sobota, 28 czerwca 2014

Magdalena Kordel "Malownicze. Wymarzony czas"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 352
ISBN 978-83-2403-126-9

Miłości nie zmierzysz centymetrem

Znów dzięki powieści Magdaleny Kordel znalazłam się w Malowniczem. Znów zajrzałam do życia moim ulubionych bohaterów jakże popularnego cyklu, opowiadającego o mieszkańcach i przybyszach pewnego uroczego miasteczka w Sudetach. I znów popadłam w stan czytelniczego zachwytu. Znów się zachwyciłam książką, którą odkładam na półkę ulubionych lektur. Dołączy do innych tomów tej serii.
Malownicze leży sobie u podnóża pięknych gór. Nie jest wbrew pozorom senną mieściną, którą ożywiają tylko przyjazdy turystów. Tu mieszkają niezwykli ludzie, których traktuję już jak dobrych znajomych. Magda powoli zagospodarowuje swój dom. I podejmuje ważne życiowe kroki. Podąża trudną drogą, by zaadoptować dwie przeurocze dziewczynki, siostry, które w życiu już doznały krzywdy. Ale licho i źli ludzie nie śpią. Ktoś próbuje ją oczernić i pisze fałszywy donos. Tak ze złości i całkowicie bezpodstawnie. Pod dach naszej bohaterki trafiają na dodatek pewna młoda kobieta, pies i mała dziewczynka. Szukają schronienia przed złem, które ich dopadło. Michał niby kocha, ale... Jakże wiele dzieje się w życiu Madeleine! Ale to nie wszystko, co ma miejsce w powieści. Do Malowniczego trafia też Kacper, który nieźle namiesza w życiu piekącej kłopotki Krysi... A Kraśniakowa plotkara nagle staje się milcząca...
Tym, którzy zagościli już kiedyś w Malowniczem ten opis zdecydowanie wystarczy do rozpoczęcia lektury. Tym, którzy jeszcze nie przeczytali żadnej książki Magdy Kordel postaram się objaśnić na czym polega fenomen (dokładnie tak! Bowiem świadomie używam tego słowa) tej książki i całej serii. Autorka pisze o prowincjonalnym miasteczku i jego społeczności. O zwykłych ludziach i ich życiu. O codzienności, która tylko na pierwszy rzut oka może wydawać się nudna i szara. W życiu opisywanych postaci dzieją się bowiem rzeczy zwyczajne i niezwyczajne w jednym. Bo niby kocha wielu ludzi i miłość to coś oczywistego, ale jakże niezwykła potrafi ona być. Jak wiele zmienić, jak pozwolić piękniej i pełniej żyć! Magdalena Kordel pisze o miłości i tej między kobietą i mężczyzna i tej rodzicielskiej. Ukazuje relację między Magdą a Michałem, ale i determinację tej bohaterki w walce o adopcję. Autorka pisze też o przyjaźni, która pomaga, gdy ktoś zrobi krzywdę. Która jest balsamem na obolałe serce. A wreszcie i o nadziei na lepszą przyszłość, która może mieć miejsce nawet wtedy, gdy przeszłość jest koszmarna i pełna dramatycznych momentów.
Tematy popularne w wielu powieściach dla kobiet Kordel potraktowała bardzo świeżo i oryginalnie. O prowincji pisze bowiem z wdziękiem i polotem. Nie przerysowuje jej obrazu, a w przedstawionym w powieści świecie jest dużo i dobra, i zła. Są czarne charaktery, są ludzie popełniający błędy, ale i tacy, którzy muszą umieć je przebaczyć. Życie nie bywa całkiem łatwe. Pojawiają się w nim trudności i dramatyczne wydarzenia.
Cała książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, a zakończenie dość mnie zaskoczyło mocnym akcentem, którego się nie spodziewałam. Przyprawiło o dreszcz emocji. Podkreśliło smak całej książki, którą można ocenić jako świetne babskie czytadło, ale i powieść, która niesie optymizm i nadzieję. Autorka przez kilka książek niezwykle umiejętnie i ciekawie kreśli losy swoich bohaterów. Komplikuje je i wplata w nie coraz to nowe doświadczenia. To sprawia, że czytanie kolejnych książek nie nuży, a one same nie są napisane na „siłę”. I za to właśnie autorce biję największe brawa, bo pisanie kontynuacji uważam za wyższą szkołę jazdy, za coś, co wymaga sporych umiejętności i talentu.
Książki o Malowniczem są pogodne, dopracowane i idealne na każdą pogodę. Polecam je czytelniczkom w każdym wieku, stanie cywilnym i zaręczam, że nuda przy ich czytaniu nie grozi. Nawet gdy macie niezwykle atrakcyjne plany wakacyjne to wizyta w Malowniczym okaże się bardzo ekscytująca i pełna wrażeń. Zatem zapraszam do Malowniczego i życzę miłej lektury.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

piątek, 27 czerwca 2014

Już wkrótce ciekawa premiera !

Cześć Kochani!
Już wkrótce na moim blogu ukaże się przedpremierowa recenzja książki, którą wydaje Wydawnictwo Replika.  Premiera 16 lipca. Znacie mój gust, więc pewnie wiecie, że ja często sięgam po polską literaturę dla kobiet i pisaną przez kobiety. Zatem plakat niech powie resztę

czwartek, 26 czerwca 2014

Colin Thubron "Góra w Tybecie"


Wydawnictwo Czarne 
data wydania 2014
stron 216
ISBN 978-83-7536-523-8

Pielgrzymka ku świętej górze

By odbywać ekscytujące podróże i odwiedzać niezwykle zakątki na świecie, trzeba mieć duże pieniądze lub wyobraźnię i fascynującą książkę w ręku. Literackie podróże już wiele razy zawiodły mnie w osobliwe zakątki w doborowym towarzystwie wyjątkowego autora, który w perfekcyjny sposób przybliżył mi specyfikę opisywanego miejsca. By odbywać ekscytujące podróże i odwiedzać niezwykle zakątki na świecie, trzeba mieć duże pieniądze lub wyobraźnię i fascynującą książkę w ręku.  W jego towarzystwie przebyłam już Jedwabny Szlak i odkryłam czar Syberii. Tym razem udałam się do Nepalu i Tybetu. Odbyłam podróż pielgrzymkę ku górze uznawanej przez jedną piątą ludzkości za świętą. Dotarłam do podnóża Kajlasu, który wznosi się za centralnym wałem potężnych Himalajów. Ta podróż była wspaniała i ekscytująca. Obfitująca w piękne widoki, ale i duchowe doznania.
Ten święty szczyt liczy sobie blisko siedem tysięcy metrów. Patrząc na sąsiedztwo Himalajów, to przeciętnie. Ale ten szczyt jest specyficzny. Czczą go wyznawcy czterech religii: hinduizmu, buddyzmu, bon i dżinizmu. Jak dotąd nikt nie podjął się próby jego zdobycia ze względu na szacunek dla wyznawców ww. religii. Według wierzeń góra wiruje niczym wrzeciono, oś wszelkiego stworzenia. Na jej szczycie jest siedziba boga Śiwy. Z jej podnóży wypływają cztery wielkie rzeki – Indus, Brahmaputra, Ganges i Satladź. Okrążenie góry powoduje ponoć wymazanie wszelkich grzechów popełnionych w życiu. Czy warto tam podążyć choćby tylko dzięki pisarzowi? Zdecydowanie. Przeczytanie relacji Thubrona bowiem pozwala zasmakować w najwyższej klasy literaturze podróżniczej i poznać inny świat. Świat, który wydaje się już nie istnieć. Świat, w którym nasze europejskie materialne podejście do życia wydaje się czymś absurdalnym.
Thuborn wyrusza z Simikot – małej nepalskiej wioski. Trasa podróży wiedzie ku granicy z Tybetem, ku północy. Nie jest to podróż, w trakcie której będziemy mijać turystyczne mekki, gdzie nie zabraknie hoteli i pensjonatów o wysokim standardzie. Kto ruszy ku Kajlas, będzie skazany na spore niewygody, prymitywne warunki i niesamowicie piękne widoki. Ruszy bowiem do świata, w którym człowiek wydaje się jakże maluczki wobec sił natury. Zajrzy do wiosek, które są całkowicie odcięte od świata. Czeka go nocleg u bardzo ubogich aczkolwiek serdecznych ludzi, których istotnymi marzeniami są zażegnanie głodu i obfite plony. Po drodze napotka też liczne klasztory, z których wiele popada w ruinę, ale i są takie, w których mocno tętni życie i wiara. Dodatkowym bonusem są niesamowicie urocze górskie widoki, ośnieżone szczyty i dzikość otoczenia. To, co zobaczą oczy, to, czego dotknie umysł, porazi pięknem i nieskazitelnością. Utrwali w umyśle pewien obraz doskonałości stworzony przez naturę. Odbyta droga pozwoli także na medytację i refleksję. Spoglądając bowiem na dostępne widoki, łatwiej dostrzec to, co istotne i niematerialne, a niezwykle ważne. Po drodze napotkamy jeszcze ludzi. Pielgrzymów i tych, którzy podróżują w celach handlowych czy za pracą. Każdy krok tej drogi będzie otoczony mistyczną otoczką. Pozwoli na inne spojrzenie na naszą europejską cywilizację, ale i osłabi pęd ku pieniądzom.Po lekturze po raz kolejny nasuwa mi się myśl, że Thubron jest niedoścignionym mistrzem w swoim gatunku. Potrafi perfekcyjnym doborem słów przenieść ku niezwykłym miejscom, a jednocześnie we wspaniałą podróżniczą relację wpleść wątki osobiste. Górskie rejony Azji to nie tylko trasy popularnych wędrówek trekkingowych. To także miejsca takie jak droga ku szczytowi Kajlas, na której nawet nie będąc wyznawcą wspomnianych wyżej religii można doznać sakralnych i mistycznych przeżyć. Nie jest to zarazem podróż radosna, pełna nadziei i optymizmu jak katolickie pielgrzymki ku popularnym sanktuariom. Ale pomimo klimatu smutku, nostalgii i melancholii warto się w nią wybrać.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 25 czerwca 2014

Spotkanie z Karoliną Korwin-Piotrowską do obejrzenia online

Pod linkiem do obejrzenia spotkanie autorskie, które odbyło się w najstarszej polskiej księgarni.
https://www.youtube.com/watch?v=nYXyfuHBRlo
Super gratka dla tych co jak ja mieszkają na prowincji i mało się w ich stronach rodzinnych dzieje.

wtorek, 24 czerwca 2014

Stosik do recenzji

 Nowe papierowe nabytki- ach jakie cudności :
Magdalena Kulus " Nie tylko o łajdakach" od Wydawnictwa Sol
Katarzyna Michalak "Zacisze Gosi" od Autorki
Grażyna Jeromin-Gałuszka "Długie lato w Magnolii" od Lubimy Czytać
Julie Cohen "Drogie Maleństwo" j.w.
Bogna Ziembicka "Tylko dzięki miłości" j.w.
Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna szeptów" od Wydawnictwa MG

A na czytnik doszły:


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Karolina Korwin-Piotrowska "Ćwiartka raz"



Wydawnictwo Prószyński 
data wydania 2014
stron 800
ISBN 978-83-7839-758-8

Wspomnieniowy rollercoaster

Jestem sobie normalnym zjadaczem chleba. Miewam swoje słabości, nawyki i przyzwyczajenia. Daleko mi do kobiety światowej, która uwielbia wielkomiejski gwar. Raczej wolę prowincję, przyrodę, spokój i ciszę, ale... lubię sobie od czasu do czasu podejrzeć portale plotkarskie, poczytać gazetki traktujące o gwiazdkach i gwiazdkach, o celebrytach, którzy robią to lub owo, romansują, żenią się i rozwodzą, kupuję buty, wille czy psy. Czasem czytając dochodzę do jakże zbawiennej myśli, że to dobrze, że nie jestem sławna, nie muszę uciekać fotoreporterom, nie śledzą mnie żądni sensacji reporterzy. 
W roku 1989 kiedy Polska przeszła  bezkrwawą rewolucję, zmianę ustroju, zaczęły się przemiany społeczno-gospodarcze. Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany ogarnęły wszystko i wszystkich. Minęło 25 lat i wypadałby je jakoś podsumować. Bo to, że polska rzeczywistość uległa zmianom nie ulega dyskusji. Podsumowania ćwierćwiecza w sferze rozrywkowo-kulturalnej podjęła się w bardzo grubej książce Karolina Korwin-Piotrowska - dziennikarka, pisarka i felietonistka szczególnie znana z programu "Magiel towarzyski". 
Publikacja liczy równe osiemset stron i jest podzielona na dwadzieścia pięć części z których każda odpowiada jednemu rokowi. Autorka mało miejsca poświęca polityce, ale za to bardzo dużo kulturze, rozrywce, sztuce. Oczywiście bohaterami są sławni ludzie, ale i głośne produkcje kinowe i teatralne, popularne programy telewizyjne, media, podbijające polski rynek gazety, reklamy. Korwin-Piotrowska pisze o życiu towarzyskim, skandalach i plotkach, wydarzeniach, które przeszły do historii showbiznesu. Słowami rysuje zmieniające się gusta Polaków, nasze preferencje, mody i trendy, które po latach przyprawiają o podziw, zażenowanie albo po prostu śmieszą. W ciągu ćwierćwiecza szalenie zmieniła się polska mentalność, weszliśmy pełną gębą do Europy, dzielnie goniliśmy Zachód i w pewnym sensie go dogoniliśmy. Bo już mamy galerie, sieciowe markowe sklepy, salony samochodowe, reklamowane przez światowe gwiazdy kosmetyki i suplementy diety. Już jeździmy na zagraniczne wakacje, już wielu z nas włada jakimś językiem zachodnim. Tylko jakoś nasze pensje jeszcze odstają od tych za zachodniej strony Odry, jakoś nie mamy co miesiąca do dyspozycji tyle co przeciętny poddany angielskiej królowej. Mimo to idzie nam całkiem nieźle, ale są dziedziny w których nieco podupadliśmy. 
Pani Karolina napisała kapitalną książkę przy której dopadły mnie wspomnienia. Dostarczyła mi ta lektura niesamowitych emocji, bo opisywane przez nią lata to moja młodość i dojrzewanie, to większa część mojego życia. W roku 1989 skończyłam podstawówkę w systemie ośmioklasowym i rozpoczęłam naukę w liceum. Na bieżąco śledziłam co grają w kinie i radio, jaka płyta warta jest kupienia. Czytywałam wspomniane przez autorkę gazety, wśród nich tak bardzo inny "Sukces". Starałam się nadążać za modą, choć na drogie ciuchy nie było mnie stać. Kibicowałam karierze Edyty Górniak, śledziłam konkursy piękności. Zachwycałam się reklamą proszku czy margaryny. Próbowałam cudownego środka "Slim-Fast". Odkrywałam prywatną telewizję i czar kablówki. I właśnie dlatego tę książkę czytałam z olbrzymim sentymentem, wzruszeniem, zalewała mnie w czasie lektury fala wspomnień. Dodam, że autorka zaskoczyła mnie bardzo mile dokładnością, rzetelnym podejściem do tematu, wręcz drobiazgowością. Świetnie napisaną książką, która zabrała mnie w sentymentalną podróż do przeszłości. Przeżyłam to jeszcze raz. Nie brakło cudownego czaru wspomnień. Książce należy się najwyższa ocena. Gorąco rekomenduję ją tym, którzy choćby cześć z opisanego czasu przeżyli, zachęcam do poznania lat im nieznanych. A moim równolatkom życzę wspaniałej zabawy w jeździe wspomnieniowym rollercoasterem. 
Moja ocena 10/10.

sobota, 21 czerwca 2014

Jacek Hugo-Bader "Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 334
ISBN 978-83-240-2993-8

Po drugiej stronie lustra 

Góry, a konkretnie Himalaje i Karakorum, a więc te najwyższe pochłonęły już masę ofiar. I oczywiście ten ich "proceder" będzie trwał nadal. Tak, niektórzy z tych co będą chcieli je pogromić zginą. Tak już jest - można rzec prawo natury, prawo gór. W wielu wyprawach w drodze powrotnej kogoś zabrakło. Wpadł do szczeliny, porwała go lawina, pokonała choroba wysokościowa, zgubił drogę, zamarzł... Z zakończonej sukcesem, a zarazem tragedią wyprawy organizowanej w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy na Broad Peak w 2013 też nie wszyscy wspinacze wrócili. Ze szturmowej czwórki zabrakło Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbeki. Nie zeszli do bazy, zostali na zawsze na stokach góry. Ta wyprawa była bardzo medialna. Odtrąbiono szybko sukces, ale i relacjonowano na bieżąco dramat. Wrzało. W internecie, prasie, telewizji. Każdy nagle mógł wtrącić swoje trzy grosze. Kto winien, kto zawiódł, co było błędem. W tej medialnej wrzawie nagle pojawił się news, że brat zmarłego Zakopiańczyka Jacek organizuje wyprawę by pochować brata i jego towarzysza. Wyprawa ruszyła, by w sieci nie pojawiły się sensacyjne zdjęcia zwłok, by miał miejsce himalajski pogrzeb.
W składzie znaleźli się rodzice i narzeczona Tomasza, brat Macieja oraz Jacek Jawień, Krzysztof Tarasewicz i pewien reporter. Człowiek będący mistrzem w swoim fachu, mający spore doświadczenie, ale i odwagę, by podjąć ten kontrowersyjny, ale jakże bolesny temat. Osobiście nie miałabym cywilnej odwagi by pisać o tej wyprawie. Nie potrafiłabym spojrzeć bliskim zmarłych w twarz. Spojrzeć w głąb ich duszy obolałej, roniącej łzy, pogrążonej w żałobie. 
Jak zrobił to autor? Jak powiedział na spotkaniu autorskim w Krakowie, które dzięki internetowej transmisji obejrzałam zrobił to najlepiej jak mógł. Wierzę mu. W sumie napisał piękniej niż mówił o książce. Podjął się tematu, który zwykle jest domeną samych himalaistów. Bo to oni pisują książki o górach, wyprawach i partnerach. Od strony dziennikarskiej zrobił to dobrze, choć może chwilami zbyt chłodno. Myślę, że kobieta napisała tę relację tkliwej, sentymentalniej. Hugo-Bader  zrobił to po męsku. Ale napisał o miłości. Uczuciu o którym częściej pisują kobiety. O miłości do gór, do życia, do syna i brata, do narzeczonego. Dużo tej miłości, gdy się zastanowić chwilę. Bo w pierwszej chwili ona umyka. Jej nie widać. Widać za to ludzi, którzy kochają góry, wyzwania. Dla których góry są sposobem na życie. W nich są sobą, w nich oddychają "pełną piersią" choć technicznie to właśnie tam nie jest możliwe. Autor pisze o tych co zginęli, ale i tych co przeżyli. O kierowniku wyprawy, o pomyśle by zimą łoić niezdobyte ośmiotysięczniki, o innych polskich himalaistach, o tym świecie ludzi gór, który jest tak bardzo specyficzny i niepowtarzalny. Ta książka uzmysłowiła mi kto jest w gronie ojców tej tragedii. Bo jest mróz, brak sił, choroba wysokościowa, zepsuty rak, ale jest i KŁAMSTWO. Grzech popełniony 25 lat wcześniej, który moim zdaniem dał wydźwięk ćwierć wieku później. Tak wielu krytyków ma Adam Bielecki. Ja do nich nie należę. Ale pisząc tu i teraz, pod wpływem tej lektury, własnych przemyśleń i faktów mam odwagę pokiwać palcem na drugą stronę lustra Panu Zawadzie. Czyż nie wtedy, gdy po zejściu do bazy Macieja Berbeki nie miał on jako Lider wyprawy powiedzieć mu prawdę o tym, iż właściwego szczytu nie zdobył? O tym też padają słowa w tej książce. Słowa, które miały i mają prawo się pojawić. Czy po takich zdarzeniach jakie miały miejsce coś lub ktoś mógł zatrzymać parcie na szczyt Macieja? Uważam, że nie. I tu tkwi sedno przyczyn i skutków tej smutnej historii. Bo ludzie chadzający po górach są niezwykle ambitni. 
Książka poruszyła mnie do żywego. Nie będę pisać o wzruszeniu, bo to oczywiste. Lektura jeszcze głębiej pociągnęła mnie w świat gór, ukazała jego prawdziwe oblicze, blaski i cienie. A mimo minusów sprawiła, że (może jestem szalona) gdyby ktoś zaproponował mi tam pójście i powiedział, że może zginę to poszłabym. 
Zdziwiło mnie postępowanie Jacka Berbeki. Skoro pozwolił na udział w wyprawie reporterowi i wiedział co będzie owocem jego podróży czemu miał pretensje? To oczywiste, że autor książki musiał wejść z butami w niezwykle delikatną sprawę, w boleść i żal, w żałobę i zakłócić ją. Spojrzeć w oczy. Tak jakby na tradycyjnym pogrzebie odrzeć komuś ciemne okulary z nosa. Zrobił to moim zdaniem tak jak umiał. Niedelikatnie, ale inaczej się nie da. A przy okazji pisząc książkę upamiętnił pasje, marzenia, sens życia. Książką, a więc tysiącami słów napisał inną niż wiszą pod szczytem tablicę pośmiertną oddającą pamięć tym, których góra pochłonęła. 
Jacek Hugo-Bader pisze być może brutalnie, ale widzę jego starania o obiektywizm. Widzę jego pasję pisania, chęć przekazu dla czytelników sprawy jakże głośnej, bolesnej i trudnej po ludzku.
Czy ta książka powinna powstać? Trudno mi ocenić, ale skoro już ją napisano i wydano to przeczytałam. I oceniam wysoko, najwyżej jak mogę. Jedna z najlepszych książek w swoim gatunku jakie czytałam, jedna z najbardziej poruszających lektur, które wpadły mi w ręce. Publikacja do której wrócę. Wielokrotnie i pewnie jeszcze popłaczę. Zapytam górę dlaczego, a ona widoczna na zdjęciu pomilczy. 
O tej książce mogłabym pisać bez końca. Ale w tym miejscu zamilknę. I zapalę znicz, dla tych co zostali na niej na zawsze. 
Moja ocena 10/10.

wtorek, 17 czerwca 2014

Stosy, ach kochane stosy czyli zaproszenie do sezamu skarbów

Zsypało mnie zwłaszcza wczoraj cudownymi książkami. Cóż wybaczcie dziś mi to, że będę się chwalić i chwalić, ale taka ze mnie bije radość...
Pamiątka po spotkaniu autorskim z Katarzyną Grocholą - tę książkę będę recenzować dla portalu Lubimy Czytać.
 Stos nr 1
Od góry:
Krystyna Mirek "Szczęście all inclusive" od LC
Elin Hilderbrand "Piękny dzień" j.w.
Ireneusz Gębski "Od moroszki po morwę" od Autora
Consilia Maria Lakotta " Madeleine" od Wydawnictwa M
Agnieszka Kaluga "Zorkowania" od Znaku
 Antony Beevor " Druga Wojna Światowa" j.w.
 Stos nr 2
od góry:
Jacek Hugo-Bader "Długi film o miłości" od Znaku
Anna German " "Uśmiechaj się" od Novae Res
Izabela Januszkiewicz "Oczekiwanie. A życie szło swoim torem" j.w.
Janusz Leon Wiśniewski " Miłość oraz inne dysonanse" od Znaku
Izabela Sowa "Azyl" j.w.
Marta Pustuł "Blue drink" od Novae Res
Ewa Lenarczyk " Nasza Klasa, dalsze zmagania" j.w.
Magdalena Kordel "Malownicze. Wymarzony czas" od LC i Znaku
 Kolejna książka z cyklu Malownicze. Kolejna książka na której ...
 na skrzydełku jest fragment mojej recenzji
 A to już książka wyjątkowa od

Fundacja Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki

 oraz wyjątkowa pocztówka.


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Agata Pruchniewska "I dobry Bóg stworzył aktorkę"


Wydawnictwo Sol
data wydania 18 czerwca 2014
stron 348
ISBN 978-83-6193-033-6

Trudna droga ku Oscarom

Gdyby ktoś pokusił się o zrobienie sondażu wśród małych dziewczynek i zapytał kim chciałyby być jak dorosną większość z nich odpowiedziały z pewnością, że marzy im się kariera aktorki lub piosenkarki. Szkoły aktorskie rokrocznie przeżywają spore oblężenie. Wśród pełnoletnich młodych kobiet nie brakuje pań, którym marzy się granie Julii u boku Romea czy Antygony. Zdobyć dyplom szkoły teatralnej łatwo nie jest. Dodatkowo w dzisiejszych czasach ów dyplom nie jest gwarantem pracy w zawodzie. Mimo to bycie aktorką to prestiż. To marzenie często niedoścignione. To wreszcie niełatwy kawałek chleba. Jeśli chcecie zajrzeć w życie dyplomowanej aktorki od kulis gorąco polecam przeczytanie powieści " I dobry Bóg stworzył aktorkę" pióra Agaty Pruchniewskiej. Książka jest przezabawna, pełna humoru, ale i szczerej prawdy jak to w aktorskim światku bywa. A bywa różnie. Bardzo wesoło, ale i brutalnie. 

Dorota jest ambitną i zdolną młodą damą. Marzy o karierze w teatrze. Marzy o sławie. W jej zdobycie chce włożyć pracę i wyrzeczenia. Chce dać z siebie wszystko. Nie zawsze to wystarcza. W tej branży trzeba mieć jeszcze fart. Bez łutu szczęścia się nie da. Bo przeciętnych jest wielu, zdolnych też. W blasku jupiterów znajdą się tylko nieliczne jednostki. 
Powieść to zapis edukacyjnej drogi Dorotki i początków jej kariery. To relacja ze studiów, które tylko z daleka wydają się łatwe i przyjemne. To pozory. By skończyć szkołę teatralną trzeba mieć wiele hartu ducha, dystansu do otoczenia i tych, co już sławę zdobyli, samozaparcia i uporu. Trzeba umieć wielokrotnie przełknąć gorzką pigułkę, znieść niesłuszne nagany i poniżenia. Dorotka radzi sobie z tym wspaniale. Owszem miewa trudne dni, ale mimo to nie poddaje się i dąży do swoich celów. Na kartach książki uczy się asertywności, obrony swoich racji, parcia do przodu. Uczy się mówić "nie" i mówić to, co myśli, co jej na sercu leży. Zmienia się na lepsze, staje się twardą kobietą. Życie aktora ukazane w powieści jest pełne blasków i cieni. Można szybko i łatwo wspiąć się na szczyt, ale większość musi zmagać się z castingami, czekaniem na "ten" telefon, na upragnioną nowinę o przyznanej roli. Nie wszyscy grają w dużych wielkomiejskich teatrach, czasem koniecznością staje się prowincjonalna placówka lub występy w reklamówkach. Być aktorem to ciężki kawałek chleba. 
Lektura opowiada też o miłosnym perypetiach Dorotki i związku z Księciem - artystą i amantem w każdym calu. Ba, że z nim, ale jeszcze z jego przeuroczą rodzinką i morgami. Czyta się o tej relacji z  uśmiechem na buzi. I by być szczerą muszę przyznać, że ja osobiście bym z takim mężczyzną długo nie wytrzymała. 
Powieść to obraz artystycznego środowiska, które jest bardzo charakterystyczne i wyjątkowe. Nie brak w nim osób ekscentrycznych, mających o sobie wybitne mniemanie. Nie brak zakłamania bufonady, zadufania, układów i układzików. Ale są i ambitni, popularni normalni artyści, którym sodówka nie uderzyła do głowy. Istny misz-masz. Jak to w prawdziwym świecie.
Książka to lektura gwarantująca sporą dawkę humoru i rozrywki, którą czyta się lekko i przyjemnie. Atutem jest nie tylko humor, ale i niezwykły sposób narracji. Narratorem tej powieści jest bowiem sam Bóg, który jest boski i bardzo dowcipny. Być może zbyt często powtarza się słowo humor w tejże recenzji, ale gdy tylko sięgnięcie tę powieść to będziecie myślę wyrozumiali w tej kwestii. 
Super wesoła książka, która z pewnością rozbawi i której czytanie nie będzie nużyć. Polecam nie tylko miłośnikom teatru.
 

niedziela, 15 czerwca 2014

VIII Bieszczadzkie Lato z Książką - spotkanie z Katarzyną Grocholą.

Wczoraj w ramach VIII już Bieszczadzkiego Lata z Książką miałam przyjemność wziąć udział w spotkaniu z jedną z moich ulubionych polskich pisarek, autorką m.in. "Nigdy w życiu" czy "Serca na temblaku". Spotkanie odbyło się w przeuroczej scenerii Zamku Kazimierzowskiego a poprowadził je Pan Tadeusz Górny. Rozmowa była ... po prostu o życiu. Bo takie właśnie są książki Pani Kasi. I za to je uwielbiam. Za pełnię życia.
Pamiątką po tych chwilach jest wpis Pani Kasi do jej najnowszej książki "Zagubione niebo", którą mam przyjemność recenzować dla portalu Lubimy Czytać.


środa, 11 czerwca 2014

Jennifer Probst "Miłość smaku o cannoli"


Wydawnictwo Akapit Press
data wydania 2014
stron 320
ISBN 978-83-62955-98-5

Zemsta bywa i kwaśna

Zbliża się lato. Temperatury sięgają trzydziestu kresek. Słońce mocno grzeje. Pojawiają się smaczne owoce. Zaczyna się czas urlopów i wakacji. Aura zmienia nasze życie. Gdy jest gorąco jemy mniej i lżejsze potrawy. Pogoda wpływa w pewnym stopniu i na mój czytelniczy gust. Latem bowiem chętniej sięgam po książki lekkie i przyjemne, relaksujące. Chętniej czytam romanse. Tego roku sięgnęłam po raz pierwszy po powieść Jennifer Probst. Autorki mającej na swoim koncie już kilka książek o miłości i grono fanek. Mój wybór padł na książkę o dość apetycznym tytule - "Miłość o smaku cannoli". Wprawdzie nie jadłam tej potrawy, ale byłam ciekawa prozy pisarki, która pierwszą powieść napisała w wieku dwunastu lat. 
Po lekturze stwierdzam, że warto było przeczytać. Romans z włoskimi akcentami w tle przypadł mi do gustu. Czytając odprężyłam się  i oderwałam od monotonnej rzeczywistości. Ale nie tylko poznałam historię pewnej sympatycznej pary. Autorka przypomniała mi kilka ważnych życiowych prawd o których warto pamiętać i mieć na uwadze dokonując codziennych wyborów. 
Miranda prze pewien czas tworzyła parę z mającym włoskie korzenie Gavinem. Ona szybko się zakochała na poważnie. On wolał raczej związek bez zobowiązań i gdy sprawy zaszły za daleko odszedł od Mirandy. Spotkali się po trzech latach. Spotkanie miało miejsce rzec można na gruncie zawodowym. Miranda trafiła do restauracji Mia Casa prowadzonej przez rodzinę byłego kochanka służbowo. Miała ją opisać w recenzji dla potrzeb pewnej gazety. Gavin zaś wziął urlop w swojej firmie by wesprzeć ojca i braci w rodzinnym biznesie, który chwilowo przeżywał ciężkie chwile. Spotykając byłą sympatię uświadomił sobie, że kocha Mirandę i postanowił za wszelką cenę ją odzyskać. Ona zaś w ramach zemsty za porzucenie napisała bardzo krytyczną i niezasłużoną recenzję...
Książkę polecam tym czytelniczkom, które chcą przeczytać powieść w lekkim wakacyjnym klimacie. Nie jest to bowiem jakaś ambitna i skomplikowana proza, nie ma zawiłej fabuły. Można rzec, że jest dość banalna i przewidywalna. Ale i świetnie bawi, odpręża i relaksuje. Koniec daje się już na początku łatwo rozszyfrować, ale mimo to warto poczytać i przenieść się do nieco zbyt idealnego świata. Książka podkreśla mądrość życiowych prawd, które chyba zawsze będą aktualne i nie stracą na wadze. Najważniejsze w życiu są uczucia. Miłość. Nie praca, nie kariera, ale kochanie tej najbliższej osoby. Kochając prawdziwie warto poświęcić pewne rzeczy na rzecz uczucia. Bo jest ono bezcenne i nic go nie zastąpi. Tak to już jest świat urządzony, że serce wymusza czasem poświęcenia. 
Książka napisana jest lekko i czyta się ją bardzo szybko. Pochwalę autorkę za subtelne sceny erotyczne napisane delikatnie i ze smakiem. Na plus ocenię dialogi. Jeśli ktoś ma ochotę na sięgnięcie po romantyczną lekturę z happy endem to polecę tę książkę. A sama planuję sięgnięcie po inne książki pióra tej pisarki. Moim zdaniem warto.

wtorek, 10 czerwca 2014

Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński "Broad Peak. Niebo i piekło"


Wydawnictwo Poznańskie
data wydania 2014
stron 432
ISBN 978-83-7177-949-7

Sukces okupiony tragedią

Założenia powstałego w 2009 roku projektu Polski Himalaizm Zimowy były bardzo ambitne. Miały być kontynuacją sukcesów polskich wspinaczy jakie miały miejsce w czasach PRL-u. Himalaiści reprezentujący Polskę mieli w ramach tej koncepcji zdobyć pięć ośmiotysięcznych szczytów położonych w Karakorum i Zachodnich Himalajach, na których zimą nie stanęła jeszcze ludzka stopa. Wyprawy miały wyruszyć ma K2, Broad Peak, Nanga Parbat, Gasherbrum I i Gasherbrum II. Twórcą projektu był Artur Hajzer – wybitny himalaista, autor książki „Atak rozpaczy”.
Pierwszy sukces Polacy zanotowali w 2012 roku zdobywając Gasherbrum I. W 2013 roku miała przyjść kolej na Broad Peak. 23 stycznia uczestnicy dotarli do bazy położonej na wysokości 4900 metrów na lodowcu Godwin Austen. Rozpoczęła się wielka przygoda, ogromne wyzwanie i walka z siłami natury. Kierownikiem wyprawy był Krzysztof Wielicki. Na początku marca, po żmudnym przygotowaniu drogi i obozów, do ataku szczytowego ruszyli czterej Lodowi Wojownicy: Maciej Berbeka, Artur Małek, Adam Bielecki i Tomasz Kowalski. Wszyscy stanęli na szczycie, ale tylko dwóch himalaistów powróciło szczęśliwie do bazy. Na zawsze na stokach Broad Peaka pozostali Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Media bardzo szczegółowo relacjonowały akcję górską, zwłaszcza od chwili, gdy sytuacja stała się groźna, gdy zejście nie odbywało się zgodnie z planem. Serwisy, nie tylko sportowe czy branżowe, ale i te ogólnoinformacyjne zaczęły bombardować opinię publiczną niestety niepomyślnymi newsami. Wyprawa osiągnęła cel, ale zginęło dwóch jej członków. Rozgorzała gorąca dyskusja nad przeróżnymi jej aspektami. Pracę rozpoczęła specjalnie powołana Komisja...
W mediach temat wyprawy był obecny bardzo długo: wypowiadali się himalaiści, ratownicy górscy, osoby publiczne. W Internecie napisano mnóstwo komentarzy pochlebnych i krytycznych. Padały oskarżenia, ostra krytyka wobec organizatorów, uczestników, a wreszcie samego pomysłu. Pojawiały się przeróżne spekulacje, a media wciąż podawały kolejne sensacje. Emocje wzięły górę i nagle zaczęło brakować rzetelnej relacji i oceny tego, co zdarzyło się w Karakorum.
Książka wydana nakładem Wydawnictwa Poznańskiego autorstwa Bartka Dobrocha i Przemysława Wilczyńskiego zawiera informacje o powstaniu całego marzenia, przybliża sylwetki polskich himalaistów, którzy rozsławiali Polskę w górskim świecie. Nakreśla również sylwetki uczestników wyprawy poza osobą Artura Małka. O tych, którzy zostali na stokach Broad Peaka opowiadają ich najbliżsi. Autorzy przybliżają również sylwetkę Artura Hajzera, który kilka miesięcy po owej wyprawie zginął na stokach Gasherbruma I. Lektura to również opowieść o historii polskiego himalaizmu, wspomnienia o tych, którzy tą historię tworzyli. A wreszcie to książka opisująca czas po tragedii. Czas sporów, polemik, oskarżeń, dyskusji. Czas, w którym często górę brały emocje, kiedy próbowano wyciągać wnioski, a czasem po prostu zwyczajnie gdybać i podgrzewać gorący temat niezdrowymi sensacjami. Dobroch i Wilczyński na koniec książki zastanawiają się jak dalej potoczą się losy zdobywania gór.
Książka jest dopracowana w najmniejszych szczegółach, wnikliwa i napisana z niezwykłą rozwagą. Pozwala zrozumieć motywy postępowania ludzi gór, ich marzenia i cele. Choć od samego początku interesowałam się tą wyprawą i śledziłam ją to dzięki lekturze dowiedziałam się jeszcze więcej. Zrozumiałam, że jakiekolwiek oceny nie powinny mieć miejsca. Tam na ogromnej wysokości nie można do nikogo i niczego przykładać miary nizin. Ta publikacja to też dowód na to, że istnieją wspaniali dziennikarze i publicyści, którzy nade wszystko cenią sobie rzetelność i profesjonalizm, a nie żerowanie na ludzkiej ciekawości i tragedii.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

niedziela, 8 czerwca 2014

My name is Vika.

Już w domku. Dziś wczesnym popołudniem przyjechała z Mazowsza z hodowli Al-Grom na Podkarpacie do Przemyśla. Tu będzie jej nowy dom. Już kochamy się na śmierć i życie. Na zdjęciu jest nieco śpiąca, zmęczona podróżą w sporym upale, którą zniosła bardzo dzielnie. Od razu się do mnie przytuliła. A teraz przytula się do mojej stopy, bo śpi mi pod nogami. Apetycik dopisuje. W moim życiu pojawiła się Wielka Miłość. I wiem, że mój Wiko, który odszedł 31 maja chciałby byśmy dali Jej Jego dom.

piątek, 6 czerwca 2014

Stosik na lato

 Zasypało mnie. Są książki do recenzji, są wygrane w konkursie, jest niespodzianka od Autora. I jest głód czytania. Więc od góry:
Małgorzata Kalicińska " Życie ma smak" od Lubimy Czytać
Magdalena Kordel " Malownicze. Wymarzony czas" j.w. - fragment mojej recenzji będzie na skrzydełku
Jarosław Kret "Mój Madagaskar" j.w.
Małgorzata Szyszko-Kondej " Sześć córek" j.w.
Jacek Wąsowicz "100 kijów w mrowisko" wygrana w konkursie
Ireneusz Gębski "Od moroszki po morwę" od Autora
Katherine Webb " Echa pamięci" wygrana w blogowym konkursie
Karolina Korwin-Piotrowska "Ćwiartka raz" od Wydawnictwa Prószyński


A to dwa ebooki na mój czytniczek od Prószyńskiego:


Diane Chamberlain "W słusznej sprawie"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania kwiecień 2014
stron 456
ISBN 978-83-7839-749-6

W dobroczynności też są granice!

Przed lekturą najnowszej powieści jednej z moich ulubionych zagranicznych autorek Diane Chamberlain nie miałam prawie żadnego pojęcia czym był program eugeniczny. Wiedziałam, że istnieje ingerencja w życie osób chorych umysłowo, ale że był czas i miejsce iż miała ona takie rozmiary nie miałam pojęcia. Jak się okazało po raz kolejny na ziemi dobrymi chęciami było piekło wybrukowane. Skrzywdzono wiele tysięcy osób pod przykrywką dobrych uczynków. Wprawdzie Ivy to postać fikcyjna, ale zdarzenia opisane w książce " W słusznej sprawie" miały jednak miejsce rzeczywiście w latach 60-tych XX wieku. 

Powieść którą właśnie przeczytałam, a którą za pośrednictwem tej recenzji polecam ma dwie główne bohaterki. Młode kobiety pochodzące z dwóch różnych światów. Los zetknął je ze sobą i dobrze się stało. Ivy jest nastolatką pochodzącą z biednej rodziny. Wychowuje ją babka - stara i poważnie chorująca. Jej ojciec nie żyje, a matka przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Jej starsza siostra jest już młodą mamą. W domu panuje olbrzymia bieda, pomaga opieka społeczna. Pomaga, bo daje zasiłek, ubrania, ale i szkodzi, bo zbyt mocno ingeruje w życie podopiecznych. W imię wyższego dobra decyduje o sterylizacji. Przedstawicielką urzędu jest Jane. Młoda zaledwie 22-letnia kobieta, pochodząca z dobrego domu, wykształcona żona lekarza. Ale i kobieta o czułym sercu, która bardzo mocno angażuje się w pracę. Nie pracuje dla pieniędzy, dla sukcesu, ale drzemie w niej chęć rzeczywistej pomocy innym, którzy otrzymali od losu mniej, którym jest w życiu trudniej i stromiej pod górę. Sumienie Jane nie śpi. Nie daje się otumanić biurokratycznymi procedurami, obowiązującymi przepisami. Jane chce pomagać zgodnie z własnym sumieniem , z tym, co dyktuje jej serce. Tym samym na swoją głowę sprowadza poważne kłopoty...

Sięgając po tę powieść przygotujcie się na olbrzymie emocje. Zarezerwujcie tyle czasu, by przeczytać książkę od razu do samego końca. Inaczej chyba się nie da. Diane Chaberlain jak zwykle podejmuje bardzo kontrowersyjny temat. Trudny, którzy budzi kontrowersje. Nie boi się wciągnięcia czytelników w zagmatwane życie swoich bohaterów. Ukazuje z innej strony rzecz pozornie dobrą. Wszak opieka społeczna to coś na pierwszy rzut oka pozytywnego i potrzebnego. Są jednak pewne granice. Są sfery do których ingerencja człowieka nie powinna docierać. W imię zasad, w imię "zdrowego" rozsądku można bowiem zagłaskać przysłowiowego kota na śmierć. Zamiast dobra można wyrządzić zło, nienaprawialną szkodę, która zrujnuje czyjeś życie. Życie, a zatem dobro najwyższe. Lektura wyczuliła mnie na pewne słowo. Patologia. Jak łatwo nim operować, jak łatwo przypiąć łatkę. Jak łatwo pozornie ocenić. Zaszufladkować i mieć pozamiatane. Jane nie postępuje bezdusznie i schematycznie. Ona odbiera sytuację swoich podopiecznych nie rozumem, a sercem. Widzi to, co powinna. Jest czuła na cierpienie, na bezduszność prawa. Zasługuje na wielkie brawa za gesty odwagi. Bez wahania opowiedziałam się po jej stronie. Przyznałam jej rację. Jane zyskała moją sympatię. I pewnie postąpiłabym dokładnie tak jak ona. 
Ta powieść otwiera oczy na wiele spraw. Pokazuje je dokładnie takimi jakie są. Autorka nie ubarwia, nie przysłania. Pokazuje ludzkie dramaty. I odważne postawy.  Uczy, że za trwanie przy swoich racjach można oberwać spore lanie. Mimo to warto. Warto być sobą, warto mieć swój kodeks wartości. W końcu "odważni żyją krótko, ale tchórze wcale". 
Kapitalna powieść, którą podobnie jak inne książki tej autorki z całego serca polecam.

środa, 4 czerwca 2014

Piotr Milewski "Transyberyjska"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-2402-503-9

Niesamowita podróż w czasie i przestrzeni

Uwielbiam podróżować i odkrywać piękno świata. Zwiedzać i te bardzo popularne wśród turystów miejsca, reklamowane przez foldery biur podróży, i te dziewicze zakątki, do których zwiedzający niezwykle rzadko zaglądają. Gdybym była bardzo bogata, pewnie lwią część majątku przeznaczyłabym na wojaże. Mając jednak ograniczone możliwości, staram się bywać w wymarzonych miejscach dzięki książkom. W towarzystwie autorów często odwiedzam zakątki, których zobaczenie jest moim wielkim marzeniem. Jednym z krajów, które chętnie bym zwiedziła, jest Rosja. Marzy mi się poznanie Moskwy, Petersburga, ale i małych wiosek gdzieś na zapadłej prowincji. Chętnie też przejechałabym się najdłuższą linią kolejową na świecie – słynnym Transsybem. Jak na razie taką podróż odbyłam z książką w ręku, a moim przewodnikiem był Piotr Milewski – wędrowiec, pisarz i fotograf. Dzięki przeczytaniu jego książki przebyłam szlak ponad dziesięciu tysięcy kilometrów, a lekturze towarzyszył dźwięczący w uszach stukot kół pociągu. Było ciekawie, wspaniale i emocjonująco.
Podróż rozpoczęła się w polskiej stolicy, skąd pociąg zawiózł Milewskiego przez Białoruś ku Petersburgowi. I tutaj wypada dodać, że autor książki nie podróżuje koleją non stop. Przesiada się w kilku miastach i zwiedza je. Ta podróż ma miejsce nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Milewski opisuje nie tylko to, co widzi, nie tylko otaczający go krajobraz czy ludzi, którzy są jego współtowarzyszami podróży. Lektura oferuje coś więcej niż tylko współczesność. W swoją relację twórca publikacji wpisuje też przeszłość syberyjskiego żelaznego szlaku. Pisze o etapach powstawania kolejnych odcinków trasy, opisuje historię kraju carów w tymże okresie, a także przybliża sylwetki osób, które były związane w różny sposób z Transsybem. Są wśród nich politycy, konstruktorzy, ale i zwykli pracownicy. Zbudowanie tak olbrzymiej linii kolejowej wymagało wiele wysiłku, nakładów finansowych i na etapie planów pewnie wielu wydawało się projektem niemożliwym do zrealizowania. Udało się. Praca trwała wiele lat, ale zakończyła się sukcesem. Nie obyło się bez ofiar, bez klęsk jednostek, ale i wzbogacenia się niektórych. Dziś podróż od Moskwy po Władywostok przyciąga do byłego Kraju Rad wielu obcokrajowców, którzy żądni są poznania uroków syberyjskiej przyrody, piękna Bajkału i urody bezkresnych przestrzeni, gdzie człowiek jeszcze niewiele zmienił. Autor w swoim opisie nie używa wielu wykrzykników, nie zamieszcza ochów i achów. Ze stoickim spokojem, bez emocji opisuje współczesną rosyjską, a dokładniej syberyjską codzienność, przybliża tych, z którymi dzieli kolejowy wagon. Są to bardzo różni ludzie. Rosjanie i obcokrajowcy. Podróżujący z przyjemności i konieczności. Jadący do domów i do pracy. Przemytnicy i turyści. Prawdziwa mozaika charakterów i osobowości.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

wtorek, 3 czerwca 2014

Magdalena Witkiewicz "Szczęście pachnące wanilią"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2014
stron 276
ISBN 978-83-7988-087-4

Odkryj zapach szczęścia!

Wiesz jak pachnie szczęście? Pewnie ma niejeden zapach, ale po lekturze najnowszej powieści niezwykle lubianej przeze mnie pisarki Magdaleny Witkiewicz wiem, że szczęście z pewnością pachnie wanilią. A konkretnie waniliową babeczką, która może wiele w życiu poprzestawiać, zmienić na lepsze. Brzmi może tajemniczo, ale czasem tak to bywa, że tracimy kontrolę nad tym, co się dzieje i wychodzi nam to na dobre. Tak jak Adzie, głównej bohaterce, która nie ma w życiu zbyt łatwo. Mieszka wraz z ukochanym synkiem na jednym z gdańskich osiedli. Jest samotną mamą. Jej związek z Konradem rozsypał się w proch. Pozostał jej Michaś, który stał się kimś najważniejszym. Ada sama, jak to samotna mama musi borykać się z bytem materialnym. By zarobić na rachunki i wszelkie życiowe potrzeby prowadzi cukiernię. Niewielki lokal w którym można się napić kawy i zjeść pyszne ciacha. Także waniliowe babeczki z truskawką. Spod jej dłoni wychodzą niezwykłej urody torty. Mimo to kobiecie trudno związać koniec z końcem. Zapłacić rachunki i faktury, opłacić nianię. Ada jednak nie poddaje się i walczy o realizację marzeń tych zawodowych i nie tylko...
Idąc za głosem serca i dzięki pomocy przypadku tworzy wspaniałe miejsce, przez które przewija się wiele osób, nawiązują się przyjaźnie i gdzie czai się amor, by ugodzić strzałą pewną parę...
Najnowsza powieść autorki „Zamku z piasku” ma bardzo słodką okładkę, ale jej treść już taka nie jest. Jest słodko-gorzka, taka jak bywa to prawdziwe życie, w którym pełno i fartu, i pecha. W którym droga często stromo pnie się pod górę i szczytu nie widać. W którym piętrzą się kłopoty, nagle wszystko wali się na głowę i nie ma wyjścia awaryjnego. Ada jest zarazem zwyczajną kobietą i siłaczką. Codziennie musi stawić czoła wielu wyzwaniom. Jej siłą napędową jest dziecko, ukochany synek, któremu chciałby nieba uchylić. Ale nie zawsze się da. Ada nie jest perfekcyjna i doskonała. Jest taka jak każda z nas. Dzięki prowadzeniu cukierni nawiązuje babskie przyjaźnie. Poznaje inne matki, które mają podobne jak ona problemy. Doświadcza przyjaźni, która dodaje sił i pomaga w podejmowaniu odważnych decyzji. I podobnie jak nowe przyjaciółki szuka szczęścia, na które jak najbardziej zasługuje.
Książka od samego początku porywa i zachwyca. Osobiście bardzo szybko przeniosłam się do opisanego przez autorkę świata, poczułam się niczym jedna z bohaterek. Bo też mam podobne jak ona rozterki, też muszę się zmagać z kilkoma rzeczami naraz, a życie nie zgadza się na taryfę ulgową. Dobrze mi było w tej cukierni przycupnąć gdzieś w kącie i podglądać życie Ady, Karoliny, Kamili czy Mileny. Obudziła się babska solidarność. W trakcie lektury moje kompleksy zmalały, wydały mi się zwyczajne. Nabrałam siły do pokonywania codziennych kłopotów jakich życie nie skąpi. Ta książka zadziałała na mnie jak energy drink. Opowieść Magdaleny Witkiewicz jest pełna humoru, niezwykle realna i dowcipna. Ukazuje sylwetki młodych kobiet, mam, żon i singielek, w których drzemie niesamowita siła i moc. Książka zagrzewa do walki o spełnienie marzeń i o szczęście. Przekazuje starą prawdę, że w życiu niewiele rzeczy przychodzi łatwo.
Atutami tej powieści są z pewnością wartka akcja, świetne dialogi i zabawne sytuacje. Autorka ma cenny dar opisywania zwyczajnej rzeczywistości, tzw. prozy życia w oryginalny, pełny humoru sposób. Pisze mądrze i błyskotliwe. „Szczęście pachnące wanilią” to lektura mająca moc poprawy humoru, przegonienia chandry i książka, która odpręży oraz wywoła uśmiech. Gorąco polecam ją nie tylko młodym mamom. To idealna lektura dla tych, którzy w życiu potrzebują sporej dawki optymizmu i tych, którym wydaje się, że marzenia przeważnie się nie spełniają. To powieść, która doda każdej czytelniczce sił w codziennym maratonie po szczęście.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Agnieszka Krakowiak-Kondracka "Jajko z niespodzianką"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2014
stron 252
ISBN 978-83-0805-340-9

Barwy samotnego rodzicielstwa

„Jajko z niespodzianką” to debiutancka powieść scenarzystki popularnego i lubianego serialu „Na dobre i na złe”. W książce napisanej niezwykle lekkim piórem autorka opisała historię Ady. Trzydziestolatki, która samotnie wychowuje trzyletnią córeczkę. Tata Julki nie podołał wyzwaniu ojcostwa i ulotnił się niedługo po urodzeniu dziecka. Ada musiała sama zmagać się z poważną chorobą serca swojej pociechy. Na szczęście te perypetie zdrowotne zakończyły się dobrze. Niestety ta sympatyczna dziewczynka miała na dodatek niesprawną rączkę, a konkretnie zrośnięte paluszki u prawej dłoni. Niepełnosprawność mógł skorygować zabieg chirurgiczny, ale doświadczona przez zły los mama bała się kolejnego ryzyka związanego z narkozą i ewentualnych powikłań. Rówieśnicy byli dla jej dziecka bezlitośni i naśmiewali się z ułomności dziewczynki. Ada z tego powodu postanowiła, że wyśle córkę do ekskluzywnego przedszkola, gdzie inność będzie na porządku dziennym. To oznaczało zaciśnięcie pasa, ale czyż taki zabieg nie był warty, gdy w grę wchodziło szczęście kogoś najdroższego na świecie?
Powieść bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i z każdą przeczytaną stroną przypadała do serca coraz mocniej. W trakcie czytania było miejsce na wzruszenie, współczucie, ale i uśmiech czy przymrużenie oka na ludzkie dziwności. Bohaterka okazała się zwyczajną kobietą, która nagle trafiła do świata ludzi mających spore dochody. Pieniądze niekiedy przewracały im w głowach, a ich zachowanie wywoływało u mnie wzrok pełen politowania. Ale może punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?„Jajko z niespodzianką” to książka o obliczu samotnego macierzyństwa, które jest wielkim wyzwaniem dla rodzica niemogącego swoich obowiązków podzielić na pół. Sam musi podołać wszystkiemu, niekiedy stanąć na głowie, by jego dziecko miało jak najbardziej szczęśliwe dzieciństwo. Ada radzi sobie wybornie. Wprawdzie pomaga jej mama, ale mimo to nasza bohaterka zasługuje na uznanie. Nie jest jej łatwo, musi wiele się nagimnastykować, by starczyło na ratę kredytu, czesne w przedszkolu i codzienne wydatki. Mama Julki jest pewnie wzorem dla wielu kobiet w jej sytuacji. Ta bohaterka ujęła mnie przede wszystkim tym, że trafiając do grona snobistycznych rodzicielek nie uległa ich stylowi bycia, modom i śmiesznym dla przeciętnego zjadacza chleba trendom. Czytając tę książkę po raz kolejny w życiu uświadomiłam sobie, że zbyt pękate konto może solidnie zwichrować ludzką psychikę i łatwo wtedy zwyczajnie zgłupieć.
Książkę czyta się jednym tchem. Nie brak w niej wątku kryminalnego, ale i uczuć czy emocji. Czytelnicy mają okazję śledzić też życie uczuciowe Ady, w którym po okresie samotnej stabilizacji pojawiają się aż dwaj mężczyźni. Mąż, który kiedyś zawiódł na całej linii i który nie zna nawet własnej córki oraz nowy szef, z którego synkiem Julia uczęszcza do przedszkola. Każdy z panów ma wady i zalety, każdy jest zainteresowany Adą i pragnie zająć jej serce. Któremu się uda?
Przeczytanie debiutu Agnieszki Krakowiak-Kondrackiej uważam za przyjemną czytelniczą przygodę. Powieść jest pełna niespodzianek, zawirowań i kilkakrotnie mnie zaskoczyła. Lektura uświadomiła mi też, że zdecydowanie źle czułabym się w świecie bogatych snobów. „Jajko z niespodzianką” to książka o uczuciach, życiowych wyborach i o pokonywaniu barier oraz przeszkód, których pełna jest codzienność. Może opowieść wykreślona przez autorkę wyda się chwilami banalna i zbyt przesłodzona, ale ma w sobie też wiele realności i zwyczajnej prozy życia. Książka przyjemna i ciekawa najbardziej trafi chyba w gust tych, którzy kochają dobre powieści obyczajowe, zatem pań. Ale polecam ją nie tylko płci pięknej. Myślę, że jej przeczytanie będzie też ciekawym doświadczeniem dla panów.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.