wtorek, 22 kwietnia 2025

Leah Moyes "Polska pielęgniarka"

 



Wydawnictwo Replika 
data wydania 2025
stron 384
ISBN 978-83-68364-25-5

Wojna dla każdej ze stron konfliktu jest zła, ale uruchamia w ludziach pokłady dobra

Za mną lektura kolejnej książki z wojną w tle. Tego typu powieści przeczytałam już w swoim życiu wiele, z pewnością jest ich kilkadziesiąt. To żywe lekcje historii w których bardzo lubię uczestniczyć. To podróże w czasie który znam z opowiadań dziadków. To chwile kiedy mogę poznać ludzkie losy i wpływ faktów historycznych na życie konkretnych jednostek. Najczęściej te książki trafiają w mój gust i oceniam je wysoko. Najwyższą notą z wielką przyjemnością ocenię książkę "Polska pielęgniarka", która trafiła na księgarskie półki za sprawą Wydawnictwa Replika. 

Jej akcja rozpoczyna się 19 sierpnia 1941 roku w Łodzi i szybko przenosi się na tereny Niemiec, rozgrywa się m.in. w Dreźnie i Lipsku. Tytułową bohaterką jest szesnastoletnia dziewczyna Aleksandra, która mieści się w aryjskim typie urody. Z tego powodu pewnego dnia wprost ze szkolnej ławy zostaje wcielona do programu Lebensborn i wywieziona ciężarówką z rodzinnego miasta. W konwój kilku ciężarówek wiozących  młode dziewczyny trafiają bomby i żołnierze mający straż na Polkami giną podobnie jak część konwojentek. Aleksandra choć ranna przeżywa i wraz z innymi towarzyszkami niedoli musi radzić sobie sama. Zmęczone, chore, głodne i spragnione dziewczyny by przeżyć muszą dojść do cywilizacji bo trwanie na odludziu to pewna śmierć. I tak zaczyna się tułaczka i wygnanie, i tak zaczyna się nowe, inne życie Oli i jej przyjaciółek, które mówią o sobie, że są siostrami...

"Polska pielęgniarka" to książka wyjątkowa, nieco inaczej napisana niż powieści wojenne stworzone przez polskie Autorki, która robi na czytelniku ogromne wrażenie. Na pierwszy plan po jej przeczytaniu wysuwa się jej ponadczasowe przesłanie - wojna zawsze jest czymś złym co nie powinno się wydarzyć. Wojna nie przynosi nic dobrego ani okupantom ani okupowanym. Za nią kryje się przeogromne morze ludzkich dramatów i nieszczęść. Wojna jest też egzaminem z człowieczeństwa, które może w ludziach wyzwalać nie tylko pokłady zła i agresji, ale też i ogrom dobra. I to widać na przykładzie zarówno pierwszo jak i drugoplanowych postaci które poznamy na kartach tej książki. Narodowość nie definiuje czy ktoś jest dobry czy zły. 

Z pewnością jest to powieść wyrazista, dla wielu może też kontrowersyjna, bo postawa młodych Polek jest nieco inna niż w wielu publikacjach. Dziewczyny brutalnie wyrwane ze swoich rodzin są zdane na pastwę losu, samych siebie i ludzi wokół nich. A to przede wszystkim Niemcy z których nie wszyscy są źli. Z pewnością "Polska pielęgniarka" to powieść naładowana emocjami, skrząca nimi w całej objętości. To też książka żyjąca historią, wywołująca łzy, piękna a zarazem bardzo brutalna. W niej miesza się życie ze śmiercią, dobro ze złem, człowieczeństwo ze zezwierzęceniem. Nie brak tu drastycznych opisów i scen chwytających za serce. Nie brak prawdziwego życia, które obracało się przede wszystkim wokół tego by przeżyć, by doczekać końca tego koszmaru, który przecież kiedyś musiał się zakończyć. Aleksandra dojrzewa, przechodzi błyskawiczny kurs dorastania, obcuje z chorobami, ranami, śmiercią i daje z siebie wszystko w trudnej pracy. Tylko jeden raz postępuje w sposób dla mnie niezrozumiały, ale to jej zachowanie jest dowodem jak mocno mogą zranić ludzką duszę potworne doświadczenia. 

Książka okazała się naprawdę fenomenalną lekturą, która skupiła się na studium ludzkich dusz okaleczonych przez wojnę. Dostarczyła mi wiele tematów do przemyślenia, zatrzymała mnie w czasie i pochłonęła bez reszty. Zarwałam dla niej pół nocy bo nie mogłam przerwać lektury szybciej niż nastąpiło słowo koniec. Warto było, a jej treść została we mnie i dotknęła do żywego. Polecam ją gorąco nie tylko tym którzy lubią ten typ powieści. Naprawdę warto! 





Amanda Peters "Zbieracze borówek"

 



Wydawnictwo Filia
data wydania 2025
stron 352
ISBN 978-83-8357-839-2

Czasem życie staje się puszką Pandory


Raz się w życiu rodzimy i raz umieramy. To jedyna sprawiedliwość na tym świecie. Innej próżno szukać, bo żyjemy różną liczbę lat a los obdarowuje nas przeróżnymi niespodziankami. Są szczęśliwcy którym trafiają się wyłącznie te miłe, ale są i pechowcy, których stale dotykają nieszczęścia i kłopoty, a których życiowa droga wiecznie biegnie pod górę. Ta druga opcja dotknęła pewną indiańską rodzinę z plemienia Mikmaków z Nowej Szkocji. Jej członkowie wciąż otrzymywali od losu ciosy, które mocne bolały i kładły się tramą na wiele lat.

Książka „Zbieracze borówek” przenosi nas do Maine, do lat 60-tych XX wieku. Jest lato, a Joe i Ruthie wraz z rodzicami i rodzeństwem znajdują się na plantacji by wykonywać sezonowe prace. Praca polegająca na zbieraniu borówek jest ciężka, ale rodzina nie narzeka pracując sumiennie w pocie czoła. Aż do pewnej chwili, gdy dotyka ich potworna tragedia. W mgnieniu oka znika mała Ruthie – najmłodsza z rodzeństwa i ślad po niej bezpowrotnie ginie. Ostatnim, który ją widział jest Joe. W chłopcu uruchamiają się pewne negatywne mechanizmy, które zostają z nim na wiele lat. Poczucie winy, że nie dopilnował siostry kładzie się cieniem na całej jego przyszłości.

Norma jest jedynaczką, dorasta w na pierwszy rzut oka w porządnej rodzinie. Z biegiem lat dziewczyna szuka wspomnień z czasów dzieciństwa i napotyka pewne tajemnice i sekrety, które chce odkryć. Przestaje być pewna swojej tożsamości. Intuicyjnie przeczuwa, że coś kryje się w mroku i to coś ma z nią bezpośredni związek. Jej rodzice podobnie jak krewni otaczają się murem milczenia a to nakręca Normę do dalszych intensywnych poszukiwań.

Drodzy miłośnicy dobrej literatury! Koniecznie wpiszcie na listę swoich lektur tę powieść. Przeczytajcie, ale oceńcie ją dopiero gdy doczytacie ostatnie zdanie. Bo tylko wtedy w pełni możecie dostrzec jej kunszt, piękno i wyjątkowość. Jej fabuła jest tak samo niesamowita jak smutna. Ten smutek kładzie się cieniem na klimacie tytułu i jego odbiorze. Czytając ma się wrażenie, że szczęście nie istnieje, że są ludzie którym w żadnej mierze nie jest im ono dane. Nieszczęścia spadają raz po raz i przyciągają za sobą kolejne. Czytelnik czuje się osaczony podobnie jak bohaterowie, którzy muszą się zmierzyć ze sporymi traumami. Ale mimo tego ta opowieść chwyta za serce, podoba się choć nie jest łatwa w odbiorze. Podwójna naprzemienna narracja wciąga czytelnika we wnętrze książki. Stawia go nie z boku, ale w centrum wydarzeń. Wprowadza do świata w którym trudno o uśmiech. Szokiem była dla mnie informacja, że powieść jest debiutem. Jest przecież bardzo ambitna, dojrzała, przemyślana. Odciska ślad, daje do myślenia i skłania do refleksji na wartościami które są od lat uniwersalne i ważne. Jako miłośniczka sag rodzinnych odnalazłam w niej wiele cennych walorów, a treść mocno wbiła się w moje wnętrze.

Autorka nie stroni w niej od bolesnych tematów, odważnie pisze o śmierci, trudnych stronach życia i sztuce wyborów. Jednym z bohaterów staje się trauma, która jest spadkiem tragicznego wydarzenia. W tytule jest ukazane jej stadium krok po kroku. Ma ona różne oblicza i intensywność. W całej okazałości pokazane jest jej destrukcyjne działanie, jej toksyczność i zabieranie radości życia przez jedno zdarzenie. Czytając nie mogłam się oddawać nieprzerwanie lekturze. Musiałam robić przerwy by ochłonąć, by ostudzić emocje i uspokoić rytm serca.

Książka niezmiernie mi się podobała, choć jej początek nie wskazywał na to. Płynie z tego wniosek, że książki nie można oceniać po okładce, po tytule i zbyt szybko. Gorąco polecam jej lekturę i życzę odkrycia jej fenomenu, który z pewnością ją cechuje.  




sobota, 12 kwietnia 2025

Natalia Przeździk "Dom pod kasztanem"


Wydawnictwo Filia 
data wydania 2025
stron 336
ISBN 978-83-8402-080-7

W cieniu starego kasztana...

Życie to najlepszy scenarzysta. To ono czasem wie lepiej co nam trzeba niż my samy. To ono czasem tak komplikuje nasze ścieżki, że lądujemy w miejscu w którym kompletnie nie planowaliśmy być, a ta miejscówka okazuje się najlepszą z możliwych. Tak właśnie stało się w przypadku Zuzanny - głównej bohaterki powieści "Dom pod kasztanem", która nagle musi porzucić swoje plany, opuścić duże miasto i zamieszkać w starym domu dziadków na podkarpackiej prowincji. 
Zuzię poznajemy w dniu w którym oblewa ważny egzamin na studiach polonistycznych i czeka ją poprawka. Zmartwiona postanawia jak najlepiej przygotować się do powtórnego sprawdzianu, ale jej rodzina dostaje wiadomość, że babcia poważnie zachorowała. Zawał zabiera ją w mgnieniu oka, a na pięknej malowniczej wsi zostaje samotnie dziadek dziewczyny. Ta postanawia się nim zaopiekować i spędzić lato na wsi. Tu ma uczyć się do egzaminu i prowadzić dom. W trudnej chwili nie opuszcza ją najlepsza przyjaciółka - Walerka, która przyjeżdża by jej pomóc. Dziewczyny wspólnie się uczą, dzielą codziennie obowiązki i wtapiają się w lokalną społeczność. Poznają nowych znajomych i przeżywają nowe miłości. Decyzja wyjazdu z miasta zmienia diametralnie ich życie i przyszłość...

"Dom pod kasztanem" to bardzo pozytywna, klimatyczna i ciepła opowieść o zwyczajnym życiu, które czasem raczy nas wyjątkowymi niespodziankami mocno nas zaskakującymi. Jej akcja rozgrywa się głównie na prowincji, która ma swoje uroki i osobliwości. W tytule gloryfikowane są takie wartości jak więzy rodzinne, przyjaźń, empatia, solidarność i lojalność. To sentymentalna opowieść pełna radości z codziennych drobnostek, ale i książka napełniająca nadzieją w ludzi i dobro. Jej treść dodaje otuchy, że zawsze z każdej sytuacji jest wyjście, a nowe niekoniecznie jest gorsze niż to, co było. Otwarcie nowych drzwi, nowego rozdziału w życiu daje też nowe możliwości, nowe dary, nowe horyzonty i nowe góry do zdobycia. Stworzone przez Autorkę postaci są pozytywne i dające się darzyć sympatią. Zuzia wskutek życiowych doświadczeń dojrzewa, przechodzi wewnętrzną metamorfozę i staje się świadoma swoich marzeń i pragnień. Dokonuje wyborów, które są dla niej istotne i zmieniają ją wewnętrznie. Pozwalają stać się samodzielną i w pełni dorosłą. 

Powieść czyta się lekko i przyjemnie. To doskonała propozycja, która świetnie zrelaksuje i umili czas. To tytuł, który zaprasza do innej rzeczywistości, w której czas wolniej płynie, w której można się zatrzymać w pędzie życia i odpocząć od hałaśliwej rzeczywistości. Autorka świetnie ukazuje specyfikę codzienności, małych, a ważnych spraw, które należy w życiu doceniać i celebrować. W fabule zawartych jest bardzo wiele wskazówek jak żyć lepiej i głębiej oraz co w tym życiu jest naprawdę istotne. O czym warto pamiętać i o czym nie można zapominać. Tu na prowincji nie ma zgiełku i pośpiechu miasta. Tu można przystanąć i ogrzać się w rodzinnym cieple, przewartościować siebie i spojrzeć z szerszej perspektywy na otaczającą rzeczywistość. Z tych powodów to nie jest tylko kolejna relaksująca historia, a tytuł w którym drzemie wiele cennych treści. Warto je odkryć i posmakować. 

Gorąco polecam tę wyjątkową lekturę, która pozwoli Wam na życiowe stop i spojrzenie na świat w głębszej perspektywie.  





 

czwartek, 10 kwietnia 2025

Weronika Tomala "Cena zamążpójścia"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2025
stron 240
ISBN 978-83-8335-510-8

Małżeńska szkoła przetrwania


Kilka dni temu przeczytałam kolejną w moim życiu powieść obyczajową, kolejną lekturę z kręgu literatury dla kobiet. Powinnam już powoli zapominać jej fabułę, zagłębiać się w to, co teraz czytam, ale tak nie jest. Jest wprost odwrotnie. Coraz więcej myślę o losach głównej bohaterki „Ceny zamążpójścia” i nie mogę ochłonąć z emocji, jakie mnie dotknęły w trakcie czytania. Były one niezwykle silne, a ja miałam ochotę wielokrotnie krzyczeć niepogodzona z tym, jak los, matka i mąż potraktowali Wandę – dziewczynę, która musiała o swoje szczęście stoczyć heroiczną walkę. Jedyną opoką była dla niej bezgraniczna miłość do córki, która okazała się wspaniałym drogowskazem i kołem ratunkowym.

Lata dziewięćdziesiąte, polska prowincja, mała wioska, w której wszyscy wszystkich znają. To tam urodziła się i dorastała w biednej rodzinie Wanda. W młodym wieku zaszła w ciążę ze Staszkiem, lokalnym przystojniakiem pracującym w pobliskiej hucie. Jedynym wyjściem, by obyło się bez skandalu, był ślub. Małżeństwo z konieczności, dla dziecka, bo tak wypada i co powiedzą inni. Przyszły tatuś oświadczył się i para złożyła przed ołtarzem przysięgę przed Bogiem i ludźmi. Do kościoła zawiodła ich jednak nie prawdziwa miłość, a presja, co nie okazało się dobrym prognostykiem. Wanda nie mogła kontynuować edukacji, jednak wierzyła, że gdy dziecko podrośnie, będzie się dalej kształcić. Jej mąż miał zgoła inne podejście do przyszłości. Widział żonę wyłącznie w domu, przy garach, dzieciach i pieluchach. Miała być posłuszna i wdzięczna za utrzymanie, miała skupić się wyłącznie na prowadzeniu domu. Szczęście nowożeńców szybko prysło jak bańka mydlana. Staszek otrzymał kierownicze stanowisko i sodówka uderzyła mu do głowy. Sukces miał także imię innej kobiety… Dla Wandy zaczął się koszmar, piekło, ból i samotność. Mąż zdegradował ją do roli służącej, a jej miejsce zajęła ta trzecia – atrakcyjna kochanka.


Czytanie „Ceny zamążpójścia” było dla mnie, delikatnie mówiąc, procesem bardzo burzliwym. Wielokrotnie miałam ochotę rzucić książką, ale nie dlatego, że była zła, a dlatego, że nie mogłam pogodzić się z tym, co spotykało Wandę. Sympatyczna i prostolinijna dziewczyna została w życiu nieraz mocno skrzywdzona. Od dziecka nie miała możliwości decydowania o swoim losie. Miała robić wszystko pod dyktando matki, męża, teściów, otoczenia. Zadowoleni mieli być wszyscy, tylko nie ona. Nikt nie pytał jej o zdanie, o oczekiwania, o marzenia i plany. Miała wciąż tańczyć, jak jej zagrają. Wanda jest symbolem dziewczyn z tamtych lat, które musiały wpisać się w modę ówcześnie panującej obyczajowości. Czytając, krzyczałam z emocji, a rumieniec nie schodził z mojej twarzy. Były momenty, gdy wręcz kipiałam ze złości i miałam ochotę rozszarpać Stanisława na kawałki. Byłam pełna podziwu dla literackiej kreacji głównej bohaterki, wiedząc, że opisana historia jest zdarzeniem prawdziwym. Autorka ukazała Wandę w sposób niezwykle intymny i wyjątkowy. Posłużyła się prostym, potocznym językiem, gdyż tylko taki mógł w pełni zobrazować uchwycone realia i środowisko.

Weronika Tomala na przykładzie prostej, wrażliwej i niezwykle silnej kobiety pokazała, że walka o szczęście zawsze ma sens. Wanda po latach łez, bólu i upokorzeń dojrzała, urosła w siłę, stała się twarda jak stal. Odzyskała kontrolę nad sobą i swoim życiem. To niezwykle wzruszające śledzić taką przemianę, to genialny emocjonalny rollercoaster.


„Cena zamążpójścia” to lektura tak piękna jak trudna. To powieść z przesłaniem i morałem. To tytuł, który poturbuje duszę, ale i da dużo nadziei tym, którzy jej potrzebują. To obraz toksycznej relacji, która przypomina kajdany, z których, jak się okazuje, można się uwolnić. To historia niesztampowa, która zostawia w sercu ślad i nie daje o sobie zapomnieć. Warto po nią sięgnąć i dać się ponieść jej fabule. Niech ta opowieść was nie ominie. Bardzo gorąco polecam.




 

piątek, 4 kwietnia 2025

Nina Zawadzka "Skazana za miłość"



Wydawnictwo Filia
data wydania 2025
stron 416
ISBN 978-83-8402-067-8


Każde pokolenie ma własne góry do zdobycia


Po literaturę wojenną sięgam systematycznie od wielu lat. Chętnie zagłębiam się w tytuły przedstawiające czasy które znam z lekcji historii i naocznych opowiadań moich dziadków. Przeczytałam wiele książek o kampanii wrześniowej, o zrywach wolnościowych które wybuchły podczas okupacji, o obozowej i łagrowej rzeczywistości. Dzięki Ninie Zawadzkiej po raz pierwszy zanurzyłam się w lekturze powieści opowiadającą historię ludzi którzy za walkę z najeźdźcą uznani zostali przez polskie władze za zdrajców i wrogów ojczyzny. Książka zrobiła na mnie przeogromne wrażenie i dostarczyła naprawdę wyjątkowych przeżyć. Jej Autorka udowodniła, że potrafi stworzyć powieść genialną, której można wystawić tylko najwyższą ocenę.

Prolog książki to scena niezwykle wzruszająca i mająca niesamowity wydźwięk. Na polnej drodze rodzi się niemowlę. Jego matka umiera a dziewczynka trafia na wychowanie do pewnej szanowanej rodziny z okolicy. Ludzie ci traktują ją niczym własną córkę, a dziewczyna wyrasta na piękną i mądrą pannę, która wychodzi za mąż za Wiktora Hermanowicza. Pozornie może się wydawać, że u boku wykształconego i mającego perspektywy mężczyzny Rutę Różańską czeka spokojna i szczęśliwa przyszłość. Tak się jednak nie dzieje, a szczęściu stoi na przeszkodzie wiele powodów. Jednym z nich jest wojna która wybucha 1 września 1939 roku. Rzeczywistość Ruty zmienia się jak w kalejdoskopie, a jej samej przychodzi mierzyć się z bardzo trudnymi wyborami...

Wiele lat później, w 1994 roku po zmianie systemu politycznego w Polsce Nikodem Ławrynowicz pragnie wpisać personalia Ruty do słownika osób zasłużonych dla Polski i wybielić jej biografią oraz oczyścić z niesłusznych zarzutów. W tym celu udaje się do Kanady by spotkać się z Brunonem Wojciechowskim. Ta podróż bardzo zmienia jego życie..

Skazana na miłość” to wybitna historia, która zapada głęboko w serce, która siedzi w duszy i umyśle jeszcze długo po przeczytaniu. Jej głębia i piękno, jej dojrzałość drażni wrażliwe nuty, a tytuł porusza wiele trudnych tematów, które przez lata były kwestiami tabu. Akcja książki rozgrywa się na przemian w dwóch przestrzeniach czasowych które skupiają się na życiu jednej osoby- głównej bohaterki, której życie okazało się pełne cierni i trudnych wyzwań. Ona sama za swoje wybory poniosła dotkliwą karę i sporo wycierpiała. Mimo ciosów od losu i ludzi, mimo łez i ogromnych ilości bólu pozostała sobą, pozostała wierną swoim ideałom i swojej wielkiej miłości, która okazała się tak piękna jak zakazana. Ruta jednak kochała i nie wstydziła się swojego uczucia. Dla niego potrafiła poświęcić samą siebie i nawet w najtrudniejszych chwilach nie patrząc na konsekwencje iść za głosem serca. Ta kobieta jest bohaterką niezłomną, wyjątkową i pełną odwagi. Nina Zawadzka pozwala nam głęboko zajrzeć w jej duszę i serce oraz utożsamić się z kimś dla kogo być było ważniejsze niż mieć, dla której uczucie i ideały były bardziej cenne niż wygoda czy bezpieczeństwo. Ruta jest symbolem, jest przedstawicielką ludzi skrzywdzonych przez system, oszukanych, niesłusznie oskarżonych i torturowanych, traktowanych jak zdrajców choć byli najlepszymi patriotami.

Różańska jest też kobietą, która kocha i nie wstydzi się swojej innej miłości. Idzie za nią nie bacząc na konsekwencje. Ma w sobie odwagę i poświęca się bez zastanowienia. Ma w sobie moc bohaterstwa i niekończące się pokłady dobra.

Jaką książką jest „Skazana na miłość”? Bardzo dojrzałą, oryginalną, odważnie podejmującą trudne historyczne kwestie, dopracowaną w szczegółach i głęboko przemawiającą do czytelnika. Zmuszającą do refleksji i wyciskającą łzy. Gdybym miała wymieniać jej atuty ten tekst byłby bardzo długi. Dodam tylko, że jeszcze nigdy nie czytałam książki tak mocno oryginalnej, tak niesztampowej w której literacka fikcja miesza się perfekcyjnie z faktami historycznymi. To lektura przemyślana, zatopiona w morzu emocji, łamiąca stereotypy, z realnymi bohaterami, która odciska na sercu trwały ślad. Gorąco Wam polecam zagłębienie się w jej treść i spotkanie z bohaterką, której wszelki lęk jest obcy. 



 

środa, 26 marca 2025

Agnieszka Olszanowska "Bociany na start"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2025
stron 344
ISBN 978-83-8391-059-8
Seria O polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych
tom IV

Czasem jabłko pada bardzo daleko od jabłoni


„Bociany na start” to czwarty tom serii o polskich babkach wiejskich, akuszerkach i położnych. Można po niego sięgnąć po lekturze wcześniejszych części, ale nie jest to konieczne. Można go czytać jako oddzielną książkę i w żaden sposób nie wpłynie to na wrażenia z czytania. Osobiście tak właśnie zrobiłam i nie odczułam absolutnie z tego powodu czytelniczego dyskomfortu.

Powieść opowiada o dwóch spokrewnionych ze sobą kobietach – matce i córce, które są od siebie diametralnie innymi bohaterkami.

Sylwia Miętowska urodziła się na wsi jako córka rolników. Jej matka gdy ta stała się nastolatką miała ułożony dla niej scenariusz dorosłego życia. Pod pozorem łatwiejszej i wygodnej przyszłości Sylwia miała pracować w służbie zdrowia i zostać położną. Ta profesja miała gwarantować świetną i szanowaną pracę oraz stabilizację zawodową. Dziewczyna jednak widziała siebie w całkiem innej roli i nienawidziła zapachu szpitala jak niczego na świecie. Ostro protestowała przeciwko takiej przyszłości i ani myślała wdziać mundurek położnej z czepkiem naznaczonym czerwonym paskiem. Sylwii marzyły się studia dziennikarskie i praca w redakcji. Po licznych kłótniach wyprowadziła się z domu i postawiła na swoim.

Córka Sylwii, Kornelia wybrała dla siebie przyszłość związaną z medycyną. Długo miała dylemat czy wybrać studia humanistyczne czy medyczne. W końcu pogodziła oba kierunki studiując na nich jednocześnie, ale z pracą już się tak nie dało. Jako młoda i pełna zapału kobieta podjęła etat w gadowickim szpitalu pewna, że ma świat u swych stóp i czeka ją świetlana przyszłość.

Życie jednak pokazało swoje humory oraz strony pełne cieni i mocno doświadczyło obie bohaterki. Co im zaserwowało dowiecie się jeśli zagłębicie się w lekturę powieści, która wywołała u mnie całą gamę przeróżnych uczuć i emocji. Lektura okazała się mieć swoje mocne i słabsze strony. Mimo to jak najbardziej jest warta polecenia.

Autorka pisze dość lekko, choć akcja nie toczy się jednolitym rytmem. To zwalnia, to przyśpiesza. Czuć w niej dynamikę, czuć w niej ogromną chęć przekazania tendencji zmian jakie zachodzą na przestrzeni lat zarówno w sferze zawodu położnej jak i w zakresie zmian otaczającego nas świata, ludzkiej mentalności i obowiązujących trendów. Niekiedy pewne zdarzenia jakie mają miejsce w książce są bardzo przewidujące, a niektóre zaskakują. Niektóre ze scen mocno dziwią i wywołały u mnie zniesmaczenie. Autorka w dość dziwaczny sposób opisała kilka scen, np. śmierci przyszłej teściowej Sylwii, a w treść książki wyraziście i tendencyjnie wplotła kontrowersyjne treści polityczne oceniając je zbyt powierzchownie.

Powieść obrazuje dość precyzyjnie pracę położnych we współczesnych czasach – jej blaski i cienie, jej prawdziwe oblicze, jej trudny i chwile radości. Cały cykl daje możliwość porównania jak było kiedyś i jak jest obecnie, co się zmieniło, a co mimo rozwoju techniki i medycyny pozostaje takie samo. I to wielki atut tej serii, który wyróżnia ją i dodaje jej blasku na księgarskich i bibliotecznych półkach.

Zakończenie książki jest lekko zagmatwane, ale ciekawe i pełne samego życia co dodaje mu błyskotliwości i uroku. Tytuł czyta się szybko i dość lekko. Z pewnością przypadnie on do gustu tym, którzy lubią literaturę kobiecą z wieloma wątkami, która gwarantuje emocje i niebanalne rozwiązania. To też powieść, która ukazuje ewolucję medycyny i pokoleń kobiet. Doskonale przedstawiony jest dynamizm trendów, światopoglądu i podejścia do życia płci pięknej, która na przestrzeni lat coraz odważniej sięga po nowe doświadczenia, spełnia marzenia i nie boi się mieć własnego zdania, którego gotowa jest bronić. Sylwia i jej córka to symbole przemian kobiet, to postaci ponadczasowe które reprezentują swoje racje i swoje ja.

Polecam przeczytanie tej lektury, a ja z ciekawością sięgnę po poprzednie tomy bardzo ciekawa ich treści.




 

wtorek, 11 marca 2025

Sonia Rosa "Milczące dziewczyny"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2025
stron 352
ISBN 978-83-8357-979-5

Życie to planszówka w której wygrywają tylko najsprytniejsi


Kolejne spotkanie z prozą Sonii Rosy było wyjątkowo emocjonujące i ekscytujące. Najnowsza książka doskonale znanej mi autorki wbiła mnie w fotel i oszołomiła niczym butelka przedniego szampana. Od samego początku wiedziałam, że przepadnę w niej na amen a fabuła odciśnie na mnie mocne piętno. Z pewnością po jej lekturze nie pójdę sama do lasu i będę ostrożniej patrzyła na to, co wokół mnie. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie to, że w fabule poruszony jest trudny temat jakim jest pedofilia, a pisarka ukazuje go  z dwóch różnych perspektyw.

Tytułowe milczące dziewczyny to młode kobiety, które w nastoletnim wieku stały się ofiarami pedofila. Jest ich kilka. Agnieszka, córka potwora jakim stał się Edmund Molenda, nie została przez ojca molestowana bezpośrednio. Nad nią wyrodny rodzic nie pastwił się seksualnie, ale przez niego straciła matkę i brata. Jako młoda osoba dowiedziała się o grzechach rodzica co spowodowało nie mniejsze cierpienie niż zaatakowanych ofiar. Justyna i Renata były już dziewczynkami, które jako nieletnie zostały wielokrotnie molestowane i gwałcone. Ich dzieciństwo zostało bezpowrotnie zniszczone przez chore żądze hotelarza, który na zawsze naznaczył ich życie. Renata dodatkowo została przez Molendę nastoletnią matką, która sekret ojcostwa córki zachowała tylko dla siebie. Dawne wydarzenia byłyby tylko bolesną historią, Agnieszka uwierzyłaby w opamiętanie się ojca gdyby nie zaginięcie młodej letniczki wypoczywającej z rodziną w mazurskiej miejscowości. Molendówna zaczęła łączyć współczesną tragedię z traumatycznymi wydarzeniami sprzed lat. Czy Agnieszka ma rację i owe zdarzenia mają wspólny mianownik? Czy mroczne demony z przeszłości zostały obudzone i znów ożyły? Czy nadszedł czas by bogaty hotelarz zapłacił za swoje grzechy i dewiacje?

„Milczące dziewczyny” to bardzo mocny kryminał z psychologiczną otoczką, ciekawą wieloosobową narracją i ogromnym napięciem, które towarzyszy czytelnikowi do ostatniej strony. Zakończenie jest bardzo nietuzinkowe i zaskakujące, a każda scena przyprawia o dreszcze. Małe, mazurskie turystyczne miasteczko ma swoje wielkie tajemnice. Każda z bohaterek zostaje w inny sposób skrzywdzona i każda inaczej radzi sobie z traumą z jaką przechodzi im żyć. Okrutny los związuje im języki i niejako zmusza do milczenia. Cierpienie mimo upływu lat nie maleje, a siedzi w duszy niczym cierń. Dorosłość i ciosy od życia hartują i doprowadzają do wybuchu wulkanu prawdy. Młode kobiety biorą sprawy w swoje ręce. Czytanie o ich działaniach uświadamia olbrzymi problem, który nie kończy się wraz z końcem dzieciństwa. On staje się niczym cień i towarzyszy w każdym dniu życia. Sonia Rosa w bardzo wymowny sposób pokazuje, jak przeszłość pozornie już zamknięta, rujnuje życie i do czego to doprowadza.

Książka w sposób bardzo realistyczny przedstawia wstydliwy i kompromitujący kata problem, z otwartością nakreśla odczucia i uczucia ofiar, które eskalują i nie tracą na sile. Autorka czyni to poprzez proste, szczere dialogi i doskonałe wczucie się w psychikę swoich bohaterek, które pokazują, że pomiędzy skrzywdzonymi kobietami istnieje solidarność, a ból wytwarza girl power, która nabiera z czasem mocy i jest nie do pokonania. Ta powieść mnie wchłonęła, wciągnęła niczym wir rzeczny, zajęła całkowicie mój umysł. Po przeczytaniu ostatniej strony wiele godzin o niej myślałam i analizowałam postępowanie dziewczyn. Stawiałam się na ich miejscu, byłam z nimi emocjonalnie związana i kibicowałam by nie stchórzyły a sprawiedliwości stało się zadość. Miejcie świadomość, że gdy sięgniecie po ten tytuł Wasze spojrzenie na problem pedofilii się uwrażliwi i zintensyfikuje. Bądźcie przygotowani na emocjonalny rollercoaster i lawinę wrażeń z której trudno się wygrzebać. Z tytułu płynie wyraźny morał, że milczenie ofiar nie może trwać zbyt długo, a kara musi dopaść tych, którzy na nią zasłużyli. Zapraszam do lektury i życzę mocnych wrażeń.  




 

poniedziałek, 3 marca 2025

Monika Raspen "Wnuczka Faberge"


Wydawnictwo Replika
data wydania 2025
stron 400
ISBN 978-83-68315-86-2
cykl Kobiety Romanowów tom I

Z wizytą na dworze Romanowów


Drogi Czytelniku!

 Wraz z Moniką Raspen zapraszam Cię w wyjątkową literacką podróż. Cofniemy się o ponad sto lat wstecz i zawitamy w carskiej Rosji. Znajdziemy się na początku ubiegłego stulecia i zatrzymamy się u progu niezwykłych przemian. W tym czasie ogromnym mocarstwem ze stolicą w Petersburgu rządzi car Mikołaj II. Car ma żonę i kilka córek. Do szczęścia brakuje mu syna, który odziedziczy po nim tron. Jego małżonka raz po raz jest brzemienna, ale rodzi same dziewczynki. Aleksandra Fiodorowna choć jest jeszcze młoda więdnie i zadręcza się tym, że na świat nie wydała jeszcze chłopczyka. To staje się jej obsesją. To zabija ją jak trucizna i ma negatywny wpływ na jej stosunek wobec córek. Gdy Alix Heska po raz kolejny rodzi bliźniaki płci żeńskiej noworodki zostają jej zabrane w trosce o psychikę carycy, która zostaje powiadomiona, że dziecko nie przeżyło. Malutkie carówny zostają oddane w wielkiej tajemnicy do adopcji zaufanym ludziom. Jedną z matek zostaje niczego nieświadoma młodziutka ukraińska szlachcianka Irina Dunina. 

Dziewięć miesięcy szybciej piękna dziewczyna staje się ofiarą miłości do księcia Alberta, który tylko pozornie deklarował wobec kochanki poważne zamiary. Obietnica poznania jej z rodziną i poślubienia była tylko mrzonką. Dziewczyna przy nadziei została kompletnie sama i nie mogła liczyć na nikogo. Jej ojciec bojąc się skandalu wyrzucił ją z domu. Irina postanowiła odszukać ojca swego dziecka i tym samym znalazła się w Petersburgu gdzie los jej bardzo sprzyjał. Trafiła pod opiekuńcze skrzydła wpływowej kobiety i nieświadoma śmierci rodzonej córki otrzymała w opiekę carską córkę. Jak potoczą się ich dalsze losy? Czy czeka ich szczęście u boku innego przystojnego mężczyzny, którego Irina oczarowała od pierwszego wejrzenia? A może książę Albert naprawi swój błąd i odzyska kobietę którą kiedyś porzucił?

„Wnuczka Faberge” to pierwszy tom cyklu Kobiety Romanowów. Tytuł przyciąga wzrok od pierwszego wejrzenia prześliczną okładką i niezwykle kunsztownie barwionymi brzegami a jego wnętrze współgra treścią z szatą graficzną. Na kartach tej książki jest opisana porywająca i zachwycająca od pierwszych stron historia napisana z rozmachem i wielkim polotem. Opowieść o ostatnim carze Rosji i jego rodzinie jest fascynująca, pełna tajemnic i sekretów przez co czyta się ją z wypiekami na twarzy. Miłość i zazdrość, obłuda i mistyfikacja, rozczarowania, intrygi, pozory i machinacje, knowania i podstępy były czymś oczywistym i powszechnym. Świat kręcił się otulony woalem kłamstwa które oplatało go coraz grubszą warstwą. I nic dziwnego, że to oraz drastyczne warunki życia zwykłych ludzi doprowadziły do jego upadku i rewolucji. W carskiej Rosji kobietom nie było łatwo. Czy wywodziły się z biednych czy bogatych rodzin zawsze miały gorzej i trudniej niż mężczyźni. Dotyczyło to także najbogatszych arystokratek, których moralność była na świeczniku. Wymagano od nich przede wszystkim bycia ozdobami mężczyzn. Kobiety nie miały prawa głosu, a gdy próbowały wyrażać swoje zdanie zagłuszano je i ignorowano. Wymagano od nich surowej moralności, bycia posłusznymi i cichymi. Kobiety nie miały prawa kreować swojej rzeczywistości, iść za głosem serca, mieć romansów, pozamałżeńskich dzieci ani kompromitującej przeszłości. Świat wokół nich był zakłamany i niesprawiedliwy, a to w wielu przypadkach czyniło je silnymi. Takie właśnie są bohaterki powieści Moniki Raspen. Odważne i sprytne, które pozornie tylko ślepo dostosowują się do rzeczywistości, a tak naprawdę walczą o swoje szczęście i łamią stereotypy dla swojego dobra.

To świetna książka, która doskonale pokazuje tamtą rzeczywistość, która kusi i przeraża, jest zarazem romantyczna, pociągająca i obrzydzająca. Wydaje się mienić blaskiem, który przy bliższym poznaniu okazuje się tandetny i kiczowaty. Tło historyczne i społeczno-obyczajowe dodaje powieści magii i polotu, a czytelnik bardzo szybko zżywa się z postaciami, które są wyjątkowo zgrabnie wykreowane. Są wśród nich bohaterowie i rzeczywiści i fikcyjni. Prawda historyczna idealne miksuje się z literacką fikcją. To wszystko sprawia, że lektura „Wnuczki Faberge” jest wyjątkową przyjemnością i przygodą literacką. Oceniając ten tytuł z pełnym przekonaniem najwyższą notą czekam na kolejny tom, który mam nadzieję ukaże się niedługo.




 

środa, 26 lutego 2025

Artur Nowak "Zakrystia"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2025
stron 216
ISBN 978-83-8391-042-0

Kościół widziany od podszewki


Kościół katolicki to instytucja posiadająca specyficzną ideologię, która funkcjonuje od ponad dwóch tysięcy lat. Jest on zamkniętym i opartym na hierarchii systemem w którym zmiany wprawdzie się  pojawiają, ale są one wprowadzane niezwykle powoli, opornie i niechętnie. Kościół mówi o sobie, że jest święty. Pozostaje to trochę w opozycji z faktem, że tworzą go ludzie, a ci bez wyjątku są grzeszni. Sługami bożymi – kapłanami, biskupami, a nawet kardynałami czy papieżami są osoby, które często mają więcej na sumieniu niż niejeden zwyczajny chrześcijanin.

Patologie jakie funkcjonują w obrębie polskiego Kościoła stara się pokazać w swoich reportażach Artur Nowak mający już kilka tego typu publikacji na swoim koncie. Jego kolejną książką po „Plebanii” jest „Zakrystia” która trafiła na księgarskie półki na początku bieżącego roku. Tytuł nie jest objętościowo zbyt obszerny, ale za to bardzo treściwy, konkretny, szokujący i pokazujący prawdę, która niestety nie stawia duchowieństwo w pozytywnym świetle.

Lektura książki wywoła w nas z pewnością wiele emocji, niedowierzania, złości, zirytuje nas do granic możliwości, sprawi, że przysłowiowy nóż otworzy się w kieszeni, bo my zwyczajni ludzie siłą rzeczy oczekujemy, że ludzie w sutannach i habitach będą lepsi i mniej zadurzeni w materialnym ziemskim świecie. Niestety, prawda w wielu przypadkach jest zgoła inna. Hipokryzja króluje, księża korzystają z podwójnych opcji – ślubując celibat mają kochanki i dzieci, ślubując ubóstwo gromadzą gigantyczne majątki, ślubując czystość prowadzą intensywne życie seksualne. Udając pasterzy wykorzystują swoją owczarnię. Patologii w Kościele jest niestety bez liku, a o jej obliczach Artur Nowak pisze odważnie i bez osłonek.

W „Zakrystii” nie ma tematów tabu. Autor wywleka bezlitośnie na światło dziennie różne funkcjonujące wypaczenia i nieprawidłowości. Ideologia religijna w praktyce idealnie komponuje się z wplecionym w jej jestestwo biznesem, a księża czy biskupi okazują się jego rekinami którzy jako partnerów do interesu nie omijają nawet przestępców. Kościół i mafia to niemożliwe? Ależ nie! To może idealnie funkcjonować i mnożyć fundusze. Duchowieństwo miesza się także w politykę i staje się idealnym agitatorem przed wyborami. Prawdziwe życie zakonne totalnie odbiega od wyobrażeń o nim ludzi świeckich. Mobbing jest czymś oczywistym, a zakonnice "urastają" do miana służących bez prawa głosu od których wymagane jest ślepe posłuszeństwo.

Czy taki obraz Kościoła może przyciągać wiernych? Zdecydowanie nie, a widoczna gołym okiem ogromna laicyzacja zatacza coraz to szersze kręgi nie tylko w dużych miastach, ale i na prowincji.

„Zakrystia” to lektura, która zmusza do refleksji, to reportaż, który bije na alarm. To książka która odkrywa smutną prawdę. Bogiem dla wielu bywa już nie Bóg z Biblii, a pieniądz i władza. Treść książki to głos krytyki, ale i prawdziwe obrazy, które wołają o pomstę do nieba. „To nie tak powinno być” woła wnętrze tytułu piętnując czarne charaktery, które niszczą pozytywne oblicze jednej z najstarszych instytucji religijnych. Artur Nowak pisze oszczędnie, konkretnie, wyraziście. Podaje liczne przykłady, wskazuje katów i ofiary, bo i tych nie brakuje w szeregach duchowieństwa. Ouo vadis Kościele? - brzmi z kart książki, która będzie gorzką pigułką dla tych którzy ślepo wierzą w perfekcyjność rzesz pasterzy.

To nie była łatwa lektura, nie czytało mi się ją lekko. Mit który zaserwowano mi jako dziecku i nastolatce runął w pył. Jaki wniosek płynie z „Zakrystii”? Kościół jak pustynia pragnie deszczu zmian i odnowy, wyplewienia zła, wprowadzenia reform i pozbycia się skostniałych rozwiązań, wyrzucenia tych, którzy niszczą go swoim postępowaniem. Jeśli tego nie uczyni zniszczy doszczętnie autorytet jaki niegdyś posiadał. Stanie się niszowy i zapomniany. Będzie tylko historią i wspomnieniem. 




 

wtorek, 18 lutego 2025

Lucyna Olejniczak "Preludium"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2025
stron 440
ISBN 978-83-8391-000-0
seria Pani na wrzosowisku
Tom I

Ścieżki ludzkiego życia potrafią być bardzo kręte

Prozę Lucyny Olejniczak znam od dobrych kilku lat, uwielbiam jej pióro i wiem, że nikt tak jak Ona potrafi napisać wielotomowe serie w których idzie się zakochać od pierwszego wejrzenia. Pamiętając kunszt Kobiet z ulicy Grodzkiej bez wahania postanowiłam przeczytać początek nowej serii - Pani na wrzosowisku. Jej pierwszy tom jest już na księgarskich półkach, a drugiego nie mogę się doczekać. Czym zachwyciła mnie ta powieść? Atutów jej mogę wskazać bardzo wiele...

Warszawa, rok 1830. Historia Polski w tym czasie jest bardzo burzliwa. W okowach rosyjskiej niewoli rodzi się zryw mający przywrócić niepodległość. Wybucha Powstanie Listopadowe, które przewraca do góry nogami życie pewnej rodziny - państwa Bielskich. 
Leon Bielski jest majętnym wdowcem, który spore pieniądze zarabia jako browarnik. Ma dwoje nastoletnich dzieci. Jego szesnastoletnia córka Eliza jest nie tylko piękna, ale i bardzo utalentowana. Młoda dama pięknie gra na fortepianie i marzy o karierze pianistki. Jej brat Stanisław nie ma kryształowego charakteru i chadza własnymi drogami. To właśnie on z nich dwojga przysparza ojcu trosk i siwych włosów na głowie. Gdy wybucha Powstanie Leon nie jest zbytnim jego entuzjastą. Przewiduje, że stolica przestała być bezpiecznym miejscem dla córki i w ogniu walk wysyła ją do rodziny mieszkającej w Londynie. Staszek wplątuje się w szemrane towarzystwo przemytników i musi zniknąć. Kryjówkę znajduje w szeregach wojska, a los po tym jak zostaje ranny w nogę rzuca go na Litwę. Tam podejmuje posadę guwernera, ale jego skłonność do komplikowania sobie życia znów się ujawnia. Staś wplątuje się w ognisty romans z żoną swojego pracodawcy... Jak potoczą się losy obojga rodzeństwa? Czy dane będzie im się jeszcze spotkać po tym jak stracili ze sobą kontakt? O tym opowiada Autorka w fenomenalnej książce którą przeczytałam na jednym wdechu...

"Preludium" to niewątpliwie powieść z historią w tle, które zostało świetnie nakreślone, co powoduje, że czytelnicza wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. Czytając z łatwością przed oczami przesuwają nam się obrazy świata, którego już nie ma. Realiów życia, ubiorów, norm i tradycji. Zarówno warszawski jak i londyński klimat z tamtej epoki jest idealnie oddany. Widzimy ten świat, tych ludzi, to życie może prostsze, ale trudniejsze, bardziej utrzymane w wymogach surowych konwenansów. XIX wiek był o wiele cięższym czasem niż lata współczesne dla sierot, samotnych matek, osób z marginesu. I to zauważamy na przykładzie losów bohaterów na londyńskich ulicach.

 Akcja książki toczy się dość dynamicznie, nie ma w niej nudnych przestojów, a znajdzie się kilka niespodzianek które mocno uatrakcyjniają fabułę. Bohaterowie są dynamiczni, przechodzą przemiany, dojrzewają, popełniają błędy i na własne życie czynią swój los trudniejszym, To właśnie sprawia, że książkę czyta się z niekłamaną przyjemnością i zainteresowaniem. W tym tytule nie ma miejsca na schematy i przewidywalność. Tu wszystko jest żywe, namacalne, prawdziwe i pełne dynamiki. Tu karuzela fabuły kręci się ze strony na stronę szybciej, a zakończenie wbija w fotel. Tu opisy świetnie współgrają z dialogami, a nić sympatii z nakreślonymi piórem Lucyny Olejniczak postaciami rodzi się naturalnie. Losy rodzeństwa Bielskich porywają od pierwszej strony, a ta powieść to świetna literacka podróż w czasie i przestrzeni. Moim zdaniem naprawdę warto się w nią wybrać i poznać tę opowieść. Mnie spodobała się tak mocno, że oceniam ją z przyjemnością bardzo wysoką notą i czekam na "Ostatni nokturn" - kolejny tom, który według zapewnień Wydawcy ukaże się wiosną. 







 

poniedziałek, 10 lutego 2025

Ewelina Ślotała "Matki Konstancina"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2024
stron 168
ISBN 978-83-8391-012-3

W Konstancinie nawet macierzyństwo ma inny smak


Konstancin, enklawa bogactwa, blichtru, luksusu jest też ostoją przemocy, nałogów, brutalności, zdrady, odrzucenia, samotności i obłudy. Tu obowiązuje niepisany kodeks, nieskatalogowane normy, których nieprzestrzeganie powoduje wyrzucenie za burtę, ostracyzm i wykluczenie. Konstancińskich reguł muszą przestrzegać wszyscy bez względu na rolę jaką przyszło im w tej bajce grać. Śmiało można powiedzieć, że tu wszystko smakuje inaczej. Pieniędzmi i biznesem. Także macierzyństwo, które może to zabrzmi barbarzyńsko choć niestety prawdziwie, jest transakcją dającą określone korzyści. W Konstancinie dzieci są zwykle kartą przetargową, która daje ogromne profity. Bycie matką w tym miejscu to posiadanie asa w rękawie, który daje dostęp do pieniędzy i przywilejów. Czy warto być rodzicielką w krainie pieniądza? A jak żyje się w tym świecie dziecku? Czy ma szansę na szczęśliwe dzieciństwo? Na pytanie szukałam odpowiedzi w kolejnej, niestety ostatniej, książce nieżyjącej już Eweliny Ślotały, która za cenę przynależności do elitarnego towarzystwa zapłaciła słoną cenę.


Akcja „Matek Konstancina” podobnie jak poprzednich książek Pani Eweliny biegnie dwutorowo. Z jednej strony poznajemy dalsze losy głównej bohaterki, która decyduje się na życie w pojedynkę z córką bez męża. Z drugiej mamy okazję zobaczyć blaski i cienie konstancińskiego macierzyństwa, które odbiega od szarej rzeczywistości. Dwie kreseczki na teście ciążowym w Konstancinie znaczą nie tylko pojawienie się za kilka miesięcy nowego życia, ale stanowią dla kobiety ogromne wyzwanie. Ciąża może przebiegać różnie, ale przy niej taryfa ulgowa nie obowiązuje. Trzeba bywać, udzielać się towarzysko, dumnie prezentować brzuszek i tryskać energią. Dbać o to by nie tracić na fizycznej atrakcyjności co jest głównym priorytetem przyszłej mamy. Poród musi się odbyć się w luksusowej klinice, a po nim szczęśliwa mama zajmuje się nie dzieckiem, bo od tego są nianie, piastunki, opiekunki, bony lub babcie, a przede wszystkim sobą. Trzeba zniwelować to, co zepsuła ciąża – więc na warsztat idą rozstępy, zbędne kilogramy, defekty ciała, które bezwzględnie muszą zniknąć. Świeżo upieczona mama musi na zdjęciach tryskać endorfinami. Na depresję poporodową, na baby blues miejsca nie ma. A potem dzieci muszą rosnąć zdrowo i idealnie. Mają przecież być dziedzicami fortun, rekinami biznesu, więc ich rozwój edukacyjny musi być na najwyższym poziomie. Tyle, że tym też nie zajmują się ich mamy. Od tego są odpowiedni ludzie, dobra materialne i wszelkie możliwości które umożliwiają pieniądze. Dzieci dobrze prezentują się na instagramowych zdjęciach, na rolkach czy w udzielanych wywiadach. Na co dzień są tłem. A to czy są szczęśliwe, czy mają beztroskie i radosne dzieciństwo to już jest czymś co mamy nie bardzo interesuje. Te od nich wymagają bycia perfekcyjnymi i niesprawiania kłopotów.


Jak wszystkie książki Eweliny Ślotały tak także tę i  pochłonęłam w jeden wieczór i nie mogłam oderwać się od jej treści. Czytałam i odkrywałam brutalną prawdę. Nic tak jak pieniądze nie jest w stanie zniszczyć normalności i człowieczeństwa w ludziach. Wysoki status majątkowy, przynależność do biznesowych elit odbiera wolność wyboru i narzuca chore normy, które są idealne dla rozkwitu patologii. Świetnie widać to na przykładzie konstancińskich dzieci, które dorastają niczym sieroty. Ich świat to dobra materialne i sztab ludzi, którym powierza się ich wychowanie i wykształcenie. Ich życie od kołyski jest pod dyktando, a one same żyją w bańce samotności, pozorów i wymagań. W ich życiu nie ma miejsca na bycie dzieckiem. Trzeba być po prostu trybikiem w maszynie, który musi działać idealnie i bezawaryjnie. Ich matki to kobiety żyjące dla społeczności a nie dla własnej rodziny. Jaki jest tego skutek? Opłakany!

Autorka jak zwykle wyśmienicie pokazała rzeczywistość społeczności której była częścią. Nie zastosowała taryfy ulgowej i wywaliła przysłowiową kawę na ławę. Wyszło jej to bardzo naturalnie i bezlitośnie dla smutnej prawdy. Ta książka odpycha od życia w luksusie, obala mit szczęścia które dają zera na koncie. Bardzo mi szkoda, że to już ostatnia literacka wycieczka do konstancińskiego światka. To było ciekawe doświadczenie i wyjątkowa literacka przygoda oparta na prawdzie. Bardzo polecam.



 

czwartek, 30 stycznia 2025

Lucinda Riley "Dziewczyna z wrzosowisk"



Wydawnictwo Albatros
data wydania 2024
stron 512
ISBN 978-83-8361-194-5

Od miłości i przeznaczenia nie da się uciec


Lucinda Riley trafiła na listę moich ulubionych zagranicznych autorek dzięki cyklowi Siedem Sióstr. Zaczytując się w kolejnych tomach opowiadających historię córek Pa Salta przekonałam się, że proza ich Autorki jest wyjątkowa i niepowtarzalna. I tak gdy w zapowiedziach księgarskich zobaczyłam informację o wydaniu kolejnej książki Riley sięgnęłam po nią w ciemno nawet nie czytając opisu. Wystarczyło, że uwiódł mnie tytuł, przepiękna okładka i nazwisko podziwianej pisarki. Spodziewałam się powieści, która rzuci mnie na kolana, wciśnie w fotel i pozwoli po przeczytaniu ostatniego zdania wystawić tylko i wyłącznie najwyższą z możliwych ocen. Dokładnie tak się stało, a ja wciąż mam w głowie tę historię, a przed oczyma kolejne sceny fabuły.

Tytułową dziewczyną z wrzosowisk jest zwyczajna nastolatka żyjąca z ojcem i matką w latach siedemdziesiątych w Yorkshire. W tej rodzinie nie ma bogactwa, jest za to miłość i ciepło. Jedno lato zmienia raz na zawsze jej życie. Leah pomagając matce, która prowadzi dom pewnej malarki poznaje jej bratanka spędzającego u ciotki lato. Między młodymi iskrzą uczucia, ale ta relacja bardzo szybko zostaje tylko wspomnieniem. Panna Thompson za to staje się bohaterką namalowanego zdolną ręką portretu i tak jej twarz zostaje zauważona przez znaną agencję modelek. Dziewczyna dostaje propozycję pracy w Londynie co otwiera jej drogę na światowe wybiegi i możliwość prezentacji kreacji czołowych projektantów.

Leah niewątpliwie jest główną bohaterką książki, ale zagłębiając się w tę historię poznamy także losy innych ciekawych bohaterów. Przeniesiemy się w przestrzeni i czasie do Francji, Polski i Anglii. Poznamy angielsko-żydowskie rodzeństwo, brata i siostrę, którzy za swoje pochodzenie zostali skazani na piekło wojennego obozu. Obrazy z lat dwudziestych, czterdziestych i siedemdziesiątych naprzemiennie nakładają się na siebie tworząc dwutorową fabułę by w końcu połączyć się w misterną całość i skomplikowaną, choć idealnie dopasowaną mozaikę.

Jaka jest „Dziewczyna z wrzosowisk”? Niesamowita, fenomenalna i wyjątkowo pełna zawirowań. Wnętrze książki niesamowicie przykuwa uwagę czytelnika, otula go i wielokrotnie zaskakuje. To najbardziej rozbudowana i wielowątkowa powieść jaką w ostatnich latach czytałam. Autorka dosłownie bombarduje nas ogromem zdarzeń, wybuchowych sytuacji i nieprzewidywalnych niespodzianek, że czasem czytelnik musi ostudzić odbiór miliona emocji pauzą w lekturze. Niewątpliwie jest to wyjątkowa historia z polskim akcentem, który czyni ją bliższą sercu. Postaci mają bardzo oryginalne charaktery, przeżywają metamorfozy, życie ich nie oszczędza. W fabule próżno szukać nudy. Prym wiodą tony emocji i setki tajemnic, które stopniowo zostają odkrywane i wychodzą na światło dziennie szokując i zaskakując. Przeszłość miesza się z teraźniejszością, a wczoraj kładzie się cieniem na jutrze. Decyzje podjęte kiedyś procentują w przyszłości, a to, co zagrzebane pod dywan jest odkrywane i nabiera blasku. Miłość przewija się przez całą fabułę w różnych odcieniach. Jest prawdziwym uczuciem, chwilowym zauroczeniem, destrukcyjną relacją, która wyniszcza i rani. Nic nie jest oczywiste i jednoznaczne. Lektura tej powieści przypomina układanie pasjansa – z każdą stroną wiemy więcej, waga sekretów topnieje, a czytelnik czuje się oszołomiony i przebodźcowany.

Historyczne tło jest doskonale nakreślone i pięknie współgra z losami zwyczajnych ludzi. Książka z jednej strony jest odrobinę bajkowa, z drugiej brutalna i prawdziwa, pełna nadziei i okrutnego realizmu. Tytuł robi bardzo pozytywne wrażenie. Piękne wydanie z barwionymi brzegami cudownie komponuje się z wyjątkowym wnętrzem. Ta historia przenika do szpiku kości, poraża, szokuje i pozwala szybko się w niej bezgranicznie zakochać. Czy warto po nią sięgnąć? To konieczność, bo to wyjątkowe arcydzieło napisane z rozmachem. Prawdziwa literacka uczta dla miłośników obyczaju z najwyższej półki. Bardzo polecam.  




 

czwartek, 9 stycznia 2025

Podsumowanie 2024 roku i chwilka nostalgii oraz garść prywaty

 No tak, rok 2024 mamy za sobą. Jaki był on dla mnie? Ciężki, wyzwaniowy, pracowity. Czy dałam radę? Myślę, że tak, choć na pewno chwile słabości i drobne błędy się znajdą. Nauczyłam się żyć w nowej rzeczywistości, może jeszcze nie w 100 procentach, ale 90 osiągnęłam. To zjadło mi czas i energię. To odbiło się na ilości przeczytanych książek. Było ich za mało, trudno, stało się. Ale przeglądając wyniki i podsumowania innych nagle coś mnie tchnęło. Czy tylko o liczby chodzi? Czy to jakiś wyścig, czy czytanie ma być przede wszystkim przyjemnością? Trzymając się tego wchodzę w nowy rok i jednak myślę, że najważniejsze jest to, by czytać dobre książki, takie które nam się podobają, by nie porywać się bo moda, bo inni, bo nagroda, bo trend, bo wszyscy to przeczytali. Ok, trochę pomarudziłam. 

Zatem wracajmy do mojej topki - nie mamy ani siły ani ochoty przydzielać liczbowych lokat więc to jedna wielka rodzina moich hitów 2024 roku. 

Książek przeczytanych 26.

Stron przeczytanych 9500 - jakoś tak równo wyszło.

11 z wybranych 13 książek to powieści, a jedna do dziennik/pamiętnik, jedna to literatura piękna 

11 z 13 książek napisali polscy Autorzy

Wszystkie te tytuły to egzemplarze recenzenckie, nowości. 

Jeśli chodzi o wydawnictwa to książki pochodzą z :

Filia - 3 książki 

trzy kolory 2 książki 

Wielka Litera, Gorzka Czekolada, Literackie, Albatros, Lira, Czarne, Skarpa Warszawska, Prószyński i S-ka  po jednej książce 

A teraz konkrety: top 13 kolejność przypadkowa














Dotarłam do końca i nasuwa się myśl, że mało czytałam, ale naprawdę świetne książki trafiły w moje ręce. I co teraz? Taka myśl z tyłu głowy, że muszę więcej czytać, bo szybciej umrę niż obczytam moją domową biblioteczkę, więc solennie obiecuję opuszczenie tik toka, ograniczenie YT i rozmyślania co było i będzie. Są książki.