piątek, 15 maja 2015

Richard Paul Evans "Drzwi do szczęścia"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2015
stron 176
ISBN 978-83-240-2629-6

Evans niebeletrystycznie

Recenzję tej lektury zacznę od przedstawienia jej Autora. To znany pisarz mający na swoim koncie ponad dwadzieścia książek, które zostały okrzyknięte księgarskimi hitami, laureat wielu nagród. Do tej pory znałam go jako twórcę ciekawych fabuł powieści, które wzruszały i chwytały za serce. I nagle pojawiła się książka opatrzona jego nazwiskiem, która jest z gatunku poradników. O czym traktuje? Na co daje receptę? Na lepsze życie najkrócej mówiąc. Evans propaguje w niej zasadę czterech drzwi czyli czterech prostych i zarazem trudnych w realizacji zasad, które sprawią, że będziemy szczęśliwsi, spełnieni, które zapoczątkują naszą przemianę na lepsze. 
Autor nie wymyślił sobie swojej teorii z kosmosu, ot tak gdzieś bujając w obłokach, ale oparł ją na swoich osobistych doświadczeniach. Owszem teraz jest majętnym i zadowolonym z życia człowiekiem sukcesu, ale nie zawsze miał życie usłane różami. Zdarzały się i lata pełne ostów i kolców. Teoria Evansa nie jest jakaś rewolucyjna. Opiera się na połączeniu w jedno starych jak świat prawd. Najkrócej reasumując - uwierz w siebie, poczuj swoją wyjątkowość, nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady, że ci się nie uda, spełniaj swoje marzenia, nie bój się porażek, nie użalaj się nad sobą i kochaj, a  będziesz kochanym. Proste? Nie zawsze! Czasem bardzo trudne do wykonania. Ale nie niemożliwe. 
Przeczytałam tę książkę z sentymentu do jej Autora, dlatego, że cenię jego prozę i z ręką na sercu dodam z czystej ciekawości. Bo ja niewierny Tomasz do kwadratu (może to nieco masochistyczne) lubię sobie czytać książki-dobre rady i się z nimi w czasie czytania kłócić, polemizować, dyskutować. Zgadzać się lub drzeć koty. Zwykle kończy się to tak, że stwierdzam iż publikacja została wydana z chęci zysku i jest stekiem bzdur. W tym wypadku nie uwierzę oczywiście ślepo we wszystko co napisano, ale z całą szczerością jaką otaczam ten blog stwierdzę, że w pewnych aspektach się z pisarzem zgadzam. Otóż rada by się nad sobą nie użalać jest naprawdę celna i sama na sobie ją sprawdziłam. Po drugie nie warto zakopywać marzeń choćby wydały się nierealne. Warto próbować je spełnić. Czy warto kochać wszystko wokoło nas? Tu mam wątpliwości, bo może jestem zbyt mała na kochanie wrogów. Wybaczać można, ale nie na siłę. 
Czytając tak sobie rozmawiałam z treścią książki. Zastanawiałam się kto ma rację - czy ja czy Evans, gdy moje zdanie było rozbieżne z tym co pochłaniałam. Mam oczywiście mieszane uczucia, ale - co uważam za duży plus - nie odrzucam w całości treści, co według mnie już jest sukcesem publikacji. 
Czy warto poświęcić czas tej książce? Moim zdaniem tak, bo nie musimy jej ślepo wierzyć, bo jest napisana ciekawie i przyjemnie, bo zamiera informacje z życia jej twórcy. 
Szczególnie polecam ją tym, którzy są na życiowym zakręcie, którzy usychają z zazdrości wobec innych. Zawsze przecież można zmienić swoje życie na lepsze. Ta lektura z pewnością Wam w tej misji nie zaszkodzi. 
Moja ocena 6/10.

2 komentarze:

  1. Nie lubię poradników i nawet moja sympatia do Evansa mnie do nich nie przekona;)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz, ja też byłam nieco sceptycznie nastawiona do tej książki, ale sięgnęłam po nią głównie z ciekawości, bo podobnie jak Ty Evansa lubię i przyznam, że bardzo mi się podobała. Na pewno napawa optymizmem, sprawia, że inaczej zaczynamy postrzegać rzeczywistość, no i też warto ją przeczytać ze względu na to, że jest bardzo dobrze napisana.

    OdpowiedzUsuń