Wydawnictwo Pascal
data wydania 2013
stron 288
ISBN 978-83-7642-206-0
Toskańskie dolce vita
Gdzieś na toskańskiej prowincji, a dokładnie w miasteczku Lubriano znaleźli swoje miejsce na ziemi państwo Armstrong pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Zaczęło się banalnie od zwyczajnego urlopu, a skończyło na kupieniu starego domu, w którym kiedyś był klasztor i mieszkali mnisi. Co samo w sobie nie jest czymś oryginalnym i wyjątkowym w Toskanii. Oczywiście budynek był do remontu. By cieszyć się urokami życia na włoskiej prowincji amerykańska para musiała przezwyciężyć sporo trudności i problemów. Nie zabrakło dotykających obcokrajowców kłopotów, nieporozumień i trudności językowych, ale efekt końcowy był tego warty.
Włoskie realia są inne od amerykańskich. Tu wszystko biegnie swoim odwiecznym rytmem, czas wolniej płynie. By żyć i mieszkać w Toskanii trzeba się dostosować do tego, co jest tu oczywistością. Innej opcji nie ma. Amerykanom, ale i pewnie Europejczykom czasem trudno zrozumieć toskańską filozofię życia. Ale ma ona swoje uroki i potrafi oczarować.
Kupując dom, który czeka remont można jak autorka zachwycić się pięknym freskiem na suficie, odkryć zasypaną tajemniczą studnię, ale trzeba też zebrać w sobie ogrom cierpliwości. Wszelkie prace renowacyjne, wszelkie działania ekip remontowych zwykle ciągną się bez końca. Najęci fachowcy lubią być nieterminowi, spóźniać się, lawirować. Zwykle nie wywiązują się z terminów i pracują w swoim rytmie. Napięte nerwy może złagodzić malowniczy krajobraz za oknem, wspaniała kuchnia i owo tak reklamowane dolce vita. Diana Armstrong mimo pewnych niedogodności zakochuje się w swoim domu i okolicy bez pamięci. Swoimi pełnymi emocji wrażeniami dzieli się na kartach książki. Jej narracja jest autentyczna, pełna uczuć i błyskotliwa. Pełna humoru. Ktoś może powiedzieć ( i będzie miał rację), że temat tej książki to nic innego jak odgrzewany kotlet. Tak, na półkach księgarni czy bibliotek znajdziemy wiele publikacji opowiadających o osiedleniu się w Toskanii, o zapuszczeniu korzeni na włoskiej prowincji i zakupie domu. Jednak kto raz rozsmakuje się w toskańskiej tematyce będzie takich książek szukał i nie powie o nich, że są nudne. Bo w Toskanii wszystko zachwyca. Jedno spojrzenie na okładkę wyjaśnia jak piękne są tam widoki, jak malownicze są wzgórza porośnięte winnicami. Diana Amstrong świetnie zadała egzamin z przekazania słowami zapachów i aromatów. Książka gloryfikuje też niezwykle smaczną i zdrową kuchnię, a w tekst są wplecione przepisy kulinarne. Nie są one zbyt trudne i wyszukane. Każdy może spróbować wcielić się w szefa kuchni i zaserwować posiłek po toskańsku.
Książkę „Gdzieś na południu Toskanii” czyta się niezwykle przyjemnie. Dzieje się tak za sprawą pięknych opisów, ciekawych anegdot, ogromu humoru. Przy tej lekturze można się rozmarzyć, zrelaksować i poczuć zapach ziół, cyprysów czy grzybów. Lektura z pewnością znajdzie uznanie u italofilów. Pokochają ją miłośnicy prozy Ferenca Mate czy książek Aleksandry Seghi. To niezwykle pogodna lektura, która z pewnością poprawi humor w dzień, gdy niebo zasnują chmury z których siąpi deszcz czy sypie śnieg. Szczególnie polecam ją tym, którzy jeszcze nigdy nie przeczytali niczego w podobnym gatunku.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz