środa, 2 lipca 2025
Bożena Gałczyńska-Szurek "Sekrety służącej"
wtorek, 1 lipca 2025
Przemysław Borkowski "Nie bierz nic z takich miejsc"
Przeczytaj, jeśli naprawdę chcesz się autentycznie bać
Jestem dość czuła jeśli chodzi o łzy przy czytaniu i dość oporna jeśli chodzi o lęk przy lekturze thrillerów. Owszem, czuję emocje, ale nie wpadam szybko w panikę, nie boję się ciemności czy tajemniczych odgłosów. W myśl zasady, że wyjątek potwierdza regułę przeczytałam powieść, która bardzo mocno weszła w moje myśli i sprawiła, że naprawdę zaczęłam się bać. Zawsze czułam obawy wobec fanatyzmu zwłaszcza religijnego, a lektura najnowszego tytułu pióra Przemysława Borkowskiego potwierdziła, że opętanych przez wizje religijne ludzi trzeba się bać.
Do lektury przyciąga poza opisem wymowna okładka, która zdradza, że religia zagra tu pierwszoplanową rolę. Grafika działa jak magnes i nakazuje otworzyć książkę, a potem już nie ma odwrotu – czyta się jak byłoby się nakręconą zabawką.
Marcin i Dominika prywatnie są parą i prowadzą razem kanał na YouTube poświęcony miejscom, które kiedyś tętniły życiem, a dziś stoją opuszczone. Pewnego dnia udają się w odludne miejsce, gdzie na uboczu wśród lasu stoi kaplica i przylegający do niej kompleks budynków. Przed ćwierćwieczem był tu ośrodek dla trudnej młodzieży uwikłanej w różne nałogi na czele którego stał ksiądz Krystian. To miejsce zamarło, gdy na jego terenie doszło do zbrodni. Ośrodek zamknięto, a winny trafił do więzienia skazany prawomocnym wyrokiem za morderstwo na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Gdy Marcin z dziewczyną odwiedzają tą tajemniczą miejscówkę wieje z niej grozą i złowrogą ciszą. Jej atmosfera dusi i ogromnie przytłacza. Młodzi ludzie na miejscu, na terenie kaplicy znachodzą tajemniczy krzyż inny niż wszystkie na świecie z zaskakującym napisem na jego belce. Mężczyzna wbrew Dominice zabiera krzyż ze sobą do domu i tym samym rozpętuje ciąg makabrycznych wydarzeń, które wciągają go w spiralę kłopotów i pozbawiają kontroli nad swoim życiem. Czy uda się sympatycznej parze wyplątać z koszmarów i pozbyć się męczącego balastu? Czy ich życie wróci na normalne tory? Czy zło zostanie na powrót uśpione?
Ten hipnotyzujący thriller grozy to książka petarda! To jedna z najlepszych pozycji w tym gatunku jaką kiedykolwiek przeczytałam! To kawał znakomitej literatury, który opętuje zmysły czytelnika z mocą wodospadu i przewraca spokój na rzecz książkowej atmosfery. Zło jest mocno namacalne, a temperatura emocji wrze. Wszystko staje się pokryte cieniem, tajemnicze, namacalne i złe. Akcja powieści toczy się bardzo wartko i burzliwie. Wszystko drga i jest kinetyczne. Klimat staje się coraz bardziej gęsty, a treść mrozi krew w żyłach niczym syberyjski mróz. Dzieje się wiele, chwilami nawet zbyt wiele. Dobro umyka a zło przejmuje władzę i kontrolę. Grunt pod nogami się zapada, a mały drewniany przedmiot nadaje rytm rzeczywistości. Przeszłość odzywa się mocnym echem i burzy spokój wielu osób. Zło jest niczym zaraźliwa choroba, która dusi niczym strzyga. Nie widać światełka w tunelu, a koszmar narasta by mocno eskalować i eksplodować na końcu.
Połączenie kryminału z thrillerem wyszło Przemysławowi Borkowskiemu perfekcyjnie. Książka w pełni zasługuje na wielkie brawa i miano bestsellera. Jest wybitna, dopracowana i napisana z aptekarską precyzją. Autor świadomie z każdą stroną podkręca atmosferę i temperaturę wsadzając czytelnika na zepsutą karuzelę, która nie może się zatrzymać. Pozostaje mocno się trzymać i ulec klimatowi, poddać się złu, które gdy wyszło z podziemia szaleje! Czytanie nocą, w czasie burzy daje dodatkowe doznania, które są wyjątkowe.
Wykreowane postaci mają w sobie potencjał i zagadkowe charaktery. Są niczym szmaciane lalki rzucane przez żywioł zła z którym walczą wszystkimi siłami. To nakręca fabułę i sprawia, że od książki dosłownie nie można się oderwać. To świetna propozycja dla tych, którzy są spragnieni mocnych wrażeń i drastycznych scen. Bardzo gorąco polecam lekturę tej książki! Tym razem Borkowski okazał się wybitnym maestrem strachu, musicie mu ulec i poznać tę mroczną historię! Mocnych wrażeń!
sobota, 28 czerwca 2025
Anna Ciarkowska "Sploty"
Życie to nic więcej jak tylko przemijanie
Tekst pewnej piosenki mówi, że - „rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać”. Książka „Sploty” jest idealnym uzupełnieniem tej teorii. Gdybym miała powiedzieć jednym słowem o czym ona tak właściwie jest powiedziałabym, że o przemijaniu. Przemijaniu, które trwa, które nigdy się nie zatrzymuje, które ciągnie się od zarania świata i dotrwa do jego końca. Każdy dzień jest drogą ku niemu, każda chwila realizuje jego założenia.
„Sploty” to kolejna lektura w serii Archipelagi, która porusza bardzo ważne tematy. Śmiało można powiedzieć o nich, że to tematy ostateczne, smutne i te, które dotyczą każdego człowieka. Każdy z nas ma życie ograniczone barierami czasowymi. Jednym los dał mniej lat, a inni dożywają sędziwego wieku jak bohaterka książki, która prawie doczekała stu lat. Sama ona wie, że kres jest blisko i chce przed śmiercią jeszcze zdążyć napisać swoją ostatnią książkę. W tym marzeniu pomaga jej wnuczka, która nagrywa materiały do zapisania na papierze. Będąc blisko „brzegu” jest to trudniejsze niż by się wydawało, ale tym samym treści do przekazania są wyjątkowe i bezcenne. Co czuje człowiek u kresu życia? Co brzmi w głowie, gdy czas dobiega końca i kurczy się nieubłaganie, szaleńczo przyśpieszając? Wiek dziewięćdziesięciu ośmiu lat zobowiązuje, a zarazem daje pewne przywileje. To olbrzymi bagaż wspomnień – tych bliższych i tych bardzo odległych, które wywołują obrazy z przeszłości, w kolorze sepii, ale i zabarwione wyjątkowymi emocjami. To doświadczenie i perspektywiczne spojrzenie na rzeczywistość, której już nic nie przesłania. To oczekiwanie na „co będzie dalej” i czas podsumowań. To czas nie dojrzewania, a przejrzałości, która jest ciężkim, aczkolwiek produktywnym okresem. Ściany domu opieki w którym znajduje się główna bohaterka słyszą wiele, są niemymi świadkami kresu, ale i życia, które choć gaśnie jeszcze trwa i ma swój smak. W tym czasie wszystko jest ważne i nabiera mocy, ma swoją symbolikę i swój wymiar.
Towarzyszenie osobie u kresu drogi jest wyjątkowym doświadczeniem. Jest i trudne i piękne. Boli, smuci i przestrzega innych by cenić każdy dzień, żyć intensywnie i realizować marzenia, bo koniec może nas niespodziewanie zaskoczyć. To niewątpliwie trudny tytuł, który nie nadaje się na czytadło dla relaksu. Tu słowa mówią bardzo wyraziście, tu wyznania manifestują ostateczne tematy, tu lekturze towarzyszy zaduma, refleksja i dziwny spokój. Tu wzruszenie jest czymś naturalnym jak tlen. Memento mori brzmi w każdym zdaniu. Starość to kres, ale i dopełnienie tego, co było wcześniej. To czas podsumowania, ale i ciekawości co potem?! To czas, który wszystko powoli wszystko zabiera, a daje jedynie okruchy wspomnień.
„Sploty” to książka wyjątkowa, nadzwyczajna, mądra i dojrzała. Chwytająca za serce, przygnębiająca i podsumowująca sens ludzkiego bytu. Przemijamy, jak pory roku, jesteśmy kontynuacją poprzednich pokoleń i fundamentem dla kolejnych. Puzzlem w układance, częścią maszyny, jej trybikiem, która pracuje od lat.
To naturalne, że czytaniu towarzyszą łzy, napady lęku czy bezsenne noce. Tego, że przemijamy nie zmienimy, ale możemy żyć lepiej, uważniej, intensywniej. Doceniajmy wspomnienia, chwytajmy małe przyjemności, doceńmy codzienność i tych, którzy nas otaczają. To morał płynący z tytułu, który bardzo wysoko oceniam i polecam. To książka nie tylko do przeczytania, ale i do przeżycia.
niedziela, 22 czerwca 2025
Sylwia Kubik "Córka księdza"
wtorek, 17 czerwca 2025
Max Czornyj "Czas rezurekcji"
Prawda wyzwoli nas nawet po śmierci
„Czas rezurekcji” to drugi tom cyklu „Brat Hektor i komisarz Sara Adam”. Tytułowy duet to dość nietypowe połączenie – policjantki i duchownego, który podejmuje się rozwiązania nietypowej, skomplikowanej zagadki. Hektora prosi o to Jego Ekscelencja arcybiskup Stanisław Namysłowski, który jest zaniepokojony tym, co dzieje się w muszyńskim, jednym w Polsce klasztorze Misterystów. Zabytkowy położony na odludziu monastyr kryje bowiem w swoich wnętrzach tajemnice, które wołają o rozwiązanie biorąc pod uwagę prawo zarówno świeckie jak i boskie. W murach pradawnego opactwa dochodzi do makabrycznej zbrodni a na temat mnichów krążą mrożące krew w żyłach plotki. Są oni posądzani o herezje, odejście od nauki Matki Kościoła i uwłaczające stanowi duchownemu zachowania. Pewnego zimowego dnia brat Hektor wsiada w pociąg i udaje się na miejsce. Położona wśród gór Muszyna wita go mroźną zimową pogodą adekwatną do klasztornej atmosfery. W klasztorze zostaje chłodno przyjęty, a to, co tam zastaje przerasta jego wszelkie wyobrażenia. W ciągu czterech dni wszystko się zmienia i bardzo wiele się dzieje, a o monastyrze na górze z pewnością trudno powiedzieć święte miejsce...
Po thriller z religijnym klimatem sięgnęłam pod wpływem ostatniego konklawe i zachwytu wiele lat temu książkami Dana Browna. Zdecydowałam się na twórczość z rodzimego podwórka i powieść Maxa Czornego. Wiedziałam, że to Mistrz sensacji, że pisze dobrze, że jego proza wciąga, ale po lekturze utwierdziłam się że pisze jeszcze lepiej niż myślałam i stać go na genialne powieści, które otumaniają jak narkotyk. Fabuła jest niczym górska rzeka po intensywnych opadach – niezwykle dynamiczna, błyskotliwa, która porywa i bombarduje coraz nowymi niespodziankami. Tu nie ma czasu na zastanowienie, tu trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, tu ciągle coś się dzieje, coś wymyka się spod kontroli i powala na kolana. Jest mocno, jest ostro, jest zaskakująco!
Tu namacalnie czuć ostrą walkę dobra ze złem, które atakuje bezlitośnie. Nic nie jest oczywiste, nie ma pewników, a sytuacja zmienia się z minuty na minutę. Zło jest niczym rozszalały potwór w klatce, a brat Hektor okazuje się błyskotliwym detektywem w habicie, który z inteligencją i niesłabnącą wiarą dąży do prawdy.
Ta książka czyta się fenomenalnie. Czas staje, rzeczywistość blednie, świat przestaje się obracać. A to wszystko dzięki klimatowi i tłu, które działają jak magnes. Wszystko co dyktuje nam podczas lektury wyobraźnia staje się namacalne, rzeczywiste, mroczne, niesamowite, złe a zarazem niezwykle mocno pociągające. Zło ma swój czar, jest kuszące niczym rusałka, a sacrum miesza się z profanum. Autor nie ma litości w dawkowaniu czytelnikowi emocji i nie skąpi mocnych wrażeń. W trakcie czytania wszystko wydaje się możliwe, świętość traci swoją otoczkę, a dreszcze przechodzą nas raz po raz rażąc bezlitośnie zmysły. „Czas rezurekcji” to książka nietuzinkowa z wyrazistym przekazem i mocnymi kreacjami postaci, które mają swoje tajemnice, są nakreślone dynamicznie i wyraziście. Tu, w tym tytule niczego nie można być pewnym i nic nie jest oczywiste.
Powieść ma bardzo wiele walorów i jedną wadę – że się kończy. Bo choć zakończenie jest perfekcyjnie nie chce się rozstawać z bohaterami, nie chce się wyjeżdżać z Muszyny tak szybko. Dokładnie tak, szybko przeczytacie ten tom i będziecie już chcieli zagłębić się w kolejny.
Reasumując nie wahajcie się czy przeczytać tę książkę, spójrzcie na mroczną okładkę i bierzcie się za lekturę, która z pewnością Was zaskoczy i na pewno Was nie rozczaruje. To świetna propozycja dla miłośników tego gatunku i tych, którzy lubią lektury oryginalne bez limitu intensywnych doznań.
poniedziałek, 26 maja 2025
Katarzyna Majewska - Ziemba "Gorzki smak rosolisu"
niedziela, 25 maja 2025
Agnieszka Lis "Ocalenie"
Piętno wojennego piekła boli na zawsze
Wśród morza książek zalegających na księgarskich półkach są takie, które na duszy wrażliwego czytelnika wypalają piętno pozostające na zawsze, a o lekturach tych po prostu nie da się zapomnieć. Do tego wyśmienitego grona z pewnością zaliczę kolejną w dorobku Agnieszki Lis powieść, która doprowadziła mnie tak samo do oceanu łez, jak i do czytelniczego nieba. Nie wiem czy uda mi się wyrazić słowami jej geniusz, ale to jedna z najbardziej wyjątkowych książek z kręgu literatury wojennej, która opowiada o tym koszmarnym czasie z perspektywy dziewczynki – sieroty, którą wychowuje sierociniec.
Ewa, bo tak ma na imię główna bohaterka, przychodzi na świat w więzieniu. Jest rok 1928. Jej matka skazana na karę pozbawienia wolności z miłością czeka na narodziny córki, a gdy to ma miejsce czule się nią opiekuje i otacza głęboką miłością. Zgodnie z przepisami może się nią zajmować do drugiego roku życia a potem musi oddać ją do sierocińca. Tak się dzieje i mała Ewa trafia pod opiekę pani Wandy, która jest bardzo oddana swojej pracy. Ewa jest dzieckiem wyróżniającym się z gromady. Budzi sympatię, jest inteligentna i zaradna, choć ma swoje zdanie i potrafi pójść swoją drogą. Jest lubiana przez personel i inne dzieci. Jej dorastanie i dzieciństwo burzy wybuchająca wojna, która zamienia codzienne życie w koszmar. Jednak Ewa nie załamuje się i stara jak najlepiej radzić sobie w piekle w jakim się znalazła. Nie traci optymizmu i elastycznie przystosowuje się do nowej, trudnej sytuacji. Dziewczynka podobnie jak inne dzieci z bidula jest coraz mocniej doświadczana przez los...
Jestem ogromnie wdzięczna Autorce za napisanie tak fenomenalnej historii i losowi, że dał mi możliwość przeczytania i zrecenzowania jej. Ona jest tak piękna, jak trudna i jak mocno dotyka czytelniczego serca. W trakcie lektury płyną łzy, a pomysł pokazania wojny oczami dziecka sieroty poturbuje każde serce. Agnieszka Lis bez ogródek ukazuje brutalne oblicze okupacji – pobicia, aresztowania, szykany, terror, ale i walkę z okupantem prowadzoną przez różnych ludzi na różne sposoby. Mała Ewa też ma w niej udział, podejmuje, może nie w pełni świadomie, ryzyko chcąc przyczynić się do klęski okupanta. Wojna zabiera jej beztroskie dzieciństwo, dotyka głodem, strachem o jutro, zmusza do szybszego dojrzewania, kształtuje charakter bezlitośnie, ale też sprawia, że mała dziewczynka wyrasta na dzielną, odważną i charakterną nastolatkę co pokazuje koniec książki. My czytelnicy śledzimy ten proces, a ona sama potwierdza tezę, że co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Książka w pewnych momentach rozdziera serce – szokuje ogromem zła, ale i otula mocą dobra, które kiełkuje również w trudnych czasach. Poszczególne sceny wywołują przeróżne emocje, dotykają wyraziście i bez litości uświadamiając jakim tak naprawdę ten okres był czasem i czego wymagał od ludzi. Konspiracja, działania skierowane w różny sposób przeciwko wrogowi kontrastują ze złem, a tym samym pokazują świat tamtej rzeczywistości. Nie będę zdradzać Wam za wiele z treści, ale dodam, że najlepszą częścią powieści jest jej zakończenie. Tak, trudno w to uwierzyć, ale kilkadziesiąt stron tytułu czytałam przez fontanny łez, a wydarzenie historyczne jakie miało miejsce zostało ukazane bardzo szczegółowo, plastycznie i tak, że wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Tej książce nie sposób się oprzeć! Nie można jej przeczytać bez zaangażowania całego siebie, nie można jej treści przyjąć obojętnie i szybko o niej zapomnieć. Ona z siłą wodospadu wrywa się w duszę i jest niczym najlepsza lekcja historii.
Agnieszka Lis stworzyła kolejną powieść wartą zachwytu i aplauzu. Pokazała kunszt swojego talentu i wyjątkowy obraz wojny. Pokazała wpływ koszmaru na ludzkie dusze, udowodniła, że zło nie jest w stanie zabić człowieczeństwa i uczuć wyższych w tym miłości. Tym, którzy tak jak ja zakochają się na amen w tej opowieści, dodam, że historia Ewy będzie miała ciąg dalszy. Zatem ja będę z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego tomu i polecać każdemu przeczytanie „Ocalenia”.
wtorek, 20 maja 2025
Ewelina Ślotała "Mężczyźni Konstancina"
Samce w akcji czyli konstancińska patologia po męsku
Są w swoich oczach bogami. Czują się jak gwiazdy na Olimpie. W końcu odnieśli sukces i mają się czym pochwalić. Ich konta mają wiele zer, ich firmy świetnie prosperują, ich interesy idą jak z płatka, ich dzieci są niezwykle zdolne, a ich żony to prawdziwe piękności. Czego chcieć więcej? Z racji tych osiągnięć wydaje im się, że wszystko im wolno, że prawo ich nie obejmuje, a oni sami zasługują wyłącznie na to, co na tym świecie najlepsze. O kim mowa? O mieszkańcach Konstancina, którzy mają piękne posiadłości i życie słodkie jak najlepszy miód. Tylko czy to aby nie przerysowana opinia a oni sami czy nie są pozornymi ideałami płci silnej?
Temat uważany jako tabu łamie w swojej ostatniej książce nieżyjąca już Ewelina Ślotała, a tytuł to piąty tom poczytnej serii Tajemnice Konstancina. Na jej treść składają się jak w poprzednich tomach dwa przeplatające się wątki. Jeden z nich to losy kobiety, która wraz z córką wyrwała się z objęć konstancińskiego mężczyzny, a drugi to charakterystyka takiż mężczyzn, którzy błyszczą sukcesem choć na ich sumieniu nieprawości i grzechów nie brakuje.
Główna bohaterka tej serii – pewna konstancińska żona odchodzi od męża i cieszy się wolnością, właściwie to się jej uczy na nowo. Ma za sobą traumy i lęki, które nadal zakłócają jej życie. Chwilami czuje się tak mocno przybita, że ma ochotę się poddać. Wszelkie wysiłki podejmuje z myślą o córce, która dosłownie trzyma ją przy życiu. Zmienia otoczenie i przeprowadza się do Poznania, gdzie wynajmuje piękny dom blisko natury. Gdy zapada na grypę prosi matkę o pomoc w opiece nad dzieckiem. Dopada ją depresja i stany lękowe. To matka podpowiada wejście w terapię i podsuwa kontakt do świetnej terapeutki. Czy to pomoże zapomnieć o koszmarach z przeszłości i mężczyznach, którzy u jednych budzą zazdrość a u innych odrazę?
Wiele kobiet weszłoby w relację z tak bogatym partnerem bez wahania, ba czułyby się jak po wielkiej wygranej. Bycie żoną obywatela Konstancina to już byłby sukces na miarę Oskara, pytanie czy naprawdę warto poślubić kogoś takiego?
Złota klatka to pojęcie symboliczne. Na początku jest pięknie i kolorowo, ale panowie z Konstancina szybko się nudzą i chcą zmian. Owszem bywają dobrymi ojcami, dbają o dzieci, ale nieobca im przemoc, nałogi i wulgarne zachowanie. Lubią szpan i bycie na świeczniku. Lubią błyszczeć w towarzystwie, być podziwianym i czuć się królami świata. Cenią dobre stroje, pięknie urządzone rezydencje, ale są w stanie sprać żonę na kwaśne jabłko, mieć kochanki na boku, a wierność jest dla nich nudna. Taki obraz mężczyzn sukcesu rysuje na kartach książki Autorka, która nie boi się pisać odważnie i wyraziście. Tu nie ma zasłon i kurtyn. Tu jest wszystko opisane jak na dłoni. Tu opadają maski i widać co się tylko pozornie błyszczy. Tytuł szokuje i świetnie uświadamia jak bardzo sukces i pieniądze mogą zawrócić w głowie.
Tom V serii nie odbiega w konstrukcji od swoich poprzedników. Jest równie ciekawy, elektryzujący i szokujący. Obnaża cały blichtr osady bogaczy, którzy mają pełne konta, ale nie zawsze klasę i gust. Czują się ponad innymi, a tak naprawdę są niewolnikami pieniędzy i opinii innych o nich. Żyją nie tak jak chcą, ale bo tak wypada. Bo wypada się pokazać, trzeba czymś jeździć i gdzieś bywać. Trzeba mieć to i owo, znać tego i tamtego, wypoczywać na oczach widowni z Instagrama. Miarą spokoju jest to co powiedzą, zobaczą i napiszą inni. Wolność po konstancińsku cierpko smakuje i bywa złudzeniem. Ta wycieczka do świata bogactwa była ciekawym doświadczeniem. To była przygoda w rzeczywistości, która jest tak naprawdę i smutna i okrutna. Ewelina Ślotała świetnie ją opisała i odwzorowała. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i z błyskiem w oku. Bogactwo oślepia a zarazem otwiera oczy. Sprawdźcie zresztą sami. Mocne wrażenia gwarantowane w pakiecie z lekturą.
poniedziałek, 19 maja 2025
Katarzyna Majewska - Ziemba "Dotyk marcepanowych marzeń"
czwartek, 15 maja 2025
Natasza Socha "Maska"
sobota, 10 maja 2025
Sandra Podleska "Cisza w mazurskim lesie"
poniedziałek, 5 maja 2025
Agnieszka Lewandowska-Kąkol "Krzywdy przeszłości"
wtorek, 22 kwietnia 2025
Leah Moyes "Polska pielęgniarka"
Amanda Peters "Zbieracze borówek"
Czasem życie staje się puszką Pandory
Raz się w życiu rodzimy i raz umieramy. To jedyna sprawiedliwość na tym świecie. Innej próżno szukać, bo żyjemy różną liczbę lat a los obdarowuje nas przeróżnymi niespodziankami. Są szczęśliwcy którym trafiają się wyłącznie te miłe, ale są i pechowcy, których stale dotykają nieszczęścia i kłopoty, a których życiowa droga wiecznie biegnie pod górę. Ta druga opcja dotknęła pewną indiańską rodzinę z plemienia Mikmaków z Nowej Szkocji. Jej członkowie wciąż otrzymywali od losu ciosy, które mocne bolały i kładły się tramą na wiele lat.
Książka „Zbieracze borówek” przenosi nas do Maine, do lat 60-tych XX wieku. Jest lato, a Joe i Ruthie wraz z rodzicami i rodzeństwem znajdują się na plantacji by wykonywać sezonowe prace. Praca polegająca na zbieraniu borówek jest ciężka, ale rodzina nie narzeka pracując sumiennie w pocie czoła. Aż do pewnej chwili, gdy dotyka ich potworna tragedia. W mgnieniu oka znika mała Ruthie – najmłodsza z rodzeństwa i ślad po niej bezpowrotnie ginie. Ostatnim, który ją widział jest Joe. W chłopcu uruchamiają się pewne negatywne mechanizmy, które zostają z nim na wiele lat. Poczucie winy, że nie dopilnował siostry kładzie się cieniem na całej jego przyszłości.
Norma jest jedynaczką, dorasta w na pierwszy rzut oka w porządnej rodzinie. Z biegiem lat dziewczyna szuka wspomnień z czasów dzieciństwa i napotyka pewne tajemnice i sekrety, które chce odkryć. Przestaje być pewna swojej tożsamości. Intuicyjnie przeczuwa, że coś kryje się w mroku i to coś ma z nią bezpośredni związek. Jej rodzice podobnie jak krewni otaczają się murem milczenia a to nakręca Normę do dalszych intensywnych poszukiwań.
Drodzy miłośnicy dobrej literatury! Koniecznie wpiszcie na listę swoich lektur tę powieść. Przeczytajcie, ale oceńcie ją dopiero gdy doczytacie ostatnie zdanie. Bo tylko wtedy w pełni możecie dostrzec jej kunszt, piękno i wyjątkowość. Jej fabuła jest tak samo niesamowita jak smutna. Ten smutek kładzie się cieniem na klimacie tytułu i jego odbiorze. Czytając ma się wrażenie, że szczęście nie istnieje, że są ludzie którym w żadnej mierze nie jest im ono dane. Nieszczęścia spadają raz po raz i przyciągają za sobą kolejne. Czytelnik czuje się osaczony podobnie jak bohaterowie, którzy muszą się zmierzyć ze sporymi traumami. Ale mimo tego ta opowieść chwyta za serce, podoba się choć nie jest łatwa w odbiorze. Podwójna naprzemienna narracja wciąga czytelnika we wnętrze książki. Stawia go nie z boku, ale w centrum wydarzeń. Wprowadza do świata w którym trudno o uśmiech. Szokiem była dla mnie informacja, że powieść jest debiutem. Jest przecież bardzo ambitna, dojrzała, przemyślana. Odciska ślad, daje do myślenia i skłania do refleksji na wartościami które są od lat uniwersalne i ważne. Jako miłośniczka sag rodzinnych odnalazłam w niej wiele cennych walorów, a treść mocno wbiła się w moje wnętrze.
Autorka nie stroni w niej od bolesnych tematów, odważnie pisze o śmierci, trudnych stronach życia i sztuce wyborów. Jednym z bohaterów staje się trauma, która jest spadkiem tragicznego wydarzenia. W tytule jest ukazane jej stadium krok po kroku. Ma ona różne oblicza i intensywność. W całej okazałości pokazane jest jej destrukcyjne działanie, jej toksyczność i zabieranie radości życia przez jedno zdarzenie. Czytając nie mogłam się oddawać nieprzerwanie lekturze. Musiałam robić przerwy by ochłonąć, by ostudzić emocje i uspokoić rytm serca.
Książka niezmiernie mi się podobała, choć jej początek nie wskazywał na to. Płynie z tego wniosek, że książki nie można oceniać po okładce, po tytule i zbyt szybko. Gorąco polecam jej lekturę i życzę odkrycia jej fenomenu, który z pewnością ją cechuje.