niedziela, 26 lipca 2015

Natasza Socha "Rosół z kury domowej"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2015
stron 320
ISBN 978-83-7642-558-0

I kury mogą latać, nawet te domowe!

 Kura domowa to określenie dla mnie niestety lekko obraźliwe. Bo przyrównuje kobietę do istoty cechującej się małą inteligencją. Kurą domową nie zawsze zostaje się z wyboru, czasem jest to życiowa konieczność, czasem przymus. 

Książka o której Wam dziś napiszę opowiada o kobiecie, która nie pracowała, choć zdobyła ciekawy zawód i zajmowała się tylko i wyłącznie domem. W tym, co z domowym ogniskiem związane stała się perfekcjonistką. Była znakomitą kucharką, sprzątaczką, organizatorką, praczką, ogrodniczką itd. , itp. A mąż po wielu latach związku choć obiecywał  miłość i wierność po grób odpłacił jej zdradą. Zafascynował się inną kobietą i zażądał rozwodu. Viktora załamana zdecydowała, że wyjeżdża do rodziny poza granice Polski i tam może jakoś dojdzie do siebie, weźmie się w garść i ułoży sobie byt od nowa. Uda się jej? To właśnie istota tej powieści, to główny temat, który przedstawiony jest w sposób bardzo oryginalny, nietuzinkowy, nieco przerysowany, nieco prowokujący, ale i nie pozbawiony realności.

Nie policzę ile razy, ale z pewnością było ich bardzo wiele w trakcie lektury sobie pod nosem gaworzyłam, dopowiadałam, bulwersowałam się, ale i śmiałam się czy odczuwałam coś, co niektórzy określają mianem solidarności jajników. Bo miałam okazję być i kurą domową i kobietą pracującą, ale tak brzydko to aż mi w życiu nie było. Viktora w Niemczech poznaje inne kobiety będące w podobnej jak ona sytuacji. Zaprzyjaźnia się i nagle rośnie w siłę. Kobieca przyjaźń dodaje skrzydeł i potwierdza się maksyma, że razem lepiej i raźniej, ale czy każda kura domowa musi być partnerką nieszczęśliwą? Czy zajmowanie się domem od razu przekreśla nas stuprocentowo w oczach małżonka? Te właśnie myśli krążyły w mojej głowie i w trakcie czytania i po lekturze. Bo przecież są panie domu szczęśliwe i spełnione! I tu doszłam do wniosku, że kobiety po części są same sobie winne. Bo niekiedy dają  się zepchnąć na margines, postawić do kąta i cichutko, dla świętego spokoju sobie wegetują. A to już nasz, babski błąd. 

Szczerze biorąc się za czytanie liczyłam na lekką i przyjemną lekturę, dostałam książkę która mnie pogrążyła w myślach nad istotą prowadzenia domu, poświęcenia się na rzecz rodziny, a wreszcie istotą związku z mężczyzną. Długo biłam się z myślami, analizowałam co ja zrobiłabym na miejscu Viktori czy Leii czy Mary. Refleksji nie brakowało, myśli nachodziły różne i wzajem się sobie przeciwstawiały. W końcu po kilku dniach doszłam do wniosku, że autorka proponuje świetną receptę na udany związek i to bez względu na to, czy siedzimy w domowych pieleszach czy pracujemy zawodowo i opiekujemy się domem. Każda z nas, choćby zakochana po uszy musi mieć własne życie, zainteresowania, sprawy, krąg przyjaciół, hobby. Nie można żyć życiem i pracą męża, bo prędzej czy później jego cień nas przysłoni. Nie możemy dać wejść naszej rodzinie na głowę i sprowadzić się do roli służącej. Trzeba umieć walczyć o swoje i być asertywną. Przykład kobiet opisanych w książce niech będzie dla nas ostrzeżeniem, że w pewien sposób dążymy do własnego unicestwienia same. Bardzo podobała mi się przemiana bohaterek, ich odżywanie, ich odkrywanie własnego ja, odszukiwanie samej siebie. I byłam dumna ze zmiany ich światopoglądu, z odkrywania własnych potrzeb i marzeń. Natasza Socha świetnie pokazuje jak wspólnie możemy dodać sobie odwagi, wiary w siebie, siły do zmagań z życiowymi przeszkodami. Nigdy nie jest za późno! Pamiętajcie nigdy! 

To inna książka niż "Macocha", którą kiedyś czytałam. To powieść odważna, z przesłaniem i puentą. To nie tylko czytadło do poduszki, na wakacje czy podróż. To lektura do przemyślenia, zmuszająca do zastanowienia się nad swoim życiem. Owszem, nie raz szokuje, ale dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania radzę ją oceniać. Wtedy dopiero widać cały jej kunszt, mocniejsze i słabsze strony. Ciekawe ujęcie tematu, dobry warsztat pisarski. To książka warta poznania, choć ma i pewne usterki. Bo nie wszystkie kury domowe są zdradzane i niekochane przez ich drugie połowy, bo nie zawsze jest tak źle i smutno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz