piątek, 10 stycznia 2014

Dariusz Michalski "Krzysztof Klenczon, który przeszedł do historii"


Wydawnictwo MG
data wydania 2013
stron 496
ISBN 978-83-7779-164-6

Opowieść o Chłopcu z gitarą

Oprócz czytania moją pasją jest muzyka. Jej słuchanie pokochałam jeszcze w dzieciństwie. Czego słucham? To bardzo trudne pytanie. I nowości i staroci. I muzyki rozrywkowej i poważnej. I polskiej i zagranicznej. Totalny misz-masz się z tego robi, co brzmi w moich głośnikach. Muzykę polską darzę szczególnym sentymentem. Słucham jej "na bieżąco" od lat 80-tych, ale i sięgam po starsze nagrania. Takie, który okupowały listy przebojów, gdy mnie na świecie jeszcze nie było. I tak właśnie pokochałam hity Czerwonych Gitar. W repertuarze tego zespołu jest wiele piosenek, które bardzo mi się podobają i trudno byłoby wybrać mi tę jedyną, tę najpiękniejszą. Ten zespół to dwaj frontmeni - Seweryn Krajewski i Krzysztof Klenczon. Dwie różne osobowości, dwa różne charaktery i dwa wielkie talenty. Temu drugiemu, nieżyjącemu już muzykowi poświęcił swoją najnowszą książkę Dariusz Michalski, który w swoim dorobku ma już niejedną muzyczną biografię. I ta lektura jest niezwykła. Wspaniale napisana, dokładna, ukazująca i drogę muzyczną i życie prywatne Klenczona. Jego życie zakończyło się zdecydowanie przedwcześnie. Było intensywne i wielobarwne. Krzysztof Klenczon zasmakował i sławy i poczucia osamotnienia oraz szczęścia. Był osobą ambitną i wybitnie uzdolnioną. W zasadzie nie miał solidnego wykształcenia muzycznego. Jego "nauczycielem" był po prostu talent. Grał w kilku zespołach. Działał w Niebiesko-Czarnych, Pięcioliniach po czym trafił do Czerwonych Gitar. W tej formacji osiągnął to o czym marzy wielu. Wielu okrzyknęło go polskim Lennonem. Był dumny, uparty, zbuntowany, miał swoje zdanie, ale i niezwykle wrażliwą duszę. Poznał smak sukcesu, ale woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Będąc popularnym umiał pozostać po prostu sobą. Dużą rolę odgrywała w jego życiu rodzina - ojciec, później żona i córki. Był nie tylko gwiazdą, ale i mężem i czułym tatą. Mimo zdobycia szczytu list przebojów nie jeden raz postanowił rozstać się z Czerwonymi Gitarami. Powstały Trzy Korony, które artysta opuścił i za namową żony wyjechał do Ameryki. U boku teściów miał wraz z rodziną rozpocząć nowe lepsze i dostatniejsze życie. Do muzyki ciągnęło i za oceanem. I tam grał i śpiewał dla Polonii i nie tylko. Ale tego statusu wielkiej gwiazdy jaki osiągnął w Polsce nie udało mu się powtórzyć. Inne miejsce, inne realia, inne oblicze showbiznesu. Wracając z koncertu charytatywnego uległ wypadkowi samochodowemu. Zmarł po kilku tygodniach. Jego ciało zostało skremowane. 
O życiu Klenczona Pan Michalski opowiada niezwykle ciekawie. Napisana biografia obfituje w wiele szczegółów, wypowiedzi o artyście jego bliskich, współpracowników i osób z branży oraz kolegów z zespołów. Tekst okraszony jest wieloma zdjęciami. Nie brak tekstów piosenek, nie brak recenzji płyt z mediów. Z tekstu książki wyjawia się prawdziwe oblicze muzyka, który bardzo kochał to co robi. Muzyka była jego wielką pasją. Był perfekcjonistą i wrażliwcem. I nie potrafił na dłużej pożegnać się ze sceną i publicznością. Muzyka była jego narkotykiem. Opowieść Dariusza Michalskiego nie kończy się na śmierci muzyka. Bo On nie do końca umarł. Żyje nadal w utworach, fascynują się nim młodzi ludzie, wspominają go koledzy po fachu. Klenczon doczekał się pomnika i szkoły swego imienia, a jego utwory wykonują współcześni wykonawcy. Jednym słowem przeszedł do historii. A chyba wielu o tym marzy. By nie umrzeć do końca i żyć w pamięci innych. 
Jako biografię ocenię tę książkę bardzo wysoko. Jest dopracowana, dokładna, rzetelnie napisana, bez koloryzowania i zbędnej sensacji tak nieobcej dzisiejszym tabloidom. Nie sposób oddać się lekturze bez emocji i wzruszeń, ale i bez sięgnięcia po utwory z repertuaru formacji w których grał nasz bohater. Gorąco polecam tę książkę miłośnikom talentu Krzysztofa Klenczona, zainteresowanym polską muzyką lat 60-tych i 70-tych oraz ciekawym realiom sceny muzycznej rodem z PRL-u.
Wspaniała książka, którą nie można czytać nie słuchając nagrań artysty o którym opowiada.
Moja ocena 9/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz