Wydawnictwo Znak
data wydania 2017
stron 240
ISBN 978-83-240-4557-0
Zatrzymaj się i zmień swoje życie na lepsze
Czas akcji: XXI wiek
Bohaterka: kobieta dorosła - matka, żona, partnerka, osoba pracująca zawodowo i prowadząca dom
Stan duszy: przemęczona, niewyspana, zestresowana, niemająca czasu dla siebie
Wiecznie: w biegu, galopie, w pośpiechu
Efekt: niezadowolenie, nerwowość, brak radości z życia
Recepta na powyższe dolegliwości : zatrzymać się i zmienić swoje życie.
Przejść metamorfozę i stać się NIEIDEALNA.
Wykonalne? OCZYWIŚCIE!!!
Dowodzi tego w swojej książce Shauna Niequist i opowiada o przemianie, którą przeszła. Treść tej publikacji mocno do mnie przemówiła. Często bowiem miałam wrażenie, że czytam o sobie samej. Owszem nasze życiowe drogi w pewnym sensie się różnią, ale ja też postanowiłam być modelem super żony, kochanki, psiej mamy, pani domu .... i tu by można wymienić jeszcze kilka ról. Wzięłam się ambitnie z życiem za bary dokładnie tak jak Autorka. Zaczęłyśmy więc pędzić do przodu w tempie pendolino, wsiadłyśmy na karuzelę, która nie staje tylko ciągle przyśpiesza. Okazało się jednak, że droga do perfekcyjności to pęd donikąd. Ślepa uliczka i świetna metoda do robienia krzywdy sobie i innym. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że muszę coś zmienić i właśnie wtedy dostałam propozycję recenzji tejże książki o której napiszę słów kilka.
Nie będę jednak bezkrytycznie chwalić tego tytułu, bo jak to zawsze u mnie bywa w każdym poradniku znajdę coś, co mnie drażni. W tej książce była to religia. Bo temat książki jest doskonały, ale czy z niej skorzysta np. agnostyk czy ateista? No raczej zachowa ostrożność.
Sama uważam, że religia to jak seks rzecz mega osobista i nie należy nią szafować, afiszować się itd.
Sam pomysł na pokazanie metamorfozy jest perfekcyjny. Bo wiele kobiet nie wierzy, że jednak można. Można, jak najbardziej tylko trzeba być do tego przekonanym, przygotowanym i gotowym.
Idealizm szkodzi. Autorka dokładnie opisuje ten stan i dążenie do perfekcji. Wpadamy w błędne koło. Koło, które mocno trzyma. I doprowadza nas do szału, do dręczenia siebie coraz nowymi normami i planami, pisaniem tego, co mamy zrobić. A czasem przecież warto tylko pożyć, pooddychać pełną piersią, przytulić się do kogoś bliskiego, zapatrzyć w chmury. Tylko tyle, choć dla niektórych aż tyle.
Książka jest nieco idylliczna i przesłodzona, wysuwa się z niej wniosek, że cały proces zmian przychodzi lekko i softowo. Nie wierzę, że jest aż tak dobrze. Poza tym nie bardzo jestem skłonna zrozumieć, że każdy ma możliwość zrezygnować z pracy. To czasem konieczność by mieć na chleb - dla mnie praca i kariera to odmiany zapewnienia bytu materialnego. Wiara, że Bóg chroni jest tylko dla mocno i ślepo wierzących, osobiście nie potrafię sama iść tym torem dziecięcego zawierzenia.
Owszem zgodzę się z tezą, że warto żyć po swojemu, że nie trzeba wkładać maski i robić to, co inni, co modne.
Reasumując. Książka ma plusy i minusy. To już chyba się nie zmieni w mojej ocenie poradników. Zmienić się można i czasem trzeba, ale trudno wyrwać całą siebie od razu i zrobić to w stu procentach. Książka opisuje jednak niepolskie realia. W naszym kraju, gdzie absurd goni absurd pewne rzeczy są specyficzne i utrudniają normalne życie. Tym samym żyć zdrowo psychicznie jest trudniej. Książka pokazuje lepszy świat, więc u nas efekt może przyjść mniejszy bądź późniejszy.
Z lektury wyciągnęłam cenny morał. Umiar, umiar i jeszcze raz umiar. Zero skrajności, bo te gubią.
Książka mnie zainteresowała :)
OdpowiedzUsuń