czwartek, 31 maja 2012

Camilla Lackberg "Fabrykantka aniołków"


Wydawnictwo Czarna Owca
data wydania maj 2012
stron 496
ISBN 978-83-7554-193-9

Gdy przeszłość splata się z teraźniejszością

Camillę Läckberg okrzyknięto mistrzynią skandynawskich kryminałów. Osiem wydanych na polskim rynku powieści przysporzyło tej pisarce grono wiernych fanów i zagorzałych wielbicieli, którzy sięgają bez namysłu po jej kolejne książki. A ja, wstyd się przyznać, jeszcze nie posmakowałam pióra tej autorki. Nadrabiać czytelnicze zaległości zaczęłam od najnowszej powieści utalentowanej Szwedki, a mianowicie „Fabrykantki aniołków”. Książka bardzo przypadła mi do gustu. Uległam jej bez reszty. Grube tomiszcze przeczytałam z wypiekami na twarzy w niecałe dwa dni. Po lekturze dodałam tę pisarkę do grona autorów, których muszę przeczytać wszystko, co zostało wydane.

Valo to mała wyspa niedaleko Fjallbacki. Tu wiele lat temu w wielkanocną niedzielę doszło do tajemniczego zniknięcia całej rodziny. Elvanderowie zniknęli bez śladu, zapadli się pod ziemię. W ich domu pozostała tylko malutka, roczna Ebba, którą znaleźli chłopcy będący uczniami szkoły z internatem, prowadzonej przez Elvandera. Dziewczynka trafiła do adopcji. Jej nowi rodzice okazali się troskliwi i kochający. Dorosła Ebba wyszła za mąż za Martena. Para doczekała się synka, który stał się dla nich całym światem. Niestety ich szczęście nie trwało długo. Chłopczyk w wieku przedszkolnym tragicznie ginie. Rodzice są w wielkim szoku i żałobie. Rozpacz kładzie się cieniem na ich przyszłości. Postanawiają sprzedać dom w Geteborgu i wrócić w rodzinne strony Ebby. Kupują nieruchomość, która kiedyś była rodzinnym domem Elvanderów i chcą po remoncie otworzyć tu pensjonat. Jednak wyspa okazuje się miejscem niespokojnym. Ktoś podkłada ogień pod remontowany budynek, ktoś strzela do Ebby. Kto prześladuje małżeństwo Starków ? Kto rokrocznie przesyła Ebbie urodzinowe życzenia i wpłaca datki na jej konto? I co ją łączy z kobietą określaną mianem „fabrykantki aniołków”, która kiedyś zamordowała gromadkę dzieci ?
„Fabrykantka aniołków” to perfekcyjne połączenie kryminału i powieści obyczajowej. Niezwykle ciekawa i skomplikowana fabuła sprawiła, że trudno mi się było oderwać od czytania. Dwutorowa akcja, w której teraźniejszość miesza się z historią rodzinną, sięgającą początków XX wieku, jest pełna zaskakujących zwrotów akcji i wielu niespodzianek. Autorka umiejętnie roznieca czytelniczą ciekawość i trzyma do końca w napięciu i niepewności. Plejada interesująco wykreowanych postaci, mrożące krew w żyłach opisy drastycznych wydarzeń i spora dawka napięcia sprawiają, że nawet najbardziej wybredny miłośnik sensacji będzie usatysfakcjonowany z powieści. Doskonałe połączenie wielu wątków i wplecenie historii w literacką fikcję udało się Läckberg perfekcyjnie. Autorka doskonale ukazuje emocje swoich bohaterów, ich rozterki, przeżycia i dylematy. Ta powieść to książka, która nieustannie zaskakuje, ciągle coś się w niej gmatwa i komplikuje. Sympatyczni policjanci okazują się różnorodnymi osobowościami, ale potrafią stworzyć zgrany zespół i zgodnie współdziałać dla dobra sprawy.
„Fabrykantka aniołków” to nie tylko dobra książka sensacyjna. To także powieść o prowincji (a ten temat uwielbiam), która nie jest sielankowa, ale pełna tajemnic, sekretów i grozy. Na pochwałę zasługuje także ciekawy styl, wartkie dialogi, przyprawiające o gęsią skórkę mroczne opisy.

Zakończenie mnie nieco zaskoczyło. Nie spodziewałam się akurat takiego rozwiązania zagadki kryminalnej. No i mam pewien niedosyt. Szkoda, że w końcówce książki tak mało miejsca pisarka poświęciła Ebbie. Byłam ciekawa jak owa kobieta poradziła sobie z górą emocji i jak pogodziła się z kilkoma faktami, które na zawsze zmieniły jej życie.
Idealna lektura dla miłośników Larssona i skandynawskich kryminałów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Czarna Owca.

środa, 30 maja 2012

Kathrin Kompisch " Sprawczynie"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania maj 2012
stron 414
ISBN 978-83-7839-143-2


Bezwolne trybiki czy świadome sprawczynie ?

Jaką rolę odegrały tak naprawdę kobiety w hitlerowskiej machinie, która miała doprowadzić Niemcy do panowania nad światem ?
Przez długi czas, zwłaszcza tuż po wojnie sądzono, że poza pojedynczymi przypadkami Niemki były raczej biernymi ofiarami i bezwolnymi obserwatorkami działań faszystów. Na niemieckie kobiety patrzono głównie przez pryzmat wzorowej kobiety aryjskiej - żony i matki czysto aryjskich dzieci, która zajmowała się domem i wychowaniem potomstwa, które miało zasilić w przyszłości szeregi zwolenników Hitlera. Naziści gloryfikowali wielodzietność - za posiadanie gromadki dzieci przyznawano specjalne odznaczenie - Krzyż Matki.
 Czy jednak wszystkie Niemki nie pracowały zawodowo i były opiekunkami domowego ogniska ? Jak pokazują historyczne badania i dokumenty spora liczba niemieckich kobiet czynnie zaangażowała się w działania na rzecz potęgi Fuhrera i brała aktywny udział w hitlerowskich zbrodniach. Tej problematyce poświęciła swoją książkę niemiecka historyczka Kathrin Kompisch, która bez wybielania przedstawiła do czego zdolne były jej rodaczki w czasach wojny. Jak się okazuje nie były to tylko pojedyncze osoby, ale spora grupa, która posunęła się do bardzo okrutnych czynów.
Panie były obecne na różnych szczeblach nazistowskiego terroru. Licznie pracowały jako pomocnice sztabowe i pomocnice SS na terenach okupowanych przez III Rzeszę. Obsługiwały telefony, dalekopisy i radiostacje. Pracowały na stanowiskach biurowych i w obozach koncentracyjnych. Należały do personelu medycznego, który na więźniach dokonywał potwornych medycznych eksperymentów i eutanazji. Wiele kobiet pełniło funkcję więziennych strażniczek i działo w organizacji Lebensborn, która miała na celu przymusową germanizację dzieci, które wyglądem pasowały do modelu idealnego Aryjczyka. Wiele pań zajmowało się denuncjowaniem wrogów faszyzmu, zwłaszcza tych narodowości żydowskiej. Niemki licznie działały też w wielu organizacjach i stowarzyszeniach popierających faszyzm.
Jak się okazuje z relacji świadków i dokumentów niemieckie kobiety potrafiły być okrutne i wyzute z sumienia. Doskonale wiedziały, jaką krzywdę wyrządzają innym i robiły to gorliwie. Nie miały litości ani nie okazywały współczucia. Były niczym bezduszne maszyny - liczył się tylko cel.
Autorka "Sprawczyń" w kolejnych rozdziałach swojej książki ukazuje rolę kobiet w różnych dziedzinach życia.  Przestawia sylwetki tych, które przeszły do historii jako wyjątkowo okrutne i sumienne. Ich sumienia zamarły, a czyny zasługują na wyjątkowe potępienie i karę. Niestety wiele z nich od niej się wymigało.
Książka wywołuje sporo emocji. Z każdą przeczytaną kartką coraz bardziej nurtowało mnie pytanie do czego może być zdolny człowiek? Skąd w kobietach było tyle zła, zawiści i okrucieństwa ? Co zaślepiło im zdrowy rozsądek i sumienie ? Jak matki wychowujące własne dzieci mogły być tak okrutne wobec tych uwięzionych w obozach ? Prawda historyczna jest smutna, a statystyki okrutne.
Książka "Sprawczynie" jest pozycją napisaną bardzo rzetelnie i sumiennie. Trudny i bolesny temat został potraktowany bardzo wnikliwie. Lektura z pewnością zaciekawi osoby interesujące się historią XX wieku i okresem II wojny światowej.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński. 

wtorek, 29 maja 2012

Susan Wiggs "A między nami ocean..."


Wydawnictwo Harlquin
data wydania maj 2012
stron 464
ISBN 978-83-238-8364-7

"Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać.............."

śpiewała w piosence "Jeszcze się tam żagiel bieli" Alicja Majewska. No właśnie jak trudno kochać na odległość......... Jak trudno być żoną mężczyzny, którego praca, będąca służbą na rzecz ojczystego kraju wymaga częstego opuszczania domu i wyjazdów na kilka miesięcy ! Jak wielką siłę muszą mieć żołnierskie żony i jak stalowe nerwy !
Najnowsza powieść Susan Wiggs opowiada o pewnej amerykańskiej rodzinie, ale nie jest to typowa, przeciętna familia. Jej życie biegnie po dwóch torach. Steve pracuje na lotniskowcu na rzecz Penatgonu. Jest żołnierzem, którego służba wymaga częstych wyjazdów. Jego najbliżsi skazani są na częste przeprowadzki. Mimo to mija już 20 lat od kiedy Steve i Grace powiedzieli sakramentalne "tak". Mają trójkę świetnych dzieci, które już prawie wkraczają w dorosłość. I nagle w ich związku zaczyna coś szwankować. Oboje małżonkowie nadal się kochają, ale czują, że stają się sobie coraz bardziej obcy, ich drogi życiowe jakby zaczynały się rozchodzić.
Grace po 20-stu latach bycia wzorową żoną czuje się zmęczona nieustanną troską o dzieci i dom. Jest samotna i bardzo chce przestać żyć wyłącznie życiem swego partnera i dzieci - chce mieć coś tylko swojego. Marzy o pracy zawodowej i posiadaniu na stałe domu. Wydaje się, że z każdym dniem drogi jej i męża coraz bardziej się rozchodzą. Dodatkowo w tak trudnym momencie na Bennettów spada  nieoczekiwana nowina o pewnym przystojnym młodym mężczyźnie .............

 Czy Grace i Stevowi uda się uratować małżeństwo przez rozwodem ? Jakie drogi życiowe wybiorą ich dzieci ? Czy wypadek Steva uświadomi jemu i jego żonie czego naprawdę chcą w życiu ?
Już dawno nie czytałam tak wzruszająco i subtelnie napisanej powieści obyczajowej. Książka nie jest słodkim romansidłem o cukierkowej miłości. To opowieść o uczuciu, które już wiele przeszło i na wiele prób było wystawione.Tym razem płomyk miłości łączącej od dwudziestu lat Grace i Steva zaczyna niebezpiecznie drżeć. Wiatr, który go osłabia na pewno powoduje ciężar brzemienia jakie od wielu lat dźwiga Grace. Autorka naprawdę doskonale wyrysowała piórem postać żony żołnierza, któremu służbna nie drużba i która zabiera go rodzinie na długie tygodnie. W tym czasie na Grace spada grad obowiązków, których nie ma z kim podzielić na pół. Do tego dochodzi jeszcze tęsknota i troska o partnera, którego praca do bezpiecznych nie należy. Stres, konieczność ciągłego podporządkowania się losowi i stawiania siebie na ostatnim miejscu robi swoje. Rodzi się frustracja, chęć odmiany i stworzenia sobie świata , którego centrum byłaby tylko Grace. Bardzo podziwiałam tę bohaterkę za dzielność i odwagę, za umiejętność czekania i świetnie radzenie sobie z nawałem spraw.
Wiggs słusznie podkreśla, że o tym czego naprawdę chcemy dowiadujemy się w trudnych i bolesnych chwilach, kiedy wali na się na głowę cały świat. Ból i trwoga bywają doskonałym doradcą. Tytuł powieści to bardzo trafnie dobrana przenośnia - oceanem dzielącym dwa bliskie sobie serca może być nie tylko olbrzymia ilość wody i przestrzeń. Może to dopaść nawet najbardziej udany i długoletni związek. Łatwo się w życiu pogubić, zwłaszcza, gdy przeżywa się tyle chwil rozłąki jak Bennettowie.
Powieść przeczytałam jednym tchem. Nie obyło się bez wzruszenia i zmoczenia chusteczki. Nie jest łatwo mieć męża na służbie. Chylę głowę przed żonami takimi jak główna bohaterka powieści Wiggs i podziwiam te kobiety, które decydują się na takie związki. Nie wiem, czy mnie staczyłoby sił i czy bym się nie załamała. Być może umarłabym z tęskonty.
Wspaniała historia z życia wzięta, którą warto przeczytać.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Monice z Wydawnictwa Mira/Harlequin.

poniedziałek, 28 maja 2012

Dlaczego nie wracam ......

Czas na post, w którym będzie troszkę prywaty. Tym razem napiszę, czemu tak bardzo rzadko wracam do książek, które przeczytałam. Generalnie to w moim kręgu zainteresowań jest tyle lektur z różnych gatunków, które lubię, że i tak nie nadążam, za przeczytaniem tego na co mam ochotę. Ale to dobrze, a nawet bardzo dobrze, że rynek wydawniczy jest tak bardzo bogaty i tyle ciekawych pozycji ukazuje się na księgarskich półkach.
 Jest jeszcze druga przyczyna mojego omijania przeczytanej już książki. Jakieś 12 lat temu całkowitym przypadkiem wpadła w moje łapki wspaniała powieść " Róża i morze". Dwutomowa gruba książka historyczno-obyczajowa zachwyciła mnie na amen. Czytałam i nie mogłam się oderwać. Wypieki nie zchodziły z twarzy, a mnie nie obchodził cały świat. W tym czasie oczywiście jeszcze nie pisałam bloga, ale to, co przeczytałam zapisywałam sobie w zeszyciku. Ocena wspomnianej wyżej książki była oczywiście najwyższa i to z podkreśleniem. Za kilka lat czekał mnie generalny remont - bycie w domu z ekipą robotników w piękny letni czas. Pomyślałam, że aby to przeżyć trzeba się zakamuflować w jakiś spokojnym kątku z dobrą książką. Wybór padł na "Różę i morze". Pomyślałam, że jeszcze raz prześledzę dzieje rodziny Loitzlów. Przeczytałam, ale tym razem książka wydała mi się po prostu przeciętna i nieco chwilami nudnawa. Jak to możliwe ? Zadawałam sobie pytanie wielokrotnie ! Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że chyba zmieniają mi się czytelnicze gusta, mam zbyt dobrą pamięć i raczej nie powinnam wracać do przeczytanych książek. Taka moja czytelnicza uroda.

sobota, 26 maja 2012

Aleksander Sowa "Modliszka"

Wydawca Aleksander Sowa
data wydania 2012
stron 212
ISBN 978-83-932553-4-4


O toksycznej, a nie romantycznej miłości.

To już trzecia książka Pana Sowy, którą przeczytałam. Cóż, po olbrzymim zachwycie nad powieścią "Umrzeć w deszczu" spodziewałam się kolejnej wyśmienitej książki. Ale się rozczarowałam i to dość znacznie. Sam pomysł na fabułę nie jest zły, ale sposób napisania tej powieści  bardzo mnie rozczarował. Miałam wrażenie jakby pisano ją gdzieś na wczoraj, na kolanie w szybkim tempie.
Główny bohater książki to dusza artystyczna - Maksymilian Szulc jest pisarzem, malarzem i fotografikiem. Jego pasją są ponadto szybowce i skoki spadochronowe. Małżeństwo Maksa z Anią rozpada się. Ona w Dublinie, on w Opolu. Związek na odległość nie sprawdza się. Maks czuje się samotny i uwikłuje się w bardzo, ale to bardzo destrukcyjną znajomość z Weroniką. Wydaje mu się, że poznał kobietę swego życia. Ale to tylko pozory. Pozory, które bardzo mylą............
Nie mogę stwierdzić jednoznacznie, że "Modliszka" mi się spodobała, bo tak naprawdę spodobały mi się tylko fragmenty, kiedy akcja rozgrywa się w Tatrach. Opis wycieczki Weroniki i Maksa jest świetny. Reszta jakoś nie bardzo. W czasie czytania męczyły mnie zbyt profesjonalne opisy spraw związanych z lotnictwem i medycyną. W książce jak na mój gust erotyka jest zbyt ostra. Osobiście nie mam nic przeciwko scenom pełnym seksu, ale tu jest on przedstawiony zbyt wulgarnie. Razi mnie częste używanie dość ostrych słów związanych z miłością fizyczną.
Czytanie utrudniały mi błędy stylistyczne, literówki i jeden ortograficzny. Miałam uczucie jakbym czytała egzemplarz dopiero przed korektą. Nie porwała mnie ta historia, nie polubiłam bohaterów, nie udzieliło mi się jakieś szczególne napięcie ani emocje.
Owszem zdaję sobie sprawę z istnienia kobiet typu Weroniki, ale ich postępowanie jest mi zupełnie obce. Mam całkowicie inny charakter i nie pojmuję co kręci takie dziewczyny w zachowaniu nawet gorszym niż panie pracujące ciałem.
Tym razem więc nie pochwalę Pana Sowy, ale liczę, że przeczytam jeszcze książkę jego pióra na miarę mistrzostwa "Umrzeć w deszczu".
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Autorowi.

piątek, 25 maja 2012

Stosik recenzyjno-biblioteczny

Zbliża się Euro ! Nie będę oglądać - nie mam kompletnie ochoty i dlatego poszukałam sobie interesujących pozycji na bibliotecznych półkach. Oprócz tego dwie książki przyniósł Pan Listonosz. Zatem w stosiku Susna Wiggs " A między nami ocean" od Pani Moniki z Miry
Marta Grzebuła "Epizod na dwa serca " od Autorki
A z biblioteki :
Monika Szwaja "Gosposia prawie do wszystkiego"
Marek Harny " Wszyscy grzeszą"
Michał Kruszona "Uganda"
Marek Krajewski "Erynie"
Jan Grzegorczyk "Trufle"
Katarzyna Krenz " W ogrodzie Mirandy"
Cóż pogoda nie najlepsza - zatem czytanie w domu nie w plenerze. Ale trudno się mówi. Może się aura poprawi.  

środa, 23 maja 2012

Jennifer Haigh "Wiara"


Wydanictwo Świat Książki
data wydania marzec 2012
stron 320
ISBN 978-83-7799-469-6

Bolesne oskarżenie

Ludzie to istoty słabe z natury, mające prawo do błędów, pomyłek i grzechów. Od jednostek pełniących określone funkcje czy wykonujących pewne zawody opinia publiczna wymaga jednak nieskazitelnego charakteru. Do takich osób z pewnością należą duchowni. Ludzka mentalność bowiem jest taka, iż człowiek uważa włożenie sutanny za równoczesne obleczenie się w świętość na miarę Boga. Ksiądz ma być kimś wyjątkowym, o kryształowej osobowości oraz bardzo mocnym i sztywnym kręgosłupie moralnym. Wszelkie najmniejsze grzeszki godzą przecież w jego posługę! Większość wymagających wiernych nie dostrzega faktu, że przecież kapłani to również ludzie, a nie istoty wyższego rzędu i upadki są im pisane jak każdemu. Tylko grzechy księży widzi się wyjątkowo mocno i szczególnie. W ostatnich latach Kościół nie ukrywa już (tak jak kiedyś) błędów swoich kapłanów. Opinia publiczna często jest zszokowana doniesieniami o przestępstwach dokonywanych przez osoby stanu duchownego. Spore emocje budzą te doniesienia, które dotyczą seksualnej sfery życia. Niestety i wśród księży nie brak dewiantów i osób molestujących dzieci.
„Wiara“ to książka, w której autorka – znana i nagradzana amerykańska pisarka – porusza bardzo trudny i bolesny temat. Główny bohater – kapłan w dojrzałym już wieku i ze sporym stażem - zostaje posądzony o molestowanie seksualne kilkuletniego chłopca, wnuka swojej gosposi.
Arthur wywodzi się z katolickiej rodziny o irlandzkich korzeniach. Jego matka wychodzi po raz drugi za mąż po tym, jak porzuca ją ojciec Arta. Chłopiec ma młodsze przyrodnie rodzeństwo. Decyzję o wyborze drogi kapłańskiej Arthur podejmuje dość wcześnie – mając zaledwie 14 lat. Dane jest mu wytrwać w powołaniu przez okres seminarium i przyjąć święcenia. Pracuje w kilku parafiach, gdzie może nie robi jakiejś wybitnej kariery, ale jest doceniany przez swoje owieczki. Oskarżenie spada na niego jak grom z jasnego nieba. Nie przypuszcza, że nagłe wezwanie go do kurii w pewien wielkopiątkowy dzień to koniec jego kapłańskiej posługi. Ten cios boleśnie dotyka również rodzinę Arta – zwłaszcza jego matkę, brata i siostrę. Czy jest winny ? Czy oskarżenia matki Aidana Keth – osoby uzależnionej od narkotyków – są słuszne ? I czy Art będzie walczył o swoje dobre imię?
Zapraszam do lektury powieści, która może się podobać lub nie, ale z pewnością większość czytelników zszokuje. Poruszony temat jest trudny i bolesny, a do niedawna był skrzętnie przez władze kościelne ukrywany. Książka trzyma w sporym napięciu, które autorka umiejętnie, z każdą kolejną stroną coraz bardziej zwiększa. Nie jest to jednak powieść łatwa w odbiorze i jeśli ktoś szuka lektury relaksującej, niech raczej po nią nie sięga. Czy to książka dobra czy zła? Dość trudno mi to ocenić, ale z pewnością budzi ona szereg emocji. Nie podobało mi się zachowanie kurii i sposób, w jaki przełożeni Arta podeszli do oskarżenia. Dlaczego tak łatwo kapłan miał się poddać, dlaczego nie zachęcono go do walki o odzyskanie dobrego imienia swego i Kościoła ?
Autorka ciekawie wykreowała postać kapłana, przeciętnego księdza w średnim wieku, który stara się jak najlepiej spełniać swoje obowiązki, ale który czuje się bardzo samotny i chwilami zagubiony. Art wydał mi się cichą i pokorną owieczką, zapatrzoną w Boga, ale i człowiekiem, który wie, co stracił, idąc za swoim powołaniem. Czy celibat jest czymś doskonałym ? Czy może jego zniesienie wyszłoby katolikom na dobre ? Czy Art, gdyby miał własną rodzinę i dziecko, byłby jeszcze lepszym pracownikiem Winnicy Pańskiej ? Sporo takich refleksji nasuwało mi się w trakcie lektury i po niej.
Jeśli macie ochotę na przeczytanie dobrej, choć trudnej powieści obyczajowo-psychologicznej, to „Wiara” będzie trafionym wyborem. Emocje są gwarantowane.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Świat Książki.


piątek, 18 maja 2012

Pewien stosik z wyjątkową książką


W tym tygodniu do domowej biblioteczki przybyły książki z powyższego stosiku
Kathrin Kompisch "Sprawczynie" od Prószyńskiego
Anna Fryczkowska " Starsza pani wnika" j.w.
oraz trzy książki od Pani Agnieszki z Wydawnictwa Otwarte
Bogna Ziembicka "Wiosna w Różanach" - kontynuacja "Drogi do Różan" - premiera w lipcu. Z tyłu na okładce tej książki jest mój fragment recenzji "Drogi do Różan" którą recenzowałam dla portalu Lubimy Czytać. Bardzo mi miło, że doceniono moją opinię - to już druga moja recenzja na okładce książki i buzia mi się śmieje. Poniżej na zdjęciu chwalę się nieskromnie.
Christine Trent "Lalki królowej" również od Otwartego
Allison Winn Scotch " Wszystko, czego pragnę" j.w.

czwartek, 17 maja 2012

Anne Brontë "Lokatorka Wildfell Hall”


Wydawnictwo MG
data wydania 2012
stron 528
ISBN 978-83-7779-068-7

Tajemnicza dama w czerni.

Miałam dość pędu współczesnego życia i codzienności rodem z XXI wieku. Naszła mnie ochota na literacką podróż w przeszłość, do czasów, kiedy świat wyglądał zdecydowanie inaczej, nie było prądu i cyfryzacji, nie dzwoniły szaleńczo komórki, a zegary odmierzały chyba czas innym, wolniejszym rytmem. Tym razem za przewodnika w dawne czasy wybrałam książkę pióra Anne Brontë "Lokatorka Wildfell Hall”, która po raz pierwszy na polskim rynku wydawniczym ukazała się dopiero w bieżącym roku nakładem wydawnictwa MG.
To była naprawdę miła i fascynująca przygoda z powieścią w ręku. A wszystko za sprawą dobrej fabuły oraz uroczego i pełnego tajemniczości klimatu tej książki opowiadającej historię pewnej kobiety, która zdecydowała się na bardzo odważny krok we współczesnych jej czasach. To był olbrzymi skandal !!!!
Jest rok 1821. Angielska prowincja, malownicze krajobrazy - wrzosowiska, pola, bezdroża. Do opuszczonej, należącej do pana Lawrence'a rezydencji wprowadza się pewnego dnia kobieta nosząca wdowie szaty. Jest młoda i piękna, a zarazem bardzo tajemnicza i zamknięta w sobie. Wraz z nią we dworze, który czasy świetności ma już za sobą i wręcz prosi się o remont, który zapobiegnie jego całkowitemu upadkowi zamieszkuje leciwa, starsza służąca oraz kilkuletni synek, który ma na imię Arthur. Owa dama przedstawia się sąsiadom jako Helen Graham. W okolicznych domach zaczyna huczeć od plotek i domysłów. Kim jest tajemnicza mieszkanka Wildfell Hall ? Co ją sprowadza w te strony i skąd pochodzi ? Sąsiedzi próbują nawiązać z Helen stosunki towarzyskie, zapraszać ją na przyjęcia i spotkania, ale ona nie ma kompletnie ochoty na zżycie się z miejscową społecznością. Pojawia się publicznie od czasu do czasu jakby z przymusu, ale raczej stroni od ploteczek i rautów. Woli czas spędzać z swoim synkiem, który jest jej oczkiem w głowie i poświęcać chwile jej wielkiej pasji jaką jest malarstwo. Widać, że owa dama ukrywa jakieś sekrety i tajemnice z przeszłości.
Urocza kobieta na dobre wpada w oko pewnemu młodzieńcowi - który jest narratorem tej książki - Gilbertowi Markhamowi, który oczarowany jej postacią usiłuje się do niej zbliżyć, zaprzyjaźnić i zdobyć jej serce. Nie zważa kompletnie na plotki otoczenia i uwagi matki. Z przyjaźni rodzi się między obojgiem coś więcej. Helen chcąc być wobec Gilberta uczciwa postanawia odkryć przed nim swoją przeszłość i daje mu do przeczytania swój osobisty dziennik. Co kryją zapiski pięknej damy ?

Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was już wystarczająco byście sięgnęli po tę powieść.
Ta książka to urocza napisana z rozmachem obyczajowa powieść z przeszłości, której fabuła osadzona jest w tajemniczym i romantycznym krajobrazie XIX-wiecznej angielskiej prowincji. Jej akcja nie toczy się zbyt szybko, można rzec, że dość leniwie, a mimo to w tracie czytania nie towarzyszyło mi uczucie nudy. Obraz dawnej Anglii i jej mieszkańców tak bardzo różni się od naszej codzienności. Inny świat, inne obyczaje, inne konwenanse i normy społeczne, ale wady ludzkie takie same !!! Plotka rządzi i podnieca !
Lekturze od samego początku towarzyszyła aura tejemniczości, która i mnie się udzieliła. Czytając o losach Helen dopadła mnie burza emocji.No cóż, po prostu byłam wściekła na całe towarzystwo sąsiedzkie, które tak łatwo krytykowało i skazywało na ostracyzm towarzyski tę młodą kobietę nie znając przyczyn jej zachowania i nie wiedząc, co nią kierowało. W tamtych czasach kobietom nie było łatwo - musiały zawierać niechciane związki małżeńskie i trwać bez względu na
wszystko u boku niekochanego partnera. Samodzielność i samodecydowanie o sobie były wręcz zabronione niczym zakazane owoce w rajskim edenie. A niechby jakowaś dama złamała normy ( chore normy moralne) to traktowano ją niczym najgorszą ladacznicę. Odsuwano się na kilometr. Dobrze, że te czasy minęły już i chyba nigdy nie wrócą. Dobrze, że współcześnie nikt już Polsce nie wybiera na siłę współmałżonka i nie przykuwa do jego boku na całe życie.
Nie żałuję czasu poświęconego na lekturę tej książki, gdyż czytanie jej sprawiło mi przyjemność. Udzielił mi się klimat tamtych czasów i z żalem rozstawałam się z bohaterami tej powieści.
"Lokatorka Wildfell Hall” to dowód na to , że moje czytelnicze gusta zmieniają się w biegiem czasu. Zdradzę Wam ,że jeszcze 10 lat temu ominęłabym tę lekturę szerokim łukiem, a dziś się nią zachwycam i delektuję.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.

środa, 16 maja 2012

Małgorzata Kalicińska "Lilka"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania maj 2012
stron 520
ISBN 978-83-978-83-7785-014-5

Przeczytałam wszystkie wydane do tej pory książki pióra Małgorzaty Kalicińskiej. Były wśród nich takie lektury, które zawiodły mnie do czytelniczego raju („Dom na rozlewiskiem” czy „Powroty nad rozlewisko”), ale i takie, które mnie kompletnie rozczarowały i zawiodły(„Zwyczajny facet”). Gdy zobaczyłam w zapowiedziach, na stronie jednej z księgarni internetowych informację o planowanej dacie premiery „Lilki” postanowiłam, że koniecznie ją przeczytam. Byłam bardzo ciekawa, jak kolejna powieść znanej pisarki trafi w mój gust. Dziś po lekturze ponad 500 stron stwierdzam, że ta lektura to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Wspaniała książka na długo zostanie w mojej pamięci.
„Lilka” to historia zwyczajna, z życia wzięta, ale jakże ciekawa, wzruszająca i pełna emocji. Jej główna bohaterka to kobieta w wieku 50 plus, pracująca jako redaktorka w jednym z kolorowych pism dla pań. Marianna Roszkowska to także od ponad trzydziestu lat żona i mama oraz babcia. Jej małżeństwo nie jest burzliwe, ale można rzecz zgrane, spokojne i ustabilizowane. Pary nie łączy już gorący i namiętny romans, seks nie bywa wybuchowy, ale oboje mają względem siebie zaufanie. Mariannie wydaje się, że jej związkowi nie grozi żadna burza i rozpad. Przecież dba o dom, męża, pierze, sprząta, gotuje, nie bywa zazdrosna i podejrzliwa ! Jednak pewnego, zwyczajnego popołudnia, gdy szykuje placki ziemniaczane dla współmałżonka, spada na nią grom z jasnego nieba. Mirek po przyjściu ze szpitalnego dyżuru oznajmia, że jest nieszczęśliwy u boku żony i od niej odchodzi. Ta decyzja wywołuje szok u pani redaktor. „Jak to? Dlaczego ? Co złego zrobiłam ?” - po głowie Marianny krąży tysiące myśli, a z oczu lecą łzy. „ Z pewnością ma jakąś kochankę...".

Przez trudny okres pogodzenia się z rozpadem wieloletniego związku i rozwodem pomaga jej przejść przyjaciółka Agata, która jest profesjonalną terapeutką. Mania może liczyć też na rodzinę – ojczyma i przyszywanego wujka. Mimo życzliwych bliskich osób, Roszkowska długo dochodzi do siebie. Ciężko jej zrozumieć, dlaczego stabilny związek rozpadł się w pył w ciągu jednej chwili i stał się historią. Taka sytuacja wymaga ułożenia sobie życia na nowo, przewartościowania pewnych istotnych spraw i stanięcia na powrót na nogi.
Życie jednak bywa często takie, że gdy coś lub kogoś nam zabiera, daje równocześnie coś innego w zamian. Pewna trudna i bolesna sytuacja splata dość luźnie do tej pory więzy między Marianną a jej przyrodnią siostrą Lilką, córką jej biologicznego ojca. Do tej pory obie nie darzyły się zbytnią sympatią i siostrzanymi uczuciami, ale pewne fakty powodują, że ich wzajemne relacje stają się bardzo, bardzo bliskie i ocieplają się ...
„Lilka” to wspaniałe, babskie czytadło, które moim zdaniem ma szansę stać się książkowym hitem. Nie jest to jednak lektura tak relaksująca jak cykl mazurski. O wiele więcej w niej emocji i wzruszeń, o wiele więcej smutku i refleksji nas życiem, przemijaniem i sensem wszystkiego, co spotyka nas dzień po dniu. Owszem, Kalicińska wykorzystała pewien schemat charakterystyczny dla jej powieści – bohaterka to znów osoba dojrzała, inteligentna i mądra, nieco szalona i odważna, którą poznajemy na życiowym zakręcie. Mania, podobnie jak Małgosia czy Wiesiek,jest postacią połamaną przez życie, boleśnie doświadczoną i zszokowaną zachowaniem męża. Musi wziąć się w garść i na nowo ustawić żagle swego jachtu, by dalej płynąć po oceanie zwanym życie. Gdy nieco dojdzie do siebie, dokona zaskakujących podsumowań. Rozczulanie się nad sobą i własnym życiem przerywa jej choroba siostry. Paskudna diagnoza okazuje się lekiem na uleczenie chłodnych relacji i powoduje narodziny siostrzanych uczuć. Cóż za chichot losu ! Tak to czasem bywa – zło wyzwala dobro.

Nie sposób czytać “Lilki” bez wzruszenia i emocji. To piękna, choć bardzo smutna historia. Pod koniec powieści nie mogłam pohamować łez i płakałam jak bóbr. Szukałam odpowiedzi dlaczego los bywa czasem tak bardzo okrutny. Ale to pytanie retoryczne...

Największe atuty powieści to naprawdę ciekawie pomyślana fabuła i niezwykłe kreacje Mani i jej siostry. Napisana potocznym i prostym językiem książka ma i mały minusik. To użyte wulgaryzmy, które mnie osobiście rażą i uważam ich wykorzystanie za niepotrzebne.
„Lilka” to powieść o miłości i zauroczeniach, o sile rodzinnych więzów (niekoniecznie tych biologicznych, bo czasem te emocjonalne, bez cienia pokrewieństwa bywają o wiele mocniejsze). To książka która chwilami śmieszy, bawi i relaksuje, a momentami zmusza do płaczu. Ale właśnie takie bywa życie pełne łez i uśmiechu. Najnowsza powieść Kalicińskiej to także lektura o tym, co w życiu bywa najważniejsze i bezcenne, a o czym dopiero w obliczu choroby sobie uświadamiamy. Polecam ją nie tylko fanom Małgorzaty Kalicińskiej. Nie obawiajcie się banalnej i cukierkowej historii – w „Lilce“ jej nie znajdziecie.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Zysk i S-ka.

niedziela, 13 maja 2012

Aleksandra Seghi "Słodkie pieczone kasztany"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania marzec 2012
stron 240
ISBN 978-83-7799-633-1

Smaki toskańskiego życia

Od kilku lat Toskania stała się bardzo modnym miejscem, chętnie odwiedzanym przez turystów z całego świata. Przybysze z różnych krajów podziwiają piękno uroczego krajobrazu, rozkoszują się wspaniałym klimatem, słońcem i toskańską kuchnią. Wielu wraca do uroczego zakątka Italii jeszcze nie raz, a niektórzy nawet się tu osiedlają. Osobiście w Toskanii jeszcze nie byłam, ale zajrzałam tam wielokrotnie, czytając książki, których autorzy wychwalają piękno i czar tego miejsca. No i nie pozostałam obojętna na jego magię i urok. Z przyjemnością sięgam po każdą nową pozycję na rynku księgarskim, związaną z tym regionem.
Książka Aleksandry Seghi jest wyjątkowa. Jej autorką jest Polką, absolwentką filologii włoskiej, która Włochy odwiedzała w latach 90-tych, z autokarowymi wycieczkami i uczestniczyła również w kursie językowym, w ojczyźnie Petrarki. Od ponad 10 lat autorka „Smaków Italii” mieszka na stałe w niedużym toskańskim miasteczku Pistoi. Tu wyszła za mąż, pracuje i wychowuje córeczkę Julię. Pani Ola w ojczyźnie męża czuje się jak ryba w wodzie. Doskonale się tu zaaklimatyzowała i zaraziła „toskańskim bakcylem”. Nim również stara się zarazić czytelników swojej książki, która nie jest ani przewodnikiem( mimo że jest poświęcona pewnemu miejscu na ziemskim globie) ani książką kucharską (choć zawiera wiele ciekawych przepisów).
„Słodkie pieczone kasztany” to piękna i barwna opowieść o wyjątkowej krainie, która jest niepowtarzalna i jedyna nie tylko we Włoszech, ale i na całym świecie. To lektura niezwykle starannie wydana, autentyczna i szczera relacja o toskańskim zwyczajnym życiu, które jest w tym miejscu wyjątkowe. Jeśli myślicie, że pani Ola ma uroczy dom na jednym ze wzgórz i winnicę bądź farmę oliwną to się mylicie. Autorka wraz z mężem mieszka w zwyczajnym blokowym mieszkaniu, pracuje w radio i przekazuje lokalne wiadomości dla Polaków. Z włoską rodziną męża żyje za pan brat. Zyskała akceptację teściowej – co w tamtej kulturze jest niezwykle ważne. Toskańczycy są bowiem bardzo rodzinni, gościnni i otwarci. To zachwyca naszą krajankę, podobnie jak różnego rodzaju festyny, święta regionalne, targi i imprezy. Walorem tej krainy jest nie tylko piękno geograficzne, ale i bogata przeszłość, kultura i tradycja. Niektóre z nich kultywowane są do dziś aż od średniowiecza. Czytając książkę, dzięki relacjom autorki znajdziemy się na święcie patrona niewielkiego toskańskiego miasteczka, odkryjemy uroki karnawału. Zajrzymy do wielu niewielkich miasteczek szczycących się ciekawą architekturą, zabytkami i romantycznymi piazzami oraz zamkami. Zajrzymy do uroczych niewielkich restauracji i kawiarń. Pani Ola przybliża też swoim czytelnikom regionalną kuchnię, która mimo, iż słynie na całym świecie z olbrzymiej ilości przysmaków, jest złożona z prostych dań, których wykonanie nie jest skomplikowane i wykorzystuje sezonowe regionalne dary natury jak karczochy, kasztany czy oliwki. Licznie zawarte przepisy nie są wyszukanie i kilka z nich zamierzam wypróbować.
Uległam magii relacji pani Seghi. Zaczytałam się w tej autentycznej i bardzo ciekawej opowieści, pełnej osobistych doświadczeń i relacji. Lekturę pochłonęłam w kilka godzin i nabrałam jeszcze większej ochoty do spędzenia tam wakacji. Chciałbym skosztować pysznych makaronów i ciast, odkryć piękne ogrody i parki przyrodnicze, z których słynie ten region. Nazbierać dorodnych prawdziwków, a może i znaleźć truflę ?
W Toskanii nie sposób się nudzić. Wśród olbrzymiej gamy atrakcji każdy znajdzie coś interesującego dla siebie. Nie wierzycie ? Bierzcie książkę do ręki i sami sprawdźcie !
Jestem pewna, że przyznacie mi rację.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydanictwu Świat Książki.

piątek, 11 maja 2012

Stosik, który bardzo cieszy

Wow ! Wizyty dwóch kurierów i pana listonosza i moje półki wzbogaciły się o cudowne nabytki. Książki, o których marzyłam mam !
A co mnie tak ucieszyło :
Leo Kessler " Operacja Leopard" od kochanego portalu IRKA
Aleksandra Seghi "Słodkie pieczone kasztany" od Lubimy Czytać - wnet ją skończę czytać
Wolf Serno "Medyczka z Bolonii" od Lubimy Czytać
Jennifer Haigh "Wiara" od Lubimy Czytać
Małgorzata Kalicińska " Lilka" od Lubimy Czytać
Camila Lackberg "Fabrykantka aniołków" od Lubimy Czytać
No po prostu piszczę z radości na takie książkowe rarytasy i ten stosik osładza mi nieobecność na Targach. Plany na sobotę - balkon, fotel, herbata miętowa (zimna świetnie gasi pragnienie) i oczywiście książka w ręce. Jeszcze u mnie świeci słonko to skorzystam, choć wczoraj tak się zaczytałam na ławce, że przypiekłam plecki i ramiona - ups nadal mnie pieką.


niedziela, 6 maja 2012

Olga Rudnicka "Cichy wielbiciel"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania kwiecień 2012
stron 440
ISBN 978-83-7839-100-5

Gdy adoracja staje się koszmarem.

My kobiety z zasady lubimy być adorowane i uwielbiane. Cieszą nas komplementy i miłe słowa kierowane pod naszym adresem, lubimy dostawać kwiaty i czekoladki oraz listy miłosne czy sms-y pełne czułych wyznań. Tak jest na ogół, ale bywają przypadki, kiedy wielbiciel staje się prześladowcą, a każdy gest z jego strony zamiast cieszyć powoduje strach i panikę. Czym jest stalking ? Może to nie jest coś, co dotyka kobiety tylko w XXI wieku, ale rozwój techniki - masowe używanie komórek, poczty elektronicznej i internetu ułatwia "nadzór" jaki może sprawować prześladowca nad obiektem swego "uwielbienia". Coraz więcej młodych kobiet pada ofiarą stalkerów, którzy w dużym stopniu czują się bezkarni. Na szczęście ustawodawcy pracują nad zmianą przepisów, by stalking stał się czymś zagrożonym realnymi karami i sankcjami. Oby stało się to jak najszybciej.
Ofiarą maniakalnego prześladowcy staje się główna bohaterka najnowszej książki Olgi Rudnickiej - autorki mi już znanej z "Lilith " i "Natalii 5".
Julia mieszka i pracuje w Poznaniu. Ma 25 lat, skończyła studia licencjackie i wynajmuje wraz z koleżankami  mieszkanie. Spotyka się z Pawłem - ich relacje stają się coraz bliższe i oboje myślą poważnie o wspólnej przyszłości. Julia pracuje jako konsultantka w salonie sieci komórkowej. To tu wypatruje ją jej przyszły " adorator". Zaczyna się niewinnie, od śledzenia dziewczyny, która nie zdaje sobie sprawy, że jest obserwowana. Potem stalker wchodzi w posiadanie jej wizytówki i dzwoni pod jej numer telefonu. Następnie dziewczyna dostaje olbrzymi bukiet róż ................. Jej życie powoli w efekcie kolejnych zdarzeń zaczyna przeobrażać się w koszmar ............................

To już trzecia powieść Pani Oli, którą przeczytałam. I tu autorce należą się wielkie brawa. Bo każda ze znanych mi książek jest inna - każda jest napisana w odrębnym stylu - "Lilith przypomina mi klimatem doskonały horror, "Natalii 5" to książka przy której uśmiałam się do łez, a "Cichy wielbiciel" to lektura przy której udzieliła mi się atmosfera strachu i zagrożenia jaką zaczęła odczuwać Julia wskutek czego nastąpił u mnie efekt gęsiej skórki.
Brawa za podjęcie oryginalnego i trudnego tematu, który jeszcze należy do zagadnień tabu. Bo są kobiety, które się wstydzą posiadania natrętnego wielbiciela i nie informują o swoim problemie rodzinę i partnerów. Boją się, by same nie zostały oskarżone o zdradę czy prowokację.
Sama osobiście nigdy nie byłam nękana przez mężczyznę jak Julia (uff Bogu dzięki, bo ominęło mnie piekło) ale dzięki książce świetnie zrozumiałam co czuje dręczona kobieta, jak bardzo chorobliwa mania natrętnego amanta potrafi zatruć życie, utrudnić codzienne funkcjonowanie. Julia jest zwykła dziewczyną i nie stać jej na osobistą ochronę, a stalker dzień po dniu zmienia życie tej młodej kobiety w piekło. Nękanie trwa wiele miesięcy i z biegiem czasu się nasila. Julia nie może spać, ani jeść , nie może skupić się na pracy, traci poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Boi się dosłownie własnego cienia. W każdym mężczyźnie widzi swojego prześladowcę. Czuje się osaczona. Ma poczucie znalezienia się w jakiejś matni bez wyjścia. Sięga po leki uspokajające i alkohol - byle zapomnieć , byle uciec od rzeczywistości, od realnego świata, który ów tajemniczy wielbiciel całkowicie zatruł. A najgorsze jest to, że jest osamotniona w swoim problemie - stróże prawa bezradnie rozkładają ręce, a dręczyciel czuje się bezkarny.
Co czeka czytelników w trakcie czytania ? Duża, wręcz olbrzymia dawka emocji. I możliwość poznania czym tak naprawdę jest stalking. Bo może niektórym na pierwszy rzut oka problem wyda się banalny i niewarty uwagi. Niestety stalkig jest dramatem dla ofiary. Nikomu nie życzę, aby znalazł się w sytuacji podobnej jaka spotkała Julię .Dzięki lekturze wiele na temat uporczywego dręczenia zrozumiałam i gdyby nie daj Boże kogoś z bliskich i znajomych spotkała taka sytuacja wiem, jak takiej osobie pomóc, jak udzielić wsparcia i pocieszenia. Przyjacielska dłoń w takich chwilach jest bezcenna, a ofiara stalkingu pod żadnym pozorem nie może czuć się osamotniona i winna. Poczucie winy w takim wypadku może mieć tragiczne skutki.
Zachęcam do lektury tej powieści, którą czyta się nie szybko, lecz wręcz błyskawicznie. To książka nietuzinkowa i oryginalna, pełna napięcia i emocji dla której warto poświęcić kilka godzin. Oceniam ją bardzo wysoko i gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński.

piątek, 4 maja 2012

Marcia Willett "Tydzień w zimie"


Wydawnictwo Replika
data wydania marzec 2012
stron 464
ISBN 978-83-76741-63-5

Dom wśród wrzosowisk

Po prozę Marcii Wilett sięgnęłam zachęcona mnóstwem pozytywnych recenzji, jakie otrzymują książki tejże pisarki od licznego grona czytelników.Uległam urokowi po przeczytaniu zaledwie 1/3 książki „Tydzień w zimie”. Porwała mnie ciekawa fabuła, skomplikowane losy oryginalnie wykreowanych postaci i piękne opisy. Ta lektura, to kolejna z powieści, które tak bardzo lubię, powieści, których akcja rozgrywa się na prowincji. Tym razem zachwyciłam się urokami przeuroczej Kornwalii.
Maudie przez wiele lat była żoną Hektora, który poślubił ją po śmierci Hildy - swojej pierwszej żony i matki ich dwóch córek. Mimo iż charaktery obu kobiet różniły się między sobą diametralnie, to oba związki były dość udane i szczęśliwe. Hektor znalazł w Maudie partnerkę i towarzyszkę życia, ale macochy nie polubiły pasierbice. O ile Patricia z czasem pogodziła się z ponownym ożenkiem taty, o tyle Selina od samego początku ( a miała wtedy 13 lat) darła koty z Maudie. Nawet jako dorosła kobieta, żona i mama nie doszła z macochą do porozumienia i zgody. Ich konflikt znacznie pogłębił się po śmierci Hectora. Każdy ze spadkobierców otrzymał swoją część, ale Selinie nie spodobały się decyzje Maudie odnośnie tego, co przypadło jej po mężu. Wdowa odziedziczyła Moorgate – piękny domek położony w malowniczej Kornwalii, który pełnił dla rodziny funkcję letniej posiadłości, ale zmuszona względami finansowymi, postanawia go wystawić na sprzedaż. Z renty nie jest w stanie zatroszczyć się o posiadłość, w której mieszka w Devon i utrzymać Moorgate. Oba domy wymagają sporych nakładów i remontu. Za namową agenta nieruchomości, przed wystawieniem na sprzedaż Moorgate przechodzi remont i staje się uroczym miejscem do zamieszkania.
Decyzję przyszywanej babci popiera i rozumie córka Seliny, Posie. Natomiast sama Selina jest wściekła i usiłuje namówić męża do kupna Moorgate. Patrick jednak wie, że nie stać ich na tak duży wydatek. Stara się odwieźć żonę od tego pomysłu, będąc pewny, że nie kierują nią, jak ona sama deklaruje rodzinne sentymenty, a jedynie chęć zrobienia na złość Maudie.
Oferta z ogłoszeniem sprzedaży kornwalijskiego domku trafia przypadkowo w ręce śmiertelnie chorej na nowotwór Melissy, byłej prawniczki, której po bolesnej diagnozie i przerwaniu uporczywej, lecz nie dającej efektów chemioterapii, zostało zaledwie kilka miesięcy życia. Młodej kobiecie trudno żyć z takim ciężkim brzemieniem. Ale mimo to, postanawia się cieszyć każdą daną jej od losu chwilą życia. Zamieszkuje u brata - pisarza w Oxfordzie i pomaga mu w opiece nad małym synkiem.
Melissa jest przekonana do kupna tej uroczej posiadłości położonej wśród wrzosowisk. Swoim pomysłem dzieli się z bratem i postanawia pojechać obejrzeć dom osobiście. Czy stanie się on ich wspólnym domem ?
„Tydzień w zimie” to pierwsza przeczytana przeze mnie powieść Willet. Książka bardzo mi się spodobała i idealnie trafiła w mój gust, bardzo bowiem lubię sięgnąć po lekturę napisaną w sposób dopracowany i staranny. Przemyślana w najdrobniejszych szczegółach fabuła wciąga i trzyma w lekkim napięciu. Styl jest prosty i łatwy w odbiorze. Autorce świetnie udało połączyć doskonałe dialogi z niezbyt długimi, ale pięknymi opisami krajobrazów kornwalijskich. Willett zasługuje na medal za niesamowicie interesująco wykreowane postacie, z których każdą charakteryzuje wyrazisty charakter i osobowość. Maudie to urocza starsza pani o dobrym sercu, rozsądna, mądra i cierpliwa. Selina to powieściowy czarny charakter – znudzona, kapryśna żona, która uwielbia kłótnie i spory, kocha skrajne emocje, jest uparta i złośliwa. Posy to znów zagubiona nieco w życiu młoda dama, której nie łatwo wkroczyć w dorosłość i pojąć dziwne zachowanie ojca.
„Tydzień w zimie” to książka mądra i poruszająca, ucząca doceniać to, co daje nam los każdego dnia, w każdej chwili. Z kolejną przeczytaną stroną zagłębiamy się w dość skomplikowane życie jej bohaterów, poznajemy nie tylko ich obecne perypetie, ale i przeszłość, sekrety i tajemnice. To lektura o miłości i zdradzie, o sile przyjaźni, rodzinnych sporach, które rodzą niepotrzebne emocje. Spełniła moje oczekiwania i mogę ją polecić miłośnikom powieści obyczajowych z prowincją w tle. Uwierzcie, że Moorgate to naprawdę magiczne miejsce, odkryjecie to w trakcie czytania. Mnie zachwyciło na tyle, że chętnie spędziłabym tam weekend, a kto wie może i chciałabym zamieszkać na stałe...

Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Replika.

środa, 2 maja 2012

Stosik któryś z kolei


W trakcie trwania weekendowego tygodnia do mojego domku zawitały :

Gabriela Gargas "Jutra być nie może"- od Pani Renaty
Ireneusz Gębski "W cieniu Shertona" - od Autora  -recenzja już na blogu
Andrzej Gumulak " Drugie piętro" od Lubimy Czytać
Włodzierz Dajcz " Odłamki czasu" od WFW
Serdecznie dziękuję !

Robyn Carr "Ulotne chwile szczęścia"

Wydawnictwo Mira
data wydania kwiecień 2012
stron 332
ISBN 978-83-238-7155-2

A życie toczy się dalej ........

Robym Carr to doskonale znana czytelniczkom autorka romansów. Jej najnowsza książki nosi tytuł "Ulotne chwile szczęścia". Pisarka po raz kolejny zaprasza nas do uroczej, malutkiej miejscowości Virgin River położonej wśród pięknych krajobrazów z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Tu po śmierci męża zamieszkuje w domu ojca Vanessa Rutledge. Ta młoda kobieta przeżywa bardzo trudne chwile. Będąc w siódmym miesiącu ciąży dowiaduje się, że jej ukochany mąż ginie w Bagdadzie w wyniku wybuchu bomby. Ten cios jest dla niej niezwykle bolesny. Musi się jakoś z niego otrząsnąć, bo za dwa miesiące czeka ją poród i opieka nad synkiem. Na szczęście ma przy sobie Paula, najlepszego przyjaciela jej zmarłego męża, który już od dawna podkochuje się w Vanni. To na jego ramieniu wypłakuje się w żałobie i to on jest obecny przy narodzinach małego Matta. Para coraz bardziej zbliża się do siebie. Oboje odkrywają, że powoli zakochują się w sobie. Tylko na drodze ich szczęściu staje pewne niefortunne zdarzenie. Przyjaciółka Paula Terii po przypadkowo spędzonej z nim nocy zachodzi w ciążę i próbuje wymusić na nim zawarcie małżeństwa. A teściowa Vanni swata ją z pewnym przystojnym lekarzem Cameronem............
Jak dalej potoczą się losy uczuć tych postaci nie zdradzę. Po prostu zajrzyjcie do książki. Mnie czytało się ją bardzo przyjemnie. Owszem to lektura o miłości, ale jej treść nie jest zbytnio   przesłodzona. To lekka i ciekawa powieść o zwyczajnych ludziach, którzy marzą o szczęściu i znalezieniu swojej drugiej połowy. Jej akcja rozgrywa się w małej osadzie, gdzie wszyscy się znają i zbytnio nie ma miejsca na anonimowość. Ale ta powieść ma przez to taki bardzo ciepły klimat i potrafi zauroczyć. Książkę czytało mi się dość szybko i przyjemnie. Polubiłam Vanessę. Polubiłam jej przyjaciół i sąsiadów. Lektura wzrusza i zaciekawia. Nie jest to powieść o skomplikowanej fabule, ale idealnie czyta się ją dla relaksu i odprężenia. Miło spędziłam upalne popołudnie na balkonie z książką Carr i śmiało mogę ją nazwać dobrym czytadłem.
Jeśli macie ochotę drogie Panie na książkowy relaks to śmiało sięgnijcie po "Ulotne chwile szczęścia". To prawda szczęście w życiu jest ulotne i trzeba umieć docenić chwile, kiedy ono nam towarzyszy. Atutem książki jest też śliczna, wiosenna okładka. Miło na nią popatrzeć.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Pani Monice z Wydanictwa Mira/Harlequin.