wtorek, 27 grudnia 2011

Magda Parus "Rodzinnych ciepłych świąt"


Wydawnictwo Muza
data wydania listopad 2011
stron 184
ISBN 978-83-7495-757-1

Święta to czas piękny, który ma nam przynieść uśmiech na twarzy, radość, odpoczynek, relaks. W polskiej tradycji ten okres to czas rodzinny, kiedy spotykamy się z bliższymi i dalszymi krewnymi. No tak, spotkania rodzinne są miłe, ale tylko wtedy, gdy sobie dobrze z rodziną żyjemy. A jeśli codzienność jest paskudna, to święta stają się czasem o którym marzymy, by jak najszybciej minął.
Pieniądze to chyba najbardziej kusząca rzecz na świecie. Niby szczęścia nie dają, ale bez nich łatwo nie jest.
Teściowa to osoba zwykle określana jako zło konieczne, ktoś kogo trzeba tolerować, ale oczywiście są wyjątki.
Te trzy "zagadnienia" wplata w fabułę swojej powieści dotąd nieznana mi polska autorka Magda Parus. Główne bohaterki to dwie siostry Lena, mieszkająca w Poznaniu i Kamila z Krakowa. Życie obdarzyło ich diametralnie innymi facetami. Mąż Kamili to zwyczajny facet z przeciętną osobowością, zarabiający tak sobie, zżyty z siostrą. Nie ma przebojowego charakteru, jest takim typowym szaraczkiem. A małżeństwo tej pary jest takie zwyczajne, bez jakiś wzlotów i upadków. Ot po prostu takie "przyzwyczajeniowe".
Lena ma inaczej. Jej partner to człowiek zaradny, dobrze zarabiający, pracoholik, który na początku dba o rodzinę, uchyla nieba córkom i żonie - zapewnia zagraniczne urlopy i inne luksusy. Stać ich na wymarzony dom i wydawałoby się, że sielanka murowana. Ale okazuje się, że wszystko zaczyna się sypać. Bo coraz bardziej w życie rodziny miesza się matka Grzegorza.
Z treści książki nic więcej nie zdradzę, ale z całego serca zachęcam do lektury tej książki, która jest do bólu realna i bardzo ciekawie napisana. Obie rodziny bowiem poznajemy przez kolejne Wigilie i Wielkanoc. Cóż, to czas próby tolerancji na jaką nas stać wobec bliskich. Wiadomo, że jak w przysłowiu dom kościołem nie jest. Każdy z nas ma swoje wady i przywary. A gdy do tego dodamy gorączkę przedświątecznych przygotowań, zwyczaje, które czasem może warto ominąć lub lekko nagiąć, by uniknąć sporu, to mieszanka może być iście wybuchowa. Kolejny raz w powieści sprawdziła się sentencja, że rodzice raczej z wielkim dystansem powinni ingerować w życie dorosłych dzieci. Przecież one mają prawo do własnego życia i ułożenia go sobie po swojemu. Nie są już maluchami,które bawią się w dom, ale dorosłymi osobami z dowodem w kieszeni. Teściowa tolerancyjna jest na wagę złota.
Ta niewielka objętościowo obyczajowa powieść uczy podejścia do świąt z pewnym dystansem. Lepiej mieć gotowe ciasto z cukierni niż napięte nerwy lub po prostu o jedną potrawę mniej . Trzeba szanować tradycję, ale nie ulegać jej na ślepo. Nie każdy lubi pierogi czy karpia. A w końcu święta są po to, by m.in coś smacznego zjeść, a nie na siłę być zmuszanym do potrawy, która nam nie smakuje. Atmosfera przy świątecznym stole to coś, nad czym pracuje się cały rok. No tak, niby w Wigilię mamy sobie wybaczać, ale czy to tak na zawołanie, na pstryk paluszkami się da ? Czy nie staniemy się aktorami i nie będziemy grać ? Przepis na udany święta jest chyba bardzo podobny jak ten na udane życie - tolerancja, szacunek, ciepłe słowo, uczucia, szczere rozmowy, a nie pokazywanie na siłę własnych racji, pęd do kasy za wszelką cenę. Prezenty, których pod choinką Grzegorza i Leny jest olbrzyma góra nie są w stanie uratować rodziny przed tragedią. Bo dobra materialne to nie wszystko.
Ta spora moc moich rozważań to efekt tej lektury. Ciekawie napisanej dobrej powieści obyczajowej. Takiej typowej dla polskich realiów i zwyczajów. Morał w niej mieszka i to nie jeden. A ona sama nie ma w sobie nic z bajki zarazem. I jak neon nad szopką świeci motto jak być szczęśliwym - po prostu trzeba się cieszyć tym co się ma !
Ciekawe i wyraziste kreacje bohaterów, oryginalna okładka, zgrabne dialogi to mocne strony tej książki, która mnie umiliła świąteczny wieczór. Przypadła mi do gustu i polecam ją zwłaszcza tym, którzy rokrocznie rzucają się w wir świątecznej krzątaniny oraz teściowym. Nie bądźcie takie jak matka Grzegorza. A ja cieszę się, ze mój mąż ma zdrowe podejście do świąt i nie wymaga cudów ode mnie, a służy mi jak tylko może pomocą. Lektura pomogła mi docenić mojego Faceta. I chwała jej za to.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

6 komentarzy:

  1. W te święta czytałam "Stokrotki w śniegu" Evans.a Ale nie zapomnę o opisanej przez Ciebie książce i chętnie sięgnę po nią w przyszłym roku w okresie świątecznym. :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli sięgniesz po nią w Wielkanoc też będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka nie tylko na okres świąteczny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem po jej lekturze, przypadła mi do gustu :) A książka, faktycznie, jest dobra także na Wielkanoc :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też już przeczytałam, recenzja u mnie na blogu. Ale widzę, że odczucia mamy bardzo podobne:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna pozycja. Trzeba przyznać, że książka może dużo uświadomić ;). Również polecam!

    OdpowiedzUsuń