Wydawnictwo Znak
data II wydania styczeń 2021
stron 448
ISBN 978-83-240-6168-6
Auschwitz, wyzwolenie i co dalej?
W czasie II wojny światowej miliony osób różnych narodowości trafiły do obozów koncentracyjnych. Dla wielu to miejsc stało się ich ostatnim przystankiem w drodze wieczności. Na szczęście nazistowskiej machnie nie udało się zgładzić wszystkich, którym wytatuowano numery na przedramieniu. Część więźniów dożyła chwili wyzwolenia. Chwila ta na pewno każdemu zapadła w pamięć, ale nie oznaczała ona końca złych przeżyć. Bo w wielu wyzwolonych, określonych w publikacji mianem "przeżywców" trauma nigdy nie umarła. Pozostała na zawsze i towarzyszyła do końca życia.
Pokolenie byłych więźniów obozów koncentracyjnych z roku na rok się kurczy, wymiera. Ważne, by pamięć o tych ludziach, a także tych, którzy zmarli za drutami nigdy nie zgasła. Właśnie dlatego potrzebne są takie książki jak "Klub Auschwitz", który przedstawia wojenne i powojenne losy osób, które nosiły pasiaki. Jak pokazują opisane przez Autorkę przypadki wojna i jej zło pozostało w wyzwolonych na zawsze. Towarzyszyło im przez całe życie kładąc się cieniem na każdym dniu. Osobiste świadectwa spisane na kartach książki przez Agnieszkę Daukszę są bardzo różne, tak jak różni są jej bohaterowie.
Stefana Lipniaka obóz zmienił tak bardzo, że gdy po spędzonej w nim młodości wrócił do domu po ucieczce nie poznała go własna matka. Halina Krzymowska z matką po pobycie w obozie trafiły do Szwecji. Tam nie czekało na nich pozornie nic. Nie miały perspektyw, niczego odgórnie zorganizowanego, los podarował im pewną hrabinę i możliwość trafienie do jej zamku. Alfreda Gorączko wyzwolenia nie wspomina z radością. Było ono czasem kolejnych traum w postaci gwałtów ze strony wyzwolicieli- żołnierzy aliantów.
Niestety, to nie było tak, że po koszmarze wyzwoleni trafili w ramiona rodzin, wrócili do własnych domów i zapomnieli, zasypali złe wspomnienia popiołem czasu. Bo często tych domów nie było, często bliscy zaginęli lub zginęli. Często nie było do czego i do kogo wracać. Nie było możliwości powrotu do starego życia i czasów sprzed wojny. Wszystko zostało bezpowrotnie zburzone. I choć osoby te zaczęły żyć na nowo, choć rany zabliźniły się, to blizny po nich nadal przeszkadzały, dokuczały i bolały. Życie poobozowe nie było naznaczone słodyczami i optymizmem.
O tym wszystkim, o niełatwej poobozowej rzeczywistości Agnieszka Dauksza pisze z wielką delikatnością, bardzo w tym przypadku niezbędną, uważnie słuchając niełatwej prawdy przykurzonej lukami w pamięci ze względu na wiek rozmówców. Osobiste świadectwa są niezwykle wymowne. Przemawiają o wiele bardziej i celniej niż niejeden, choćby na akademickim poziomie, podręcznik historii. Oddają na przykładzie jednostek wpływ ważnego wydarzenia historycznego na zwykłych ludzi, którym przyszło płacić cenę niewyobrażalnie wysoką.
Tytuł nie jest napisany w sposób górnolotny, nie ma w nim miejsca na sztuczny patos. Autorka oddaje głos swoim rozmówcom w sposób swobodny, pozwala im mówić i umie słuchać niełatwej prawdy odartej z historycznej majestatyczności. Czytając ma się wrażenie, że książce nie ma miejsca na dziennikarską sztukę wyrafinowanego przekazu. Ważniejsza od niej jest prostota prawdy, dokładnie to, co drzemie w ludziach, którym udało się wyjść z piekła. Niech Was jednak nie zwiedzie, że tę lekturę było napisać łatwo, a Autorka zmierzyła się zaledwie z rolą stenotypistki.
Ta książka robi wrażenie, naprawdę ogromne wrażenie, które odbiera sen, spokój, radość życia. Bo w głowie, po jej przeczytaniu rodzi się mimowolny lęk, że wydarzenia historyczne mogą się kiedyś powtórzyć, może nie dokładnie w takiej formie, ale ktoś może się pokusić o zabranie swobód i wolności innym w myśl chorej ideologii. Trudna lektura, smutna książka, świadectwo tamtych czasów, doskonała lekcja historii, której długo nie zapomnę. Nie mogę jej ocenić w kategorii dobra czy zła książka. Po po prostu byłoby nie na miejscu. To książka, w której najważniejsza jest prawda, zapis, świadectwo. To książka o której trudno się pisze, po przeczytaniu której dobrze się milczy. Bo czasem w życiu najwłaściwsze jest milczenie. Słowa są po prostu zbędne, zbyt rozpraszają, zbyt zagłuszają to, co najważniejsze.
Kiedyś czytałam dużo literatury obozowej. Jednak jak na razie odczuwam przesyt tą tematyką i postanowiłam od niej odpocząć. Mimo to "Klub Auschwitz" będę miała gdzieś z tyłu głowy, na wypadek jak znowu zacznę sięgać po książki na ten temat.
OdpowiedzUsuńZbrodnie w tych obozach to koszmar, z którego ludzkość obudziła się i chyba jednak nie wyciągnęła wniosków patrząc na dzisiejsze czasy..
OdpowiedzUsuń