piątek, 23 marca 2012

Sabina Czupryńska "Kobiety z domu Soni"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania luty 2012
stron 472
ISBN 978-83-7839-035-0

O kobietach, które miały w życiu pod górę.

Bardzo chętnie czytam ostatnio powieści autorstwa polskich pisarek. Ich poziom oceniam jako bardzo dobry i znajduję wśród takich książek wiele interesujących pozycji, które umilają mi czas. Z ochotą sięgam po książki debiutantek. Wielokrotnie czuję się mile zaskoczona kunsztem i pomysłami pań tworzących literaturę dla kobiet. Na bieżąco śledzę też rynek wydawniczy i wprost " wypatruję" sag rodzinnych, które uwielbiam czytać. Z tego też powodu sięgnęłam po debiutancką książkę Sabiny Czupryńskiej. Spodziewałam się "ciepłej, pełnej sielankowego raczej klimatu " książki a tu spotkała mnie olbrzymia niespodzianka. Bo powieść okazała się bardzo ciekawa, ale sielanki w niej zbyt wiele nie znalazłam. Co mnie zatem przykuło do tej lektury ? Ciekawy temat, ukazanie trudnych relacji jakie łączy kilka pań.

Powieść "Kobiety z domu Soni " to historia pięciu kobiet połączonych więzami krwi, należących do czterech pokoleń pewnej rodziny. Rodziny zwyczajnej i prostej, ot takiej jakich wiele w każdym miasteczku i mieście. Nestorka rodu Antonia po wojennej zawierusze osiada w miasteczku o nazwie Wałkowo. Tu zasiedla skromny domek i wraz z ukochanym mężem Jackiem wychowuje swoje dzieci. Dwie córki. Niestety jedna z nich Julia to prawdziwy czarny charakter tej rodziny. Kobieta zła do szpiku, która nie potrafi być szczęśliwa. Julia nie jest ani dobrą żoną, ani matką, ani córką. Egoistka do bólu, potrafi posunąć się do potwornych czynów nawet wobec własnej córki. Jest zepsuta czym martwi mamę. Antonia to zdecydowanie inna osobowość. Istny anioł dobroci i gołębie serce. To właśnie jej postać pokochałam od początku lektury. Jej było mi najbardziej żal, bo sympatyczna babcia niczym sobie nie zasłużyła na traktowanie gorsze niż służąca. Taką babcię skarb mają córki Julii - Basia i Jagoda. Poznajemy je jako małe dziewczynki, które mają odmienne charaktery. Los nie skąpi im trudnych chwil i wyzwań. Boleśnie je doświadcza i smaga batem. Chwile szczęścia trwają krótko. A na pomocną dłoń matki nie mogą liczyć. Sonia najmłodsza z rodziny jest córką Jagody i podobnie jak jej mama wyjeżdża z rodzinnej miejscowości szukać szczęścia w Wielkim Mieście.
Ta powieść jest naprawdę urocza. Przykuwa uwagę czytelnika w trakcie lektury. Jest do bólu realna i pełna sytuacji prosto z życia wziętych. A ono różowe nie bywa. Pani Czupryńska stworzyła bardzo ciekawe kreacje swoich bohaterek, kobiet realnych, których życie było trudne, pełne kłopotów i zmartwień. Każda z ma inną osobowość, choć wszystkie chcą być szczęśliwe, kochane i cieszyć się dostatkiem materialnym. Ale ich partnerzy nie są ideałami. Autorka w bardzo wyraźny sposób pokazuje słabości męskich charakterów, ich łatwe poddawanie się losowi, skłonność do alkoholu, uciekanie od problemów. Kobiety to w tej powieści stworzenia znacznie silniejsze i wytrzymalsze. To one zasługują na miano "silna płeć".
Książka nie ma w sobie nic z sielankowego klimatu, jest napisana prostym stylem i niewyszukanym językiem. Traktuje o sprawach tak bliskich każdej kobiecie, o uczuciach i namiętnościach, radości macierzyństwa, trudnych relacjach między matką, a córkami. Rozgrywająca się na przestrzeni kulkudziesięciu lat akcja jest dość dynamiczna, a w nią autorka dyskretnie wplata wydarzenia z historii Polski. Nadmienia m.in. o magicznych sklepach PRL-u jakimi były Pewexy, wspomina o emigracji, kolportażu nielegalnej pracy. 
W tej powieści znajdziecie więcej smutku niż beztroski i romantyzmu.To opowieść o toksycznych relacjach i ich wpływie na rodzinę, a przede wszystkim okazja poznania niesamowitych pań z Antonią na czele, których zachowanie pewnie wywoła w Was wiele emocji. Osobiście miałam ochotę przytulić płaczącą nad koszykiem ziemniaków Antonię, pochwalić za dzielność Jagodę i rozszarpać na drobne kawałki Julię, choćby za złe traktowanie wspaniałej matki.
Książka nietuzinkowa i warta uwagi. Dobry debiut z oryginalnym pomysłem. Dowód na to, że dobra saga nie musi być książką z lukrową pierzynką.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydanictwu Prószyński i S-ka.

5 komentarzy:

  1. I bardzo dobrze, że nie ma lukrowej pierzynki! To zdanie zachęciło mnie najbardziej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mniej lukru nikomu jeszcze nie zaszkodziło ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też ostatnio przedkładam naszą literaturę nad obcą, gdyż podobnie jak i Ty zauważyłam, że jest świetnie pisana i porusza ciekawe tematy najczęściej dotyczące nas kobiet a poza tym mentalnie mi bardziej odpowiada niż np. amerykańska .
    Bardzo lubię również sagi rodzinne więc pewno też sięgnę po tę książkę.

    Załączam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie pochłonęłabym tą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ ja na nią choruję... :D

    OdpowiedzUsuń