niedziela, 31 lipca 2022

Laia Aguilar "Wolfgang (Niezwyczajny)


Wydawnictwo Widnokrąg 
data wydania 2022
stron 208
ISBN 978-83-96738-8-8

Świat oczami autysty

Autyzm do niedawna był dla wielu z nas tajemnicą. Nie mówiono o nim, chowano go pod dywan, traktowano jako coś wstydliwego o czym nie powinno być głośno. Na szczęście to się zmieniło, choć nadal zbyt wiele mitów o autyźmie funkcjonuje. Dzięki przesyłce pr-owej, której się totalnie nie spodziewałam dotarła do mnie pewna książka. Choć śledzę rynek wydawniczy nie miałam pojęcia o jej pojawieniu się na księgarskich półkach. Nie była zbyt rekomendowana ani reklamowana. A to naprawdę ogromny błąd, a tytuł jest naprawdę niesamowity, wartościowy i ma w sobie wyjątkowy przekaz. Jestem pewna, że ta publikacja powinna dotrzeć do każdego człowieka by objawić mu swoje wnętrze. Jej treść bowiem pokazuje świat oczami autystycznego dziecka, zaledwie 11-letniego chłopca, któremu życie mocno się skomplikowało. 

Co jest w tym nietuzinkowego? To, że dziecko autystyczne widzi rzeczywistość nieco inaczej niż jego rówieśnicy nie mający nic wspólnego z autyzmem. Widzi dojrzalej, mocnej i wyraźniej. I to my, czytelnicy, możemy odczuć to na swojej skórze, a tym samym zrozumieć czym tak naprawdę jest bycie autystą. 

Wolfgang nosi imię po słynnym kompozytorze, sam też kocha muzykę i marzy o nauce w prestiżowym konserwatorium. Jest wychowywany przez samotną matkę, która dopinguje swojego ukochanego synka w realizacji jego marzeń. Ojciec nie jest wcale obecny w życiu nastolatka, ale pewnego dnia to się zmienia. Matka Wolfganga nagle umiera, a on sam wskutek woli rodzicielki trafia pod opieką ojca, którego praktycznie nie zna i który jest dla niego obcym mężczyzną. Jak potoczą się ich losy? 

Lektura tej powieści była dla mnie czymś niezwykłym, sporym przeżyciem i doświadczeniem emocjonalnym. Ta książka otworzyła mi oczy na świat, którego nie znałam. Czytałam z atencją i wzruszeniem. Opisane sceny zapierały mi oddech, czułam się jakbym weszła do tajemnego ogrodu. Od tej lektury autyzm jest dla mnie czymś innym niż był. Jest cechą a nie przypadłością. Jest czymś zwyczajnym, jest czymś oswojonym. Kurtyna opadła, cienie objął blask światła. 
Ta książka wbija w fotel, wzrusza, dostarcza cennej życiowej lekcji, pokazuje odmienność nie piętnując jej. I powiem wprost powinna być lekturą dla młodzieży by obalić mity o autyźmie, które zbyt mocno dotykają tych, którzy są autystami. Gorąco polecam. 



 

środa, 27 lipca 2022

Katarzyna Zyskowska "Szklane ptaki"



Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 27 lipca 2022
stron 416
ISBN 978-83-240-8344-2

O pięknej i tragicznej miłości, którą zabiła wojna

Moi Drodzy!

Napisałam już w swoim życiu setki recenzji, ale chcąc Wam opowiedzieć o najnowszej książce Katarzyny Zyskowskiej czuję ogromną tremę. Nie jest mi łatwo, bo boję się, że nie będę w stanie słowami oddać w pełni jej geniuszu . A jest ona przepiękna, smutna i romantyczna, eteryczna, bardzo intymna i chwytająca za serce. Mało który Autor potrafiłby słowami tak cudownie opowiedzieć dzieje jednego z najbardziej utalentowanych polskich poetów, który oddał życie w obronie Ojczyzny. 

"Szklane ptaki" to zbeletryzowana biografia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz jego żony i matki. Dwóch najbliższych mu kobiet, które niewątpliwie go kochały, ale jedna z tych miłości była niestety toksyczna. Obie były prawdziwe i nieudawane. Jednak nie mogły obok siebie w zgodzie ze sobą współistnieć i funkcjonować. Rywalizacja nie wychodziła im na zdrowie i utrudniała i tak paskudną rzeczywistość.

Krzysztof zakochał się nagle i niespodziewanie, mocno i na poważnie. Z ukochaną Basią dość szybko zdecydowali o tym, że chcą wziąć ślub. Rodziny obu stron nie były zachwycone. Zwłaszcza matka przyszłego pana młodego. Zaborcza Stefania Baczyńska wpadła dosłownie w czarną rozpacz. I nie chodziło jej o argumenty, że wojna i ciężkie czasy. Dla niej ożenek syna równał się z jego utratą. Tragizowała jakby jej ukochany Krzyś miał być dla niej stracony bezpowrotnie. Basi przyszło mierzyć się z teściową z piekła rodem, tajnymi studiami, działalnością męża w konspiracji, ale i utratą bliskiej istoty, okropnościami wojny i śmiercią młodych ludzi, których znała. Jeśli jesteście ciekawi losów tego małżeństwa, jeśli chcecie odkryć osobę znanego poety jakiego do tej pory nie znaliście zapraszam do lektury powieści od której ja nie mogłam się oderwać. 

Czytając chłonęłam wojenną rzeczywistość, ludzkie losy naznaczone śmiercią i tragedią. Nie będę ukrywać, że z moich oczu płynęły łzy. Dużo łez. Bo w tej historii jest tak wielka moc tragizmu, okrutności losu, a zarazem piękna i romantyzmu. Ci młodzi ludzi nie mieli czasu na szczęście, dlatego każdą chwilę życia wyszarpywali by poczuć to, co byłoby im dane bez pośpiechu w czasie pokoju. 
Narracja tytułu jest trzyosobowa. Autorka oddaje głos każdej z trzech głównych postaci. Każdemu z trojga bohaterów pozwala przedstawić swoje myśli, pragnienia, marzenia. Wyżalić się, wyspowiadać z tego, co ich boli, co rani. Dzięki temu na całą rzeczywistość patrzymy z trzech stron, a każda z nich jest inna i odmienna.

Raz po raz przyrównywałam parę Baczyńskich do historii Romea i Julii, To byli dla mnie tacy wojenni Capuletti, którzy poczuli smak prawdziwego uczucia. Niestety los szybko im je zabrał, a parę złączyła dopiero śmierć i grób. W wielu momentach lektury zastanawiałam się jak Basia i Krzyś spędziliby ze sobą życie gdyby nie wojna, czy ich miłość by nie zgasła, czy nie pogubiliby się w wirze życia. 

Ta książka nie ma minusów i wad. Jest niecodzienna i niesztampowa. Eteryczna, delikatna i brutalna zarazem, pełna uczuć i namiętności, ale i prozy życia, która ma to do siebie, że bywa okrutna. Czytałam ją z prawdziwą przyjemnością, a lekturze towarzyszył tak wielki ogrom emocji, że nie wygasały one do dziś. Myślę, że refleksje z lektury długo zostaną w mojej głowie, a ja tę publikację zapamiętam na zawsze. Z serca Wam ją polecam. To wyjątkowa książka po którą musicie sięgnąć. Koniecznie znajdźcie dla niej czas i zatopcie się w jej treści.


 

niedziela, 10 lipca 2022

Marcel Moss "Mój ostatni miesiąc"



Wydawnictwo Filia
data wydania 2022
stron 336
ISBN 978-83-8195-946-9

Życie trwa do ostatniego oddechu

Moją literacką przygodę z prozą Marcela Mossa rozpoczęłam od jego najnowszej powieści, która zalicza się do kręgu literatury młodzieżowej. Zagłębiając się w pierwsze strony tej książki nie miałam jednak pojęcia jak bardzo ta lektura mną wstrząśnie, jak bardzo dotknie mnie jej treść, jak moja dusza zostanie emocjonalnie poturbowana. Tak, to było ogromne czytelnicze tornado wrażeń, a czytaniu towarzyszyły potoki łez, które niekiedy przesłaniały litery. Stało się tak dlatego, że Autor w swoim dziele odważnie poruszył wiele bardzo trudnych tematów, które nie są przyjemne i bolą osoby, których dotykają.

Akcja książki rozgrywa się przez dłuższy czas w hospicjum do którego trafiają pacjenci onkologiczni którym medycyna nie jest w stanie już w żaden sposób pomóc. Właściwie ich dni są już policzone, ale oni nadal żyją i mają prawo spędzić schyłek swojej ziemskiej drogi najlepiej jak tylko można. Ci ludzie mogą przecież przeżyć jeszcze piękne chwile, spełnić swoje marzenia, odnaleźć przyjaciela lub kogoś bliższego. Kogoś, do kogo zabije mocniej ich serce. Miłość ma przecież prawo wstępu także tam, gdzie od czasu do czasu przychodzi śmierć.

„Mój ostatni miesiąc” to powieść, której głównym bohaterem jest młody chłopak ogromnie doświadczony przez życie. Miało to miejsce na tyle solidnie i boleśnie, że Sebastian szukał ucieczki oraz odskoczni i zapomnienia w świecie alkoholu i narkotyków. Po kolejnym ekscesie jego ojciec stracił cierpliwość i postanowił mu pomóc. Rodzic za wszelką chciał wyciągnąć swoje dziecko ze szponów nałogów i zaproponował synowi wolontariat w nietypowym miejscu - w hospicjum do którego trafiają ludzie w różnym wieku, a których choroba nie daje złudzeń na wyzdrowienie, a raczej na rychłą śmierć. Sebastian pogrążony w żałobie po nagłym odejściu mamy początkowo nie chciał o tym słyszeć. W końcu jednak zgodził się i rozpoczął kurs. Jak się okazało świat ośrodka w którym ludzie przygotowują się do śmierci bardzo go zaskoczył. Tam młody, zagubiony człowiek poznał wartościowych ludzi i odebrał bardzo cenną życiową lekcję. A za rogiem zaczaiło się na niego uczucie przed którym nie był w stanie się obronić...

Jeśli miałabym ocenić najnowszą powieść Marcela Mossa trudno jest mi dobrać przymiotniki idealnie wyrażające to, co czuję. W mojej duszy nadal panuje zamęt, myśli wciąż krążą wokół fabuły książki o której powiedzieć genialna to zdecydowanie za mało. Jestem przekonana, że nigdy nie zapomnę jej treści i bohaterów, którzy stali mi się bardzo bliscy. Każdy z nich jest boleśnie doświadczony przez życie i przeżywa trudny czas. Każdy z nich znajduje jednak siły by stanąć z samym sobą w prawdzie. Każdemu udaje się wycisnąć z życia to, co najlepsze. Każdy zasługuje na miano bohatera i na szczęście. Niestety okrutny los jest bezlitosny i cud się nie zdarza, jednak czytelnik dostaje bardzo cenne wskazówki i rady.

Na kartach tytułu poruszone są takie kwestie jak nagła, tragiczna śmierć, nieuleczalna choroba, odkrycie swojej tożsamości, ale i pojawia się wielka przyjaźń oraz miłość, która trwa wprawdzie krótko, ale jest prawdziwa i bezinteresowna.

Ta lektura to pozycja bardzo wzruszająca, przemawiająca i autentyczna. Wszystko jest w niej naturalne i życiowe. Czytając niejednokrotnie miałam wrażenie, że ta historia zdarzyła się naprawdę, jej Autor napisał dobry reportaż, a nie stworzył literacką fikcję, która narodziła się w jego głowie.

Los nie zawsze jest dobrodusznym reżyserem i pisze szczęśliwe scenariusze. My ludzie nie zawsze możemy być kowalami swego życia, nie zawsze możemy realizować swoje plany i marzenia. Czasem musimy się pogodzić z odgórnymi, nie zawsze sprawiedliwymi, wyrokami, ale zawsze dany nam czas możemy przeżyć najpiękniej jak tylko potrafimy. Zawsze możemy kochać i mieć przyjaciół. Tego właśnie uczy ta powieść, która bardzo mocno zawojowała moje wrażliwe serce. Gorąco polecam jej lekturę każdemu, kto ceni wartościowe propozycje na księgarskich półkach. Jestem pewna, że docenicie jej kunszt, wymowę i piękno. Ta książka jest trudna, ale naprawdę nadzwyczajna i zachwycająca. Przeczytajcie ją koniecznie. To emocjonalna petarda, która Wami całkowicie zawładnie.  





 

środa, 6 lipca 2022

Radosław Dąbrowski "Kryzys"


Wydawnictwo Oh book!
data wydania 2022
stron 304
ISBN 978-83-67094-08-5

Powrót do przeszłości

Jedna z moich ulubionych piosenek Marka Grechuty mówi, "że ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy". W dużej mierze się z tym zgadzam, nie można żyć tylko i wyłącznie tym, co było, nie można zamknąć się w kapsule czasu bez względu czy owa przeszłość była świetlana czy zła, ale... czasem w życiu układa się tak, że los funduje nam bez naszej zgody powrót do przeszłości. Niespodziewanie musimy wrócić do miejsca i rzeczywistości, którą kiedyś opuściliśmy. Bywa to bardzo różnym doświadczeniem, przeważnie skłania nas do refleksji, do zadumy nad tym co przeżyliśmy, nad sensem życia i codzienności. 
Takiego właśnie zawirowania doświadcza główny bohater powieści "Kryzys" Radosława Dąbrowskiego, którą przeczytałam dzięki uprzejmości jej Autora. Od razu zdradzę, że to było bardzo wymowne przeżycie, taki znak "stop" w codzienności od książki, która znalazła się w moich rękach. Lektura oderwała mnie od tej namacalnej rzeczywistości i przeniosła w bardziej metafizyczny byt, którego tak bardzo w dzisiejszym szalonym i pędzącym świecie brakuje. 

Andrzej jest mężczyzną po czterdziestce. Z ręką na sercu można o nim powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem i przykładnym obywatelem. Pracuje jako wykładowca akademicki, ma dobry kontakt z młodzieżą, jest uczynny i pomocny, jest osobą wierzącą i nie posiada rodziny. Pewnego dnia dowiaduje się o śmierci ojca. To przykre wydarzenie powoduje konieczność powrotu w rodzinne strony, które opuścił na wiele lat. I tak jego noga staje w rodzinnej miejscowości po kilkudziesięciu latach nieobecności. Pogrzeb odbywa się jednak kilka dni później niż zakładał nasz bohater. Ten czas oczekiwania na ostatnie pożegnanie z rodzicem staje się dla Andrzeja niczym rekolekcje. 

"Kryzys" to książka nie tylko do przeczytania, ale i do przemyślenia oraz przestudiowania. To nie lekka powieść idealna dla relaksu na jeden wieczór. To tytuł, który zostanie w Waszym umyśle na dłużej. Będzie nurtował, odrywał od pędu życia, szukał odpowiedzi na pytania, które stanowią fundament ludzkiej egzystencji i bytu. Nie można zapominać o swoich korzeniach, przeszłość trzeba czasem odkrywać jak karty w pasjansie. Przeszłość, którą wydaje się, że już znamy i nie ma przed nami tajemnic bywa bogata w sekrety, których poznanie zmienia nas. Podróż by pochować ojca do miejsca, które jest przeszłością to w pewnym sensie metafora do podróży do własnego wnętrza, do samego siebie. Andrzej musi stanąć twarzą w twarz z samym sobą, a to bywa niekiedy trudne. Poprzez innych poznaje sam siebie, odkrywa coś, co drzemie w jego wnętrzu i jest warte odkrycia. 

"Kryzys" to lektura, która mnie nieco zaskoczyła. Nie spodziewałam się po tej książce aż takiej dojrzałości i wykwintności prozy. Tytuł jest napisany w sposób wyrafinowany i elegancki. Autor mocno i delikatnie operuje piórem, w ciekawy sposób kreuje bohatera, którego opisuje wręcz z aptekarską dokładnością. Przedstawia jego wnętrze, rozterki i dylematy. Obnaża go przez czytelnikiem stawiając niczym postać na cokole pomnika widoczną z wszystkich stron.
"Kryzys" to książka wrażliwa, intymna, delikatna, wręcz metafizyczna. W głównym bohaterze każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie, swojego ja. Czytanie wymaga skupienia i uwagi, oderwania się i otoczenia niczym szalikiem fabułą, ale naprawdę warto. To nie lektura komercyjna, ale tom, którym można się delektować. Powieść przemyślana, idealna dla wrażliwych, nieco sentymentalna. Z serca polecam. 

 

piątek, 1 lipca 2022

Monika Witkowska "Broad Peak. Darowane życie."



Wydawnictwo Słowne
data wydania 2022
stron 400
ISBN 978-83-8251-185-7

W górach droga do celu może być ważniejsza niż zdobycie szczytu!

Zawsze byłam zdania, że literatura wysokogórska jest niesamowita. Dzięki książkom z jej kręgu zwykłym zjadaczom chleba dane jest zakosztować pobytu na stokach i wierzchołkach najwyższych gór. W rzeczywistości trafiają tam nieliczni szczęściarze, którzy nie zawsze osiągają swój cel i nie zawsze szczęśliwie wracają do bazy. Po drodze do niej pechowcy czasem spotykają śmierć, która nieraz bywa nagła i niespodziewana.


Sięgając po raz kolejny po książkę o górach, wybrałam leżące w Pakistanie Karakorum, a moją przewodniczką była Monika Witkowska, która ma na swoim koncie Koronę Ziemi, zdobycie Everestu, Lhotse i Manaslu oraz liczne podróże lądowe i oceaniczne. Pierwotnie celem wyprawy miał być szczyt K2, ale wskutek pewnych komplikujących okoliczności pani Monice przyszło mierzyć się z Broad Peakiem, który jest dopiero dwunasty na liście ośmiotysięcznych kolosów, ale dość trudny i wymagający ze względu na warunki pogodowe, jak i swój kształt oraz specyficzną drogę, na której wspinacze spotykają dość nietypowy przedwierzchołek. Wielu wydaje się, że to już zwycięstwo, a okazuje się, że do właściwego szczytu jest jeszcze ponad godzina trudnej drogi.


Książkowa relacja Moniki Witkowskiej jest autentyczna, niesamowita i bardzo przemawiająca do wyobraźni. Od samego początku ta wyprawa była naznaczona trudnościami, takimi jak uzyskanie pozwoleń, tzw. permitów, rezerwacje czy skompletowanie ekipy wspierającej naszą polską himalaistkę. Wiele rzeczy wyjaśniało się w ostatniej chwili, wiele się nagle komplikowało, a dotarcie do bazy okupione było sporą dawką adrenaliny i nerwów. Tam autorka dotarła w towarzystwie grupy trekkingowej, z którą się pożegnała. Z chwilą dotarcia pod szczyt Broad Peaku zaczęła się górska przygoda, która miała na celu nie tylko wspinaczkowy sukces, ale i zebranie pieniędzy na nowy wózek inwalidzki dla Antka zmagającego się z dziecięcym porażeniem mózgowym.


Najnowsza publikacja Moniki Witkowskiej to nie tylko wyprawowy dziennik, jej treścią mogą zainteresować się także miłośnicy wojaży i czytelnicy lubiący podróżnicze przygody. Autorka nie ogranicza się tylko do pokazania zwyczajnej wyprawowej, i obozowej codzienności i– pokazuje coś jeszcze więcej niż tylko typową akcję górską zwaną łojeniem ściany. W tytule znajdziemy historię zdobywania Broad Peaku, do której Polacy dołożyli ogromną cegiełkę, mnóstwo wiadomości o Pakistanie, ciekawostki podróżnicze, historyczne i kulturowe, poznamy także ciekawych ludzi – współtowarzyszy autorki, innych wspinaczy i ludzi obsługujących wyprawy, zwiedzimy ciekawe zabytki i miejsca warte odwiedzenia. W tej wyprawie ważniejsza od celu okazała się droga, a nie sam szczyt, podczas której miało miejsce pechowe i bardzo dramatyczne zdarzenie. Autorka upadła, po czym zsunęła się około trzystu metrów w dół. Cudem udało się się wbić czekan przypięty do dłoni, wyhamować, a tym samym ocalić życie. Mimo dwóch prób ataku szczytowego Monika Witkowska nie postawiła stopy na szczycie góry, ale potwierdziła tezę, że w życiu zawsze coś dzieje się po coś.


Ta książka jest niesamowita. Czytałam ją jednym ciągiem przez kilka godzin, wpatrywałam się w liczne fotografie i przeżywałam wydarzenia tak mocno, jakbym była cieniem autorki przewodniczki. Wszystko wydawało mi się żywe i namacalne, zamykałam oczy i widziałam góry, a na policzkach czułam lodowate górskie powietrze, któremu nie dorówna żadne inne. To była ogromna literacka przygoda, to była kwintesencja wspinaczki, to były wyjątkowe chwile w świecie skał, lodu, śniegu i zimna. Ten tytuł to nie sucha relacja, to refleksje, przemyślenia i możliwość autentycznego obcowania z górami, które są nie tylko fenomenem geograficznym, ale i psychicznym oraz duchowym. Lektura napisana jest prostym językiem i niewyszukanym stylem, ale świetnie oddaje górski klimat oraz wszystko to, co się działo w umyśle i duszy autorki.


Kochani, koniecznie musicie sięgnąć po tę pozycję, bez względu na to, czy lubicie książki o górach, czy będzie to wasza pierwsza pozycja tego typu. Z pewnością przypadnie wam do gustu, zaciekawi i dostarczy wyjątkowych przeżyć. Gorąco polecam i życzę przyjemnej lektury.