Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2015
stron 368
ISBN 978-83-7785-696-3
Odnaleźć święty spokój
Z racji, że często czytam i sugeruję się opiniami blogerów postanowiłam, że przeczytam powieść Sorensen. Okładka szeptała, że pewnie będzie to romans z nastolatkami w roli głównej i taka myśl zagościła szybko w mojej głowie, ale tym, którzy tak myślą powiem krótko, że to nie taka książka. To bardziej dramat niż romans, choć miłość jest tu balsamem na zranioną duszę, lekarstwem na całe zło, które spotyka parę głównych bohaterów.
Kayden i Callie mieszkają w jednej miejscowości i chodzą do jednej szkoły. Znają się bardziej z widzenia niż przyjaźnią. Czeka ich wyjazd na studia, ale nim to następuje pewnego późnego wieczoru w trakcie imprezy w domu chłopca dochodzi do pewnego bolesnego i tragicznego zdarzenia. Właściwie to zło dzieje się po raz kolejny, ale tym razem będąca jego świadkiem Callie postanawia zmienić bieg rzeczy i pomóc Kaydenowi. Para spotyka się na studiach. Oboje mieszkają na terenie jednego kampusu, a ich serca zaczynają cieplej bić wspólnym rytmem. Tylko na drodze wzajemnych relacji i rodzącego się uczucia stoi pewna dziewczyna i bolesne przeżycia z przeszłości. Bo i Callie i Kayden przeżyli już swoje traumy i muszą pokonać pewne przeszkody by stać się szczęśliwymi ludźmi na dalsze lata życia. Walka ze złem okazuje się trudna, ale miłość i przyjaźń mają ogromną moc i mogą pomóc odnaleźć drogę do szczęścia...
W tę powieść dość trudno było mi się wczuć. Do mniej więcej 150 strony nie bardzo ją czułam i wydawała mi się taka przeciętna. Zastanawiałam się, co tak podoba się w niej innym, aż tu nagle coś zaiskrzyło i książka wciągnęła mnie po same uszy. Zrozumiałam błyskawicznie przesłanie autorki i zachwytom nie było końca. Tak naprawdę, to nie jest to romans, gdzie czytelnik śledzi randki bohaterów, ich ochy i achy na ukochaną osobą, a książka mówiąca o sile uczucia, o jego mocy. Gdyby nie Callie Kayden nadal żyłby po presją ojca-psychopaty i pozwalał sobie na robienie krzywdy. Gdyby nie uczucie do Kaydena Callie nadal żyłaby w skorupie jaka otoczyła ją i odgrodziła od świata w jej dwunaste urodziny. Uczucie okazało się w przypadku obojga katalizatorem do zmian, do walki o szczęście. I właśnie ta przemiana okazała się istotą tej lektury, która wcale nie jest łatwa i przyjemna. Jest trudna, bolesna, ale bardzo cenna i warta przeczytania. Ta książka mnie od pewnego momentu zahipnotyzowała, a umysł w miarę czytania domagał się pełnego zaspokojenia mojej ogromnej ciekawości jak wszystko się zakończy i potoczy. Zakończenie wręcz mnie zdenerwowało. Okazało się otwarte, niedopowiedziane i pełne niespodzianek. Napięcie trzymało do samego końca, który nie dał mi wymaganych wyjaśnień. Ale ta książka to I tom cyklu The Coincidence. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak czekanie na tom II.
Tę powieść z serca polecam, choć dodam, że to wymagająca lektura i szukającym tylko rozrywki z książką w ręku może się nie spodobać.
Czeka już na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja literacka jednak nie wiem czy warto zaczynać kolejną miłosną przygodę. Wszystkie do tej pory mnie zniechęcały do czytania romantyków. Niby romans ale jednak dramat? Spróbuje i tej może akurat mnie przekona
OdpowiedzUsuń