Wydawnictwo Carta Blanca
data wydania październik 2011
stron 264
ISBN 978-83-7705-136-8
W cieniu reaktora
Minęło ponad 25 lat od pamiętnej daty. Dziś promieniowanie na skażonych terenach jest już mniejsze. Ludzie powrócili do części opuszczonych miejscowości. Ale miasto Prypeć, gdzie mieszkali głównie pracownicy „atomnej elektrostancji” nie wróciło do dawnej świetności. Rozpadł się ZSRR, tereny skażone znalazły się w granicach Białorusi i Ukrainy. I stały się (co może niektórych dziwić) popularnym turystycznie terenem odwiedzanym przez „turystów” z Zachodu.
Zobaczyć na własne oczy feralną elektrownię, strefę zamkniętą, poczuć klimat Czarnobyla to marzenie wielu, których to miejsce i wydarzenia zafascynowały.
Do Prypeci i innych skażonych miejsc udała się także niemiecka niezależna dziennikarka Merle Hilbk. Swoje wrażenia, niesamowite przeżycia i opinie zawarła w książce “Czernobyl Baby”. Składa się ona z 15 rozdziałów poświęconych wydarzeniom z kwietnia 1986 roku, ale i ludziom, którzy byli związani z elektrownią im. Lenina, przeciwnikom rozwoju elektrowni atomowych w Niemczech, na Ukrainie i Białorusi, ludziom, którzy działają w organizacji Kinder von Tschernobyl.
Początek lektury to relacja z wjazdu do strefy skażonej – niesamowite przeżycie, bo wielu spodziewa się księżycowego krajobrazu, a tymczasem przyroda nie dała się zniszczyć. Hilbk bardzo ciekawie opisuje opuszczone ludzkie osiedla, przeprowadza rozmowy z tymi, którzy pojawiają się w strefie jako pracownicy oraz z tymi, którzy wrócili do swoich domów do miejscowości, gdzie skażenie się zmniejszyło. Pomiędzy Niemką a jej rozmówcami widać niesamowity kontrast. Podczas, gdy na Zachodzie bano się radiacji, zwykli mieszkańcy okolic Czarnobyla myśleli po prostu jak przeżyć gdy państwo nie pomaga, dostają głodowe emerytury, zlikwidowano specjalną pomoc medyczną i sanatoryjną. Tam ludzie z biedy sięgają po żywność i nie myślą o tym, by zmierzyć jej skażenie. A w strefie skażenia osiedlają się też uchodźcy z byłych republik radzieckich w poszukiwaniu pracy i dachu nad głową. Młodzi wprawdzie starają się uciekać z terenów w pobliżu elektrowni, ale starsze pokolenie zmęczone walką o byt i bezradne, dożywa tam swoich dni często walcząc z całą gamą chorób, które są owocem promieniowania.
Dzięki lekturze tej książki miałam okazję poznać inny wydźwięk Czarnobyla niż ten, który towarzyszył katastrofie w Polsce. Dzięki brakowi informacji nie ogarnęła nas panika, taka jak np. Niemców z RFN-u. Miałam wtedy 12 lat i tylko namawiano nas do picia płynu Lugola, ale nikt nie myślał o niepiciu mleka czy niejedzeniu sałaty. Tymczasem relacje Hilbk pokazują, jak wielkie protesty miały miejsce, jak wielu ludzi obwiało się o życie i zdrowie.
Książka wciągnęła mnie niesamowicie, z zaciekawieniem obejrzałam zamieszczone w niej zdjęcia. A zachęcona treścią obejrzałam materiały dostępne w sieci. Robi to naprawdę szokujące wrażenie. Mimo, że wszelkie oryginalne dokumenty z elektrowni przepadły gdzieś w radzieckich archiwach, to jednak z dużym prawdopodobieństwem można było tej awarii uniknąć.
Czytałam tę książkę jako przedstawicielka pokolenia, które przeżyło katastrofę, ale polecę ją również i młodszym Czytelnikom. Niech ta lektura będzie przestrogą przed niekontrolowanym i pochopnym zarządzaniem reaktorami, oby nauczyła pokory tych, którzy czują się władcami atomu. Bo człowiek to istota omylna, a w tym wypadku skutki dotyczą milinów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Carta Blanca
Intrygujący temat, z przyjemnością zapoznam się z nim bliżej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Też pamiętam tę tragedię, a książki poszukam - ciekawa
OdpowiedzUsuńTo musi być niewątpliwie ciekawa lektura. Pamiętam te wydarzenia i na pewno kiedyś zajrzę do tej książki.
OdpowiedzUsuńZ pewnością mnie zainteresuje. Muszę jej poszukać ;)
OdpowiedzUsuń