediach o globalnym ociepleniu i jego skutkach. Nie trzeba być fachowcem by dojść do wniosku, że klimat się zmienia. Że coraz częściej nawiedzają nas niespotykane wcześniej na danym terenie zjawiska, że pogoda ekstremalnie się zmienia w krótkim okresie czasu. Grożą nam wraz ze wzrostem średnich rocznych temperatur żywioły, którym nie potrafimy do końca zaradzić. 

Niepokojące prognozy pogody budzą grozę i strach. Tak właśnie działa na bohaterów książki Meg Little Reilly wieść o przepowiadanej Wielkiej Burzy. Vermont - prowincja niedaleko granicy z Kanadą. Fikcyjne, małe, wręcz idylliczne miasteczko Isole. To tam z wielkiego miasta przeprowadza się pewne małżeństwo Ash i Pia. Tu chcą mieszkać, blisko natury. Tu znajdują dom marzeń z dala od wielkomiejskiej dżungli. W ich życiu ma być prosto, naturalnie, zgodnie z rytmem przyrody. Para ma fizyczne trudności z powiększeniem rodziny. Prowincjonalny klimat ma przywrócić w ich dusze swojski spokój i równowagę. Tu mają lepiej i zdrowiej żyć. I pewnie by tak było gdyby nie niepokojące, ba wręcz drastyczne prognozy pogody, które nie tylko wspomnianą parę, ale i całą społeczność napawają trwogą. Kataklizm ma uderzyć nagle i na dłuższą metę. Strach powoduje, że ludzie się zmieniają. Jedni panikują, inni wpadają w niczym niewytłumaczoną entuzjastyczną euforię związaną z apokaliptycznymi wizjami, jeszcze inni podchodzą do sytuacji ze stoickim spokojem. Zgodna lokalna społeczność ulega podziałom. Pojawiają się spory, kłótnie i zatargi. Także w małżeństwie głównych bohaterów pojawiają się pęknięcia i rysy. Ma miejsce kryzys, który powoduje coraz większą przepaść. Jak potoczą się losy tych dwojga młodych ludzi? Czy zapowiadany żywioł nadejdzie i dokona potężnych zniszczeń? A może w obliczu zagrożenia każdy pokaże swoją prawdziwą twarz i to kim jest oraz na co go stać?

Ostatnio rzadko sięgałam po lektury od których wieje grozą. Wolałam czytać książki pogodne i te z których fabuł tchnie optymizmem. Ten tytuł przeczytałam jakby na przekór sobie. Coś mnie do niego ciągnęło. W końcu zimy zagłębiłam się w lekturę książki pesymistycznej i mrocznej. I zaczytałam się na całego. Powieść bardzo mi się spodobała i wywołała spore dreszcze. Emocjom nie było końca. Ta publikacja podobała się mi na przekór moim czytelniczym preferencjom - bo nie lubię zwykle gdy jest mało dialogów, gdy akcja płynie wolno, gdy korowód bohaterów nie jest liczny. A jednak! Czytałam z wypiekami na twarzy i pełnym zaangażowaniem się w opisane zdarzenia. Moja czytelnicza ciekawość była non stop drażniona, a ja chciałam wiedzieć co będzie dalej. 
Książka jest znakomita w swoim gatunku. Zbudowano w niej zamierzony nastrój, pokazano jak bardzo otaczający nas świat jest w stanie zaingerować w nasze życie. Prowincja nie jest tu przedstawiona w sposób sielankowy. Życie nie jest beztroskie i pełne spokoju. Bohaterowie drugoplanowi to wcale nie anioły pozytywnie nastrojone do życia przez piękno otaczającej natury. W tytule dominuje pesymizm, przeważają szare barwy i brak nadziei. Jedyną osobą, która potrafi znaleźć pozytywne strony jest dziecko, które pochodzi z patologicznej rodziny. 
Tę powieść nie czyta się łatwo, ale lektura jest niezwykle ciekawa i zajmująca. To dobra pozycja po którą warto sięgnąć. Jej treść zmusza do refleksji jak daleko człowiek może się posunąć w ingerencji w przyrodę i naturę. Książka uświadamia nam, że w pewnych sytuacjach jesteśmy słabi jak niemowlęta, a panika bywa zaraźliwa. W momencie zagrożenia łatwo ludźmi manipulować i wykorzystać ich achillesowe pięty. Oby takie prognozy aury były tylko w książkach.
Lekturę gorąco polecam nie tylko miłośnikom tego gatunku.

1 komentarz: