poniedziałek, 31 grudnia 2012

Wypada rok podsumować i życzyć

Zbliża się koniec roku. Mija właśnie ostatni dzień. Chyba wypadałoby roczek jakoś podsumować. Od czego zacząć? Czytelniczo był to rok udany - to niewątpliwe. Liczba książek przeczytanych podobna jak w ubiegłym roku. Ale chyba trudno przeliczać to na emocje. Napiszę tak : przeczytałam w tym roku mnóstwo świetnych książek. Wiele z nich zapadło mi mocno w pamięć. Zdarzały się oczywiście i te mniej ciekawe. Jeśli chodzi o konkrety to
  • odkryciem roku z gronie rodzimych pisarzy była Gabrysia Gargaś. Dwie jej książki to po prostu mistrzostwo świata. W marcu przyszłego roku ukaże się kolejna, na którą nie ukrywam bardzo, ale to bardzo czekam.
  • do grona ulubionych autorów dodałam Diane Chamberlain, Bognę Ziembicką
  • przeczytałam kolejne książki Marii Nurowskiej, Magdy Kordel, Marii Ulatowskiej, Małgorzaty Kalicińskiej, Moniki Orłowskiej i żadna z tych Pań mnie nie rozczarowała - Brawo
  • Wybaczcie, że nie zrobię takiego solidnego rankingu, ale w przypadkowej kolejności wymienię książki, które najbardziej spodobały mi się w tym roku : tadam zatem Panie i Panowie moje hity to : - Diane Chamberlain "Tajemnica Noelle"
                           - Katarzyna Michalak - seria Sklepikowa i Owocowa
                         - dwie najnowsze powieści Marii Nurowskiej
                         - Bogny Ziembickiej "Droga do Różan" i "Wiosna w Różanach"
                         - Katarzyny Michalak "Nadzieja"
                         -  dwie najnowsze książki Małgorzaty Kalicińskiej "Lilka" i "Irena"
                        - "Adam i Ewy" Moniki Orłowskiej
                          - "Wzgórze dzikich kwiatów" Freeman
                        - Federico Moccia " Mężczyzna, którego nie chciała pokochać"
Założenia na rok nowy oczywiście są.
Numero uno - przeczytać nowe książki moich ulubionych autorów, które się ukażą
numero due - nadrobić zaległości z 2012
numero tre nadal blogować i dużo, dużo czytać.
 Jeszcze chwila, jeden krok i wejdziemy w Nowy Rok,
Niech się życie z górki toczy,
Niech Wam wiatr nie wieje w oczy,
Spełnienia marzeń,
wielu wrażeń

piątek, 28 grudnia 2012

Vaddey Ratner "W cieniu drzewa banianu"

Wydawnictwo Prószyński i S-ka
 data wydania listopad 2012
stron 408
ISBN 978-83-7839-393-1
 
Okrutne oblicze rewolucji
 
W historii chyba każdego kraju bywają lata, które w kronikach zapisują się bardzo boleśnie. Mam na myśli czasy, kiedy państwo trapią wojny, rewolucje, walki. Szczególnie mocno dotykają walki bratobójcze, gdy brat walczy z bratem, gdy syn powstaje przeciwko ojcu. Rewolucje rodzą się z wyzysku, niesprawiedliwości, zła. Ale zwykle polegają one na tym, że ciemiężeni ludzie z ofiar stają się katami. Zaślepia ich zło, zemsta, przemoc. Nic dobrego nie wynika w czasie takiej pożogi dla zwykłej ludności.
 Tak było w latach 70-tych w Kambodży - państwie położonych w dalekiej Azji. W 1975 roku doszło do przewrotu. Do głosu doszli tzw Czerwoni Khmerzy. Chcieli zamienić swój kraj w państwo socjalistyczne. Byli w swych działaniach bardzo, ale to bardzo drastyczni. Kto nie był z nimi, był przeciw nim. Naród tego kraju ucierpiał okrutnie. Jak się szacuje zginąć mogło nawet do 1/3 liczbyobywateli, którzy rozstawali się z tym światem z powodu głodu, nędzy, chorób, zabici bądź zamęczeni przez rewolucjonistów. Setki obywateli Kambodży straciło dach nad głową, członków rodzin, poczucie bezpieczeństwa.
Taki los dotknął także główną bohaterkę książki " W cieniu drzewa banianu". Jej autorka wplata osobiste losy i przeżycia w dzieje dziewczynki z książęcego rodu. Raami ma zaledwie 7 lat, gdy wraz z rodziną zostaje wypędzona z domu. Mała dziewczynka nie może zrozumieć na początku trudnej sytuacji co się dzieje, ale bolesne, wręcz tragiczne przeżycia sprawiają, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki musi szybciutko dorosnąć. Wraz z bliskimi zostaje wywieziona na prowincję, zmuszona do ciężkiej fizycznej pracy mimo, że nie jest okazem zdrowia, bo jako małe dziecko przeszła polio. Za swoje pochodzenie zostaje rozdzielona z ojcem, który wywieziony traci kontakt z żoną i córkami na zawsze. Odseparowana od stryja musi stać się podporą dla matki, której malaria zabiera młodszą córeczkę.
 Z każdą stroną coraz bardziej płakałam nad losem Raami i jej rodziny. To co przeszli nie mieści się w głowie. Jak wiele zła może spotkać człowieka w życiu, jak wiele okrucieństwa, bólu. Pytanie, które niejako samo się nasuwa brzmi: Za co? Czemu ta kambodżańska rodzina tak bardzo została doświadczona? Czemu ten naród musiał przelać morze krwi? Czemu los jednym daje nadspodziewanie dużo, a innym tylko zabiera? Czemu ten świat bywa tak bardzo, wręcz do granic możliwości i wyobrażenia niesprawiedliwy? Kto zatem odpowiada za tak wielkie zło?
 
Powyższe pytania świadczą o morzu, może i nawet oceanie emocji jakie towarzyszyły lekturze tej jakże wzruszającej i smutnej książki, która jest niczym najbardziej wiarygodny świadek opowiadający o piekle, które spotkało niewinnych ludzi. To nie jest łatwa lektura, nie odstresuje, nie odpręży, ale wzburzy i poruszy do bólu. Mimo tego warto po nią sięgnąć. Rewolucja, wojny, walki to zawsze zło. I o tym ludzie na całej kuli ziemskiej powinni pamiętać, a książki takie jak lektura pióra Ratner powinny krzyczeć zapisanymi w niej słowami, by ludzkość nie popełniała już takich zbrodni.
Książka jest niesamowita. Zapada w pamięć i może wywołać nieprzyjemne sny. Może przerazić, winna uczulić na potworny los uchodźców, którzy zmuszeni są do egzystencji w potwornych warunkach. Mimo tego tli się w nich jeszcze iskierka nadziei, by podjąć ucieczkę, by walczyć o wolność nawet z narażeniem życia.
Niezwykła historia, którą polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

czwartek, 27 grudnia 2012

Rosemary Rogers "Intryga i namiętność"


Wydawnictwo Harlequin
data wydania listopad 2012
stron 400
Romans historyczny
 
W szponach miłości
 
W ferworze przedświątecznych przygotowań, gdy wieczorem kładłam się do łóżka dość zmęczona chciałam przed snem uraczyć się jakąś lekką lekturą, książką która pomoże mi się uspokoić i wyciszyć przed snem. Wybrałam romans historyczny - gatunek po który może sięgam teraz rzadziej niż jakieś 10 lat temu, ale który lubię. Właśnie tego typu książki uważam za baśnie dla dorosłych kobiet, które z małych księżniczek przeobraziły się w dojrzałe damy, ale ten fakt nie wyklucza chęci powrotu od czasu do czasu do świata można rzec baśniowego, w którym piękne panie mają prześliczne toalety i biżuterię, a panowie to dżentelmeni, którzy podbijają serca płci pięknej nie tylko urodą, ale i odwagą.
Akcja powieści Rogers toczy się w XIX wieku w Anglii i Rosji. Dwaj bracia bliźniacy wywodzący się z pewnej bogatej i szanowanej angielskiej rodziny mają odmienne charaktery.
Stefan wiedzie spokojne życie na angielskiej prowincji, ale mimo to ktoś nastaje na jego życie. Edmond będący zaufanym człowiekiem rosyjskiego cara musi porzucić chwilowo misję w Rosji i powrócić do ojczyzny, by zdemaskować osobę, która sprowadza na głowę jego brata niebezpieczeństwo. Jego plany nieco krzyżuje pewna panna, sąsiadka Stefana. Brianna nie ma spokojnego życia. Po śmierci jej papy matka dziewczyny powtórnie wychodzi za mąż. Ojczym uroczej panny nie jest obojętny na jej wdzięki. Jego natarczywe zachowanie nasila się po śmierci jej matki. Brianna prosi o pomoc Stefana, za którego chwilowo podszywa się jego brat. I tu Amor strzela celnie. Edmond i Brianna wpadają sobie w oko........
Ta książka mnie porwała od pierwszej strony. Dlaczego? Dynamiczną akcją, doskonałymi opisami, mnóstwem intryg, które powodują, że akcja jest nieprzewidywalna. Powieść czyta się jednym tchem. Brianna jest uosobieniem anioła i damy z ostrymi pazurkami. Ma ta panna charakterek oj ma. Jest odważna, zdecydowana i bardzo uparta. Ale i traci głowę dla mężczyzny, który ma niespokojną duszę. Jednym słowem trafił swój na swego. Ich romans jest i burzliwy, i namiętny. A na dodatek wokół tejże pary nie brak intryg i spisków. Z jednej strony obleśny ojczym, z drugiej wrogowie Edmonda, spiskujący przeciwko carowi..... Czy mimo to uczucie rozkwitnie? Atutem książki jest jej klimat. Autorce perfekcyjnie udało się przenieść mnie do innego świata, a zwłaszcza do zimowego Petersburga, który jawi się jako miasto piękne i romantyczne. Pełne przepychu z wspaniałym Zimowym Pałacem i carskim dworem na którym wiele się dzieje." Rosyjskie" fragmenty książki podobały mi się najbardziej i cóż, chciałabym przenieść się w tamte czasy i pobyć na dworze Romanowów. Proza Rogers przypomniała mi romanse Barbary Cartland, którymi kiedyś się wręcz zaczytywałam. Znów porwała mnie ta właściwa im magia, znów uwiodła mnie ciekawie wykreowana historia miłosna i nie żałuję czasu na tę dość romantyczną książkę pełną zawirowań akcji, emocji i napięcia. Z serca polecam przeczytanie tego romansu. I życzę niezapomnianych wrażeń.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Harlequin.
 

niedziela, 23 grudnia 2012

W ten wyjątkowy Dzień

Niechaj Betlejemskiej stajenki gwiazdka
Rozjaśni pokoje Waszego gniazdka I szczęściem rozjaśni cały mrok
A z dróg życia usunie wszelki smutek, zło.
Dla Wszystkich Czytelników mojego bloga składam wraz z mężem serdeczne życzenia i choć tylko tak wirtualnie dzielę się opłatkiem. Wszelkiego dobra i oczywiście zaczytanych świąt.

piątek, 21 grudnia 2012

Jan Grzegorczyk "Jezus z Judenfeldu"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2012
stron 256
ISBN 978-83-7785-129-6
 
Gdy wczoraj kładzie się cieniem na dziś
 
Właśnie ukazała się kolejna książka Jana Grzegorczyka opisująca przygody sympatycznego polskiego księdza katolickiego Wacława, doskonale znanego czytelnikom z trylogii "Przypadki księdza Grosera". Niektórzy wyczekiwali jej z niecierpliwością i myślę, że nie poczują się tą książką rozczarowani, a będą raczej oczarowani.
Cofamy się w czasie do roku 1995. Na Piotrowej Stolicy zasiada polski papież Jan Paweł II, który zaprasza księdza Wacława do swojej letniej rezydencji w odwiedziny. Groser postanawia do Rzymu wybrać się na dwóch kółkach. Rowerowa wyprawa przez Alpy jawi się jak urocza podróż z ciekawą metą i wyczekiwanym spotkaniem. Ale pech dochodzi do głosu i krzyżuje plany. Wacław łamie nogę w czasie górskiej wędrówki i trafia do szpitala. Po pobycie w placówce medycznej na okres rekonwalescencji trafia do miejsca dość niezwykłego jak dla polskiego katolickiego duchownego. Bowiem zatrzymuje się na plebanii u protestanckiego pastora w niewielkim miasteczku Judenfeld. I tu spotyka go bardzo wiele niespodzianek. Duchowny gospodarz okazuje się Polakiem, podobnie jak jego żona z którą wyemigrowali do Austrii dobrych kilka lat temu. To z pewnością dziwna "wizyta". Dla księdza, którego obowiązuje celibat poznanie życia i codzienności pastora jest bardzo swoistym doświadczeniem. Tu "pasienie owieczek" wygląda inaczej niż w parafii podległej papieżowi. Tu u boku jest żona, dzieci. Obowiązują inne reguły wiary, inne metody oddawania czci Stwórcy. Ale przecież ponoć Bóg jest jeden..... Dodatkowo Groser poznaje tajemnice mieszkańców Judenfeldu, którzy żyli w czasie królowania faszyzmu. Wojna skończyła się wiele lat temu, ale pozostali ludzie. Osądzono tylko tych najważniejszych, ale ci szeregowi słudzy Adolfa musieli żyć dalej. Niektórzy pojęli swoje błędy w niewłaściwym obliczu patriotyzmu, inni gdzieś w duchu nie mogli się pogodzić z upadkiem Rzeszy i faszyzmu, którego idea położyła się cieniem na ich życiu, ale także na losie ich bliskich.
Ksiądz Wacław znajduje się nagle w obliczu przeróżnych wydarzeń, rozliczeń z przeszłością, a to doświadczenie otwiera mu oczy na pewne sprawy i z pewnością wzbogaca.
Nie zdradzę już nic z treści, z fascynującej historii opowiedzianej przez Grzegorczyka, ale powiem, a właściwie napiszę treściwie - ona jest niezwykle ciekawa, poruszająca i pełna emocji. Napisana prostym językiem i stylem jest niezwykłą lekcją historii, która zmusza do refleksji. Mnie osobiście naszły podobne myśli jak po przeczytaniu "Rozmów z katem" Moczarskiego. Co jest właściwe - służyć ślepo wodzom narodu czy szukać własnej drogi? Czym jest patriotyzm?
 Dzięki lekturze tej powieści spojrzałam nieco inaczej na wydarzenia z lat 39-45 niż po studiowaniu podręczników historii czy lekturze książek popularnonaukowych. Poznałam bowiem wpływ historii na życie konkretnych ludzi, poznałam takie bardzo prywatne oddziaływanie idei Hitlera na można rzecz szarych ludzi, którzy chcieli triumfu Fuhrera i Rzeszy nad światem. Powieść zaciekawiła mnie również dlatego, że mogłam poznać różnice między posługą kapłana katolickiego a pastora, odmienności w wierze protestantów i katolików. W książce nie brak mocnych słów, refleksji, mądrych dyskusji między Wacławem a Konopiukiem. Mądra to lektura bez wątpienia i warta polecenia. Tym, którzy znają  już Grosera nie muszę chyba polecać tej lektury, ale tym, którzy jeszcze nie znają tego mądrego i bardzo inteligentnego kapłana z serca tę książkę polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rita Golden Gelman " Zawsze o tym marzyłam"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2012
stron 432
ISBN 978-83-7642-087-5
 
Sposób na życie: podróże i koczowanie
 
Wow! To moja pierwsza reakcja po przeczytaniu tej książki. Okrzyk zachwytu nad świetną prozą, radość z przeczytania doskonałej książki podróżniczej. Taka właśnie jest lektura autorstwa pewnej kobiety, która odmieniła pewnego dnia swoje życie. Zmieniła je totalnie i pod prawie każdym względem. No dobrze, może w pewnym stopniu jest to wynik zdarzeń losu, ale gdy rozsypał się świat Rity, gdy rozpadło się po ponad dwudziestu latach jej małżeństwo prawie 50-letnia autorka książek dla dzieci nie siadła, nie załamała rąk i nie użalała się nad sobą tylko zaczęła spełniać swoje marzenia. I to te bardzo ukryte, drzemiące gdzieś w otchłani jej duszy. Do tej pory żyła w Nowym Jorku u boku męża, była przykładną żoną i matką, osiągnęła sukcesy zawodowe, ale to życie było jakby bez tego czegoś, co nadaje mu smak. Ricie nie odpowiadał blichtrowaty świat jej męża, życie w luksusie, bankiety, jeżdżenie mercedesem i noszenie wizytowych kreacji. Ona chciała zwiedzać świat, poznawać rdzenne społeczności żyjące na kuli ziemskiej, smakować lokalnej kuchni, uczyć się egzotycznych języków. Po rozwodzie w 1985 roku rozpoczęła nowy rozdział w życiu. Zaczęła podróże w pojedynkę. Na początku w trakcie pierwszej wyprawy do Meksyku może czuła się troszkę niezręcznie i samotnie, ale te uczucia szybko minęły. Każda kolejna wyprawa, każde zamieszkanie poza Stanami pozwalały jej poznać lokalną kulturę, zbliżyć się do odmiennych tradycji, poznać inny, mniej cywilizowany świat. Służyło to jej twórczości, bowiem wskutek wypraw wydawca otrzymywał kolejne książeczki autorstwa Rity których adresatami były maluchy, a dzięki którym miały okazję poznać to, czego na krańcach świata doświadczyła ich twórczyni. Rita zabiera nas do Meksyku, Nowej Zelandii, Kanady,Tajlandii, Indonezji, na Bali i do Izraela. Pisarka jednak unika modnych kurortów,  wybiera bowiem miejsca, gdzie nie docierają turyści, gdzie żywa jest jeszcze lokalna tradycja i kultura sprzed lat. Tam stara się zaprzyjaźnić z ludźmi, żyć podobnie jak oni, czasem bez wygód i tego, co jest w cywilizowanym świecie normą. Ale za to ma okazję przeżycia fascynujących przygód, odkrycia świata, który powoli przechodzi do historii i zamiera. Jakże to niesamowite poznać inną kuchnię, brać udział w przyrządzaniu specyficznych potraw, poznać życie kobiet - rówieśniczek, które żyją w jakże odmiennej rzeczywistości! Rita na własne życzenie staje się koczowniczką. Poznaje świat i swoje kilkunastoletnie wspomnienia spisuje w niesamowitej książce. Czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Będzie to idealna lektura dla lubiących podróże i ciekawych świata. Lektura wprowadza nas w rzeczywistość, która powoli zamiera, zmienia się nieodwracalnie. To bardzo ciekawe doświadczenie przez lekturę książkę zajrzeć do stylu życia innych, odmiennych kulturowo ludzi. To fascynująca przygoda, która robi spore wrażenie. Książka jest bardzo ciekawa i tylko trochę szkoda, że wydawca nie dodał do niej garści zdjęć. Ale i tak gorąco ją polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu Pascal.

sobota, 15 grudnia 2012

Świąteczne blogowe odpytywanie

Pojawił się kolejny blogowy łańcuszek w którym pytania związane są ze świętami. Postanowiłam Wam zdradzić moje odpowiedzi na pytania. Zatem Kochani zestaw pytań i odpowiedzi moje.

1. Kiedy zaczynasz przygotowania do Bożego Narodzenia?
Zwykle na początku grudnia. Nie lubię robić coś w ostatniej chwili. Lubię sobie poplanować i potem spokojnie realizować założenia.

2. Posiadasz kalendarz adwentowy?
Obecnie nie. Ale kiedyś w dzieciństwie dostawałam takowe. Tylko nigdy nie udało mi się zjadać czekoladki dzień po dniu. Zwykle po 4-5 dniach było po nim.

3. Jakie są Twoje ulubione filmy świąteczne?
Lubię spojrzeć na Kevina. Ale zwykle w święta i okolice lubię obejrzeć na dvd bajki Disney'a. Dziecinnieję????

4. Czy masz jakieś wesołe wspomnienia świąteczne?
Jest ich dużo. Jako mała dziewczynka uwielbiałam rejs po kościołach i oglądanie szopek. To były czasy gdy z adapteru brzmiały kolędy z czarnych vinyli. Dziś owszem szopka się kręci i gra, ale ....."wrzuć monetę". Ech szkoda gadać!!!!

5. Jak wygląda Boże Narodzenie w Twoim domu?
Nie lubię tłumu gości. Preferuję kameralne święta i luzik. Bez garnituru ale i stresu. Ot bezstresowy klimacik, choinka, smakołyki, cichutko słuchane kolędy (Mazowsze ma śliczne w repertuarze). No i książka w ręku.

6. Co najbardziej lubisz w Świętach Bożego Narodzenia?
To, że można pobyć razem, choinkę, kolędy. Klimat, który ostatnio zabija komercja. Bronię się jak mogę.

7. Czy masz jakieś tradycje świąteczne?
Drugi rok już daruję życie karpiom. Drogie i żal mi tego mordobicia przed Wigilią.

8. Jakie są Twoje ulubione piosenki świąteczne?
Całe mnóstwo. Pastorałki, kolędy i zagraniczne hity. W tym roku koleżanka przysłała mi z życzeniami coś takiego - śliczne posłuchajcie http://www.youtube.com/watch?v=0ousGMjz0OA

9. Jaką będziesz mieć choinkę w tym roku?
Sztuczną którą sama ubiorę.

10. Jaki jest twój ulubiony zapach świąteczny?
Pomarańcze zawsze będą dla mnie atrybutem tych świąt.

11. Jaki kolor lampeczek choinkowych lubisz najbardziej?
Lubię różnokolorowe lampki i takie, które się nie psują(hihi).
 

12. Odliczasz dni do świąt?
Nie.

13. Ulubiony zimowy lakier do paznokci?
 Perłowy.

14. Ulubiony zimowy napój?
Herbata we wszelkiej odmianie.

15. Jak wygląda twój pokój podczas okresu świątecznego?
Stoi w nim choinka, jest wieniec świąteczny, stroik i pachnące gałązki świerku. Szopka pod choinką.
A do tablicy w celu napisania odpowiedzi na blogu zapraszam ochotników.
 
 
 

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Agata Kołakowska "Niechciana prawda"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania listopad 2012
stron 336
ISBN 978-83-7839-387-0
 
W cieniu bolesnej prawdy
 
Jakże ja lubię to uczucie, gdy sięgając po książkę spodziewam się lektury dobrej, a znajduję prawdziwe arcydzieło. Książkę wspaniałą, porywającą, przy której w stu procentach odpływam do literackiego świata i żyję przez czas czytania życiem postaci wykreowanych przez pióro autora.
 
Taką właśnie powieścią jest najnowsze dzieło Agaty Kołakowskiej, pisarki mi już znanej z powieści "Siódmy rok". "Niechciana prawda" podobała mi się o wiele, wiele bardziej od poprzedniczki, którą przecież złą książką nie jest. To powieść, która robi niesamowite wrażenie, która powala na kolana i zmusza, po prostu zmusza do refleksji nad dylematem jak ja zachowałabym się na miejscu głównej bohaterki. Los okazał się bowiem pewnego dnia dla sympatycznej właścicielki kwiaciarni bardzo okrutny. Jej ponad duwnastoletnie małżeństwo okazało się fikcją, ułudą, czymś, co bardziej istniało na papierze niż w rzeczywistości. Jej mąż ceniony prawnik zdradził. Właściwie zdradzał już od roku. Każda zdrada boli, ale pewnie Beacie łatwiej byłoby przełknąć konkurentkę z burzą blond loków, idealną figurą i młodszym wiekiem. Ale Marek zdradził Beatę nie z kobietą, a mężczyzną. Pewnego popołudnia oznajmił jej, że odchodzi, że nie czuje się z nią szczęśliwy. Jest gejem, pokochał faceta i ma dość kamuflowania i udawanego życia. To był szok dla wiernej żony, która poczuła się jak rażona prądem. Ukoił ją alkohol, ale nastał ranek i trzeba było żyć dalej. Brnąć przez kolejne dni życia choćby ze względu na dobro syna Bartka.
Najnowsza lektura pióra Kołakowskiej jest właśnie o tym, jak kobieta zdradzona przez męża geja podnosi się po ciosie zdrady i porzucona układa sobie życie od nowa. Temat fabuły jest jak najbardziej mocny i kontrowersyjny. Można rzec z półki tabu. Bo wprawdzie mamy XXI wiek, ale z tolerancją w naszym kraju różnie bywa. Autorka zasłużyła na wielkie brawa, bo pisząc o trudnym temacie pozostała bezstronna. Nie krytykowała, ale pokazała dramat pewnej zwyczajnej na pozór rodziny z dwóch stron. Z pozycji kobiety - zdradzonej i porzuconej oraz jej męża, który boi się swojego ja, boi się ostracyzmu, braku tolerancji. Nie ma odwagi otwarcie wyznać światu, że jest homoseksualny, ale i nie może dłużej prowadzić podwójnego życia. No i jest jeszcze dwunastoletni chłopiec, ich syn. Nastolatek, który i bez rozstania rodziców przeżywa trudne chwile dojrzewania. Rozpad małżeństwa rodziców jest dla niego prawdziwym trzęsieniem ziemi, burzą, po której jakoś tęczy nie widać. Autorka strona po stronie wciąga nas w losy trójki bohaterów, z których każdy przeżywa trudne chwile i musi ułożyć sobie świat od podstaw, od nowa. Nie jest to łatwe. Ale życie toczy się dalej,świat się kręci i tak po prostu trzeba.
 Powieść napisana prostym językiem jest naładowana emocjami. Nie brak przeciwstawnych uczuć. Nie brak żalu i złości, rozpaczy i łez, ale i rodzi się gdzieś nieśmiało nadzieja. Beata znajduje pomocne dłonie, gotowe pomóc jej, gdy sił brak i ciężko złapać oddech. Gdy ból jest niezwykle silny, a sen niesie ukojenie skołatanej duszy. Ta powieść to dla mnie literacka fikcja, ale pewnie są kobiety, które musiały zmierzyć się z tym, co przeszła Beata. I ta książka po prostu musi trafić w ich ręce. Ale polecam ją każdemu. I kobietom i mężczyznom. Bo to książka o zdradzie. A ta zawsze boli. Mimo olbrzymiego bólu trzeba mieć iskierkę nadziei, że to co złe się skończy, to co dręczy przestanie. Powieść obyczajowa Kołakowskiej to proza bardzo dojrzała, poruszająca niezwykle intymne sfery ludzkiego życia. Czyta się ją z zapartym tchem i skupioną uwagą. Książka przyciąga jak magnes, bo jest znakomita. Wyważona i nieprzerysowana. Jej mocnym atutem jest zakończenie, które idealnie pasuje do całej powieści i nie ma w sobie nic z taniej sensacji czy tandetności. Trudno mi o tej książce napisać coś krytycznego, bo zrobiła ona na mnie olbrzymie wrażenie. Wam pozostaje mi polecić lekturę "Niechcianej prawdy", a Agacie Kołakowskiej życzyć w dorobku jeszcze wielu kolejnych tak wspaniałych książek.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
 

sobota, 8 grudnia 2012

Artur Hajzer "Atak rozpaczy"


 
Wydawnictwo Annapurna
data wydania 2012 październik
stron 256
ISBN 978-83-61968-11-5
 
W magicznym świecie najwyższych gór i ich zdobyców
 
 
Piękna jest nasza planeta, pełna malowniczych zakątków. Niektóre są z nich tak cudne, że zapierają dech w piersiach i są określane mianem zapowiedzi edenu. Dla jednych takie miejsca to bezkres oceanu, dla innych tropikalne dżungle bądź morskie plaże, ale i spora grupa entuzjastów przecenia nade wszystko piękno gór. Ich majestat i powab wielu śmiałków uwiodły i rozmiłowały w górskiej wędrówce i wspinaczce. Ja również nade wszystko kocham góry i doskonale rozumiem osoby, które mają górskiego bakcyla we krwi. Do nich należą alpiniści i himalaiści – mistrzowie w zdobywaniu najwyższych szczytów na Ziemi, którzy tworzą prawdziwą elitę. By do niej wejść trzeba być nie tylko fanem gór, ale i mieć pewne predyspozycje: odpowiednie przygotowanie techniczne i kondycyjne, dobre zdrowie i silną psychikę, która w górach jest równie ważna, jak kondycja fizyczna. Podziwiam śmiałków, którzy mają odwagę, by zdobywać szczyty Himalajów. Wśród nich jest wielu Polaków. Od nastolatki sięgam po literaturę wysokogórską i nieobce mi takie nazwiska jak Rutkiewicz, Kukuczka czy Wielicki. Z wypiekami na twarzy przeczytałam już niejedną relację z wyprawy na dach świata.
Ostatnio w moje ręce trafiła książka niezwykła i bardzo wyjątkowa. II wydanie „Ataku rozpaczy” Artura Hajzera. Zdecydowanie lepsze technicznie od I wydania, z dodatkową przedmową i posłowiem. Artur Hajzer to nie tylko autor książek i filmów o tematyce wysokogórskiej, to taternik, alpinista i jeden z czołowych polskich himalaistów. Partner m.in. Jerzego Kukuczki zdobywcy wszystkich czternastu ośmiotysięczników. W lekturze, która została napisana w drugiej połowie lat 80. autor zawiera swoje wspomnienia i przeżycia z najważniejszych wypraw w góry, gromadzi swoje refleksje i przemyślenia na temat bycia himalaistą. Wspomina także osoby, które towarzyszyły mu w zdobywaniu m.in. Tirich Mira, Annapurny, Manaslu czy Lhotse. Światek polskiego himalaizmu z końca lat 80. to środowisko barwne i jak najbardziej profesjonalne, skupiające prawdziwych mistrzów swojego fachu. Ludzi, którzy gotowi byli ryzykować życie, by pokonać kolejne góry. Wielu z nich nie wróciło. Zostali tam, gdzie za życie zostawili serce. Tak jak Jerzy Kukuczka czy Wanda Rutkiewicz. Jak nie podziwiać ludzi, którzy mimo świadomości ryzyka pięli się przez kolejne pola lodowe, uskoki i półki skalne, by wbić na szczycie biało-czerwoną flagę.
Hajzer w niezwykle ciekawy sposób spisał swoje przeżycia i przygody, opisał towarzyszących mu partnerów i kaprysy przyrody, trudne, kryzysowe sytuacje, od których w górach się wręcz roi. A jednak wygrywa pasja, chęć rywalizacji, sprawdzenie siebie i swoich możliwości, dotknięcie granicy ryzyka, linii między życiem a śmiercią, która jest cienka i możliwa do przekroczenia tylko raz.
Ta książka z pewnością Wam pomoże zrozumieć czym tak naprawdę jest himalaizm. Z lektury dowiecie się także czym różni się styl alpejski zdobywania góry od klasycznego, jakie były początki przygotowania autora do wspinaczki i jakie predyspozycje są w górach niezbędne. Ta książka to nie tylko arcyciekawy tekst. To także ponad dwieście fotografii z miejsc dla mnie magicznych, które nie każdemu z nas będzie dane zobaczyć. Autor na zdjęciach zakreślił także trasy zdobycia gór, ich różne warianty, miejsca obozów i te tragiczne punkty, gdzie czyjeś serce przestało bić.
Autor uświadamia nam, że himalaizm to spora dawka ryzyka, rozsądku, pasji, rywalizacji. To także sposób na życie. Bo są ludzie, którzy bez gór żyć nie mogą. Artur Hajzer wspaniale oddał ducha górskiej wspinaczki, sprawił, że przez niedzielne przedpołudnie byłam w innym świecie – świecie gór, gdzie rządzą inne prawa niż tu, gdzie żyję.
Przeczytanie „Ataku rozpaczy” na długo pozostanie mi w pamięci, a ja jeszcze nie raz do tej książki powrócę. A z pewnością przeczytam fragmenty będąc w górach, na jakimś szczycie i zachłysnę się po raz kolejny ich pięknem.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Annapurna.

środa, 5 grudnia 2012

Stosik grudniowy nr 1

No i mamy grudzień. A tu stosik. A w nim:
Lisa Tucker "Kruche szczęście" od Matrasa do recenzji
M. Gutowska-Adamczyk "Mariola, moje krople...." wygrana w blogowym konkursie
A to kilka książek z biblioteki:
Barbara Kosmowska" Samotni.pl"
Andrzej Kalinin "I Bóg o nas zapomniał"
Jerzy Janiki" Opowieści bieszczadzkie"
Kate Moss"Labirynt"
Monika Warneńska" Drzewo sprawiedliwości"


Barbara Ogrodowska "Medycyna tradycyjna w Polsce"


Wydawnictwo Muza
data wydania 2012
stron 348
seria Ocalić od zapomnienia
 
Jak to kiedyś ludzkie choróbska leczono
 
Choroby od zarania dziejów dręczyły ludzkość. Niestety nasze zdrowie, dobre samopoczucie, wspaniała kondycja są ulotne i kruche. Od urodzenia po śmierć zapadamy na różne bolączki, dręczą na dolegliwości przejściowe lub takie do grobowej deski. Ludzie już od starożytności próbowali walczyć z tym, co zdrowiu niemiłe. Ta medycyna z której dóbr korzystamy dziś jest jednak gałęzią dość młodą. Ściśle związaną z rozwojem techniki. Kiedyś inaczej ludzi leczono. I nie wszyscy mieli dostęp do lekarzy z dyplomem. Medycy uniwersyteckich uczelni byli dostępni tylko dla bardzo bogatych i wysoko urodzonych - królów, wielmożów i duchownych. Biedni lud musiał radzić sobie sam, a pomocną dłoń wyciągały ku niemu zielarki, mądre babki i znachorzy. Jesteście ciekawi jak to dawniej leczenie wyglądało?
 Zapraszam Was zatem gorąco do lektury najnowszej książki wydanej w serii Ocalić od zapomnienia. Ta publikacja w bardzo ciekawy i przystępny sposób przybliża nam historię medycyny w naszym kraju. Jakże odmienna była to dziedzina od dzisiejszego lecznictwa!
Autorka napisała wspaniałą książkę i bardzo wyczerpująco potraktowała jej temat. Możemy się z niej dowiedzieć wielu ciekawostek, które wydają się niekiedy bardzo, ale to bardzo zabawne. Dawna medycyna miała sporo wspólnego z czarami, magią i zabobonami. Choroby traktowano jak złe duchy. I w różny, czasem bardzo dyskusyjny sposób próbowano się ich pozbywać. Pani Ogonowska opisuje w niezwykle interesujący sposób dawne metody kuracji, zastosowanie ziół i roślin z tzw. Bożej apteki. Pewne receptury wykorzytuje się do dziś. W książce znajdziecie receptury stosowanych od wieków syropów, nalewek. Tekst uzupełnia wiele fotografii, rycin i rysunków. Nie brakuje opowieści o znachorach, medykach, cyrulikach, zielarkach. O magicznych obrzędach związanych z pogańskimi wierzeniami i religią. Ciekawi tematu mogą poznać krótkie modlitwy mające na celu pozbycie się zdrowotnego problemu. Zwykle zamawiający, które je recytował wzywał na pomoc Matkę Boską, Jezuska i świętych. Z punktu widzenia dzisiejszej medycyny praktyki lecznicze sprzed lat budzą strach i śmiech. Z pewnością ja nie oddałabym się w ręce protoplastów obecnych lekarzy. Metody leczenia były szokujące. Wierzono iż, np. świerzb po 7 latach i tak sam przejdzie, a choremu na różne dolegliwości ulgę przyniesie okadzenie czy zaniesienie na rozstaje dróg z którego choroba sama umknie. Dawniej ludzie żyli krócej i częściej chorowali. Nie mieli możliwości korzystania z skutecznych leków i diagnostyki. Ale i przyczyną wielu chorób był brak profilaktyki i żenująco niski poziom higieny. Mycia unikano. Zarówno na dworach, jak i w kurnych chatach. Rzadko prano odzież, rzadko ją wymieniano, nie wietrzono pomieszczeń. Takie warunki sprzyjały chorobom. Dziś jest inaczej i bezpieczniej dla zdrowia. Warto, naprawdę warto sięgnąć po tę książkę która jest niczym encyklopedia rozwoju medycyny. Na pochwałę zasługuje piękne wydanie, dobrej jakości papier, śliczne zdjęcia i ilustracje. I niezwykle pasjonujący przekaz autorki, który jest niczym gawęda. Gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

wtorek, 4 grudnia 2012

Roma Ligocka "Dobre dziecko"


Wydawnictwo Literackie
data wydania listopad 2012
stron 452
ISBN 978-83-08-04866-5
 
Dziewczynka w czerwonym płaszczyku dorasta
 
Czym jest dobro, a czym zło? Czy można jednoznacznie zdefiniować te pojęcia? Czy istnieje wyrazisty podział, który niczym miecz rozdziela ludzi dobrych od złych? A może jest tak jak pisze w swojej najnowszej powieści Roma Ligocka, że „Wszyscy jesteśmy przedziwną mieszaniną strachu, słabości, dobrych intencji i złych uczynków. „ ? ( „Dobre dziecko” str. 136)
Najnowsza, wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego książka autorki „Znajomej z lustra” nawiązuje do jej cieszącej się uznaniem powieści „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”, która podbiła i moje serce. Autobiograficzna książka ukazała mi życie Ligockiej, której dzieciństwo i młodość przypadło na trudny okres w dziejach Polski i świata. Wojna, prześladowanie Żydów, getto wywarły potężny wpływ na całe życie tej kobiety. Wryły się niejako w jej losy i położyły się cieniem na przyszłości. Ucierpiała mała Roma, ucierpiała jej rodzina, ucierpiał naród żydowski. A po wojnie okazało się, że dla tej nacji nie nadeszły wcale łatwe czasy. Burza się nie skończyła, słońce nie wyszło zza chmur. Nowy system okazał się równie bolesny jak wojna. A Roma przemieniona na Romanę, odarta z nazwiska rośnie, przemienia się z dziecka w podlotka, z dziewczynki w panienkę. Lata 50. są dla niej czasem przejścia z krainy dzieciństwa w młodość, ale nie dane jej jest cieszyć się ciepłem rodzinnego domu, spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.
Wprawdzie ojciec po wojnie wraca z obozu, ale zostaje aresztowany. Za łapówkę wychodzi z więzienia, ale dopada go udar. Umiera, a Roma pozostaje praktycznie sama z matką. Wielu jej krewnych zginęło w obozach, część wyjechała do innych krajów, a część wypiera się żydowskich korzeni. To sprawia, że Tosia nie sprawdza się jako matka. Szukając namiastki normalności i miłości nawiązuje romans z żonatym mężczyzną. Ten związek miast spełnienia i uczucia przynosi szarpaninę, skandal i łzy. Matka Romy popada w depresję, podejmuje nawet próby samobójcze. A nasza dorastająca bohaterka przeżywa koszmar. Czuje się odepchnięta i samotna. Wciąż szuka w sobie winy. Czuje, że nie jest dobrą córką, że zawodzi matkę i to przez nią jej rodzicielka tak cierpi. Ma wyrzuty sumienia, cierpi na anoreksję. Jakże żal było mi tej dziewczyny, która została ofiarą nieuporządkowanego życia swojej matki, która po przeżyciach wojny, stracie męża nie umiała się pozbierać i zacząć żyć na nowo. Tosia chyba nie kochała dostatecznie swego dziecka, zbyt łatwo poddając się egoizmowi i własnym przeżyciom. Roma bardzo na tym cierpiała. Owo cierpienie bije z jej słów, z jej zwierzeń na wielu stronach książki. Dziewczynka boryka się z wieloma problemami, które zdecydowanie ją przerastają i co smutne nie ma wokół siebie nikogo z kim mogłaby porozmawiać, komu mogłaby się zwierzyć. Nie ma rodziny, nie ma przyjaciółki, nie ma rodzeństwa. Dorastanie jest dla niej bardzo ciężkim okresem, w którym rodzą się kolejne kompleksy, koszmary i złe emocje. W połączeniu z tymi wojennymi traumami są dobrym gruntem do zmarnowanego życia. „Dobre dziecko” to zatem opowieść o walce ze złymi stronami życia, z bolesnymi ciosami, których los Romie nie szczędzi.

Ze wspomnień dojrzewającej Romy wyłania się obraz powojennej Polski, która zmieniła się nie do poznania. Życie w nowym ustroju nie jest łatwe o ile nie należy się do „wierchuszki”. W sklepach brakuje podstawowych towarów, kwitnie czarny rynek, lepszą odzież można albo uszyć samemu z przerobionych ubrań, albo upolować z zagranicznej paczki. Żydzi są źle traktowani, oskarżani o współpracę szpiegowską. Stojąca u progu dorosłości Roma chętnie ucieka w świat książek, lubi morską plażę (na której nie można przebywać po zmroku, gdyż WOP pilnuje by nikt nie uciekał przez morze i orze piasek) oraz góry. Chętnie jeździ z matką do Zakopanego i tam odpoczywa u gazdów. Te letniska z lat 50. mają w sobie coś uroczego. Nie ma jeszcze komercyjnego tłumu, na śniadania je się pomidory z ogródka gospodarzy, pije chłopską śmietankę czy zajada się pajdą domowego chleba z jajkami na twardo.
Książka zrobiła na mnie spore wrażenie, zdecydowanie przypadła mi do gustu. Jest dla mnie połączeniem pamiętnika, autobiografii i garści wspomnień. Porywa za serce, gdy Romie dzieje się krzywda, gdy zrozpaczona nastolatka nie radzi sobie z problemami, ale i przenosi w świat, który przeszedł już do historii. Daje możliwość obserwacji narodzin powojennej Ojczyzny oczami wrażliwego dziecka z żydowskimi korzeniami, które musi szybko dorosnąć i dojrzeć. Ze szczególną nostalgią i wręcz niejako sentymentem rozczytywałam się w pamiętnikach babki Romy, która żyjąc na przełomie stuleci poruszała się w całkiem innej rzeczywistości. Miała nieco inne problemy niż jej córka w przyszłości. Prowadziła dostatni dom, była matroną dbającą o domowe ognisko i doskonałą gospodynią.
Cała powieść jest niezwykle osobista i intymna, pozwala nam głęboko zajrzeć w duszę Romy i jej antenatek, poznać dzieje rodziny, którą wojna boleśnie doświadczyła, osłabiła i po części zniszczyła. Najnowsza powieść Ligockiej to lektura ciekawa i wzruszająca, pełna emocji i bólu, którą czyta się z zainteresowaniem i może co dziwne lekko. No właśnie autorce udało się opisać trudne przeżycia prostym językiem, pełnym uczuć, wrażeń i emocjonalnego przekazu.
Obowiązkowa lektura dla pasjonatów talentu Romy Ligockiej i tych, którym spodobała się historia pewnej żydowskiej dziewczynki, której babcia przed zagazowaniem uszyła czerwony płaszczyk.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

sobota, 1 grudnia 2012

Jarosław Klonowski "Miriam"


Wydawnictwo MG
 data wydania 2012
stron 240
ISBN 978-83-7779-063-2
 
Pewna dziewczyna o imieniu Miriam
 
Właśnie odłożyłam na półkę kolejną książkę autorstwa pewnego historyka z wykształcenia, bankowca z zawodu. O kim mowa? O Jarosławie Klonowskim i jego ostatniej, a trzeciej już z kolei powieści historycznej pt. "Miriam".
Podobnie jak w innych książkach tego pisarza akcja rozgrywa się dawno temu, przed wiekami, gdy Polska była pod rządami króla. A konkretnie pod berłem Zygmunta z rodu Jagiellonów. W Turcji zaś rządził sułtan Bajazed II. Tytułowa bohaterka to młoda Żydówka, dziewczyna odważna i z werwą, o imieniu Miriam, która poszukuje swojej siostry Sary. Poszukiwania te są okraszone wieloma przygodami i zawirowaniami. Miriam nie jest damą, musi liczyć na samą siebie i swój spryt. Kradnąca sakiewki panna zmuszona jest do ukrywania się w zakonnym szpitalu prowadzonym przez benedyktynów. W tym celu chodzi nawet w mnisim habicie. Ten wybór ma na celu zmylenie jej wrogów, których tej białogłowie nie brakuje. A są to osoby stojące wyżej w społecznej hierarchii i mające nieco pękate sakiewki. Miriam musi starczyć jej spryt i odwaga. Dziewczyna nie daje sobie napluć w kaszę, umie posługiwać się bronią i jest bardzo dziś powiedzielibyśmy przebojowa. Wrogów wodzi na nos czym się da. Udaje, że przez jej usta przemawia anioł, uwodzi i kusi swoją urodą. Czy uda jej się znaleźć siostrę? Czy oszuka bogatych wielmożów? Czy tak naprawdę ma coś wspólnego z magią i czarami?
 
Ta powieść to zdecydowanie najlepsza z książek napisanych przez Klonowskiego. Autor bardzo dokładnie nakreśla tło historyczne, wprowadza słownictwo, które dziś odeszło już do lamusa, opisuje elementy ówczesnego stroju. Świetnie wprowadza w tamte czasy. Książka to także lektura pełna przygody. Jej akcja jest bardzo dynamiczna, pełna zwrotów. Wiele, naprawdę wiele się dzieje na ponad dwustu stronach. Autor wprost bombarduje nas masą obrazów, tym samym jest pisarzem bardzo wymagającym. Tak, tak. Wymaga od swoich czytelników uwagi i skupienia, bo wystarczy chwilka, by pogubić się w tym, co się w książce rozgrywa. Nie brak wielu niespodzianek, nie brak "nieoczekiwanych zmian miejsc". Miejscem akcji są Kujawy. Dawne Kujawy z miejskim grodem - Bydgoszczą, klasztorami, szpitalami, cmentarzami, miejskimi zaułkami, zamkami, ale i opuszczoną chatą w borze. Chwilami ta powieść miała dla mnie oblicze horroru i wiało z niej grozą. Momentami była książką przygodowo-historyczną przez którą przewijało się morze barwnych postaci. Niektóre z nich znałam z powieści "Tajemnica świętego Wormiusa"i " Ogni świętego Wita". Nie nudziłam się w czasie lektury. Było miło, choć książka ma może i malutkie niedociągnięcia. Autor robi postępy w dziedzinie szkolenia swojego warsztatu i jestem pewna, że jeszcze niejedną powieść wyda. A póki co zapraszam Was do lektury tej. Będzie ciekawie, tajemniczo i dynamicznie. Zresztą co tu więcej pisać. Po prostu rozejrzyjcie się za tą książką.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.

środa, 28 listopada 2012

Katarzyna Michalak "Wiśniowy Dworek"


Wydawnictwo Literackie
premiera 29 listopada 2012
stron 312
ISBN 978-83-08-05012-5
 
Od przybytku głowa nie boli
 
Wiśniowy Dworek” to już czwarta powieść wydana w owocowej serii, nakładem Wydawnictwa Literackiego. Jej akcja rozgrywa się w bardzo urokliwym miejscu. Milewo to malutka wioska położona wśród lasów niedaleko granicy z Litwą. Mieszkają tu raczej niezbyt bogaci ludzie, których status życiowy po upadku PGR-ów uległ pogorszeniu. Kiedyś Milewo było siedzibą rodu Milewskich, których kolejne pokolenia zamieszkiwały w malowniczym Wiśniowym Dworku. Po wojnie posiadłość trafiła w ręce państwa, które przekształciło ją w szkołę i mieszkanie dla nauczycielki. Ową kobietą jest Danusia Wrzesień. „Uczycielka” bo tak zwracają się do niej podopieczni jest romantyczką, kocha swój zawód i pracę z dziećmi, której oddaje całe serce. Ma dużo starsze od siebie rodzeństwo rozsiane po świecie i samotnie opiekuje się ojcem staruszkiem. Danusia jest osobą wrażliwą, czułą i sentymentalną. Kocha swojego ojca mimo jego trudnego charakteru, nie jest materialistką i uwielbia dworek, w którym mieszka. Czuje się tu jak w raju. To jej miejsce na ziemi. Dom otoczony jest pięknym parkiem i sadem, który w czasie kwitnienia wiśni wygląda bajkowo. Życie Danusi jest spokojne i uporządkowane dopóki nie odwiedzi ją pewien mężczyzna, który doręczy jej tajemniczą przesyłkę. Jako nagrodę ufundowano dla niej pobyt świąteczny w luksusowym obiekcie w Jastrzębiej Górze.
Danka Lucińska mieszka w Warszawie. Jest szefową firmy zajmującej się zarządzaniem apartamentowcami. Swojej pracy poświęca całe dnie i zajęcie to niesłychanie ją wyczerpuje. Na głowie na tyle spraw, problemów i sporów do rozwiązania. Do swojego nowoczesnego mieszkania w apartamentowym getcie na Saskiej Kępie wpada tylko, by się przespać. Praca wypełnia jej całe dnie. Danka chwilami czuje się dość zmęczona, ale nie wyobraża sobie życia na prowincji, gdzie przenieśli się ze stolicy jej rodzice. Pewnego dnia podobną w treści przesyłkę jak Danusia otrzymuje i pani Lucińska. Obie kobiety korzystają z atrakcyjnego zaproszenia i przyjeżdżają nad morze. Tu czeka je niespodzianka, bo zostają zakwaterowane w jednym, pięknym apartamencie, a po pierwszym spotkaniu ich życie zmienia się nie do poznania i już nigdy nie będzie takie samo. Jak się ułoży i kim jest tajemniczy mężczyzna, który owo spotkanie zaaranżował?
„Wiśniowy Dworek” to kolejna książka Katarzyny Michalak, która uwaga jest niebezpieczna! Bo jeśli weźmiecie ją do ręki tylko, aby przejrzeć już się zaczytacie. Opowiada historię, która niesamowicie wciąga. Jest napisana z pomysłem. Autorka stworzyła kolejne najlepszej jakości babskie czytadło, które wciąga nas w tajemnice pewnej rodziny. Pewien stary sekret ma niesamowitą moc, która poraża. Zmienia spokojne życie dwóch kobiet o odmiennej naturze i charakterze. Los jest pokrętny. Czasem obdarza nas ogromną niespodzianką i spełnia nasze marzenia. Zatem uważajcie o czym marzycie.
Akcja tej książki jest bardzo, ale to bardzo dynamiczna. W powieść obyczajową autorka świetnie wplata sensację, garść uczuć, szczyptę rodzinnych sekretów, a efektem jest rewelacyjna książka dla pań i nie tylko. Sporo w niej emocji, nieco sentymentu, trochę słodkości i romantyzmu. Czyta się jednym tchem, bo ciągle coś czytelnika zaskakuje. Pod tym właśnie względem „Wiśniowy Dworek” dorównuje dobrym kryminałom. Sporo postaci, ciekawe sytuacje, nutka bajkowości, opisy malowniczych miejsc jak dworek czy leśniczówka sprawiły, że lektura bardzo przypadła mi do gustu. Mimo, że Katarzyna Michalak ma w swoim dorobku już kilka powieści nic się nie powtarza, nic się nie dubluje. Każda książka jest świeża i niepowtarzalna. Chylę czoła przed talentem autorki, przed jej literacką kreatywnością. Chwalę styl i język. Jego błyskotliwość i prostotę. Katarzyna Michalak umie wciągnąć w losy swoich bohaterów, potrafi zaciekawić i oderwać od rzeczywistości i przenieść w świat swoich powieści. Myślę, że i „Wiśniowy Dworek” przyczyni się do powiększenia wielbicieli jej pióra, a ja już z niecierpliwością będę wypatrywała „Jabłoniowego wzgórza” - kolejnej owocowej książki.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

sobota, 24 listopada 2012

Stosik listopadowy kolejny

Znów nowe nabytki. Jak tu się nie cieszyć? Tym bardziej, że to cudeńka. Więc Kochani moi przedstawiam :
dwie pyszne herbatki : Z serca Afryki z miodem i wanilią oraz malinowa z kardamonem, która świetnie rozgrzewa
Tomasz Adam Pruszak "Ziemiańskie święta i zabawy" od Lubimy Czytać
Ana Veloso "Pień kolibra" j.w.
Santa Montefiore "Dom nad morzem" j.w.
Vaddey Ratner "W cieniu drzewa banianu" od Prószyńskiego
Agata Kołakowska "Niechciana prawda" j.w.
Rosemary Rogers "Intryga i miłość" od Harlequin
Roma Ligocka "Dobre dziecko" od Lubimy Czytać - szczotka - przeczytana - doskonała.
No cóż chyba muszę krócej spać.

czwartek, 22 listopada 2012

Katarzyna Michalak "Sklepik z niespodzianką Bogusia"

Wydawnictwo Nasza Księgarnia
data wydania czerwiec 2011
stron 320
ISBN 978-83-10-12025-0
 
Pogodne miasteczko
 
Katarzyna Michalak to dla mnie nazwisko markowe. To gwarancja dobrej książki. Nie czytałam jeszcze wszystkiego tej autorki, ale kilka książek już tak i każda z nich podbiła moje serce. Tego samego spodziewałam się po początku sklepikowej serii i z radością donoszę, że się nie rozczarowałam. A wprost przeciwnie - jestem zachwycona, że odkryłam w literaturze kobiecej kolejne cudowne miejsce, gdzie warto zajrzeć. Urzekł mnie również klimat tej książki - ciepły i przyjemny niczym letnie popołudnie. No i zapach - cudowny zapach gorącej czekolady, za którą przepadam i domowych wypieków. Jednym słowem raj !
Akcja książki rozgrywa się w uroczym miasteczku, które leży gdzieś między Kołobrzegiem a Koszalinem, oddalonym od morskiej plaży o 10 kilometrów. To właśnie tu całkowitym przypadkiem trafia główna bohaterka Bogusia Leszczyńska wracając do domu z pracy w Holandii. Na ryneczku owego miasteczka urzeka ją kamieniczka ze sklepem na dole i mieszkankiem na górze. Serce podpowiada jej, że to tu znajduje się jej miejsce na świecie. Wiedziona impulsem wynajmuje lokal i mieszkanko i szuka pomysłu na rozkręcenie biznesu za zaoszczędzone w krainie tulipanów pieniądze. Traf pada na sklepik z bibelotami i mini cukierenkę z filiżankami gorącej czekolady z dodatkami i pysznymi ciastami według wspaniałych receptur jej mamy. Zaczyna się kolejna przygoda w życiu panny Bogusi, która poznaje tam ciekawych ludzi, miejsca, znachodzi czworonożnego przyjaciela, traci serce i ..............i sięgnijcie już po książkę, bo to niesamowita lektura. Idealna na ponury i mglisty dzień bez promieni słońca. Ta powieść jest w stanie w dużym stopniu go zastąpić i przenieść nas do uroczego miejsca, w którym jednak sporo się dzieje. Ludzie się kochają i kłócą, istnieje śliczny dworek, który choć nieco podupadły daje schronienie chorym zwierzakom. Obok miasteczka rośnie uroczy las idealny na malarski plener, a jak ktoś się nudzi może podejść lub podjechać na plażę. Oprócz ludzkich postaci w tejże powieści występują też czworonogi. Jest uroczy labrador Piegusek, którego przygarnia właścielka Sklepiku z niespodzianką, jest kunia rodzina, która tłucze się na strychu niczym banda duchów i chory koń cudem uratowany od śmierci w rzeźni. Z tekstu bije bardzo widoczna miłość pisarki do zwierzaków. I to mnie bardzo ujęło za serce.
Powieść ma cudowny klimat. Prowincjonalny, pełen spokoju i ciepła, choć akcja jest dość dynamiczna (co mnie nawet troszkę zaskoczyło). Losy mieszkańców Pogodnej są nieco pokręcone, nie brak małych i większych dramatów, ale i w powieści występują postacie komiczne i niepozbawione humoru. Autorka, co również wzbudziło moje uznanie, nie określa do końca postaci jako czarne czy białe. Ludzie popełniają błędy, ale się i na nich uczą, cóż błądzenie to rzecz nieobca naszej naturze. No i nie można oceniać kogoś nie znając go do końca - mam na myśli ojca Bartosza. Nie zawsze nam wiadomo, co komuś drugiemu w duszy gra, co boli i co jest zadrą.
Czytając o sklepiku z aniołkami i filiżankami kakaowego płynu zatęskniłam za taki miejscem. Z chęcią bym w realu odwiedziła taki lokal, w którym piękno miesza się ze smakiem słodkości i feerią aromatów, które zniweczą wszelkie postanowienia o diecie.
Powieść Katarzyny Michalak jest wyśmienita i pogodna, pełna uroku i dobrych fluidów. Jej przeczytanie zachęca do sięgnięcia po kolejną książkę z tego cyklu, co właśnie niebawem uczynię. Doskonałe babskie czytadło.
Książka z własnej biblioteczki.

środa, 21 listopada 2012

Jamie Ivey "Smak Prowansji"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2012
stron 320
ISBN 978-83-7642-064-6
 
Poszukując najbledszego rose
 
Uwielbiam czytać książki o słonecznych, południowych zakątkach Europy, gdzie lato trwa o wiele dłużej niż w Polsce. Dzięki sprzyjającemu klimatowi w takich miejscach rosną oliwki, cytrusy i winogrona, z których produkuje się wspaniałe wina. A ja choć po alkohol sięgam rzadko trunki z winogron cenię najbardziej i lubię do obiadu wypić lampkę wytrawnego wina. To upodobanie zachęciło mnie do przeczytania książki Jamie Iveya opowiadającej o produktach francuskich winnic i o samych winnicach. Ta wspaniała lektura powstała dzięki zakładowi zawartemu wskutek językowego nieporozumienia.
Jamie i jego żona Tanya to Anglicy. Pewnego lata wybrali się po raz kolejny do Francji, chcąc odwiedzić siostrę Tanyi, która mieszka w ojczyźnie Balzaca wraz z mężem i uroczą trzyletnią córeczką o imieniu Rose. Tego dnia, gdy spotkali się w restauracji dziewczynka była wyjątkowo blada. Rozmowę rodziny podsłuchała elegancka dama z sąsiedniego stolika. Kobieta myślała, że jej sąsiedzi rozmawiają o różowym winie rose, a nie o dziewczynce o tym imieniu. I założyła się z angielską parą, iż produkowane w jej winnicy różowe wino jest najbledsze we Francji. Jeśli Tanya i jej mąż znajdą bledszy trunek niż ten produkowany przez nią – właścicielka winnicy będzie im dostarczać wino do ich domu do końca życia. Jeśli zaś ona by wygrała Anglicy mieli znaleźć w Anglii importera dla jej wina. Jamie i jego małżonka postanowili na poszukiwania poświęcić sześć miesięcy następnego roku. W tym celu sympatyczni mieszkańcy Londynu porzucili pracę i podróżowali przez praktycznie całą Francję.
Wycieczka obfitowała w ogromną liczbę przygód, wspaniałych widoków i mnóstwo posiłków. Anglicy skosztowali wiele niezwykle smacznych dań i wypili wiele kieliszków wina. Nacieszyli oczy pięknymi krajobrazami, poznali fantastycznych producentów win i poszerzyli krąg przyjaciół. Odwiedzili m.in. Szampanię, Burgudię, Paryż, Dolinę Loary i Rodanu oraz Prowancję. Czy udało im się wygrać zakład? Tego nie zdradzę, sięgnijcie po książkę.
Czytałam już kilka książek o Francji, ale ta jest nieco od nich inna. Opowiada o zwiedzaniu ojczyzny Balzaca szlakiem wspaniałych winnic, słynących z produkcji wybornych win. Z lektury dowiedziłam się sporo o produkcji wina, zwłaszcza różowego, które powoli acz systematycznie zdobywa kolejnych zwolenników i sprzedaje się coraz lepiej, choć jeszcze do niedawna uważanie było za produkt niszowy i uboczny.
Książka ta sprawiła, że zmienił się mój sposób postrzegania Francji jako kraju, do którego chciałabym się udać na wycieczkę. Kiedyś nie wyobrażałam sobie jej bez odwiedzenia Paryża, Marsylii czy Lyonu. Dziś udając się do Francji zaszyłabym się na prowincji i podobnie jak autor „Smaku Prowansji” zwiedzała urocze miasteczka i wioski, oliwne gaje i plantacje winorośli. Degustowałabym wina u producentów, jadła w malutkich restauracjach i poznawała prowincję upajając się zapachem lawendy i ziół. A zabytki, mury, malowidła i rzeźby nie byłyby mi do szczęścia potrzebne. Owszem są piękne, ale ja wolę naturę i uroczne malutkie miejscowości, zwyczajnych ludzi, których pasją jest produkcja wina czy gotowanie wspaniałych regionalnych dań.
Jak smakuje Francja? Dla mnie ten smak to kieliszek schłodzonego wina, aromat tymianku, rozmarynu i lawendy oraz słodziutkie rogaliki nadziane czekoladą. Macie ochotę na poznanie uroków takiej Francji? Koniecznie sięgnijcie po lekturę książki Jamie Iveya i zakosztujcie słodyczy i piękna kraju, w którym jada się nie tylko żaby i ślimaki. Publikacja z pewnością trafi na listę ulubinych książek fanów Petera Mayle'a.
 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Pascal. 

niedziela, 18 listopada 2012

Anne Holt "W jaskini lwa"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania październik 2012
stron 464
ISBN 978-83-7839-364-1
 
Kryminał z polityką w tle
 
To już trzecia książka Anne Holt, którą przeczytałam. Ta autorka przyzwyczaiła mnie do wysokiego poziomu swojej twórczości. I tym razem nie rozczarowała. Znów otrzymałam kryminał z górnej półki pasujący doskonale do stylu skandynawskich autorów. Nie wiem czy to tylko moje osobiste wrażenie, ale z twórczości pisarzy z Północy bije jakaś mroczność, ponurość, która kojarzy mi się z surowszym niż w naszym kraju klimatem, zimnem, brakiem słońca.
Wracajmy jednak do tej konkretnej książki. Jej akcja rozgrywa się w Oslo przez kilkanaście kwietniowych dni. Bohaterowie to elita polityczna Norwegii i oczywiście stale obecni w książkach Holt sympatyczni stróże prawa. W kwietniowy wczesny wieczór w gabinecie premier Norwegii dochodzi do zbrodni. Jej ofiarą pada gospodyni tego miejsca. Przyczyną zgonu jest strzał w głowę. Obecna w sekretariacie pracownica nic nie słyszy. Strażnik nic nie widzi. Co się stało? Czy zabójcą jest ostatni gość pani premier, którym jest sędzia sądu? Czy zbrodnia ma coś wspólnego z polityką? Zabito premier czy po prostu Brigitte Volter? Ze względu na rangę zamordowanej w śledztwo jest włączona masa funkcjonariuszy w tym Billy T. i prokurator Hakon Sand. Brakuje Hanne Wilhelmsen, która wraz z partnerką wyjechała do USA.
Powiązanie sensacji z polityką dało świetny efekt. Holt wyszedł spod pióra kolejny doskonały kryminał, który czyta się szybciutko i przyjemnie. Szare komórki mojego mózgu mimo intensywnej pracy nie odgadły zagadki, więc czytałam z napięciem do samego końca. Holt udało się doskonale pokręcić intrygę, wpleść wiele wątków i motywów zbrodni czym umiejętnie podkręciła czytelnicze napięcie. Nuda przy lekturze więc absolutnie nie grozi. Intrygi polityczne, tajemnice rodzinne sprzed lat, skandale z dziedziny farmacji umiejętnie zmiksowane dały dość intrygującą i wybuchową mieszankę. Czytając o dość skomplikowanym śledztwie równocześnie zajrzałam również do prywatnego życia znanych mi już postaci. Zakończenie mnie zaskoczyło, bo powieści z trupem o takim finale jeszcze nie czytałam. Nie powiem oryginalne i może banalne, ale przecież nie nierealne. Tak to bywa czasem w życiu. Czy polecić Wam tę książkę? Pewnie, bo jest niezła. Jestem pewna, że kolejna książka Holt znajdzie uznanie u miłośników skandynawskiej sensacji.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

piątek, 16 listopada 2012

Stosik kolejny w listopadzie

Znów przybyło na półki. Tym razem jest to stosik recenzyjno wymiankowy.
A w nim :
- Luanne Rice "Kraina snów" - z wymiany na LC
- Maria Bogucka "Bona Sforza" j.w.
- Katarzyna Michalak "Sklepik z niespodzianką Bogusia" j.w.
- George Weigel "Kres i początek" recenzyjna od Lubimy Czytać
- Aleksnadra Szarłat " Prezenterki" j.w.
- Anne Applebaum "Gułag" z wymiany na LC
- Rita Golden Gelman "Zawsze o tym marzyłam" od Wydawnictwa Pascal
- Wiesław Kot "PRL jak cudnie się żyło" z wymiany na LC

środa, 14 listopada 2012

Odkrycie roku AD 2012 GABRIELA GARGAŚ i wznowienie jej debiutu.

Piszę ten post z wielką, ale to wielką przyjemnością. O ile w tamtym roku moim odkryciem było pióro Pani Kasi Enerlich to w tym roku na ten tytuł zasłużyła Gabriela Gargaś. Ta niezwykle utalentowana pisarka podbiła moje serce aż dwoma książkami, które spodobały się nie tylko mnie. Wiele blogerek i recenzentek bardzo przypadły do gustu powieści Gabrysi Gargaś, która jak dla mnie pisze fenomenalnie. Tworzy genialną prozę dla nas, kobiet. To nie jest moi Kochani absolutnie reklama. To szczera opinia, która płynie z serduszka. Właśnie w księgarniach pojawiło się wznowienie debiutu tejże Autorki. "Jutra może nie być" właśnie wydało Wydawnictwo Feeria. Okładka wygląda tak:
A ja pozwolę sobie na przypomnienie moich wrażeń z tejże książki

Być tą trzecią



Miłość to najpiękniejsze uczucie, którego może doświadczyć człowiek. Jak ją opisać ? Jak określić w słowach ? Mnie bardzo się podoba pogląd, że miłość to coś, co pozwala człowiekowi uwierzyć, że ma skrzydła i poszybować ręka w rękę, serce przy sercu do raju u boku ukochanej osoby. Bywa jednak, że nie zawsze pokochać kogoś oznacza dla nas coś dobrego i pozytywnego. Czasem miłość to tylko ból i cierpienie. Czy warto wtedy kochać? Jak bardzo można cierpieć, gdy okaże się, że nasz ukochany, nasz wybranek to osoba, która kocha wyłącznie siebie, a my jesteśmy w jej rękach jedynie zabawką, gadżetem, który umila czas ?



Powieść Gabrieli Gargaś trafiła w moje ręce czystym przypadkiem. Poproszono mnie o jej zrecenzowanie, a ja pomyślałam, że z chęcią przeczytam książkę kolejnej polskiej autorki, którą w księgarni umieszczono by na półce "Polska literatura dla kobiet". Czego się spodziewałam ? Co najwyżej dobrego, babskiego czytadła. Przeliczyłam się i to bardzo mocno, bo w moje ręce trafiło PRAWDZIWE ARCYDZIEŁO, przepiękna opowieść, która na długo zapadnie mi w pamięć i serce. To historia pozornie zwyczajna, prosto z życia wzięta, która zdarza się często, a jednak opisana jest tak wspaniale i po mistrzowsku, że książka zasługuje na wielkie brawa.

Główna bohaterka powieści ma na imię Kinga i jest 30-letnią mieszkanką Warszawy. Od siedmiu lat jest w związku z Darkiem. Para ma już nawet zaplanowaną datę ślubu, ale nie jest to podyktowane gorącym uczuciem, ale rozsądkiem. W ich związku już dawne wygasły emocje, nie ma już motyli w brzuchu, jest raczej rutyna i przyzwyczajenie. Nagle życie Kingi gwałtownie się zmienia za sprawą jej koleżanki, dzięki której partnerka Darka odnajduje na jednym ze społecznościowych portali konto swojego kolegi z byłej pracy. Kiedyś łączyły ich tylko czysto zawodowe stosunki. Kinga pisze do niego wiadomość, on odpisuje i rusza lawina. Od tej chwili maile krążą między nimi systematycznie i coraz częściej. Rozpoczęty w cyberprzestrzeni gorący romans przenosi się do realnego świata. M. ( tak autorka określa owego mężczyznę i nie daje czytelnikom poznać jego imienia ) jest żonaty, o czym od początku informuje Kingę, która rozstaje się z Darkiem na trzy miesiące przed planowanym powiedzeniem sakramentalnego "tak". M. obiecuje porzucić żonę i wziąć rozwód. Kinga ślepo mu wierzy. Czy kochanek dotrzyma słowa i rozstanie się z Anną ? Czy spełnienie tej obietnicy przyśpieszy ciąża Kingi ?



Przez pierwsze pięćdziesiąt stron ta historia wydawała mi się taka przeciętna i nawet nieco nudna, ale potem coś nagle drgnęło, błysnęło i sprawiło, że nie mogłam oderwać się od tej powieści. Stała się dla mnie niczym narkotyk. Lekturze towarzyszyło bardzo, bardzo wiele emocji. Od krytyki po współczucie, od złości po łzy. No właśnie łzy !!!Część książki czytałam w miejscu publicznym na ławce. Ryczałam i czytałam, a ludzie przyglądali mi się z zaciekawieniem i ze zdziwieniem czemu tak ryczę. Pewna pani podeszła do mnie i powiedziała, że zazdrości mi tak wyjątkowej lektury, która wywołuje tak mocne wrażenia. Zapytała o autora i tytuł.

"Jutra może nie być" to powieść o kobiecie i dla kobiet. To niejako "biografia" bohaterki, która jest symbolem wszystkich córek Ewy decydujących się na związek z żonatym mężczyzną i świadomie się w niego angażujących. Czy rola tę trzeciej , czy rola kochanki jest łatwa ? Na pewno nie. Ale miłość czasem potrafi bardzo zaślepić i sprawić, że wierzymy w to, co jest dla nas miłe i wygodne. Bycie kochanką to dla kobiety bardzo trudne - dotykają wyrzuty sumienia, bolą ukradkowe spotkania. Ile można czekać na odejście od żony ? Czytając starałam się za wszelką cenę nie oceniać Kingi , nie poddawać jej krytyce, bo przecież ona była bardziej ofiarą niż wyrachowaną złodziejką cudzego małżonka. W mojej głowie kołatały się też myśli czy ja sama potrafiłabym stać się tą trzecią ? Kochanką, która jest na każde zawołanie ? Po dłuższym namyśle stwierdziłam, że raczej nie podołałabym tej roli. Choć jakby Amor trafił mnie celnie czy rozsądek miałby coś do powiedzenia ?



Powieść Pani Gargaś to książka mądra i piękna, to powieść wyjątkowa i napisana dojrzałym piórem, a trzymająca je autorka posiada niewątpliwy talent. To lektura o miłości - tej prawdziwej i tej, którą myli się z pożądaniem. To książka, która przeczy porzekadłu, że kobiety to słaba płeć. Absolutnie nie ! Panie takie jak Kinga są mocne i twarde jak stal. Stać ich na wiele. Mimo, że cierpią, mimo, że ich brzemię wydaje się nadludzko ciężkie potrafią walczyć, podnieść się z kolan i iść do przodu dzielnie znosząc ciosy od losu. Gorąco polecam Wam tę lekturę. Nie pozwólcie by ominęło Was poznanie niezwykle wzruszającej historii pewnej trzydziestolatki i ocean czytelniczych emocji
A teraz niespodzianka - Autorka odpowiedziała na kilka zadanych przeze mnie pytań - ślicznie dziękuję - i zapraszam Was do lektury króciutkiego wywiadu:
1 - kiedy po raz pierwszy zamarzy-łaś by wziąć pióro do ręki ?
Gabrysia Gargaś :Nie marzy-
łam o tym by chwycić za pióro i zostać pisarką. Zresztą, ja nie jestem pisarką, a autorką książek.;-) Pomysł na pierwszą książkę przyszedł do mnie sam, nagle, niespodziewanie jak deszcz w ciepłe, letnie popołudnie. Zaczęłam przelewać swoje myśli, początkowo na papier, po pewnym czasie zauważyłam, że może coś z tego być. Przepisałam wszystko do komputera. Wystukiwałam kolejne, słowa, zdania. Powieść zaczęła żyć własnym życiem..
2 - ile czasu zajęła Ci praca nad debiutem
Gabrysia Gargaś: Ca-łe dziewięć miesięcy. Plus kolejne dwa na poprawki;-)

3 - pisanie to bardziej pasja czy praca
Gabrysia Gargaś: Pisanie to pasja po-
łączona z ciężką pracą. Powieści nie wytrząsa się z powietrza. Nie wystarczy dobry pomysł i świetny konspekt. Natchnienie i wena raz są, innym razem ich nie ma. Cała reszta to praca, praca i jeszcze raz praca.

4 - jak wyglą-da miejsce w którym piszesz? Czy towarzyszy temu jakaś muzyka, ulubiona herbata, kawa?
Gabrysia Gargaś: Noszę przy sobie zeszyt, gdzie spisuję swoje myśli. Czasem piszę w autobusie, innym razem w kawiarni popjając dobrą kawę. Notatki przepisuję do komputera w domu, przy filiżance zielonej herbaty.

5 - skąd
bierzesz inspirację do swoich powieści
Gabrysia Gargaś: Moje pomysły pochodzą z życia – są to historie zasłyszane, jakaś podpatrzona scenka, zasłyszana rozmowa w pociągu, wspomnienia i emocje, które przeżyłam, o których usłyszałam. To wszystko razem wzięte pobudza moją fantazję i prosi o dopisanie nowej historii.
6- Twój ulubiony pisarz/pisarka
Gabrysia Gargaś: Nie mam swojego ulubionej pisarki czy pisarza. To cenionych przez mnie zaliczam; Olgę
 Tokarczuk, Andrzeja Stasiuka, Irving Stone, Jonathana Carolla, Gabriela Garcia Marqueza. Czytam też sporo lekkiej literatury, a także poezję i bajki. Tak, ostatnio lubię bajki.;-)
 
7 - najpiękniejsza książka, którą przeczytałam to:
Gabrysia Gargaś: Tyle ich jest.;-) Nie wyobra-żam sobie życia bez czytania. Każda opowieść zawiera w sobie coś z magii, jakąś historię, która porusza, czegoś uczy, ma swoje przesłanie.
Do moich ulubionych książek należą: „Pasja Życia” , „ Ojciec Chrzestny” „Anna Karenina”, „Oscar i Pani Róża” „ Zbyt dumna, zbyt krucha”. Nieustannie wzrusza mnie „Mały książe”.
 Czytelniczkom/czytelnikom życzę przyjemnej lektury i dużo słoneczka w te listopadowe dni. Już na początku przyszłego roku ukaże się moja nowa powieść: „ Anioły też płaczą”. No i jak się na kolejną powieść nie cieszyć? !!! Już się nie mogę doczekać. Jeszcze raz gorąco dziękuję mojemu Drogiemu Gościowi za ten wywiad. A Was Kochani zapraszam do lektury.