poniedziałek, 30 grudnia 2013

Nowy idzie, Nowy.........

"Z ostatnią kartką kalendarza zerwij wszystkie złe nastroje, zapomnij o wszystkich nieudanych dniach,
przekreśl niewarte w pamięci chwile
i wejdź w Nowy Rok jak w nowej sukni
wchodzi się na najwspanialszy bal świata."
Kochani z całego serca życzę Dobrego Nowego Roku. Zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Sukcesów. Czytelnikom wielu wspaniałych wrażeń przy lekturze, Wydawcom wydawania samych hitów, a Autorom weny i wspaniałych pomysłów na fabuły. Nagród i wspaniałych spotkań autorskich. Niech nam się darzy w 2014 roku.


 


niedziela, 29 grudnia 2013

2013 podsumowanie

Och nie lubię tego robić. Nie lubię, ale przemogłam się i napiszę. O 2013 roku, który był jaki był. Czytelniczo był różny. Oczywiście nie zabrakło ciekawych lektur. Ale przeczytałam mniej książek niż rok temu. Co na to wpłynęło? Szkoda czasu na myślenie. Może te przeczytane książki były po prostu grubsze? W każdym razie nie zabrakło emocji, łez i wzruszeń. Trafiły w moje ręce książki, które powaliły mnie na kolana.
Statystycznie to brzmi
Książki przeczytane 137. Oczywiście królowały nowości. Te recenzyjne. Postanowiłam wybrać finałową "10", no ale rozrosła się do "15". 
13 książek wymieniam w przypadkowej kolejności - po prostu mi się podobały. Były to












A teraz na deser pozostało ogłosić te dwie najlepsze moim zdaniem książki tego roku. W kategorii zagranicznej I miejsce przyznaję
Zaś w kategorii rodzimej me serce najbardziej podbiła powieść
I już jestem bardzo ciekawa jak skomentujecie mój werdykt. Od razu piszę, że jest obiektywny. Nikt ani nic nie wywierało na mnie żadnej presji.

sobota, 28 grudnia 2013

Grażyna Jeromin-Gałuszka "Gdybyś mnie kochała"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2013
stron 342
ISBN 978-83-7839-648-2
 
Zagmatwane tajemnice i zagadki
 
Wśród książek współcześnie piszących polskich pisarek proza autorki "Złotych nietoperzy" wyróżnia się w sposób szczególny. Jest niezwykle tajemnicza, można nawet rzec oniryczna. Pani Grażyna akcję swoich dwóch ostatnich powieści, które miałam okazję przeczytać osadza na prowincji. Jest to prowincja jednak zdecydowanie inna niż ta u Małgorzaty Kalicińskiej czy Katarzyny Enerlich. To zdecydowanie nie miejsce słodkie i piękne, gdzie można żyć pełną piersią, ułożyć sobie na nowo przyszłość czy pozbyć się bolesnych wspomnień z przeszłości.
Inne oblicze prowincji bywa brutalne, mroczne, pełne złych zdarzeń.
Główny bohater Maksym Bromski jest menedżerem w branży samochodowej. Pewnego dnia zostaje wplątany w niezłe bagno. Staje się głównym podejrzanym o morderstwo kobiety, którą ktoś pozbawił życia w jego pokoju hotelowym. Maksym budząc się rano nie ma pojęcia co zaszło, ale jest pewny, że to nie on jest zabójcą. Stróżom prawa trudno jest mu wytłumaczyć co się stało. Po drinku, który wypił w hotelowym barze stracił pamięć...............
Jak się okazuje makabryczna zbrodnia ma pewien związek z wydarzeniami z przeszłości.............
Maksym będąc dorosłym mężczyzną wciąż wraca wspomnieniami do wakacji z młodości. Każdego roku spędzał je u babci na wsi. Zapracowani rodzice porzucali go do babcinej zagrody. Maksym bardzo lubił te wiejskie kanikuły. Pod skrzydłami babcinymi czuł się bezpiecznie. Nie brakło przygód i wakacyjnych znajomości. Szczególnie nawiązał kontakty z rodziną przyszłej żony swego kuzyna Andrzeja. Kuzyna, który okazał się jednodniowym mężem...............
 
Powieść to mieszanka sensacji i obyczaju. Od razu dodam, że nie jest to książka, którą łatwo ocenić. By to zrobić trzeba się nieco natrudzić i przeczytać do końca. Czemu natrudzić? Dlatego, że jej treść bywa bardzo trudna w odbiorze. Najtrafniej porównać mi ją jest do wody, która bywa przejrzysta, ale i potrafi być bardzo mętna, gdy wzburzy ją fala czy wiatr. Przez lekturę przewija się szereg postaci, które są wykreowane w sposób do bólu realny. Niektóre z nich mają pokrętne charaktery. Nie brak im wad, przywar. Czasami zbyt łatwo dają się ponieść emocjom. Ale przez to są bardzo ludzkie i bliskie temu co możemy obserwować w realnym świecie. Gdy doczyta się do ostatniej strony to cała otoczka sensacyjna wydaje się nieco banalna, tylko autorce udało się ją perfekcyjnie zakamuflować i do głowy nie przychodzi, że rozwiązanie jest tak proste.
Nie jest to książka która mnie oczarowała, ale i nie znudziła. Chwilami odkładałam czytnik znużona, ale po chwili znów wracałam do książkowego świata ciekawa jak potoczą się losy zwyczajnego człowieka, który znalazł się w oku cyklonu.
"Gdybyś mnie kochała" to książka zmuszająca do maksymalnego skupienia na treścią, niepozwalająca w trakcie czytania na relaks i bujanie w obłokach. Z pewnością spodoba się miłośnikom mrocznych kryminałów. 

piątek, 27 grudnia 2013

Stosik - bach i się zebrał !!!!

Sama już nie wiem, kiedy mi się ten stosik zebrał. Są w nim prezenty i książki do recenzji. W każdym razie bardzo się cieszę z kolejnego powiększenia biblioteczki. Teraz już po świątecznej krzątaninie zapowiada się luźniejszy czas, zatem więcej chwil na czytanie. W planach mam oczywiście jak najszybsze nadrabianie zaległości i rozkoszowanie się lekturami. Rok 2013 czytelniczo podsumuję w osobnej notce. A póki co przedstawiam:
Grzegorz Kosson "Warstwy czyli obrazy miasta" od Wydawnictwa Myśli i Słowa
Emilia Witkowska-Nery " A suknię ślubną kupiłam w Suzhou" od Novae Res
Władysław Maksymiuk "Cinkciarz" j.w.
Lauren Willig "Ashford Park" prezent od portalu Irka - książka o której marzyłam
Frederick D'Onaglia " Perfumy Prowansji" j.w.
Allan Frewin Jones& Gary Chalk" Podzielone królestwo" tom II i III od Papilonu

Coś Was szczególnie zaciekawiło?

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świątecznie ......................

 
Zdrowych i wesołych Świąt, dużo miłości i radości, wspaniałych prezentów. Niech otoczy Was magia Świąt, niech komercja nie będzie górą. Spokojnego czasu w gronie najbliższych bez trosk, bez kłopotów. Niech brzmią kolędy, niech pachnie choinka, niech smakują świąteczne potrawy. Z całego serca dla wszystkich Czytelników mojego bloga, znajomych i współpracowników, dla tych co kochają czytać, dla wszystkich Ludzi Dobrej Woli na świecie.

sobota, 21 grudnia 2013

Siostra Jesme "Amen! Wspomnienia niewiernej służebnicy Kościoła"


Wydawnictwo Bellona
data wydania 2013
stron 240
ISBN 978-83-1112-864-4
 
Za murami klasztoru raju nie ma!
 
Co roku na całym świecie tysiące młodych dziewczyn podejmuje postanowienie o rezygnacji ze świeckiego życia i decyduje się na przywdzianie habitu. Swoje życie składają na ofiarę Bogu. Rezygnują z posiadania męża, dzieci, ze zrobienia kariery. Kieruje nimi powołanie. Chcą w pełni być poślubione Bogu. Wiele młodych kobiet uważa, że w klasztorze znajdzie korzystniejsze warunki do bycia wzorową chrześcijanką, że zamieszkają wśród osób konsekrowanych, które podobnie jak one będą z całych sił pracować nad tym, by być doskonałym w oczach Stwórcy. Ale prawda jest taka, że nie zawsze w klasztorze życie jest bardziej idealne niż w świeckim świecie. Bywają przypadki, że dom zakonny może przypominać dżunglę w stylu korporacji, gdzie mieszka grzech i szatan zbiera spore żniwo.
Siostra Jesme pochodzi z południowego stanu Indii – z Kerali. Urodziła się w wielodzietnej rodzinie, która nie opływała w luksusy, ale i biedy nie cierpiała. W domu rodzinnym przyszłej zakonnicy cenionymi wartościami był szacunek dla innych, miłość, wrażliwość na cierpienie i biedę. Matka wzorowo wychowywała swoje dzieci. Gdy Jesme ukończyła 17 lat usłyszała podczas rekolekcji wołanie z nieba. W jej sercu i duszy zrodziło się powołanie do życia zakonnego. Dwa lata później wstąpiła do zgromadzenia sióstr karmelitanek. Rodzina nie utrudniała jej tego wyboru. Wydawałoby się, że młodą dziewczynę czeka spokojne życie w miejscu, które dobrowolnie wybrała. Ale prawda okazała się inna. Po 33 latach życia zakonnego siostra Jesme odeszła ze zgromadzenia i porzuciła habit. Nie stało się to przez mężczyznę, przez wygaśnięcie powołania, ale przez zdarzenia jakich doświadczyła w zakonnym życiu. Do trudnej decyzji przyczyniły się osoby w habitach, które popełniały wiele grzechów i złych uczynków. Nim doszło do smutnych wydarzeń Jesme wiele przeszła. Nosząc habit ukończyła z doskonałym wynikiem wyższe studia, zdobyła doktorski tytuł i przepracowała wiele lat jako nauczycielka języka angielskiego w kolegiach dla kobiet. W pracy dawała z siebie wszystko. Nauczaniu oddała serce, pracowała z pasją i zaangażowaniem. Uczennice bardzo ją lubiły i stały za nią murem. Przełożone nie zawsze były jej przychylne. Miast pochwał na głowę zakonnicy spadały nagany i bezzasadna krytyka. Dobre serce nie było w cenie. Bardziej liczyło się ślepe posłuszeństwo i gorliwe wykonywanie nie zawsze trafnych decyzji przełożonych. Siostra Jesme cierpiała. Nie chciała przyczyniać się do cierpienia innych, do obchodzenia przepisów, do zła. Próbowała zwyczajnie po ludzku dyskutować i argumentować swoje słuszne racje. Jej zwierzchniczki rozsierdzało takie zachowanie. Piastujące wysokie godności siostry próbowały wysłać odważną zakonnicę na leczenie psychiatryczne. Niesłusznie przypięły jej łatkę niezrównoważonej i szalonej ekscentryczki, którą trzeba usunąć w cień. W zamian za dobre serce i chęci Jesme spotykała kara, ostracyzm, pomówienia. Czująca w swojej duszy głos Boży kobieta przeżyła za murami klasztoru seksualne molestowanie, była szykanowana. Jesme czuła się przerażona i zgorszona zakonnymi realiami. Po wielu latach tama pękła. Siostra Jesme zdecydowała się na porzucenie habitu. Nie potrafiła być hipokrytką, nie potrafiła żyć w kłamstwie i obłudzie.
Swoje przeżycia opisała w niewielkiej objętościowo książce. To nie jest pamiętnik, to nie jest napisany dla sensacji tekst, który ma przynieść rozgłos i pieniądze. To raczej krzyk rozpaczy kobiety, która ma odwagę opisać hipokryzję i bezwzględność. Jesme swoją publikacja protestuje przeciwko grzechom notorycznie i z premedytacją popełnianym wewnątrz zakonnej organizacji. Wskazuje, że Kościół by być wiernym Bogu musi przejść przemianę, odnowę i oczyszczenie. Gniazdo musi zostać wyplenione ze żmij. „Amen” to pozycja szokująca, której lektura niejednego chrześcijanina przyprawi o gęsią skórkę. Jednak prawdy nie można bezkarnie zamiatać pod dywan. Trzeba się z nią zmierzyć. Grzechy osób konsekrowanych nie powinny być tolerowane i nie można im pobłażać. Jesme nie chodzi o szkodzenie byłym współsiostrom, jej postępowaniem nie kieruje zemsta. Ona chce ukazać smutną prawdę, która nie może być w nieskończoność zatajana.
Książka nie jest literackim dziełem, nie napisano ją kwiecistym językiem, eleganckim stylem. To utwór z przesłaniem, który ma ukazać prawdziwe realia. Świat za murami klasztoru nie jest wolny od grzechu, zakonnice to tak samo grzeszne istoty jak korporacyjne rekiny. Siostrze Jesme należy się uznanie za odwagę opisania prawdy. Spotkało ją za to wiele cierpienia, odrzucenia i krytyki. Stało się to całkowicie niesłusznie i niezasłużenie. Ale nasza autorka to człowiek, któremu zależy bardziej na odnowie Kościoła niż na własnej wygodzie. Dziś pod adresem Kościoła katolickiego pada wiele krytyki. Jesme też krytykuje. Ale ma do tego pełne prawo. Książkę polecam każdemu, kto chce żyć prawdą, a nie fikcją. Z grzechem trzeba się odważnie mierzyć. Tylko taka droga prowadzi ku doskonałości.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 18 grudnia 2013

Katarzyna Michalak "Ogród Kamili"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2013
stron 352
ISBN  978-83-2402-477-3
 
Opowieść pachnąca różami
 
Na długie grudniowe wieczory Katarzyna Michalak przygotowała dla swoich czytelniczek wspaniałą niespodziankę. Jest nią nowy cykl książek określany mianem Serii Kwiatowej. Gdy tylko dowiedziałam się o tej informacji znów zabiło mocnej serce. Znów poczułam, że trafię do książkowego świata, w którym będzie się wiele działo. Nazwa cyklu skłoniła mnie do zastanowienia się nad klimatem nowych powieści mojej ulubionej autorki. Odgadłam po części - „Ogród Kamili” to książka romantyczna, w czasie lektury której mamy okazję poznać niezwykłą dziewczynę. Czym Kamila różni się od swoich rówieśniczek? Swoją niezwykłą osobowością, romantyzmem, niematerialnym podejściem do świata. Jej charakter bliższy jest młodym damom urodzonym przed dwoma wiekami niż współczesnym kobietom biegnącym w wyścigu szczurów po kolejny awans w korporacji. Życie Kamili do tej pory nie rozpieszczało. W wieku szesnastu lat została po śmierci matki sierotą, którą przygarnęła pod swój dach ciocia Łucja. Nasza bohaterka zamieszkała w nowohuckim blokowisku w dwupokojowej klitce. Pod opiekuńczymi skrzydłami siostry jej matki doszła nieco do siebie i przeżyła okres żałoby. Minęło osiem lat od kiedy porzucił ją pewien mężczyzna – miłość jej młodego życia, o której Kamila wciąż nie może zapomnieć. Do której nadal pisze maile. Jakby wypierała porzucenie ze swojego umysłu. Kamila dorosła, przeszła etap edukacji i szuka pracy. Jej marzenia są dość standardowe – mąż, gromadka dzieci, rodzinne ciepło i dom koniecznie z ogrodem w którym będzie hodowała ukochane róże. W życiu Kamili zaczyna się sporo dziać – dostaje dwie propozycje zawodowe i pojawia się pewien intrygujący mężczyzna, a marzenia po cichutku zaczynają się spełniać.
Znów dałam się całkowicie porwać książce, znów zapomniałam o bożym świecie, znów czytałam marząc, by lektura nie miała końca. Niestety zakończenie nastąpiło i wywołało bunt. I to bardzo silny bunt. Tym razem Katarzyna Michalak nie miała litości dla swoich fanek i skonstruowała książkę niczym piękną górę ze stromym urwiskiem. Nagle fabuła się urywa i pozostawia wiele zagadek, multum niedomówień i sporo pytań bez odpowiedzi. Pewnie moja i nie tylko moja ciekawość zostanie zaspokojona w kolejnym tomie tej serii, ale jak odkryć w sobie pokłady cierpliwości i doczekać wydania następnej powieści?
„Ogród Kamili” to książka podzielona na rozdziały, z których każdy rozpoczyna krótka charakterystyka coraz to innego gatunku róż. To robi niezapomniany klimat. I bardzo mi się takie rozwiązanie spodobało. Główna bohaterka to osoba, śmiało można rzec, nie z dzisiejszego świata. Nieśmiała romantyczka, dla której seks jest czymś nieskosztowanym, a miłość może zdarzyć się tylko ta jedyna, na zawsze i do grobowej deski. Kamili nie w głowie przelotne flirciki, kokietowanie i zaliczanie facetów. Ona chce kochać do śmierci całą sobą i bezgranicznie. Jej myśli wciąż nawiedza mężczyzna który ją porzucił. Nie jest to dla niej dobre, skoro Jakub zbałamucił raz może i drugi. Kamila zasługuje przecież na więcej. Czy los jej pozwoli być szczęśliwą?
Jestem inna niż Kamila, bardziej stanowcza, bardziej odważna, umiejąca walczyć o swoje. Mimo takich różnic poczułam kobiecą solidarność z tą skromną i niezwykle nieśmiałą dziewczyną. Ujęła mnie szczerością, niewinnością, życzliwością wobec świata. Opowiedziana przez autorkę historia jest porywająca i odurzająca niczym zapach róż. Czytając miałam wrażenie, że przenoszę się do literackiego świata, siadam na kamiennej ławce obok Sasanki i podglądam życie książkowych bohaterów. Czasem mam ochotę krzyczeć oburzona ich zachowaniem, czasem ronię łezkę i pytam bezduszny los dlaczego tak a nie inaczej się dzieje?
„Ogród Kamili” pochłania bez reszty i działa niczym narkotyk, któremu nie można się oprzeć. Od razu dodam, że to książka o walce dobra ze złem, o miłości i nienawiści, o zemście i zdradzie, ale i o chęci naprawienia błędów. Tak, jest to bajka dla dorosłych, jest to historia sentymentalna i nieco oderwana od rzeczywistego życia. Można za to ją i krytykować, i chwalić. Ja zdecydowanie zrobię to drugie. Dlaczego? Ano dlatego, że właśnie dzięki takim historiom nie utraciłam jeszcze wiary w dobro, w ludzi i uczucia wyższe. By doczekać się rozwiązania zagadek niewyjaśnionych w tej powieści nie pozostaje mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i czekać na „Zacisze Gosi” - kolejną książkę z kwiatowego cyklu.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Barbara Tomaszewska "Iluzja"


 

Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2013
stron 262
ISBN 978-83-7722-921-7
 
Niekochana córeczka
 
Dzieciństwo to pozornie tylko jeden z życiowych etapów. Właściwie ten pierwszy, od którego tak wiele zależy. Dzieciństwo to początek życia kiedy to kształtuje się ludzki charakter. Powinien być czasem szczęśliwym, kiedy mały człowiek czuje się bezpieczny, kochany, najważniejszy dla rodziców. Tak być powinno, ale..........niestety bywa inaczej. Zły los nie wiadomo dlaczego pisuje inne scenariusze. Dzieci są krzywdzone, niepotrzebne i niechciane. Ich pierwsze lata życia bywają dramatem, który kładzie się cieniem na całym ich życiu. Rodzi się trauma, która nie umiera..........
 
Historię nieszczęśliwego dziecka opisuje w swojej powieści Barbara Tomaszewska. Jej główna bohaterka przyszła na świat nieoczekiwana i nieplanowana. Niechciana ciąża i ślub nie były dobrym prognostykiem na przyszłość. Ewa i Zenek - rodzice Oli - nie byli dostatecznie dojrzali, by podołać trudom rodzicielstwa. Zabrakło uczucia, zabrakło odpowiedzialności a narodziło się dziecko. Ola od początku nie była właściwie traktowana, czuła się niechciana, niepotrzebna. Cierpiała. Dzień po dniu........ Matka nie była czuła na potrzeby dziecka, ojciec wikłał się w romanse i skoki w bok, wolał łowienie ryb niż domowe obowiązki. I tak mijał dzień po dniu........
 
Książka którą dziś zdecydowanie polecam to bardzo smutna historia. Wręcz tragiczna z małą dziewczynką w roli głównej, która jest wrażliwa, smutna i szuka rodzinnego ciepła. Nie ma w życiu szczęścia, bo rodzi się w niestabilnej rodzinie. Od małego widzi patologię we własnym domu. I musi jakoś żyć uwikłana w koszmar. Nie ma dobrej wróżki, która mogłaby pomóc. Ola musi liczyć sama na siebie, a jako kilkulatka sprawdzić się w roli opiekunki młodszej siostry. Ojciec zniechęcony przez żonę stroni od córek. Opuszcza rodzinę i układa sobie życie od nowa. Ola jest niczym dziki kwiat, który musi sam odnaleźć się w życiowej dżungli. Ola jest niczym pęd fasoli, który musi znaleźć jakąś tykę by rosnąć, by dojrzeć.
 
"Iluzja" to książka do bólu prawdziwa. Odarta wydawałoby się z literackiej fikcji. Taka, którą po prostu pisze samo życie. Historia potwornie samotnego dziecka budzi wiele emocji, wyciska łzy. Na usta cisną się pytania, gdzie byli ci, którzy mogli ulżyć małej? Gdzie był szkolny pedagog, gdzie była opieka społeczna, gdzie byli sąsiedzi? Czy wszyscy zalegli we własnych domach i zajęli się tylko sobą? Czy całe otoczenie tej dziewczynki opanowała znieczulica? Czy tylko rówieśnicy dojrzeli dramat Oli? Niestety takie obrazki zdarzają się obok nas. Lektura "Iluzji" powinna nas obudzić z letargu obojętności, powinna zszokować i pobudzić do otwarcia oczu na zło. To książka również o tym, jak łatwo rodzice mogą zniszczyć życie własnego dziecka, wyrządzić krzywdy, które nie da się nigdy naprawić. Czytanie wywoływało we mnie sporą złość na takie kobiety jak Ewa, takie matki, które są niczym fatum. Długo zastanawiałam się czy Oli nie byłoby lepiej z rodziną adopcyjną, czy nie byłoby lepiej gdyby ją z rodzinnego gniazda zabrano...........Dziewczynka lubiła baśń o Królowej Śniegu. Dla mnie serce z lodu mieli jej rodzice i powinni ponieść za to srogą karę. A czy los zawsze bywa sprawiedliwy?
Autorce gratuluję nietuzinkowego opisania dość często podejmowanego w prozie tematu. Chwalę za wywołane lekturą emocje i uczucia. Za trudny styl, który jeszcze bardziej podkreśla klimat lektury.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawcy.
 
 

czwartek, 5 grudnia 2013

Magdalena Witkiewicz "Zamek z piasku"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2013
stron 284
ISBN 978-83-6362-230-5
 
W miłości nie zawsze jest tylko różowo
 
O miłości można mówić i pisać wiele. Może ona być przelotna, od pierwszego wejrzenia, może być aż po grób. Może być różna, ale ta prawdziwa miłość ma jedną cechę. Zawsze jest niezwykle krucha, choć czasem na taką nie wygląda. I nic bardziej złudnego niż dać się przekonać, że nasze uczucie jest wyjątkowe, silne jak tur, twarde jak skała, której nic nie rozkruszy. Za taki błąd można bowiem zapłacić bardzo słoną cenę. Dokładnie taką jak zapłaciła Weronika z najnowszej powieści Magdaleny Witkiewicz.
Uczucie spadło na nich wcześnie, kiedy jeszcze siedzieli w licealnej ławie. Ich pierwsza randka miała miejsce w czasie wagarów. Potem uciekanie weszło im w krew. Liczyło się tylko to, by być razem, patrzeć sobie w oczy i spijać słodycz pocałunków. To była pierwsza miłość, taka niewinna i nieskalana, okraszona przyjaźnią. Uczucie trwało dzień po dniu. Stawało się coraz mocniejsze. I tak Weronika i Marek skończyli liceum, zdali maturę, rozpoczęli studia. Nikogo nie zdziwił fakt, że wzięli ślub, na którym należące do obu rodzin ciotki i babcie ocierały łzy wzruszenia. Wydawało się, że będą ze sobą aż do śmierci. Każde z nich miało przed sobą obiecujące plany zawodowe, korzystne perspektywy finansowe. Jednym słowem sielanka. Niebo nad głową tej pary wydawało się błękitne i bezchmurne. Świat leżał u stóp. Marzenia miały się spełniać. Po pewnym czasie para zapragnęła dziecka. Według obojga potomek miał być dopełnieniem ich związku. Miał go jeszcze bardziej scementować. Niestety mijały tygodnie i miesiące a na kolejnych testach ciążowych pojawiała się niezmiennie tylko jedna kreska. W głowie Weroniki zaczęły lęgnąć się złe myśli. Pragnienie dziecka stało się obsesją. Nasza bohaterka widziała wokół siebie tylko szczęśliwe kobiety w ciąży i dumne młode mamy. A ona wciąż była bezdzietna. Rodziły się w jej duszy lęki, obawy i frustracje, które powoli aczkolwiek skutecznie zaczęły brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Pojawiły się sprzeczki, konflikty, nieporozumienia. A Weronika przestała mówić i myśleć o wszystkim innym. Jej umysł zaprzątała tylko sprawa prokreacji. Marek zaczął czuć się jak potencjalny dawca i tylko dawca. Wydawało mu się, że wzajemne uczucia gasną. Po kolejnej kłótni każde z małżonków poszło w swoją stronę. Ona trafiła na plażę z butelką wina w ręku. I tam podszedł do niej pewien mężczyzna.
„Zamek z piasku” to książka bardzo piękna i wzruszająca. Bez wahania użyję słowa genialna. To powieść o miłości, takiej prawdziwej, ale i pogmatwanej. Weronika i Marek mieli wspólne marzenie. Bardzo wielkie, ale też i takie, które nie chciało się spełnić. I które ich w końcu zaczęło różnić, kłócić. W pewnym momencie szczęśliwego związku w umyśle zdeterminowanej do granic możliwości kobiety większą rolę zaczęło grać „ja” niż „my”. Jak się łatwo domyśleć taka sytuacja nie była korzystnym prognostykiem dla wspólnej przyszłości. Szczęśliwy dom stał się miejscem kłótni i bolesnej wymiany zdań. Szczęście prysło, pretensje rosły. Słuszną okazała się prawda, że warto mieć marzenia, ale nie można dążyć do ich realizacji bezwzględnie. Weronika zaczęła  zachowywać się jak w amoku. Popełniała błąd za błędem, za które przyszło jej słono zapłacić.
„Zamek z piasku” to książka o miłości, przyjaźni, marzeniach i rozczarowaniach. Autorka opisała sytuację, która dotyka wiele par. Statystyki podają, że co czwarta para boryka się z niepłodnością. Czy warto walczyć o bycie rodzicem za wszelką cenę? Zdecydowanie nie i przed takim maniakalnym wręcz uporem Magdalena Witkiewicz stara się przestrzec. Idąc do celu, nawet najbardziej szczytnego nie można stracić tego, co najdroższe, a co się już ma. W związku nie ma miejsca na egoizm. Bo on jest jak ta kropla, która rozwali nawet najbardziej twardą skałę.
Powieść jest niezwykła. Autorka porusza w niej  bolesny dla wielu kobiet temat, a zarazem daje wskazówkę jak sobie radzić w trudnej sytuacji. Zawsze bowiem znajdzie się jakieś wyjście. Nawet gdy drzwi do niego nie widać, gdy przysłoni je mgła bezsilności, bólu i rozczarowania.
Historię Weroniki i Marka pochłonęłam w jeden wieczór. Nad lekturą bardzo mocno się popłakałam. Emocje szalały do granic możliwości. Przeczytałam już kilka powieści tejże autorki, ale ta właśnie jest najlepsza. Napisana po mistrzowsku. Należy jej się tytuł księgarskiego hitu. Naprawdę wyjątkowa lektura, która uświadamia kruchość najpiękniejszego uczucia na świecie.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 4 grudnia 2013

Krystyna Mirek "Droga do marzeń"


Wydawnictwo Feeria
data wydania 2013
stron 304
ISBN 978-83-7229-356-5
 
Raz na wozie, a raz pod nim
 
W życiu nic nie jest nam dane na zawsze. Nigdy nie wiadomo, kiedy los postanowi zabrać to, czym nas uraczył. To bardzo prawdziwe myśli, ale wielu z nas o tych prostych prawdach często zapomina. Wydaje nam się, że wszystko ułoży się po naszej myśli, nikt i nic nie stanie na przeszkodzie naszym planom i marzeniom. Cóż, życie bywa przewrotne i często to, o czym marzymy i czego pragniemy bezlitośnie weryfikuje.
Konstancja ma niewiele ponad dwadzieścia lat. Jest młoda, zdrowa i beztroska. Życie bez stresu zapewniają jej pieniądze ojca. Dziewczyna nie ma ambitnych planów na przyszłość. Nie myśli o zawodowej karierze, studiach i podjęciu pracy. Na życie ma gotowy plan, według którego do szczęścia potrzebny jest jej tylko bogaty mąż, który jak do tej pory ojciec będzie się o nią troszczył i spełniał jej finansowe zachcianki. Konstancja żyje od zakupów do zakupów, od wakacji do wakacji, od imprezy do imprezy. Nagle krach. Pewnego dnia bajka się kończy, źródełko pieniędzy wysycha, a przyjaciele znikają. Konstancja zostaje sama, bez domu, pieniędzy, bez ojca, który trafia za więzienne kraty. Anna w młodości przeżyła dość sporą traumę z której nigdy się do końca nie otrząsnęła. Buduje swój świat w dużej mierze na iluzji. Pewnego dnia życie budowane bez solidnego fundamentu prawdy wali się. Kłamstwa rujnują rodzinę i wydaje się, że porażka to jedyne wyjście. Czy można w tej sytuacji walczyć o szczęście, które wydaje się niezwykle dalekie i nierealne?
Najnowsza powieść autorki „Pojedynku uczuć” to książka o dwóch kobietach, które dzieli czas jednego pokolenia, stan cywilny i poglądy na życie. Każda z nich ma nieco inne podejście do codzienności, inne marzenia i priorytety. Co je łączy? Fakt, iż pewnego dnia los płata im przykrą niespodziankę i burzy ich dotychczasową rzeczywistość. Każda z bohaterek musi podjąć trudne wyzwanie i zawalczyć o swoje szczęście oraz przyszłość. Czeka je wyczerpująca walka, a sukces nie jest gwarantowany. Cóż, życie nie rozpieszcza! Fabuła powieści od samego początku biegnie dwutorowo. Czytelnik wkracza w życie dojrzałej matki i rozkapryszonej młodej damy. Każda z nich nie jest ideałem. Każda z nich chce być szczęśliwa. Każdej z nich wydaje się, że zasłużyły na szczęście. Obie panie od początku nieco mnie irytowały. Denerwowało mnie, że tak bezmyślnie traktują życie, swoich bliskich. Los postanowił je zmienić, otworzyć im oczy na to, co tracą, co przechodzi im koło nosa, czego nie doceniają. I dobrze! Przemiana każdej z nich wydała mi się konieczna.
„Droga do marzeń” to książka niezwykle realna i pozbawiona słodkości. Jej esencję stanowi proza życia. Autorka dość skomplikowanie rozrzuciła książkowe puzzle, które czytelnicy muszą poskładać w trakcie lektury. Powieść czyta się z napięciem, z pewną niewiadomą co stanie się dalej. Nie byłam pewna czy Konstancja poradzi sobie w bezwzględnym i brutalnym świecie! Nie podejrzewałam, że Anna potrafi wziąć się w garść i spojrzeć problemom prosto w oczy. Przecież tyle lat tego nie robiła. Obie panie przechodzą potężną przemianę, gigantyczną transformację, która umożliwia im prawdziwie spojrzeć na świat. Boli, ale tylko w bólu może zrodzić się lepsze jutro.
„Droga do marzeń” to ciekawa propozycja skierowana do kobiet. Największym jej atutem są ciekawie wykreowanie sylwetki głównych bohaterek. Obie są pełne wad, obie popełniają błędy. Obie muszą szukać innej alternatywy na przyszłość.
Najnowsza powieść Krystyny Mirek to lektura o szukaniu swojej tożsamości, o poznawaniu siebie, swoich marzeń i pragnień. To też książka która pomoże docenić to co mamy i zweryfikować własne marzenia. Przeczytanie zmusza do refleksji nie tylko nad losem głównych bohaterek, ale i własnym. Lektura z przesłaniem, która mnie bardzo przypadła do gustu. Najlepsza powieść tej autorki jaką przeczytałam.Warto poświęcić jej czas.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.






wtorek, 3 grudnia 2013

Virginia C. Andrews "Rodzina Casteel"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2013
stron 544
ISBN 978-83-7839-640-6
 
Z życia Państwa Casteel
 
W sagach rodzinnych zaczytuję się z przyjemnością od lat. Lubię zagłębiać się w losy pokoleń związanych z więzami krwi, lubię odkrywanie rodzinnych tajemnic i sekretów. Nie wiem doprawdy jak to się stało, że do tej pory nie miałam przyjemności lektury żadnej książki Pani Andrews. Tak jakoś się złożyło, że nie czytałam "Kwiatów na poddaszu" i innych książek o rodzie  Dollangangerów, więc od razu zastrzegam, że nie będę porównywać twórczości tejże autorki do siebie. Ja po prostu tak "na świeżo" włączyłam czytnik i zaczęłam czytać powieść, która zawładnęła mną błyskawicznie. Wystarczyło kilka stron, bym się totalnie zaczytała.
 
Za sprawą pióra moim zdaniem niezłej pisarki przeniosłam się do pewnego domu położonego na Wzgórzach Strachu, gdzie zamieszkiwała pewna trzypokoleniowa, biedna rodzina. Casteelowie byli bardzo ubodzy, z trudem przeżywali kolejne dni. Nie mieli przytulnego domu i tylko dzięki zaradności kobiet nie groził im głód. Ich codzienna egzystencja była ciężką walką o przetrwanie. Pewnie sytuacja rodziny byłaby lepsza, gdyby ojciec pierwszoplanowej bohaterki Heaven Leigh był bardziej pracowity i odpowiedzialny, ale nicpoń z niego i ladaco. Na całe dnie znikał z domu prowadząc hulaszczy tryb życia. Zajmując się nielegalnym handlem bimbrem, a profity z niego lądowały w kieszeni pań lekkich obyczajów z domu publicznego w Winnerow. Luke nie dbał o żonę, która z dnia na dzień miała coraz bardziej dość ciężkiego życia. Heaven jest najstarsza z rodzeństwa. Urodę odziedziczyła po zmarłej matce, pierwszej żonie Luca. Mądra, bystra i pracowita. Od dziecka ciężko pracowała pomagając w pracach domowych i opiekując się młodszym rodzeństwem, które bardzo kochała. Mimo smutnego losu dziewczyna wierzyła, że nadejdzie czas radości i dostatku. Szansę na lepsze jutro dla siebie i rodzeństwa upatrywała w edukacji i emigracji w bardziej przyjazne miejsce do życia. Jednak zamiast lepszego nastało gorsze. W jednym dniu miały miejsce dwa pogrzeby babci i dziecka powitego przez macochę Heaven. Te smutne zdarzenia były początkiem trudnych dni. Na barki nastolatki spadła lawina trosk i kłopotów.........
 
Książka Andrews to porywające babskie czytadło. Jak się już zacznie czytać, to trudno się oderwać. Przestaje liczyć się wszystko inne poza odpowiedzią na pytanie "i co dalej?". Losy ubogiej wiejskiej dziewczyny niezwykle wzruszają i budzą pokłady współczucia. Bogu ducha winna nastolatka nagle musiła udźwignąć potężny ciężar. I nikt z dorosłych nie palił się jej do pomocy. Były dni, gdy pewnie wszystko ją powalało i przerastało, ale nie miała wyjścia i musiała zagryzać zęby. Nie potrafię sobie wyobrazić, by lekturę tę przeczytać bez większych emocji, bez łez. Nie można chyba przejść obojętnie wobec dziecięcego cierpienia, porzucenia przez nieodpowiedzialnych rodziców, potwornej biedy, głodu i braku poczucia bezpieczeństwa. Trudno ubrać w słowa tę całą masę emocji jaka mną targała podczas czytania. Były one tak silne, że chwilami musiałam odłożyć czytnik by ochłonąć. Klimat tej powieści (sama nie wiem czemu) chwilami przypominał mi norweskie sagi. Wiało też grozą, grobowym nastrojem i brakiem jakiegokolwiek płomyczka nadziei. Nie jest to proza wybitna, nie jest to jakieś literackie arcydzieło, ale z pewnością jest to książka w stylu jaki kocha wiele czytelników. Ktoś powie, że czysta komercja. Powieść napisana pod gust kobiet w każdym wieku, które lubią się wzruszyć, popłakać i użalać. Być może, ale to naprawdę chwytająca za serca książka, która bez reszty potrafi zawładnąć umysłem czytelnika. I cóż nie pozostaje nic innego jak wypatrywać kolejnych tomów tej historii..................

piątek, 29 listopada 2013

Jason Mott "Przywróceni"


Wydawnictwo Mira
data wydania listopad 2013
stron 400
ISBN 978-83-2389-086-7
 
Powroty zza grobu
 
Śmierć to chwila, to mgnienie oka, które kończy wszystko. Kończy się w jej momencie ziemska wędrówka, codzienne trudy, wszelkie troski. Ponoć nastaje lepsze życie w którym nie ma łez i bólu. To dla zmarłego. Dla tych co zostali zaczyna się często rozpaczliwy czas żałoby, oswajania się z myślą, że ktoś bliski już nie będzie obok, nie uśmiechnie się, nie pocieszy, nie przytuli, nie powie dobrego słowa. Różnie można przeżywać okres żałoby. Jednym pomaga wyjazd czy zmiana otoczenia, innym codzienne wizyty na cmentarzu i monolog skierowany do osoby, która odeszła. Pośród padających westchnień często można usłyszeć życzenie, aby zmarły wrócił choćby jeszcze na chwilę. To się do tej pory w rzeczywistości nie zdarzało, ale w książkach jest więcej możliwe niż w realnym świecie. Zatem....
 
W powieści Jansona Motta zmarli wracają. Znów pojawiają się na ziemi czasem po wielu latach od zgonu. Czas który upłynął ich nie zmienia. Mają dokładnie tyle lat co w chwili śmierci. Powracają masowo czym robią niespodzianki rodzinom, ale z czasem spore zamieszanie............
W 1966 roku w Arcadii doszło do tragedii. Ośmioletni synek Harolda i Lucille zmarł tragicznie. Miał zaledwie osiem lat. Był jedynakiem, który utopił się w dniu swoich urodzin. Jego rodzice bardzo za nim rozpaczali. Nie mieli już więcej dzieci. W ich domu zamieszkała zamiast małego chłopca żałoba. Ból po stracie dziecka zagościł na długo. Minęło wiele, wiele lat. Pewnego dnia do domu Harolda ktoś zapukał. Gdy ten otworzył drzwi zobaczył ciemnoskórego mężczyznę w garniturze. Za nim zobaczył małego chłopca - swego syna, takiego jakim widział go ostatni raz przed śmiercią. Od tej chwili nic już nie było takie samo................
"Przywróceni" to książka której nie można odmówić jednego - oryginalnego pomysłu na konstrukcję fabuły. Jej autor na pomysł napisana tej powieści wpadł po dość oryginalnym śnie. Pojawiła się w nim jego zmarła matka z którą rozmawiał. Swymi przeżyciami podzielił się podczas lunchu z kolegą. Wtedy też padło pytanie " A co by było gdyby ona wróciła?"
To zapytanie może zadać sobie każdy z nas, kto stracił kiedykolwiek kogoś mu bliskiego.
Oglądając wydawniczą zapowiedź spodziewałam się książki mocnej, wręcz wstrząsającej, pełnej zagadek, pełnej napięcia, wywołującej dreszcz przerażenia i gęsią skórkę. Nieco się rozczarowałam. Przyczyną tego było zbyt wolne tempo akcji, która jedynie w zakończeniu ma właściwą dynamikę. Gdybym miała przyrównać książkę Motta do stanu aury to powiedziałabym, że jest ona niczym listopadowa pogoda - mglista, mroczna, szara i bura. Przygnębiająca i zdecydowanie odradzam jej czytanie w podłym nastroju. Nie ma w niej wizji spokoju po śmierci. W zasadzie rozpoczyna się koszmar. Powracający z zaświatów ludzie są w zasadzie niezmienieni. Wydaje się, że mogą wrócić do swoich rodzin i normalnego życia. Mają do tego wszelkie predyspozycje fizyczne i psychiczne. Tylko pojawia się jeden problem. To żywi się ich boją. W zasadzie ich lęki są irracjonalne, ale prowadzą do tragicznych wydarzeń. Książka odsłania mroczną naturę ludzkiej duszy i głęboko zakorzenione w nas żyjących lęki przed czymś nowym, nieznanym. Czymś czego tak do końca nie jest w stanie ogarnąć ludzki rozum.
Powieść "Przywróceni" z pewnością można okrzyknąć lekturą oryginalną i nietuzinkową. Dramatyczną i refleksyjną. Po jej lekturze zadałam sobie sama wiele pytań. Sztandarowym z nich było "jak sama bym się w takiej sytuacji zachowała?". Myślę już długo i nadal nie wiem.
A Ty? "Przeczytaj i spróbuj dzięki wywołanym książką emocjom jeszcze bardziej poznać siebie. Bo ponoć własną duszę najlepiej poznaje się w ekstremalnych sytuacjach.
Moja ocena 5/10.
Książkę zrecenzowałam dla Wydawnictwa Mira.

czwartek, 28 listopada 2013

Julia Child "Francuski Szef Kuchni"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2013
stron 520
ISBN 978-83-0805-228-0
 
Kuchnia francuska bez tajemnic
 
Codziennie miliony ludzi na świecie poświęcają czas na gotowanie. Jedni robią to z konieczności, inni dzięki przygotowywaniu posiłków zarabiają na życie, ale są i tacy, dla których gotowanie jest pasją i hobby. Właśnie ci ostatni czują się w swoich kuchniach jak ryby w wodzie. Pomieszczenie w którym pichcą jest dla nich niczym atelier dla malarza. Tu mogą eksperymentować, ulepszać, komponować dania. Dawniej przepisy kulinarne były pilnie strzeżoną rodzinną tajemnicą i przekazywano je z pokolenia na pokolenie. Dziś jest wiele sposobów na osiągnięcie mistrzostwa wśród garnków i piekarników. Księgarskie półki uginają się od książek kucharskich, w Internecie istnieją setki stron poświęconych sztuce kulinarnej, a edukacyjne programy o gotowaniu emituje sporo telewizyjnych stacji. Wiele lat temu serca miłośników sztuki kulinarnej podbił reality show „Francuski szef kuchni”. Pierwszy pilotażowy odcinek wyemitowano w lutym 1963 roku. To był strzał w dziesiątkach. Przed szklanymi ekranami zasiadało miliony widzów. Zdobyta przez serię popularność doprowadziła do wznowień emisji i kręcenia kontynuacji. Prowadząca Julia Child została sławna i stała się dla wielu wzorem do naśladowania. Bo czyż nie jest prawdą, że „gotować każdy może?”
Nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się książkowa wersja popularnego programu. To dość grube tomiszcze, które ma pomóc opanować sztukę kulinarną rodem z ojczyzny Napoleona. Kuchnia francuska jest sławna na całym globie. Słynie z wykwintnych dań, kojarzy się z potrawami z żabich udek i ślimaków. Kuchnia francuska jak się okazuje jest bardzo bogata w przeróżne receptury na wiele dań. Niektóre są dość popularne i gotuje się je w wielu zakątkach świata, ale są i przepisy mniej znane.
Książka Julii Child jest adresowana do bardzo szerokiego grona osób. Zawiera w sobie i receptury bardzo proste idealne dla początkujących, ale i przepisy dość skomplikowane wymagające już pewnych umiejętności oraz doświadczenia. Autorce zależy bowiem zarówno na przybliżeniu czytelnikom podstaw i prawideł obowiązujących kucharzy, ale i na pogłębieniu już posiadanej wiedzy. W publikacji znajdują się przepisy na rozmaite potrawy – są propozycje przekąsek, obiadów, kolacji i deserów. Od samego czytania leci ślinka i aż chce się wejść do kuchni i pogrążyć w wyczarowaniu czegoś smakowitego. Jest w czym wybierać! W lekturze zgromadzono przepisy z aż stu dziewiętnastu odcinków programu. Ale to nie wszystko. Oprócz receptur książka zawiera też cenne porady i wskazówki, które pomogą ułatwić gotowanie, ale też zapobiec katastrofom w kuchni.
Jak najlepiej przechowywać samodzielnie wykonane praliny? Jak elegancko, szybko i dokładnie nadziać kurczaka? Co zrobić, gdy majonez się rozwarstwił? Odpowiedzi na te i podobne pytania znajdziecie we „Francuskim szefie kuchni”. Nie powiem, że jestem kulinarnym laikiem, ale też i nie osiągnęłam w tej dziedzinie mistrzostwa. Przeglądałam wiele książek kucharskich, wiele kulinarnych poradników. Publikacja Child ujęła mnie prostotą, profesjonalizmem ale i udzieliła mi się z niej pasja autorki do gotowania. Jeszcze w trakcie lektury skusiłam się na wypróbowanie tego i owego. Efekt był znakomity. Po raz pierwszy wykonałam tort naleśnikowy, upiekłam wspaniałe brioszki i nakarmiłam rodzinę rosołem ze świeżymi pomidorami. Przede mną jeszcze wiele pomysłów, jeszcze wiele receptur do wypróbowania. Zatem szybko się z tą pozycją nie rozstanę. Cieszę się że dostarczyła mi ona ciekawych pomysłów które urozmaicają proponowane przeze mnie menu. Nie będę ukrywać, że odkryłam też nowe smaki i wreszcie upiekłam ciasto francuskie, które nie wydało mi się zbyt papierowe.
Gorąco polecam tę książkę spragnionym weny w kuchni, szukającym czegoś nowego do spróbowania na rodzinny obiad, imieniny czy zwyczajną kolację. Każdy posiłek może przecież okazać się wspaniałą i niezapomnianą ucztą.
Miłego gotowania i smacznego!
 
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 27 listopada 2013

"Legendy chrześcijańskie" praca zbiorowa


Wydawnictwo Promic
data wydania 2013
stron 472
ISBN 978-83-7502-440-1
 
Skarbiec bogaty legendami
 
W 2013 roku nakładem Wydawnictwa Promic ukazało się piąte już wydanie "Legend chrześcijańskich". Owa książka została niezwykle starannie wydana. Jest w twardej okładce, wygodnym formacie i zawiera mnóstwo legend , które są pogrupowane tematycznie w cztery działy. Pierwszy z nich to legendy opowiadające o Chrystusie. Bohaterką drugiego działu jest Matka Boska, trzeciego zaś różni święci. Tytuł działu czwartego to Legendy różne. W sumie praca zbiorowa liczy kilkadziesiąt przeróżnych tekstów, których wyboru dokonali Luigi Santucci i ksiądz Stanisław Klimaszewski.
 
Słowo legenda wywodzi się z języka łacińskiego i znaczy dosłownie "to co powinno być przeczytane". A zatem ważne i pożyteczne. Legenda to gatunek bardzo stary, który został rozpowszechniony już w średniowieczu. Zawiera w sobie elementy fantastyczne, baśniowe, ludowe i te rodem z apokryfów. Bohaterami legend są postacie historyczne, biblijne, męczennicy i święci, ale też zwykli zjadacze chleba. Złotą erą legend było średniowiecze - okres w którym ludzie zwracali się mocno ku wierze. W przekazywanych zwykle ustnie z pokolenia na pokolenie opowieściach uzupełniali to, co zbyt skrótowo lub wcale opisywała Biblia. Legendy średniowieczne określane mianem ludowych najczęściej miały anonimowych autorów i często nawiązywały do apokryfów. Czas płynął, następowały kolejne epoki, a legendy powstawały nadal. Legendy ludowe coraz częściej przybierały formę literacką, która szczyciła się bogatszym językiem, wyrafinowanym stylem. Utwory tego typu przestały być anonimowe. Pod ich tekstami pojawiały się konkretne nazwiska autorów, czasem dość znanych.
Zawarte w publikacji o której piszę legendy są bardzo różnorodne. Są wśród nich utwory bardzo krótkie, ale i nie brak tych dłuższych. Ich autorzy są różni. Część tekstów to dzieła anonimowego twórcy, ale i padają przeróżne, polskie i zagraniczne nazwiska takie jak: Selma Lagerlof, Janina Porazińska, ksiądz Mieczysław Maliński, Lew Tołstoj. W zbiorze nie brak opowieści z różnych zakątków globu - są legendy węgierskie, francuskie, berberyjskie, chorwackie, abruzyjskie, sycylijskie, niemieckie czy piemonckie. Występuje w nich cała plejada barwnych postaci. Legendy zwykle tworzyła ludzka fantazja, dlatego nie brak w nich elementów bajkowych, fantastycznych, religijnych, które niekiedy ocierają się o granice herezji.
Ten zbiór tekstów z przesłaniem, zawierających ponadczasowe prawdy i mądrości czytało mi się rewelacyjnie. Znakomicie poczułam się w tym świecie na granicy rzeczywistości i bajki. Kolejne teksty zachwycały mnie bujną wyobraźnią ich autorów, niekiedy prostym aczkolwiek praktycznym podejściem do codziennego życia, jego blasków i cieni. Wgłębiając się w tekst chciałam jak najwięcej nasycić się prostymi ludowymi prawdami, receptami na ponadczasowe bolączki ludzkości. Wiele z tych utworów to doskonałe życiowe drogowskazy, które pokazują jak lepiej, ciekawiej i bezpieczniej przejść przez ziemski padół. Utwory niosą ze sobą nadzieję, że dobro w końcu zwycięży zło. Utwierdzają, że warto być uczciwym i prawym człowiekiem, bo w końcu za dobre uczynki czeka na olbrzymia nagroda i uznanie w oczach Stwórcy. Myślę, że jest to doskonała propozycja dla czytelnika w każdym wieku. Doskonale nadaje się też na wspólne familijne czytanie. Coś dla siebie znajdą w tej książce i miłośnicy baśni i zainteresowani życiem świętych. Nietypowa lekcja historii i wiedzy biblijnej. Ciekawa i nietuzinkowa. Gorąco polecam. Idealny pomysł na mikołajowy czy gwiazdkowy prezent.


sobota, 23 listopada 2013

Stosik na grudniowe wieczory

Ach jak się cieszę! Jak dziecko! Bo tyle pięknych książek przybywa na półki!
Moja domowa biblioteczka ( już raczej spora biblioteka) powiększyła się o
- Andrzej Muszyński "Miedza" od Lubimy Czytać
- Zbigniew Piotrowicz "Moje Pagóry" j.w.
- Columbus&Vizzini " Dom tajemnic" od Znaku
- Dariusz Michalski "Krzysztof Klenczon który przeszedł do historii"
- Jason Mott "Przywróceni" od Miry (właśnie czytam)
Eowyn Ivey "Dziecko śniegu" od Lubimy Czytać
 
Na czytnik przybyła od Prószyńskiego książka
 


wtorek, 19 listopada 2013

Nick Spalding "Miłość z obu stron"

Wydawnictwo Muza
data wydania 2013
stron 336
ISBN 978-83-7758-496-5
 
Wyzwanie : odnaleźć miłość!
 
Swoją recenzję zacznę od dość frapującej mnie dygresji - czy książka może być zarówno dobra i zła? Czy zarazem może się podobać i totalnie zniesmaczyć? Do przeczytania powieści Spaldinga miałabym spory problem z odpowiedzią na to pytanie. Po lekturze już wiem! Tak, książka może być i dobra i zła równocześnie! Dowodem rzeczowym jest powieść "Miłość z obu stron".
Po zapoznaniu się z opisem łatwo odgadłam, że to książka a'la komedia romantyczna. Powiastka o miłości, randkach, szukaniu uczucia, partnera .........
I tak też było. Ale początek lektury totalnie mnie zniesmaczył. Nie podobał mi się. Budził dosłownie obrzydzenie. Po przeczytaniu około 70 stron miałam ochotę rzucić tę powieść w kąt i do niej nie wracać. Ale jednak się przemogłam, doczytałam do końca. I dobrze!
Co mnie tak zniesmaczyło? No cóż ,nie jestem jeszcze taka wiekowa, ale nie lubię ordynarnego pisania o seksie. Nie lubię ostrych słów, niedelikatnych opisów. "Miłość z obu stron" na początku w nie bardzo obfituje.
Jest ona i on. Oboje są singlami szukającymi swojej drugiej połówki. Chodzą na randki takie w ciemno i takie organizowane przez zajmujące się swataniem podmioty. Te randki kończą się zwykle fatalnie. Ani Laura ani Jamie nie mają szczęścia. Piszą o tym na blogu i w pamiętniku. W tych notkach nie brakuje opisów erotycznych. Padają słowa w stylu "Zaoraj mnie skurwielu" (str. 17)
czy "Dowiodłam facetowi, że nadal jestem w stanie całkiem nieźle walić konia..." ( str. 33). Ja tak pikantnie relacjonowanych podbojów seksualnych po prostu nie lubię. Na całe szczęście po pewnym czasie, a konkretnie gdy Laura umawia się Jamiem klimat się uspokaja. Jakby złączył ze sobą całkiem różnie książki. Po prostu robi się bardzo lekko, miło, humorystycznie. I ta część książki już mi przypadła do gustu. Nie brakuje bardzo śmiesznych dialogów, zabawnych sytuacji, wpadek przyszłej pary. Czytając śmiałam się do łez. Podobał mi się komizm, podobała mi się satyra. Te same wydarzenia miałam okazję śledzić oczami kobiety i mężczyzny. Autora pochwalę za wczucie się w rolę Jamiego, Laurze chwilami brakuje kobiecości. Laura chwilami ma za dużo testosteronu i myśli schematami faceta. Ale te drobne potknięcia jestem w stanie Spaldingowi wybaczyć. Jeśli ktoś lubi romantyczne i sentymentalne książki o miłości lekturę "Miłości z obu stron" raczej odradzę. Myślę, że jest to powieść którą łatwiej przyswoją panowie, którzy zdecydują się sięgnąć po książkę o uczuciu.( bo autor jest płci męskiej)
Zakończenie jest banalne i przewidywalne, ale inne chyba być w tego typu literaturze nie może. Na końcu powieści dostępny jest fragment kolejnej powieści Nicka Spaldinga, która będzie kontynuacją tej o której piszę. Jej tytuł to " Miłość....... i nieprzespane noce". Książka ukaże się w 2014 roku, a ja po nią na mur beton sięgnę.
Moja ocena 6,5/10
Książkę zrecenzowałam dla   Business & Culture. ( http://www.businessandculture.pl/)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Roma Ligocka "Wolna miłość"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2013
stron 192
ISBN 978-83-08-05236-5
 
Gigantyczna dawka ponadczasowej mądrości
 
Z prozą Romy Ligockiej zetknęłam się kilka dobrych lat temu. Jako pierwszą z jej książek przeczytałam „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku”. Autorka zauroczyła mnie pięknym stylem, eleganckim językiem, świetnym przekazem, który zawiera olbrzymią dawkę emocji i najintymniejszych przeżyć. Pani Roma przed swoimi czytelnikami odziera się z wszelkiej prywatności, niczego nie ukrywa. Dopóki nie spotkałam się z zapowiedzią „Wolnej miłości” nie przeczytałam żadnego felietonu tej wspaniałej pisarki.
Felieton to forma krótka i zarazem moim zdaniem bezlitosna. Pisząc go trzeba mocno się natrudzić, by w niewielu słowach przekazać sedno myśli, swoje przeżycia i spostrzeżenia. Felieton to specyficzny rodzaj publicystyki, w którym autor zwykle wyraża swój osobisty punkt widzenia. Napisanie dobrego felietonu wymaga od jego twórcy zwierzenia się i bycia szczerym. A to czasem nie jest łatwe i wymaga odwagi.
„Wolna miłość” to zbiór aż 28 felietonów, które poruszają bardzo różne sprawy. Ich tematyka oscyluje wokół spraw codziennych, aczkolwiek ważnych. Ligocka pisze o miłości, przyjaźni, przemijaniu, dojrzewaniu, osobistych przeżyciach związanych ze świętami, pracą, podróżami. Tytuł książki to zarazem tytuł pierwszego z utworów. Jest on bardzo intrygujący. Czy miłość jest wolna? Czy zakochanie nie wplątuje nas w okowy uczucia? Nie czyni nas niewolnikiem drugiej osoby, która zajmuje główne miejsce w naszym sercu? Autorka apeluje o rozsądek nawet w najgorętszym uczuciu. Postuluje, że najtrudniejsze, choć i najpiękniejsze w miłości jest jej współistnienie z wolnością. Zatem nie należy kochać zaborczo. Czyż to nie fenomenalne stwierdzenie?
Każdy z felietonów to sezam wspaniałych sentencji, mądrych przesłań i przemyśleń. Można rzec, iż po felietonach można bardzo łatwo sporządzić portret psychologiczny ich autora. Jeśli odnieść to do Ligockiej to ujrzymy kobietę dojrzałą, która jest romantyczką potrafiącą czasem twardo stąpać po ziemi. Nie jest młodą damą, która patrzy z niepokojem w lustro, czekając na pierwszą zmarszczkę czy siwy włos. Ona jest świadoma swojej metryki i upływania czasu jaki jest jej dany. Z przemijania jednak nie czyni tragedii. Autorka akceptuje upływ lat, proces dojrzewania, który naturalną koleją rzeczy dąży ku starości i końcowi ziemskiej wędrówki. Z prozy Romy Ligockiej płynie przesłanie, by cieszyć się każdą chwilą życia, każdym dniem – nieważne czy jest on lepszy czy gorszy. Życie właśnie takie jest – stworzone z blasków i cieni. I z tym, by piękniej żyć trzeba umieć się pogodzić. Upór w tej materii prowadzi do frustracji i zapędza do ślepej uliczki.
Czytając „Wolną miłość” jeszcze bardziej poznałam życie Romy Ligockiej. W trakcie lektury miałam wrażenie, że siedzę z autorką w jakiejś uroczej secesyjnej kawiarni, przy stoliczku położonym na uboczu. Popijamy herbatę w pięknych porcelanowych filiżankach. Pani Roma patrzy mi głęboko w oczy i opowiada. Mówi szczerze. Zwierza mi się z intymnych przeżyć, ze wspomnień, które mimo upływu lat zapadły jej głęboko w pamięć. Dopadło mnie wrażenie, że Ligocka chce dać mi dobre rady. Takie jak babcia wnuczce, jak matka mającej wyfrunąć z rodzinnego gniazda córce. Rady, które mają mi pokazać jak pięknej żyć, jak jeszcze bardziej czerpać ze studni życia. Jak magazynować i przechowywać wspomnienia w spiżarni duszy.
Z każdego tekstu bije mądrość, dojrzałość, wrażliwość.
Jestem zachwycona tą książką na tyle, że będę do niej wracać. Na pewno będzie się to działo często i w chwilach dobrych, i w tych, w których zabraknie mi szczęścia. Lektura słów autorki „Kobiety w podróży” jest w stanie zastąpić mi terapeutyczną sesję u specjalisty. Wyciszyć, dać szansę spojrzeć z dystansem na to, co ważne, co boli czy cieszy. Taka bowiem jest proza Romy Ligockiej, po prostu niezwykła. Magiczna i terapeutyczna.
 
Książka pod patronatem medialnym portalu Lubimy Czytać, dla tegoż portalu zrecenzowana.

Mariusz Urbanek "Tuwim. Wylękniony bluźnierca"

Wydawnictwo Iskry
data wydania 2013
stron 340
ISBN 978-83-244-0327-1
 
Burzliwe życie Księcia
 
Gdy byłam małą dziewczynką, która nie potrafiła jeszcze samodzielnie pisać usłyszałam wiersz "Lokomotywa". Wtedy nie miało znaczenie dla mnie kto go napisał. Zachwyciłam się po dziecięcemu wierszem o potężnej maszynie. Lokomotywie którą podczas spaceru w okolice stacji kolejowej widziałam nieraz i która była przez długi czas obiektem mojej fascynacji. Oczywiście wiersza szybko nauczyłam się na pamięć i potrafię go wyrecytować do dziś. To było pierwsze moje spotkanie z poezją znanego łódzkiego poety. W okresie przedszkolnym poznałam jeszcze inne jego utwory dla dzieci, a w czasie edukacji szkolnej zagłębiłam się po zachwycie "Kwiatami polskimi" w wierszach dla dorosłych.
Biografia Tuwima pióra Mariusza Urbanka to książka niezwykle starannie wydana. Z jej okładki spogląda na czytelników człowiek zmęczony, który z pewnością wiele przeżył. Życie autora przypadło na bardzo burzliwe czasy. Był poetą pochodzenia żydowskiego, ale czuł się Polakiem i w tym języku pisał. Spod jego pióra wychodziły nie tylko wiersze, ale i skecze, wodewile, teksty piosenek czy libretta operetkowe. Tuwim stale szukał swego miejsca w życiu. I chyba nigdy nie mógł go znaleźć. Jego dom rodzinny nie był idealny. Matka cierpiała na zaburzenia psychiczne. Rodzice chcieli by był prawnikiem, ale on rzucił te studia po roku. Wolał polonistykę. Debiutował w 1913 roku. Potem pisał wiele i szybko został zauważony. Był jednym z założycieli Skamandra, kabaretu literackiego "Pod Picadorem". Kochał Polskę i zawsze czuł się jej obywatelem. Niestety wojna zmusiła go do emigracji. W 1946 roku wrócił stęskniony, ale ówczesne oblicze Polski nieco go rozczarowało. Był krytykowany za powrót, za "paktowanie" komunistyczną władzą. Cierpiał na agorafobię - co paraliżowało jego pracę.
Jakim człowiekiem był Julian Tuwim określany Księciem Poetów? Był człowiekiem cierpiącym na katusze lęków, ale i miał odwagę mówić (pisać) to, co myślał. Stąd niektórzy przypięli mu łatkę bluźniercy.
Biografia Urbanka jest wyjątkowa pod pewnym względem. Autor napisał nie tylko biografię poety, ale i jego twórczości. Życie prywatne  Pana Juliana jest raczej w dalekim tle. Nie brak za to fragmentów wierszy, cytatów z prasy. Wzruszył mnie los Tuwima, jego przeżycia. Z pewnością czuł się on niezrozumiany, zaszczuty, osamotniony, bolała go krytyka, odrzucenie ze strony i Polaków i Żydów. Z kart książki rysuje się portret człowieka wrażliwego, który musi zmagać się z niełatwym życiem, niesłuszną krytyką. Zdolnego wrażliwca, który swoje uczucia przelewa na papier.
Pozycja wyjątkowa dla miłośników biografii.

czwartek, 14 listopada 2013

Stosik na długie jesienne wieczory

Witam serdecznie i jak zwykle z dumą i radością prezentuję książki o które wzbogaciła się moja biblioteczka.
Artur Hajzer "Korona Ziemi" od Lubimy Czytać - książka wybitnie mi droga i bliska
Antoni Dorogusz-Doroszkiewicz "5 bajek na dobranoc" od Novae Res
Nick Spalding "Miłość ... z obu stron" od Business and Culture
Mariusz Urbanek "Tuwim wylękniony bluźnierca" od Booksenso
Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk "Ludzkie gadanie" od Lubimy Czytać
"Legendy chrześcijańskie" od Promica
Maciej Jastrzębski "Matrioszka Rosja i Jastrząb" od Matrasa
Na czytnik przybyły ebooki
Od Autora

Od Wydawnictwa Prószyński i S-ka 

niedziela, 10 listopada 2013

"Dom Tajemnic" ciekawa książka na jesień

Jeśli jesteś fanem Harrego Pottera ta książka musi trafić w Twoje ręce!
 
Premiera 7 listopada 2013 r.
 
Dom Tajemnic to niebezpiecznie wciągająca opowieść o potędze czarnej magii, sile przyjaźni i poświęceniu. Niewyjaśnione sekrety sprzed lat, walka trójki rodzeństwa o życie swoich najbliższych i ostateczne starcie dobra ze złem. Tej jesieni magia powraca…”
Piotr Fronczewski 
(polski ambasador marki i głos audiobooka Dom Tajemnic)
 
Niewyjaśniona tajemnica sprzed lat doprowadza do niebezpiecznego starcia dobra ze złem. Dom pełen mrocznych sekretów staje się miejscem walki trójki rodzeństwa o życie swoich najbliższych. Jak potoczą się losy Eleanor, Kordelii i Brendana? Czy przeniesieni przez Wichrową Wiedźmę do groźnego świata zjednoczą swoje siły i pokonają Króla Burz? Czy ocalą swoich bliskich?
 
Już nie mogę się doczekać kiedy powieść trafi do mojej biblioteczki.

piątek, 8 listopada 2013

Wera Gorczyńska "Dlaczego nie poczekałaś?"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania październik 2013
stron 204
ISBN 978-83-7839-623-9
 
Nieznajomość matki szkodzi!
 
Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek napisała opinię o książce nadając jej tak szokujący, oryginalny tytuł. Myślę jednak, że książka o której piszę na to zasługuje. Bo jest taka jak jest. Co by o niej nie napisać ona po prostu robi wrażenie. Wyróżnia się z tłumu. Jest inna - odważna i wymowna. Czy mi się spodobała? Tak, choć nie była to łatwa lektura. Bywały chwile, gdy czułam się nią nieco zmęczona i przytłoczona. Wtedy musiałam ją na chwilę odłożyć i odpocząć. Nabrać sił by być gotową na kolejne zdarzenia. Od jej przeczytania minęły cztery dni. A ja wciąż myślę o treści, o życiu dwóch bohaterek, które są do bólu realne. Życie ich nie było usłane kwiatami. Bywały w nim momenty ostro pod górkę, której szczytu często widać nie było.
 
Dwie kobiety, które łączą więzy krwi. Matka i córka. Dwie kobiety, które dzieli czas jednego pokolenia. Dwie kobiety, które pod jednym dachem mieszkały aż lub tylko 16 lat. To dużo i mało.
Książka rozpoczyna się od smutnego zdarzenia. Córka przyjeżdża by pochować matkę. Rodzicielkę z którą od lat nie ma kontaktu. Która stała się dla niej obcym człowiekiem. Jako jedynaczka ma obowiązki - musi pogrzebać i zająć się mieniem zmarłej. W trakcie porządków córka odkrywa dziennik zwany przez jej matkę diariuszem, który prowadziła przez wiele lat. Jego lektura okazuje się niezwykle zaskakująca i szokująca. Okazuje się, że dziecko kompletnie nie znało matki, nie miało pojęcia o jej życiu, tajemnicach, smutkach, nałogach, cierpieniu, problemach. Dzięki pamiętnikowi nasza bohaterka poznaje matkę. Dzieje się to za późno by naprawić zerwane wiele lat temu relacje............, ale nie za późno by zmienić pewne poglądy. 
Od razu się przyznam, że wciąż mam w sobie mnóstwo emocji po lekturze. A z nimi opinię o książce pisze się chyba trudniej. Z pewnością to książka dla kobiet. Ale nie słodkie i optymistyczne czytadło. Nie ma w nim miejsca na idealny świat, na optymizm, na nadzieję. Ucieczka z rodzinnego domu jest kluczem, który zamyka rodzinne relacje między bohaterką, a jej matką. Dziewczyna wcześnie, bo w wieku 16 lat zaczyna życie na własny rachunek. Matkę wymazuje z pamięci. Przez długi czas nie wie, co się dzieje w jej życiu. Dowiaduje się o tym po wielu latach. I traci. Traci relację bezcenną. Umyka jej w życiu wiele. Mimo tego lektura diariusza nie okazuje się nadaremna. Jest cenną lekcją, z której korzyść jest bardzo ważna i przydatna w dalszym życiu.
Powieść jest chaotyczna, niełatwa w odbiorze. I ma prawo taka być, bo opowiada o trudnych losach dwóch kobiet. Ich życie jest poplątane, pełne błędów, zawirowań, a one same czują się nieszczęśliwe, niekochane, samotne. Obie nie mają na kogo liczyć. Szukają miłości, chcą mieć kogoś bliskiego. Może nawet czasem nie zdają sobie z tego sprawy, ale tak jest.
"Dlaczego nie poczekałaś" to książka mocno osadzona we współczesnych realiach. Dziś świat nie jest różowy i przyjazny. W pewnym stopniu stał się klatką dla ludzi widzących w życiu przede wszystkim korzyści materialne. Taka jest nasza bohaterka, niewolnica korporacji, która biegnie do nieustalonej mety. Czy warto? Odpowiedź z pewnością znajdziecie na kartach książki. Nasza bohaterka uważa, że nie i przechodzi olbrzymią przemianę. Otwiera oczy na wartości niematerialne, na uczucia, których podświadomie się bała.
"Dlaczego nie poczekałaś" to powieść najkrócej mówiąc o przemianie i odkrywaniu tego, co w życiu ważne.
Moja ocena 7/10.