Wydawnictwo Bosz
data wydania 2015
stron 128
ISBN 978-83-7576-248-8
Podróż w Bieszczady, których już nie ma
Dwanaście reportaży pokazuje krainę Biesów i Czadów z lat 60., 70. ale i z lat 90. kiedy nagle wszystko zaczęło się zmieniać, znikać, ewoluować. Upadek systemu bowiem okazał się w tym rejonie wyjątkowo wyrazisty i przeszedł niczym rewolucja. Zniknęły bowiem prawie wszystkie zakłady pracy, zlikwidowano je bądź same upadły. Ludzie przestali dobrze zarabiać, stracili miejsca pracy, a w mediach zaczęto zbiórki darów dla biednych bieszczadzkich dzieci. A wydawało się, że W PRL-u było tam ubogo!
Ta książka, jak i cały cykl, jest bezcenna i zawiera historie, które przeszły już do przeszłości. Zapisały się jedynie w pamięci osób, które były ich naocznymi świadkami. Wyciągnięte na światło dzienne, opisane po latach stanowią pamiątkę tamtego czasu, który był mimo wszystko dla Bieszczad szczęśliwy i łaskawy. Nierozsądnie, niezgodnie z ekonomią, bezmyślnie ale jednak te tereny zagospodarowano. Pewnie i trochę zniszczono, ale i trafiło tu wielu miłośników dziewiczości, wolności oraz tych, którzy lubią życie blisko natury daleko od miejskiego zgiełku. O czym mówią reportaże z tego tomu?
O kreowanych na wzór kowbojskich ranczach, w których wypasem bydła zajmowali się młodzi ochotnicy, o wypadach do tzw. Bieszczadzkiego Worka i nielegalnych polowaniach na jego terenie, o świadomym igraniu z czujnością radzieckich służ chroniących granicę, o budowie dróg przez wojsko i pracy więźniów w półotwartych zakładach karnych, a wreszcie o zwierzętach związanych ze schroniskiem Chatka Puchatka i zlocie Rainbow Family w Tworylnem oraz o towarzyskim żubrze noszącym imię Pulpit.
Z tekstów bije klimat tamtego okresu. Czuć ten wiatr co hula beztrosko na połoninach, czuć radość z obcowania z przepiękną naturą, ale i słychać odgłos niemogących się wygrzebać z błota pojazdów mechanicznych, rozlega się muczenie stad krów, brzmią też w uszach bębny uczestników zlotu Tęczowych Rodzin. Całą książkę od przysłowiowej deski do deski przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem i rumieńcami na policzkach. Odkrywałam to, co uleciało z czasem, patrzyłam na krainę, którą świetnie znam i bardzo kocham z innej perspektywy. Bo choć minęło w sumie niewiele lat to Bieszczady zmieniły się diametralnie. Reportaże pokazują prawdziwe życie w dzikich ostępach, przedstawiają ciekawych ludzi, którzy tu zawitali. W te Bieszczady już nikt nie pojedzie, bo ich nie ma. Wspaniale, że Autor w swoich tekstach ocalił je od zapomnienia i pokazał młodemu pokoleniu. A starszym czytelnikom pozwolił na wspomnienia i sentymentalną podróż.
Tym razem podziękuję :-)
OdpowiedzUsuń