wtorek, 29 czerwca 2021

Rhonda Byrne "Największy sekret"

 


Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2021
stron 276
ISBN 978-83-2766-666-6

W pogoni za szczęściem

Rzadko sięgam po poradniki, jestem wobec ich treści bardzo sceptyczna i ostrożna. Patrzę na ich treść przez palce, niekiedy im nie dowierzam. Miewam wobec nich uprzedzenia, a po lekturze zastrzeżenia. Lektura książki "Największy sekret", która niewątpliwie jest poradnikiem, była jednak inna. Wymazała moje obawy i od pierwszych stron pozwoliła mi się wewnętrznie otworzyć na jej treść. Wyłączyła blokady i naprawdę celnie przemówiła do mojego serca. Analizując jej treść szybko dostrzegłam, że się z nią zgadzam, że bez przymusu ją akceptuję i popieram. Jestem z nią w zgodzie, myślę z nią spójnie, jest nam po prostu ze sobą po drodze. 

Jak znaleźć drogę do szczęścia? Jak być szczęśliwym w dzisiejszym szalonym świecie? Jak być szczęśliwym w dobie materializmu, w świecie, którym rządzi przede wszystkim pieniądz i dobra materialne? Czy one same w sobie mogą nas uczynić bezgranicznie zadowolonymi z życia? 
Autorka książki, australijska pisarka, o której zrobiło się głośno za sprawą "Sekretu" zabiera nas w bardzo niezwykłą podróż. Gdy w nią wyruszamy zapominamy o pieniądzu. Liczy się tylko duchowość. To ona, by właściwie zrozumieć treść, musi nas otulić, wchłonąć, obezwładnić. Potem szybko czujemy, że wkraczamy w inną rzeczywistość. A jak stan szczęścia osiągnąć? Czy to proste czy trudne? Czy wiele o nas wymaga? Musimy się przede wszystkim odblokować i otworzyć, wyrzucić z naszej rzeczywistości zbędny bagaż strachu, lęku, uprzedzeń, traum.
 
Książka "Największy sekret" nie jest łatwa. I od razu dodam, że ją się nie tylko czyta. Czytanie w jej wypadku to za mało. Tu trzeba czegoś więcej, jej treść trzeba przemyśleć, przestudiować, przeżyć, przeanalizować. W tym procesie pośpiech absolutnie nie jest wskazany. Czy warto? Tak, zdecydowanie tak. Bo z pewnością każdemu, kto po nią sięgnie pozwoli ona inaczej spojrzeć na świat, lepiej żyć, robić to bardziej precyzyjnie i świadomie. 

Publikacja składa się z dwunastu rozdziałów. Każdy kończy treściwe podsumowanie. Ich treść jest przystępna i napisana językiem trafiającym bez problemu do czytelnika. Czyta się ją bez wysiłku, ale trzeba niekiedy skłonić umysł do refleksji nad przeczytaną treścią. Czy warto poświęcić czas na ten tytuł? Moim zdaniem tak, każdy wyniesie z niego coś cennego. Chcesz lepiej żyć sięgnij po "Największy sekret". Polecam! 

wtorek, 22 czerwca 2021

Magdalena Krauze "Porzucona narzeczona"

 



Wydawnictwo Jaguar
data wydania 2021
stron 360
ISBN 978-83-7686-965-0

Odwołany ślub to nie koniec świata!

Miało być pięknie, romantycznie i wyjątkowo. Ona i on mieli ślubować sobie tego dnia miłość do grobowej deski. Czekała biała suknia, welon i goście, ale stało się coś, co nie powinno się zdarzyć. Takiego rozwoju wypadków nie było po prostu w szczęśliwym scenariuszu. On zrezygnował i stchórzył na ostatniej prostej. Nie miał nawet odwagi powiedzieć tego osobiście, stać go było tylko na wysłanie wiadomości. I tak historia, która miała być bajką z happy endem, stała się koszmarem, który jednak wcale nie musi mieć złego zakończenia. Taka sytuacja oczywiście nie powinna się zdarzyć absolutnie żadnej kobiecie, ale gdy jednak wybranek serca okaże się nieodpowiedzialnym głupcem, nie należy rozdzierać szat i otulać się całunem rozpaczy na całe życie. Trzeba wtedy odważnie spojrzeć na całą smutną, choć niestety prawdziwą sytuację, wycofać się sprzed zatrzaśniętych nam przed nosem drzwi i tak jak bohaterka najnowszej powieści Magdaleny Krauze, ułożyć sobie życie na nowo. Nie jest przecież powiedziane, że pech będzie z nami już na zawsze. Gdy jedne drzwi nagle się zamkną, zwykle otwierają się drugie, a za nimi przecież może być o wiele ciekawsza perspektywa... I o wiele lepszy mężczyzna!

Najnowsza powieść Magdaleny Krauze to niesamowita historia. Opowiada ona o młodej sympatycznej kobiecie, która zamiast powiedzieć sakramentalne „tak”, musi pogodzić się z faktem, że jej niedoszły mąż nie dorósł do miłości. Zuzanna musi przełknąć gorzką pigułkę, uporać się z traumą, ułożyć swój świat od nowa, ale nim to czyni, poznaje jeszcze jedną prawdę. Trudno jest jej w nią uwierzyć, niestety rzeczywistość nie daje się zmienić i cofnąć. Świat Zuzy zostaje ponownie przewrócony do góry nogami, ale na szczęście blisko jest jej rodzina, przyjaciółki i mężczyzna, który okazuje się o wiele bardziej oddany, niż to się porzuconej narzeczonej wydaje. Czy w tej sytuacji młoda kobieta odnajdzie szczęście i zacznie cieszyć się życiem na nowo? Czy dostrzeże i oddzieli ziarna od plew? Czy nie ominie ją miłość, która jest tą prawdziwą?

To była wyśmienita lektura, przy której emocje szalały! Chwilami nie mogłam ich kompletnie uspokoić, a czytanie powodowało na moich policzkach ogromne rumieńce. Ta książka mną zawładnęła i ogarnęła całkowicie mój umysł. Byłam jedynie ciekawa co dalej i jak skończy się ta historia! Inne rzeczy przestały być ważne. Czas stanął w miejscu, a ja żyłam tylko fabułą książki. To bardzo piękna, ale i życiowa opowieść. Drzemie w niej wiele cennych prawd. Jedną z nich jest to, by zawsze w życiu oceniać na zimno swoją sytuację i mimo wszystko nie dawać ponosić się wyłącznie emocjom. Bywa, że są one najgorszym doradcą. Nie warto też płakać nad rozlanym mlekiem. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba zawsze z optymizmem patrzeć w przyszłość, chwytać dane od losu prezenty i cieszyć się tym, co otrzymujemy. Nie wszystko złoto co się świeci. Nie każda miłość jest prawdziwa, a tą wartościową zwykle najtrudniej dostrzec.
Magdalenie Krauze z całego serca gratuluję pomysłu i napisania wyjątkowej powieści, która z pewnością pokrzepi niejedno zranione kobiece serce. Ta książka bawi, wzrusza, elektryzuje i przykuwa do siebie. Drzemie w niej wiele optymizmu i pozytywnej energii. Dzięki jej przeczytaniu poznacie fantastyczne bohaterki, które są niezwykle pomysłowo nakreślone. Drzemie w nich siła, z której my kobiety powinnyśmy być dumne. Tak, tytuł docenia i gloryfikuje kobiecą przyjaźń, która  w wielu sytuacjach może być pomocnym lekiem. Zakończenie książki jest oryginalne i bardzo mnie wzruszyło.

Reasumując, z całego serca polecam tę ciepłą i cudowną powieść, która kryje w sobie wiele niespodzianek, porusza serca do głębi i pokazuje, że w życiu zawsze jest wyjście z każdej sytuacji. Autorka nie boi się pisać o  wielu trudnych tematach, ale i wnosi pokłady optymizmu. Tytuł zmusza do refleksji, zachwyca i zostaje w pamięci. Musicie go przeczytać. Z serca rekomenduję!




wtorek, 15 czerwca 2021

Justyna Dżbik-Kluge "Polacy lat minute. Sekrety pilotów wycieczek.

 



Wydawnictwo WAB
data wydania 2021
stron 304
ISBN 978-83-2807-689-1

Polskiego turysty obraz prawdziwy

Wakacje i urlop. Czas na który czekamy przez cały rok. Planujemy go, szukamy ciekawych ofert w biurach podróży. Wykupujemy wycieczki albo wiele miesięcy szybciej, albo korzystamy z oferty lat minute by skorzystać z niższej ceny. Czasem wybieramy kierunek podróży na całkowitym spontanie, czasem długo myślimy czy pojechać do kraju A czy B, a może tak jak sąsiedzi czy znajomi wybrać się do miejsca C. Czasem kierujemy się własnymi marzeniami, czasem odwzorowujemy od innych. No i jedziemy. Ma być cudnie, fantastycznie, nasza wyobraźnia podpowiada nam obrazy bardziej sielankowe niż te na zdjęciach w folderach reklamowych. Pakujemy się, dopinamy wszystkie konieczne sprawy i lecimy, jedziemy, a po drodze i na miejscu często łykamy całą gamę rozczarowań. Nasze wyobrażenia nas poniosły, eden wcale nie jest rajem, są w nim różne kłopoty i ... idealny wyjazd po prostu staje się czasem próby i bolesnej konfrontacji między tym co miało być, a tym co naprawdę jest. Sytuacja stresowa często wyzwala w nas prawdziwą twarz i pokazuje nasze słabości, po prostu całą prawdę o nas samych. Często ta prawda obala stereotypy, a czasem je potwierdza. Jacy jesteśmy tak naprawdę na wakacjach? Nasz portret turystyczny rysują nasi opiekunowie, nasi przewodnicy, którzy mają z nami czasem niezłe kłopoty, gorzej niż z małymi dziećmi. 

Przez wiele lat polski turysta był zamknięty za żelazną kurtyną. Wyjazdy z paszportem ważnym na wszystkie kraje świata były rzadkością. Jak już, to podróżowaliśmy po bloku socjalistycznym lub spędzaliśmy wolne dni w Polsce. Po okresie transformacji świat się powoli przed nami otworzył. Najpierw było drogo, więc turystyka musiała mieć i ekonomiczne oblicze. Teraz, gdy zarabiamy więcej, stać nas na coraz lepsze oferty, choć najwięcej osób korzysta z okazji w niskich cenach. No i jeździmy, to tu, to tam, ale ... jesteśmy często mentalnie turystycznymi dziećmi, które marudzą i ich lamentom nie ma końca. Wiele osób naprawdę mocno się stara by utrudnić życie osobom pracującym w turystyce. Grymasimy, marudzimy, ciągle coś nam nie pasuje, tupiemy nogami, bo coś się nie zgadza lub jest nie tak i dajemy niestety smutny obraz polskiego turysty na obczyźnie. Pracujemy, oczywiście nie wszyscy, na niechlubną markę, która nie daje nam najlepszego świadectwa. Ale, jest w nas tyle januszów i grażyn, że jest jak jest.

 Książka Justyny Dżbik-Kluge to opowieść o polskich turystach snuta przez ich opiekunów, którzy dzięki takiemu a nie innemu zachowaniu mają bardzo stresującą pracę i nie mogą spokojnie odetchnąć. Bo mamy piękne marzenia, ale rzeczywistość często nas przytłacza, bo mamy zbyt wiele wad, które górują nad zaletami, bo często obca nam jest kultura turystyczna, bo jesteśmy zbyt wymagający i marudzący. Bo za bardzo jesteśmy pewni, że coś nam się należy i nie przyjmujemy do wiadomości pewnych niedoskonałości i barier. Idealizujemy świat w którym chcemy spędzić wakacje i dlatego dotykają nas spore rozczarowania. 

Ten tytuł ma opóźnioną premierę wskutek wybuchu pandemii covid19. Ta pozycja miała się ukazać wiele miesięcy szybciej. Koronawirus jak nic dotąd na świecie zamroził branżę turystyczną. Świat powoli wraca do stanu poprzedniego. Czy jest to naprawdę możliwe trudno wyrokować, ale na kilka chwil przed wakacjami lektura taka jak ta będzie idealna. Spełni ona z pewnością bardzo różną funkcję. Jednym otworzy oczy na prawdziwe oblicze podróży zorganizowanych, innym wybije takie eskapady z głowy (bo to totalnie nie w ich deseń - tak, ja należę do tej grupy), innych uczuli co wypada na wakacjach, a co nie i na co należy być przygotowanym. 
Książkę zaliczającą się do naprawdę świetnych pozycji w swojej tematyce odebrałam bardzo pozytywnie. Czytałam z ciekawością, często z uśmiechem na twarzy. Jest świetnie napisana, wyczerpuje swoja tematykę, jest błyskotliwa, nieco humorystyczna, pełna blasku, prawdy i turystycznego realizmu. Pokazuje kulisy trudnej i ogromnie stresującej pracy z turystami. Polecam ją miłośnikom dobrej i konkretnej literatury faktu, w niej nie ma taryfy ulgowej, jest prawda, która często w oczy kole. Wniosek po jej lekturze nasuwa się sam - Polak idealnym turystą nie jest i wiele nam do turystycznej przyzwoitości często brakuje. Trzeba wziąć to na klatę i zmieniać o ile tylko możemy ten niekorzystny wizerunek. 
Bardzo polecam na wyjazdy i nie tylko. 



niedziela, 13 czerwca 2021

Liliana Hermetz "Rozrzucone"

 



Wydawnictwo Literackie
data wydania 2021 
stron 400
ISBN 978-83-0807-385-8

Tam, gdzie korzenie, tam drzemie Twoje serce na zawsze

Dziś chciałabym przekonać Was koniecznie do sięgnięcia po powieść, która wyjątkowo mocno podbiła moje serce. Stało się tak za sprawą wielu czynników. Jednym z nich była fakt, że jej akcja toczy się przede wszystkim w moich rodzinnych stronach, a niektórzy jej bohaterowie żyją w mieście w którym się urodziłam i nadal mieszkam. Tylko pozornie ta historia ma jedną bohaterkę, którą wojna wygnała z rodzinnych stron do Niemiec i Alzacji. Tak naprawdę w świetle jupiterów stoi cała, liczna rodzina, której polsko - ukraińskie korzenie wywodzą się z okolic Przemyśla. Kilka pokoleń, burzliwa historia, która wywiera ogromny wpływ na życie zwykłych, prostych ludzi, pół wieku z dziejów Europy w której gotuje się jak w tyglu sprawiły, że choć to nie łatwa lektura nie mogłam oderwać się od czytania. 

Lekturze towarzyszyła ogromna nostalgia, tkliwość, sentyment, niezwykłe ciepło na sercu, że mogę dzięki książce podróżować w czasie po swoim, swojskim podwórku. Liliana Hermetz idealnie oddała klimat mojego miasta, jego okolic i żyjących tu, na pograniczu ludzi. Tak, w takich rejonach żyjące wspólnie nacje uzupełniają się i przenikają. To naturalne, ciekawe i jedyne w swoim rodzaju zjawisko.

 Na pierwszy plan tej historii wysuwają się kobiety. Mające to samo pochodzenie są bardzo różne. Na ich "liderkę" Autorka wysuwa Marię, którą los zmusił do przymusowej emigracji. Jest ona jako nastolatka ofiarą manipulacji swoich krewnych i zostaje rzucona na nieznany ląd. Czy życie na przyjaznym Zachodzie zamiast w siermiężnym kokonie komunizmu wychodzi jej na lepsze? Z pewnością rozdziera ją na pół. Jej egzystencja dzieli się na tam i tu, na wczoraj i dziś bardzo wyrazistą kreską. Z jednej strony ma większe możliwości i może żyć na lepszym poziomie materialnym, z drugiej ciągle szuka swego miejsca na scenie życia. Tęskni, czuje się obca i samotna, inna i nie zawsze pasująca to tamtego otoczenia. Jednocześnie dla swojej rodziny też staje się kimś innym, wyobcowanym, skażonym dobrobytem. Maria już nigdy nie czuje się gdziekolwiek u siebie, emigracja jest miejscem na chwilę, rodzinne strony wspomnieniem, a rodzina obcymi ludźmi, którzy widzą w niej tylko kogoś, kto może wesprzeć finansowo. 
Ta niezwykła książka to powieść która bez osłonek pokazuje trudne życiowe sytuacje i obala mity o słodkim dolce vita kapitalistycznego Zachodu. To tytuł opiewający wielkość rodzinnych korzeni z których czasem brutalnie wyrywa życie, a za którymi  mimo wszystko zawsze się mocno tęskni. Nie da się z nas wyłuskać naszego dziedzictwa.  Zawsze, czasem nawet podświadomie, będziemy do niego wracać. 

O "Rozrzuconych" z pewnością można powiedzieć, że to proza zajmująca i ambitna. Napisana w sposób genialny i bardzo klimatyczny. Tu nie ma miejsca na białe i czarne, na postaci dobre czy złe. Tu wszystko jest ogromnie ludzkie, prawdziwe i realne. Tu nie ma miejsca na literacki makijaż, rządzi prawda i autentyczne życie, zwyczajne, pełne błędów i ludzkich namiętności. Porażek, potykania się o życiowe przeszkody. Tło fabuły jest niczym zmieniająca się mozaika. Biedna wieś, położona gdzie diabeł mówi dobranoc, zacofana w której jakby stanął czas. Prowincjonalne miasto, jak dobrze mi znane i bliskie sercu, które stoi gdzieś pomiędzy wsią a wielkim światem. I w końcu jakże kontrastowy, inny, nowoczesny, światowy obraz Zachodu przeciwstawny Wschodowi. Przenikające się kultury, które jakby chciały znaleźć jakiś kompromis trwania i niezwykłe kobiety, w których drzemie siła, moc, chęć i wola przetrwania na przekór losowi i przeszkodom są ogromnym atutem, które dodają książce blasku. 

Jak już wspomniałam to nie była książka lekka, ani łatwa, ani przyjemna. Czasami jej treść boleśnie skupiała uwagę, zmuszała do koncentracji, a i refleksji nad istotnymi sprawami życia. Z powieści bije też bardzo wyraziście prawda o przemijaniu, o kruchości każdego człowieka, który ma w sumie na przeciw wieczności tylko chwilę swojego krótkiego życia. 
Tak, to była wyjątkowa lektura, to była zaskakująca literacka niespodzianka, to było ciekawe zaskoczenie w świecie słów. Polecam z całego serca osobom szukającym czegoś naprawdę niesztampowego wśród współczesnej prozy rodzimych twórców. 



czwartek, 3 czerwca 2021

Agnieszka Lis "Listy w góry"

 



Wydawnictwo Skarpa Warszawska
data wydania 2020
stron 318
ISBN 978-83-6619-588-2

Gdy szczyt marzeń staje się szczytem egoizmu

Góry to moja wielka pasja. Lubię po nich wędrować i zdobywać szczyty. Nie robię tego jednak wyczynowo ani sportowo, a jedynie rekreacyjnie. Nie wyklucza to jednak faktu, że interesuję się od wielu lat himalaizmem, osiągnięciami zwłaszcza polskich wspinaczy i jestem pełna podziwu dla ich sukcesów. To niezaprzeczalny fakt, że nasi rodacy w tej dziedzinie osiągnęli bardzo wiele. Ich nazwiska brylują na stronach górskich kronik, a wielu z nich na przestrzeni lat zyskało status prawdziwych gwiazd i górskich celebrytów. Bycie Lodowym Wojownikiem to powód do dumy, ale i w tym wypadku istnieje druga strona zasłużenie zdobytego medalu. Pisze o niej w swojej książce Agnieszka Lis, a ja nie mogłam sobie odmówić lektury tytułu, który jest bardzo wyjątkowy i niesztampowy.

„Listy w góry” to opowieść, której główną bohaterką jest żona himalaisty. W prawdziwym życiu stoi ona zawsze w cieniu męża i gór. Jest postacią z drugiego planu. Gdy pojawia się na lotnisku, by powitać męża wracającego z wyprawy, musi przepuścić tłum dziennikarzy, oficjalne delegacje i poczekać na swoją kolej. Kochając wspinacza, musi pogodzić się z faktem, że pasja zawsze jest na pierwszym planie i wygrywa z rodziną. Czy to właściwe i dobre?

Agnieszka Lis oddała głos kobiecie, która przez lata kariery męża pisze pamiętnik w formie listów. Listów, które z różnych powodów nigdy nie zostały wysłane. Miały być przeczytane po osiągnięciu celu, ale los okazał się okrutny i na to nie zezwolił.

On żyje górami. Nawet gdy w nich nie jest fizycznie, to błądzi wokół ich szczytów myślami. Planuje, organizuje, załatwia i dopina kolejną wyprawę na ostatni guzik. Ona jest samotna w małżeństwie, choć nie sama. Kocha, tęskni, troszczy się, zamartwia, jest zdana głównie na siebie, a czasy są trudne. Pomaga jak może w sprawach organizacyjnych. Jest cierpliwa, czeka, modli się, liczy dni do powrotu, na owocach kasztanów odlicza kolejne zdobyte szczyty z tych najwyższych czternastu składających się na Koronę Himalajów. Ma męża, ale jest zdana bardziej na samą siebie, rodziców, przyjaciółkę. On tylko w domu bywa. Przelotem, na chwilę, oderwany od rzeczywistości żyje egoistycznie swoją pasją i życiem tam, gdzieś na wysokości w krainie lodu i śniegu. Traci siłą rzeczy kontakt z realnym światem. I ważniejszy jest pakiet konserw na wyprawę niż kolejki pod sklepami i braki w towarze niż choroby dzieci i kłopoty ze zdobyciem ubrań. Fundusze kojarzą mu się z dopinaniem środków na wyprawy, a nie domowym budżetem. Tak właśnie wygląda prawda o małżeństwie, które jest inne niż większość. Tu w cieniu męża bohatera, kryje się żona, która jest także wielką, aczkolwiek cichą bohaterką o której nikt nie mówi. Niektórzy, patrząc z boku, jeszcze jej zazdroszczą, a ona musi robić dobrą minę do złej gry.

Agnieszka Lis napisała genialnie. Odkryła prawdę, która zakurzył czas i spektakularne sukcesy. Ukazała realną rzeczywistość, która jest trudna i wymagająca. Idealnie weszła w duszę kobiety, która mocno kocha i za tę miłość musi zapłacić bardzo wysoką cenę. Jedynie uczucie osładza jej zmaganie się z szarą codziennością.

„Listy w góry” to powieść o poświęceniu i egoizmie, o niespełnionych marzeniach i czekaniu, o trudnej miłości, która czasem mocno boli. Zwierzenia młodej kobiety, żony i matki są ogromnie nasycone emocjami, które bywają bardzo skrajne i mocne. Tę książkę nie można tylko przeczytać. Jej treść się mocno czuje i odbiera osobiście, przeżywa jak własne życie. Z książki bije mocny przekaz, że trudno być żoną mężczyzny z górską pasją, a długotrwałe rozstania i życie chwilami razem, a najczęściej osobno negatywnie wpływa nawet na najbardziej dobrany związek i kładzie się na nim ponurym cieniem.

Czytając łatwo odgadnąć, że ta opowieść była inspirowana życiorysem Jerzego Kukuczki i jego żony Cecylii. Ten schemat można jednak udanie przełożyć do życiorysów wielu wspinaczy, którzy przedkładają pasję nad swoich bliskich.

Książka ogromnie mi się podobała, jest przepięknie napisana i oddaje doskonale to, co dzieje się w życiu i sercu kobiety, która jest niczym Penelopa. Gorąco polecam jej lekturę nie tylko zainteresowanym górską tematykę, ale każdemu, kto lubi dobrą prozę z górnej półki.