niedziela, 31 marca 2013

Katarzyna Grochola "Houston, mamy problem"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2012
stron 608
ISBN 978-83-08-05000-2
 
Z żywota Jeremiasza
 
 
Czytając książki poznałam mnóstwo interesujących męskich postaci. Byli wśród nich dzielni rycerze, krwawi mordercy, szaleńczy psychopaci i romantyczni amanci. Ostatnio, dzięki lekturze najnowszej powieści pióra Katarzyny Grocholi poznałam kogoś wyjątkowego, który przyciągnął moją uwagę i od samego początku lektury zdobył moją sympatię. Kogoś niepospolitego i nietuzinkowego. O kim mowa? O Jeremiaszu, głównym bohaterze powieści „Houston, mamy problem”. Kim jest ten facet? Kimś bardzo zwyczajnym. Skończył 32 lata, z wykształecenia jest operatorem filmowym, aczkolwiek wskutek pewnego spięcia z postawionymi wyżej w filmowym światku nie pracuje w swoim zawodzie. Postawił na ambicję i dzięki takiemu zagraniu musi inaczej zarabiać na życie. By spłacać kredyt mieszkaniowy para się montażem telewizji kablowej, sygnału internetowego, naprawia odbiorniki radiowe i telewizyjne, reanimuje piloty. Jego czteroletni związek z Martą, w której był dość mocno zakochany właśnie się zakończył, nad czym Jeremiasz wciąż ubolewa.
Ten przesympatyczny bohater ma sprawdzione grono przyjaciół, nadopiekuńczą matkę, serdeczną koleżankę Alinę. Życie Jeremiasza nie jest nudne. Ciągle spotyka go coś niespodziewanego, codzienność przynosi mniejsze i większe problemy, z którymi nasz bohater musi sobie radzić. A jak sobie radzi? O tym już w książce, która należy do grona tych grubszych lektur zwanych „cegiełkami”. Dla mnie jednak skończyła się zbyt szybko, bo tak pokochałam Jeremiaszka siostrzaną miłością, że smutno mi teraz bez niego. Zaczęłam go traktować chyba zbyt osobiście, jakby był z realnego świata, żył gdzieś za ścianą i był po prostu pod ręką. A czym mnie tak zachwycił? Tym, że jest taki normalny i naturalny.
Grochola stworzyła rewelacyjną postać, która jest symbolem współczesnego faceta. Ktoś taki jak Jeremiasz powinien już być dojrzały, zaradny i zorganizowany. A on? Powiedzmy szczerze jest skrzyżowaniem małego chłopca ze zrzędliwym dziadkiem. Czy to tylko literacka fikcja? Nie do końca. Bo faceci mają w sobie bardzo wiele z Jeremiasza. Marudzą na wszystko, wiele rzeczy, które są za trudne czy nie po ich myśli odkładają na potem, szczera rozmowa to dla nich coś abstrakcyjnego, idą drogą najprostszych schematów myślowych i ani myślą przyjmować, że są w błędzie. Chwilami, jak Jeremiasz mają, ochotę uciec na koniec świata i pozamiatać co złe pod dywan. Udawać, że tego nie ma i już. Tak, tacy są właśnie bardzo często mężczyźni. Tacy jak nasz ananasek. Brawo dla Grocholi za stworzenie kapitalnej książki, która może być określona instrukcją obsługi współczesnego mężczyzny, a z pewnością pozwoli płci pięknej, zwłaszcza tej niedoświadczonej i młodej poznać jak działa facet. Bo z pewnością dzieli go od kobiet przepaść. Inne myślenie, inne zachowanie. A jednak mimo wad my panie takich gagatków jak Jeremiasz kochamy. I choć mamy dziecko i męża czy chłopaka w jednym to wybaczamy mu błędy. Jeremiasz jest taki ludzki, prostolinijny, bywa uparty, lekkomyślny, ale serducho ma dobre. Często w życiu się gubi, miota. Szczególnie wtedy, gdy pojawia się masa kłopotów i schodów pod górę. A jednak stara się sobie poradzić i za to tak go polubiłam.
Książkę mimo sporej objętości czytało mi się bardzo miło. Uśmiałam się po pachy. Mnóstwo zabawnych sytuacji, współczesny, oryginalny język, wartka akcja, doskonałe dialogi sprawiły, że powieść mnie rozbawiła, a rzadko mi się zdarza bym czytając wybuchała śmiechem i po dwa razy czytała najlepsze fragmenty. Polubiłam Jeremiasza, sympatycznego pieska Heraklesa i jak powiedziałby główny bohater kompletnie nie miałam ochoty się z tej książki „wymiksować”. Myślę, że wrócę do tej powieści jeszcze nie raz i ustawiam ją na półce tych najbardziej ulubionych lektur. Autorkę mocno chwalę za perfekcyjne wejście w osobę faceta. Nie każdej pisarce się to udało, choć kilka jak choćby Małogorzata Kalicińska w „Zwyczajnym facecie” próbowało. Spójrzcie na okładkę. Jeremiasz drzemie z paluchem w buzi. Ma prawo, bo sporo w nim dziecka. Jest taki bezbronny i słodki. Poznajcie go, a dobra zabawa gwarantowana. Gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Literackiemu i portalowi Lubimy Czytać.

sobota, 30 marca 2013

Życzenia, życzenia, życzenia........




Ciepłych, pełnych radosnej nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, a także kolorowych spotkań z budzącą się do życia przyrodą. Zdrowia, szczęścia, humoru dobrego, a przy tym wszystkim stołu bogatego. Mokrego dyngusa, smacznego jajka i niech te święta będą jak bajka. Na tę Wielkanoc życzyć Wam wypada ciepła domowego, miłości bliźniego, placka wybornego i spokoju świętego.
Z całego serca przesyłam życzenia dla wszystkich Czytelników i Sympatyków bloga, Współpracowników, Wydawców i Autorów.
Wesołego Alleluja !!!

czwartek, 28 marca 2013

Marta Grycan "Moje Dolce Vita"


Wydawnictwo G+J
data wydania 2013
stron 232
ISBN 978-83-7778-213-2
 
Sekrety kuchni Marty Grycan
 
Od dobrych kliku miesięcy jest o niej dość głośno. Piszą o niej tabloidy, w kobiecej prasie nie brak z nią wywiadów, a wiele osób kojarzy pełną temperamentu rudowłosą kobietę z marką smacznych lodów. O kim mowa? O Marcie Grycan. Kobiecie dojrzałej, pełnej seksapilu, atrakcyjnej matce i żonie, która przekonuje, że dobrze wyglądać mogą nie tylko modelki noszące rozmiar 34 lub 36. Pani Marta ma dwie pasje – modę, a konkretnie projektowanie odzieży i gotowanie. O ile talent nr 1 udowodniła projektując suknię ślubną Dominiki Tajner, to do swojej kuchni przekonała mnie książką „Moja dolce vita”.
Pięknie i nader starannie wydana publikacja to już druga w jej dorobku książka, w której autorka przekazuje sekrety swej kuchni. Pani Marta serwuje kuchnię zdrową i dość prostą. Pełną naturalnych produktów i darów jakimi raczy nas natura. Jej przepisy są oparte na wykorzystaniu warzyw i owoców, dania nie należą do wysokokalorycznych i wcale nie są bardzo trudne do wykonania. A na dodatek śmiało za wiele przepisów mogą zabrać się osoby początkujące w roli mistrza kuchni. Marta Grycan proponuje receptury na przeróżne okazje. Książka dzieli się na kilka rozdziałów poświęconych potrawom na śniadania, kolacje, lekkie lunche. Nie zabrakło przepisów na smaczne i będące bombami witamin sałatki, zdrowie przekąski, zupy czy desery. Oprócz przepisów kulinarnych czytelnicy znajdą tu i pomysły na naturalne kosmetyki możliwe do zrobienia w domu.
Jaka jest kuchnia Marty Grycan? Przyjazna dla zdrowej sylwetki, pełna ciekawych pomysłów i inspiracji zaczerpiniętych m.in. z kuchni krajów śródziemnomorskich. Gastro-celebrytka jest wielką zwolenniczką picia wody źródlanej do każdego posiłku, swoje dania doprawia mnóstwem ziół, solą himalajską, używa chętnie miodu, czosnku, oleju arganowego i octu balsamicznego. Półproduktom mówi „nie”. Jej kuchnia bardzo różni się od tradycyjnych dań kuchni polskiej. Nie jest obfita w tłuszcze czy sosy. Marta Grycan jest przeciwniczką diet (po ich zakończeniu wiele osób znów tyje) oraz fastfoodów. Poleca przepisy urozmaicone, bogate w substancje pełne składników będących antyoksydantami. Przekonuje czytelników, że gotowanie może być wspaniałą przygodą, że kuchnia to miejsce idealne do realizowania pasji jaką może być przygotowywanie posiłków, to pole do popisu dla wyobraźni.
Nie jestem początkującą kucharką, podobnie jak Marta Grycan lubię eksperymentować w kuchni, poznawać nowe smaki, ulepszać znane już receptury i pomysły. Wśród zawartych w książce przepisów znalazłam kilkanaście bardzo ciekawych propozycji, które zamierzam wypróbować. Książka jest pięknie wydana, ale pewna rzecz mnie w niej zirytowała. Oczywiście jak w prawie każdej książce kucharskiej nie brak zdjęć. Oprócz gotowych potraw publikacja zawiera fotografie autorki podczas gotowania. I cóż to właśnie one kompletnie mi się nie spodobały. Technicznie nie mam zdjęciom nic do zarzucenia, ale gotująca kobieta w kuchni ubrana w strój wieczorowy to dla mnie spora przesada. Ubiór kucharki oczywiście powienien być schludny i czysty, ale gotować w wytwornej sukience, w pełnym makijażu i szpilkach to niewygodne i niepraktyczne. Autorka jest na tyle atrakcyjną i pełną uroku kobietą, że i w kuchennym fartuszku prezentowałaby się doskonale.
„Moja dolce vita” to książka o pasji jaką jest gotowanie, to publikacja pełna ciekawych przepisów, to doskonały pomysł na prezent. Mogą po nią sięgać nie tylko doświadczone miłośniczki pitraszenia, a mnie nie pozostaje nic więcej jak zachęcić Was do gotowania i życzyć smacznego.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu G+J.

Stosik wiosenny recenzyjny

Witajcie kochani Miłośnicy stosików. Dziś kolejne nabytki z mojej biblioteczki. Książki od Wydawców, które cieszą. W formie papierowej dostałam
Renata Adwent "Rok na końcu świata" od Lubimy Czytać i Wydwnictwa Feeria recenzja już na blogu
Susan Wiggs "Spotkanie nad jeziorem" od Miry
Susan Mallery "Słodkie słówka" j.w. (właśnie czytam)
Tanya Valko "Arabska księżniczka" od Lubimy Czytać i Prószyńskiego

W formie ebooka w moim czytniku zamieszkały:

Dodam tylko, że czytnikiem jestem oczarowana. To wspaniałe urządzenie, które daje spore możliwości. Czyta mi się równie dobrze ebooki jak książki papierowe. Jak widziecie lektur mi nie brakuje, ale to dobrze, bo zapał do czytania mam okropny. Czuję, że jak na książkowym ciągu. Te chęci muszę godzić z przygotowaniami do świąt( a dodam, że sama wszystko piekę i gotuję). Jestem zapracowana, ale szczęśliwa. Pozdrawiam serdecznie.


środa, 27 marca 2013

Anna Hunt "Szamanka na szpilkach"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania marzec 2012
stron 368
ISBN 9788378394761
 
W tajemniczym świecie szamanów
 
Swoje wrażenia z przeczytanej godzinę temu książki Anny Hunt zacznę od pochwały okładki. Jest piękna i oryginalna, a mnie zdradziła, że bohaterką powieści będzie kobieta silna, romantyczna i ciekawa świata.
Anna jest mieszkanką Londynu. Pracuje jako dziennikarka w jednej z gazet i zajmuje się działem towarzyskim. Do jej obowiązków należy m.in. przeprowadzanie wywiadów z celebrytami i sławnymi osobistościami. Zdolna, młoda kobieta doskonale radzi sobie w pracy, czeka ją awans, a kwota zarobków w pełni ją satysfakcjonuje. Pozwala jej ona na markowe zakupy i spełniane marzeń. Anna jest w związku z Edwardem. Mimo intensywnego życia i braku problemów majątkowych czuje się nieco zmęczona i wypalona. Ma ochotę na coś odmiennego, coś szalonego. W jej ręce trafia pewna ulotka i dzięki temu wydarzeniu rodzi się ciekawe marzenie - wyjazd do Peru. Anna konsekwentnie stawia na swoim i udaje się w kilkutygodniową podróż. Jedzie do innego świata, który Europejczycy określają mianem Trzeciego. Bo tam nie wszędzie działają telefony, nie zawsze jest dostęp do internetu, nie każdy mieszka w domu z bieżącą wodą i prądem. Peru to kraj biedniejszy od Wielkiej Brytanii. Edward przestrzega przed tą eskapadą narzeczoną. Jest pewny, że jego ukochana nie poradzi sobie bez luksusów i pewnych standardów. Anna jednak od wylądowania na peruwiańskim lotnisku jest urzeczona tym krajem. I oczywiście nie wie jak wielkie zmiany uczyni w jej życiu ta egzotyczna podróż. Jak wiele zamiesza w jej spokojnym świecie poznanie pewnego przystojnego mężczyzny, który zechce wprowadzić ją w tajemniczy świat szamanów. Świat, który jak wydaje się wielu obcokrajowcom jest fikcją stworzoną na potrzeby turystyki. Wielu sądzi, że szamani są tylko po to by pod ich okiem zagraniczni goście przeżywali narkotyczne wizje po wypiciu określonych wywarów z roślin....... Jak się okazuje to jednak nie cała prawda........
 
Książka Hunt to powieść łącząca w sobie elementy książki obyczajowej, przygodowej i podróżniczej. W czasie lektury nie raz zostałam niejako zmuszona by znaleźć w internecie zdjęcia miejsc jakie odwiedziła Anna. A była ona w bardzo pięknej dżungli, odwiedzała zagubione w niej wioski, przyglądała się pracy szamanów i zwiedzała to, co w Peru najciekawsze - legendarne miejsca które zamieszkiwali kiedyś Inkowie. Anna na co dzień żyjąca w miejskiej dżungli miała okazję poznać dziką przyrodę, podejrzeć życie ludzi o wiele od niej uboższych materialnie, choć bogatszych duchowo. Była nieco zaskoczona tym inny światem, inną rzeczywistością w której ludzie mimo braku teg,o co w życiu Europejczyka jest niezbędne potrafią być szczęśliwi i zadowoleni. Anna znalazła się w całkiem innym świecie odmiennym od jej dotychczasowej codzienności. I nagle odkryła, że tam, z dala od cywilizacji czuje się szczęśliwsza, swobodniejsza, wolna i nieskrępowana. Była ciekawa jak wygląda "praca" szamana i nagle poczuła, że i ona może zostać szamanką. Maximo szybko podbił swoją urodą i sposobem bycia serce dziewczyny. Anna odkryła w sobie inną osobowość, inne powołanie........
Książka przekonała mnie do tego, że czasem, aby poznać dogłębnie swoje "ja" trzeba dystansu i odosobnienia. Niekoniecznie tego od ludzi, ale od zwyczajnej codzienności. Warto raz na jakiś czas choćby na chwilę zamknąć drzwi do codzienności i uciec od niej gdzieś daleko w inny świat.
Lektura pozwoliła mi przypatrzyć się szamańskim obrzędom o których wiedziałam do tej pory niewiele. To była ciekawa literacka podróż w towarzystwie uroczej bohaterki do egzotycznego kraju. Bawiłam się wspaniale, a moje zmysły nie raz zostały rozbudzone. Lekturę polecam tym, którzy marzą o poznaniu świata, zwiedzaniu jego egzotycznych zakątków i którzy szukają klucza do głębszego poznania swojej duszy.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
 

wtorek, 26 marca 2013

Sam Pivnik "Ocalały"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania marzec 2013
stron 312
ISBN 9788378394723
wersja ebook
 
Gdy śmierć czaiła się na każdym kroku
 
Wiedzę o przeszłości można czerpać i pogłębiać z podręczników historii i opracowań naukowych. Moim zdaniem wtedy nie zabraknie nam informacji o przyczynach i skutkach pewnych wydarzeń, poznamy dogłębnie najważniejsze postacie, które zapisały się na kartach kronik, ale nie uzyskamy pełnego obrazu tamtej rzeczywistości. Dla mnie niezwykle cennym uzupełnieniem i źródłem wiedzy są bezpośrednie relacje świadków owych wydarzeń zwykle zapisane w pamiętnikach, dziennikach czy wspomnieniach. Sięgam po nie chętnie, choć czasem to bardzo trudna w odbiorze lektura.
 
Okres II wojny światowej to bardzo bolesna karta w dziejach ludzkości. Szaleństwo Hitlera spowodowało śmierć wielu ludzi, a nazizm okazał się jednym z najgorszych reżimów jakie kiedykolwiek zaistniały. Niemcy szczególnie uwzięli się na naród żydowski. Chcieli jego całkowitej zagłady. Początkowe plany wywiezienia wyznawców judaizmu na Madagaskar szybko uległy zmianie na wywózkę do obozów koncentracyjnych. Tu Żydów czekały masowe egzekucje w komorach gazowych. Ocalało niewielu, a jednym z nich był Szlamek Piwnik. Żyd pochodzący w Będzina urodził się w 1926 roku. Jego rodzina nie była zbytnio bogata. Ojciec pracował jako krawiec, a matka zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Szlamek do 13 roku życia żył podobnie jak jego rówieśnicy. Bawił się w piłkę z kolegami, chodził do szkoły, był beztroskim dzieckiem. Spokój jego i rodziny zburzył wybuch wojny. Naloty wrogich samolotów to pierwsze co zapamiętał z wojennego piekła. Potem było już tylko gorzej. Głód, ciężka praca, getto, a w końcu wywózka do obozu koncentracyjnego. To na kolejowej rampie zobaczył po raz ostatni matkę, ojca i większość rodzeństwa. Potem było już tylko obozowe piekło. Walka o przeżycie każdej chwili, o każdy oddech.........
To co przeżył autor książki to nic innego jak najstraszniejszy koszmar. Głód, choroby, poniżenie, nadludzka praca. Drastyczne obozowe obrazy jeszcze długo po wojnie śniły mu się po nocach. Udało mu się przeżyć, choć nie raz otarł się o śmierć. Ale koniec wojny wcale nie oznaczał końca trudnych dni dla młodzieńca, który czuł się starcem..........
Książka "Ocalały" to nie pierwsze obozowe wspomnienia jakie czytałam. Mimo to, iż wiedziałam co w tej lekturze znajdę zrobiła ona na mnie olbrzymie wrażenie. To trudna w odbiorze proza. Pełna wstrząsających  obozowych obrazów, które dla więźniów były codziennością. Śmierć czaiła się na każdym kroku. Wystarczyło nieodpowiednie i zbyt śmiałe spojrzenie, brak sił do pracy, albo zły humor przełożonego by przenieść się na tamten świat. W obozie nie było miejsca dla słabości, przyjaźni czy innych uczuć. Tu ludzi mających serca i rozum sprowadzono do roli słabej kondycji robotów i wielocyfrowych numerów. A wszystko na chwałę Hitlera i III Rzeszy. Po wyzwoleniu tysiące Żydów takich jak Szlamek nadal przeżywało gehennę. Stracili domy, członków rodziny, zdrowie i siły. Co dalej? Tułaczka trwała długie miesiące, obozowe koszmary wracały.
Przy lekturze płakałam. Żal mi było ludzi, którzy w myśl chorej ideologii stracili wszystko, a przede wszystkim człowieczeństwo. Zniszczono im życie, bo mimo wyzwolenia ich krzywdy bolały nadal. I nic nie mogł wynagrodzić ich krzywd, bo nic nie zastąpi kochanych bliskich, rodzinnego ciepła i spokojnych snów.
"Ocalały" to książka świadectwo, to głos ofiary, która przedstawia bezcenne, choć bolesne wspomnienia dla potomnych. Historia żydowskiego chłopca jest smutna i poruszająca, ale dokładnie oddaje to co przeżyły tysiące jego rodaków. Piwnik miał w życiu wiele szczęścia, ale dodajmy, że było to szczęście w olbrzymim nieszczęściu, które zmieniło na zawsze losy świata i ludzi. Jednym z nich był Szlamek z Będzina.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński.
 
 

poniedziałek, 25 marca 2013

Renata Adwent "Rok na końcu świata"


Wydawnictwo Feeria
data wydania marzec 2013
stron 376
ISBN 978-83-7229-327-5
 
Prowincja- plasterek na złamane serce
 
 
„Wyobraź sobie poranek, kiedy nie budzi cię odgłos śmieciarki ani samochodów na ulicy, a tylko śpiew ptaków. Wyobraź sobie wieczór, kiedy ciszę wypełniają tylko świerszcze. Wyobraź sobie noc, kiedy jedynym źródłem światła są księżyc i gwiazdy. Wyobraź sobie dom, w którym pojawiają się tylko życzliwi ludzie i ci, których zaprosiłaś, a poza tym odwiedzają cię wyłącznie zwierzęta, ptaki i dobre myśli”. ( str. 214)
Powyższy opis opowiada o wspaniałym miejscu na kuli ziemskiej, do którego zaprasza nas w swojej debitanckiej powieści Renata Adwent. Autorka przenosi nas na zapadłą wieś, do nieco zaniedbanego aczkolwiek uroczego domu, gdzie trafia główna bohaterka książki. Dzieje się to wskutek otrzymanego spadku. Rita ma trzydzieści lat, mieszka w dużym mieście, gdzie pracuje jako ekspedientka w sklepiku z pamiątkami. Od dwóch lat jest związana z Mikołajem. Partner Rity to człowiek praktyczny. Domator, lubiący gotować. Związek tej pary powinien być udany. Przecież Mikołaj nie pije, nie bije, dobrze zarabia jako lekarz, troszczy się od dom i nie jest kobieciarzem. Mimo to Rita nie czuje się spełniona i szczęśliwa. Jest smutna i czuje, że życie przecieka jej przez palce. Trwanie u boku zbyt spokojnego mężczyzny nuży ją. Dziewczyna zastanawia się nad swoją przyszłością i myśli o poważnych zmianach, gdy pewnego dnia zaskakuje ją list z kancelarii notarialnej. Zmarła ciotka Nina obdarowuje ją domem i gospodarstwem gdzieś na zapadłej wsi. Czyni to jednak pod jednym warunkiem. Dziewczyna ma wytrzymać na odludziu rok. Rita jest zachwycona perspektywą zmiany otoczenia na miejsce, w którym jako dziecko spędzała wakacje. Ma wielkie plany. Mikołaja rzuca bez słowa. Wyjeżdża bez pożegnania. O jej zamierzeniach wiedzą za to w szczegółach przyjaciółki. Bliskie sercu kobiety wspierają ją i dodają otuchy. Obiecują odwiedziny. Rita rzuca pracę i jedzie na wieś. Chce tu dojrzeć, odnaleźć się, poznać swoje wnętrze i zaprzyjaźnić się sama z sobą. Zrozumieć samą siebie i zaplanować przyszłość. Nabrać dystansu do świata, odpocząć do wielkomiejskiego zgiełku. Czy jej się uda? Czy zamieszkanie na prowincji nie zanudzi ją na śmierć? A może domek ciotki Niny okaże się jej miejscem na ziemi, gdzie spełnią się marzenia?
Zamieszkanie w Bartnicy okazuje się dla naszej bohaterki sporym wyzwaniem. Tu w małej miejscowości trudno o anonimowość. Nie da się żyć gdzieś na uboczu ignorując wiejską społeczność.Trzeba być samodzielnym, radzić sobie z brakiem wody, samemu rozpalać w piecu i nosić drzewo. Do sklepu jest daleko, a stary dom wymaga remontu i solidnych nakładów finansowych. Rita nie poddaje się. Chce być szczęśliwa, odnaleźć spokój duszy i popatrzyć z dystansem na swoje życie. Zachwyca ją ogród, obcowanie z naturą, cisza i spokój. Życie na wsi wymaga od niej podporządkowania się porom roku i pogodzie o wiele bardziej niż miało to miejsce w mieście. W samotności zaczyna analizę duszy. Wnioski do jakich dochodzi są często dla niej zaskakujące. A samotność burzą nawiązane w Bartnicy i pobliskim miasteczku znajomości.
Prowincja to ostatnio bardzo popularny temat wielu czytadeł dla pań. Renata Adwent nie kopiuje jednak sposobu pisania od poprzedniczek. Ukazuje prowincję jako miejsce, gdzie można się odnaleźć, spojrzeć w swoją duszę i znaleźć pomysł na życie, odkryć swoje pasje i obudzić marzenia, gdzie można uleczyć zbolałe serce. Debiutancka powieść tejże autorki ma dwa oblicza. Nostalgiczne i humorystyczne. To pierwsze to wspaniałe (będące moim zdaniem największym atutem książki) opisy przyrody i miejsca, w którym rozgrywa się akcja oraz refleksje o życiu i ważnych sprawach głównej bohaterki. Powieść to także pełne humoru zdarzenia z życia wsi, w które wkracza Rita. Ta strona książki utrzymana jest w klimacie podobym do serialu „Ranczo”.
Przez karty książki przewija się wiele postaci kobiecych. Są one bardzo różne. To młoda mama z romantyczną duszą, zraniona przez brutalnego partnera Malwina, to też żona alkoholika borykająca się z nałogiem męża i osamotniona w życiu matka trójki uroczych dzieci. W powieści autorka krytykuje przemoc wobec płci pięknej i podsuwa rozwiązania tego jakże poważnego i trudnego problemu.
„Rok na końcu świata” to także książka o miłości, o jej przeróżnych obliczach. Nie tych słodkich i romantycznych, ale prawdziwych i pełnych wad. Lektura pełna jest mądrych sentencji, rozważań naszej bohaterki i peanów na temat życia blisko natury i w zgodzie z nią. Zgadzam się w pełni z autorką, że uprawa ogródka może być wspaniałą przygodą, a upieczona własnoręcznie szarlotka z jabłek pochodzących z własnego sadu smakuje najlepiej.
Debitancka powieść Renaty Adwent okazała się doskonałym czytadłem. Przyjemnie czytało mi się o uroczym wiejskim zakątku, o zwyczajnych kobietach, w których czytelniczki są w stanie odnaleźć cząstkę siebie. Jeśli lubicie lektury o prowincji pewnie wcale nie muszę Was zachęcać do przeczytania tej powieści, ale jeśli jeszcze nie zakochaliście się w prowincjonalnych klimatach to z całego serca zachęcam do zagłębienia się w ksiażkę. A może i Wy podobnie jak Rita zakochacie się w wiejskiej sielance i odkryjecie o sobie coś czego jeszcze nie wiecie?
 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Feeria.

sobota, 23 marca 2013

Małgorzata Karlińska "Sześć strun"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2013
stron 272
ISBN 978-83-7722-569-1
 
Bo natura ludzka jest przekorna
 
Druga w dorobku powieść Małgorzaty Karlińskiej skłoniła mnie do refleksji nad ludzką naturą, która bywa nieobliczalna i czasami nieprzewidywalna. Ponoć stoimy najwyżej w ewolucyjnej drabinie, a jednak często potrafimy robić na przekór i rozsądek bywa nam zbędny. Choć chcemy jednego wybieramy drugie. Odzywa się w nas natura tchórza, przekora dziecka. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tkwimy w nieudanych związkach bez przyszłości? Czemu omijamy świadomie szczęście i komplikujemy sobie życie? Jakby mało nam było niespodzianek i wyzwań od losu to jeszcze sami sobie dokładamy poprzeczek do przeskoczenia!
 
Książka "Sześć strun" to powieść obyczajowa. Jej główni bohaterowie do mężczyzna i dwie kobiety. Obie mu bliskie, obie, które podbiły jego serce. Marek to taki przeciętny facet. Czasem leniwy, kierujący się częściej emocjami niż rozsądkiem. Choć miał żyłkę biznesmena to w życiu prywatnym bywał niekonsekwentny i zagubiony. Brakowało mu odwagi i pewności siebie. Pozwalał by za niego decydował przypadek, ślepy los i choć to utrudniało mu życie on pozwalał by szczęście przelewało mu się przez palce. Matyldę poznał w szkole. Dziewczyna wyraźnie wpadła mu w oko i nie była to nieodwzajemniona sympatia. Choć byli dość blisko jakoś nie stali się parą na poważnie. Jedne wakacje i kobieta z tupetem sprawiły, że Matylda okazała się postacią w tle. Marek wybrał Kasię - przebojową, odważną, pełną seksapilu dziewczynę, która potrafiła uparcie dążyć do celu. Wzięli ślub, dzięki jej rodzinnym koneksjom i pieniądzom wydawało się, że czeka ich sielanka........ Ale to były tylko niesprawdzone prognozy. Kasia okazała się zołzą, pojawiły się kłótnie i problemy, spadły nieszczęścia. Po latach pojawiła się dzięki serwisowi społecznościowemu Ona, pełna ideału Mati........
"Sześć strun" to książka o miłości, ale takiej niesielankowej i nieromantycznej. To nie romans, nie słodziutkie o uczuciu pisanie, ale książka z historią może banalną, a jednak taką, która przyciągnęła moją uwagę. Opowieść o facecie, którego jakbym dorwała to rozerwałabym na kawałki ..... Marku nigdy nie dorosłeś. Cały czas byłeś rozkapryszonym i nieodpowiedzialnym nastolatkiem, który bawi się czyimiś uczuciami. Pytałam dlaczego? Zachowanie Marka to nie literacka fikcja, ale często realna rzeczywistość. Autorce doskonale udało się nakreślić sylwetkę nieodpowiedzialnego faceta, który nigdy nie dojrzał. Niby kochał, ale ranił. Czy któraś z bliskich mu kobiet na to zasłużyła? Absolutnie nie, a on po swojemu robił na przekór sobie, rozsądkowi i logice. Emocji przy tej lekturze mi nie zabrakło. Miałam ochotę potrząsnąć Matyldą i spytać czemu pozwala się tak facetom ranić. Czemu skazuje się na cierpienie, czemu daje kolejne szanse choć on na nie kompletnie nie zasłużył. Inna jest moja natura i osobowość niż kobiet z powieści. I ta inność przykuwała moją uwagę. Sprawiła, że do ostatniej strony czytałam w napięciu.
 
"Sześć strun" przypadło mi do gustu. Przypomniało troszkę prozę Wiśniewskiego, ale to nie jest jakieś jej powielenie, ale skonstruowanie fabuły w oparciu o podobny temat. Lektura odpowiednia dla lubiących książki obyczajowe, historie o życiu, miłości, cierpieniu i zawiłej ludzkiej naturze.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
 
 

czwartek, 21 marca 2013

Roma Ligocka "Ta sama ja"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2012
stron 420
ISBN 978-83-08-05050-7
 
W poszukiwaniu prawdy, miłości i zrozumienia
 
Trzy książki w twórczości Romy Ligockiej zajmują miejsce wyjątkowe. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, Tylko ja sama i Dobre dziecko stanowią osobistą trylogię kobiety, która należy do pokolenia żydowskich dzieci Holokaustu. Tysiące małych chłopców i dziewczynek wyznania mojżeszowego dzięki szaleństwu Hitlera i założeniom faszyzmu przeżyło piekło na ziemi i to na samym początku życia. Zwykle czas dzieciństwa powinien być okresem beztroskiego szczęścia, poznawania świata i cieszenia się rodzinnym ciepłem. Pokoleniu Romy Ligockiej nie było to dane. Ich najwcześniejsze wspomnienia związane są z wojną, śmiercią najbliższych w komorach gazowych, osieroceniem, gettem i ukrywaniem się.
Ligocka miała szczęście dotrwać w ukryciu do końca wojny wraz z matką. Jej ojciec Dawid Liebling przeżył pobyt w obozie koncentracyjnym. Po szczęśliwym powrocie do żony i córeczki wydawałoby się, że już nic nie zakłóci ich szczęścia i spokoju. A jednak fałszywe oskarżenie spowodowało uwięzienie i mocne zarzuty, za które groziła kara śmierci. Dawida Lieblinga podejrzewano o kolaborację z Niemcami, bycie okrutnym kapo w obozie i znęcanie się nad współwięźniami. Ponad rok w surowych warunkach więziennych dotkliwie odbił się na i tak już mocno podupadłym zdrowiu. Liebling trafił do szpitala, a potem do domu, gdzie wkrótce po przebytym udarze zmarł.
Jak widać z powyższych zdarzeń koszmar dziewczynki w czerwonym płaszczyku nie skończył się z datą wyzwolenia z rąk okupanta. Roma straciła tatę, a jej matka boleśnie przeżywała śmierć męża. Te koszmary z dzieciństwa położyły się cieniem na życie dorosłej Romy. W książce „Tylko ja sama” Ligocka to już dojrzała kobieta mającą dorosłego syna. Odniosła spory sukces zawodowy. Jest uznaną malarką i pisarką, której książki wydawane są na całym świecie. Ligocka podróżuje, promuje swoje publikacje, spotyka się z czytelnikami. Ale bolesna przeszłość wciąż nie daje jej spokoju. Pewnego dnia ktoś znów wywleka oskarżenia wobec jej taty i pisze o jego niechlubnej obozowej przeszłości. Zmarły nie może się bronić. Ciężar dowiedzenia niewinności spoczywa więc na córce, która za wszelką cenę chce dowiedzieć się prawdy. Rozpoczyna poszukiwania dowodów. Ponadto w jej życiu pojawia się mężczyzna. Żonaty, którego małżeństwo jest jednak fikcją i tak samo zraniony jak Roma, z bogatym bagażem przeżyć żydowskiego dziecka wojny.
Przeczytałam całą trylogię Romy Ligockiej i jestem nią zachwycona. Proza tej autorki jest niesamowita. Bardzo osobista i poruszająca za serce. Ligocka niczego przed czytelnikami nie ukrywa. Można rzec, iż pisze sercem i bez cienia skrytości zwierza się tym, którzy sięgną po jej książki z najintymniejszych sekretów swojej duszy. Ligocka i jej pokolenie przeszło w życiu bardzo wiele, wycierpiało mnóstwo, przelało ogrom łez. I co chyba równie tragiczne jak okres wojny koszmary nie znikły wraz z wyzwoleniem. Zagnieździły się na trwałe w umyśle i wracały, a ich powroty wywoływały sny, złe skojarzenia, plotki. W trudnej sytuacji uporania się z bolesną przeszłością pomaga autorce pisanie i spotkanie Dawida. Człowieka, który ma podobny bagaż życiowy. On rozumie ją bez słów. Rozwija się uczucie i nić porozumienia. Nić bezcenna dla ludzi pokroju Romy.
„Tylko ja sama” to książka, która jest czymś pomiędzy autobiografią a osobistym dziennikiem. To lektura, która uświadamia piekło Holokaustu znacznie lepiej niż najrzetelniej i najdokładniej napisany podręcznik historii. To publikacja świadcząca o piekle jakie ludzie zgotowali innym ludziom. Ligocka wspaniale uświadamia jak wiele bólu zadano pokoleniu żydowskich dzieci, istot niewinnych. Rodzi się pytanie dlaczego?
Książka Ligockiej to także relacja z życia kobiety sukcesu, znanej pisarki, która podróżuje, promuje swoją twórczość i spogląda w bardzo swoisty sposób na otaczający ją świat, a potem swoimi spostrzeżeniami dzieli się z czytelnikami. To lektura pełna emocji, którą z całego serca podobnie jak i całą trylogię tę autorki gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

środa, 20 marca 2013

Margaret Dilloway "Sztuka uprawiania róż z kolcami"


 

Wydawnictwo M
data wydania 2013
stron 440
ISBN 978-83-7595-532-3
 
Prawdziwa róża musi mieć kolce!
 
Lubię czytać powieści obyczajowe. Zagadkowy tytuł, oryginalna okładka i opis skłoniły mnie do sięgnięcia po powieść Magaret Dilloway. Książka ta wywołała u mnie sporą dawkę emocji i bardzo mnie wciągnęła. Właściwie nie jest to lektura z dynamiczną akcją, z wątkiem sensacyjnym czy sporą ilością wydarzeń a jednak ..... !  nie mogłam się od niej oderwać. Ciekawość jak potoczą się losy głównej bohaterki sprawiła, że ową powieść dosłownie połknęłam i okazała się ona bardzo przyjemną lekturą.
Główna bohaterka to osoba z pewnością nietuzinkowa. Jej życie nie jest łatwe. Od dziecka cierpi bowiem na poważne schorzenie układu moczowego. Wskutek niewłaściwej diagnozy lekarskiej jej życie jest bardzo ciężkie. Dwukrotny przeczep nerek nie dał spodziewanych efektów. Gal jest dializowana i czeka na kolejną nerkę. Mimo kłopotów zdrowotnych kobieta stara się żyć pełną parą i eliminować wszelkie ograniczenia jak tylko się da. Co drugi dzień musi jeździć na dializy, stosować bardzo drastyczną dietę, ograniczać spożywanie płynów. Mimo to pracuje jako nauczycielka w katolickiej szkole, gdzie uczy biologii i hoduje róże. Podkreślę hoduje a nie uprawia. W szklarni i w swoim ogrodzie krzyżuje różne odmiany królewskich kwiatów marząc o wyhodowaniu wspaniałej odmiany, która miałaby przynieść jej sławę i satysfakcję. Gal jest dzielna. Żyje swoją pasją, jeździ na wystawy kwiatowe i konkursy. W pracy jest bardzo skrupulatna i dokładna. Wymagająca wobec uczniów, ale dająca z siebie wszystko, by młodzi ludzie poznali tajniki biologii. Nagle w jej życiu zachodzi spora zmiana. Jej siostra wyjeżdża do pracy w Azji. Córkę, którą samotnie wychowuje podrzuca Gal. W domu samotnej kobiety pewnego dnia pojawia się nastolatka....... Od tej pory wszystko się zmienia. A to wcale nie łatwo zostać nagle opiekunem dziewczynki w wieku lat nastu. Tym bardziej, jak się nie ma własnych pociech i wiedzie się życie samotnika.
 
Książka spodobała mi się od samego początku. To powieść mądra, ciepła opowiadająca o miłości, poświęceniu, zmaganiu z poważną chorobą. Gal może nie jest idealna, ale podziwiałam ją za to jak dzielnie zmagała się z kłopotami zdrowotnymi. Polubiłam ją również za to, że w jej życiu ważna była pasja. Przy hodowli róż nasza bohaterka zapominała o trudnej codzienności. Praca w szklarni i ogrodzie sprawiała jej sporą satysfakcję i dodawała sił w zmaganiu się z niełatwą codziennością. Aż tu nagle Gal musi odnaleźć się jako opiekunka nastolatki. Spore wyzwanie, niełatwe i wymagające nie lada zaparcia, cierpliwości i przestawienia się na inne tory. Obie z Riley spragnione ciepła i miłości, zrozumienia i zaufania czują się stremowane i zagubione. Przed nimi trudna droga.
 
Powieść Dilloway to książka o wyzwaniach i radzeniu sobie z nową rzeczywistością. To lektura o przekraczaniu barier i uczeniu się nowych ról. To książka niosąca nadzieję i przesłanie. Osobiście autorka wspaniale uświadomiła mi wartość zwyczajnej codzienności, każdej chwili danej nam od losu. Życie można naprawdę pięknie przeżyć i spełniać swoje marzenia mimo przeciwności losu. Zawsze coś będzie nam stało na drodze, zawsze pojawią się jakieś przeszkody, ale warto jej pokonywać i cieszyć się z nawet tych najdrobniejszych sukcesów. Tę książkę właściwie mogę polecić każdemu bez względu na płeć i wiek. Szczególnie doradzam ją maruderem i malkontentom wiecznie na coś narzekającym. Kochani, a może nie warto szukać perfekcji tylko odkrywać szarą rzeczywistość?
"Szuka uprawiana róż z kolcami" to powieść bardzo realistyczna z mądrym przesłaniem. To lektura "hartująca" i niosąca pozytywne emocje. Przeczytajcie ją, bo naprawdę warto poznać jej główną bohaterkę.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję uprzejmie Wydawnictwu M.
 

wtorek, 19 marca 2013

Małgorzata Łukowiak "Projekt matka"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania  2013
stron 384
ISBN 9788327302915
 
 
Z życia Wielomamy
 
Macierzyństwo zawsze było, jest i będzie dla kobiet wielkim wyzwaniem. I nie jest ważne gdzie owe mamy mieszkają, jaki mają kolor skóry, jakim językiem mówią. Gdy kobieta staje się rodzicielką coś traci, a coś zyskuje. Pewna era w jej życiu mija bezpowrotnie. Kończy się czas „ja” a zaczyna czas „ono”. Dziecko staje się początkiem, który nie ma końca. Nie jest łatwo być super mamą. Tu dużo może pomóc swojej obywatelce państwo, które może roztoczyć nad młodą mamą ochronny parasol, zastosować pewne elementy ochrony prawnej i odpowiedni socjal. Ale czasem przepisy to tylko fikcja. Tak jak w Polsce. Polityka prorodzinna jest farsą, a bycie mamą na 100% wymaga nieustannego balansu na linie, na ostrej krawędzi, życia w pośpiechu, w biegu bez końca.
Czy łatwo być matką w Polsce? Raczej nie. Sąsiadki choćby z krajów Skandynawii mają o wiele lepiej. Zatem jak naprawdę wyglada tak od podszewki życie polskiej mamy? Okazję jego podejrzenia mamy w książce „Projekt Matka”. Jej autorką jest kobieta inteligentna, ambitna i wrażliwa. Swoje refleksje związane z macierzyństwem zaczęła w 2002 roku zapisywać na blogu, w 2009 tenże blog otrzymał nagrodę w katergorii „Blogi literackie” w konkursie Blog Roku. Zapiski doceniło jury w skład którego wchodziła m.in. Sylwia Chutnik. W 2013 roku ukazała się książka. Uwaga nie jest to powieść, nie jest to słodkie wspomnienie z pojawiania się dzieci. Ta książka bliska jest formie reportażu i pokazuje macierzyństwo od podszewki. Dokładnie takie jakie jest w rzeczywistości, a nie w słodkim świecie reklam. Tu bobaski nie są urocze, non stop radosne i mega grzeczne. Tu dzieci są po prostu dziećmi. A matka jest zwyczajnym człowiekiem, który ma chwile słabości, rozterek, zmartwień i kłopotów. Bywa zmęczona, zestresowana, zabiegana.
Początek to „nie” dla ciąży, to „nie” dla dziecka. Narratorka zmienia zdanie w miejscu osobliwym – na górskim szczycie. I ta decyzja podjęta nieśmiało i z pewnością nie do końca świadomie (cóż pewnych rzeczy przewidzieć się nie da) rozpoczyna zmiany. Szalone zmiany. Najpierw jest myśl, potem jej realizacja, starania o dziecko, bunt hormonów, pomoc farmakologii, by wreszcie na teście ciążowym ujrzeć wynik pozytywny – magiczne dwie kreski. A potem na świat przychodzi synek, który wywołuje w życiu swoich rodziców prawdziwą rewolucję.
Narratorka zostaje mamą trzykrotnie, nie rezygnując z pracy zawodowej. Rozrywa siebie na pół, by sprostać nawałowi obowiązków. I pisze, szczerze o tym pisze. Nie przebiera w słowach, wyrzuca na papier co ją boli, co doprowadza do wściekłości, co cieszy. Powstaje proza bardzo intymna, kontrowersyjna, ale z życia wzięta. I tu wypada wtrącić o stylu, który nie jest łatwy i prosty w odbiorze, ale bardzo zagmatwany, pełen refleksji, przemyśleń, porównań. Dla niektórych może się okazać zbyt trudny i mogą go niektórzy czytelnicy określić mianem bełkotu, chaotycznego tygla słów właściwego prozie np. Pilcha. Osobiście przez tę lekturę przebrnęłam. Były momenty, że pochłaniała mnie całkowicie i nie mogłam się od książki oderwać, ale i były chwile, kiedy odkładałam ją może nawet nieco zniesmaczona i przytłoczona nawałem myśli, zdarzeń.
Niemniej jednak autorka zasługuje na uznanie. Za szczerość do bólu, bo uważam, że książka jest jej pełna, za odwagę pokazania prawdziwej twarzy pracującej mamy, która nie zawsze bywa doskonała. Macierzyństwo w wykonaniu Łukowiak to coś na kształt biegu z przeszkodami, którego dystans bywa bliżej nieokreślony i mety nie widać. A pod górkę i to stromo często bywa. Macierzyństwo zmienia kobietę. Zabiera jej wiele, ale uczy perfekcyjnej organizacji, planowania, logistyki. Czy daje coś w zamian trudu? Oczywiście. Tylko czasem trudno to zobaczyć, docenić. Macierzyństwo ma słodko-gorzki smak. Bywa przesolone i słodkie zarazem. Ale daje chwile bezcenne. Książka Łukowiak zasługuje na polecenie przyszłym mamom, ale nie tylko. Niech sięgną po nią także i panowie. Niech spojrzą na obowiązki wychowawcze oczami kobiety. Z pewnością to pomoże im zrozumieć matki, żony, partnerki.
„Projekt matka” to książka odważna, może szokująca dla mam ze starszych pokoleń, które państwo wypychało na pełnopłatne urlopy macierzyńskie. To książka pokazująca oblicze współczesnego XXI-wiecznego macierzyństwa, to pewnego rodzaju dokument naszych czasów. Lektura wymagająca, ale bardzo ciekawa.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Świat Książki i portalowi Lubimy Czytać.

poniedziałek, 18 marca 2013

Stosik recenzyjno-biblioteczny

Pierwsze zdjęcia na bloga moim smartfonem - wybaczcie tę myszkę na jego przodzie. A w stosiku książki z biblioteki i te recenzyjne. Zatem od góry:

Małgorzata Maj "Weronika zmienia zdanie" od Zysku
Wojciech Lewandowski "Przez pustynie na ośnieżone szczyty..." od Muzy
Bolesław Uryn "W świecie jurt i szamanów" j.w
a z biblioteki:
 Gayle Tzemach Lemmon "Kobiety z Kablu"
Gayle Forman "Jeśli zostanę"
R. Messner "Annapurna" - bakcyl górski "żyje "
Michał Jagiełło "Wołanie w górach" j.w
Czy coś ciekawi Was z powyższej książkowej górki??? Osobiście mam nadzieję, że zacznę ten stosik w zimowej aurze a skończę czytać w słoneczku na ławce.

piątek, 15 marca 2013

George Weigel "Kres i początek"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2012
stron 592
ISBN 978-83-240-1820-8
 
Wielki pontyfikat
 
Na jego pogrzeb przybyły rzesze ludzi, rzec można olbrzymie tłumy, które wyruszyły do Rzymu z całego świata, by oddać ostatni już hołd papieżowi. Jego pontyfikat trwał wyjątkowo długo. Ponad ćwierć wieku. Ale był niezwykły nie tylko pod względem długości. Karol Wojtyła pewnego październikowego dnia decyzją konklawe został nominowany na następcę świętego Piotra. Na jego barki złożono tak wiele. A on, przybysz jak sam siebie określił „z dalekiego kraju”, zza żelaznej kurtyny od pierwszego wystąpienia w Watykanie podbił serca wielu. Pokochały go miliony, nie tylko katolicy. Umiał zaskarbić sobie sympatię tym, że był wspaniałym humanistą, dobrym człowiekiem, wrażliwym bratem, który pomocną dłoń wyciągał do każdego. Szanował wszystkich – bez względu na kolor skóry, religię i pochodzenie. On po prostu w każdym człowieku widział Boga i realizował przykazanie miłości, by kochać bliźniego jak siebie samego. Nic więc dziwnego, że po jego śmierci płakał cały świat. Zostały po nim pisma, encykliki, adhortacje, kazania, nauczanie, homilie… zostały słowa, które stały się jego testamentem dla ludzi, jego przesłaniem i wskazówką, jak żyć.
O Janie Pawle II napisano bardzo wiele książek. Jego biografie trafiły na póki księgarni jeszcze za jego życia. Jedną z nich była książka Świadek nadziei autorstwa George'a Weigela. Bardzo szybko osiągnęła ona status bestsellera. I nic dziwnego, bo jest wyjątkowa. Dokładna i napisana z wielką starannością. Jej autor obiecał samemu Karolowi Wojtyle, że po jego śmierci dzieło dokończy. Weigel słowa dotrzymał. Powstała kolejna książka o Wielkim Pontyfikacie. „Kres i początek” doczekał się i polskiego wydania.
Czym jest ta publikacja? Opisem końcowych lat pontyfikatu Jana Pawła II oraz jego podsumowaniem. O samej lekturze można pisać wiele. Jest ona bardzo obszerna, pięknie wydana i doskonale napisana, choć łatwa w odbiorze nie bywa. Próżno szukać w niej sensacji czy plotek z papieskiego życia. Autor przedstawia papieża jako można rzec osobę służbową. Jako polityka i rządzącego Kościołem i Watykanem przywódcę. Lektura dzieli się na cztery części. Pierwsza z nich obejmuje lata 1945-1989, a więc czas nie tylko posługi papieskiej, ale i kapłańskiej. Dla ciekawych dlaczego taki przedział czasowy wybrał autor odpowiem od razu – bo cały ten czas noszenia sutanny przyczynił się do wielkiego przewrotu jakim był upadek komunizmu, a faktem bezspornym jest, że Jan Paweł II miał w nim swój udział. Na jego papieskie decyzje wpływały doświadczenia z Polski. Druga część książki jest poświęcona wprowadzeniu Kościoła w trzecie tysiąclecie i dotyczy przygotowań oraz obchodów Wielkiego Jubileuszu. Trzecia część to ostatnie lata na Karola Wojtyły oraz śmierć. To opowieść o latach bólu, cierpienia, zmagania się z chorobą i niedoskonałością ciała. Autor wspomina ostatnie dni Jana Pawła II i jego odejście – czas, który okazał się wielkimi rekolekcjami dla świata, choć prowadzący je nie miał głosu, nie mówił. W ostatnim czasie swych dni nauczał gestami, przyjmowaniem cierpienia, tuleniem krzyża. Koniec książki to podsumowanie. Podsumowanie wielu dni na watykańskim tronie, podsumowanie nauczania, wizyt, gestów, decyzji i próba oceny pontyfikatu. „Santo subito” wołał tłum. Czy miał rację? Weigel podziwia Wojtyłę, jest jego zwolennikiem, ale i ma odwagę podkreślić pewne niedoskonałości owego pontyfikatu od razu szukając przyczyn tych słabości. Dzięki tej książce zrozumiałam jak bardzo trudno stać na czele wielomilionowej grupy, kierować małym państwem jakim jest Watykan, ale z największą liczbą „obywateli” jaką szczyci się wśród państw Kościół katolicki. Trudno być namiestnikiem Piotra, trudno podołać olbrzymiemu ciężarowi obowiązków, spotkań, pracy duszpasterskiej. I mimo niedoskonałości uważam, że Jan Paweł II radził sobie znakomicie.
Czy ja tę książkę czytałam? Raczej nie – ja ją studiowałam, dzięki niej wspominałam, wracałam do lat młodości i dzieciństwa. Uważam, że jako członek pokolenia JPII miałam spore szczęście żyć w czasie pontyfikatu tak wyjątkowego papieża, dobrego człowieka, który jest mi bliski jak ojciec, dziadek. Lektura „Kresu i początku” mocno mnie wzruszyła, przypomniała to, co działo się na moich oczach, a co komentowało wielu. Długo pewnie jeszcze nie będą milkły echa papiestwa Karola Wojtyły. Jego beatyfikacja, a myślę, że i wkrótce kanonizacja nie pozwoli ludziom zapomnieć o wojtyłowym dziedzictwie. Legenda papieża z Wadowic będzie wiecznie żywa. Weigel wielokrotnie chyli czoło przed Janem Pawełem II. Ale i również pisze o nim bez jakiejś nabożności czy egzaltacji. Chwali jego inteligencję, zdolności dyplomatyczne. Przypomina co martwiło ojca świętego, czym podlegli mu kapłani sprawiali rozczarowanie i zawód.
Z kart tej książki wyłania się postać wyjątkowa, którą ja ogromnie cenię. Jeśli chcecie przeżyć ten pontyfikat jeszcze raz, jeśli bardziej chcecie poznać najwybitniejszego Polaka XX wieku lektura „Kresu i początku” okaże się niezastąpiona. Serdecznie do niej zachęcam. To wyjątkowe godziny z książką w ręce.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Znak.

poniedziałek, 11 marca 2013

Katarzyna Błeszyńska "Miłosne konstelacje"


Wydawnictwo Bellona
data wydania 2012
stron 320
ISBN 978-83-111-2473-8
 
Gdy miłość bywa niczym trucizna
 
Wydanie drugiej powieści Katarzyny Błeszyńskiej poprzedziło pojawienie się w sieci filmowego zwiastuna. Krótki film oczarował mnie i bardzo skutecznie zachęcił do przeczytania „Miłosnych konstelacji”. Jeśli zadacie pytanie dlaczego, to odpowiem krótko: Bo to historia o miłości, ale bardzo nietuzikowa, nieszablonowa, choć wcale niestworzona tylko na potrzeby książki. To, co spotkało główną bohaterkę zdarza się nie tylko w wyobraźni autorki, ale i w prawdziwym życiu.
Miłość to pięknie uczucie, dodaje sił, sprawia, że świat jest piękny i chce się żyć. Ale może się zdarzyć, że tak wspaniałe uczucie zmieni się w koszmar, a miłość stanie się trucizną. Bo jedna ze stron zawini, bo ktoś nie potrafi być wierny.
Ona ma na imię Maria, ale woli, gdy mówią do niej Majka. W wieku 14 lat traci matkę. Jej wychowaniem zajmuje się ojciec, który pracuje jako prawnik. Majka idzie w jego ślady. Po zdaniu matury podejmuje studia prawnicze. Uczy się doskonale, jest zdolna i pracowita. Jej życie uczuciowe jest bardzo spokojne. Owszem spotyka się z mężczyznami, ale do żadnego z nich jej serce nie zabiło jeszcze szaleńczym rytmem miłości. To zmienia się w momencie, gdy ma oddać za koleżankę notatki z wykładu. Ich właścicielem okazuje się pewnien bardzo przystojny i czarujący kolega z roku, który już wcześniej zwrócił uwagę Marii. Mariusz też nie jest objętny na względy uroczej koleżanki. Wybucha romans – żarliwy i namiętny. Oboje tracą dla siebie głowę. Nie widzą świata poza sobą. Żyją od spotkania do spotkania. Łączy ich seks, romantyczne spacery, rozmowy. Wydawałoby się związek idealny. Taki, który z pewnością zawiedzie tę parę przed ołtarz. A potem oboje zrobią wymarzone kariery, doczekają się dzieci, spełnią finansowe marzenia i będą żyli długo i szczęśliwie. Pewnie by tak było, gdyby nie to, że Mariusz nie potrafi być wierny. Nie potrafi być tylko z jedną kobietą. On miewał i miewa „seksualne przyjaciółki” z którymi łączy go niby tylko przelotny seks, nic nieznaczący niczym zjedzenie lunchu.
„Miłosne konstelacje” to porywająca opowieść o miłości rozgrywająca się w współcześnie, gdy Polska wyzwoliła się spod brzemienia komunizmu. Główni bohaterowie rodzą się jeszcze w czasach PRL-u, ale w dorosłe życie wkraczają już w kapitalistycznej rzeczywistości. Mają zdecydowanie inne warunki rozwoju zawodowego niż ich rodzice. Oni nie muszą brać udział w walce z socjalizmem, nie parają się roznoszeniem bibuły czy studenckimi strajkami. Oni muszą walczyć tylko o własne kariery, o zdobycie intratnej posady w dobrej kancelarii, o dostanie się na wymarzoną aplikację. Młodość jednak bez względu na panujący system ma swoje prawa. To czas, gdy nagle serce zaczyna mocno bić. Maria jest przekonana, że Mariusz to ten jedyny, wymarzony i wyśniony. Jej książkę z bajki, u boku którego spędzi życie, doczeka starości. Cóż, jednak ukochany pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Wierność to dla niego abstrakcja. Owszem kocha Marię, ale chyba bardziej kocha siebie. Jest uzależniony od seksu, tak jak narkoman od kolejnej działki. Musi wciąż sięgać po nowe kobiety. Po co? No właśnie to, jako kobietę, w trakcie lektury nurtowało mnie najbardziej. Przecież z Majką tworzyli udany związek, łączył ich fascynujący seks. Więc po co? Na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi, ale bardzo współczułam głównej bohaterce, która przeżyła olbrzymi zawód. Czy tak musi być? Czy facet prędzej czy później musi zdradzić? Czy to spotyka każdą parę – tylko jedne wcześniej, a inne później? Powieść skłoniła mnie do myślenia nad sensem i możliwością istnienia uczucia idealnego, wierności, wybaczenia. Warto, naprawdę warto przeczytać „Miłosne konstelacje”, zagłębić się w losy Marii i Mariusza, sprawdzić, czy ich miłość przetrwała różne próby, czy raczej pozostała w sferze wspomnień z młodości. Książkę polecam nie tylko paniom. A jeśli moja recenzja Was jeszcze nie do końca przekonała do lektury zachęcam do obejrzenia trailera.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Bellona.

sobota, 9 marca 2013

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna smaków"


Wydawnictwo MG
data wydania marzec 2013
stron 256
ISBN 978-83-7779-123-3
 
Prowincja pachnąca smakołykami
czyli gotowa recepta na szczęście
 
Stało się! Po ponad roku na księgarskie półki trafiła kolejna książka z cyklu o polskiej prowincji autorstwa Katarzyny Enerlich, której główną bohaterką jest Ludmiła. Powieść zachwyciła mnie i oczarowała na ile tylko może zrobić to książka. Jej przeczytanie dostarczyło mi pięknych chwil. Zachwycił mnie klimat, mądre myśli, których ta lektura jest wręcz pełna.
 
Ludmiła wiele w życiu przeszła. Dobiega do czterdziestki, wieku, którego niektóre kobiety się panicznie boją. Ale nasza bohaterka nie! I słusznie, bo przecież czterdziestka to nie wyrok, a wspaniały czas. Ludmiła jak pewnie zauważą czytelnicy wszystkich czterech powieści w tym cyklu zmieniła się: dojrzała, przeżyła kilka zawirowań i zmian w życiu. Teraz stała się dojrzałą i mądrą tak życiowo kobietą, która jest pewna siebie, nieco wyciszona, ale wspaniale potrafi cieszyć się życiem. Życiem takim zwyczajnym, codziennym w którym jest czas na obowiązki, pracę, ale i spełnianie marzeń. Córeczka Zosia jest już przedszkolakiem. Ludmiła dzieli czas między pracę (pisanie artykułów do gazet) i pasję - uprawę ogrodu oraz gotowanie. W jej życiu następuje stabilizacja uczuciowa. Ludmiła wie, czego chce. Ceni są związek z Wojtkiem, dobre relacje z byłym mężem i chce spełnić marzenie jakim jest wydanie książki. Pisze powieść, która pochłania ją.
 
Akcja książki rozgrywa się na mazurskiej prowincji. Jakże uroczej i pełnej cudownych miejsc. Pachnącej lasem, jeziorem, grzybami. Tu czas płynie inaczej - rytm przyrody dyktuje życie mieszkańców bardziej niż w gwarnym mieście. Ludmiła jest szczęśliwa. Kocha swój dom, realizuje się jako pani domu, matka, kucharka, pisze. Zachwyca się naturą, cieszy ją ogród, sadzenie warzyw, gotowanie posiłków. W jej wykonaniu gotowanie staje się sztuką. Pani Kasia doskonale uchwyciła piękno zwyczajnego życia. To święta prawda, że do szczęścia wcale nie potrzeba góry pieniędzy, wypasionego samochodu i luksusowego domu. Codzienność składająca się z prostych spraw może być niezwykle ekscytująca. Nie trzeba być wziętą aktorką, sławną modelką czy piosenkarką być czuć się spełnioną i szczęśliwą. Skrzydeł może dodać realizacja swoich pasji, ćwiczenie jogi, spacer po deszczu. Sukcesem może okazać się ugotowanie pysznej kolacji, udane grzybobranie. Ludmiła to bohaterka z którą jestem w stanie utożsamić się w 100% - jakże łatwo było mi ją zrozumieć. Mamy identyczną osobowość i charakter. Obie lubimy gotować. Mam podobną jak ona życiową filozofię i czułam się tak jakbym czytała książkę jakby o sobie. O swoim życiu i marzeniach. Po lekturze tej powieści mam jeszcze większą ochotę porzucić moje nieduże, ale jednak miasto i osiąść na wsi. To marzenia, ale wierzę, że może kiedyś się spełnią.
Czytając wielokrotnie sięgałam po ołówek i zaznaczałam w tekście mądre myśli. Wspaniałe cytaty pełne takiej zwyczajnej, ale jakże cennej życiowej mądrości, której wielu ludziom dziś brakuje. Zabił ją pewnie nadmiar środków materialnych, chęć posiadania ogromu dóbr. A przecież prostota bywa taka piękna, taka wspaniała.
"Prowincja pełna smaków" to powieść o niezwykłej kobiecie, zwyczajnej wsi i smakowitej kuchni. W tekście znajdziecie wplecione przepisy kulinarne na dania bardzo ciekawe, złożone z darów natury, które można przygotować we własnej kuchni i cieszyć się nimi niczym malarz namalowanym obrazem. Tak, tak gotowanie może być niesamowitą przygodą. Gorąco naprawdę gorąco polecam Wam najnowszą powieść Katarzyny Enerlich, jak i cały cykl w skład którego ona wchodzi. Dla mnie cykl wspaniały, który stoi u mnie na półce z przymiotnikiem ulubione. Rewelacyjna lektura, mądra książka - Pani Kasiu dziękuję z całego serca za tak wspaniałe chwile.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu MG.
 

piątek, 8 marca 2013

Stosik - czyli to co kocham



W stosiku na zdjęciu książki w papierze
Lucyna Olejniczak"Opiekunka" od Wydawcy Pana Andrzeja Gumulaka - recenzja już na blogu
Małgorzata Karlińska "Sześć strun" od Novae Res
Joanna Opiat-Bojarska "Klub Wrednych Matek" od Lubimy Czytać
Jacek Getner "Pan Przypadek i Trzynastka" od Autora
Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna smaków" od MG - przeczytana, rewelacyjna, recenzja na godzinach.
Dodane okładki to trzy książki od Wydawnictwa Prószyński w formie ebook - wszystkie już zrecenzowane - recenzje na blogu.
Za wszystkie książki serdecznie dziękuję.

czwartek, 7 marca 2013

Monika B. Janowska "Zawracanie głowy"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania luty 2012
stron 424
ISBN 978-83-7785-122-7
 
Przy pocztowym okienku.....
 
Przy pocztowym okienku wiele się dzieje. Praca asystentki wcale nie jest nuda. Obfituje w przeróżne sytuacje i zabawne i wnerwiające do bólu, a doświadcza tego na własnej skórze główna bohaterka książki "Zawracanie głowy". Ada ma za sobą już ładnych parę lat pocztowej pracy. Po skończeniu technikum budowlanego jakoś tak się w niej zadomowiła i trochę z lenistwa nie poszła na studia. Nasza bohaterka mieszka w jednym z legnickich bloków wraz z pokoleniem dziadków i rodzicami. Ma wprawdzie chłopaka-informatyka, ale ów Andrzej to nie facet idealny. Zajęty pracą i nie tylko rzadko ma czas na Ady, która nie czuje się szczęśliwa w swoim związku. Niby kocha, ale ...... gdy pojawia się pewien przystojniak przy pocztowym okienku to ........
 
Nie chcę Wam więcej zdradzić z treści książki niezwykle pogodnej i tryskającej niczym fontanna olbrzymią dawką humoru. Powieść Janowskiej można śmiało określić jako doskonałe babskie czytadło, przy którym można za sprawą niezwykle wesołych dialogów i pokręconych sytuacji boki zrywać ze śmiechu. Ada to kobieta romantyczna, roztrzepana, czasem naiwna. Uwielbia sery pleśniowe i wina. Trochę zadrości koleżance Karolinie wspaniałego męża. Lubi górskie wędrówki, a nie przepada za galeriami handlowymi. Jej życie pełne jest niespodzianek. Pojawia się w nim wiele ciekawych sytuacji, z którymi nie zawsze Ada potrafi sobie poradzić. Ale od czego są przyjaciółki! Sympatyczne grono koleżanek bywa niezastąpione. W ponad trzydziestoletnim życiu Ady mają miejsce przeróżne zawirowania, na światło dzienne wychodzą rodzinne tajemnice, które drzemały jeszcze od czasów wojny. Ady nie sposób nie polubić. Bo to sympatyczna kobieta, bliska w pewnym stopniu każdej czytelniczce. Zakręcona i zwariowana z burzą rudych loków i romantyczną duszą.
Książka zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Rozbawiła, rozśmieszyła. I gdzieś między wierszami przyniosła przesłanie, że może czasem lepiej popatrzyć na życie z dystansem, z luzikiem, dać pobiec sprawom własną drogę, poluzować niż przejmować się błahostkami i tracić nerwy. Zakończenie książki jest bardzo ciekawe, sporo się na końcowych stronach dzieje, co powoduje czytelniczą ciekawość i smak czytania do ostatniej linijki.
"Zawracanie głowy" to dobrze napisana powieść obyczajowa z nutką semsacji i sporą dozą romantyzmu. To książka o miłości, babskiej przyjaźni, rodzinnych sekretach. Idealna lektura na smutny dzień dla pań w każdym wieku. Polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

wtorek, 5 marca 2013

Ka Hancock "Tańcząc na rozbitym szkle"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania luty 2013
stron 608
ISBN 978-83-7839-446-4
 
Historia, której na pewno nie zapomnę
 
Mija już trzy dni od kiedy skończyłam czytać powieść Hancock, a ja wciąż jestem myślami w tej książce. Dalej myślę o jej bohaterach, dalej żyję tą historią. I cóż, o ile znam siebie to tej lektury nie zapomnę bardzo długo. Na wiele dni wryje się ona w moją pamięć. A co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Fakt, że to naprawdę wyjątkowa historia, piękna, wzruszająca opowieść z przesłaniem. I warto dodać jeszcze jedno, że to bardzo, bardzo smutna opowieść. A o czym opowiada w swojej debiutanckiej książce autorka?
"Tańcząc na rozbitym szkle" to powieść o pewnej parze, którą połączyło prawdziwe uczucie. Spotkali się i pobrali. Jeśli ktoś znajduje swoją drugą połówkę to wydaje się, że los daje mu tak wiele. Ale pamiętajmy, że czasem może też tego kogoś zabrać, a strata bywa okropnym ciosem. Ktoś może powiedzieć, że ludzie tacy jak główni bohaterowie tej książki nie powinni się zakochiwać, żenić czy wychodzić za mąż. Poważna dziedziczna choroba powinna ich dyskwalifikować w roli małżonka. Oni jednak pokochali się na tyle, że postanowili przysiąc sobie miłość po grobową deskę mimo wszystko. Lucy posiada genetyczne obciążenie po matce, która zmarła na raka. Paskudny gen powoduje niepokój. Mickey również po mamie dziedziczy chorobę psychiczną - a konkretnie aktywną chorobę dwubiegunową. Stając na ślubnym kobiercu oboje mają świadomość, że ich codzieność będzie inna niż gdyby byli zdrowi, a jednak miłość daje im siły, aby szli razem przez życie. Lucy musi być przygotowana na taki euforii lub depresji, pobyty w szpitalu i cały koktajl leków. Sama ma za sobą zwycięską potyczkę z atakiem raka, ale istnieje ryzyko nawrotu. Oboje z mężem postanawiają, że przez stan zdrowia nie będą mieli dzieci. Lucy przechodzi zabieg podwiązania jajowodów. Mija kilka lat, aż tu nagle w trakcie rutynowych badań wychodzi niespodzianka. Jak pisze autorka jeden zwinny mały pływak osiąga cel i zapładnia jajeczko. Lucy dowiaduje się, że będzie mamą. Jest w szoku, ale się cieszy. Podobnie nowinę przyjmuje jej mąż. Niestety za kilka tygodni przychodzi i cios od losu - nawrót raka i guz w piersi...........
Czytając tę powieść oderwałam się od świata i rzeczywistości, wsiąkłam w fabułę bez reszty. Lektura wywołała multum emocji, a ja z nosem w czytniku żałowałam, że nie mam tak jak samochód wycieraczek, które ocierałyby mi łzy. Bez bicia się przyznam, że ryczałam jak bóbr. Wyłam, bo czułam niepohamowaną złość do Instancji Wyższej czyli Boga i dziwiłam sobie jak On tak mógł. A mówią, że jest miłosierny. Kruszyć taką wspaniałą rodzinę ??? Dlaczego??? ( i tu jako żywa przypomniała mi się opowieść o życiu Agaty Mróz, Joanny Moli). Było mi ogromnie żal Lucy - kobiety wyjątkowej, która góry przenosi dla męża i nienarodzonego dziecka, która tak dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu i nie załamuje się, a wciąż ma siłę by pokonywać kolejne przeszkody. Dlaczego w jej życiu pojawiło się ich tak wyjątkowo dużo? Przecież niczym nie zasłużyła! 
"Tańcząc na rozbitym szkle" to znakomity debiut. Powieść porywająca i zasługująca na uznanie. Współczesna "love story" z przesłaniem. Każdy dzień jest nam dany i nie warto go marnować. Nigdy nie wiadomo, co czeka nas jutro. Miłość trzeba pielęgnować i cieszyć się każdą chwilą z ukochaną osobą u swego boku. Dziecko to wyjątkowy dar, który trzeba umieć przyjąć, choć nie zawsze los daje je wtedy, gdy nam się wydaje, że to najlepszy moment.
Debiut Hancock to książka smutna, bardzo przejmująca i wyjątkowa. To literacki pean na temat prawdziwej miłości i tej do mężczyzny i tej do dziecka. Gorąco polecam jej przeczytanie ze względu na wyjątkową fabułę. Przepiękna historia, którą ocenię krótko, ale treściwie. Po prostu ARCYDZIEŁO!!!!!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński.
 

poniedziałek, 4 marca 2013

Logan Belle "Blue Angel"


Wydawnictwo Otwarte
data wydania 2013
stron 264
ISBN 978-83-7515-251-7
 
W świecie burleski
 
Książki określane mianem literatury erotycznej pojawiają się w ostatnim czasie na księgarskich półkach jak grzyby po deszczu. Coraz więcej dość dobrze sprzedających się tytułów zawiera śmiałe opisy erotyczne przeznaczone tylko dla dorosłych. Czemu i ja uległam trendowi i sięgnęłam po taką książkę? Z ciekawości, z chęci poznania czegoś nowego w lekturach skierowanych głównie dla pań. Do przeczytania "Blue Angel" podchodziłam nieco z dystansem. Byłam ciekawa jak mnie przypadnie do gustu pikantna książka, czy nie ulegnę zniesmaczeniu i będę się z nią męczyć, czy raczej zaczytam się z wypiekami na twarzy?
Otóż przeczytałam z przyjemnością. Książka nie powaliła mnie na kolana i nie dałam jej maksymalnej noty, ale bardzo się spodobała i nieco mnie zaskoczyła. Jeśli zapytacie dlaczego zaskoczyła to powiem, że nie bardzo zrozumiałam i nadal nie rozumiem dlaczego z zaciekawieniem czytałam o seksie na który w rzeczywistości bym się nie zdecydowała, i na który nie mam po prostu ochoty. A jednak sceny miłosne między kobietami coś w sobie mają......
 
Akcja rozgrywa się współcześnie w Stanach. Główna bohaterka to młoda kobieta o imieniu Mallory, która ukończyła studia prawnicze. Dobrze zarabia w korporacji i przygotowuje się do prestiżowego dla niej egzaminu adwokackiego. Jego zdanie będzie milowym krokiem w jej karierze, w drodze na zawodowe szczyty. Pewien wieczór zmienia jednak jej życie nie do poznania. Jej chłopak dziennikarz o imieniu Alec robi jej bardzo oryginalny prezent - zaprasza ją do klubu o nazwie Blue Angel. To klub tylko dla dorosłych, gdzie można podziwiać występy tancerek burleski. Podczas tej wizyty Mallory zostaje poproszona na scenę przez jedną z tancerek i to zdarzenie przypomina jej wspomnienia z czasów, kiedy była baletnicą. Alec prosi swoją dziewczynę o pomoc w napisaniu artykułu o tymże klubie i jego gwiazdach, a owe dziewczyny sprawiają, że Mallory wcale już tak bardzo nie chce być prawniczką..........
Po pierwsze czytając zaczęłam szukać w sieci wszelkich wiadomości o burlesce. Nie jest to czysta pornografia, a zmysłowy erotyczny taniec będący czymś na pograniczu sztuki, tańca i striptizu. Każdy występ to nie tylko obnażenie się tancerki. To także wymyślny kostium, dobrana oprawa muzyczna, skomplikowany układ. Ta mieszanka niezwykle podziałała na bohaterkę książki, rozbudziła jej zmysły, przypomniała doświadczenia sceniczne z czasów baletu. Ale ta książka to także opowieść o związku Mallory i Aleca, który jest pełen erotyzmu i poszukiwania zaspokojenia swoich erotycznych fantazji. Alec prosi swoją kobietę o spróbowanie seksu w trójkącie. Cóż, dla mnie to niedopuszczalna propozycja ze strony drugiej połówki, ale czytałam z ciekawością czy nasza bohaterka się zgodzi. Byłam również ciekawa jak Alec przyjmie zmianę ścieżki zawodowej swojej partnerki. Oj zdecydowanie to inne realia i inny świat niż ten mój w którym żyję. Ale nie ukrywam z ciekawością zajrzałam na to obce podwórko. Czytało mi się lekko i przyjemnie. Książka mnie absolutnie nie zniesmaczyła. Ciekawa literacka odskocznia od rzeczywistości.
Polecam pełnoletnim czytelnikom.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Otwarte.