poniedziałek, 30 lipca 2012

Marta Obuch "Miłość, szkielet i spaghetti"


Wydawnictwo Sol
data wydania lipiec 2012
stron 336
ISBN 978-83-62405-24-4
Seria z Kilerem

Kryminał na bardzo wesoło

Z kryminałów wieje grozą, tajemnicą, mrocznością, ale zdarzają się i takie książki z tego gatunku, które są naładowane olbrzymią dawką humoru. Moim zdaniem to dość trudne zadanie powiązać sensację, morderstwo i śledztwo z wesołym stylem, ale jak się okazuje takie wyzwanie okazało się możliwe do wykonania i to w sposób perfekcyjny. Marta Obuch napisała świetną książkę w której połączyła i powieść obyczajową i sensację i komedię w jedno. Wyszło jej to super i dzięki temu dane mi było się mocno zaczytać i sporo pośmiać. Co jest atutem tej powieści ? Barwne i wesołe postacie, bardzo, ale to bardzo wartka akcja i ciekawe połączenie sensacji z okruchami historii.
Akcja książki rozgrywa się współcześnie w Częstochowie i jej okolicy, choć momentami nawiązuje do zdarzeń, które miały miejsce w XVII wieku. Jej pierwszoplanowi bohaterzy to pięć kobiet spokrewnionych więzami krwi - trzy siostry, ich mama i ciotka oraz członkowie włoskiej mafii, braciszkowie z słynnego klasztoru, szaleni naukowcy ....... Jednym słowem bardzo różnorodna mieszanka. Dorota, jedna z sióstr ma dość mieszkania w rodzinnym domu i chce się usamodzielnić. Szuka pracy i osobnego kąta. I znachodzi to w jednej ofercie. Zostaje przyjęta jako opiekunka i pomoc domowa w jednym do domu Aldente - Włocha robiącego w naszym kraju jakieś dziwne interesy. Tylko na drodze do szczęścia Doroty pojawia się pewien malutki problem. Ona bardzo chce zamieszkać i pracować w ślicznej willi swojego pracodawcy, tylko ........ nie umie gotować. Ale od czego ma się rodzinę ?  Na Jasnej Górze w klasztorze prowadzone są wykopaliska . Naukowcy odkopują ludzki szkielet sprzed wielu lat - tylko on niedługo po odkryciu ginie bez śladu, a teren na którym prowadzone są badania zostaje zdewastowany. Studentom ktoś przebija opony, a mieszkanie jednego z archeologów niszczy bomba. Na dodatek z wieży chyba najsłynniejszego klasztoru w Polsce spada człowiek, ale nie jest to samobójstwo...............
Więcej nie zdradzę, ale gorąco zachęcę do lektury. Książka Marty Obuch czyta się świetnie i nie sposób się od niej oderwać. Bo ciągle coś się dzieje, sytuacja wciąż się komplikuje, a na światło dziennie wychodzą kolejno po sobie coraz to nowe tajemnice i sekrety. Bohaterowie to bardzo różne charaktery. Powieść obfituje zarówno w ciekawe opisy okraszone faktami historycznymi, jak i świetne i pełne humoru dialogi, które są w stanie rozbawić nawet największego mruka. Moje czytanie przerywały często salwy śmiechu. "Miłość,szkielet i spaghetti" to mistrzowsko napisana komedia kryminalna, której nie mam nic do zarzucenia krytycznego. Spodobał mi się pomysł na fabułę, doceniłam i jej główny wątek i szczególiki, które są z nim świetnie połączone, spodobał mi się styl autorki, język jakim książka jest napisana. Okładka też pasuje do treści, może tylko gdyby miała bardziej mocne rogi i nie zaginała się tak szybko byłoby lepiej. Z zasady wolę raczej mrocznie napisane kryminały, gdy zbrodnia wywołuje dreszcz i przerażenie, ale tym razem powieść Marty Obuch bardzo celnie trafiła w mój gust. Trzymała do końca w napięciu i często zaskakiwała. Przekonałam się do pióra tej Pani i z chęcią przeczytam jej inne lektury. A Wam moi drodzy Czytelnicy stanowczo polecam książkę, o której wyżej pisałam, życzę miłej lektury i gwarantuję poprawę humoru po jej przeczytaniu.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sol. Serdeczne dzięki.

niedziela, 29 lipca 2012

Rozwiązanie konkursu wakacyjnego z Wydawnictwem Otwarte

Nie ukrywam, że było trudno rozdać tylko dwie nagrody. Napisaliście tyle ciekawych odpowiedzi, że chciałabym nagrodzić więcej uczestników. Ale jak to w życiu bywa nie zawsze ma się to co się chce. Bardzo dziękuję za napisanie każdemu z uczestników. Jestem zachwycona Waszymi marzeniami podróżniczymi. I pozwolę sobie i ja już poza konkursem napisać, gdzie bym się wybrała. A traz wyniki na które pewnie czekacie :
Zatem nagroda I - czyli główna wędruje do Cyrysi
zaś nagroda II wędruje do Domi.
Obie uczestniczki powiadamiam mailowo i na mojego maila proszę o dane do wysyłki.
A teraz garść moich marzeń
Na wycieczkę marzeń wybrałabym dwa miejsca : Afrykę, a konkretnie Kenię i Tanzanię oraz trekking do bazy pod Everestem. W Afryce chciałabym zobaczyć safari - oczywiście bezkrwawe, mieć okazję podpatrzenia masy zwierząt w parkach narodowych. Jestem bardzo ciekawa nie tylko afrykańskiej fauny i flory, ale chciałabym poznać codzienne życie Afrykańczyków. Druga podróż to wycieczka bardzo forsująca. Wysokość 5300 m. Nie wiem jak poradziłby sobie mój organizm z tak wyczerpującą trasą, ale chciałbym dotrzeć pod Dach Świata - poczuć atmosferę tego obozu, gdzie śmiałkowie udają się na zmierzenie się z Wielką Górą. Obie wycieczki są bardzo kosztowne, więc tego Anioła to bym na sporą kasę naciągnęła. No cóż, o tym tak naprawdę marzę. A w te wojaże wybrałabym się z mężem. Dlaczego ? Bo ma w sobie żyłkę podróżnika, nie marudzi i świetnie się spisuje w trakcie wyczerpujących wędrówek. No i jeszcze dlatego, że razem dzielimy podróżnicze pasje i mamy geny włoczykijów.

sobota, 28 lipca 2012

Stosik następny z kolei

Znów moja biblioteczka się wzbogaciła ! Jak to cieszy ! A ja od kilku dni po prostu pożeram książki ! Czytam w tempie jedną dziennie i nadal mam smaka na więcej. Szaleńczemu tempu sprzyja więc otrzymywanie nowych nabytków. Zatem :
bardzo wyczekiwana Yrsa Siqurdardottir " Pamiętam Cię " od Muzy
Anna Makos "A miało być tak spokojnie" od Lubimy Czytać
Magdalena Korel "Wino z Malwiną" od Wydawnictwa Sol
Marek Meissner "Nieznane przykazanie" j.w.
Susan Abulhawa "Wiatr z północy" .
U mnie dziś wyjątkowy upał - zatem prysznic, lekka przekąska, mega alergia i czytanie.
Przypominam również o konkursie - dziś ostatni dzień zabawy - nagrody czekają
http://cudownyswiatksiazek3.blogspot.com/2012/07/konkurs-wakacyjny-czyli-wygrywajka-z.html

Martyna Ochnik "Oszołomy"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2012
stron 288
ISBN 978-83-7785-002-2

Gdy runął Tupolew

Prowokujący tytuł, wymowna okładka i mocna treść - tak najkrócej podsumuję powieść Martyny Ochniak, która zrobiła na mnie spore wrażenie. Troszkę zszokowała, ale mocno zaciekawiła i dobrze się czytała. Książka to powieść o zdarzeniach, które miały miejsce dwa lata temu i mimo upływu czasu stanowią drażliwy temat, który nadal budzi spore kontrowesje. I chyba już tak zostanie, bo wyjaśnienie tamtych wydarzeń w sposób rzetelny i nie budzący wątpliwości chyba nie będzie miał na razie miejsca. 10 kwietnia 2012 to bolesna data w historii współczesnej Polski. W katastrofie ( a może i nie ) lotniczej ginie para prezydencka i towarzysząca jej delegacja składająca się wraz z członkami załogi feralnego lotu z 94 osób. Wypadek ma miejsce na lotnisku Siewiernoje pod Smoleńskiem. Jest szokiem na Polaków, których w spokojny, sobotni ranek poraża wiadomość podawana przez media. To właśnie tego dnia rozpoczyna się akcja książki "Oszołomy". Główny bohater Maciek  dowiaduje się o smutnych zdarzeniach w trakcie zakupów w sklepie. Gdy patrzy na ekran telewizora w jednym z hipermarketów otwiera szeroko oczy ze zdumienia. Niedługo dostaje tajemniczego maila od kolegi Saszy, którego pasją jest fotografowanie samolotów. Zdjęcie jest słabej jakości, ale bardzo pasuje do filmu z miejsca katastrofy, który trafia do sieci i budzi spore kontrowesje. Czy jest prawdziwy ? Okazuje się, że tak. Tylko nie wiadomo co z jego autorem. Z Maćkiem - trzydziestoletnim tłumaczem i anglistą - oraz jego bliskimi - rodziną i znajomymi mamy okazję jeszcze raz przeżyć te bolesne chwile. A emocji w tym czasie w narodzie polskim było tak dużo.  Najpierw szok, niedowierzanie i moment zastanowienia się nad sensem życia, potem żałoba, którą przerywają kłótnie o miejsce pochówku państwa Kaczyńskich. Od tych sporów zaczyna się podział społeczeństwa na zwolenników teorii spiskowych, obywateli chcących dogłębnego wyjaśnienia przyczyn rozbicia się Tupolewa, tych którzy mają już dość całej sprawy i chcą się od tych wydarzeń odizolować. Postacie powieści Martyny Ochnik należą do każdej z tych grup. Babcia Michała modli się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Jego przyjaciółka Sara - fotoreporterka zapisuje na zdjęciach to, co ma tam tak naprawdę miejsce. Michał zaś ma dość- myśli o wyjeździe do Anglii. On nie czuje się patriotą i ma po dziurki w nosie patetycznych wydarzeń.
"Oszołomy" to książka bardzo odważna, może niektórzy zarzucą jej tendencyjność, a autorkę okrzykną zwolenniczką Pis-u, ale po przeczytaniu całej powieści , po poznaniu historii ojca Michała nie sposób nie przyznać racji temu, co książka chwali i gloryfikuje.
Czytając jeszcze raz przeżyłam na nowo wydarzenia, które śledziłam na ekranie telewizora i na stronach internetowych serwisów informacyjnych. Myślę, że z pewnością przekazywano je opinii publicznej z dozą tendencji, szukania sensacji. Z książki moim zdaniem bije spory niepokój o przyszłość Polski. Mimo upływu czasu jakoś do dobrobytu i Zachodu nadal nam daleko. A stare układy nadal funkcjonują. Źle się stało, że nie doczekaliśmy się pełnej lustracji.
Powieść czyta się jednym tchem, lektura budzi emocje. Jest przesiąknięta polityką i najnowszą historią naszego kraju i może stanowić pewien dokument dla przyszłych pokoleń. Ciekawe postacie o skrajnych poglądach spowodują, że każdy czytelnik znajdzie wśród nich osobę z którą będzie miał spójne poglądy. Książka bardzo mi się spodobała i polecam ją nie tylko tym, których interesuje polityka.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Księgarni Matras.



czwartek, 26 lipca 2012

Maria Nurowska "Dom na krawędzi"


Wydawnictwo Znak
data premiery 23 sierpnia 2012
stron 270
ISBN 978-83-240-2177-2

Życie po czyśćcu

Najnowsza powieść Marii Nurowskiej „Dom na krawędzi” to kontynuacja bestsellera „Drzwi do piekła”. Książka opisuje dalsze losy pisarki Darii Tarnowskiej, która za zabójstwo męża trafia do więzienia w Kowańcu. Spędza tam 6 lat i za ta zwane „dobre sprawowanie” wychodzi wcześniej na wolność. Kilka lat za więziennymi kratami to jednak bardzo dużo czasu, mierzonego inaczej niż ten, który biegnie na wolności. Człowiek zmuszony jest do całkowitego podporządkowania się regulaminowi, żyje według ściśle określonego planu i czuje się bezwolny. Może dlatego w więziennych celach rodzą się inne przyjaźnie i relacje pomiędzy więźniarkami, niż w zwyczajnym świecie między koleżankami czy sąsiadkami. Daria bardzo mocno zżywa się ze swoimi współlokatorkami z celi i nie bardzo wie, jak ułożyć sobie dalsze życie na wolności. Świat bardzo się zmienił przez te sześć lat, a ona nie ma nikogo bliskiego. Nie wyobraża sobie dalszego życia w willi, z którą wiążą się przykre wspomnienia. Dlatego postanawia ją sprzedać i osiedlić się w górach. U podnóża Tatr, w Bukowinie Tatrzańskiej chce zbudować dom w miejscu rozsypującej się górskiej chatki. Pragnie ułożyć sobie życie na nowo, ale wolałaby, by nie kojarzono jej ani ze zbrodnią, ani z jej własną twórczością. Zmienia zatem imię z Darii na Martę i szuka swojego miejsca. Jest przekonana, że już za późno na macierzyństwo i na miłość. Daria vel Marta nie liczy też, że ktoś ją pokocha i że znajdzie w męskich ramionach bezpieczne schronienie. Co na to los ? Hmm..., jak zwykle pokrzyżuje ludzkie plany i pokaże, że nasze wyobrażenia a rzeczywistość to dwie różne rzeczy. W życiu Tarnowskiej niczym bumerang pojawią się kobiety, z którymi miała kontakt w Kowańcu i czeka ją w związku z tym niejedna niespodzianka.Z pewnością jesteście ciekawi jaka? Zapraszam do książki, niezwykłej moim zdaniem powieści, która z pewnością trafi na czołówki list sprzedaży w niejednej księgarni.
„Dom na krawędzi" to kolejna wyśmienita powieść Marii Nurowskiej. To książka, która porywa od początku i trzyma w napięciu do ostatniego zdania. To opowieść o kobiecie, która musi od nowa ułożyć sobie życie po odsiedzeniu wyroku za zabójstwo. A nie jest to łatwa sprawa. Darię podziwiałam za jedno – że umiała sobie samej wybaczyć i nie odczuwać pzry tym poczucia winy. Gdyby ten fakt nie miał miejsca, na nic by się zdała resocjalizacja i zabójczyni sama by siebie unicestwiła. A Daria z taką łatwością wraca do codzienności. Ma w sobie siłę, ba! ogrom siły, bo bardzo wiele jej potrzebuje, by poskładać swój świat na nowo, zawrzeć przyjaźnie, zakochać się, stać się niczym matka. Więzienie zabrało jej wolność na długich kilka lat, ale i niesamowicie ją wzmocniło. Zahartowało i uodporniło na ciosy. Daria stała się niczym z kamienia. Podziwiałam ją, jak dzień za dniem idzie do przodu i nie cofa się, choć przeszłość ją goni i zdarza się, że dogania. Tylko w rejestrach, po upływie określonych w ustawie lat, dochodzi do zatarcia wyroku. W ludzkich opiniach winnym bywa się aż do śmierci. I dlatego Daria musi zostawić dawne życie, pisanie i zacząć od nowa. Szczerze powiedziawszy, bardzo zasłużyła na kolejną szansę.
„Dom na krawędzi” to powieść niezwykle osobista i wzruszająca, napisana w formie listu, którego adresatką jest Iza. Ta książka uczy, iż nie należy ludzi zbyt pochopnie oceniać. Wyrok pozbawienia wolności nie powinien na zawsze przekreślać człowieka, a skazanych nie można wsadzać do jednego worka. Przykład Darii i Agaty pokazuje, że nawet po tak traumatycznym przeżyciu, jakim jest kara pozbawienia wolności, można pięknie ułożyć sobie życie na nowo i wykorzystać to, co niesie nam w darze los.

Najnowsza powieść Nurowskiej to lektura, która uczy przebaczać i która niesie w sobie nadzieję, że póki bije serce, nigdy nie jest za późno na miłość. Wyrafinowana proza w najlepszym wydaniu, gorąco polecam miłośnikom dobrej książki oba tomy opowiadające o losach Darii Tarnowskiej.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnctwu Znak.


środa, 25 lipca 2012

Susan Stephens, Jane Porter, Maggie Cox " Tamtego lata"


Wydawnictwo Mira/Harlequin
data wydania czerwiec 2012
stron 400
ISBN 978-83-238-9187-1
seria Opowieści z pasją

Miłość z Grecją w tle

Książka "Tamtego lata" to zbiór trzech opowieści o miłości autorstwa znakomitych pisarek spod pióra których wychodzą znakomite romanse, a których akcja rozgrywa się w Grecji. Mnie osobiście ten kraj kojarzy się z morzem, plażami, malowniczymi krajobrazami, pięknymi zabytkami, wyśmienitą kuchnią i wspaniałą kulturą. Bardzo chciałam znaleźć właśnie te elementy w tej książce i moim pragnieniom stało się zadość. Trzy historie o miłości, trzy romantyczne opowieści o kobietach, które dostały w swoim czasie kuksańca od losu, ale na greckiej ziemi znów poczuły się szczęśliwe, kochane i zakochane. Znalazły mężczyzn, dla których ich serca zaczęły bić mocno i wybijać rytm kocham, kocham, kocham....

"Rybak z greckiej wyspy" to historia dziennikarki Charlotty, która wybiera Grecję na miejsce urlopu i pracy jednocześnie. Przyjeżdża tu, by zapomnieć o nieudanym małżeństwie, które okazało się dla niej klatką i zakończyło się rozwodem. Zamierza skorzystać z uroków lata, kąpieli słonecznych i morskich oraz znaleźć ciekawe tematy na artykuły. Jej uwagę, gdy siedzi na balkonie i korzysta z plaży przyciąga pewien przystojny mężczyzna, tajemniczy rybak o niezwykłej urodzie i jak się okaże później charakterze .....
"W cieniu i w słońcu" to opowieść z medycyną w tle. Kristian potentat finansowy doznaje ciężkiego wypadku, z którego na szczęście uchodzi z życiem, ale traci czucie w nogach i wzrok. Wymaga opieki pielęgniarskiej. Piękna kobieta - narzeczona jego brata, który zginął w wypadku postanawia zagiąć parol na niedoszłego szwagra i go omotać. W tym celu wynajmuje doskonałe pielęgniarki z agencji Elizabeth. Ale  każda jest do niczego, każda Kiristianowi nie odpowiada. W takiej sytuacji by ratować firmę przed bankructwem na miejscu pojawia się sama szefowa i postanawia zająć się niesfornym pacjentem ......
"Odnaleźć dom" to historia pięknej kobiety o imieniu Ianthe, która będąc dorosłą osobą dowiaduje się, że została adoptowana. To okazuje się dla niej szokiem. Jako, że nieszczęścia chodzą parami dowiaduje się także, że jej przyjaciółka umiera na raka. Po tych przykrych zdarzeniach Ianthe wyjeżdża do Grecji, by odpocząć i być może odnaleźć swoje korzenie. Tam poznaje pewnego bardzo uzdolnionego fotografa ..........
Książka "Tamtego lata" to przyjemna lektura na letni urlop, którą czyta się lekko i szybko. Trzy miłosne historie są osadzone w pięknej scenerii greckiego krajobrazu. Wraz z bohaterkami mamy okazję pobyć na pięknej plaży, zajrzeć do tradycyjnej tawerny, poznać greckie obyczaje i przysmaki miejscowej kuchni. I rozmarzyć się czytając o bogatych, przystojnych mężczyznach, którzy intrygują i kradną serca swoim partnerkom. Nieco przepychu, bogactwa i zapachu ziół, szum morza, malownicze widoki to elementy, w które obfituje ta książka. Idealna na relaks i plażę, niekoniecznie tę nad Morzem Śródziemnym. Dodatkowy plus - prześliczna okładka, w którą mogłabym się patrzeć bez końca. Polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję pięknie Wydawnictwu Harlequin.


wtorek, 24 lipca 2012

Lidia Popiel, Monika Richardson " Polki na bursztynowym szlaku"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2012
stron 272
ISBN 978-83-7799-807-6

Śladami bursztynowych karawan

Bursztyn określany jest od wieków mianem Złota Północy. Docenili go już starożytni Rzymianie, Grecy, Arabowie i Persowie. Po cenny kruszec na daleką północ, do Fennoskandii wybierały się liczne karawany. Z narażeniem zdrowia i życia kupcy dążyli do korzystnej wymianie południowych towarów na jantar. Jakże cenna była dla nich ta kopalna żywica z drzew iglastych, rosnących w okolicach Bałtyku. Bursztyn używano masowo do wyrobu kosztownej biżuterii. Posiadanie naszyjnika czy amuletu z tym kamieniem świadczyło o statusie majątkowym. Wierzono, że amber ma tajemną moc i nawet wkładano go do grobu zmarłym osobistościom. Dziś ranga bursztynu ogromnie zmalała. Ten kamień nie jest trendy. Bogaci wolą błyskotki z dodatkiem diamentów, rubinów czy szafirów. Bursztyn jest niedoceniony. A to wielka szkoda! Ten kamień jest przecież taki piękny i ciepły, jakby zaklął w sobie nie tylko czas i owady, ale i promienie słońca.
Za światową stolicę bursztynu uważany jest Gdańsk. Władze tego miasta prowadzą szeroko zakrojoną akcję na rzecz popularyzacji jantaru, organizując szereg imprez promocyjnych i nadając tytuły znanym osobom, mianując ich honorowymi Ambasadorami Bursztynu. Ten tytuł przypadł m.in. Monice Richardson, a wcześniej Lidii Popiel. Znana widzom telewizji dziennikarka wraz z byłą modelką i utalentowaną fotografką postanowiły wybrać się w bardzo ciekawą podróż. Jej trasa miała przebiegać drogą, którą rzymscy ekwici udawali się do barbaricum po cenny bałtycki bursztyn. Autorki rozpoczęły swoją eskapadę w stolicy nad Tybrem, by przez Włochy, Słowenię, Węgry i Słowację udać się do Gdańska. Po drodze miały odwiedzać miejsca związane z bursztynowym szlakiem – muzea, warsztaty i pracownie jubilerskie oraz poznawać ludzi, których praca zawodowa bądź hobby są związane ze Złotem Północy.
Owocem tej niesamowitej podróży jest książka wydana nakładem Świata Książki „Polki na bursztynowym szlaku”. Narratorką publikacji i autorką przekazanych słowami emocji jest Pani Monika, zaś Lidia Popiel upiększyła pisarką relację dużą ilością wspaniałych fotografii. Książka została bardzo staranie wydana, a zdjęcia są dobrej jakości. Opowieść snuta przez dziennikarkę jest dość ciekawa, choć czasami nieco chaotyczna. Brakowało mi dokładnej mapy drogi, którą poruszali się przed laty kupcy. Byłam bardzo ciekawa opisu trasy, jaką wówczas musieli przebyć ekwici, nie było przecież wówczas autostrad. Brakowało mi w tej relacji rysu historycznego: jak wyglądał transport, jak organizowano takie podróże, ile trwały i co wtedy jadano, gdzie zatrzymywały się karawany i jakie groziły im niebezpieczeństwa. Autorka zbyt mocno skupiła się na dzisiejszym wyglądzie tej trasy, a szkoda! Nie bardzo rozumiem też wątki związane z opisem hoteli czy restauracji. Moim zdaniem w tej publikacji powinno być więcej echa z czasów, gdy handel bursztynem odbywał się tą drogą, niż opowieści, jak dziś ta trasa wygląda. Pozytywnie ocenię relacje z miejsc, gdzie następuje obróbka jantaru oraz przedstawienie ludzi, dla których bursztyn to materiał do pracy. Opis krajów położonych na bursztynowej drodze jest dość pobieżny. Na pochwałę zasługuje natomiast dobór fotografii. Są wspaniale wyselekcjonowane. Pani Lidia ma naprawdę świetne poczucie obiektywu.
Dziś bursztyny można jeszcze napotkać po sztormie na plaży. Warto znaleźć choćby jeden taki kamyczek, który powstał miliony lat temu. A nuż przyniesie szczęście? Ciekawym tematu polecam tę książkę, której stawiam ocenę dobrą. Pewnie najlepiej będzie się ją czytało na nadbałtyckiej plaży, słuchając szumu morza i krzyku mew.

Za egzemplarz do recenzji składam podziekowania portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Świat Książki.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Andrzej Stasiuk " Grochów"

Wydawnictwo Czarne
data wydania 2012
stron 96
ISBN 978-83-7536-288-6

Rzeczy ostateczne i konieczne

Piórem Andrzeja Stasiuka zachwyciłam się kilka lat temu. Pierwsze książki jakie przeczytałam jego autorstwa do "Fado" i "Dojczland". Podziałały na moją wyobraźnię, zachwyciły i pozwoliły odkryć inny świat, który dziś już właściwie znika, odchodzi w cień i można go spotkać gdzieś na bezdrożach środkowoeuropejskiej prowincji, gdzie bieda i pieniądz nie zaczął jeszcze rządzić i niewolić. Spotkałam się z opiniami, że książek Stasiuka się nie da czytać, że to zlepek słów pisany bez celu i sensu łączonych przypadkiem w zdania, strony i książki, które są niezrozumiałe i nieczytelne. No cóż, Pan Andrzej pisze jak pisze i nie wszystkim musi się to podobać, nie każdy znajdzie klucz do odczytania jego myśli. Ja znalazłam i bardzo się z tego cieszę. Z tego powodu staram się wziąć do ręki kolejne jego dzieła i przenieść się w ten cudowny i nostalgiczny świat.
"Grochów" zobaczyłam na bibliotecznej półce i od razu zapadła decyzja - pożyczam ! Książka zawiodła mnie tylko w jednym aspekcie - dlaczego jest taka krótka ! Ma mniej niż sto stron, ale ten niedostatek wynagradza mistrzowskie napisanie. Trzy eseje i jedno opowiadanie poruszają trudne tematy - starości, choroby tej,  która nie daje się już uleczyć i na którą nie ma skutecznego lekarstwa i śmierci. Odejście z tego świata czeka każdego z nas. Mówią, że Bogu zdecydowanie nie udała się starość. To prawda, bo niesie ona ze sobą tylko ból, ograniczenia i prowadzi ku końcowi. Bez względu na to, czy mówimy o człowieku czy zwierzęciu starość przyjemna nie bywa. Pokazuje jak słabym stworzeniem jest istota żyjąca, jak kruche jest jej zdrowie. Jakże smutny bywa koniec życia, nostalgiczny i trudny. Ale taka jest kolej rzeczy.
"Grochów" to także książka o przemijaniu - przemijaniu nie tylko ludzkiego życia, ale i czasu, kolejnych dekad po sobie, epok, które jedne się kończą by ustąpić miejsca drugim. Świat ciągle się zmienia, ciągle biegnie gdzieś do przodu - znika to co piękne, pojawia się nowe, nie zawsze lepsze. Wspomnienia Autora z dzieciństwa są urokliwe i bardzo sentymentalne. Bliskie mi i bardzo zrozumiałe. Dobrze mi się czyta prozę Stasiuka ! Jeśli zapytacie dlaczego, to powiem krótko, acz prostolinijnie - bo ja patrzę podobnie na świat, bo mam pokrewną  jak ten Autor duszę. I przyznam się szczerze, że nie umiem już więcej nic napisać na temat "Grochowa". Wolę tę książkę jeszcze przemyśleć, podumać nad nią i światem, który z każdą minutą się zmienia. 

sobota, 21 lipca 2012

To co lubię czyli kolejny stosik

Zawitały w moim domku choć niektóre tylko na chwilkę
pierwsze trzy książki to nagrody w moim blogowym konkursie
Nagrody to :
"Czerwony rower " Antoniny Kozłowskiej
Juliette Fay " Z głębi serca"
Bogna Ziembicka " Wiosna w Różanach"
 Książki ufundowało Wydawnictwo Otwarte.
Dalej :
Marta Obuch" Miłość, szkielet i spaghetti" niespodzianka od Wydawnictwa Sol
Aisling Juanjuan Shen " Serce Tygrysicy" od Prószyńskiego
Maria Nurowska " Dom na krawędzi" od Znaku
Jacek Getner " Brzydka miłość " od Autora
Anna Trojan "Jak makiem zasiał" od Prószyńskiego.
W deszczowy dzień nic tylko czytać. 

piątek, 20 lipca 2012

Helen Brown " Kleo i ja"


Wydawnictwo Nasza Księgarnia
data wydania czerwiec 2012
stron 336
ISBN 978-83-10-12087-8

Kotka terapeutka

Życiem często rządzą przypadki. Doświadczyła tego Helen, która nigdy nie była kociarą. Jednak kotka, która czystym zbiegiem okoliczności zamieszkała w jej domu, całkowicie zmieniła jej życie. Stała się nie tylko członkiem rodziny, ale i przyjaciółką, przewodniczką, boginią domowego ogniska i terapeutką.
Helen wcześnie wyszła za mąż z miłości, jeszcze przed dwudziestymi urodzinami. Niedługo po ślubie została mamą dwóch synów, których dzieliła różnica wieku dwóch lat. Helen i Steve oraz ich dzieci zamieszkali w Wellingotnie i stali się zwyczajną, przeciętną rodziną. Steve poświęcił się pracy na morzu, a Helen dorywczo zajmowała się dziennikarstwem, pisując artykuły do lokalnej gazety. Ich życie toczyło się zwyczajnie i powoli, dzień po dniu, bez jakiś większych wstrząsów. Pewnego dnia Helen wraz z synami odwiedziła przyjaciółkę Lenę, której kotka miała małe kocięta. Starszy z braci bardzo chciał, by jedno z kociąt zamieszkało w ich domu. To miał być jego prezent urodzinowy. Helen nie miała wyjścia, po prostu musiała się zgodzić, choć wcale nie była tym faktem podekscytowana. Po prostu do tej pory nie darzyła kotów zbytnią sympatią. Kotka była jednak za malutka, by rozdzielić ją z mamą i rozstanie odroczono na kilka tygodni. W tym czasie stało się coś potwornego, co na zawsze zburzyło spokój Steva i jego żony. Sam wpadł po samochód, zginął na miejscu. Gdy Kleo trafiła pod dach Helen rodzina była pogrążona w wielkim żalu i żałobie. To był bardzo trudny czas, zwłaszcza dla Roba, na którego oczach zginął brat. Helen była w czarnej rozpaczy. Miała żal do siebie, męża, kobiety kierującej feralnym samochodem, pod który wpadł Sam i całego świata. Kleo, malutka, puchata czarna kuleczka o zielonych oczach, zmieniła życie rodziny zmarłego Sama na zawsze. Z Helen i jej bliskimi Kleo przeżyła ponad 23 lata. Ten czas okazał się jedną, wielką przygodą. Chcecie wiedzieć, co im się przydarzało?
Zachęcam gorąco do przeczytania książki bardzo wzruszającej i familijnej. Ciepłej i pełnej uroku opowieści o wyjątkowej kotce i zwyczajnej kobiecie. Razem stanowiły niezwykle zgrany duet. Kleo stała się dla swojej pani niezastąpiona. Wiernie trwała przy niej rok za rokiem, gdy życie Helen zmieniało się, gdy podejmowała zawodowe wyzwania, gdy budowała szczęście swoje i dzieci. Kotka pomogła rodzinie w przeżyciu żałoby, ukojeniu bólu po stracie syna i brata. Stała się kimś niezastąpionym. Zachowywała się czasem dumnie i wyniośle, a czasem doprowadza Helen do rozpaczy, psocąc i demolując dom niczym tornado.
Nie spodziewałam się, że powieść o kotce tak bardzo mnie zafascynuje. Zakończenie niezwykle mnie wzruszyło. Autorka opisała historię, która zdarzyła się naprawdę, pokazała, jak wspaniałym towarzyszem dla człowieka może okazać się kot, jak wiele dobra i pozytywnej energii może wnieść w życie rodziny, z którą zamieszka. Z lektury wynika pewien mądry i trafny morał. Niektórzy twierdzą, że po stracie ukochanego pupila należy jak najszybciej zastąpić go innym, nowym. Tak się nie da. Helen jest również tego zdania. Każdy czworonożny przyjaciel jest niepowtarzalny i nic go nie zastąpi.
Czy warto mieć kota? Po lekturze książki "Kleo i ja " z pewnością pozbędziecie się jakichkolwiek wątpliwości, co do posiadania miauczącego przyjaciela. Powieść Helen Brown to idealna lektura dla każdego, bez względu na płeć i wiek, także dla nastoletnich czytelników. Nie muszę jej rekomendować i zachęcać do przeczytania kociarzom, bo oni na pewno wpiszą ją na listę książek do przeczytania. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść te osoby, które uważają, że koty są fałszywe i samolubne. Kleo już Wam wytłumaczy, jak bardzo się mylicie!
Wydawcę pochwalę również za prześliczną okładkę. Jest tak piękna, że można się w nią wpatrywać bez końca.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

czwartek, 19 lipca 2012

Konkurs wakacyjny z Wydawnictwem Otwarte


Wakacje w pełni. Lato może nie rozpieszcza nas idealną pogodą, ale zawsze przecież jest inaczej niż zimą. Jak wakacje to urlopy i podróże. No i plany, marzenia gdzie by tu pojechać - gdzie pozwoli czas, pogoda, termin urlopu i zasobność portfela. No i pewnie po ostatnich wydarzeniach stres czy nasze biuro podróży nie zbankrutuje, czy nie wywalą nas z hukiem z hotelowego pokoju.
A ja pozwolę sobie zapytać Was o Wasze wakacyjne marzenia.
Wyobraźcie sobie, że jesteście w biurze podróży z ofertą bez granic. Z Wami jest tam Wasz anioł, który mówi Wam na ucho " Wybierz sobie dowolne miejsce na kuli ziemskiej , w Polsce czy za granicami naszego kraju, a ja zapłacę. Ty tylko pojedziesz tam z wybraną przez Ciebie osobą i spędzisz cudowne dwa tygodnie. Wszystko w super wersji exclusive. Tylko wybierz gdzie i z kim.

PYTANIE KONKURSOWE BRZMI : GDZIE UDAŁBYŚ SIĘ / UDAŁABYŚ SIĘ NA TEN WYMARZONY WYJAZD, DLACZEGO AKURAT TAM I Z KIM ?

Odpowiedzi proszę umieszczać w komentarzach pod postem. Dwie najlepsze(najciekawiej sformułowane pod względem treści i formy - styl, poprawność językowa, ortografia i interpunkcja) będą nagrodzone nagrodami książkowymi. Ten konkurs nie jest loterią, wygrają go osoby, które napiszą najbardziej ciekawie, pomysłowo i poprawnie.
I nagroda - zestaw książek z serii Otwarte dla Ciebie - "Z głębi serca " Juliette Fay i "Wiosna w Różanach " Bogny Ziembickiej

II nagroda - książka "Czerwony rower" Antoniny Kozłowskiej


Na odpowiedzi czekam do 29 lipca włącznie. 30 lipca ogłoszę zwycięzców w notce na blogu. Osoby posiadające blogi mogą, acz nie jest to warunek konieczny powiadomić o moim konkursie. Możecie także polubić mój blog czy dodać go do obserwowanych , ale tego też obowiązkowo nie wymagam. Każdą z osób proszę o zostawienie adresu mailowego, dzięki któremu będę mogła powiadomić szczęśliwców o wygranej.
Sponsorem nagród dla Was jest Wydawnictwo Otwarte. Życzę powodzenia i czekam na Wasze odpowiedzi.

środa, 18 lipca 2012

Bear Grylls " Pokonać Everest"


Wydawnictwo Pascal
data wydania czerwiec 2012
stron 274
ISBN 978-83-7642-048-6

Zmagania z Everestem

Jedni dzielą ludzi ze względu na kolor skóry, inni ze względu na wyznawaną religię, a ja ? A ja dzielę ludzi na tych, co kochają chodzić po górach i tych, którym Stwórca poskąpił genu górskiego włóczęgi. Sama go w sobie mam i doskonale rozumiem tych, którzy kochają iść przed siebie pod górę i sprawdzać nie tylko swoją kondycję fizyczną, ale poznawać swoje wnętrze gdzieś na wysokości bliżej nieba. To cudowne uczucie, którego chyba nic nie jest w stanie zastąpić.

Niewątpliwie do ludzi gór należą himalaiści, zdobywcy Everestu, a wśród nich Bear Grylls autor książki "Pokonać Everest". Miał on szczęście stanąć na dachu świata w wieku 23 lat za pierwszym podejściem. A na dodatek dokonał tego po sporych kłopotach zdrowotnych. Swoje wrażenia opisał w książce, która jest po prostu niesamowita. Jest tak cudowna, że mi ocen w skali zabrakło. Dlaczego ? Bo to bardzo autentyczna relacja, bez zbędnego bohaterstwa i bufonady, bez chwalenia się i pokazywania czytelnikom " hej to ja wielki himalaista". Grylls pisze szczerze i od serca, jego słowa aż kipią od emocji i osobistych przeżyć - dylematów, tęsknot i zachwytu. Niewątpliwie Everest podobnie jak wielu go urzekł. Zdjęcie najwyższej góry świata dostał od ojca mając zaledwie 8 lat. Wspiął się na jej szczyt 15 lat później po wyleczeniu sporej kontuzji. Doznał jej jako żołnierz SAS skacząc ze spadochronu na pustyni. Złamany kręgosłup to bardzo poważna sprawa. Można być po takim urazie przykutym do łóżka do końca życie. Bearowi udało się wyzdrowieć i dokonać sporego wyczynu. Należą mu się wielkie brawa i uznanie, a czy nie tylko twardziele oglądają świat z jego dachu ?
Książka zabrała mnie we wspaniałą podróż. Pozwoliła dzielić najskrytsze myśli autora i wrażenia, które są dane przeżyć tylko nielicznym. O Evereście marzy wielu, garstka dociera do bazy położonej na wysokości 5300 n.p.m. A z nich nie wszyscy mogą liczyć na to, że Czomolungma pozwoli im wejść na siebie. Słusznie autor zauważa - to góra pozwala lub nie się zdobyć - wobec jej wielkości człowiek bywa niczym drobinka piasku naprzeciw pustyni. Tak bardzo przeżywałam każdą przeczytaną stronę - wydawało mi się, że jestem tam w Nepalu, marznę, idę i zachwycam się wraz z Bearem. Czuję niepokój i radość, przechodzę przez drabiny nad lodowymi szczelinami ! Jakże trudno dojść na najwyższy punkt ziemskiego globu ! Trzeba pokonać strach, zmęczenie fizyczne, chorobę wysokościową, która daje się we znaki, a wszystko po to, by na dwadzieścia minut spojrzeć na świat z autentycznej góry ! Czy warto ? O tak, zawsze byłam co do tego przekonana, a przeczytanie tej wspaniałej książki jeszcze mnie w tym utwierdziło. Oczywiście nie każdy może sobie pozwolić na wypad do Nepalu i zmierzenie się z Everestem, wielu pozostają tylko relacje książkowe bądź filmowe z wypraw. Książka " Pokonać Everest" należy do najciekawszych z tego typu publikacji. Jest nie tylko podróżniczą relacją, ale i wycieczką wgłąb ludzkiej duszy, która w obliczu gór doznaje niesamowitych przeżyć. Nie będę ukrywać, że bardzo zazdrościłam autorowi tej eskapady. Gdyby ktoś mi zaproponował taką wycieczkę bez wahania bym powiedziała "idę".
"Pokonać Everest" to przepiękna opowieść o najwyższej górze świata, o zmaganiu się z siłami natury, o ludziach, którzy towarzyszyli autorowi w tej podróży. To także literacka wyprawa do innego mistycznego świata, w którym liczą się całkiem inne wartości niż te które są dla nas tak ważne na co dzień. To opowieść o świecie, w którym liczy się każdy łyk tlenu, każda kropla ciepłego napoju. To książka o krainie, która pochłonęła niejedną ofiarę, która kusi i urzeka. Polecam gorąco tę lekturę tym, co kochają góry - po prostu musicie to przeczytać !!!
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tak cudownej książki z całego serca dziękuję Wydawnictwu Pascal. 

poniedziałek, 16 lipca 2012

Antonina Kozłowska "Czerwony rower"


Wydanictwo Otwarte
data wznowienia czerwiec 2012
stron 240
ISBN 978-83-7515-240-1

Przyjaźń u schyłku PRL-u

Czas, gdy mamy naście lat, gdy dojrzewamy i powoli wkraczamy w dorosłe życie, to okres niezwykły, który zapada w pamięć. W dorosłym życiu chętnie wracamy do wspomnień z lat, kiedy na naszej twarzy pojawiały się pierwsze pryszcze – oznaki dojrzewania, a serce mocniej pikało na widok osoby, która zapisywała się na zawsze w naszym życiorysie jako „pierwsza miłość”. Zwykle wspominamy wiek nastu lat bez względu, w jakiej epoce go przeżywaliśmy, z sentymentem i nostalgią.
Okres moich nastu lat, podobnie jak głównych bohaterek książki Antoniny Kozłowskiej „Czerwony rower”, przypadł na czasy upadającego powoli socjalizmu i końca PRL-u. Dla osób dorosłych to były czasy trudne i szare. Sklepowe półki świeciły pustkami, towary i żywność były ściśle reglamentowane, rozkwitały bazary. Ale co to znaczyło dla nastolatek, które odkrywały inny świat niż ten znany z dzieciństwa, w którym było miejsce na pierwsze zauroczenia płcią przeciwną, prywatki i tańce, randki i ciuchy.
Karolina, Beata i Gośka mieszkają na Leśnym – osiedlu położonym niedaleko Warszawy, które jest czymś pomiędzy przyszłą dzielnicą stolicy a byłą wioską. Każda z dziewczyn żyje w innym środowisku. Karolina jest córką ubeka, a fakt ten oboje rodzice starannie przed nią ukrywają. Do Leśnego przeprowadziła się z Berlina Wschodniego. Beata właściwe wychowywana jest przez dziadków, jej matka po przeprowadzce ze stolicy czas dzieli między picie alkoholu a grę na fortepianie. Dziewczyna nie zna swego ojca i bardzo jej go brakuje. Gośka jest córeczką badylarza. Każda z nastolatek ma nieco inny charakter, ale od czwartej klasy podstawówki łączy je dość silna przyjaźń. Dziewczyny spędzają razem mnóstwo czasu w szkole i poza nią. Razem psocą, zwierzają się sobie z największych sekretów. Ich przyjaźń przetrwała do czasów, kiedy stały się dojrzałymi kobietami, jednak pewne zdarzenie z końca ósmej klasy położyło się na niej cieniem. Czy po wielu latach uda im się wyjaśnić zagadkę z przeszłości? Co tak naprawdę było przyczyną tragicznej śmierci Anety?
Nie przypominam sobie, abym jakąkolwiek książkę czytała z tak niesamowitym sentymentem. To była niezwykła podróż do czasów młodości, w którą za żadne pieniądze nie zabierze mnie jakiekolwiek biuro podróży. A były to takie wspaniałe czasy, które zapisały się w bardzo kolorowo w mojej pamięci. Miałam wrażenie, jakbym spotkała się na jakimś podstawówkowym zjeździe z grupą doskonale znanych mi przyjaciółek i jeszcze raz mogła przeżyć oraz powspominać te niepowtarzalne lata. Antonina Kozłowska świetnie i z wielkim wyczuciem wplotła w fabułę to, co charakteryzowało polskie lata 80. Ależ to były czasy! Nie było chyba młodego człowieka, który nie słuchałby notowań Listy Przebojów radiowej Trójki, na to w tamtych czasach rezerwowano piątkowe wieczory. Nagrywanie na magnetofony szpulowe czy później kasetowe piosenek z radio praktykowane było w sposób tak oczywisty, jak dziś używanie Internetu. „Bravo” w wersji niemieckiej było niczym ambrozja. Kupowane na bazarach różowe sznurówki, plastikowe łańcuchy i kolczyki, buty z plastiku, dekatyzowane dżinsy rodem z Turcji, tajlandzkie bluzki z koronką stanowiły obowiązkowy „mundurek” modnej nastolatki. I tak właśnie ubierają się bądź chcą być ubrane dziewczyny z pokolenia Karoliny i Beaty. Nie wszystkich rodziców było jednak na to stać!
„Czerwony rower" to książka o przyjaźni nastolatek, przedstawiona przez pisarkę w sposób niezwykle realny i prawdziwy. Bycie nastolatką to wiek buntu, marzeń i uczenia się bycia kobietą. To niełatwe zadanie i choć dziewczyny lubią się, to w jednej chwili z przyjaciółek potrafią stać się rywalkami w walce o względy atrakcyjnego chłopaka. Na szczęście ich przyjaźń ma okazję przetrwać, choć ich dorosłe życie zdecydowanie różni się od tego, jakie sobie kiedyś zaplanowały.
Powieść Kozłowskiej to dla mojego pokolenia książka nostalgiczna i sentymentalna, wzruszająca i pozwalająca powspominać młodość. Czytało mi się ją bardzo przyjemnie, z przysłowiową łezką w oku. Pisarka świetnie ujęła piórem to, co kiedyś było normalnością, a co dziś przeszło już do historii i zapewne nie wróci. Część rozdziałów, na które podzielona jest powieść, opatrzona jest tytułami muzycznych hitów z tamtych lat. Super pomysł, który sprowokował mnie do zanucenia tych piosenek, kojarzących się z sobotnimi prywatkami.

Genialna książka, która na długo zostanie mi w pamięci. Szczególnie polecam pokoleniu dzisiejszych czterdziestolatków. Moc wzruszeń gwarantowana.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Otwarte.

niedziela, 15 lipca 2012

Bogna Ziembicka "Wiosna w Różanach"


Wydawnictwo Otwarte
seria Otwarte dla Ciebie
Romans
data wydania lipiec 2012
stron 370
ISBN 978-83-7515-201-2

Ponownie w Różanach

Gdy za oknem panowała sroga Pani Zima, a termometr wskazywał grubo ponad - 15 stopni zagościłam po raz pierwszy w pięknym różańskim dworku. Czytając debiutancką powieść Bogny Ziembickiej poznałam trzy wspaniałe kobiety i co tu dużo ukrywać po prostu się z nimi zżyłam i zaprzyjaźniłam. Szkoda mi było żegnać się z tymi trzema paniami po przeczytaniu książki i bardzo się ucieszyłam, gdy niedługo po tym fakcie okazało się, że jeszcze się spotkam z tymi bohaterkami w kolejnej powieści, która ukaże się latem. Książka ukazała się i dzięki uprzejmości Pani Agnieszki trafiła w moje ręce. A na dodatek na okładce ukazał się fragment mojej recenzji "Drogi do Różan".
 Byłam bardzo ciekawa jak ułoży się życie Zosi, czy w końcu znajdzie szczęście w ramionach ukochanego mężczyzny. No i gdzieś tam w duszy zastanawiałam się czy Autorce uda się ciekawie poprowadzić fabułę kolejnej książki z wcześniej wykreowanymi postaciami, bo czasem w takiej sytuacji następna książka bywa po prostu napisana ot dla dalszego ciągu, bo pierwsza się dobrze sprzedała i wieje z niej nudą, a akcja jest ciągnięta na siłę. Pani Bogna jednak jak najbardziej utrzymała świetną jakość i napisała wspaniałą książkę, która w pełni dorównuje poprzedniczce. Choć od razu dodam, że jest troszkę inna. Mniej sielskości i mniej słodyczy, więcej problemów z życia wziętych - ale to wcale nie zaszkodziło powieści. Osobiście znów zachwyciłam się piórem Pani Bogny i uległam czarowi Różan.
Czytając pierwsze strony lektury może się wydawać, że życie Zosi będzie szczęśliwe i spokojne. Nasza bohaterka jest w związku z Krzysztofem, spodziewa się dziecka - to już czwarty miesiąc. I nagle tak jak to w życiu niestety bywa robi się wielkie bum i świat Zosi rozsypuje się w drobny mak. Oczywiście nadal może liczyć na przyjaciół, którzy okażą się wspaniałymi ludźmi. Nie zdradzę więcej z treści książki - niech będzie ona dla Was wielką niespodzianką, ale dodam, że nuda nie grozi, a czytelniczych emocji będzie co niemiara. Pojawią się nowe postacie, akcja przeniesie się też poza granice Polski i oczywiście nie zabraknie ogrodowej atmosfery, kumkania żab i zapachu wiosennego kwiecia. Do tego dołączą jeszcze aromaty wspaniałych potraw. Nie zabraknie też intryg, knowań czarnych charakterów oraz szczypty romantyzmu. Dzięki temu lektura znowu jest w stanie bardzo oczarować i przyciągnąć czytelniczą uwagę. Powieść czyta się lekko i przyjemnie, choć nie braknie i wzruszających scen.
"Wiosna w Różanach" to książka jak najbardziej o miłości, która musi być cierpliwa, o przyjaźni, która potrafi być niezwykle silna i może przysłowiowe góry przynosić. To powieść o kobietach, które marzyły o miłości i bywały kochane, choć i ranione. To także lektura o stracie, która boli, o żałobie, która przygniata i o tym, że życiowe niebo nawet po największej burzy się rozpogadza. Warto poświęcić jej kilka godzin i zajrzeć do Różan. Spotkać wyjątkowe kobiety i poznać ich losy. Myślę, że obie książki Pani Bogny nikogo nie rozczarują, a wprost przeciwnie okażą się wyborną lekturą. Posmakujcie magii Różan, poznacie Zosię i zatopcie się we wspaniałej powieści. Naprawdę warto.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwarte. 

piątek, 13 lipca 2012

Stosik i już !!!!

Znów powiększyła się moja biblioteczka. Parę książek przybyło ! I to takich, które bardzo chciałam przeczytać. Buzia się śmieje. Zatem przedstawiam :
Jarosław Kret " Polska według Kreta" od Lubimy Czytać
Monika Orłowska "Adam i Ewy" j.w.
Joanna Opiat-Bojarska" Blogostan" wygrana na facebookowym konkursie na stronce ONTV
Andrzej Stasiuk "Grochów" biblioteczna
Ksawery De Montepin " Czerwony testament" - od Damidosu - totalna niespodzianka, ale jakże miła
John Mole "Moja wielka grecka przygoda" od Pascala

Monica Ali " Nieopowiedziana historia"


Wydanictwo Zysk i S-ka
data wydania 2012
stron 338
ISBN 978-83-7506-931-0

Życie po życiu

Jeśli zapytalibyśmy kilkuletnie dziewczynki w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, czy chcą być księżniczkami, pewnie usłyszelibyśmy chóralne „tak”. Nic dziwnego, bo te młode damy znają życie kobiet w koronach z bajek, w których wszystko kończy się happy endem. Księżniczki, nawet gdy bywają smutne i pokrzywdzone przez los, w końcu znajdują swojego księcia z bajki i żyją z nim długo i szczęśliwie. Rzeczywistość już jednak księżniczek nie rozpieszcza. Owszem, żyją one w bogactwie i luksusie, ale stojący u ich boku książę nie zawsze bywa zakochanym dżentelmenem, który nieba by partnerce uchylił, aby tylko na jej twarzy gościł promienny uśmiech.
Plotkarskie tabloidy często donoszą o różnych wydarzeniach z życia koronowanych głów. Bywa, że wścibscy dziennikarze nie odstępują takich osób na krok. Śledzą ich każdy ruch, spotkanie, zakupy itd. Taka inwigilacja bywa czymś bardzo nieprzyjemnym. Do tego dodajmy jeszcze sztywną etykietę, jaka obowiązuje na dworach, szereg obowiązków względem poddanych, napięty rozkład każdego dnia i wychodzi z tego mieszanka iście wybuchowa, która sprawia, że dama z książęcym tytułem jest kłębkiem nerwów i nieszczęśliwą kobietą.
Pamiętacie postać zmarłej w 1997 roku księżnej Walii? Jej historia zainspirowała pochodzącą z Bangladeszu a mieszkającą w Anglii pisarkę Monicę Ali do napisania powieści „Nieopowiedziana historia”. Jej główna bohaterka ma na imię Lydia i jest to imię z drugiego życia kobiety. Wcześniej była Dianą Spencer. Zaszczutą księżniczką, która za sprawą małżeństwa z księciem Karolem przeżyła piekło. Była zdradzana, ale i sama szukała pocieszenia w ramionach licznych kochanków. Paparazzi nie dawali jej chwili spokoju. W gazetach ukazywały się kompromitujące ją zdjęcia, wkraczające w jej intymność. Nie było końca krytyce zachowań księżnej i plotkom na jej temat. Diana okazała się w rodzinie Windsorów czarną owcą, niepasującą do skostniałej rodzinnej tradycji. Doprowadzona do załamania nerwowego księżna nie radziła sobie z emocjami, chorowała na bulimię i nerwicę. Los Diany okazał się tragiczny. Zginęła pewnego sierpniowego dnia w tunelu Alma, w wypadku samochodowym.
Monica Ali w swojej książce zmienia ostatnie dni księżnej. Diana, późniejsza Lydia, ucieka od bogatego kochanka z łodzi u wybrzeży Brazylii i finguje własną śmierć. Pomaga jej w tym wieloletni doradca Lawrence. To właśnie były agent i szpieg załatwia jej fałszywe dokumenty, organizuje operacje plastyczne i pomaga wieść nowe życie w Ameryce. Plan jest bardzo misternie przygotowany, ale czy się uda? Czy nikt nie zdemaskuje byłej księżnej?
„Nieopowiedziana historia” to powieść, w której literacka fikcja, czyli losy Lydii, miesza się z autentyczną historią księżnej Walii, której najbardziej zależało na tytule królowej ludzkich serc, a nie splendorze noszenia brytyjskiej korony. Lydia jako zwykła kobieta, która próbuje ułożyć sobie życie na nowo po rozwodzie, musi uważać, by nie zdradzić się swojej prawdziwej tożsamości. Jest jej chwilami bardzo trudno, co wyraża w listach do Lawrance'a. Brakuje jej jedynego prawdziwego przyjaciela i zaufanego człowieka, którego zabiera śmiertelna choroba. Lydia uczy się na nowo żyć, przechodzi niesamowitą przemianę z niesamodzielnej księżniczki, z olbrzymim gronem służby i doradców, do samodzielnej, zwyczajnej kobiety, która musi sobie radzić z codziennymi problemami, jak miliony kobiet na całym świecie. Podziwiałam jej walkę o nowe życie, bo to stare było rzeczywiście potworne. Pewnie niektórzy bardzo skrytykowaliby kobietę, która w imię własnego szczęścia porzuca w tak drastyczny sposób dzieci. Osobiście ją jednak rozumiałam, bo co byłoby synom po matce, która była na prostej drodze do choroby psychicznej i odosobnienia w zakładzie opiekuńczym? Czy taki scenariusz mógł zdarzyć się naprawdę? Cóż, trudno powiedzieć, czy tak znana osobistość mogłaby zniknąć i przeistoczyć się w kogoś anonimowego.

Powieść Monici Ali to wspaniała historia o kobiecie, która jest słaba i silna jednocześnie, która chce być szczęśliwa, choć cena, jaką musi zapłacić za próbę normalnego życia, jest olbrzymia. Po lekturze tej książki cieszę jeszcze bardziej, że jestem zwykłą, anonimową osobą, która może sobie spokojnie i cichutko żyć. Dzięki Bogu, mnie nikt nie sfotografuje na spacerze, a informacja, że przybył mi w pasie 1 cm, nie obiegnie tabloidów. Nie mam predyspozycji do bycia celebrytką? A Ty droga Czytelniczko? Jak byś sobie poradziła w książęcej roli? Jeśli nie bardzo wiesz, co by cię czekało, przeczytaj koniecznie najnowszą powieść autorki „Brick Lane”. Miłej lektury !

Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Zysk i S-ka.

czwartek, 12 lipca 2012

Gabriela Gargaś " W plątaninie uczuć"



Wydawnictwo Feeria
data premiery 11 lipca 2012
stron 392
ISBN 978-83-7229-307-7

Kobiety z potłuczonymi sercami

Niedawno miałam okazję przeczytać debiutancką powieść Gabrieli Gargaś "Jutra może nie być". Książka powaliła mnie na kolana. Zauroczyła i zachwyciła jak tylko może to zrobić mistrzowsko napisana powieść. Gdy otrzymałam propozycję recenzji kolejnej powieści tej Autorki nie wahałam się ani chwili. Byłam pewna, że znów czeka mnie zagłębienie się we wspaniałą książkę i niesamowite emocje. Nie myliłam się ani o włos. Znów byłam w czytelniczym niebie.

"W plątaninie uczuć" to opowieść o trzech kobietach po trzydziestce, trzech przyjaciółkach. Każda z nich żyje w nieco innej bajce, ma inny status życiowy, ale mimo różnic łączy ich bardzo mocna więź i są sobie niezwykle bliskie. Tak bliskie niczym siostry.
Dorota jest mężatką, mamą dwójki wspaniałych chłopców. Jej mąż pracuje w firmie ojca, a ona zajmuje się domem. Finansowo powodzi im się bardzo dobrze, tylko coś zaczyna się nagle psuć w związku. Ona jest zmęczona ciągłym opiekowaniem się dziećmi, prowadzeniem domu - a to, iż jest perfekcjonistką nie ułatwia jej zadania. Robert - jej mąż chciałby, by żona czekała na niego w domu promienna i wypoczęta, chętna na dzikie miłosne igraszki, a sytuacja jest dokładnie odwrotna. To prowadzi do jego fascynacji Emilią i nawiązania ognistego romansu.
Hanka jest singielką i pracoholiczką. Świetnie zarabia, jest doceniana przez szefa tylko brak jej partnera. Przypadkowe randki i seks to nie to samo co wymarzony mężczyzna i przytulne domowe gniazdko.
Kalina prowadzi ekskluzywny butik, coraz lepiej radząc sobie jako bizneswoman. Oczekuje, iż jej partner jej się oświadczy i założą rodzinę. Ale on nie jest jeszcze gotowy. To rodzi między nimi konflikty i spory. Kłótnie i nieporozumienia.

Każda z tych kobiet jest inna. Ma odmienny charakter i marzenia. Każda szuka szczęścia i chce być kochana. Los jak to los, niesie im różne niespodzianki. A one potrafią być dla siebie oparciem. Łączy ich niesamowita relacja, która w dzisiejszych czasach jest czymś niestety coraz rzadszym. Trzy przyjaciółki mogą na siebie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Wspólnie odkrywają przed sobą dusze i nie mają sekretów. Z ręką na sercu zazdrościłam dziewczynom tej relacji i chętnie dołączyłabym do ich grona. Autorce udało się przepięknie i zarazem bardzo realistycznie nakreślić portrety trzech współczesnych kobiet, które są bardzo dzielne i tak łatwo się nie poddają. A życie jak to życie - nie szczędzi im ciosów i przykrych niespodzianek. Kalina mu zmierzyć się z tajemnicami z przeszłości, Dorota poczuć smak zdrady ............
Ta książka jest niezwykła. Piękna i wzruszająca. Totalnie nie chciało mi się z nią rozstawać. To opowieść o życiu bez sztuczności i osłonek, to historia o miłości i przyjaźni, o zdradzie i bólu. Lektura wywołuje burzę emocji, łzy i moc wzruszenia. W zasadzie nie jest to bardzo gruba książka, ale ja czytałam ją dużo dłużej niż planowałam. Zapytacie czemu ? Bo powieść jest wręcz naszpikowana pięknymi myślami i wspaniałymi sentencjami, które sobie zaznaczałam i czytałam kilkakrotnie, nad którymi rozmyślałam i które analizowałam. Zachwyciły mnie w nich piękne i mądre porównania, mądrość i prawda. Jedna z nich, którą pozwolę sobie przytoczyć brzmi :
"Jeśli nie potrafisz się cieszyć tym, co masz, to nigdy nie będziesz szczęśliwa. Trzeba sprawiać, by życie nie było tylko marną egzystencją, żyć dobrze i pięknie, każdy dzień traktować jak cud. Nigdy nie wiadomo, kiedy Bóg zdmuchnie tę świeczkę..." (str 174)
Prawda, że śliczne słowa i jakże mądre ! Jeśli sięgnięcie po książkę "W plątaninie uczuć" to czekają Was niejedne takie piękne słowa. Książka niesie w sobie przesłanie i poucza, że każdy dzień to coś wyjątkowego, że warto walczyć o własne szczęście, a życie czasem trochę boli. Środkiem na ten ból, który zadziała niczym skuteczna pastylka przeciwbólowa z pewnością będzie serdeczna przyjaciółka, która zadziała niczym balsam na zbolałą duszę.
Może to zabrzmi dla niektórych dziwnie, ale ta powieść moim zdaniem nie ma żadnych minusów i choćbym nie wiem jak długo się zastanawiała nie znajdę w niej nic, co mogłabym skrytykować. Nie przypominam sobie, bym oceniając książki w skali jaka jest na portalu Lubimy Czytać postawiła powieściom tej samej autorki aż dwie noty maksymalne czyli "10". Pani Gabriela jak najbardziej na to zasługuje. Cóż pozostaje mi tylko życzyć Jej kolejnych pisarskich sukcesów i czekać na następną powieść jej pióra.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu Feeria.

wtorek, 10 lipca 2012

Jerzy Stuhr "Tak sobie myślę..."


Wydawnictwo Literackie
premiera czerwiec 2012
stron 286
ISBN978-83-08-04958-7


Z pamiętnika chorego

Życie jest pełne niespodzianek. Są te miłe, ale i te przykre, które mają moc zwalania z nóg. Do takich należy choroba. To bardzo trudny przeciwnik, zwłaszcza wtedy, gdy rokowania są niezbyt optymistyczne, a przegrana walka to śmierć. Wielu z nas buntuje się wtedy, szuka przyczyn i odpowiedzi na pytanie - dlaczego ja? Dlaczego mnie spotyka cierpienie, a inni cieszą się pełnią życia i zdrowia ? Czasem bardzo trudno jest zebrać siły do walki z tak ciężkim przeciwnikiem. Są jednak ludzie, którzy przyjmują wyroki w lekarskich gabinetach ze stoickim spokojem i postanawiają - pewnie tylko pozornie bez emocji,gdyż mocno je ukrywają - walczyć dzień po dniu, by odnieść zwycięstwo.
Do takich osób należy bardzo znany i uwielbiany przez rzesze fanów aktor i reżyser, Jerzy Stuhr. W 2011 roku poczuł się gorzej, myślał, że to tylko z przemęczenia i że pomogą mu wakacje. Niestety badania wykazały, że dopadł go nowotwór. Na samym początku rokowania nie były pomyślne – 70 % szans i pewnie ze cztery miesiące życia. Ale On zawziął się w sobie i rozpoczął walkę. Równocześnie zaczął pisać dziennik – niezwykle osobisty pamiętnik, który miał być przeznaczony tylko dla najbliższych mu osób. Na szczęście pracownicom Wydawnictwa Literackiego udało się przekonać pana Jerzego, by książka ukazała się drukiem. Dziś znajduje się ona już na księgarskich półkach, a media donoszą, że jeden z polskich aktorów, którego najbardziej lubię, najgorsze ma już za sobą. Pewnie już na całego szykuje się do powrotu na scenę, który to zaplanował na tegoroczne lato.
„Tak sobie myślę...” to książka niezwykła. Pewnie zapytacie dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze, bardzo zaimponowała mi postawa pana Stuhra, który trudną i bolesną wiadomość przyjął z pokorą. Postanowił nie dać się i nie poddawać, a równocześnie, jak sam pisze, z aktywnego uczestnika życia stał się bardziej jego obserwatorem. Prowadzony od 10 października 2011 roku pamiętnik jest bardzo, bardzo osobisty. Jego autor pozwala czytelnikowi zajrzeć głęboko w swoją duszę i serce. Stuhr pisze o przeróżnych rzeczach. Wspomina wydarzenia ze swojej jakże bogatej kariery, przyjaciół, współpracowników i kolegów, z którymi przyszło mu pracować. Pisze o codzienności i tej współczesnej, i tej sprzed lat, kiedy w Polsce było zdecydowanie inaczej. Stuhr ocenia, porównuje i dokonuje podsumowań. Dużo miejsca w swoich zapiskach poświęca teatrowi i kinu. Ale opisuje też doświadczenia związane z chorobą, pobytami w szpitalu, leczeniem, które przy wdrożeniu chemioterapii jest dla pacjenta bardzo uciążliwe. Pan Jerzy dzielnie walczy, a sił dodaje mu rodzina, żona i dzieci oraz fakt, że jego córka spodziewa się pierwszego dziecka. Przyszły dziadek chce koniecznie dożyć chwili, by wziąć maleństwo w ramiona. Dzięki Bogu to mu się udaje. Zdjęcie aktora z malutką Lenką w ramionach zamieszczone pod koniec książki bardzo mnie wzruszyło.

Czytałam ten dziennik bardzo powoli, rozkoszowałam się zawartymi w nim przemyśleniami, które są dowodem na to, że Jerzy Stuhr to nie tylko wspaniały aktor i reżyser, ale to także intelektualista i mądry „życiowo” człowiek o dobrym i wrażliwym sercu. Te refleksje, te celne spostrzeżenia, te piękne przemyślenia na temat wartości życia, śmierci czy przemijania są po prostu wspaniałe. Mądre i pełne prawdy.
O książce bardzo wiele mówi okładka. Tu wydawcy należą się słowa uznania za idealne jej dobranie. Zdjęcie pokazuje człowieka zmienionego po chemioterapii, widać, że zmagającego się z chorobą, który bardzo ciekawskim, a zarazem zamyślonym wzrokiem spogląda w przyszłość, która jawi mu się jako jedna wielka niewiadoma. W ręku trzyma książkę lub zeszyt, w którym zapisuje kolejne notatki i ten przedmiot staje się jakby pomostem między nim a jutrem. Tytuł jest również bardzo trafiony. Choroba zmusza niejako autora książki „Tak sobie myślę...” do wielu podsumowań, refleksji nad tym, co było i nad tym, jak żyć, gdy walka skończy się zwycięstwem. Z lektury biją nadzieja i optymizm, spokój i siła, dlatego naprawdę gorąco polecam ją tym, którzy chorują, walczą i opadają z sił. Z pewnością będzie jak cudowna kroplówka, która poprawi kondycję i doda wigoru. Zachęcam też do lektury wszystkich miłośników polskiego kina, teatru i osoby będące fanami pana Jerzego. To naprawdę piękny portret Mistrza wyrysowany piórem trzymanym w Jego ręce.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.


niedziela, 8 lipca 2012

Marta Stefaniak " Czary w małym miasteczku"


Wydawnictwo Prószyński
data wydania czerwiec 2012
stron 296
ISBN 978-83-7839-201-9

Historia z domieszką bajkowości

Jak to byłoby wspaniale, gdy od czasu do czasu w naszym życiu pojawiała się dobra wróżka i pomagała uporządkować pewne rzeczy. Dobra pani z miotełką w ręce mogłaby posprzątać na naszym niebie i zbierające się czarne chmurzyska, które zwykle zwiastują jakieś tarapaty pozbierać gdzieś do worka i wyrzucić daleko hen !
Debiutancka powieść Marty Stefaniak bardzo mnie zaskoczyła. Bo nie spodziewałam się tak różnorodnej historii opowiedzianej na kartach książki, która jest niby bajką dla dorosłych i ma w sobie tyle przeciwstawnych elementów. Jedne z nich są iście rodem z baśni, a inne z życia prowincjonalnego miasteczka. Myślę, że pochodząca z mojego regionu -  Podkarpacia pisarka swoje miasteczko odwzorowała na sporej grupie miejscowości z rodzinnych stron, w których panuje atmosfera powiedzmy delikatnie w kolorze szarym. Tak, tak drodzy mieszkańcy stolicy i innych dużych grodów. W Polsce - ktoś tu śmiało w kampanii wyborczej powiedział, że Polska jest tylko jedna - a to mija się z prawdą - jest w biednych regionach sporo takich mieścinek, które wioną na kilometr marazmem i stagnacją. Po upadku komuny upadły i one. Dające utrzymanie i poczucie bezpieczeństwa fabryki i zakłady pracy upadły, a w ich miejsce nie powstało nic w zamian. Ludzie nie mają perspektyw, dotyka ich bieda i bezrobocie. No tak mają jeszcze szanse jak mąż sklepowej z powieści na wyjazd zagraniczny na tzw saksy, ale ile kosztują zarobione tam euro - kto przeliczy koszt rozłąki i rodzące się patologie ? Prowincjonalne miasteczko opisane w powieści jest smutne lecz prawdziwe. Korupcja, obstawianie na stołkach swoich ludzi przez rządzących, zaniedbanie infrastruktury i rozwoju, brak perspektyw na lepsze jutro to dla wielu Polaków nie tylko literacka fikcja, ale i rzeczywistość.
Powieść Stefaniak dzieli się na trzy części. W pierwszej poznajemy realia życia i mieszkańców owego miasteczka. Część druga to już bajka. Bo nagle pojawia się starsza pani, niepozorna kobietka, która nosi sztruksową kurtkę, długa spódnicę i znoszone adidasy. I umie czarować ! Ma chyba w ręce niewidzialną różdżkę i czyni istne cuda....................
Pewnie w niejednym miasteczku przydałaby się taka kobieta, która umie wykrzesać dobro.
Książka mnie zaskoczyła ciekawie pomyślaną historią, której zakończenie jest trochę zagadkowe i takie jakieś niedopowiedziane. Końcówka tej lektury dryfuje chyba w stronę fantastyki bajkowej w wydaniu dla dorosłych. Jaka jest ta powieść? Na pewno oryginalna. Szybko się ją czyta. Nie dało mi się jednak przy czytaniu zrelaksować, bo ciągle zmuszałam się do pewnych rozważań i refleksji. Jaką wielką moc musiałaby mieć osoba, która zmieniłaby małomiasteczkowe skorumpowane władze w ludzi z dobrym sercem? Jaka siła zmusiłaby widzące czubek własnego nosa władze do służby na rzecz wyborców? Przecież to dziś zdarza się chyba tylko w bajkach. Sporo emocji, porównań i wniosków wzbudziło we mnie przeczytanie tej książki z kupą realizmu i szczyptą bajki. I pewnie to zasługa tego, że część z tej literackiej fikcji jest na co dzień w moim życiu, w świecie, który widać z okien mojego mieszkania.
Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński. 

piątek, 6 lipca 2012

Stosik z upalnego tygodnia

Mimo upalnego tygodnia - nie ukrywam, że ledwo co łażę i na nic nie mam siły - ups jakie u mnie kurze - książki dotarły całe i zdrowe .A jak cieszą - ech jak mi niewiele do szczęścia trzeba. Cudowne do mnie w tym tygodniu dotarły lektury ! Pewnie czytałabym więcej, ale sił mi naprawdę brak. W sypialni mam + 31, bo od południa. No dobra dość marudzenia czas się chwalić !
Magdalena Witkiewicz - Opowieść niewiernej - od Lubimy Czytać (bardzo obiecujący trailer mnie skusił )
Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski " Sierpniowe kumki" od Lubimy Czytać
Joselito Michard "W pułapce dzieciństwa" od portalu IRKA
Anne Bronte "Agnes Grey" od MG
Martyna Ochnik " Oszołomy" od Matrasa
Gabriela Gargaś " W plątaninie uczuć" od Feerii ( tu się cudo zapowiada)
Heidi Rehn " Kobieta z bursztynowym amuletem" od Lubimy Czytać
Serdeczne dzięki za każdą książkę z osobna. 

czwartek, 5 lipca 2012

Wolf Serno "Medyczka z Bolonii"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2012
stron 544
ISBN 978-83-7799-878-6


Ukryta za woalem

W dzisiejszych czasach urodzenie się ze znamieniem na twarzy nie jest tragedią. Współczesna medycyna oferuje szereg nowoczesnych metod jego usunięcia. Jeśli ktoś jednak boi się panicznie skalpela, może swobodnie żyć z takim znamieniem i nic poza drwinami ze strony niewychowanych osób mu w zasadzie nie grozi. To niewiarygodne, ale w przeszłości było inaczej. Oszpecona znamieniem twarz mogła ściągnąć na Bogu ducha winnego człowieka śmiertelne niebezpieczeństwo. Kilka wieków temu, w czasach, gdy w Europie szalała Święta Inkwizycja, posiadanie takiego znaku oznaczało konszachty z diabłem i złymi mocami. Szerzone przez inkwizytorów poglądy były szalone i nie miały nic wspólnego z głoszonym w Biblii miłosierdziem i miłością do bliźniego. Otumanione społeczeństwo jednak przyzwalało, aby osoby posądzone w procesach wołających o pomstę do nieba zostały skazywane na karę spłonięcia na stosie.
„Medyczka z Bolonii” to wspaniała historyczno-obyczajowa powieść opowiadająca historię życia kobiety, która urodziła się właśnie z takowym znamieniem na twarzy. Jedna połowa oblicza była blada, zaś druga w kolorze rubinu. Ten defekt natury znacząco wpłynął na całe życie kobiety i sprawił, że musiała ukrywać swoją twarz za woalką przypiętą do nakrycia głowy.
Carla Castagnolo przyszła na świat w Bolonii w 1552 roku. Jej matka wychowywała ją samotnie. Kobieta trudniąca się krawiectwem i szyjąca eleganckie suknie dla bogatych klientek nie mogła zbyt wiele czasu poświęcać dziecku, które wychowywała bez niczyjej pomocy. Carla musiała samotnie spędzać czas w domu i cierpliwie czekać na ukochaną mamę. Od kiedy tylko dziewczynka stała się rozumnym dzieckiem, kochająca rodzicielka uświadomiła ją, jaki los ją czeka. Znamię mogło na ich dom ściągnąć spore kłopoty. Matka przestrzegała córkę szczególnie gorąco przed inkwizytorami, których radziła unikać i trzymać się od nich z daleka. Gdy Carla podrosła i stała się podlotkiem, matka postanowiła nauczyć ją krawieckiego fachu, by w przyszłości mogła zarabiać na życie. Kobieta nie spodziewała się raczej, że znajdzie się kandydat do ręki oszpeconej córki. Dziewczyna doskonale radziła sobie z igłą oraz nicią w ręku. Miała dobry gust i umiała ciekawie łączyć materiały w śliczne suknie. Mimo to praca krawcowej nie przynosiła jej zadowolenia i satysfakcji. Swoje prawdziwe zawodowe powołanie Carla odkryła dzięki pierwszemu mężczyźnie, który obdarzył ją uczuciem. Marco terminował w zakładzie szewskim, ale po otrzymaniu sporego spadku postanowił podjąć studia medyczne. Były one bardzo kosztowne i dostępne tylko dla mężczyzn. Carla po śmierci matki, za wstawiennictwem swojego narzeczonego, podjęła płatną służbę w szpitalu dla ubogich mieszkańców miasta, który prowadziły zakonnice. Została pomocnicą pielęgniarek. Skromna i sumienna odkrywała swoje prawdziwe powołanie. Marzyła, by zostać medyczką i pojąć arkana sztuki lekarskiej. Czy udało jej się zrealizować odważne plany i leczyć chorych ?
„Medyczka z Bolonii” to z rozmachem napisana powieść, której akcja rozgrywa się kilka stuleci temu w XVI-wiecznej Italii. Jej główna bohaterka to uboga dziewczyna pokrzywdzona przez los i ludzi, mająca wspaniały charakter i dobre serce. Carla nie użala się nad sobą, nie roni łez z powodu ostracyzmu, na jaki jest skazana przez szpecące znamię. Jest uroczą osóbką pełną uporu i zawziętości w dążeniu do wymarzonego celu, jakim jest leczenie ludzi. Marzenia Carli są jednak w zasadzie niemożliwe do realizacji. Studia medyczne i zawód medyka to owoc zakazany dla kobiet. Płci pięknej nie wolno nawet było wtenczas przystąpić progu uczelni medycznej. Mimo to Carla podąża uparcie za swoimi marzeniami i choć grozi jej niebezpieczeństwo, doskonali swoje umiejętności. Bardzo polubiłam tę postać, ale to chyba oczywiste, że tak dobra, odważna i pełna charyzmy dziewczyna wzbudza w czytelniku sympatię.
Autor w bardzo ciekawy i porywający sposób opisuje czasy, kiedy inkwizytorzy dokonywali swoich dzieła. Święta Inkwizycja to bardzo bolesna i negatywna działalność w historii Kościoła Katolickiego, który za zgodą papieską pozwalał na poczynania zasługujące na karę i potępienie. To czasy, kiedy zawzięci i szaleni duchowni pod pozorem walki ze złem dokonywali wielu okrucieństw i spaleń na stosie oraz tortur. Sami inkwizytorzy byli zwykle o wiele bardziej grzeszni od niejednego nieszczęśnika, który spłonął. Lektura skłoniła mnie do refleksji, czy człowiek planując walkę ze złem pod sztandarem chrześcijaństwa, ma prawo sięgać po atrybut nieomylności? Znane mi z historii fakty i sceny ukazane w powieści utwierdziły mnie w przekonaniu, iż inkwizycja była kolosalnym błędem i kładzie się do dziś cieniem na poczynaniach kleru. Przeprosiny za te akty nie wrócą życia niewinnie skazanym.

Obszerny, liczący kilka setek stron tom czytało mi się niezwykle przyjemnie. Autor, choć opisuje dawne czasy, używa współczesnego i potocznego języka, wplatając co jakiś czas włoskie słowo. Dzięki temu książka jest łatwa w odbiorze.
„Medyczka z Bolonii” to powieść o miłości i przyjaźni, która zniesie wiele i wiele przetrwa. Książka Serno to lektura pełna przygód, fascynujących opisów włoskich miast w dobie Odrodzenia i stylu życia ich mieszkańców, którzy należą do różnych warstw społecznych. Autor ciekawie opisuje obchody karnawału, pozwala odczuć czytelnikom grozę epidemii dżumy w Wenecji. Dzięki lekturze poznałam też metody, jakie były stosowane w leczeniu chorych w drugiej połowie XVI wieku. Owszem, niektóre z nich wywołują dziś uśmiech na twarzy, ale operacje dotyczące rekonstrukcji nosa zrobiły na mnie spore wrażenie.

Powieść bardzo przypadła mi do gustu. Zachęcam gorąco do zaczytanie się w książce Wolfa Serno, która jak najbardziej zasługuje na miano księgarskiego hitu. Idealna lektura dla każdego, bez względu na wiek i płeć.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Świat Książki.