czwartek, 9 marca 2017

Caroline Wallace "Marta, która się odnalazła"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2017
stron 384
ISBN 978-83-7642-748-5

O Marcie, która była czyjąś zgubą
 
Wyobraź sobie, że masz 16 lat, masz swoją przeszłość i pewne wspomnienia, ale ... nie znasz swojej daty urodzenia, nie masz pojęcia kim są Twoi rodzice, nie wiesz czy masz rodzeństwo, bo ... jesteś czyjąś zgubą. Ktoś kilkanaście lat temu zgubił Cię lub świadomie porzucił na dworcu kolejowym. Dworcu, który stał się całym Twoim światem. Tak właśnie zaczyna się opowieść o dziewczynie, która nie ma zielonego pojęcia o swoim korzeniach i tożsamości.
 
Gdy miała kilka miesięcy, gdy była niemowlakiem znaleziono ją blisko biura rzeczy znalezionych na angielskim dworcu. Dzieckiem zaopiekowała się pracownica tegoż biura. Kobieta dziwna i ekscentryczna. Dewotka, która nie wahała się użyć przemocy wobec Marty, która wmówiła jej że nie może opuścić dworca bo ten ulegnie zagładzie. Marta żyła w jej cieniu, pracowała na swój wikt i opierunek. Czy była szczęśliwa? Trudno określić. Miała swój dworcowy świat i nie znała innej rzeczywistości.  Pewnego dnia jej opiekunka zwana Matką nagle zmarła, a Marta została zmuszona do odkrycia kim jest. Czasu było niewiele, zaledwie kilkadziesiąt dni...

Powieść Caroline Wallace to książka o odkrywaniu przeszłości. Wiele jest takich lektur, ale ta jest nad wyraz specyficzna, bo ma nietuzinkowe tło. Dworzec kolejowy który jest sam w sobie takim małym specyficznym światem. I to sprawia, że powieść ma w sobie coś niezwykłego a czytając ją  czuje się ten specyficzny zapach, który zna każdy, kto choć raz jechał pociągiem i był klientem kolei. Atutem powieści są też w jedyny sobie sposób wykreowani bohaterowie. Śmiało można ich podsumować jednym mianownikiem - dziwacy. To tak na pierwszy rzut oka. W każdej z opisanych postaci jest coś, co można odkryć, gdy się ją bardziej pozna. To zalety, których nie dopatrzymy się zerkając tylko pobieżnie.
 
 Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie i podbiła moje czytelnicze serce, ale nie porwała mnie od samego początku. Pierwsze kilkadziesiąt stron nawet lekko mnie zniechęciło by czytać dalej. Aż coś drgnęło i tytuł mnie oszołomił, zauroczył i mile zaskoczył. Zasmakowałam w nim, a może wtopiłam się w jego specyficzny klimat. Jeśli sięgniecie po tę powieść czeka Was podróż w czasie do lat 70-tych XX wieku. Czeka Was odkrycie tajemnic, poznanie sekretów i pobyt w specyficznym świecie, w którym oczywiście wszyscy się śpieszą, podróżują i przemieszczają, ale ... właśnie w tej rzeczywistości można się zatrzymać i odkryć siebie na nowo, zajrzeć do własnej duszy, odpowiedzieć sobie na ważne pytania, o których przeważnie wolelibyśmy zapomnieć. Lektura przypomina bajkę dla dorosłych, nie brak w niej naiwności i infantylizmu. Ma jednak ta książka wokół siebie magiczną otoczkę, która tchnie w kierunku czytelnika magią i klimatem typowym dla dzieciństwa. Spodziewałam się innej książki, odkryłam inną - zdecydowanie lepszą i nie dającą się szybko wymazać z pamięci. Warto po nią sięgnąć nawet gdy dzieciństwo już dawno za Wami. Polecam.

1 komentarz: