Wydawnictwo Pascal
data wydania 2012
stron 320
ISBN 978-83-7642-064-6
Poszukując najbledszego rose
Uwielbiam czytać książki o słonecznych, południowych zakątkach Europy, gdzie
lato trwa o wiele dłużej niż w Polsce. Dzięki sprzyjającemu klimatowi w takich
miejscach rosną oliwki, cytrusy i winogrona, z których produkuje się wspaniałe
wina. A ja choć po alkohol sięgam rzadko trunki z winogron cenię najbardziej i
lubię do obiadu wypić lampkę wytrawnego wina. To upodobanie zachęciło mnie do
przeczytania książki Jamie Iveya opowiadającej o produktach francuskich winnic i
o samych winnicach. Ta wspaniała lektura powstała dzięki zakładowi zawartemu
wskutek językowego nieporozumienia.
Jamie i jego żona Tanya to Anglicy. Pewnego lata wybrali się po raz kolejny
do Francji, chcąc odwiedzić siostrę Tanyi, która mieszka w ojczyźnie Balzaca
wraz z mężem i uroczą trzyletnią córeczką o imieniu Rose. Tego dnia, gdy
spotkali się w restauracji dziewczynka była wyjątkowo blada. Rozmowę rodziny
podsłuchała elegancka dama z sąsiedniego stolika. Kobieta myślała, że jej
sąsiedzi rozmawiają o różowym winie rose, a nie o dziewczynce o tym imieniu. I
założyła się z angielską parą, iż produkowane w jej winnicy różowe wino jest
najbledsze we Francji. Jeśli Tanya i jej mąż znajdą bledszy trunek niż ten
produkowany przez nią – właścicielka winnicy będzie im dostarczać wino do ich
domu do końca życia. Jeśli zaś ona by wygrała Anglicy mieli znaleźć w Anglii
importera dla jej wina. Jamie i jego małżonka postanowili na poszukiwania
poświęcić sześć miesięcy następnego roku. W tym celu sympatyczni mieszkańcy
Londynu porzucili pracę i podróżowali przez praktycznie całą Francję.
Wycieczka obfitowała w ogromną liczbę przygód, wspaniałych widoków i mnóstwo
posiłków. Anglicy skosztowali wiele niezwykle smacznych dań i wypili wiele
kieliszków wina. Nacieszyli oczy pięknymi krajobrazami, poznali fantastycznych
producentów win i poszerzyli krąg przyjaciół. Odwiedzili m.in. Szampanię,
Burgudię, Paryż, Dolinę Loary i Rodanu oraz Prowancję. Czy udało im się wygrać
zakład? Tego nie zdradzę, sięgnijcie po książkę.
Czytałam już kilka książek o Francji, ale ta jest nieco od nich inna.
Opowiada o zwiedzaniu ojczyzny Balzaca szlakiem wspaniałych winnic, słynących z
produkcji wybornych win. Z lektury dowiedziłam się sporo o produkcji wina,
zwłaszcza różowego, które powoli acz systematycznie zdobywa kolejnych
zwolenników i sprzedaje się coraz lepiej, choć jeszcze do niedawna uważanie było
za produkt niszowy i uboczny.
Książka ta sprawiła, że zmienił się mój sposób postrzegania Francji jako
kraju, do którego chciałabym się udać na wycieczkę. Kiedyś nie wyobrażałam sobie
jej bez odwiedzenia Paryża, Marsylii czy Lyonu. Dziś udając się do Francji
zaszyłabym się na prowincji i podobnie jak autor „Smaku Prowansji” zwiedzała
urocze miasteczka i wioski, oliwne gaje i plantacje winorośli. Degustowałabym
wina u producentów, jadła w malutkich restauracjach i poznawała prowincję
upajając się zapachem lawendy i ziół. A zabytki, mury, malowidła i rzeźby nie
byłyby mi do szczęścia potrzebne. Owszem są piękne, ale ja wolę naturę i uroczne
malutkie miejscowości, zwyczajnych ludzi, których pasją jest produkcja wina czy
gotowanie wspaniałych regionalnych dań.
Jak smakuje Francja? Dla mnie ten smak to kieliszek schłodzonego wina, aromat
tymianku, rozmarynu i lawendy oraz słodziutkie rogaliki nadziane czekoladą.
Macie ochotę na poznanie uroków takiej Francji? Koniecznie sięgnijcie po lekturę
książki Jamie Iveya i zakosztujcie słodyczy i piękna kraju, w którym jada się
nie tylko żaby i ślimaki. Publikacja z pewnością trafi na listę ulubinych
książek fanów Petera Mayle'a.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Pascal.
Smaki Francji w takim wydaniu? jestem za :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie poznałabym te francuskie klimaty:)
OdpowiedzUsuńChyba by mi się spodobała :)
OdpowiedzUsuńBrzmi tak, jakbym już zaczynała czytać. Miałam podobne doświadczenie z "Cienie wiatru" Carlosa Zafóna także czułam się jakbym była wśród malowniczych uliczek (wprawdzie nie Francji ale) Hiszpanii. Takie plastyczne opisy mają w sobie coś wyjątkowego:)
OdpowiedzUsuń