wtorek, 18 listopada 2014

Ewa Winnicka "Angole"


Wydawnictwo Czarne
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-7536-836-9

Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma?

Gdy w 1989 roku upadł komunizm, wielu Polaków było przekonanych, że wreszcie i u nas nastąpi zmiana, że już nie będziemy musieli wyjeżdżać na Zachód, by godnie żyć, że i Polska stanie się krainą mlekiem i miodem płynącą. Lata mijały, ale zamiast lepiej, wciąż było nieciekawie, a spora grupa zapewne powie, że coraz gorzej. Wielu młodych ludzi poczuło się rozczarowanych nową rzeczywistością, wielu starszych straciło pracę. I znów zaczęły się wyjazdy poza kraj. Wyjazdy po to, by zarobić, by mieć pracę, by dostatnio żyć, a nie wpadać w pętlę długów. Największy odpływ można było zaobserwować zwłaszcza po 2004 roku. Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej zaczął się prawdziwy najazd na kraje Europy Zachodniej, wśród których szczególną popularnością zaczęły cieszyć się Wyspy Brytyjskie. Wielu Polaków zaczęło życie w Anglii czy Irlandii. Zaczęła krążyć anegdota, że Polsce przybyło kolejne województwo, zwane londyńskim. A sam Londyn zaczęto pieszczotliwie nazywać Lądkiem. Jedni opowiadali, jak to tam jest wspaniale, jak łatwo można się dorobić, stanąć na nogi, pospłacać stare długi, odetchnąć pełną piersią. Inni narzekali, że Anglia ich rozczarowała, że są tam źle traktowani, że doświadczają poniżenia, że tyrają jak niewolnicy. Dręczyła ich tęsknota za ojczyzną, rodziną, rozczarowały warunki pracy. Jak jest naprawdę?

Byłam ciekawa odpowiedzi na to pytanie, dlatego sięgnęłam po książkę, będącą zbiorem zwierzeń emigrantów. „Angole” Ewy Winnickiej to ponad trzydzieści historii, trzydzieści obrazów emigracyjnej rzeczywistości widzianej oczyma przeróżnych ludzi: młodszych i starszych, o różnym statusie społecznym, różnych poglądach i zapatrywaniach na życie, różnej sytuacji materialnej i różnym wykształceniu. Ich wrażenia są bardzo odmienne i często kontrastują ze sobą. Jednym się udało, inni uważają wyjazd za błąd i życiową porażkę. W opisanych przez autorkę relacjach jednak przeważa pesymizm, a spowiadający się Polacy bardziej narzekają niż chwalą. Co boli? Diametralnie inny świat wokół, bariera językowa, nieznajomość prawa, a wreszcie fakt, że można łatwo zostać oszukanym przez bardziej zadomowionych w Anglii Polaków. Te same dylematy mają dorośli, jak i dzieci. W szkołach grasuje niepisana segregacja i zasada, w myśl której kto silniejszy, ten górą. Prawo pięści bywa prymatem, a o pozostanie na marginesie jest łatwo. Anglicy czują się lepsi od innych nacji. Cóż, mają do tego prawo – w końcu są u siebie i w wielu przypadkach patrzą z góry na tanią najemną siłę roboczą spoza dawnej EWG.

Książka nie zachęca do emigracji, pokazuje, że życie na obczyźnie to spore wyzwanie. Trzeba zmienić mentalność, swój tok myślenia, przestawić się na inne tory. Czasem mocno zacisnąć zęby i nie dać się złamać. I trzeba ze zdrowym rozsądkiem podejść do życia, nie wpadać w skrajności, tylko dać sobie czas, by ochłonąć i przyzwyczaić się do nowych warunków. Ważne jest w końcu uświadomienie sobie, że na obczyźnie nie będzie tak, jak u siebie. Prędzej przywyknie pokolenie urodzone już tam niż ci, którzy przyjechali. Początki bywają trudne, ale może to jest tak, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?
Książka objęta patronatem medialnym portalu Lubimy Czytać.
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

3 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że w końcu temat emigracji i życia Polaków zagranicą doczekał się podobnej książki, a ponieważ ukazała się ona w mojej ulubionej serii reportażowej Czarnego,z pewnością przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdziwy obraz różni się od tego lukrowanego, a książka nie ukrywa ciemnych stron emigracji.

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę, że ciekawy temat został podjęty w tej książce, a autorka prezentuje interesującą postawę

    OdpowiedzUsuń