piątek, 28 lutego 2014

Bogdan Chruścicki "Justyna Kowalczyk Królowa Śniegu"


Wydawnictwo Otwarte 
data wydania 2014
stron 264
ISBN 978-83-7515-285-2

Opowieść o Królowej Śniegu

Wiele lat temu w małej miejscowości w pobliżu Limanowej urodziła się dziewczynka, która pokochała bieganie na nartach. Była bardzo ambitna, pracowita i utalentowana. Wiele lat ciężko trenowała. Całe swoje życie podporządkowała uprawianiu sportu. Jej upór i trud nie poszedł na marne. Pewnego dnia wkradła się do światowej czołówki narciarskich biegaczek i udowodniła rywalkom, że jest groźnym przeciwnikiem. Zaczęła się fala zwycięstw, zdobywania trofeów, tytułów. Zawodniczkę z Kasiny Wielkiej pokochały tysiące Polaków, którzy gromadzili się licznie na trasach biegów i przed telewizorami. Justyna Kowalczyk zyskała przydomek Królowej Śniegu.
Z telewizyjnych wypowiedzi, wywiadów rysuje się portret kobiety odważnej, która bywa do bólu szczera i otwarcie mówi co myśli, co ją boli, denerwuje. Widać, że olimpijka z Kasiny ma niełatwy charakter, ale czy to nie dodaje jej jeszcze więcej uroku?
Justyny Kowalczyk nie polubiłam od razu tak jak Adama Małysza. Ale dziś cenię ją ogromnie i darzę głęboką sympatią. Śledzę jej poczynania, kibicuję i w pełni rozumiem. Ba, ogromnie doceniam za szczerość i odwagę mówienia tego co myśli. Dziś nie każdego sławnego człowieka na to stać.
Po książkę o biegaczce spod Limanowej sięgnęłam z przyjemnością. Chciałam dowiedzieć się o Niej jeszcze więcej. Czy tak się stało?
I tak i nie!
Książka znanego dziennikarza sportowego i komentatora Eurosportu to biografia zdecydowanie zawodowa. Informacji o życiu prywatnym złotej medalistki jest dość mało. Autor skoncentrował się wyraźnie raczej na sportowej stronie życia. Pani Justyna chroni dość mocno swoją prywatność i ma do tego prawo. Jej życie sportowe jest bardzo intensywne i pełne różnych zdarzeń. Nie zawsze jest łatwo. Początki kariery nie były usłane różami. Biegi na nartkach- jak nazywa je pieszczotliwie Justyna Kowalczyk - nie były kiedyś zbyt popularne. A ona sama od dawna gromi inne polskie zawodniczki na głowę. Nie ma Polki z którą przyszłoby jej bezpośrednio rywalizować. Justyna prze do przodu sama, ale z tym samym trenerem. Tworzą świetny duet.

Chruścicki napisał książkę nie tylko o swojej ulubionej zawodniczce, ale i zawarł w publikacji cenne informacje o historii zmagań w sportach zimowych oraz o zasadach na jakich odbywają się biegi. Są one dość zawiłe na pierwszy rzut oka. Czytając poznałam świat biegaczek, ich przyjaźnie i animozje, otoczkę, która czasem nie jest widoczna w trakcie zmagań sportowych. Książka świetnie podsumowuje dokonania naszej olimpijki i uświadamia ile wymagały pracy oraz trudu. To nie jest taka prosta konkurencja. Wymaga cech właściwych dla tytanów. Dzięki tej publikacji inaczej spojrzę na ten rodzaj sportu.
Autorowi udało się napisać tę książkę bardzo plastycznie - wręcz czuje się te emocje jak w trakcie oglądania telewizyjnych transmisji. Jest ona też bardzo osobista. Widać wielką sympatię Chruścickiego do Justyny Kowalczyk. Nie brak zdjęć, planów tras.
Mam nadzieję, że kiedyś za dobrych kilka lat sama bohaterka napisze o swojej karierze książkę, która ją podsumuje. I podzieli się osobistymi przeżyciami. 
Książka wydana bardzo starannie, wręcz elegancko. Z przyjemnością bierze się ją do ręki. Nie ma literówek, pomyłek. Przyjemna dla oka czcionka i dobry format. Za to Wydawcy należy się uznanie.

środa, 26 lutego 2014

Nieduży stosik - wielka radość


Tym razem stos nie jest zbyt duży, ale składa się z tak smakowitych dla mola książkowego książek, że muszę się nieskromnie pochwalić. I tak 
- Mieczysław Bieniek " Hajer jedzie do Soczi" od Lubimy Czytać - książka już przeczytana i zdradzę jej ocenę 10/10.
-Piotr Milewski "Transsyberyjska" od Lubimy Czytać
- Bogdan Chruścicki " Justyna Kowalczyk Królowa Śniegu" od Wydawnictwa Otwarte
- Chuck Missler " Poznaj Biblię w 24 godziny" od Wydawnictwa Nowy Świat


wtorek, 25 lutego 2014

Andrzej Szczeklik, Jerzy Illgiem " Słuch absolutny"


Wydawnictwo Znak
data wydania styczeń 2014
stron 288
ISBN 978-83-240-2869-6

Wyjątkowy Człowiek w lekarskim kitlu

Ta książka trafiła w moje ręce czystym przypadkiem. Do chwili jej przeczytania nie miałam pojęcia kim jest Andrzej Szczeklik. Dzięki lekturze poznałam wyjątkową osobistość polskiej medycyny, specjalistę w ręce którego zapewne chciałoby trafić wielu ludzi w nieszczęściu jakim jest choroba. Książka napisana jest w formie wywiadów dwóch bliskich sobie przyjaciół z których wytworzył się jeden spory wywiad rzeka. Kolejne rozmowy toczone pewnie przy niejednym kubku herbaty poruszają różne kwestie. Z nich rodzi się autobiografia lekarza legendy polskiej medycyny. Wybitnego fachowca, który leczył i sławne osobistości i tysiące zwyczajnych zjadaczy chleba. W swoim fachu był perfekcjonistą. Miał nie tylko wiedzę, ale i wspaniałą intuicję, kulturę osobistą. Był lekarzem wybitnym nie tylko ze względu na swoje osiągnięcia, ale i moim zdaniem za podejście do pacjenta. Gdy choruje ciało słabuje i dusza. Ktoś chory bywa załamany, przerażony. Lekarz powinien zagrzewać go do walki, dodawać wsparcia. Nie każdy medyk to potrafi. Pan Szczeklik był w tym doskonały.
Bohater "Słuchu absolutnego" to nie tylko lekarz, ale i naukowiec, autor literatury medycznej, która ukazywała się na całym świecie. Wiele lat spędził we Wrocławiu i Krakowie, odbywał też staże zagraniczne. Był pasjonatem i mistrzem w swoim fachu, a przy tym człowiekiem wrażliwym, wszechstronnie wykształconym, ciekawym świata. Kochał muzykę, która obok medycyny była jego drugą pasją. Uwielbiał górskie wędrówki, grywał na fortepianie, świetnie jeździł na nartach. 
Swoje życie przeżył niezwykle intensywnie. W kolejnych rozmowach z przyjacielem Jerzym Illgiem pozwolił się poznać od kołyski. W książce nie brak wspomnień z dzieciństwa, okresu edukacji, studiów i pracy zawodowej. Pan Andrzej ciekawie opowiedział wiele anegdot z pracy lekarza, ale nie tylko. Nie szczędził też wspomnień z pobytów zagranicznych, podzielił się swoimi opiniami o literaturze, wspomniał o pobytach w Piwnicy pod Baranami, krakowskich przyjaciołach. 
Tę książkę wręcz pochłonęłam. Odkryłam życiorys wspaniałego człowieka, lekarski ideał. Profesor Szczeklik to człowiek naprawdę wyjątkowy, któremu sukcesy nie przewróciły w głowie, który każdego dnia realizował złożoną przysięgę Hipokratesa. Jego postać budzi podziw, szacunek. Właśnie takie osobowości powinny promować media. 
Wspaniała lektura dla miłośników biografii. Dodam jeszcze, że ta publikacja nie ma w sobie nic z autoreklamy. Autorzy nie szukają rozgłosu. Profesor nie chce być podziwiany, on po prostu zwyczajnie o sobie opowiada. Nie ma w tej lekturze chęci zabłyśnięcia, pokazania się światu. Wybitny lekarz był bowiem całe życie skromny i sława go nie zmieniła. Pozostał sobą do końca. A przy okazji ogromnie zasłużył się polskiej medycynie. Wspaniała postać, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Poznaj ją i Ty.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Eva Mozes Kor, Lisa Rojany Buccieri "Przetrwałam. Życie ofiary Josefa Mengele"


Wydawnictwo Prószyński 
data wydania luty 2014
stron 160
ISBN 978-83-7839-704-5

Ofiary Anioła Śmierci

Po lekturze tejże książki jestem i jeszcze długo będę bardzo wzruszona. Bo jakże nie być, gdy przeczytało się o losach dwóch sióstr i jednej rodziny, a w ich tle stoją tysiące osób, których spotkało to samo?
Josef Mengele to niemiecki lekarz i zbrodniarz wojenny, który ma na sumieniu tysiące ofiar na których prowadził eksperymenty medyczne. Nie wszystkie te ofiary zmarły od razu. Niektóre przeżyły, ale zostały okaleczone na całe życie. Doktor zwany Aniołem Śmierci w 1943 roku trafił do obozu w  Auschwitz. Tam uczestniczył w selekcjach przebywających Żydów - rozdzielał ich na tych zdolnych jeszcze do pracy i badań medycznych oraz tych, którzy szli wprost do komór gazowych. Prowadził również eksperymenty medyczne na karłach, bliźniętach.

Jednymi z jego ofiar były siostry Eva i Miriam Mozes, które trafiły do obozu jako dziesięciolatki. Zostały rozdzielone od rodziny i zakwaterowane w osobnym baraku. Tu przeszły prawdziwe piekło. Były chore, głodne, wycieńczone. Ich dramat trwał może niezbyt długo, ale pozostawił ślad na całe życie. Żydowskie bliźniaczki pochodziły z rumuńskiej wioski Portz. Tu przez 10 lat mieszkały na wsi i cieszyły się ciepłem rodzinnym. Mozesowie nie byli bardzo bogaci. Ciężko pracowali na roli, byli zwyczajnymi ludźmi. Najpierw zostali napastowani za to, że są wyznania mojżeszowego, potem wywieziono ich do obozu. Skonfiskowano majątek i poza Evą i Miriam zagazowano. Dziewczynki przeżyły, ale obóz został im w pamięci do śmierci. Miriam umarła szybciej, miała kłopoty z nerkami wskutek działań Mengele. 
Książka to wzruszające świadectwo o potwornościach antysemityzmu i obozowym piekle. Eva napisała ją niezwykle prosto, przekazała relację oczami dziecka. Jest ona zwyczajna i niewyszukana, ale bardzo prawdziwa, a tym samym autentyczna i niepozostawiająca żadnych niedomówień. Czytając roniłam łzy, płakałam nad losem nie tylko Evy i jej siostry, ale nad losem i innych współtowarzyszek obozowej niedoli sióstr Mozes. Jakże wiele one wycierpiały! Jak szalonym sadystą był Mengle! Gdzie zgubiło się jego sumienie? Gdzie wrażliwość na cierpienie i choroby jako lekarza? Czy tak bardzo opanowały go slogany nazizmu, że zatracił swoje człowieczeństwo?

Książka robi na czytelniku ogromne wrażenie, jest cennym świadectwem, które doskonale zastąpi niejedną lekcję historii. Opowiada o piekle, które ludzie ludziom zgotowali. W obozie było potwornie, cierpienie nie miało miary, ale mimo to nie zginęły w krematoriach ludzkie odruchy jak siostrzana miłość czy troska. Wśród takich jak Eva Mozes hitlerowcom nie udało się zabić determinacji by przeżyć. Nie jest to obszerna objętościowo książka, ale zawiera w sobie ogrom treści. Jest cenna jako historyczne świadectwo o czasach kiedy w imię nazizmu dokonywano potwornych zbrodni. Warto by po tę lekturę sięgnęli zwłaszcza ludzie młodzi, którzy dziś niekiedy zapominają i nieco lekceważą historyczną przeszłość. Jej lektura z pewnością pozwoli docenić szczęście dorastania w czasach pokoju. Książka, która wręcz wykrzykuje tezę "Nigdy więcej wojny!".

środa, 19 lutego 2014

Diana G. Armstrong "Gdzieś na południu Toskanii"



Wydawnictwo Pascal
data wydania 2013
stron 288
ISBN 978-83-7642-206-0

Toskańskie dolce vita

Toskania to moim zdaniem jeden z najpiękniejszych zakątków świata. Rokrocznie to miejsce jest celem wakacyjnych i urlopowych wyjazdów tysięcy turystów. Wielu z nich jeśli raz zakosztuje toskańskich uroków powraca w to miejsce ponownie. W głowach tych ludzi czasami rodzi się marzenie, by Toskania stała się ich miejscem zamieszkania. I tak w tym regionie pojawia się na dłużej lub na stałe coraz więcej obcokrajowców.

Gdzieś na toskańskiej prowincji, a dokładnie w miasteczku Lubriano znaleźli swoje miejsce na ziemi państwo Armstrong pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Zaczęło się banalnie od zwyczajnego urlopu, a skończyło na kupieniu starego domu, w którym kiedyś był klasztor i mieszkali mnisi. Co samo w sobie nie jest czymś oryginalnym i wyjątkowym w Toskanii. Oczywiście budynek był do remontu. By cieszyć się urokami życia na włoskiej prowincji amerykańska para musiała przezwyciężyć sporo trudności i problemów. Nie zabrakło dotykających obcokrajowców kłopotów, nieporozumień i trudności językowych, ale efekt końcowy był tego warty.
Włoskie realia są inne od amerykańskich. Tu wszystko biegnie swoim odwiecznym rytmem, czas wolniej płynie. By żyć i mieszkać w Toskanii trzeba się dostosować do tego, co jest tu oczywistością. Innej opcji nie ma. Amerykanom, ale i pewnie Europejczykom czasem trudno zrozumieć toskańską filozofię życia. Ale ma ona swoje uroki i potrafi oczarować.

Kupując dom, który czeka remont można jak autorka zachwycić się pięknym freskiem na suficie, odkryć zasypaną tajemniczą studnię, ale trzeba też zebrać w sobie ogrom cierpliwości. Wszelkie prace renowacyjne, wszelkie działania ekip remontowych zwykle ciągną się bez końca. Najęci fachowcy lubią być nieterminowi, spóźniać się, lawirować. Zwykle nie wywiązują się z terminów i pracują w swoim rytmie. Napięte nerwy może złagodzić malowniczy krajobraz za oknem, wspaniała kuchnia i owo tak reklamowane dolce vita. Diana Armstrong mimo pewnych niedogodności zakochuje się w swoim domu i okolicy bez pamięci. Swoimi pełnymi emocji wrażeniami dzieli się na kartach książki. Jej narracja jest autentyczna, pełna uczuć i błyskotliwa. Pełna humoru. Ktoś może powiedzieć ( i będzie miał rację), że temat tej książki to nic innego jak odgrzewany kotlet. Tak, na półkach księgarni czy bibliotek znajdziemy wiele publikacji opowiadających o osiedleniu się w Toskanii, o zapuszczeniu korzeni na włoskiej prowincji i zakupie domu. Jednak kto raz rozsmakuje się w toskańskiej tematyce będzie takich książek szukał i nie powie o nich, że są nudne. Bo w Toskanii wszystko zachwyca. Jedno spojrzenie na okładkę wyjaśnia jak piękne są tam widoki, jak malownicze są wzgórza porośnięte winnicami. Diana Amstrong świetnie zadała egzamin z przekazania słowami zapachów i aromatów. Książka gloryfikuje też niezwykle smaczną i zdrową kuchnię, a w tekst są wplecione przepisy kulinarne. Nie są one zbyt trudne i wyszukane. Każdy może spróbować wcielić się w szefa kuchni i zaserwować posiłek po toskańsku.

Książkę „Gdzieś na południu Toskanii” czyta się niezwykle przyjemnie. Dzieje się tak za sprawą pięknych opisów, ciekawych anegdot, ogromu humoru. Przy tej lekturze można się rozmarzyć, zrelaksować i poczuć zapach ziół, cyprysów czy grzybów. Lektura z pewnością znajdzie uznanie u italofilów. Pokochają ją miłośnicy prozy Ferenca Mate czy książek Aleksandry Seghi. To niezwykle pogodna lektura, która z pewnością poprawi humor w dzień, gdy niebo zasnują chmury z których siąpi deszcz czy sypie śnieg. Szczególnie polecam ją tym, którzy jeszcze nigdy nie przeczytali niczego w podobnym gatunku.
 Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

wtorek, 18 lutego 2014

Marta Bluszcz "Listy z życia"

Wydawnictwo SelfPublishing
stron 117
Książka do nabycia http://www.amazon.com/Listy-x17C-ycia-Polish-Edition-ebook/dp/B00I6HKZOK
Życie, samo życie

Propozycję recenzji tej książki otrzymałam od Autorki, której serdecznie dziękuję za miłą niespodziankę. Ten ebook to zbiór dziesięciu opowiadań. Są one opowieściami bardzo realnymi, takimi jakie często dzieją się w prawdziwym świecie. Ich bohaterowie to zwyczajni ludzie, którzy w życiu muszą radzić sobie z różnymi sytuacjami, problemami. Czy jest jakaś klamra łącząca poszczególne utwory? Owszem tak. Tematem wspólnym jest miłość. Postacie, które poznajemy w książce kochają. Raz szczęśliwie, raz pechowo. Czasem przeszkodą w życiu bywa choroba. Czynnik od człowieka niezależny, który potrafi wywrócić cały świat do góry nogami. Choroba to zdecydowanie coś negatywnego, ale jak przekonuje książka często bywa też jej pozytywny wydźwięk. Dzięki bolesnym przeżyciom bywa, że otwierają się nam oczy na to co ważne, istotne, bezcenne. Bohaterowie publikacji kochają, zdradzają, są przez partnerów zaskakiwani. Czy to typowa książka o miłości? Zdecydowanie nie. To nie romansowe opowieści o słodkich serca wzdychaniach, ale realne oblicza uczuć jakie przeżywają postacie. Bo miłość ma różny smak, bywa i gorzka i kwaśna. Żąda poświęceń, boli i rozczarowuje. Ale nie można też się jej wyrzec, bo życie bez niej nie ma barw. 
Biorąc do ręki czytnik miałam pewien plan czytanie "Listów z życia". Chciałam czytać każde opowiadanie oddzielnie z przerwami. Ale się nie dało. Lektura okazała się zbyt ciekawa i pociągająca. I tak przeczytałam całość jednego popołudnia. Teksty przykuły moją uwagę, a tym co mi się najbardziej podobało jest realizm opisywanych sytuacji i prosty język jakim posłużyła się Autorka. Oba elementy ze sobą świetnie współgrają. Pasują do siebie jak ulał. 
Ktoś powie, że pisanie opowiadań jest prostsze niż dłuższych utworów. Ja się nie zgodzę. Trzeba się sporo natrudzić, by stworzyć dobre opowiadanie. Pani Marta poradziła sobie z krótką formą bardzo dobrze. Oczywiście jedne teksty podobały mi się bardziej, inne mniej. Chyba najlepszy był ten o kobiecie cierpiącej na raka piersi. Bardzo się wzruszyłam czytając o heroicznej walce kochającej pary. W oczach miałam łzy. To prawdziwe oblicze miłości. Bo ona nie polega na mówieniu "kocham" czy seksie, ale na trwaniu u czyjegoś boku choćby świat się walił. Co bym mogła doradzić Autorce? Ze swojej strony z chęcią przeczytałabym powieść opartą na rozbudowaniu któregoś z tekstów. 
Trafnie dobrany tytuł też uważam za atut lektury. 
Moja ocena 6,5/10.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Stosik, stosik, stosik...

 Znów powiększyła się moja biblioteczka. Jak się nie cieszyć? Tylko trzeba ostro się zabrać za czytanie. W stosiku znalazły się:
Magdalena Witkiewicz "Pensjonat marzeń" od Lubimy Czytać
Karol Wojtyła " "Jestem bardzo w bożych rękach" j.w.
Penny Jordan "Wszyscy mają się dobrze" od Miry
Magdalena Kordel "Malownicze. Wymarzony dom" od Lubimy Czytać
Grzegorz Kozera "Berlin, późne lato" od Matrasa
Francisco Gallardo " Ta ostatnia noc" od Wydawnictwa Prószyński 
Paweł Lisicki " Tajemnica Marii Magdaleny" od Wydawnictwa M

A na czytnik dostałam:
od Wydawnictwa Prószyński:


  
Od Autora


 Od Autorki


sobota, 15 lutego 2014

Alina Krzywiec "Kolebka"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania styczeń 2014
stron 360
ISBN 978-83-7839-674-1
W cieniu rodzinnych tajemnic
"Kolebka" Aliny Krzywiec to książka, która była przed lekturą wielką tajemnicą. Kompletnie nie wiedziałam czego mam się w trakcie czytania spodziewać. Autorka w fabule wykorzystała dość popularny temat, który często pojawia się w literaturze dla Pań. Rodzinne tajemnice z prowincją w tle. Ale przecież można to zrobić w różny sposób. I tak o rodzinnych zawiłościach można pisać ckliwie, sentymentalnie, słodko i uroczo, ale można też ... no właśnie można wybrać takie nietuzinkowe rozwiązanie jak zrobiła to autorka "Kolebki". Można napisać powieść szpikując ją klimatem, który przypominał mi thriller, można pogmatwać akcję niczym szpulkę nici, można stworzyć nietuzinkową atmosferę, która chwilami zachwyca do bólu, a chwilami drażni do upadłego. Suma sumarum bardzo długo myślałam nad oceną. I do końca nie wiem, co przeważyło - plusy czy minusy. Może więc postaram się je jak najdokładniej wymienić.
Początek jest ... napisany dość mocnym piórem, ale bez emocji - czyli wiele się dzieje, ale z tekstu nie bije coś, co chyba powinno. Autorka niezbyt umiejętnie oddaje uczucia pary niedoszłych rodziców. Marta i Marcin przeżywają traumę. Ciąża nie ma szczęśliwego zakończenia. Dziecko umiera. Marta z partnerem chowają ciałko w pudełku w misie bez oficjalnego pogrzebu. A miało być tak inaczej... Marta wyjechała do stolicy na studia. Skończyła lingwistykę, miała mieć cudowną pracę lecz wylądowała w call center. To nie był szczyt jej marzeń. Wraz z Marcinem mieszkali w wynajętym mieszkaniu z innymi młodymi ludźmi, bo tak dyktowała ekonomia. Pewnego dnia nasza bohaterka otrzymała niespodziewany list od babci. Jego treść brzmiała w stylu szantażu - "albo wracasz w rodzinne strony, albo dom przypadnie Kościołowi". Marta rzuciła stolicę i powróciła na Dolny Śląsk. Na zapadłą prowincję jakże inną od dużego miasta. No ale i tu toczy się życie. By mieć na życie jeździ się do Niemiec " na szpyry". Babcia Marty okazuje się bardzo ekscentryczną i dziwną starszą panią. Ma w planach zamieszkanie w domu pomocy społecznej, ale chce też by jej jak się okazuje przybrana wnuczka poznała prawdę o swoim pochodzeniu. Rodzinne tajemnice tej familii  są niczym labirynt kreteński...

Powieść "Kolebka" jest nieco chaotyczna, ale za to bardzo nietuzinkowa. Tajemnicza i wywołująca dreszczyk. Emocje nie zawsze, choć nie brak stron kiedy od nich kipi. Podzielona na trzy części treść opowiada o losach przybranej babci i matki Marty oraz o niej samej. Kobiet, na których życie miała wpływ wojna i ich rodzinne korzenie.  Żydówka i Niemka miały przecież stać po różnych stronach barykady, ale jednak los spłatał im psikusa i w pewien sposób ze sobą związał. Co mnie w tej książce rozczarowało ? Zakończenie! Wolę takie dosadne w stylu kawa na ławę. Autorka jednak zdecydowała inaczej.
Dodam jeszcze, że chwilami ta powieść jest bardzo smutna, wręcz przygnębiająca. Autorka bowiem odważnie porusza tematy dotyczące odchodzenia do wieczności. Pisze o śmierci w dziwny sposób.
Książka nijak nie ma się do lektur o sielskości prowincjonalnego życia. Powieściopisarka depcze utarte schematy, a spod jej pióra wychodzi książka niestandardowa. Pełna sekretów, dziwnych sytuacji, która potrafi wciągnąć, potrafi przykuć uwagę. Bardzo, ale to bardzo trudno jest mi ją ocenić. Nie jest lekturą złą, nie jest literackim gniotem, a jej lektura potrafi się chwilami przesycić. Nie mogłam jej czytać jednym ciągiem, ale i treść potrafiła drażnić moją babską ciekawość. Polecam ją tym, którzy lubią fabuły pełne sekretów, zagmatwanych tajemnic z historią w tle.

piątek, 14 lutego 2014

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Łatwopalni"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2013
stron
ISBN 978-83-6362-229-9

Uczucie. co przyszło nie w porę
 
Na pytanie czym jest miłość odpowiedzi może paść bardzo wiele. Jedni określą ją jako coś najpiękniejszego, co może spotkać człowieka, malkontenci mrukną, że komplikuje życie, a romantycy powiedzą, iż to ich największe marzenie - spotkać taką prawdziwą i dozgonną sercową relację z ukochaną osobą. Nie minę się chyba z prawdą jeśli dodam, że miłość jest jak ogień. Potrafi nas w moment omotać i zająć niczym płomienie pochodnię. Sprawi, że staniemy się niczym sucha trawa, niczym szczapy drewna – po prostu „łatwopalni” i nieodporni na rozum. Wygra z nim zakochane serce.
Tytuł powieści Agnieszki Ligas-Łoniewskiej jest bardzo wymowny. Idealnie opisuje i odzwierciedla stan duszy dwojga głównych bohaterów, którzy wcale nie dążą na siłę do tego, by się zakochać. Monika i Jarek są emocjonalnie poturbowani. W ich duszach panuje zamęt. Los kojarzy ich ze sobą chyba w nie za bardzo odpowiednim momencie, ale czy tak często w życiu nie bywa? Na miłość raczej nie ma rady i mocnych, ona robi z nami co chce...
Książka zabiera nas do małego, turystycznego miasteczka na Dolnym Śląsku. Tu mieszka wraz z matką Monika, nauczycielka z miejscowej szkoły. Matka i córka żyją pod jednym dachem jak pies z kotem. Nie ma między nimi serdecznej relacji, jest sucha egzystencja i brak zrozumienia. Obie panie nie potrafią ze sobą szczerze porozmawiać, dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Dom, który zamieszkują ma gościnne pokoje, które wynajmowane są turystom. Jednym z szukających dachu nad głową przybyszów jest pewien tajemniczy i niezwykle przystojny motocyklista Jarek Minc. Jego przybycie do małego miasteczka budzi sensację wśród płci pięknej. Przyprawia o mocniejsze bicie serca, bo jest taki urodziwy i intrygujący. Prawdziwe ciacho. Nasz przybysz jednak nie jest czuły na kobiece spojrzenia. Ma smutny wyraz twarzy, jego myśli krążą gdzieś indziej i widać, iż coś gorzkiego zaprząta jego głowę... Monika i Jarek przeżyli w przeszłości coś bolesnego, traumę, która kładzie się cieniem na ich życiu. Czy może dzięki temu staną się sobie jeszcze bardziej bliscy, znajdą wspólny język i nić porozumienia? Bo Amor już strzelił...O miłości napisano już tak wiele książek. Jedni z autorów podjęli ten temat w sposób romantyczny i sentymentalny, inni pisali dramatycznie, a Ligas-Łoniewska nie poskąpiła czytelnikom emocji i realizmu. Losów głównych bohaterów autorka nie ubrała w cukierkową otoczkę, a napisała porywająco, namiętnie i wyraziście. Powieść „Łatwopalni” ma w sobie wszystko to, co sprawia, że kobieta porzuca codziennie obowiązki, zagłębia się w lekturę i zaczyna marzyć. Puszcza wodze fantazji i rozmyśla, chce znaleźć się na miejscu głównej bohaterki, by tak samo się zauroczyć, zapomnieć i zatracić, przeżyć tak cudowne chwile w ramionach  wymarzonego mężczyzny. Książce nie brak ciekawego pomysłu na fabułę, romantycznych scen, gorących uczuć i namiętności oraz dramatyzmu, który burzy szczęście. Lekturę czyta się jednym tchem i towarzyszą jej wypieki na policzkach. Jest dreszczyk emocji, są tajemnice i dramaty. „Łatwopalni” to piękna historia, opowiedziana w sposób ciekawy i emocjonalny. To książka wypełniona uczuciami, z którymi ciężko walczyć, które potrafią obezwładnić i zniewolić. To historia kobiety i mężczyzny, którzy by być szczęśliwi muszą uporać się z przeszłością. Naprawić popełnione błędy, pogromić koszmary, wybaczyć samemu sobie - co jest chyba najtrudniejsze. Ale to niesamowicie dobre, że los daje im taką szansę, która może się już nie powtórzyć. „Łatwopalni” nie są zwyczajnym tuzinkowym romansem, o którym szybko się po przeczytaniu zapomina. To powieść z przesłaniem, by nie bać się wykorzystywać dane od losu szanse. Czasem w życiu trzeba dać się ponieść emocjom, porywom serca, bo rozum niekiedy podsuwa zgubne rozwiązania. Gorąco polecam tę powieść paniom w każdym wieku. Z pewnością nie znudzi i nie rozczaruje. Bo to książka o życiu, tym prawdziwym i tym realnym. Bo to książka o miłości, która nie wszystkim się zdarza. Nie wolno jej przegapić, ani ominąć.
 Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 5 lutego 2014

Krystyna Mirek "Miłość z jasnego nieba"


 
Wydawnictwo Feeria
data wydania 5 luty 2014
stron 264
ISBN 978-83-7229-367-1

Przed uczuciami nie da się uciec!
 
Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Krystyny Mirek. To książka obyczajowa, której akcja rozgrywa się współcześnie w Krakowie i Monachium. Dwoje głównych bohaterów to kobieta i mężczyzna pochodzący z dwóch różnych światów. Oboje urodzili się w grodzie Kraka. Ale w dwóch różnych rodzinach. On - Daniel to jedynak. Wychowany pod czułym okiem mamy i taty wpatrzonych w syna jak obraz. Rozpieszczany i wychuchany. Otoczony ciepłem, miłością i  troską skończył studia i założył firmę. Ona - Angelika praktycznie nie miała dzieciństwa. Urodziła się w domu, gdzie wiecznie było głodno i chłodno. Nie poznała nigdy swego ojca. Matka bardziej była zainteresowana kolejnymi konkubentami niż córką. Na Angelikę spadł jeszcze obowiązek opieki na młodszym rodzeństwem. To ona stała się dla nich właściwie matką. Ale przyszedł moment, gdy zdecydowała się na opuszczenie patologicznego domu. Dzięki stypendiom ukończyła studia i wyjechała poza kraj. 
Do Krakowa, którego nie odwiedzała przez wiele lat przywiodły ją sprawy zawodowe. Miała tu dla swojej korporacji podpisać korzystny kontrakt. Drugą stroną umowy miała być firma Daniela...
Dla każdej ze stron była to niezwykle ważna umowa. Oznaczała spore zyski. Ale tylko jedna firma mogła wyjść zwycięsko...
Dwoje młodych mocno zaangażowanych ludzi spotyka się na gruncie zawodowym. I nagle ich serca zaczynają wybijać rytm uczucia. Ani Daniel ani Angelika nie szukają miłości. Daniel woli niezobowiązujące związki na krótką metę, Angelika boi się uczucia, uzależnienia. Woli być samowystarczalna i niezależna. Nie chce ograniczeń. Boi się zranienia. A jednak życie nie zawsze daje nam to, czego oczekujemy. Strzały Amora potrafią skomplikować nasze najbardziej misterne plany...
To książka o miłości. Takiej od pierwszego wejrzenia, ale i takiej, która wymaga poświęceń. Która rodzi się wbrew logice i rozsądkowi. Która ma moc oceanu i góry przewraca. Początek książki wydał mi się niezbyt zajmujący. Nieco monotonny. Jednak po kilkudziesięciu stronach ta historia wciągnęła mnie bez reszty. Zaintrygowała i wzbudziła czytelniczą ciekawość. Książka bardzo realnie ukazuje dzisiejszą rzeczywistość w biznesie. Bezlitosne reguły gry w które musi grać Angelika i Daniel. Nie ma zmiłuj się. Firma wymaga zapomnienia o sobie, o ludzkim ja. Liczy się tylko zysk. Ale na przekór brutalnym regułom rodzi się uczucie. Do głosu dochodzi serce. I tak powstają dwie strony barykady, która jest krucha, ale wymaga dokonania bardzo poważnych wyborów. Ich konsekwencje są ogromne. I ktoś musi ponieść porażkę. Takim wątkiem, takim rozwojem sytuacji autorka wprowadza do fabuły spory dreszcz emocji. Dzięki niemu lektura trzyma w napięciu. 
Jak pokazuje powieść napisana przez autorkę "Drogi do marzeń" uczucie ma moc łączenia ze sobą osób o odmiennych osobowościach. Daniel z kobieciarza zmieniającego partnerki jak rękawiczki staje się czułym i opiekuńczym mężczyzną, który zaczyna patrzeć na świat inaczej. Nie czuje się już jego pępkiem, ale zauważa potrzeby innych.  Dojrzewa emocjonalnie. Angelika zaś by kochać musi zburzyć mur. Wysoki, zbudowany by uniknąć ciosów od świata. Mur chroniący jej duszę przed kolejnymi razami, przez bolącymi bliznami. By pozwolić się kochać musi stracić pozycję niezależnej i twardej kobiety oraz otworzyć się przed kimś, dla kogo mocniej bije jej serce. To wcale nie jest łatwe zadanie dla kogoś takiego jak pani Niemirska. Kobieta, której życie już nie raz i w różnych aspektach dało solidnie w kość. Nieufna, skrzywdzona, poobijana musi wbrew sobie pozwolić się oswoić, otoczyć opieką. Angelika miota się i boi się sytuacji w której po raz kolejny stanie się od kogoś zależna. Ma do tego święte prawo. Lektura to zatem historia walki kobiety z własnym sercem, które domaga się czegoś, co jest sprzeczne z rozsądkiem i rozumem. 
Konkludując "Miłość z jasnego nieba" to nietuzinkowa historia miłosna, która zapada w pamięć. Która przypomina, że jesteśmy bardziej istotami z duszą i sercem niż trybikami w korporacjach. To też książka z bardzo niedopowiedzianym zakończeniem, która daje pole do popisu wyobraźni czytelniczej. Polecam ją spragnionym emocji miłośniczkom polskiej prozy kobiecej bez względu na wiek.

 
 
 
 
 
 


wtorek, 4 lutego 2014

Leon Leyson "Chłopiec z Listy Schindlera"


Wydawnictwo Prószyński
data wydania 2014
stron 256
ISBN 978-83-7839-682-6

Ocalony z piekła

Na ogół książki stojące na księgarskich czy bibliotecznych półkach można oceniać czy są dobre, rewelacyjne czy po prostu słabe. Ale nie wszystkie wydane pozycje można poddać weryfikacji stosując powyższe kryteria. Jest bowiem grupa publikacji, które są napisane by świadczyć, by dać świadectwo prawdzie, by być głosem dla potomnych. Nazywam takie książki "świadkami" i absolutnie nie oceniam ich treści, stylu czy języka. Tylko "słucham" takich książek i traktuję je jak wyjątkowe lekcje prawdy, historii. Takie lektury wywołują we mnie zastanowienie i refleksje. 
Opowieść Lejby Lejzona jest napisana bardzo prostym językiem. Trafia jednak do czytelniczego serca niezwykle bezpośrednio i celnie. Wzrusza do głębi i niezwykle prawdziwie oddaje tragiczne losy przeciętnej żydowskiej rodziny, której  zwyczajną egzystencję, spokój i codzienność zburzyło szaleństwo Hitlera. 
Lejzonowie wywodzili się z Narewki, małej wioski położonej na północno-wschodnich krańcach Polski. Nie byli zbyt majętni. Matka zajmowała się domem i piątką dzieci, ojciec był zdolnym i pracowitym fachowcem w fabryce. Dzięki ciężkiej i sumiennej pracy zaproponowano mu przeniesienie i awans do podobnej fabryki w Krakowie. Mężczyzna skorzystał z możliwości lepszego jutra. Po kilku latach sprowadził rodzinę do siebie. Lejba niedługo cieszył się lepszym, miejskim życiem. Wygodami mieszkalnymi, edukacją szkolną i beztroskim czasem dzieciństwa. Gdy miał 10 lat wybuchła potworna wojna, która pozbawiła go mieszkania, możliwości nauki. Wtrąciła Lejzonów do krakowskiego getta, do obozów w Płaszowie i Gross-Rosen. Na szczęście w trakcie wojennej zawieruchy poznali i trafili pod "opiekę" wyjątkowego człowieka. Niemieckiego przedsiębiorcy, który w obliczu faszyzmu nie stracił poczucia człowieczeństwa. To dzięki niemu  większość rodziny Lejby ocalała. 
Chłopiec okazał się jednym z najmłodszych, których Oscar Schindler ocalił. Autor książki, którą dziś gorąco polecam pisze o nim ciepło i ze wzruszeniem. Nic dziwnego bowiem  ten człowiek z narażeniem życia ratował setki Żydów przed oczywistą zagładą udowadniając, że są niezbędni do wydajnej produkcji zbrojeniowej, choć w rzeczywistości nie była to do końca prawda. Z narażeniem życia po ludzku traktował swoich pracowników, dawał im jedzenie i wspierał dobrym słowem. 
"Chłopiec z Listy Schindlera" to z jednej strony opowieść o ludziach, którzy doświadczyli piekła holocaustu, a z drugiej lektura uświadamiająca jakim wspaniałym człowiekiem był Oscar Schindler, który w pełni zasłużył na miano bohatera i jako bohater spoczywa na Górze Syjon w Jerozolimie. 
Wojenny pamiętnik odkrywa przerażające oblicze faszyzmu, ale i ukazuje, że koniec wojny nie oznaczał dla Żydów spokoju i stabilizacji. Na szczęście Lejba wyemigrował i zmienił imię (odtąd nazywał się Leon), ułożył sobie życie u boku żony. Całe życie pozostał świadkiem dobrego serca właściciela fabryki "Emalia". 
Opowieść Leysona czyta się jednym tchem. To książka, która wyciska łzy, uświadamia potworność wojny. Niech dla wszystkich ją czytających będzie lekcją prawdy i przestrogą. Oby nigdy już nie wybuchła na świecie taka wojna. Oby żadna rodzina nie musiała przechodzić przez to co Lejzonowie. 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Agata Kołakowska "Wszystko, co minęło"


Wydawnictwo Prószyński
data wydania 2014
stron 400
ISBN 978-83-7839-677-2

Chcę być tylko szczęśliwa

Wszystko, co minęło to... po prostu przeszłość. Wielu osobom minęła ona w życiu bez śladu, pozostały wspomnienia i bardziej liczy się to, co dziś czy jutro. Ale są ludzie którym przeszłość kładzie się cieniem na przyszłości. Złe doświadczenia procentują i pozostawiają po sobie traumę, lęki, blizny na duszy. Tak właśnie ułożyło się życie Justyny, głównej bohaterki najnowszej powieści Agaty Kołakowskiej.
Młoda, zdolna i skrzywdzona. Tak najkrócej można napisać o kobiecie, która skończyła filologię angielską i zajmuje się tłumaczeniami. Justyna mimo młodego wieku przeszła jednak bardzo wiele. Życie doświadczyło ją jak mało kogo. Spory balast wcześnie spadł na jej ramiona. Jej spokój skończył się gdy miała tylko 13 lat. Pewnego dnia odszedł jej ojciec. Zostawił żonę i dwie córki, z których Justyna była tą starszą. Matka dziewczynek załamała się totalnie. Chyba nigdy nie zrozumiała decyzji męża i nie miała siły wziąć się w garść. Zaczęła się nad sobą użalać i topić smutki w alkoholu. Najpierw potajemnie, a potem coraz bardziej i bardziej otwarcie. Dom w ryzach musiała trzymać właśnie Justyna. W młodym wieku przyszło jej sprawować pieczę nad siostrą i być matką własnej matki. Potem była przyjaźń i małżeństwo - i tu też się nie ułożyło. Właściwie wszyscy bliscy Justynę zawiedli... Gdy już pozornie wszystko sobie ułożyła, w jej życiu pojawił się ojciec. Ten który zapomniał o córce na wiele lat.. Czy ich relacje mogą się jeszcze normalnie ułożyć? Czy Justyna jest w stanie być szczęśliwa? I czy znajdzie się ktoś, kto rozbije mur jakim ta skrzywdzona kobieta obudowała swoje serce?
Powieść „Wszystko, co minęło” nie jest relaksującą i banalną opowiastką o życiu pewnej kobiety, która chce być szczęśliwa. Ta książka bowiem ukazuje bardzo trudne problemy, które niestety dotykają niejednego. Tak to już jest, że życie rani. Ranią bliskie osoby, które kochamy, którym ufamy, a które wskutek zbiegu okoliczności czy własnych słabości wbijają nam szpilę prosto w serce. I boli. Boli tym bardziej, że rani ktoś, komu ufamy. Mąż, ojciec, matka, siostra, serdeczna przyjaciółka. Czasem z takiej sytuacji trudno się otrząsnąć. Czasem bardzo trudno wybaczyć lub tylko starać się zrozumieć. Powieść Kołakowskiej to książka o drodze do przebaczania. Drodze trudnej i krętej. Drodze, która czasem prowadzi donikąd. Jest ona z tych ścieżek, które wiodą tylko pod górę i jest bardzo kręta, ale warto spróbować nią iść. Justyna przez wiele lat zamyka się w sobie. Rezygnuje z przyjaciół, posiadania rodziny, znalezienia drugiego męża i dzieci. Boi się, by ktoś znów jej nie zranił, by ktoś znów jej nie skrzywdził. Wybiera samotność i życie w pojedynkę. Czy to najlepsza droga dla młodej kobiety? Justyna przypomina nieoswojone zwierzątko, podobne do bezpańskiego kota, który odwiedza jej balkon. Justyna budzi współczucie, budzi litość, ale i łatwo ją zrozumieć.
Książka nie jest może typowym wyciskaczem łez, ale wzrusza. Tak mocno i do głębi. Ukazuje jak krucha może być dusza skrzywdzonej osoby. Uczula, by z braku rozsądku czy zwyczajnej głupoty nie ranić innych. Bo zranić tak łatwo, a zbudować świat od nowa jest bardzo trudno. Lektura niesie ze sobą życiowe mądrości, uwrażliwia na krzywdę. Opowiada o bolesnych doświadczeniach, które rodzą traumę. Ale i pokazuje drogę ku szczęściu. To powieść o zmrożonym bólem sercu, które by bić pełnią życia musi odtajać. Musi się odmrozić. To trudny proces. Wymaga czasu i ostrożnego stawiania kroków ku szczęściu. Justyna mimo lęków daje sobie szansę. Jej postawa może być wzorem dla tych, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji jak ona. Czy to sytuacja bez wyjścia? Na to pytanie najlepiej odpowie lektura. To książka właśnie udowodni lub obali tezę o tym, czy warto przebaczać, czy warto podać rękę. Oryginalna, niebanalna i bardzo życiowa, taka jest najtrafniej moim zdaniem i najkrócej oceniona powieść autorki „Płótna”. Polecam ją tym ze skrzywdzonymi sercami i tym, którzy chcą zrozumieć osoby wybierające w życiu samotność.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

sobota, 1 lutego 2014

Leszek K. Talko "Pitu i Kudłata opałach"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2014
stron 272
ISBN 978-83-240-2823-8

Bo maluchy to do siebie mają, że dorastają!

Kilka dni temu w książce "Dziecko dla odważnych" czytałam o dwójce sympatycznych maluchów, które miałam okazję poznać od kołyski. Kolejna książka Leszka Talko jaką przeczytałam opowiada również o tej dwójce przesympatycznych dzieci, które już podrosły i zaczęły uczęszczać do szkoły.
Pitulek stał się Pitem i musi zmagać się z zagmatwaną historią Polski, ogarniać genezę powstań czego nie lubi. Kudłata zaś staje się młodą damą powoli świadomą swojej kobiecości, jednak za dzieleniem pisemnym nie przepada. Tym razem narratorem nie jest tata, a jego pociechy. To one w dwudziestu rozdziałach mają głos i opowiadają ze swojej perspektywy o tym, co ich w życiu spotyka. Są to przeróżne zdarzenia. I miłe, i te nieprzewidywalne. Oj barwne życie ma to rodzeństwo! Nie brak w nim niespodzianek, odkrywania świata, ogarniania nowych przeżyć. Są wycieczki ( te szkolne i te wakacyjne w towarzystwie rodziców), są perypetie zdrowotne, wizyty niespodziewanych gości, są migawki ze szkoły. Każdy rozdział poświęcony jest czemuś innemu. I każdy czyta się z uśmiechem na twarzy. Bo Pitu i jego siostra to inteligentne i mądre dzieciaki, które oczywiście są niczym żywe srebro. Wszędzie ich pełno, czasem się czubią, choć na pewno się lubią. Nie brak im szalonych pomysłów, nie brak im kreatywności. Oczywiście ich rodzice nadal muszą dawać z siebie wszystko, by ogarnąć świat swoich dzieci. Gołym okiem widać różnicę miedzy dwoma pokoleniami, którą z pewnością spotęgował jeszcze bardziej postęp techniczny.
Książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Można się ubawić do łez, pośmiać i oczywiście przypomnieć jak to jest być dzieckiem, jak to fajnie mieć niewiele lat, tonę trosk mniej i snuć coraz to nowe marzenia. Odkrywać świat, robić psikusy, płatać figle. Lektura jest zabawna i napisana lekko. Nie mam mowy o nudzie. Po prostu przygoda goni przygodę. I płynie z niej morał, iż świat dzieciństwa jest jedyny w swoim rodzaju, niesamowity i niepowtarzalny. Dorośli pamiętajcie, że pod żadnym pozorem( nawet najbardziej obiecującej kariery) nie można dzieciom zabierać chwil beztroski, radości. Nie wolno pozbawiać dzieci dzieciństwa. To zwyczajnie zbrodnia. Bo dzieciom dzieciństwo się po prostu należy. 
Moja ocena 7/10.