Dziś gościem mojego bloga jest jej autorka, z którą dzięki dobrodziejstwu internetu przeprowadziłam wywiad. Oto on.
Beata Gołembiowska ( zdjęcie ze zbiorów autorki)
Bernardeta Łagodzic-Mielnik 1. Jak to się stało, że chwyciła Pani za pióro?
Beata Gołembiowska - Jako dziecko byłam niemalże stale chora. Spędzając czasami miesiące w łóżku, nauczyłam się bardzo wcześnie czytać. Zaczęłam dosłownie połykać książki i czytanie stało się moim nałogiem. Przez wiele lat z rzędu pobijałam rekordy ilości wypożyczonych książek w miejskiej bibliotece. Żyłam wtedy niemalże cały czas w wyimaginowanym świecie, wyobrażając siebie w różnych sytuacjach i epokach. Te wytwory wyobraźni próbowałam przelać na papier. W szkole średniej i na studiach pochłonęła mnie pasja do biologii, a ściślej do ornitologii i zarzuciłam pisanie. Dopiero, gdy urodziły się moje córki – zbliżałam się wtedy do trzydziestki – zaczęłam pisać dla nich pamiętniki. Spisywałam wszystkie ich zabawne powiedzonka, opisywałam wydarzenia, ale też, od czasu do czasu wspominałam w nich o sobie. Dopiero w Kanadzie odważyłam się na napisanie kilku artykułów – o fotografii, przyrodzie, malarstwie. Zostały opublikowane w kilku kanadyjskich i polskich czasopismach.
Tak naprawdę przygoda z pisaniem na serio zaczęła się od jednego opowiadania, które zatytułowałam Żółta sukienka. Mój przyjaciel, reżyser, zachęcił mnie do napisania scenariusza, tę ideę podchwyciła moja pracodawczyni, aktorka – Liliana Komorowska - i tak powstał scenariusz, który niestety nie ujrzał światła dziennego. Na podstawie jego napisałam mój debiut, tworzony w męce, gdyż był swego rodzaju pamiętnikiem. W tym samym czasie zbierałam materiały do książki – albumu W jednej walizce - o polskich arystokratach na emigracji w Kanadzie. Obie książki ukazały się w grudniu 2011. Od tego czasu pisanie stało się moim sposobem na życie, robię to codziennie, godzinę, dwie, a czasem kilka. Od kilku miesięcy prowadzę bloga, a ostatnio moje artykuły publikuje Pangea Magazine, polsko – angielskie czasopiśmo promującym wizerunek Polski.
B. Ł-M. 2 - Skąd czerpie Pani pomysły na fabuły książek?
B. G. Mój debiut – Żółta sukienka, tak jak wspomniałam wcześniej, jest w dużej mierze autobiografią, chociaż część sytuacji i postaci jest fikcyjnych. Polscy arystokraci na emigracji w Kanadzie - temat mojej książki W jednej walizce, był mi bliski poprzez wspomnienia mojego ojca, pochodzącego z ziemiańskiej rodziny. Następna powieść, Malowanki na szkle, która mam nadzieję ukaże się jeszcze w kwietniu nakładem wydawnictwa Comm, jest już fikcją, chociaż zawiera pewne elementy zasłyszanych opowiadań, czy przeżytych przeze mnie wydarzeń. Bohaterka, tak jak ja, jest z wykształcenia biologiem. Powieść Lista Olafa, którą wysłałam do wydawnictw dopiero miesiąc temu, też zawiera kilka elementów biograficznych. Czyli w każdej z moich książek jest cząstka mnie samej. Nie zawsze doceniałam mój skomplikowany życiorys i ilość zawodów, jakie wykonywałam. Podczas pisania okazuje się, że jest on bardzo pomocny. Pomysły na fabułę czy akcję czerpię też z opowieści; znajomych, przyjaciół, czy od przygodnie spotkanych ludzi. Czasami zaintryguje mnie tylko ich fragment i już moja wyobraźnia zaczyna działać. Kilka lat temu podczas pobytu nad morzem spotkałam kobietę zbierającą bursztyny. W latach 60-tych pracowała dla UB. Opowiedziała mi trochę o sobie. Moje myśli krążą wokół jej historii. Zapisuję je i kto wie, może kiedyś wykorzystam w następnej powieści.
B. Ł-M. 3 - Czy mieszkanie na obczyźnie utrudnia czy ułatwia pisanie dla polskiego czytelnika?
B. G. Są jego plusy i minusy, chociaż według mnie przeważają te drugie. Polska się zmienia w bardzo szybkim tempie i już nie jest tą, którą dobrze znałam. Mam trudności z opisaniem współczesnych polskich grup społecznych, a i polski język już nie jest ten sam jak za „moich” czasów. Natomiast dostrzegam z większą wyrazistością to, co w Polsce najbardziej wartościowe, czego przeciętny Polak, zatopiony w szarzyźnie codzienności nie potrafi dojrzeć. Myślę, że moje pisanie o Polsce może być swego rodzaju reklamą ojczyzny. Szczególnie, gdy opisuję jej krajobrazy, popadam w uniesienie. A i ludzie spotykani tylko raz do roku wydają mi się tacy wspaniali! Obecnie pracuję nad powieścią umiejscowioną w latach 70-80 – te przynajmniej dobrze znam. Zdaję sobie sprawę, że jako emigrantka powinnam wyjść z tematu – Polska. Podjęłam więc decyzję stworzenia powieści, której akcja toczy się w Meksyku, Meridzie. W tym mieście od czterech lat jest mój drugi dom. Będzie to próba przełamania mojej „polskiej monotonii”, chociaż dwie bohaterki będą Polkami. A polski czytelnik nie koniecznie musi czytać o Polsce widzianej oczami osoby w niej przebywającej. Mickiewicz, Słowacki, Gombrowicz, Mrożek, Miłosz i wielu innych – pisali o ojczyźnie poza jej granicami. Jest to moja pociecha w chwilach zwątpienia, gdy zastanawiam się, co ja, emigrantka, mogę wartościowego napisać o kraju, w którym już nie mieszkam od tak dawna.
B. Ł-M. 4 - Co poczuła Pani na wieść, że Pani książka trafi w ręce czytelników?
B. G. Niesamowite wzruszenie. Gdy otworzyłam paczkę z Żółtą sukienką i wzięłam jeden egzemplarz do ręki, przeczytałam moje nazwisko na okładce….moje oczy zwilgotniały. A z drugiej strony było też rozczarowanie – dwa lata pracy i takie coś małego? Inne uczucia miałam po obejrzeniu W jednej walizce. Pięknie wydana, obszerna…. A potem przyszły maile od czytelników, recenzje…
„Moje pisanie już nie należy tylko do mnie, ale też i do innych” – ta myśl mi stale towarzyszy podczas tworzenia następnych powieści.
B. Ł-M. 5 - Czy stanie się pisarką wpłynęło na Pani życie prywatne i zawodowe?
B. G. Od kilku lat pracuję dla małej firmy produkującej filmy dokumentalne. Jest powadzona przez polską aktorkę, Lilianę Komorowską. Trudno mi nawet określić, jaki jest zakres moich zadań – robię dosłownie wszystko – fotografuję, filmuję, organizuję, ale też i piszę. Od czasu, kiedy na poważnie zabrałam się za swój warsztat pisarski, przybyło mi obowiązków z nim związanych. Natomiast w życiu prywatnym pisanie stało się niemal najważniejsze. Budzę się z myślą, – „co dzisiaj napiszę” i z taką samą kładę się spać. Jestem w o tyle wygodnej sytuacji, że moje dzieci są już dorosłe, a miejsca, w których mieszkam, są wymarzonymi na pracę twórczą. W Kanadzie jest nim domek w lesie, a w Meksyku, Meridzie – dom w otoczeniu tropikalnej roślinności.
B. Ł-M. 6 - Pisanie to bardziej praca czy pasja?
B. G. Na razie pasja. Jak każdemu pisarzowi, marzy mi się możność życia, nawet bardzo skromnego, ze sprzedaży książek. Mam nadzieję, że to nastąpi. Staram się o tym nie myśleć, doceniając, że mam z czego żyć. Wydaje mi się, że każda następna książka jest lepsza od poprzedniej i przyjdzie taki czas….
B. Ł-M. 7- Pani ulubiony autor?
B. G. Jest ich bardzo wielu, głównie z XIX i początku XX wieku, ale ze współczesnych jest nim zdecydowanie Eric Emmanuel Shmitt. Odkryłam go zaledwie dwa lata temu, przeczytałam wszystkie jego książki i sztuki teatralne i każda z nich mnie zafascynowała. Jego literaturę porównuję do filmów Kieślowskiego - zaskakująca fabuła, zachwycające bogactwo psychologiczne postaci.
B. Ł-M. 8 - Pani ulubione książki?
B. G. Wymieniłam już książki Shmitta, a z polskich pisarzy Balzakiana - Jacka Dehnela, Stefana Chwina - Hanneman i Złoty Pelikan. Niedawno przeczytałam Tego lata w Zawrociu – Hanki Kowalewskiej i byłam oczarowana tą książką.
Są lektury - nawet te moim zdaniem bardzo dobre - które czytam tylko raz i potem odstawiam na półkę. Są też takie, po które sięgam kilka razy i do nich należą między innymi: Trylogia Sienkiewicza, Anna Karenina Tołstoja, Zbrodnia i kara Dostojewskiego, Rozważna i romantyczna Jane Austin oraz Lucy Montgomery Błękitny zamek.
B. Ł-M. 9 - Czy czytuje Pani polską prozę dla kobiet? Jeśli tak to jak Pani ocenia jej poziom?
B. G. Trudno mi jest się wypowiedzieć na ten temat, gdyż nie znam zbyt dobrze tego nurtu. Przeczytałam zaledwie kilka powieści polskich autorek, które można zaliczyć do „prozy kobiecej”. Niektóre mi się podobały, inne zdecydowanie nie. Kobiety dopiero niedawno masowo zaistniały w literaturze. Wydeptują swoje ścieżki, poruszając tematy ważne lub błahe, czyniąc to z większym lub mniejszym talentem. Nie wiem, czy Służące Kathryn Stockett można zaliczyć do „prozy kobiecej” – jest to książka o kobietach napisana przez kobietę. Dawno nie miałam w ręku tak genialnie napisanej powieści. Przeczytałam ją cztery razy. Może między innymi dlatego, że utożsamiam się z bohaterkami? Tuż po przyjeździe do Kanady, przez prawie dwa lata pracowałam jako służąca.
B. Ł-M. 10 - Co Panią najbardziej inspiruje do pisania?
B. G. Pisanie traktuję jak jedzenie, picie, pójście do pracy. Jest po prostu częścią życia. W gorsze dni jest to tylko godzina dziennie, w lepsze – kilka godzin. Natchnienie przychodzi w trakcie pisania. Kilka lat temu moja córka zapytała mnie – „jak zostać malarką?”.
– „Namaluj 500 obrazów” – taka była moja odpowiedź. Ćwiczenie czyni mistrza. Nie szukam więc chwil inspiracji, wierzę w codzienną ciężką pracę.
B. Ł-M. 11 - Jakie ma Pani hobby?
B. G. Pisanie nadal traktuję jako bardzo czasochłonne hobby. Uwielbiam też pracę w ogrodzie. Mam ich dwa – jeden na polanie leśnej, a drugi tropikalny. Ten leśny rośnie powoli i wymaga wielu zabiegów, drugi rozwija się jak wariat i kwitnie na okrągło. Lubię też sport. Niegdyś jeździłam konno, na nartach zjazdowych, a obecnie zostało pływanie i narciarstwo biegowe.
B. Ł-M. 12 - Czy trudno wydać swoją pierwszą powieść? Jakie rady udzieliłaby Pani tym, którzy marzą o publikacji książki?
B. G. Nie przypuszczałam, że jest to tak trudny proces. Przebrnęłam przez niego i mam już większe doświadczenie i rozeznanie. A rady dla tych, którzy marzą? Wysyłać, czekać, nie zniechęcać się i pisać następne powieści. Jeśli wydawnictwa, które pokrywają koszty, nie odezwą się, a autor nie ma funduszy na wydanie w tych, które żądają pieniędzy, wydać w postaci e booka. A nawet w formie PDF-a i rozesłać znajomym. Po napisaniu powieści warto poprosić kilka osób o przeczytanie maszynopisu i wyrażenie opinii. Te krytyczne są najcenniejsze, chociaż mogą nieźle zaboleć. Sam proces korekty i redakcji potrafi być bardziej pracochłonny niż napisanie powieści. Nie trzeba się tym zrażać. Jest naprawdę potrzebny. A gdy książka się ukaże… To już następny etap, równie trudny, gdyż mało wydawnictw ma na tyle funduszy, aby zająć się rzetelną promocją. I tu znowu autor musi ruszyć do boju.
B. Ł-M. 13 - Czy dużo Pani czyta? Jakie są Pani ulubione gatunki?
B. G.Czytam niestety z doskoku. Czasami, mając mało czasu, sięgam po książkę, którą znam – na ogół są to psychologiczne powieści przełomu XIX i XX – głównie literatura anglosaska.
Staram się przeczytać przynajmniej 2 - 3 książki miesięcznie. Niestety, pisanie pochłania prawie w całości mój wolny czas.
B. Ł-M. 14 - Czy ma Pani zwierzęta?
B. G. Z wykształcenia jestem biologiem, a mój wybór studiów został podyktowany miłością do zwierząt. Może dlatego nigdy nie byłam dobrym naukowcem? Był taki okres, że w naszym kanadyjskim domu mieliśmy świnkę morską, wiewiórkę, dwa koty i psa. Potem został już tylko pies, cudowny Yorkie, o imieniu Amber, a tak naprawdę nazywaliśmy go kilkunastoma imionami i na wszystkie reagował. Najbardziej przyjął się Pimpuś. Przeżyłam niezwykle silnie jego śmierć i postanowiłam już nie mieć żadnego zwierzęcia. Ale nadal nasze rodzinne rozmowy są zdominowane wspomnieniami o psie. Nasz meksykański dom nazwaliśmy Casa de Ambar – na cześć naszego psa.
B. Ł-M. 15 - Niedługo ukaże się Pani kolejna książka. Jak zareklamuje ją Pani tym, którzy docenili "Żółtą sukienkę"?
B. G. W Żółtej sukience, której głównym tematem jest tragedia, starałam się też zawrzeć dużą dawkę nadziei i wiary w człowieka. Nawet w tego, który dopuścił się zbrodni.
Malowanki na szkle to książka o zupełnie innym klimacie. Nie ma w niej głównego bohatera, jest ich kilkoro. Są uwikłani w różne perypetie życiowe, wychodząc z nich na ogół zwycięsko. A skąd tytuł Malowanki na szkle?
„Każda z postaci powieści opowiada swoją historię, jedna przeplata drugą, tworząc barwne obrazy, podobne do tych wykonanych przez Helę, góralkę z Murzasichla. Nie wszystkie jej malowanki na szkle zdobią ściany „biołyj izby”, część z nich jest schowana na dno skrzyni, tak głęboko, aby nikt nie mógł ich zobaczyć. Dopiero po latach zostaną wyjęte z ukrycia…”
Charakter powieści świetnie oddaje fragment recenzji Ani Szurek (blogerki z Lego Ergo Sum – całość recenzji ukaże się po premierze książki).
„Malowanki na szkle" są wehikułem czasu – dzięki nim nie tylko podróżuje się między przeszłością a teraźniejszością, poznając losy bohaterów, ale też upaja się widokiem Tatr, śledzi górskie wschody i zachody słońca, zachwyca tatrzańskimi szlakami i popijała zimną wodę ze strumienia, po to, by kilka chwil później zasiąść w ciepłym góralskim domu i w niepowtarzalnej atmosferze wysłuchać zwierzeń. Powieść snuje się wieloma torami, odsłaniając przed nami kolejno losy kobiet i mężczyzn, nad których życiem królują sekrety przeszłości, determinujące teraźniejszość. To jedna z tych książek, którą - mimo niezmiernie wciągającej historii - czyta się niespiesznie, by nic z niej nie uronić.”
Nie mogę już więcej opowiedzieć o powieści, aby nie zdradzić fabuły. Mam nadzieję, że czytelnicy Żółtej sukienki oraz ci, którzy jej nie znają, sięgną po Malowanki na szkle i z zaciekawieniem prześledzą losy bohaterów - szczególnie zachęcam miłośników polskich Tatr i folkloru Podhala.
Autorce ślicznie dziękuję za ten wywiad. Recenzja "Malowanek na szkle" ukaże się niedługo na moim blogu.
gratuluję, rozmowa bardzo ciekawa, jestem wielką fanką Beaty, Żółta sukienka poruszyła mnie do głębi, a i Malowanki są bardzo dobrze napisaną powieścią :)
OdpowiedzUsuńUnquestionably believe that which you stated.
OdpowiedzUsuńYour favorite reason seemed to be on the web the easiest thing to be aware of.
I say to you, I certainly get annoyed while people think about worries that
they plainly do not know about. You managed to
hit the nail upon the top and defined out the whole thing without having side-effects , people
can take a signal. Will probably be back to get more. Thanks
Feel free to visit my site ... adobe flash player download