Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Novae Res. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Novae Res. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 października 2020

Jolanta Kosowska "Prosto w serce"

 


Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2020
stron 376
ISBN 978-83-8147-992-9

Piękna powieść o miłości

Przeczytałam kolejną książkę Jolanty Kosowskiej. To była prawdziwa czytelnicza uczta. Zapomniałam o tym, co rzeczywiste, odpłynęłam do świata w którym nie zabrakło emocji i niesamowitych przeżyć. Odkryłam prawdę, że czasem bywa tak, że jedna miłość umiera, by zastąpiła ją druga. Inna, lepsza i bardziej prawdziwa. Dałam się całkowicie ponieść tej historii, odebrałam ją bardzo osobiście. Żyłam w świecie bohaterów, których losy pochłonęły mnie. To naprawdę było coś niesamowitego, a lektura okazała się genialna. Co ja piszę?! Genialna to zbyt mało, bo naprawdę trudno znaleźć właściwe słowo by oddać kunszt tej powieści. 

Hania jest młoda i zdolna. Pracowita i zapracowana. Zakochana i szczęśliwa. Przed nią życie, które ma nadzieję przeżyć wspólnie z mężczyzną, którego ma za kilkanaście dni poślubić. Już odebrała suknię ślubną, już wie jak będzie wyglądał jej ślubny bukiet. Już zachłysnęła się miłością i szczęściem. Jest  otulona tym blaskiem, który oświeca przyszłe panny młode. Jeden wieczór, jedno zdarzenie obracają jednak świat i szczęście Hani w gruzy. Podczas przyjęcia dziewczyna nagle mdleje. Trafia do szpitala. Ona i jej narzeczony za zdarzenie winią przepracowanie. Wykonane badania jednak pokazują, że problem może być o wiele poważniejszy niż chwilowa niedyspozycja. Z ust lekarza pada groźna diagnoza. Jest prawdopodobne, że Hanna cierpi na nieuleczalną chorobę, która zabierze jej sprawność ruchową i pozostanie z nią do śmierci. Bartek jest w szoku. Boi się życia z osobą niepełnosprawną i zostawia ukochaną. Hania poddaje się rozpaczy, ale ma wokół siebie prawdziwych przyjaciół, którzy stają za nią murem. Jeden z nich załatwia Hani pracę u swojego przyjaciela, który mieszka w Prowansji. Wyjazd okazuje się początkiem wielkich zmian w życiu niedoszłej panny młodej. Czy uda jej się zapomnieć i znaleźć w życiu nową miłość? 

Jolanta Kosowska napisała przepiękną, chwytającą za serce powieść, która dowodzi, że w życiu warto kochać i warto szukać miłości. Fabuła dowodzi, że nasze życie czasem przypomina bajkę, ale ta bajka może szybko i niespodziewanie się skończyć. Nie jest to jednak powód do załamania. Jedna miłość się kończy, ale nie można utracić nadziei i wiary w to, że niedługo pojawi się druga. Bardziej prawdziwa i trwała. Taka, która przetrwa wszystko i nic jej nie pokona. 
Najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej jest niezwykle osobista, wyrazista i przemawiająca. Czyta się ją na jednym wdechu. Opisana historia wywołuje łzy i porusza do głębi. Każda z wykreowanych postaci jest wyrazista i diametralnie inna. Każdą życie na swój sposób egzaminuje i doświadcza. Czytając można szybko ocenić i pogrupować występujące osoby na te dobre i złe. Myślę jednak, że tu chodzi o coś więcej. O pokazanie jak bywamy słabi, jak życie bywa okrutne i jak łatwo można popełnić błąd, który jest nie do naprawienia. 
Autorka napisała przepięknie, a na tło tej historii wybrała niezwykłe miejsce. Urokliwą Prowansję, która ma być odskocznią na złamane serce. Opisy są niezwykle plastyczne, a ja po lekturze jest już w stu procentach przekonana, że kiedyś, gdy świat wróci do normalności powinnam tam pojechać. 
Tytuł ma wiele atutów. Pomysł na fabułę jest genialny, a jego realizacja zasługuje na gromkie brawa. Akcja toczy się nierównomiernie. Po mocnym jak petarda początku tempo nieco stopuje by znów wybuchnąć gorącym, ale jakże świetnym, świeżym i fenomenalnym zakończeniem. Nie ukrywam, że tekst ostatnich stron książki przysłoniły mi łzy, a konkretnie potoki łez. 

Reasumując "Prosto w serce" to wspaniała książka o miłości, to ciekawa propozycja dla kobiet, ale równie dobrze mogą po nią sięgnąć Panowie. Treść tej lektury wciąż we mnie pozostała, wciąż krąży w moim umyśle. Nie jest łatwo przestać myśleć o jej bohaterach, ich decyzjach, ich wyborach. Jeśli lubicie powieści których lektura jest pełna realnego życia, trudnych problemów i spraw, które nie można zamieść pod dywan ta książka jest idealnie dla Was. Jeśli cenicie odważną prozę bez ckliwego spojrzenia na miłość przeczytajcie ją. Jestem pewna, że udzieli się Wam jej klimat, a przesłanie które niesie skłoni do refleksji i zadumy nad sensem bycia z drugą osobą. Gorąco polecam. Odkryjcie mistrzostwo pióra Jolanty Kosowskiej. Gwarantuję, że będziecie zachwyceni. 



poniedziałek, 14 września 2020

Jolanta Kosowska "W piekle pandemii"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2020
stron 374
ISBN 978-83-8147-955-4

Gdy świat zaczął przypominać piekło...

Gdyby rok temu ktoś opowiedział mi o tym, jak może wyglądać świat takim jak widzimy go dziś, nie uwierzyłabym mu kompletnie. Szybko stwierdziłabym, że to, co opisuje jest scenariuszem filmu grozy czy fabułą thrillera psychologicznego z wątkiem medycznym. To, co dzieje się teraz, wczoraj mogło być tylko fikcją. A jednak... Pod koniec zimy, na jej przełomie z wiosną wszystko się w Europie zmieniło za sprawą słowa koronawirus. Bo była sobie gdzieś w Chinach epidemia, ale to było daleko stąd i prawie nikt nie wierzył, że dotrze na Stary Kontynent i zdezorganizuje życie wszystkich. 
Codziennie rano gdy się budzę przez moment nie wierzę, że jest jak jest. A jest i tak lepiej niż choćby we Włoszech, które na początku pandemii w Europie ucierpiały najbardziej. Na Lombardię zwrócił swoje oczy cały świat,  podobnie jak na chińskie Wuhan. Glob usłyszał o piekle jakie rozpętało się w Bergamo i nie tylko...


Prawdziwy, niestety prawdziwy scenariusz włoskiego koszmaru wplotła w fabułę swojej najnowszej powieści jedna z moich ukochanych polskich Autorek. Pani Jolanta Kosowska, mieszkająca w Niemczech pochodząca z Opolszczyzny polska lekarka, opisała historię polsko-włoskiej pary młodych, kochających się ludzi, którzy mieli w planach wspólny urlop, czas relaksu i beztroskę, a wpadli w otchłań piekła. Zima, narty, piękne krajobrazy, miłość i wieść o poczęciu dziecka. Jednym słowem szczęście, które zakłócił mało znany, ale jakże groźny i zabójczy wirus, który podstępnie zaatakował tysiące ludzi. Nie takiego biegu wydarzeń spodziewali się Marcello i Oliwia. Miały być dnie na stoku i wieczory przy kominku w gronie przyjaciół. Niestety, on wrócił do pracy w Polsce gotowy nieść pomoc potrzebującym. Przez wyjazdem zdążył lekkim podstępem skłonić partnerkę do zatrzymania się u swojej babci w Toskanii, w domu położonym w odosobnieniu z daleka od ludzi i niebezpieczeństwa pod pretekstem opieki nad starszą panią. 
Odizolowana od świata Oliwia zaczęła jednak dostawać niepokojące wieści od znajomego lekarza z Drezna i jego żony, od ojca swojego dziecka, który ratując innych sam został ugodzony ostrzem choroby. W internecie odnalazła pisany na bieżąco pamiętnik anonimowego mieszkańca uroczej Wenecji. Zewsząd wiało dramatyzmem, grozą i walką, o każdy oddech, o każdą chwilę życia...

To była bardzo przemawiająca i wzruszająca lektura, którą odebrałam niezwykle osobiście. Miałam wrażenie, że wszystko odczuwam tak mocno jakbym sama była jej główną bohaterką. Oliwia stała mi się bardzo bliska i droga. Ta powieść wywarła na mnie ogromne wrażenie i dostarczyła wielkich emocji. Wyrwała mnie ze spokojnego domu do centrum piekła, ukazała wyraziście dramat ludzi, którzy wobec wirusa, którego nie widać gołym okiem stali się bezbronni jak nowonarodzone dzieci. Ich świat runął bezpowrotnie w posadach, ale mimo tego oni nie stracili nadzieję na to, że jeszcze kiedyś będzie spokojnie i normalnie. Wszystkie elementy w książce są prawdziwe pokazane, nie ma tu miejsca na sztuczny patos czy przerysowane bohaterstwo. Opowieść wywołuje łzy, które płyną i są buntem przeciw niebezpieczeństwu, które zmieniło życie w koszmar. 
Akcja książki obejmuje czas kilku tygodni i dzieje się w kilku miejscach równocześnie - włoska  Toskania, Polska, Niemcy - Bergamo, Drezno, Wrocław, Wenecja. 
Z lektury bije rozpacz, dramatyzm, ale i nadzieja, że po burzy wyjdzie słońce, że  zły czas  dobiegnie końca, że przetrwamy i wyjdziemy z trudnej próby silniejsi. Miałam wrażenie, że czytam coś więcej niż powieść. Wydawało mi się, że czytam autentyczną relację osoby, dobry reportaż, który bardzo plastycznie przekazuje rzeczywistość jaka dotknęła zwyczajnych ludzi. 
Ta powieść wyraża szacunek i uznanie wobec walki medyków z trudnym wrogiem, jest podziękowaniem za ich poświęcenie i pracę. Ta książka uzmysławia jak pandemia wpływa na życie jednostek, jak mocno rani, jak wystawia na próbę. 
Genialny warsztat, niesamowite wyczucie tematu, przemawiająca relacja, ocean emocji, książka o której się nie zapomina, która zostawia w sercu ślad. Tak najkrócej podsumuję moją opinię dodając, że naprawdę warto poświęcić jej czas. Tytuł dający świadectwo talentu i klasy twórczości Jolanty Kosowskiej. Fenomenalna książka poruszająca aktualne i trudne tematy. Gorąco polecam i rekomenduję. 

środa, 15 lipca 2020

Nina Nirali "Królowa pszczół"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2020 
stron 436
ISBN 978-83-8147-788-8

Życie to bardzo wyboista droga pełna zakrętów i rozdroży

Ostatni czas nie jest dla mnie łatwy. Ciągle coś mi się komplikuje, coś gmatwa w życiu, a codzienność jest pełna przeróżnych niespodzianek. W takich okolicznościach szukam wytchnienia, które pozwala mi swobodniej nabrać powietrza i dystansu do rzeczywistości. Takie chwile oddechu dają mi oczywiście książki. Dobre książki, przy których jestem się w stanie zrelaksować, zregenerować, nabrać sił i optymizmu. Nie muszą to być łatwe lektury, nie muszą mieć cukierkowej treści. Muszą jednak mieć w sobie to coś, co mnie poruszy do głębi, co mnie zelektryzuje, co mnie wyrwie z otaczającego świata. Właśnie taką wspaniałą lekturą jest najnowsza powieść Niny Nirali, Autorki już mi znanej, która zabrała mnie do Indii. Ten kraj to dla mnie wciąż wielka tajemnica, niewiadoma i zagadka. Jest tak inny, tak barwny, a zarazem okrutny i nie do końca daje się zrozumieć. To sprawia, że ma w sobie jakąś magię, jakiś magnes, który przyciąga i działa niczym narkotyk. 

Zaczynając lekturę nawet nie zorientowałam się jak szybko pochłonęła mnie treść książki. Z główną bohaterką poczułam bardzo bliską więź, łatwo spojrzałam na świat jej oczyma. No i przepadłam na wiele godzin, bo ta powieść nie należy do cienkich książek.

Skylar, znana pisarka i autorka księgarskich hitów rozwodzi się. Po pogrzebie małżeństwa opuszcza rodzinny kraj, Anglię i udaje się w podróż do Indii. Chce się tam dłużej zatrzymać i napisać książkę. Liczy, że będzie dla niej niezwykle ważna i przełomowa. Chce się skupić wyłącznie na tym zadaniu. Planuje wynajęcie na kilka miesięcy mieszkania i intensywną pracę. 

Gdy po wylądowaniu wsiada do taksówki za jej kierowcą siedzi Ravish. Wykształcony i inteligentny mężczyzna, któremu życie pokazało złe strony. Przeżył bankructwo własnej firmy, zawód i oszustwo ze strony wspólnika i przyjaciela. Musiał pogodzić się z utratą pozycji i statusu majątkowego. To nie pozbawiło go jednak nadziei, że kiedyś jeszcze stanie na nogi i odbije się od dna. Kurs z piękną pasażerką z Europy jest dla niego nowym początkiem, fascynującą przygodą. Piękna kobieta bardzo go zaciekawia, a gdy proponuje mu pracę Ravish zgadza się bez dłuższego wahania. 

Na kartach książki pojawia się jeszcze jedna postać - ośmioletnia dziewczynka mieszkająca we wiosce na indyjskiej prowincji. Jej dzieciństwo nie jest pełne szczęścia i spokoju. Rodzice w tak młodym wieku chcą ją oczywiście wbrew jej woli wydać za mąż i pozbyć się kłopotu jakim jest córka. W Indiach to norma. Anu jest przerażona i by uniknąć takiego losu decyduje się na ucieczkę z domu do dużego miasta w którym chce znaleźć pracę i nowe życie.
Los postanawia, że życiowe ścieżki tych trzech postaci się przecinają i łączą...
Co z tego spotkania wyniknie? Dowiecie się z lektury, która z łatwością zawładnęła moim sercem. 

"Królowa pszczół" to powieść bardzo niezwykła, mająca w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że czytając ją przestajecie żyć tu i teraz, a żyjecie w jej wnętrzu. Fabuła dosłownie nas otacza, przesłania rzeczywistość, a treść sprawia, że wpadacie w nastrój refleksyjny. Oczywiście lektura to także literacka podróż do wyjątkowego miejsca. Mnie osobiście Indie zawsze pociągały i fascynowały. Były czymś tak bardzo różnym, mającym wiele obliczy, że nigdy nie poczułam się nimi przesycona. O ile dla mnie, Europejki Indie są magiczną krainą, którą można odkrywać wciąż na nowo, o tyle w rzeczywistości dla kobiet nie są absolutnie rajem. Dowodzi tego to, co doświadcza zarówno Anu, jak i Skylar.
Z pewnością walory poznawcze innego świata są niekwestionowanym atutem tej powieści, jednak na pierwszym planie króluje opowieść o losach dwojga ludzi, których dzieli bardzo wiele, a łączy wbrew rozsądkowi i ich wyborom coś wyjątkowego. Mimo, że nie szukają konkretnej przygody, nie polują na swoją drugą połówkę ich serca zaczynają rozumieć, że przypadkowe spotkanie to coś, co można nazwać podarunkiem od losu.
Nie szufladkujcie tej książki jako jednego z wielu romansów, jako kolejnej w korowodzie książek o miłości historii. Jest bowiem w niej coś, co sprawi, że długo o niej nie zapomnicie, że będzie ona mieszkała w Waszym umyśle, że Wasze myśli do niej powrócą.
"Królowa pszczół" to powieść dojrzała, wyrafinowana, wartościująca świat jaki nas otacza. Znajdziecie w niej ogromny ładunek emocjonalny, sporo wzruszeń i ciekawych obrazów, które skłaniają do refleksji.
Zaczytałam się mocno w tej lekturze, dałam się porwać jej treści i absolutnie tego nie żałuję. Ta opowieść jest warta polecenia, warta uwagi i przeczytania, do czego gorąco zachęcam. 

wtorek, 7 kwietnia 2020

Jolanta Kosowska "Wielkie włoskie wakacje"



Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2020
stron 294
ISBN 978-83-8147-735-2

Życie jest za krótkie by przejść obojętnie wobec miłości

Włochy to jeden z dwóch oprócz Nepalu krajów na świecie w którym chciałabym zamieszkać na dłużej. Italia zachwyca mnie od wielu lat. Na moim blogu znajdziecie wiele książek we włoskich klimatach, których akcja rozgrywa się w kraju z rzymską stolicą. Do ich grona dziś dołącza najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej, której już kilka książek mnie zachwyciło. Ich recenzje łatwo znajdziecie korzystając z blogowej wyszukiwarki. 

Zabierając się za lekturę "Wielkich włoskich wakacji" miałam świadomość jednego - że połączenie pióra Pani Jolanty i kraju Nerona da ekscytującą i fenomenalną mieszankę. Było jednak jeszcze o wiele lepiej. W moje ręce trafiło arcydzieło literatury obyczajowej. I piszę to z pełnym przekonaniem i odpowiedzialnością. 

Jestem tą historią totalnie zauroczona, nadal chodzę z głową w jej fabule, czuję namacalnie ten wyjątkowy klimat, a gdy zamknę oczy widzę przed oczami opisane obrazy, romantyczne i urokliwe zakątki, czuję aromat ziół i potraw, odgłosy dobiegające z zabytków, dźwięk dzwonów i gwar turystów. Uroku książce dodała naprawdę mocno urzekająca historia młodej dziewczyny i mężczyzny, który przypadkowo znajduje jej pamiętnik. Przypadkowe zdarzenie staje się początkiem czegoś, co przekracza wyobrażenia dwojga bohaterów, których urzekły italskie klimaty i nie tylko. 

Ona studiuje, a kierunkiem jej studiów jest historia sztuki. Nic dziwnego, że podróż do włoskich perełek turystycznych jest dla niej wielką przygodą. On pracuje jako dziennikarz w gazecie. Jest byłym policjantem i na prawdziwego nosa do odkrywania wyjątkowych historii. 
Los splata ich życiowe ścieżki, a to staje się dla nich nowym początkiem...
Każde z nich jest po przejściach, każde ma swoje doświadczenia, ale i w każdym drzemie wiele marzeń i pragnień...

Pokochanie tej powieści zajęło mi mgnienie oka. Złożyło się na to wiele jej atutów. Miałam szczęście w dobie pandemii na odbycie wyjątkowej podróży. Nie ruszając się z wygodnego fotela na skrzydłach wyobraźni momentalnie wtopiłam się w tę opowieść, stałam się cieniem jej bohaterów. Odkrywałam sekrety niczym karty w układanym pasjansie, czułam niesamowite emocje, ekscytację i dreszcze. 
"Wielkie włoskie wakacje" to połączenie powieści obyczajowej, romansu, lektury pełnej sekretów i fascynacji Italią, ale i rodzimymi Bieszczadami. Tak się składa, że te dwa miejsca ubóstwiam, więc niespełna 300 stron przeczytałam bardzo szybko. To była wyjątkowo przyjemna lektura z którą naprawdę trudno było mi się rozstać. Do końca trzymała mnie w napięciu, do końca czarowała i otulała swoją magią. 
Opisy przepięknych miejsc są namalowane słowami wyjątkowo pięknie. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy sami wędrowali uliczkami Asyżu czy bieszczadzkimi połoninami w siodle. 
Główni bohaterowie budzą sympatię i są wyraziści. 
Dla mnie to tytuł niczym narkotyk, któremu uległam bez reszty. Bardzo chciałabym by powstała kontynuacja tej powieści, by jeszcze raz pobyć z jej bohaterami pod włoskim niebem, posmakować limoncello, spojrzeć na weneckie gondole i zachwycić się zapachem włoskich ziół. 
Trudno znaleźć mi słowo w pełni wyrażające fenomen tej książki. Genialna to jednak za mało. Z serca polecam. 

czwartek, 14 listopada 2019

Mariusz Leszczyński "Bez litości i przebaczenia"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2019
stron 354
ISBN 978-83-8147-63-83-6

Dreszczy nie zabrakło...

Dziś chciałabym zachęcić Was do przeczytania drugiej w dorobku Mariusza Leszczyńskiego powieści, która właśnie ukazała się na półkach księgarń. "Bez litości i przebaczenia" to kryminał, który czyta się naprawdę świetnie. 

Otwierając ten tytuł przenosimy się do Nowego Jorku. Miasta, które nie jest spokojne dla pań. Ma tu miejsce seria brutalnych zabójstw kobiet. Policyjne śledztwo prowadzi detektyw Cane, ale zatrzymuje się ono w ślepym zaułku. Mimo starań Rex Cane nie ma pomysłu jak zdemaskować mordercę i dociera do ślepego zaułka. Krokiem milowym w tej sprawie okazuje się … nagłe zniknięcie z domu małego chłopca. Pięcioletni Jon rozpływa się jak kamfora z ulubioną maskotką. Jego ojczym nie ma pojęcia gdzie jest dziecko, które było zamknięte w domu. Sprawę komplikuje jeszcze tajemnicza przesyłka, którą otrzymuje agent Jon Milton. Wszystko wydaje się totalnie zagmatwane i trudne do rozwikłania...

W fabułę powieści wciągnęłam się bardzo szybko. Opisane zdarzenia niekiedy mnie przerażały, zawsze wzbudzały grozę i przerażenie do czego zdolny jest człowiek. Akcja książki toczyła się szybko i dynamicznie. Meandrowała niczym nieujarzmiona górska rzeka. Nie było momentów stagnacji, rozleniwienia, która zwłaszcza kryminałom nie wychodzą na dobre. Nie zabrakło mrożących krew w żyłach scen, które doprowadzały mnie do dreszczy. Treść migotała wieloma barwami, które zlewały się w ostrą, rażącą mieszankę. Dzięki temu lektura czytała się szybko. Czas leciał jak z bata strzelił. 
Autor doskonale przemyślał swoją powieść i dopracował ją w najdrobniejszych szczegółach. Owocem tego jest fakt, że w książce wszystko ze sobą współgra, wszystko do siebie pasuje. Opisane wydarzenia są dość zawiłe i tworzą labirynt po którym kroczymy w towarzystwie ciekawie wykreowanych stróżów prawa. 

Mając ze sobą lekturę ubiegłorocznej powieści Mariusza Leszczyńskiego w pewnym sensie wiedziałam czego spodziewać się po stylu i języku. Zatem nie zaskoczyło mnie, że opisy są przemawiające do wyobraźni, a dialogi zgrabne i proste w odbiorze. 
Postacie książki są ciekawie wykreowane, wydają się prawdziwe i namacalne. Styl jest zróżnicowany, pod tym względem wyraźnie widać, że poszczególne rozdziały różnią się od siebie. Ten fakt odebrałam jak najbardziej na plus. 

Dawno nie czytałam powieści kryminalnej, kiedyś było ich zdecydowanie więc. Mam jednak świadomość, że lektura nudnego kryminału jest niczym katorga, a czytanie takiej książki na siłę może skończyć się niechęcią do książek i kryzysem czytelniczym. 
W przypadku książki Mariusza Leszczyńskiego to jednak absolutnie nie grozi. Śmiało możecie po nią sięgać, gdy jesteście spragnieni dobrej sensacji. Polecam. 

Już wkrótce na blogu rozpocznie się konkurs w którym nagrodą będzie właśnie ta książka. 
Już dziś na niego serdecznie zapraszam. 

poniedziałek, 4 marca 2019

Jolanta Kosowska "Trzy razy miłość"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2019
stron 300
ISBN 978-83-8147-257-9

I can't live with You, but I can't live without You

Miłość przychodzi kiedy chce. Miłość wiele daje. Miłość wiele wymaga. Miłość chce ofiary. Kochający musi w pewnym sensie zrezygnować z siebie. Musi zakopać głęboko w ziemi swój egoizm i swoje ja. Bo miłość jest łaskawa, ale i żądna osobistej ofiary. By zbudować udany związek, trzeba przygotować dobry fundament. Jego głównym składnikiem jest poświęcenie i kompromis. Inaczej nawet najpiękniejsza miłość rozsypie się w pył i pozostanie po niej tylko wspomnienie. 

Z wielką przyjemnością dziś mogę napisać o przepięknej powieści o miłości. Osadzona we współczesnym świecie historia trojga ludzi mocno chwyta za serce. Nie jest to opowieść sielankowa, słodka i cukierkowa. Czyta się ją na jednym wdechu, a ona otula nas jak ciepły kocyk, staje się jak narkotyk i trudno znaleźć powód by się od niej oderwać. 

Ich troje. Ona - Martyna jest pilną, wzorową, pracowitą i zdolną studentką medycyny. Ceni spokój i uporządkowane życie. Sama stara się zarobić na swoje utrzymanie. Jej świat jest poukładany do dnia gdy poznaje Jego. On to typ niepokorny. Zdolny, ale leniwy, rozpieszczony i pewny, że wszystko co dobre po prostu mu się należy. Łukasz kocha sport i sukcesy, przyjemności i chodzenie w życiu na skróty. 
Uczucie spada na nich jak grom z jasnego nieba. Na przekór światu i rodzicom Łukasza. O ile ona jest w stanie się dla tej miłości poświęcić, o tyle on chce jak zawsze w życiu brać pełnymi garściami i czerpać tylko to, co dobre oraz przyjemne. 
W cieniu jest jeszcze dobry przyjaciel, Krzysztof, który jest niczym opoka, który mówi głosem rozsądku i miłości, która nie stawia wymogów.

Losy tych trzech osób opowiada książka, która zasługuje moim zdaniem na miano obyczajowego arcydzieła. Tytuł traktuje o uczuciu, które zamiast dodawać skrzydeł je podcina. Zadaje ból, rani, boli. Każe płacić słoną cenę za chwile szczęścia. Dwie strony darzą siebie prawdziwym uczuciem, ale … ich drogi nie mogą złączyć się na stałe ze sobą. Pojawiają się przeszkody. Niektóre z nich rzuca chichocząc los, a niektóre wyrastają w umysłach pary. Autorka perfekcyjnie pokazuje jak bardzo niebezpieczne i trujące są dla związku niedomówienia, brak kompromisów i szczerej wspólnej rozmowy. Kochając i będąc kochanym trzeba postawić na szczerość, na otwartość, ale i trzeba umieć słuchać drugą stronę. Emocje nie są dobrym doradcą. 
Książka po prostu jest piękna. Pełna emocji. Pełna prawdy o miłości. Fabuła wytyka błędy jakie niszczą wiele relacji, wiele par. Każdy z bohaterów jest niezwykle wyrazisty, niekiedy zbyt dumny, niekiedy niegotowy do walki o uczucie. Błędy są wpisane w ludzką egzystencję, ale trzeba je mocno ujarzmiać i korygować. Głównym bohaterom często to się nie udaje. Skutki pomyłek są opłakane, ale dzięki nim lektura jest fascynująca, elektryzująca, fenomenalna. 
Zatraciłam się bez reszty w tej książce. Odebrałam ją bardzo emocjonalne. Przeżyłam każdą scenę jakby dotyczyła bezpośrednio mnie. Czytanie było emocjonalną kanonadą, a zarazem czymś wyjątkowym. Z ręką na sercu wyznaję, że to była wyjątkowa czytelnicza uczta. 
Znając poziom piórka Jolanty Kosowskiej spodziewałam się książki dobrej. Ta okazała się więcej niż dobra. Więcej niż bardzo dobra. To prawdziwy majstersztyk, który godny jest polecenia i rekomendacji. Choć mamy dopiero pierwszy kwartał roku wiem, że ten tytuł znajdzie się wśród najlepszych lektur w jakie zaowocuje bieżące dwanaście miesięcy. Koniecznie sięgnijcie po najnowszą powieść Autorki "Nie ma nieba", bo to moim zdaniem najlepsza jej powieść. Z serca polecam. 

niedziela, 20 stycznia 2019

"Zakochane Trójmiasto" - Antologia - Praca zbiorowa


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 30 stycznia 2019 
stron 396
ISBN 978-83-8147-274-6

Dzięki miłości życie ma słodki smak

Bardzo dawno nie czytałam opowiadań. W okresie edukacji sięgałam po nie często i raczej z konieczności. Wolę bowiem historie długie, zamknięte w kilkuset stronach którymi mogę delektować się długo. Opowiadanie uważam za formę trudną. Trzeba bowiem w ograniczonym przekazie słów zmieścić wszystko, co istotne. Trzeba sprężyć treść i gruntownie dobrać każde słowo. Tylko najlepsi Autorzy mogą napisać dobre opowiadanie, które długo zostanie w głowie i które sprawi, że nasze myśli zatrzymają się na jego przesłaniu i treści.

Książek o miłości wydano wiele. W tym tłumie bardzo dużo pozycji jest podobnych do siebie. Czasem trafiają się po prostu kalki, książki bliźniaki podobne do siebie jak krople wody. Tego nie lubię, ba nie cierpię. Wtedy czuję się rozczarowana. I właśnie dlatego antologia "Zakochane Trójmiasto" podbiła moje serce. Bo w niej nie ma dwóch podobnych do siebie tekstów. Bo stworzyli ją polskie Autorki i Autorzy, którzy udowodnili, że świetnie sobie poradzą z krótszymi niż powieść tekstami. A zatem już wiecie, że książkę Wam polecę szczególnie na dodatek do walentynkowych kwiatów i czekoladek. Z tej książki wręcz tryska miłość, ale … nie jest to tytuł utrzymany w sielankowej aurze, słodkim różowym klimacie, oklejony do obrzydzenia amorkami. 

Kolejne teksty napisali znani mi polscy twórcy, którzy mają na swoim koncie dobre powieści. A zawarte w zbiorze opowiadania? Napiszę krótko trzymają poziom.
Każdy tekst jest inny od pozostałych. Łączy je tylko miejsce rozgrywania się akcji. Każdy napisany jest z pomysłem i weną. Przedstawieni bohaterowie są realni, ciekawie wykreowani, mają różne osobowości i bagaż doświadczeń. Ich życie nie jest proste i idealne, a każdy ma już w swoim bagażu różne doświadczenia. Miłość, bo przecież wokół niej i jej narodzin obraca się książka jest czymś, co los daje w prezencie. Nie zawsze jest to uczucie idealne, nie zawsze przyjęte z otwartymi rękoma i sercem. Los opisanych w tytule postaci nagle się zmienia, następują wydarzenia, które burzą rytm codzienności. Przypadkowe spotkanie z kimś nowym lub natrafienie na kogoś znanego kiedyś po latach odmienia codzienność. 

Książkę czytałam mimo przyjemnej treści dość długo. Po każdym utworze znajdowałam czas na chwilę refleksji, na zastanowienie się nad treścią, wymową i przesłaniem. Wbrew pozorom to nie jest tylko książka dobra na chwilowy relaks. Jest w niej coś więcej. Jest dużo normalnego, przeciętnego życia. Są problemy i życiowe bolączki. I jest dużo pogody i nadziei, że w życiu nie bywa tylko szaro i smutno. Autorzy udowadniają, że przychodzi coś wyjątkowego, co wznosi nas wysoko i dodaje skrzydła. Tym czymś jest właśnie miłość.

Wszystkie opowiadania przeczytałam w chronologicznej konieczności. Każde w nich miało swój urok i klimat. Nie było utworu gorszego, który odstawał by poziomem od innych. Najbardziej za serce chwyciła Agnieszka Lingas-Łoniewska i Małgorzata Warda. Najbardziej zaskoczył Daniel Koziarski. Okładka przypomniała letnie wakacje w Orłowie. 
Idealna propozycja na Walentynki. Przyjemna lektura, dobry tytuł obyczajowy. Dobry styl, wysoki poziom tekstów. Zresztą jestem pewna, że sprawdzicie to sami. 
Premiera 30 stycznia 2019 roku. Zapraszam do księgarń.


wtorek, 27 listopada 2018

Piotr Tymiński "Przybysz"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2018
stron 158
ISBN 978-83-8083-835-2

Byle wrócić do domu


Od zakończenia drugiej wojny światowej mija coraz więcej czasu. Z każdym rokiem żyje coraz mniej świadków wydarzeń, które miały miejsce w Europie w latach 1939-1945. Z upływem czasu mówi się coraz mniej o tamtych wydarzeniach. Wspomnienia zaciera czas. Warto jednak by świadectwa wojenne, by relacje osób, które przeżyły wojnę były przekazywane kolejnym pokoleniom ku przestrodze by nikt z ludzi nie zrobił tego co Hitler.
Bezpośrednie świadectwa są bezcenne dla potomności. Zawierają je pamiętniki, dzienniki, a niekiedy powstają na bazie autentycznych wydarzeń powieści. Taką właśnie książką jest "Przybysz" napisany przez historyka Pana Piotra Tymińskiego. Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Novae Res i choć nie jest zbyt grubą publikacją zawiera cenną treść.

Jest rok 1944. Niemcy odnoszą klęski, a uciemiężone narody zaczynają snuć odważne marzenia o wolności. Terror niemiecki jednak nadal szaleje. Zwiększa się liczba zabitych, wiele osób trafia wskutek masowych łapanek i aresztowań do obozów koncentracyjnych. Pociągi wywożą też kolejnych pechowców na roboty do Rzeszy. Są wśród nich dorośli i dzieci. Wolność traci pewnego dnia 12-letni Bronek. Jego rodzinną miejscowością są Marki. Sprytny i rezolutny chłopak gdy trafia do bydlęcego wagonu jadącego do Niemiec postanawia uciec. Nie jest to łatwa sprawa, bo czujne oczy niemieckich żołnierzy wyłapują uciekinierów i brutalnie się z nimi rozprawiają. Bronek stawia jednak wszystko na jedną kartę. W trakcie ucieczki poznaje rówieśnika Jurka. Pomiędzy zbiegami rodzi się przyjaźń i bliska bratnia więź.

Opisana przez Piotra Tymińskiego historia jest bardzo wzruszająca i chwyta za serce. Jest ona oparta na prawdziwej historii. Na bocznym skrzydełku zamieszone jest zdjęcie Autora wraz z bohaterem książki. Treść krótkiej powieści to jednocześnie głęboko wymowna lekcja historii. Z niej poznajemy wojenną rzeczywistość oczami młodego człowieka, który by przeżyć musiał wykazać się odwagą i bohaterstwem. Wojna, która zabrała mu dzieciństwo w zamian wymusiła dojrzałość i błyskawiczne dorastanie. Czytając kolejne strony możemy łatwo wyobrazić sobie to, co przeżywali w tych czasie Polacy, zwyczajni ludzie, którym spokój szarej rzeczywistości zabrali faszyści. Język książki jest prosty i potoczny, idealnie pasujący do pierwszoosobowej narracji dziecka. Prostota jest niezwykle wymowna i przemawiająca do serca. Opisane sceny dobitnie obrazują koszmar wojny, strach o każdy oddech i kruchość życia wobec szaleńczej ideologii.

To historia dla każdego, kto nie boi się drastycznej, do bólu prawdziwej lekcji przeszłości. Gorąco polecam jej lekturę każdemu. Ze względu na wiek narratora mogą ją poznać także jego równolatkowie. Każde słowo przemówi do czytelników wyraziście i czytelnie. I to uważam za największy atut tego tytułu. Z serca go polecam. 

poniedziałek, 12 listopada 2018

Andrzej Paradysz "Anioły i demony na Bukowinie. Rowerem na pograniczu kultur


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2018
stron 384
ISBN 978-83-8147-059-9

Podróż w dal i w głąb siebie 

Uwielbiam czytać książki podróżnicze. Kocham podróżować wraz z Autorami w interesujące miejsca. Co ciekawe wolę podróże na wschód niż w kierunku zachodnim. Bardziej fascynuje mnie dzikość i prowincja niż cywilizacja i wielkie aglomeracje oraz gęsto zasiedlone tereny. Kocham bardziej podróże w góry niż na niziny. Wolę ląd niż morze. Preferuję miejsca mniej znane niż słynne kurorty. Posiadając taki, a nie inny gust bez zastanowienia zdecydowałam się na lekturę książki, której Autor zabiera nas w podróż do Rumunii. Z rodzinnego miasteczka, poprzez moje rodzinne miasto na Ukrainę i dalej do kraju w którym kiedyś rządził N. Ceausescu, a o którym funkcjonuje wiele mitów, a które nie zawsze są prawdziwe. Ta książka zweryfikowała wiele z nich.

Środkiem lokomocji był rower i publiczna komunikacja, a budżet był mocno okrojony. To wcale nie sprawiło, że podróż była nudna i nieciekawa. Sprawdziła się prawda, że przygoda nie musi kosztować fortunę. Celem eskapady była Bukowina - kraina historyczna leżąca na pograniczu dwóch państw - Ukrainy i Romunii oraz na pograniczu różnych kultur. 
To jedno z najdzikszych miejsc w Europie, która ma niezwykłą historię. To wobec pędzącego Zachodu zapadła prowincja, w której czas płynie niespiesznie, a rytm życia wyznaczają pory roku. Oko cieszą piękne krajobrazy podobne naszym rodzimym Bieszczadom. Skarbami architektury są przepiękne monastyry. W rejonie tym żyją Polacy i nie brakuje rodzimych nam śladów. Wielkiego bogactwa tu nie ma, jeśli nie mamy na myśli bogactwa kultur. Ludzie żyją tu ubogo i inaczej niż w innych państwach Starego Kontynentu. Pensje, emerytury i renty są skromne i wystarczą na  bardzo nędzne życie. Młodzi ludzie uciekają na Zachód w pogoni za pracą i lepszym życiem. A mimo to ten zakątek ma niesamowity urok. 
Autor jest nim bezgranicznie oczarowany i na kartach książki opowiada swoje wrażenia. Nie tylko one składają się na treść książki, bo nie jest ona publikacją typowo podróżniczą. Czytelnikom przybliżona jest historia i przeszłość Bukowiny, ale i jej dokładne dzieje, szczególnie XX wiek. Jej przeszłość komunistyczna i lata po obaleniu czerwonego reżimu. Jej wczoraj i dziś. 
Nie brakuje zdjęć, map, wykresów i statystyk.

Książka to podróż w przestrzeni, ale i w głąb siebie. Autor samotnie podróżując wędruje także do swojego wnętrza, a przychodzące mu w tej podróży myśli i refleksje zapisuje. Czytałam je i jednocześnie rozważałam. W pełni się zgadzam z wyciągniętymi wnioskami, które są niekiedy dość mocne i wyraziste. 

Książka jest niezwykle ciekawa i podjęty temat wyczerpuje w doskonały sposób. Zdecydowanie zachęca do zaplanowania podróży do tej wyjątkowej krainy, która kryje w sobie wiele ciekawostek i osobliwości. Fascynuje krajobraz, ludzie, miejsca, budowle, przeszłość, legendy i kultura. Ciekawi specyfika i codzienność życia. Strona za stroną coraz bardziej wnikałam w klimatyczne miejsca. Odkrywałam piękno i urok Bukowiny o której świat nieco zapomniał. Tytuł czyta się przyjemnie i ciekawie. Treść jest dopracowana, pełna szczegółów i ciekawostek. 
Reasumując odkryłam ciekawy zakątek Europy, spędziłam atrakcyjnie czas z lekturą w ręku, rozszerzyłam swoje horyzonty i pogłębiłam wiedzę z różnych dziedzin. Zapomniałam choć na kilka chwil o konsumpcjonizmie i pędzie za pieniądzem, wyrwałam się do krainy, w której czas wolniej płynie. Cofnęłam się w czasie do lat, kiedy dobra materialne znaczyły mniej i nie były celem życia.
Warto było? Ależ oczywiście. Z tego powodu gorąco polecam tę uroczą książkę, która posiada prześliczną okładkę i wartościową treść godną poznania. 

środa, 8 sierpnia 2018

Magdalena Knedler "Twarz Grety di Biase "



Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2018
stron 396
ISBN 978-83-8083-867-3

Opowieść o uczuciu, które narodziło się z patrzenia na obrazy

O prozie Magdaleny Knedler słyszałam bardzo dużo. Były to same pozytywy, słowa uznania i doskonałe recenzje. Moje pierwsze spotkanie z powieścią tej Autorki okazało się prawdziwą czytelniczą ucztą, która zostanie w moim umyśle na długo. Lektura po którą sięgnęłam okazała się genialną, doskonałą, perfekcyjną i w tym miejscu pochwałom nie byłoby końca. Zostałam oczarowana, pochłonięta przez fabułę i oderwana od tu i teraz. Para głównych bohaterów - ludzi o dość nietuzinkowej osobowości, wrażliwych ponad miarę wciągnęła mnie do swojego świata i życia. Przez czas czytania żyłam w ich rzeczywistości i wcale nie miałam ochoty z niej wracać.

Spodobał mi się okładkowy opis, wzrok uwiodła przepiękna okładka. Przeżyłam wspaniałe chwile z powieścią, ale i nauczyłam się odkrywać piękno sztuki zawarte w obrazach, freskach i rzeźbach. Ta lektura otworzyła mi oczy na świat zaszyfrowany w dziełach twórców, które do tej postrzegałam zbyt pobieżnie, za mało uważnie.

Wrocław. Na rynku tego miasta istnieje niewielka galeria sztuki. Próżno szukać w niej drogich obrazów i unikatów. Prowadzi ją absolwent historii sztuki Adam Dancer. Jego życie zmienia kupno od pośrednika z Italii obrazów pędzla nieznanej malarki Grety di Biase.  Patrząc na dwa portrety tej samej kobiety utrzymane w dwóch różnych klimatach  Dacer traci dla nich głowę. Nawiązuje korespondencję mailową z ich autorką i zaczyna nowy etap życia. Z wymienionych słów rodzi się zauroczenie, zawiązuje się bardzo bliska i intymna relacja, która przewraca życia Adama do góry nogami. Za jej sprawą Dancer przestaje korzystać z usług dziewczyny z agencji towarzyskiej i traci głowę dla twarzy sportretowanej kobiety. Kim ona jest? Czemu jest raz smutna a raz szczęśliwa? Czy jest nią malarka, która namalowała owe płótna?

To wyjątkowa powieść, subtelna i delikatna, ale nie brak w niej i drastycznych scen oraz przemocy. Czyta się ją z niemym zachwytem i atencją. Autorka stopniowo zaznajamia nas z dziejami Grety i Adama, którzy jak się okazuje wiele przeszli, a to co przeżyli dotknęło ich wyjątkowo mocno z racji tego, że są osobami bardzo wrażliwymi. Otwartymi na sztukę i bardzo podatnymi na ciosy od losu. Ich obojga życie nie oszczędzało, a oni sami chwilami byli bezbronni niczym pisklęta w gnieździe świeżo wyklute z jajek. Z każdym wymienionym mailem każde z nich odkrywa swoją przeszłość i tajemnice, a to czyni lekturę wyjątkowo ciekawą i nie daje się oderwać od treści. Książka ma wiele atutów, ale za największy z nich uważam zakończenie. Ostatnim stronom towarzyszył potok łez i mocne bicie serca. Na usta nasuwało się pytanie o okrutność losu - dlaczego tak mocno dotknęła tych życiowych rozbitków?

"Twarz Grety di Biase" to opowieść o miłości, sztuce, Włoszech i wielkiej pasji, która nadała rytm życiu. Na pochwałę zasługuje warsztat Autorki, jej styl i ujęcie tematu, pomysł na fabułę i jego realizacja. Dopracowanie najmniejszych szczegółów, umiejętne operowanie słowami i elegancja którą łatwo dostrzec w każdej scenie. Tę powieść czyta się z przyjemnością. Trudno się z nią rozstać, bo mocno chwyta za duszę i podkreśla, że są na świecie jeszcze ludzie, których sztuka uwrażliwia i zmienia na lepsze. To jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku. Ta lektura absolutnie nie może Was ominąć. Gorąco rekomenduję. 

poniedziałek, 19 marca 2018

Hubert Morawski "Łańcuch miłości"



Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2018
stron 244
ISBN 978-83-8083-897-0

Miarą wartości człowieka jest jego wnętrze

Już dawno nie czytałam debiutu. Ten fakt zmieniłam zagłębiając się w książkę Huberta Morawskiego. Do lektury zachęcił mnie opis, a konkretniej czas rozgrywania się wydarzeń opisanych w tej powieści. Czy książka wywarła na mnie konkretne wrażenie?
Tak, bo jej atutem jest to, że jest odmienna od tego, pod czym uginają się księgarskie półki. O tych powojennych czasach powoli się już zapomina, bo wymiera pokolenie, które wtedy było młode czy dojrzałe. A były to czasy trudne. Wiele osób myśli, że chwilą końca wojny i kapitulacji Niemiec zaczęła się bajka i sielanka. Otóż nie. "Porządki" powojenne i zaprowadzenie nowego ładu było także trudne i bolesne, rodziło konflikty, podziały i protesty. Ludzie zranieni przez okupanta, wypędzeni z domów, przeżywający żałobę za bliskimi i rodzinnymi stronami nie byli optymistami i często z trwogą patrzyli w przyszłość. Wysiedlenia i nowy porządek administracyjny zaprowadził chaos, a nowi sąsiedzi często patrzyli na siebie wrogo i nieufnie. W taki też sposób traktowali nową władzę i jej rządy. Jak trudne to były czasy możemy przekonać się po lekturze książki, która nie jest zbyt obszerna, ma pewne niedociągnięcia warsztatowe, ale doskonale obrazuje powojenny świat na Ziemiach Odzyskanych (ta nazwa brzmi dla mnie nie do końca trafnie). 


Lata 50-te XX wieku. Ziemie Odzyskane, województwo koszalińskie, wieś gdzieś na Kaszubach, gdzie po wojnie napłynęła ludność przesiedlona z Kresów i Polacy z różnych stron kraju, a także Ukraińcy. Łatwo odgadnąć - tygiel kultur, morze poglądów, misz-masz ideałów, różne racje i języki, mieszanka etniczna a jedno miejsce, w którym to wszystko musi się ze sobą zderzyć i funkcjonować. I nowy ład społeczno-polityczny, który budzi skrajne emocje. Nie brak jego zwolenników i przeciwników. A żyć trzeba dalej... Mimo ran, bólu i różnic..
Do wioski przybywa nastolatek- półsierota który ma na imię Alan wraz ojcem, który jest wojskowym w stopniu generała. To nie jest łatwa przeprowadzka, to nie jest tylko wakacyjna przygoda. Owszem, okolica jest piękna, ale żyć tu wcale nie jest łatwo. Przyroda nie łagodzi obyczajów, a ludzie nie tryskają szczęściem. Uśmiech nie gości na ich twarzach. Czuć niepokój i drgającą od obaw i emocji atmosferę. W tych okolicznościach Alan poznaje piękną Kaszubkę. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia, choć jest to miłość raczej zakazana. Cóż, serce nie sługa i ma to w głębokim poważaniu. Uczucie dwojgu młodym ludziom przychodzi przeżywać w cieniu tragedii i różnych nieprzyjemnych zdarzeń...

Ta powieść to nie tylko historia dwojga ludzi poturbowanych przez wojnę i nowe czasy. To też książka o rodzicielskich relacjach i pierwszej miłości, która na przekór światu rodzi się i kiełkuje. Im dłuższy czas mija od jej przeczytania tym bardziej ją doceniam i długo o niej myślę. Autor nie napisał jej doskonałym stylem, a fabułę można by sporo rozbudować, poszerzyć o wątki drugoplanowe. Powieść ma świetny klimat, którym Autor oddał atmosferę tamtych lat. Piękno okolicy kontrastuje z burzą, która trwa w ludzkich sercach. Płyną łzy, leje się krew, ludzie patrzą na siebie wilkiem. Nowe nie jest idealne, ba nie jest nawet dobre. Wojna bowiem nie kończy się z podpisaniem aktu kapitulacji. Jej pokłosie trwa jeszcze jakiś czas. 
Czytając łatwo zagłębiłam się w fabułę, a moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Miałam niedosyt, że ta opowieść trwała zbyt krótko i skończyła się nazbyt szybko. Polubiłam bohaterów. Ciekawiły mnie ich wybory, ich uczucia i emocje. 
Ta książka to w pewnym sensie opowieść o zwyczajnym życiu, ale i dokument czasów, które w wyjątkowy sposób wpłynęły na życie Polaków i zapisały się mocną czcionką na kartach kronik historycznych. Lubiącym obyczaj i książki z historią w tle polecam. 


wtorek, 13 marca 2018

Romuald Antoni Roman "Ośrodek Zero. Tajemnica Doliny Syrokiej Wody"



Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2014
stron 288
ISBN 978-83-7942-230-2


Z kronik raju dla wybranych

Władza zawsze miała i ma się dobrze. Nie ważne czy kiedyś czy dziś. Nie ważne czy w dobie socjalizmu czy wolnej Polski. Władza zawsze przeznacza dla siebie to, co najlepsze i niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Władza ma lepsze samochody, droższe ubrania, większe możliwości i wyjątkowe warunki do wypoczynku. Tak, tak, ci co nami szarakami rządzą urlopy oraz wakacje spędzali i  spędzają w specjalnych ośrodkach. Za czasów komuny położenie ich było tajne. O ich istnieniu wiedzieli tylko nieliczni, a obsługiwał je starannie wyselekcjonowany personel. Wybrani lojalni ludzie byli do usług osób dzierżących stery. Takie ośrodki nie były zaznaczone na mapach. Dziś jedne z nich zlikwidowano, inne zmodernizowano, a jeszcze inne nadal funkcjonują lecz nadal są dostępne dla tych, u których portfel gruby i zasobny. Taki jest np. Hotel Arłamów położony bardzo blisko miejsca gdzie mieszkam.

Dziś chcę Wam zarekomendować książkę o innym raju idealnym by w nim wypocząć, który znajdował się w sercu Tatr - w Dolinie Syrokiej Wody. Ośrodek Zero gościł osoby ze ścisłego kręgu władzy, a także ich zagranicznych i krajowych gości. Wydarzenia z tamtych lat zawarł w swojej książce Pan Romuald Roman dzięki otrzymaniu pewnego niezwykle cennego pamiętnika, który napisał kierownik  tegoż ośrodka Zdzisław Goch. Autor wszedł w jego posiadanie po śmierci owego kierownika, a Panowie poznali i zaprzyjaźnili się na obczyźnie. Obaj bowiem wyemigrowali z Polski. Urlop Autora był okazją do zawarcia tej jakże fascynującej znajomości.

Zamiast notariuszem w rodzinnym Grodzisku Mazowieckim Pan Zdzisław dzięki koneksjom swojej żony zyskał zaufanie i nominację na owo jakże prestiżowe wtedy stanowisko. Przeniósł się z Mazowsza do stolicy Tatr i rozpoczął pracę z jednej strony dość ciekawą, z drugiej stresującą i wymagającą mocnych nerwów. Rozrywkową i pełną niespodzianek. Przyjmowanie szacownych gości wymagało inteligencji, sprytu, obrotności i kreatywności choć akurat wtedy to słowo było mało popularne.
Jak funkcjonował taki ośrodek?
Nie brakowało w nim niczego. Był specyficzny, pachnący luksusem o wyjątkowym wystroju wnętrz, były w nim smakołyki z kraju i zagraniczne delicje. Były atrakcyjne dziewczyny do towarzystwa gotowe umilić czas gościom i kierownikowi. Do tego miejsca przyjeżdżali ludzie z pierwszych stron gazet by odpocząć od codzienności i dobrze się zabawić. Jednym słowem było wesoło.

Czy książka mi się podobała?
BARDZO. Nie mogłam się od niej oderwać.
Jej atuty to:
-ciekawy temat,
- magiczne czasy pokazane okiem nietuzinkowego człowieka,
- powrót do magicznych lat mojej młodości,
-opisane kochane  Zakopane inne niż to dzisiejsze oklejone reklamami i obłożone chińszczyzną
- rewelacyjny styl Autora
- kapitalny humor i radosne, specyficzne podejście do życia
wspomnienie lat PRL-u do którego lubię wracać z książką w ręku.
To był cudowny czas z lekturą w czasie mroźnych dni, kiedy zatapiałam się w treść, a czytaniu towarzyszył śmiech, ale i nostalgia oraz tęsknota za rzeczywistością, która przeszła do historii i już nigdy nie wróci.
Z tytułu dowiecie się też jak budowano hotel Kasprowy, jak jadali czołowi działacze partii rządzącej, jak wyglądało ich życie erotyczne.
Tę rewelacyjną pozycję polecam tym, którzy z łezką w oku wspominają czasy komuny i socjalizmu oraz tym, którzy lubią czytywać wspomnienia i tym, którzy doceniają publikacje pełen humoru.

środa, 19 lipca 2017

Piotr Tymiński "Wołyń. Bez litości"


Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2017
stron 488
ISBN 978-83-8083-480-4

Wołyń - tam lała się obficie polska krew

Gdy chodziłam do szkoły - zarówno podstawowej jak i średniej - na lekcjach historii nie mówiło się o Wołyniu. Nauczyciele nie nauczali o eksterminacji Polaków, nie mówili młodym ludziom jak wiele ich rodaków zginęło tylko dlatego, że byli takiej a nie innej narodowości. W moim domu o Wołyniu się mówiło dużo i często. Mówiło się z racji tego, że moja rodzina pochodzi z Kresów - z okolic Lwowa. Moi przodkowie musieli zostawić swój dom i uciekać by ocalić życie. Niektórych wywieziono na Syberię, inni tułali się by przeżyć. Jako dziecko słuchałam relacji bezpośrednich świadków tamtych wydarzeń. Gdy prawda o Wołyniu i Kresach ujrzała światło dzienne odetchnęłam z ulgą. Nareszcie nastały czasy w których czci się pamięć pomordowanych, zranionych i wygnanych. Ludzi takich jak bohaterowie powieści Piotra Tymińskiego "Wołyń. Bez litości". Dzięki uprzejmości jej Autora mogłam ją przeczytać i dziś chcę Wam ją zaprezentować i polecić do przeczytania. 

Od razu dodam, że do jej treści podeszłam bardzo emocjonalnie. Spowodowane jest to faktem, że moja rodzina ma kresowe korzenie. Nie drzemie we mnie ślepa nienawiść, bo nie wszyscy Ukraińcy byli źli.

Jest rok 1943. Wiosną budzi się do życia przyroda. I także nienawiść. Nienawiść rośnie w sercach ludzi, którzy przez lata żyli zgodnie obok siebie jak sąsiedzi, razem prowadzili interesy, zawierali mieszane małżeństwa. Nadszedł jednak czas, gdy zło doprowadziło do piekła na ziemi.
Wielki Czwartek to czas przygotowań do świąt Wielkiej Nocy. W domu Morawskich zamieszkałych we wsi Osty jak i w innych gospodarstwach rodzina szykuje się do najważniejszej Niedzieli w roku. I nagle spokój wieczoru zostaje zakłócony wtargnięciem do domu ukraińskiej bandy. Leje się krew, a z pogromu udaje się ocaleć Stanisławowi. Inni giną bestialsko zamordowani podobnie jak ich sąsiedzi. Domy pochłania pożoga, nastaje czas cierpienia. Stanisław ucieka ze swej wioski i udaje się do sąsiedniej miejscowości. Tam formują się oddziały samoobrony przeciwko bandom, które mężczyzna zasila. Kolejny krok Stanisława do walka w partyzantce z wrogiem. Tułaczka po lasach, narażanie życia i niepewność kto przyjaciel, a kto wróg. To lawirowanie między życiem a śmiercią, to żegnanie zabitych towarzyszy, to życie kiedy nie można być pewnym czy dożyje się jutra, wieczoru czy rana. 
Jeśli chcecie poznać losy Stanisława, a tym samym i ludności zamieszkującej Wołyń polecam lekturę powieści historycznej Pana Tymińskiego, która oparta jest na autentycznych wydarzeniach. 

Fabuła tego tytułu opiera się o wydarzenia historyczne o których długo milczano. Przez lata "zapomniano" o bezwzględności nacjonalistów, którzy z wybitnym okrucieństwem gwałcili, mordowali, grabili i palili. A korytami rzek i potoków płynęła polska krew, a dymy niosły swąd spalonych ciał. Dla osób które niewiele wiedzą o tych czasach przeczytanie tej książki może być szokiem. Szokiem a zarazem wielką lekcją historii, która wprawia w zadumę. Autorowi udało się świetnie połączyć ludzkie losy i historyczną prawdę w książkę, która jest pełna emocji i którą z emocjami napisano. I słusznie, bo nie można przejść obojętnie nad tamtymi wydarzeniami i nad tym, że do dziś gloryfikuje się bandy i ich przywódcę.

Książka jest opowieścią niezwykle plastyczną, pełną szczegółów, które przypominają klimat tamtych dni. Brutalności przeciwstawia się piękno przyrody, którą widać w tle. Ta powieść powinna trafić do rąk młodych czytelników by uświadomić cierpienie polskiego narodu w latach II wojny światowej, by pokazać jak nękano Polaków z wielu stron, jak trudno było tym, którzy swoje korzenie mieli na Kresach. 

Tę powieść przeczytałam także moja mama. Na nas obu zrobiła olbrzymie i pozytywne wrażenie. Po jej przeczytaniu objęła nas cisza. W niej przeżywałyśmy treść książki. Była ona jakby naturalna. Milczenie było hołdem dla tych, którzy zginęli, których zamordowano, spalono, zgwałcono...
Niech spoczywają w pokoju.

środa, 1 lutego 2017

Jolanta Kosowska "Niepamięć"





Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2016
stron 480
ISBN 978-83-8083-246-6
gatunek powieść obyczajowa

Bez pamięci jak bez ręki


Pamięć jest integralną częścią zarówno istot ludzkich, jak i całej masy urządzeń wyprodukowanych z zastosowaniem nowych technologii. Te ostatnie nie funkcjonują prawidłowo, gdy pamięci zabraknie. Odmawiają zapisu danych, nie są w stanie wykonywać zaprogramowanych dla nich procedur, zawieszają się wtedy wbudowane w nich systemy w jakich pracują. A człowiek? Co dzieje się z ludzką duszą i ciałem, gdy nagle coś zakłóci funkcjonowanie zapisu naszego mózgu? Jak się czujemy, gdy w naszej głowie powstanie czarna dziura i nie możemy sobie przypomnieć tego, co było wczoraj, rok czy kilka lat temu?

Powyższą tematykę poruszyła w swojej powieści niezwykle utalentowana polska pisarka Jolanta Kosowska, która z wykształcenia jest lekarzem i posiada specjalizację z trzech dziedzin medycyny. „Niepamięć” to pozycja niezwykle atrakcyjna, ambitna i genialnie dopracowana w szczegółach, która opowiada historię z pozoru zwyczajną i szablonową. Trójkąt miłosny występuje w wielu powieściach, opisanie go może wydawać się banalne i powielane. Jednak dzieło autorki „Nie ma nieba” jest inne, a wpływ na to ma specyficzne podejście do tematu i rozbudowane do granic możliwości tło psychologiczne. Efektem jest lektura wymagająca, od której trudno się oderwać, a w trakcie czytania czuje się wręcz zażenowanie z powodu całkowitego wejścia we wnętrze wykreowanych bohaterów.

Katarzyna, Roman i Michał. Jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Miłość, przyjaźń i zazdrość, rywalizacja o serce wyjątkowej kobiety. Medycyna, marzenia i proza życia. Wszystkie powyższe elementy spotkacie w książce, która jest niczym narkotyk, która pokazuje jak bardzo skomplikowanym systemem jest ludzka natura i jak mocno rządzą nami uczucia. Wobec nich tracimy rozum, opuszcza nas rozsądek, postępujemy inaczej niż byśmy chcieli. A życie pisze swój scenariusz i robi nam psikusa zmuszając do powrotu do spraw, o których chcielibyśmy zapomnieć, które chcielibyśmy zakopać głęboko i daleko od siebie. Powrót do przeszłości mocno miesza w życiu opisanych bohaterów, burzy stworzoną przez nich stabilizację. Te przemiany śledzi się z wypiekami na twarzy i to właśnie jest moim zdaniem największym atutem „Niepamięci”.

Kosowska dowodzi, że o prawdziwym uczuciu można jedynie próbować zapomnieć, ale to i tak się nie uda. I tak czeka nas porażka. Jeśli kogoś kochamy naprawdę na próżno nasze starania. Serce nie wyrzuci z siebie wybranej istoty choć byśmy mocno tego chcieli. Bez przeszłości, bez korzeni i bez własnej tożsamości nie da się żyć, można jedynie egzystować i oszukiwać samego siebie. Nie da się również budować przyszłości, bo wyjdzie z naszych starań jedynie twór kruchy niczym domek z kart.
„Niepamięć” to fascynująca, bezkonkurencyjna i rewelacyjna książka o miłości, która w trakcie lektury pozwoli poczuć nam całą gamę uczuć i emocji – od wzruszenia po gniew, od łez po śmiech. Królują w niej opisy i zwierzenia, mało jest dialogów. To książka do przeczytania i przemyślenia, do przeżycia wraz z bohaterami ich skomplikowanej życiowej drogi. Nie jest to dobra pozycja dla tych, którzy lubują się w prozie lekkiej i łatwej. Przeczytanie tej powieści wymaga odrobinę wysiłku, ale jest tego w zupełności warte.

„Niepamięć” to idealna lektura dla tych, którzy szukają jedynej w swoim rodzaju książki obyczajowej, która nie jest powieleniem innych wcześniej wydanych tytułów. Ta propozycja to prawdziwy rodzynek dla koneserów prozy ambitnej z medycyną w tle.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Agnieszka Lingas-Łoniewska, Daniel Koziarski "Zbrodnie pozamałżeńskie"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2016
stron 368
ISBN 978-83-8083-168-1

Małżeństwo to nie bajka!

To była mocna literacka przygoda! Z książką "Zbrodnie pozamałżeńskie" przeżyłam wspaniałe emocje i ten dreszczyk jaki towarzyszy tylko przy czytaniu tytułów najwyższych lotów. Agnieszka Lingas-Łoniewska i Daniel Koziarski postarali się abym nie mogła oderwać się od czytania i bym przeczytała książkę w jeden dzień. Po tym dniu jestem w pełni przekonana, że związki idealne istnieją tylko w literaturze, która nie ma nic wspólnego z realnym życiem. Bo człowiek to taka słaba i omylna istota, która nawet jak od losu dostanie wiele to sam popsuje. Sam sobie rzuci kłody pod nogi i skomplikuje życie. I potem próżny żal po szkodzie albo można dalej żyć jakby nic się nie stało. Tylko prawdziwe szczęście już odjedzie w siną dal.

Marcin i Arek mieszkają w sąsiedztwie. Obaj są młodzi, ale już bogaci, mają żony i śmiało można powiedzieć, że osiągnęli sukces. Zawodowo wiedzie im się znakomicie, choć sukces wymaga pracy. Marcin jest dobrym piłkarzem z widokami na zagraniczny kontrakt. Jego żona pracuje naukowo. Kiedyś połączyło ich uczucie i pożądanie. Dziś w ich związku wieje nudą, a oni sami mijają się i nie znajdują wspólnego języka. Alicję bardziej frapuje praca zawodowa - jest naukowcem - niż kariera sportowa męża. Bardziej dogaduje się z partnerem zawodowym Adamem, co mocno denerwuje jej męża. Denerwuje na tyle, że za pomocą osób trzecich chce mu dać nauczkę, by zachował spory dystans.
Arek pracuje jako adwokat. Jego żona Marta zajmuje się domem i synkiem. Mecenasowi wydaje się, że to dobre rozwiązanie. Marta jednak ma dość siedzenia w domu i pracy jako gospodyni i matka. Marta szuka poza swoim małżeństwem mocnych wrażeń, a Arek zatrudnia pewnego młodego człowieka, który ma swoje tajemnice i wpada mu w oko. Co wyniknie z takiego układu? Ile trzeba by zniszczyć małżeństwo? I czy pośpiech oraz emocje są dobrym doradcą?

Duet Lingas-Łoniewska&Koziarski spisał  się na medal. Efektem wspólnej pracy jest książka, która trzyma w swoich szponach na długo po zakończeniu jej czytania. To robiąca wrażenie historia, którą napisali autorzy i ludzkie słabości. Bo miłość nawet raz od losu dana nie trwa wiecznie. Miłość jest jak małe dziecko, o które non stop trzeba dbać. Nie można jej zaniedbać, nie można o niej zapomnieć, nie da się jej zostawić samopas. Wystarczy, że dwie bliskie osoby przestają ze sobą rozmawiać, nie słuchają swoich serc, idą własną ścieżką a już katastrofa gotowa. Czytając doszłam do wniosku, że lekiem na zainteresowanie sobą jest ciągłe zaskakiwanie się, robienie sobie niespodzianek, a wrogiem szczęścia jest stagnacja, rutyna i obojętność. To książka nie tylko dla kobiet, mogą po nią sięgnąć i panowie. W niej obyczaj miesza się z sensacją, mocno zarysowane jest też tło psychologiczne. Każda z postaci jest charakterystyczna i mocno wyrysowana. Nie ma w tej książce aniołów, tu każdy ma wady i słabości. Każdy grzeszy, ulega złym podszeptom, nałogom. Każdy ma swoje tajemnice, każdy ma coś na sumieniu. W powieści panuje raczej mroczny, listopadowy klimat. Wszystko jest niezwykle realne. "Zbrodnie pozamałżeńskie" to lektura absolutnie nietuzinkowa, niebanalna, jedyna w swoim rodzaju i bardzo odważna. Nie ma w niej miejsca na sentymenty, na czułe słówka i współczucie. Tu wszystko jest na zasadzie "coś za coś", tu brutalne słowo i przekleństwo nie razi. Tu pokazany jest świat z pogranicza prawa, a bohaterowie przekraczają często określone mianem moralnym granice. Powieść przyciąga jak narkotyk, nie polecam jej osobom zbyt wrażliwym, które mają słabe nerwy. Tak, ta książka wyczerpuje emocjonalnie, pozostawia ślad w duszy i niektórych może zgorszyć. Czasem jednak takie jest życie, które pod osłoną półprawd może być bardzo brudne. To tytuł z morałem, to pozycja skłaniająca do refleksji nad istotą bycia we dwoje. To wreszcie książka, która potwierdza przysłowie, że pieniądze same w sobie szczęścia nie dają. Warto zapisać ten tytuł na liście "przeczytać koniecznie". Z pewnością zadowoli on najbardziej wybrednego czytelnika. Drugiej takiej książki dotąd nie napisano.

Książka dostępna w dobrych księgarniach i salonach Empik.
http://www.empik.com/zbrodnie-pozamalzenskie-koziarski-daniel-agnieszka-lingas-loniewska,p1125540376,ksiazka-p

środa, 20 lipca 2016

Anna Elżbieta Branicka "Rzymskie puzzle"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2016
stron 396
ISBN 978-83-8083-158-2

Zaczarowana planeta - Miłość

Czy debiut można napisać w sposób doskonały? Czy pierwsza w dorobku książka może być perfekcyjna? Odpowiedź brzmi "tak". Dowodem jest powieść "Rzymskie puzzle", która okazała się wyjątkową czytelniczą ucztą o której długo nie zapomnę i marzę, by jej Autorka napisała kolejne książki na miarę właśnie tej.
Lubię powieści z italskim klimatem w tle, kocham sagi rodzinne, lubię sekrety familii wplecione w ciekawy sposób w fabułę powieści. Debiut Anny Elżbiety Branickiej ma w sobie te wszystkie elementy. Tę historię czytało mi się wyśmienicie od początku do końca. Od deski do deski ochom i achom z zachwytu nie było końca.

Są lata siedemdziesiąte. Laura jest młoda, zdolna i pracowita. Pochodzi z wspaniałej rodziny w której nie ma skandali, czarnych owiec i powodów do plotek. W wieku 4 lat została sierotą i od tej pory wychowują ją dwie ciotki. Są starymi pannami, które uznają i praktykują surowy kodeks moralny. Przez kilkanaście lat wbiły Laurze co wypada, co nie, co można a co jest zabronione. Sztywny kręgosłup moralny sprawia, że gdy młoda Włoszka zachodzi w przypadkową ciążę będącą owocem gorącego aczkolwiek nic nie znaczącego i przypadkowego romansu wpada w panikę. Ojcem dziecka jest Polak poznany w podróży służbowej do Gdańska. Choć mężczyzna zapewnia Laurę o miłości i chce z nią się ożenić dziewczyna odrzuca jego propozycję. Rodzi po kryjomu córkę, którą oddaje na wychowanie rodzicom męża. Sama wraca do Włoch i żyje jakby nic się nie stało. Czy Laura pozostanie tak zimna i zapomni o córce? Czy pogrzebie miłość do atrakcyjnego mężczyzny i ułoży sobie życie od nowa? A może wciąż będzie wracać myślami do gdańskiej przygody z młodości?

Nie spodziewałam się, że czeka mnie tak wyjątkowa lektura. Klimat powieści odbiega od kolorystyki okładki i wcale nie jest taki smutny, ponury czy refleksyjny. Książka ma niezwykle dynamiczną fabułę, jest pełna niespodzianek, ciekawych postaci, które mają dość zagmatwaną przeszłość. Ich charaktery są bardzo skomplikowane i nie sposób ich jednoznacznie ocenić. Potrafią zadziwić wyborami jakich dokonują, ale są tym samym bardzo naturalne i prawdziwe gdyż daleko im do ideału. W książce jest też doza romantyzmu, ale prym wiedzie proza życia i niedoskonałe ludzkie natury. Na fabułę składa się wiele wątków, których liczba zwiększa się w miarę przeczytanych stron. Zakończenie jest może najprostsze z możliwych, ale przypadło mi do gustu i zaspokoiło w pełni moją ciekawość. Książka idealne sprawdzi się jako lektura lekka i przyjemna. To dopracowana, przemyślana i znakomita powieść obyczajowa. Jej Autorka ambitnie i pomyślnie poradziła sobie z zadaniem napisana ciekawej opowieści o miłości, ludzkich słabościach i błędach. Jest w niej nad wyraz przeze mnie lubiany italski klimat, nie brakuje niedługich opisów przedstawiających specyfikę miejsc, w których przebywają bohaterowie. Książkę gorąco polecam - jest idealna na wakacje i świetnie umili czas urlopu.

Dla tych, którzy lubią recenzje filmikowe załączam link do video na moim książkowym kanale
https://www.youtube.com/watch?v=WZKIpVF9_YM
(skorzystajcie z opcji kopiuj/wklej )

wtorek, 21 czerwca 2016

Edward Kącki "Mała Basia w kręgu baśni"


Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2016
stron 64
ISBN 978-838083-219-0

Egipskie wakacje

Egipt to niezwykły i fascynujący kraj, który oferuje turystom niezapomniane atrakcje. Każdy znajdzie tu coś wyjątkowego i ciekawego. Zadowoleni z wypoczynku będą i dorośli i dzieci. Nic zatem dziwnego, że do kraju faraonów ściągają goście z całego świata. Do Egiptu wybrał się też Pan Edward Kącki w towarzystwie żony i kilkuletniej wnuczki. Dziewczyna w świecie niczym z baśni tysiąca i jednej nocy poczuła się jak w bajce. Interesowały ją nie tylko atrakcje wodne i hotelowe, ale również zwierzęta, historia, która oczami dziecka była niczym bajka. Dziewczynka prosiła by dziadek w wolnych chwilach opowiadał jej historyjki z egipskimi motywami w tle. Z racji tego iż Pan Edward ma niezwykłą i kreatywną wyobraźnię powstały urocze opowieści, które zostały spisane w uroczej książeczce idealnej dla kilkuletnich dzieciaków. Przewijają się w nich postacie niezwykłe, dobro walczy ze złem, a gawędy pobudzają i rozwijają dziecięcą wyobraźnię. Ta książeczka jest plonem trzech wyjazdów do egipskiego raju. 
Choć jestem dorosła czytając poczułam się dzieckiem. Ta wspaniała lektura odkrywa przed maluchami niezwykły świat, przybliża w prosty sposób inną kulturę, bardzo egzotyczną historię. Pokazuje Egipt jako niezwykłe miejsce, w którym nuda nie mieszka. Przeczytanie jej przekona z pewnością każdego rodzica, że ten kraj to idealne miejsce na wakacje z dzieckiem. Bajeczki opowiadane przez dziadka wnuczce są wspaniałe, oryginalne, ciekawe. Inne niż te które napisał Andersen czy bracia Grimm. 
Tekst uzupełnia piękna utrzymana w błękicie okładka i pamiątkowe zdjęcia. Nie zdziwcie się, gdy po przeczytaniu dzieciom sami zapragniecie spędzić urlop w Egipcie.