sobota, 28 marca 2015

Izabella Frączyk "Siostra mojej siostry"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 352
ISBN 978-83-7961-182-9

Raz na wozie a raz pod nim

W życiu jest dokładnie tak, jak w dobrze znanym przysłowiu - raz szczęście nam sprzyja, raz mamy pecha. I z tym trzeba nauczyć się żyć. Trzeba mimo wszystko z uśmiechem i dystansem podchodzić do codzienności, nie tracić nadziei na lepsze jutro i rozchmurzenie prywatnego nieba. Osobą stosującą praktycznie taką filozofię jest główna bohaterka najnowszej powieści Izabelli Frączyk, którą właśnie skończyłam czytać. Książka okazała się miłą lekturą, idealną propozycją ku pokrzepieniu kobiecych serc. Powieścią naładowaną pozytywną energią, dobrymi fluidami, nadzieją na to, że nawet jak jest źle, to wkrótce będzie lepiej. Książkę przeczytałam w kilka godzin i idealnie wpasowała się klimatem w nadchodzącą coraz mocniej wiosnę. Świetnie się zrelaksowałam, odpoczęłam z lekturą w ręce i nabrałam chęci na podejmowanie nowych wyzwań. Hanka swoim postępowaniem mnie zmotywowała, by iść przez życie z głową uniesiona do góry nawet jak wiatr przeciwności wieje w oczy.
Kim jest owa Hanka? 
Kobietą mieszkającą na bieszczadzkiej prowincji w starej chatce nieopodal zalewu (domyślam się, że Soliny). Więc nasza Hania sobie tu mieszka, skromnie żyje, ledwo co wiąże koniec z końcem, oszczędza na czym może. Gdy ją poznajemy jest paskudne deszczowe lato. Pada non stop, turystów jak na lekarstwo, a Hania prowadzi małą gastronomię i wskutek złej aury nie zarabia. Jej życie zmienia się w jednej chwili. Zwyczajna dziewczyna z prowincji, owoc romansu jej matki i żonatego mężczyzny z wielkiego miasta dowiaduje się że ma siostrę. Przyrodnią, ale zawsze! I jest ona nie byle kim! Znaną celebrytką z telewizji. A więc mimo, że łączą je więzy krwi obie panie żyją w dwóch różnych światach, mają odmienne charaktery i podejście do życia. Wskutek wielu zdarzeń, a nie będę ich zdradzała, poczytacie, Hania przeprowadza się do stolicy...
Na tym zakończę wprowadzanie Was w fabułę, a skupię się na moich wrażeniach. Są jak najbardziej pozytywne. Książkę czytało mi się lekko i przyjemnie. Była nieco nieprzewidywalna, a zakończenie okazało się bardzo trafne, choć zaskoczyło mnie. Akcja powieści dzieje się pomiędzy bieszczadzką głuszą a wielkomiejską dżunglą. Pomiędzy prowincjonalnym światkiem a światem celebrytów i vipów z telewizji. Czytając mamy okazję poznać obie rzeczywistości. Świat afer, skandali, zdrad i romansów rodem z plotkarskich portali i zapadłą prowincję, gdzie mieszkają jednak o wiele życzliwsi ludzie. Fabuła jest wartka, chwilami zabawna. Perypetie sióstr są dość zawiłe, a każda ma ciekawy charakter. Są niczym ogień i woda. Lektura przez to bywa zabawna, ale chwilami poczułam delikatną schematyczność. Nie wpłynęło to jednak na przyjemność czytania. "Siostra mojej siostry" to powieść o siostrzanych relacjach, o miłości, o współczesnym świecie ludzi pędzących po szczeblach kariery i biorących udział w wyścigu po popularność.

Tę książkę polecam tym czytelniczkom, które pragną relaksu i odpoczynku, które chcą ochłonąć od codziennych obowiązków i szarej rzeczywistości. Z tą powieścią na pewno miło spędzicie czas na parkowej ławce czy działkowym leżaku. Dobre babskie czytadło idealne na wiosnę.

Timothee De Fombelle "Tobi. Życie w zawieszeniu"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania 2015 - wydanie II
stron 368
ISBN 978-83-240-3311-9

W drzewnym świcie Tobiego

Media grzmią, że Polacy czytają zbyt mało. Zewsząd słychać głosy, że nasza młodzież stroni od książek. Cóż, niestety tak jest. Myśląc, co jest tego przyczyną szybko nasunął mi się wniosek, że nastolatki często patrzą na świat książek przez pryzmat szkolnych lektur. Pewnie nie wypada dyskutować nad ich listą mnie, skromnej blogerce, ale jest ona jaka jest i niestety! - wieje z niej nudą. Co zatem można zrobić, by osoby w wieku szkolnym miały więcej książek w ręce? Trzeba im je podsuwać! Podawać te, które okażą się dla nich ciekawe i porywające. Mniej klasyki, a więcej literatury, która im się spodoba. Tak jak Harry Potter, który okazał się światowym hitem. Pisząc ten blog chcę również rekomendować warte uwagi książki dla tej grupy wiekowej. Zatem dziś coś extra dla młodzieży. Książka warta poznania i przeczytania nie tylko dla nastolatków, ale głównie dla nich. 
Powieść francuskiego pisarza i autora sztuk teatralnych dotąd mi nie znanego. Książka, która mnie oczarowała i porwała w wir przygód głównego bohatera.
A kto nim jest? Ma na imię Tobi. Jest nastolatkiem, który liczy tylko półtora milimetra wzrostu i mieszka sobie na drzewie. Drzewo jest jego całym światem. Tobi i jego rodzina, przyjaciele i znajomi oraz inni mieszkańcy tego świata mieszkają w dziuplach i szczelinach. Ich świat jest bardzo oryginalny. Bo wyobraźcie sobie rzeczywistość, w której zamiast samochodów jeździ się na mrówkach, zamiast krów czy koni hoduje się chrząszcze, a śmiertelnymi wrogami są pająki, biedronki i ważki! W owym świecie jest oczywiście i dobro i zło. To drugie reprezentuje niejaki Jo Mitch który stoi na czele własnej bandy. To z nią i nim przychodzi zmagać się Tobiemu, który musi wykonać ważne zadanie. Oswobodzić porwanych rodziców. Sam przeciw wielu musi działać szybko, skutecznie i pomysłowo by jego misja mogła zakończyć się sukcesem. Czekają go trudne i niebezpieczne chwile, masa przygód i ciekawe spotkania. A wszystko to na kartach wspaniałej powieści przygodowej, której w tym roku ukazało się drugie wydanie.

Lektura charakteryzuje się wartką, dynamiczną akcją. Pokazuje świat który tylko pozornie wygląda jak z bajki. W nim już nie jest bajkowo. Toczy się twarda gra, ma miejsce walka dobra ze złem. Są białe i czarne charaktery. To książka bardzo dojrzała, mądra i gloryfikująca takie wartości jak przyjaźń, pomoc, solidarność, lojalność. To lektura podkreślająca rodzinne więzi.
Od samego początku polubiłam jej sympatycznego bohatera, który dzielnie radzi sobie z przeciwnościami losu, walczy o swoje słuszne racje. Wiele razy bywa w sporych opałach. Jest postacią, której z łatwością się kibicuje. A sama lektura to książka tylko z pozoru dla starszych dzieci i młodzieży. Warto się w nią zagłębić i prześledzić jej treść. Nie jest ona dziecinna, a o powieści można stwierdzić, że ma w sobie drugie dno, że uświadamia co w życiu ważne i istotne. O co warto walczyć, troszczyć się i co warto pielęgnować. Czytałam z zachwytem, z rumieńcami emocji na twarzy. Przyjemnie było zagłębić się w książkę piękną, ale i wspaniale wydaną. Trudno odmówić Wydawcy staranności, zachwycają też oryginalne ilustracje.
Reasumując doskonała powieść przygodowa. Warta poznania. A ja już czytam kontynuację tej powieści czyli książkę "Tobi. Oczy Eliszy". Jej recenzja już niebawem.

piątek, 27 marca 2015

Pachnie mi gruszką i czekoladą czyli post zapachowy

Cześć! 
Dziś po raz kolejny podzielę się z Wami opinią o produkcie zapachowym. Poznacie moje wrażenia z testu czwartego już zapachu odświeżacza powietrza w formie dyfuzora. Tym razem jest dodany do niego cieszący oko gadżet w postaci filcowych ozdób na patyczki z filcu w kształcie motyli i kwiatków. Na pierwszy rzut oka kapitalnie to wygląda. Tak świeżo i wiosennie, jakby ta kompozycja nie była martwa a żyła. 
Dyfuzory to produkty, które pachną długo i wspaniale wkomponowują się w otoczenie. Pasują i na biurko i na półkę, i na meble. Są subtelne i delikatne. I dają efekt trwały, ale nie zbyt bardzo intensywny, że aż noś wykręca. One pachną jakby były w tle, a aromat jest stale obecny w powietrzu.
Tym razem pachnie u mnie smakowicie. Aromat łączy w sobie moc zapachu gruszki i gorzkiej czekolady. Pobudza nie tylko zmysły powonienia, ale i smaku. Więc jeśli planujecie dietę, to musicie uważać. Bo szczerze przyznaję, że podczas testowania tego produktu ma się większą ochotę na czekoladę. Ale z drugiej strony wiosna sprzyja spacerom i ruchowi na świeżym powietrzu, więc kalorie powinny się spalić. 
Ten zapach jest oryginalny, nietypowy, do tej pory nigdzie się z takim aromatem nie spotkałam. Pasuje do pokoju dziennego, biura, do kuchni. Taka forma produktu zapachowego jak dyfuzor sprawdziła się u mnie już nie raz. I tak jest tym razem. Pachnie już ponad dwa tygodnie, a w pojemniku zostało jeszcze sporo z 50 ml. Zatem spokojnie wystarczy na 6-7 tygodni. Im cieplej w pomieszczeniu, tym intensywniej czuć aromat. 
Wraz z filcowymi ozdobami produkt doskonale wpasuje się w wiosenny wystrój mieszkania i świetnie połączy z wielkanocnymi dekoracjami stołu. 
Wypada mi zachęcić do jego kupna. Oprócz tej kompozycji macie jeszcze do dyspozycji zapachy:
Mandarynka z Bazylią, 
Jaśmin i Drzewo Sandałowe.

środa, 25 marca 2015

Charlotte Bronte "Sekret"


Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 192
ISBN 978-83-7779-213-1

W fantastycznej krainie niczym z bajki

Tak to zwykle bywa, że prawie każdy pisarz zaczyna od pisania do tzw. szuflady. Po jakimś czasie gdy osiągnie sukces, gdy stanie się sławny bywa, że światło dzienne widzą jego młodzieńcze utwory pisane wiele lat przed tym właściwym debiutem. Czytelnicy znający jakąś osobę z powieści x czy y mają szansę poznać utwory, które stanowią początek czyjejś literackiej drogi. 
W moje ręce trafiła książka pod intrygującym tytułem "Sekret" pióra Pani Bronte. Składają się na nią cztery utwory, które w zasadzie nie zostały stworzone z myślą o wydaniu. W nich opisany jest świat powstały w wyobraźni Autorki i jej brata Branwella. Rodzeństwo w dzieciństwie jak widać miało bardzo bujną wyobraźnię, doskonałe pomysły, które później zaowocowały w postaci doskonałego zmysłu kreowania świetnych fabuł powieści. A zatem jeśli ktoś sięgnie po tę publikację wkroczy do świata wykreowanego w młodzieńczej wyobraźni, a konkretnie do fantastycznej krainy zwanej Angrią. To tu rozgrywają się sceny czterech opowiadań, które wykreowała nastoletnia dziewczyna późniejsza sława literatury. 
Od pierwszego chwili daje się odczuć, że napisała je osoba mająca może jeszcze pewne braki w zakresie warsztatu literackiego które wymagają korekty, udoskonalenia, ale osoba, która ma talent i słowem na papierze operować świetnie potrafi. 
Z zamieszczonych utworów najbardziej przypadło mi do gustu pierwsze opowiadanie. Bardzo mnie wciągnęło i zaciekawiło. Opowiada o sekrecie, rodzinnych tajemnicach pewnej uroczej markizy, która jak na owe czasy w jakich przyszło jej żyć jest kobietą bardzo odważną. Burzy, by dotrzymać słowa. Nie chcę nic z treści krótkiego utworu zdradzać, ale poczułam dreszczyk emocji na miarę sensacji. 
W tej publikacji widać jak bujna wyobraźnią dysponuje młoda Charlotte. Z książki wyłania się elegancki świat arystokracji. Są piękne kobiety, intrygujący i przystojni młodzieńcy, jest miłość i to co idzie z nią w parze - sekrety, knowania, spiski, tajemnice, intrygi. Jest sielska kraina, są piękne opisy uroczych krajobrazów. Jak mówi moja znajoma, która uwielbia klasykę - "jest na czym oko zawiesić, jest czym ucho nacieszyć". 
Inna to książka niż współczesne lektury obyczajowe, zapraszająca do innego, jakże odmiennego świata. Jej lektura daje okazję do poznania klasyki w której rozczytuje się cały glob. Zapraszam do XIX- wiecznego świata, który patrząc z początku XXI wieku wydaje się nierealny niczym z bajki, uroczy i elegancki.

wtorek, 24 marca 2015

Diane Chamberlain "Milcząca siostra"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 456
ISBN 978-83-7961-167-6

W matni rodzinnych sekretów

Jak większość czytelników ja też mam wykaz swoich ulubionych autorów. Gdy wpiszę jakieś nazwisko na tę listę oznacza to, że po książki tej osoby będę sięgała w ciemno. Bez czytania opisów, bez zastanowienia i będę oczekiwać, że się nie zawiodę, a książka mnie oczaruje. Taka metoda wyboru lektur w moim przypadku jest prawie w stu procentach skuteczna i świetnie się sprawdza. Diane Chamberlain trafiła do elitarnego grona moich ulubionych twórców już trzy lata temu. Kilka dni temu dlatego właśnie zagłębiłam się w jej najnowszych dziele objętym patronatem "Kobiety to czytają". Tytuł zasugerował mi, że będzie tajemniczo i sekretnie, że ktoś coś odkryje po latach i w życiu bohaterów te fakty sporo namieszają. 

Tak właśnie jest. Riley MacPherson wie, że jej siostra Lisa wiele lat temu popełniła samobójstwo. Po dwudziestu latach, po śmierci ojca nagle okazuje się, że to nieprawda. Że ciała Lisy nigdy nie znaleziono, a ona sama prawdopodobnie żyje. Nie ma informacji gdzie, ale powoli odkrywają się pewne fakty. Riley bardzo chciałaby poznać i odnaleźć Lisę, jej brat już nie. Jeśli sądzicie, że to już wszystkie tajemnice z tej książki to grubo się mylicie. Ona jest wprost nimi naszpikowana. Co rusz coś się komplikuje, coś wikła. A tym samym lektura staje się ogromnie ciekawa i ekscytująca. Dodam, że akcja rusza jak lawina dopiero około setnej strony. Na początku snuje się dość leniwie. Suma summarum to powieść, która ma czarodziejską moc oplątania czytelnika i wciągnięcia go w naprawdę skomplikowane życie głównych bohaterów. Fabuła tej książki mieni się niczym kalejdoskop. Coś co okazało się białe, nagle jest czarne. Zło zyskuje nagle inny wymiar i staje się w pełni zrozumiałe i wybaczalne. Dobre intencje okazują się pomysłami z piekła rodem. A czytającemu kwitną wypieki na twarzy. I nie pozostaje dodać nic innego jak słowa, że i tym razem Chamberlain napisała świetnie, stworzyła mistrzowskie dzieło dla lubiących zawiłe rodzinne zagadki.

"Milcząca siostra" to powieść pokazująca jak wielką moc ma kłamstwo, jak bardzo potrafi zmienić czyjeś życie w koszmar, w horror. A z kłamstwem tak to już jest, że jedno pociąga za sobą drugie. Kłamstwo jest niczym narkotyk. Kto raz skłamie jak Lisa, czy jej ojciec będzie to robił wielokrotnie. Czy warto kłamać? Po przeczytaniu tej książki nasuwają się przeciwstawne myśli. Można gdybać, co by było, gdyby Lisa nigdy nie ominęła prawdy! Można zakładać i stawiać hipotezy, ale będzie to konflikt racji cząstkowych. Będą zawsze argumenty za i przeciw. Czytając tę powieść prawnie non stop zdawałam sobie pytanie jak ja sama postąpiłabym na miejscu występujących postaci. Długo mnie to nurtowało, choć zwykle nie mam takich dylematów. Ba, wnioski do których dochodziłam zdumiewały mnie. Każde rozwiązanie wydawało się wadliwe. 

Chwaląc tę powieść napiszę, że jej atutami są: ciekawa fabuła, mnóstwo następujących po sobie zwrotów akcji, świetne połączenie obyczaju i sensacji. Doskonałe wykreowanie skomplikowanych sylwetek bohaterów i okraszenie lektury dreszczem emocji, którego autorka nie poskąpiła. 
Efekt to książka która zachwyca, rzuca na kolana, dostarcza emocji, emocji i jeszcze raz emocji. Nie dziwią mnie zatem wysokie oceny w rankingach czytelników, bo sama taką właśnie notę tej książce wystawiam. Sięgnijcie po nią - z pewnością Was nie zawiedzie.

poniedziałek, 23 marca 2015

Wioletta Sawicka "Wyjdziesz za mnie, kotku?"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 528
ISBN 978-83-7839-773-1

Miłość to nie taka prosta sprawa

Zakochać się jest łatwo. Ot wystarczy chwila, jeden celny strzał Amora i jesteśmy ugotowani. Być z kimś w długotrwałym związku, przeżywać dni i te dobre i te gorsze, złożyć komuś przysięgę przed ołtarzem to już całkiem inne wyzwanie. To już trudna sztuka, świetna szkoła kompromisu, akademia cierpliwości. Bycie drugą połową wymaga sporego wysiłku i zmiany światopoglądu z "ja" na "my". Oddanie komuś swojej wolności bywa bardzo trudne. Bo nawet gdy, to się zdarzy to może pojawić się po krótkim czasie bunt i sprzeciw.  Próba ucieczki od ukochanej osoby.
Anna - bohaterka książki Wioletty Sawickiej - jest młodą i zdolną kobietą, absolwentką anglistyki i dziennikarką radiową. Kocha Patryka i jest z nim w wolnym związku. Partner Anny jest tradycjonalistą, człowiekiem nieco zaborczym i apodyktycznym. Marzy o tradycyjnej stabilizacji, domu, żonie, która poświęca się tylko rodzinie, dzieciach. Uważa, iż sam jest w stanie zarobić na familię jako wzięty chirurg, a jego połowica nie musi udzielać się zawodowo. Anna jednak nie jest potulną owieczką i ma inne zdanie. Rodzą się konflikty, sprzeczki, drobne kłótnie. Anna chce większego marginesu wolności, chce sama po części decydować o sobie. Patryk się oświadcza, ale nie zostaje przyjęty. Para omal się nie rozstaje, ale czy w takiej sytuacji to nie jest najlepsze wyjście? Czy tak odmienne charaktery trafią wreszcie przed oblicze kapłana i powiedzą sakramentalne "tak"? 
Jeśli macie ochotę na poznanie perypetii miłosnych dwojga kochających a zarazem czubiących się ludzi, jeśli chcecie zatopić się w doskonałej powieści obyczajowej, jeśli pragniecie przeczytać babskie czytadło na najwyższym poziomie to zachęcam do lektury właśnie tej książki. 
Gwarantuję, że czeka Was kilka godzin czytania o miłości, ale nie będzie to powieść słodziutka, polukrowana, mdła i bez charakteru. 
Może tytuł jest utrzymamy w takim właśnie stylu słodkiego romansidła, ale fabuła już nie. Okładka pasuje do infantylnej i przewidywalnej treści, ale tego tu nie znajdziecie. Co zatem prezentuje ta powieść? To bardzo mądra, lekko napisana historia dojrzewania kobiety i mężczyzny do roli odpowiedzialnego partnera. To powieść o wewnętrznej przemianie, o nauce życiowej mądrości. Bo nikt nie jest lepszym nauczycielem niż życie, które zwykle nie rozpieszcza tylko rzuca kłody pod nogi, które stawia różne przeszkody, które wymaga czasami więcej niż nam się wydaje że możemy zdziałać. 
Anna jest zdolna i wykształcona, ale w jej wnętrzu na początku lektury drzemie słodka, mała dziewczynka, nieco rozkapryszona, nieco infantylna, nieco zbyt zapatrzona w czubek własnego noska. Pobyt poza Polską, praca w Szwecji, mieszkanie u koleżanki, która ma liczną i tradycyjną rodzinę uświadamia naszej bohaterce co ważne. Gdy już wie, czego chce spada na nią lawina niespodzianek. Dzięki niej Anna smakuje prawdziwego stadła rodzinnego. Piszę o tym, gdyż chcę podkreślić charakter tej książki, którą w zapowiedziach Wydawcy pominęłam. I zrobiłam błąd oceniając tę powieść zbyt pochopnie po okładce i tytule. Lektura okazała się wyśmienita, pochłonęłam ją w dwa dni, które spędziłam z nosem w książce prawie non stop i myślami w książce  już bez przerw. Wielką frajdę sprawiło mi czytanie o przeistoczeniu się Anny w inną, lepszą kobietę. Tej początkowej Ani nie polubiłam. Miałam ochotę wyłożyć jej kawę na ławę o jej postępowaniu, o jej bezmyślności i głupocie. Swoją drogą pozwolę sobie tutaj na małą dygresję. Wiele współczesnych portali, mediów, gazet kreuje właśnie taki, jak piszą i mówią trendy portret kobiety. Niezależnej i ... próżnej. Tak można postępować tylko wtedy jak się jest singielką. Związek wymaga nauki sztuki kompromisu, oddania części swojej niezależności, patrzenia na świat przez pryzmat drugiej osoby. Inaczej się z kimś być tak naprawdę nie da. Inaczej można być tylko obok kogoś a nie z nim. 
"Wyjdziesz za mnie, kotku?" to lektura przy której można się odprężyć, odstresować, ale nie nudzić. Nie jest to książka płytka, pretensjonalna i przewidywalna. Dla mnie to naprawdę miłe zaskoczenie. 
To historia o miłości, o tym, że życie we dwoje bywa i łatwe i trudne. Bo z jednej strony można się na kimś oprzeć, ale z drugiej trzeba samemu czasem być podporą. Dodam również, że to debiut, który oceniam doskonale. W trakcie czytania szykujcie się na mnóstwo zwrotów akcji, na szereg niespodzianek, na intrygi, romanse i zdrady. Nie zabraknie emocji, uczuć, ludzkich błędów, porażek i sukcesów. Jeśli spodoba się Wam się ta powieść, o czym jestem w pełni przekonana, to jest możliwość kolejnego spotkania z poznanymi bohaterami w najnowszej książce Pani Wioletty, która jest kontynuacją tej publikacji. Jej tytuł to "Będzie dobrze, kotku". Ta książka w formie elektronicznej drzemie już w moim czytniku. Niedługo ją również przeczytam i podzielę się z Wami moją opinią.

niedziela, 22 marca 2015

Łucja Gorzkiewicz "Perełka"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015 - premiera wkrótce
stron 28
ISBN 978-83-7942-632-4
W bajkowym klimacie dzieciństwa
W bajkowym klimacie dzieciństwa zawsze się odnajdę. Nie ma znaczenia ile będę miała wiosen. I zawsze z łezką w oku będę wspominać bajki czytane mi w pierwszych latach życia, kiedy jeszcze sama nie potrafiłam zagłębiać się w lekturze, bo nie znałam liter. Jedno z tego czasu utkwiło mi w pamięci - zawsze dobierano mi lektury pogodne, w których nie było zbyt wiele przemocy. Był bajowy klimat - księżniczki, wróżki, czarownice, dobro zwyciężające zło. Uważam, że właśnie takie książki są najlepsze dla najmłodszych. Dzieci w takim wieku nie trzeba karmić przemocą, monstrami, potworami jak robią to niektóre kreskówki. 
Właśnie w tak przyjaznym dzieciom klimacie utrzymana jest książeczka "Perełka" autorstwa Łucji Gorzkowicz. Opowiada ona historyjkę krótką, ale bardzo ciekawą. Mała dziewczynka mieszka blisko morza. Pewnego dnia wybiera się na spacer na łąkę pełną różnokolorowych kwiatów. Chce uzbierać barwny i pachnący bukiet dla mamy. Chwile sielanki przerywa zła czarownica. Jest ona wściekła, że dziewczynka weszła na jej teren. Ze złości, jak to czarownica, wymawia zaklęcie i zamienia naszą bohaterkę w piękną perłę. Jak dalej potoczą się jej losy opowiada bajka. 
Książeczka jest ładnie wydana, ma śliczne ilustracje i bardzo oryginalny atut. Składa się z dwóch części - tekstu z ilustracjami autorstwa Agnieszki Drabik oraz kolorowanki, którą maluchy mogą pokolorować. Uważam, że to świetny pomysł. Publikacja rozwija różne zmysły dziecka oraz dba o jego zdolności manualne. Książeczka idealnie nadaje się na wieczorne czytanie przed snem. Bajeczka ma piękną treść. Niesie w sobie walory edukacyjne i poznawcze. Kształtuje wyobraźnię, rozbudza ją i rozwija. Uważam, że jeśli dziecku w najmłodszym wieku będą czytane opowiastki takie jak ta z pewnością pokocha ono świat książek i w przyszłości będzie zakochanym w lekturach czytelnikiem. Tak właśnie, bajki są doskonałą drogą do świata książek. Uważam, że czytania nie zastąpią ani kreskówki ani gry multimedialne. Zachęcam do poznania tej książeczki. Jako osobie dorosłej jej przeczytanie też sprawiło mi wielką przyjemność.

sobota, 21 marca 2015

Barbara Sęk "Miłość na szkle"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2015
stron 336
ISBN 978-83-7943-603-3

Za wszelką cenę

Główni bohaterowie książki to małżeństwo 30 +. Aneta i jej mąż są ludźmi sukcesu – mają dobre wykształcenie, ciekawą pracę, dwa samochody i własne mieszkanie na kredyt. Zwiedzili już trochę świata, nacieszyli się sobą, ustatkowali. W ich marzeniach i planach pojawiła się chęć powiększenia rodziny, pojawiło się dziecko. Rozpoczęli starania, odstawili antykoncepcję i oczekiwali na wielką radość spowodowaną pojawieniem się dwóch kreseczek na teście ciążowym. Czas mijał, a nic się nie zmieniało. Para postanowiła skorzystać z pomocy specjalistów. Wysupłali pieniądze i oczekiwali cudu. Wydawało się im, że renomowana klinika, dobrzy specjaliści są w stanie zaradzić ich problemom błyskawicznie. A jednak rzeczywistość okazała się nieco inna....
„Miłość na szkle” to książka, która opowiada o drodze do rodzicielstwa. Nie jest to książka sztampowa, nie jest to lektura z przekalkowaną fabułą, ale odważne spojrzenie na trudny i wrażliwy temat, o którym sami dotknięci problemem raczej publicznie nie debatują. Osoby borykające się z niepłodnością i bezpłodnością wolą ujawniać się na internetowych forach czy w swoim gronie. To bowiem niezręczne, by przyznawać się o swoich defektach zdrowotnych w towarzystwie przyjaciół, współpracowników czy na rodzinnej imprezie. Na przykładzie Raczyńskich możemy doświadczyć tego, co czują ludzie borykający się z problemem poczęcia dziecka. Z jednej strony są dopingowani przez grono znajomych i przyjaciół, z drugiej są przepytywani przez rodzinę. Presja nie łagodzi sytuacji a wręcz ją zaognia. Z każdą przeczytaną stroną związek Wojtka i jego żony się rozsypuje. Kobieta kochająca męża zamienia się w potwora ogarniętego tylko jedną myślą. Obsesją posiadania potomka. Wszystko wokół staje się nieważne. Tylko dziecko, tylko dziecko. Myśli Anety wpychają ją w obłęd. Cierpi na tym jej mąż. Cierpi, bo czuje się zaszczuty. A wyniki badań nie poprawiają mu nastroju. Wpędzają go w potworne nerwy i wyrzuty sumienia. Doprowadzają go do kłamstwa i frustracji. Jednym słowem autorka podsuwa idealną receptę na zniszczenie każdego, nawet najbardziej zgodnego małżeństwa. I w tym miejscu ta powieść zmusza do zastanowienia się na pewnymi kwestiami moralnymi. Bo z jednej strony miłość ślubuje się i w zdrowiu i chorobie, i w szczęściu i rozpaczy. Ale i nauka katolicka dopuszcza unieważnienie sakramentu w przypadku nieposiadania dzieci. Aneta o tym nie myśli, ale robi mężowi krzywdę. Obarcza go winą za problemy, których on nie ściągnął sobie sam na głowę celowo. Zmusza do akceptowania jej wyborów, do ślepego posłuszeństwa. Wojtek staje się marionetką, kukłą, pacynką, która musi tańczyć pod dyktando żony. W wielu miejscach lektury było mi Raczyńskiego potwornie żal. W trudnej próbie jego druga połowa postawiła na egoizm czym doprowadziła do smutnych efektów. Czy warto dążyć do celu, choćby najbardziej szlachetnego za wszelką cenę? Czy to moralne? Czy to w porządku wobec kochanej osoby? Czy można przeć do celu kosztem ukochanego, jego szczęścia? Czy można sobie pozwolić na taką dawkę egoizmu będąc małżonkiem?
Mnóstwo, naprawdę mnóstwo pytań rodziło się podczas czytania tej powieści. Ba, zdarzyło mi się ją kilkakrotnie odłożyć z łomotem, bo emocji było zbyt wiele. Ale natychmiast zbuntowana wracałam do lektury i w trakcie czytania głośno wyrażałam swoje komentarze co do zachowania pierwszoplanowych bohaterów.
Autorce znanej mi już z powieści „Dlaczego ja?” udało się napisać kolejną książkę fenomenalnie. Udało się mistrzowsko wejść w skórę mężczyzny, bo to właśnie on jest narratorem i oddać męski punkt widzenia trudnego problemu.
To historia pełna dramatów, łez i rozpaczy. To lektura warta poznania i nie tylko przeczytania, ale i przemyślenia. To książka, która polecam nie tylko borykającym się z problemem zostania mamą czy tatą, ale i kobietom, które mogą stanąć przed podobnym dylematem jak Aneta. Obyście postąpiły po przeczytaniu tej książki lepiej i dojrzalej.

Kolejny stosik - wiosenny

Moja biblioteczka się rozrasta. Ostatnio znów sporo jej przybyło świetnych nabytków co mnie oczywiście ogromnie cieszy. Spoglądając w zapowiedzi jeszcze wiele cudów chętnie bym przygarnęła. Póki co prezentuję to, co już mam!
Od góry:
- Izabella Frączyk "Siostra mojej siostry" od Wydawnictwa Prószyński
- Wioletta Sawicka "Wyjdziesz za mnie, kotku? od Autorki
- Tadeusz Dołęga- Mostowicz "Znachor" od Wydawnictwa MG
-  Bogna Ziembicka "Bądź przy mnie" od Lubimy Czytać
- Łucja Gorzkiewicz "Perełka" od Novae Res
- Danuta Kamizelska-Langpap "Mieć swoje miejsce na ziemi" j.w.
- Dominika Bartmann-Wojda " Dziewczynka z fortepianu" j.w.
- Janusz Sulkowski "Agent Orange" j.w.
- Zdzisław Brałkowski "Syberia. Inny świat" j.w.
- Marion Magic " Spełnienie" j.w.
- Agata Czykierda-Grabowska "Kiedy na mnie patrzysz" j.w.
- Katarzyna Enerlich " Prowincja pełna gwiazd" od MG
Dużo książek nieznanych mi autorów, dużo debiutów, ale i "sprawdzone" nazwiska. Cóż tylko czytać!

czwartek, 19 marca 2015

Gabriela Nieśpielak "Polaccy"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 128
ISBN 978-83-7942-538-9

Polaków (Polacckich) portret własny!

Jestem po lekturze książki wyjątkowej. Oryginalnej, niesztampowej, jedynej w swoim rodzaju. Książki napisanej z dużą dozą humoru, niekiedy z lekką ironią, ale i nie można jej odmówić trafionego spojrzenia na ujęty w niej temat. 
Narratorką jest młoda kobieta, która ma na imię Wanda. Zdobyła już tytuł magistra, jest absolwentką prestiżowej uczelni, ale mimo iż ma za sobą studia uniwersyteckie nadal zasila szeregi bezrobotnych i szuka zatrudnienia. Ta sytuacja trwa już pół roku, a nasza bohaterka wciąż znajduje się w życiowej próżni, na zakręcie bez widocznej przyszłości. Wanda szuka pracy podobnie jak tysiące młodych ludzi w podobnej sytuacji. Niestety to we współczesnej Polsce normalne, że dyplom prestiżowej uczelni nie jest przepustką do lepszego świata, nie daje rozwinąć skrzydeł i rozwijać się zawodowo. Zatrudnienie znajdują łatwiej ci, co mają znajomości, układy i koneksje, ci, którzy podejmują pracę poniżej swoich kwalifikacji. Mega szczęśliwcami są ci, którym udaje się zostać korposzczurem. Wanda mniej lub bardziej cierpliwie szuka, nadal mieszka ze współlokatorami - studentami lub osobami w podobnej jak ona sytuacji w wynajętym mieszkaniu. I żyje sobie z dnia na dzień a przy tym prowadzi dziennik. W nim opisuje życie swoje, swojej rodziny, znajomych i osób które spotyka. Maluje słowami Polaków współczesnych portret własny. Przedstawia realia czasów jej współczesnych w jakich teraz żyjemy. Pisze bez osłon, bez tiulu, bez upiększeń. Otwarcie i szczerze przedstawia realną rzeczywistość, która jest jaka jest. Najkrócej mówiąc nieidealna, wręcz groteskowa, śmieszna, dotykająca granic absurdu. Słowa narratorki śmiało można uznać za głos jej pokolenia. Za głos osób młodych, które kończą edukację w dobie kryzysu nie tylko ekonomicznego , ale i moralnego. Nie mają prawie żadnych perspektyw i są w sytuacji gorszej niż pokolenie ich rodziców. Zostaje im marzenie o dobrze płatnej pracy, skromne życie, ciułanie każdego grosika i jedzenie najtańszego asortymentu z promocji marketowych, jazda na gapę - a może się uda !, namiętne godziny spędzane w sieci internetowej i darmowe staże. Jednym słowem przyszłość bez kolorów. 
Dziennik Wandy jest wspaniałą lekturą dla osób chcących się pośmiać podczas czytania niczym przy oglądaniu dobrego sitcomu. Pod pierzyną humoru kryje się jednak smutna prawda o naszym kraju, o życiu ludzi współczesnych wziętym od kulis. 
Jestem pd wrażeniem pomysłu na te publikację, gratuluję Autorce dobrego warsztatowo ujęcia tematu. Doceniam też ilustracje Anny Brauntsch, które uprzyjemniają czytanie Książkę polecam bez względu na wiek i płeć. Zobaczmy w niej samych siebie. Spójrzmy w literackie lusterko, by dojrzeć jacy jesteśmy naprawdę.

środa, 18 marca 2015

Katarzyna Archimowicz "Miłość w Burzanach"


Wydawnictwo Black Publishing
data wydania 2014
stron 456
ISBN 978-83-7536-766-9

W Burzanach ( i nie tylko) kochaj mnie!

W swoim kilkudziesięcioletnim życiu przeczytałam już bardzo wiele książek z prownicją w tle. Zaczęło się od powieści Małgorzaty Kalicińskiej wchodzących w skład Mazurskiej Trylogii, a potem już poszło lawinowo. I cóż, nadal nie mam dość tego typu lektur. Rzucam się na nie łapczywie, zachłannie, czytam z wypiekami na twarzy, zanurzam się w prowincjonalnym klimacie i chłonę jego atmosferę. Mocno napawam się aurą polskich wsi i miasteczek, gdzie życie biegnie leniwie, daleko od miejskiego zgiełku, a wszyscy o innych wszystko wiedzą.
Tak też jest w Burzanach, wiosce położonej na Polesiu, do której zajrzałam, delektując się debiutancką powieścią Katarzyny Archimowicz. Tą książką jestem zachwycona z kilku powodów. W zasadzie ta powieść ma same zalety, jedynym mankamentem, który dojrzałam jest zbyt drobny druk, który męczy oczy po dłuższym czytaniu, a jest to tak świetna książka, że trudno ją zbyt często odkładać.
Bohaterka powieści - Greta Marecka ma swój azyl w Burzanach w domu wuja. Właśnie stąd pochodzi, ale mieszka i pracuje w dużym mieście. Jest bezdzietną mężatką. Jej małżeństwo nie jest niestety związkiem idealnym. Grzegorz, jej mąż bez jej wiedzy podejmuje bardzo poważną decyzję o wyjeździe na zagraniczną misję wojskową do Afganistanu. Greta jest przeciwna temu pomysłowi. Boi się rozłąki, grożących niebezpieczeństw i odradza ten wyjazd Grzegorzowi. On jednak stawia na argumenty ekonomiczne i opuszcza kraj. Greta zostaje na urlopie u wuja. W Burzanach chce odnaleźć spokój, ukoić nerwy, podjąć decyzje co dalej, poukładać swoje życie. Los jednak decyduje inaczej. Miast spokoju zsyła przystojnego mężczyznę, któremu rudowłosa kobieta na dobre zawraca w głowie. Oleg, bogaty ukraiński biznesmen postanawia ją zdobyć. Za wszelką cenę. Tylko nie bierze pod uwagę, że straci przy tym totalnie głowę...
Od pierwszych stron pokochałam tę książkę. Fabuła opiera się o klasyczny model – ona i ich dwoje – mąż i kochanek. Kogo wybrać? Ale w tej powieści jest coś więcej. Jest niesamowicie klimatyczna miejscowość, są ciekawie wykreowani drugoplanowi bohaterowie, toczy się wiejskie życie, mijają pory roku. Są cudowne miejsca jak dom Michała, księdza będącego krewnym Grety czy dwór w Ordach, który dzięki zauroczeniu mężczyzny urodą kobiety zyskuje bogatego mecenasa i dźwiga się z ruin. Autorka nie poskąpiła też opisów przepięknej poleskiej i bieszczadzkiej przyrody. Malowanie słowem pejzaży wyszło jej po mistrzowsku, rewelacyjnie, zachwycająco dzięki czemu czytelnicza wyobraźnia z łatwością odtwarza to, co uwieczniono na kartach książki.
„Miłość w Burzanach” to lektura o miłości i namiętności, zauroczeniu i porywach serca. Na czas jej czytania zabiera czytelnika w uroczy świat w którym ja sama z chęcią zamieszkałabym na zawsze. Tu wszystko jest proste, oczywiste, prostolinijne. Tu czas wolniej płynie, ale nic, nawet ta urocza kraina nie zwalnia od dokonywania trudnych życiowych decyzji. Jako debiut ta książka jest doskonała. Dopracowana, napisana estetycznym, wręcz eleganckim językiem. Ma niepowtarzalną aurę, która mnie upoiła i zaczarowała. Czytałam ją w trudnych życiowo chwilach i właśnie wtedy potrzebowałam lektury, która ukoi niespokojną duszę jak balsam. Ta powieść doskonale się w tej roli sprawdziła. Dodam jeszcze, że autorce świetnie udało się oddać klimat Bieszczad, gdzie na kilka dni wyjechała Greta. Doskonale znając te tereny przyznaję, że Pani Katarzyna odwzorowała je w książce z fotograficznymi szczegółami i bardzo realnie.
Myślę, że za jakiś czas wrócę do tej historii. Ponownie się w nią zagłębię. Wprawdzie będę już znała koleje miłosnych rozterek Grety Mareckiej, ale znów wchłonę ten świat, znów otulę się jego aurą, znów przed oczami zobaczę piękne miejsca, a nos podrażnią mi zapachy opisywanych potraw przygotowywanych przez Michała.
Wspaniała lektura nie tylko dla lubiących prowincję i miłosne historie.

Julie Cohen "Drogie maleństwo"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2014
stron 480
ISBN 978-83-7988-037-9

Raz, dwa, trzy moją mamą będziesz Ty!

Nie przepadam za Anglią i tym co angielskie. Zdecydowanie rzadziej czytam książki pisarzy z Wysp niż lektury napisane przez rodzimych autorów. Dla „Drogiego Maleństwa” musiałam jednak znaleźć czas. Opis skutecznie zachęcił mnie, bym poznała historię Claire i Bena oraz ich przyjaciółki Romily. Czasu poświęconego tej powieści zdecydowanie nie żałuję. Jestem nią poruszona, bo ta historia jest naprawdę nietuzinkowa. Julie Cohen porusza delikatne problemy, tematy niezwykle osobiste i poddaje swoich bohaterów wyjątkowo trudnym życiowym próbom.
Ben i Claire to dobrane małżeństwo z kilkuletnim stażem. Kochają się, idą przez życie ręka w rękę, ale do szczęścia brakuje im jednego. Dziecka. O tym by zostać rodzicami marzą już kilka lat. Niestety Claire ma problemy z zajściem w ciążę. Po nieskutecznych naturalnych próbach spłodzenia potomka para decyduje się na zabiegi in vitro. Kilka prób nie przynosi pozytywnego rezultatu. Wciąż mają miejsce poronienia. Po kolejnej próbie Claire jest ogromnie zrozpaczona, zmęczona i mówi dość! Nie chce już kolejnych sztucznych zapłodnień. Ma dość zawiedzionych nadziei. Ta decyzja zaskakuje jej męża, który zwierza się przyjaciółce pary Romily. Rozmowa w pubie przynosi zaskakujący finał. Kobieta od lat zakochana w sekrecie w mężu przyjaciółki podsuwa pomysł zastępczego rozwiązania. Chce urodzić tej parze dziecko, którego ojcem będzie Ben. Zgadza się w imię sekretnej miłości na bycie surogatką – zastępczą mamą, która po narodzinach zrzeknie się maleństwa. Co nią kieruje – chęć pomocy czy tląca się nadzieja, że Ben odejdzie od bezpłodnej żony i ją pokocha? Czy to rozwiązanie uszczęśliwi całą trójkę? Czy Ben i Claire na darmo przygotowali pokoik dziecinny? Dowiecie się po lekturze książki!
Scenariusz tej powieści jest oryginalny. Dwie kochające kobiety, jeden mężczyzna i mające się narodzić dziecko. Burza emocji, dylematów moralnych, trudnych wyborów. Jedno jest pewne – idealnego wyjścia tu nie ma. Los nie przewidział bowiem opcji, by para miała swoje dziecko. Ktoś będzie musiał się poświęcić, ktoś stracić. I tu nasuwa się myśl czy zastępcze rodzicielstwo jest etyczne? Czy w imię spełnienia marzeń o rodzicielstwie można pozbawić maluszka naturalnej matki? Czy swoje ciało można wynająć komuś innemu? Czy człowiek może stać się rzeczą, czyli inkubatorem, uśpić swoje uczucia, obejść emocje?
Powieść Cohen mówi też o miłości i przyjaźni. Dzieli je niekiedy bardzo niewidzialna i cienka granica. Łatwo ją przekroczyć, łatwo dać się ponieść porywom serca. Łatwo również zniszczyć czyjś związek. Czy własne uczucie, choćby najmocniejsze jest dobrą wymówką, wystarczającym usprawiedliwieniem dla takiego czynu?
„Drogie Maleństwo” to książka napisana emocjami. Niezwykle wzruszająca, niekiedy smutna. Każdy z bohaterów ma dość skomplikowaną sytuację uczuciową. Czegoś mu brakuje. Za czymś tęskni i o czymś marzy. Niekiedy te marzenia zalegają w najgłębszych pokładach duszy jakby bały się ujrzeć światło dziennie. Autorka kreśli dwa portrety kobiet – jednej marzącej do bólu o byciu mamą i drugiej, która zaszła w ciążę w drodze przypadku, wcale nie jest idealną matką i ma swoje wady. Każda z nich nie jest szczęśliwa. Jednej do szczęścia brakuje dziecka, drugiej kochanego mężczyzny. Sytuacja patowa w której nie ma idealnego rozwiązania. Lektura tej powieści niejako wymusza na czytelniku myśl jak by on sam zachował się na miejscu Claire, Bena czy Romily.
Ta książka uświadamia, że łatwo jest w życiu pobłądzić, łatwo poddać się emocjom, łatwo skrzywdzić innych. A samo życie nie bywa z zasady idealne i świat nie ma wyłącznie czarno-białych barw. Czasem trzeba w życiu wybrać mniejsze zło, ale jednak zło.
Reasumując powieść to doskonała propozycja dla miłośników pozycji obyczajowych, pełna napięcia, emocji, napisana lekko i przystępnie. Ją się nie czyta, ją się wręcz pochłania a utożsamienie z jej bohaterami ma miejsce bardzo szybko. Zakończenie do ostatniego zdania trzyma w napięciu, a każde z możliwych rozwiązań wydaje się realne.
„Drogie Maleństwo” to książka o pragnieniach, miłości, trudnych decyzjach, których podjęcie wymusza życie. Warto znaleźć czas na jej przeczytanie.

czwartek, 12 marca 2015

Oczarowały mnie babus i liczi - czyli post zapachowy


"Pełen radosnych, energetycznych zapachów, zabawny, intrygujący i efektowny – taki właśnie jest nowy produkt od Pachnącej Szafy - Odświeżacz powietrza z żelowymi kulkami.
To coś więcej niż tylko odświeżacz powietrza! To idealne połączenie zapachu, formy i koloru. Dzięki swojej ponadczasowej formie i pięknym kompozycjom zapachowym odświeżacz sprawdzi się nie tylko w łazience, ale również w salonie, kuchni czy w przedpokoju.
Projektanci Pachnącej Szafy zadbali o to, aby odświeżacz powietrza z żelowymi kulkami był nie tylko wydajny i ładnie pachniał, ale również, aby ładnie wyglądał. Od dziś nie musisz już ukrywać go na najwyższej półce, za szafką czy pralką tak jak innych tego typu produktów w nieestetycznych, topornych opakowaniach - ten jest naprawdę wyjątkowy. Oryginalny kształt pudełka wykonanego z idealnie przezroczystego tworzywa wypełnionego kolorowymi żelowymi kuleczkami może stać się intrygującym przedmiotem nadającym każdemu wnętrzu designerski charakter. "
A moja opinia o tym produkcie brzmi tak:
Coś  oryginalnego, fantastycznego, coś nowego z gamy zapachowych produktów. Jeszcze nigdy nie miałam odświeżacza powietrza w takiej formie. Kulki żelowe kuszą oko. Mają kolor przypominający morską wodę. A sam zapach? W dobie przedwiośnia, po długiej zimie, po szaro- burych dniach mnie zodiakalnej lwicy ten zapach skojarzył się z zapowiedzią lata. Mojej ulubionej pory roku. Tak, ten zapach jest bardzo letni. Kojarzy mi się z plażą niczym rodem z Karaibów, lazurem nieba, kolorem wody i bieli piasku. Opakowanie idealnie wpasowało się w moją półkę nad biurkiem. Po postępowaniu zgodnie z instrukcją tj. "
Sposób użycia i zastosowanie: Odkręć nakrętkę i usuń wkładkę zabezpieczającą. Zakręć opakowanie. Żelowe kulki znajdujące się wewnątrz opakowania dyskretnie uwalniają ukryty w nich zapach, wypełniając dom przyjemnym aromatem. Wstrząśnij, jeśli chcesz uwolnić dodatkową porcję zapachu." wyszłam z pokoju, opuściłam mieszkanie u udałam się z moją suczką Viką na spacer. Gdy wróciłam nie poznałam mieszkania. Cudnie zapachniało. Aromat rozszedł się na mieszkanie po niespełna pół godzinie. Czuć było świeżość, woń owoców, po prostu zapachniało latem. I tak produkt kosztujący niespełna 10 pln zmienił moje mieszkanie w letnią oazę grubo przed nadejściem lata. Według zapewnień producenta efekt ma się utrzymać 3-4 tygodnie. Zapach nikogo z domowników nie uczulił. Zatem w letnim klimacie polecam żelowe pachnące kulki, które możecie jeszcze nabyć w kompozycjach :
Orchidea & Magnolia
Porzeczka & Marakuja
Limonka & Hibiskus

środa, 11 marca 2015

TadeuszWodzicki "Brudna wolność"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 130
ISBN 978-83-7942-562-4

Sentymentalna podróż z posmakiem goryczki

Kilka minut temu skończyłam lekturę książki, która nie jest grubym tomem, ale która jeszcze długo będzie w mojej pamięci. To powieść obyczajowa z najnowszą historią Polski w tle, która rozgrywała się na moich oczach. Byłam mała, młoda ale patrzyłam na to co działo się na przełomie lat 70- tych i 80-tych. Główny bohater brał czynny udział w tych wydarzeniach. Na początku lat 90- tych po upadku rządu Olszewskiego wyjechał do Szwecji. Sam, bo rozpadło się jego małżeństwo. Urządził się na obczyźnie. Znalazł pracę w swoim zawodzie. Po latach wraca do Polski. Jego była żona już nie żyje. Wraca na zaproszenie ośmioletniego wnuka, którego nigdy osobiście nie poznał. Wraca na jego I Komunię Świętą. Jest to zarazem sentymentalna podróż do miejsc z młodości. 

Książka porwała mnie bez reszty. Ba, zaczęłam przeżywać dzieje bohatera jakbym sama była w jego skórze. Bardzo utożsamiłam się z Romanem. Polubiłam go i stał mi się bardzo, bardzo bliski. Wspomnienia Romana z dawnych lat chłonęłam. Odczuwałam jak on sentyment do starego. Bo wiele się podczas nieobecności Romana zmieniło. Zmieniła się Warszawa pod względem architektury, zmienił się ustrój i nastały nowe czasy. I w tym miejscu dodam, że nasz bohater je ocenia. Niestety krytycznie, bardzo krytycznie. I od razu dodaje, że nie o taką rzeczywistość walczył jako członek największego związku zawodowego jakim była kiedyś Solidarność. Nie o taki kraj walczyli jego towarzysze. Niestety ideały poszły w kąt, do śmieci. Do władzy doszli ludzie którzy walczyli o własne korzyści, a nie o idee. Oni tylko się nimi podparli niczym laską by wejść na szczyty władzy. I jest jak jest. A rzeczywistość współczesna zarówno Romanowi jak i mnie się nie podoba. Nic z haseł nie wcielono w życie. A solidarność ludzka staje się rzadkością. Bo zastąpił ją wyścig szczurów, pęd po innych oby do mety. A to co po drodze się nie liczy. Smutna prawda, ale prawda. Romana wiele we współczesnej ojczyźnie razi. Razi komercja, razi przebieg uroczystości komunijnych, razi pogoń za kasą. Razi zniszczenie byłego zakładu pracy, wzrusza los jego kolegów, którzy nie zostali docenieni. Smutna konkluzja wprowadza raczej w ponury nastrój. A miało być tak pięknie i sprawiedliwie po upadku komuny. Niestety wyszło inaczej niż w zamysłach uczestników strajku okupacyjnego, którym autor swoją książkę dedykuje. 
 
Książka bardzo mną poruszyła, skłoniła do wspomnień, do refleksji nad przyszłością Polski. Nie jest to lektura idealna do tego by się przy niej zrelaksować, ale warto znaleźć dla niej czas. Książka ma ciekawą okładkę, której projekt przypadł mi również do gustu. Na jej kartach przeczytacie o sławnych postaciach tamtych dni jak ksiądz Jerzy Popiełuszko czy Prymas Wyszyński, a i o zwykłych towarzyszach doli głównego bohatera, którzy podjęli kroki by nam żyło się lepiej. Trudno podsumować, że ich trud poszedł w dużym stopniu na marne, ale nie sposób uciekać od prawdy, że po raz kolejny nie wyciągnęliśmy wniosków ze wiktorii. Nie pierwszy to w historii już raz.

poniedziałek, 9 marca 2015

Dorota Gąsiorowska "Obietnica Łucji"

Wydawnictwo Między Słowami
data wydania 2015
stron 432
ISBN 978-83-240-2660-9

Odnaleźć prawdziwe szczęście zawsze można!

Z ręką na sercu przyznaję, że nie miałam tej powieści w planach czytelniczych. Przeczytałam ją w drodze przypadku. Dodam szczęśliwego przypadku. Bo lektura od samego początku bardzo mnie zauroczyła. Wpadłam jak śliwka w kompot. Żyłam tylko nią i potraktowałam ulgowo nawet ważne obowiązki. Wszystko po to, by czytać o losach kobiety z pewnym życiowym bagażem, która zamyka za sobą pewne drzwi. Zamyka za sobą niezbyt udane małżeństwo, rozstaje się po latach z mężem z którym już nic ją nie łączy i chce zacząć żyć od nowa. Zburzyć stary porządek i poszukać szczęścia. Tego prawdziwego, bo smak tego pozornego już poznała. Łucja dochodzi do czterdziestki. Nie ma dzieci, porzuca prowadzenie biura podróży i wraca do zawodu wyuczonego. Zostaje nauczycielką historii w małej wiosce, która ma piękną nazwę. Różany Gaj leży daleko od zgiełku miasta. Tu życie biegnie wolniej i inaczej, ale nie nudno. Łucja zamieszkuje w domku emerytowanej nauczycielki i poznaje wyjątkową dziewczynkę Anię z której mamą też się zaprzyjaźnia. Ta przyjaźń otwiera w jej życiu nową brzemienną w różne skutki kartę. 
 
Chociaż książkowy opis zdradza nieco więcej ja świadomie na temat treści umilknę. Zostawię Wam odrobinę tajemnicy i równocześnie zachęcę byście chwycili po tę lekturę bez zastanowienia. Wydawca o jej Autorce mówi "Nowa Mistrzyni literatury obyczajowej". Umieszczenie takiej opinii na okładce może być marketingowym chwytem na pierwszy rzut oka. Otóż nie! Dorota Gąsiorowska naprawdę zasługuje na takie pochwały i brawa. Udało jej się stworzyć powieść która ma wiele zalet. 
To książka odrobinę polukrowana, w której panuje dobro, a ludzie ku niemu zmierzają. To lektura z pozytywnym przekazem, która pokazuje, że warto powalczyć o szczęście, o uczucia, o miłość. Warto być dobrym, bo los odpłaca. Dobro wraca do nas niczym bumerang. 
Lektura wzrusza, chwilami nawet do łez. Opowiada historię która mogła zdarzyć się w realnym życiu. Ileż to dzieci traci zbyt szybko mamę. Ileż okrutna choroba powoduje zła. Tak los doświadcza Łucję. Po co? Otóż chyba po to, by mogła pomóc Ani przejść przez trudne chwile. 
Książka ta to lektura bardzo ciepła, rodzinna, opiewająca dobro, prawdę. Nie brak w niej odrobiny historii, tajemnic sprzed lat, romantycznych sekretów z życia osób, które już dawno temu odeszły. 
Ta powieść to historia skłaniająca do refleksji nad tym, co w życiu najważniejsze. Bardzo lubię gdy czytanie opowieści wykreowanych w głowie Autorki do tego prowadzi. Dzięki temu wiem, że czytanie coś wnosi do mojego wnętrza, ubogaca mnie i uczy. Bo w wirze życia łatwo się zapomnieć. 
Wspaniała lektura dla każdej kobiety i nie tylko. Po jej przeczytaniu czekam na kolejne książki tej Pisarki. Talentu jej pióru nie można odmówić!

niedziela, 8 marca 2015

Bolesław Dziewięcki "Z dna piekła"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 160
ISBN 978-83-7942-588-4

Obozowa rzeczywistość 

Jestem osobą, której młodość i początek edukacji przypadły na czasy PRL-u. Wtedy o II wojnie światowej mówiono więcej i inaczej niż dziś. Bardziej pamiętano o okrucieństwo Niemców niż Związku Radzieckiego. Nie chcę tego tutaj oceniać. Jako dziewczynkę na lekcjach historii uczono mnie o piekle obozów koncentracyjnych. Wiele o nich mówiono, przytaczano wspomnienia ich więźniów. Po literaturę obozową sięgnęłam bardzo wcześnie. Miałam zaledwie 12 lat, a porwałam się na lekturę naprawdę ciężkiego kalibru. Na "Pięć lat kacetu" http://lubimyczytac.pl/ksiazka/237681/piec-lat-kacetu
Książka ta zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. I po niej już wielokrotnie czytałam obozowe wspomnienia. Po co? By docenić pokój, by poznać historię, by nie zapomnieć o dla mnie anonimowych ofiarach faszystowskiego piekła. Nikt z mojej rodziny nie poznał smaku życia za drutami. Całe szczęście. Ale tym, którzy tam trafili, zginęli czy przeżyli należy się pamięć i hołd. 
Ostatnio przeczytałam kolejne zapiski obozowego więźnia. Człowieka, który przeżył piekło, który jak sam mówi trafił na jego dno. Nie jest to książka gruba, ale bogactwa treści nie można jej zarzucić.
Jak podaje okładka autor to " Bolesław Dziewięcki był żołnierzem AK, pseudonim „Koraban”. Brał udział w pierwszym zamachu na gestapowca Helmuta Kappa wraz ze swoim kolegą z seminarium Hieronimem Piaseckim, pseudonim „Zola”.
Został aresztowany 13 czerwca 1943 roku podczas akcji AK.
Bity i torturowany przez Niemców, nie wydał nikogo, choć żona i jednomiesięczna córeczka Marysia również znajdowały się w rękach gestapo.
"
Ten człowiek przeżył piekło aż 4 obozów koncentracyjnych na terenie Polski i Niemiec oraz pobyt w obozie pracy Dora. Nie raz wydawało mu się, że to już jego koniec, że nadchodzi kres życia, że dalej nie da rady być wśród żywych. A jednak doczekał wyzwolenia i wrócił do rodziny. Dwa lata wyryły jednak swoje. Ból, głód, tęsknota, choroby - towarzyszyły mu wiernie dzień po dniu. Nie raz brakło sił, nadeszło zwątpienie. Lekarstwem była pomoc współwięźniów i modlitwa. Wiara w Boga i nadzieja na lepsze jutro. Na koniec koszmaru.
Nie jest to lektura łatwa, nie czyta się ją lekko i przyjemnie. Ba, czasami trzeba przerwać by otrzeć łzy. Nie brak tragicznych momentów, współczucia i litości. Znając z lektur obozowe realia najbardziej wzruszyły mnie sceny po wyzwoleniu. Co robić? Wracać do rodziny, kraju rządzonego przez Sowietów? Zostać na Zachodzie? Opis tułaczki po wyzwoleniu był równie dramatyczny jak dni wojny. Ta publikacja, te wspomnienia to historyczny świadek. To pomnik ofiar żywych i zmarłych. To obraz piekła które ludzie ludziom zgotowali. To potrzebne światu świadectwo, aby nie wywoływać konfliktów zbrojnych, by cenić pokój na świecie.

sobota, 7 marca 2015

Wojciech Mróz "Zakopane - miasto cudów"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania wkrótce premiera 
stron 316
ISBN 978-83-7942-552-5

Co tam Panie w Zakopanem?

Felietony czytać uwielbiam. Pod jednym warunkiem. Otóż muszą być ciekawie, dobrze, interesująco i dowcipnie napisane. Musi pisać je osoba, która ma talent do pisania krótko aczkolwiek treściwie. I błyskotliwie, bo właśnie wtedy czyta się te teksty najprzyjemniej. Gdybym miała wręczyć felietonowego Nobla, Oskara, Złotą Palmę czy co tam jeszcze już wiem komu bym ją przyznała. Bez najmniejszych skrupułów i wahania. Z pełnym przekonaniem, że nagroda wędruje we właściwe ręce. Dostałby ją Wojciech Mróz mieszkający w Zakopanem dziennikarz, współzałożyciel i pierwszy redaktor naczelny "Tygodnika Podhalańskiego". Jego stały felietonista. Człowiek, który wspaniale pisze i ma wielki talent. Jest świetnym obserwatorem i doskonale to co widzi opisuje opatrując dowcipnym, trafnym komentarzem. 
Powyższy tytuł jest zbiorem felietonów, a ich tematem jest Zakopane. Góry, miasto, górale. Na pierwszym planie jest wyjątkowa miejscowość w Polsce jedyna w swoim rodzaju. Stolica sportów zimowych, Podhala, mekka turystów i narciarzy. Kurort, który wciąż zmienia swoje oblicze, który dryfuje w kierunku nowego. Stare odchodzi w przeszłość. Czy nowe jest lepsze? Odpowiedzi na pytania szukajcie w książce, która mówi o współczesnym, ale i historycznym Zakopanem. A to dwa różne oblicza. Które lepsze? Moim zdaniem to dawniejsze. Jednak zmian zatrzymać nie sposób. One się dzieją, a autor o nich wspaniale pisze. Obserwuje, podgląda, ocenia zarazem uczestnicząc w życiu miejscowości jedynej w swoim rodzaju. Teksty są okraszone ocenami, poglądami i komentarzami ich autora, który nie stracił w szalonej dzisiejszej rzeczywistości zdrowego rozsądku. Wciąż jeszcze ma dystans do paranoi, która często otacza nas w różnych dziedzinach życia. Z tekstów wyłania się turystyczna mekka, która skupia przeróżnych turystów. Jednych bawią górskie wędrówki, drugich białe szaleństwo na stokach, nie brak i takich, którzy kochają zwiedzanie Krupówek. O nich pisze Wojciech Mróz, ale i o zwyczajnych góralach, władzach miasta, sławnych osobistościach, słynnych zakopiańskich miejscach, instytucjach, zabytkach, osobliwościach. Zakopiańskie wczoraj i dziś różni się. Ja osobiście poznałam urok tego cudu w okresie PRL-u. I takie Zakopane odnalazłam w tekstach, i to współczesne komercyjnie, które zapomina o cudzie sztuki ludowej na rzecz chińskiej tandety. Autor pisze o bolączkach, wstydliwych sprawach, jak również o sukcesach zakopiańskich realiów. Nie szczędzi pochwał, ale i nagan. Krytykuje, ale i chwali. Pokazuje zakopiańskie plusy i minusy. Pokazuje pozytywy i negatywy. Pisze z dużą dozą humoru. Ma czasami bardzo ostre i drapieżne pióro, odważne. Nie brak tym felietonom ironii, nie brak celnych puent, trafnych porównań. Nie brak i refleksji bo obiekt jest wyjątkowy. Książkę czytałam na jednym wdechu. Chłonęłam jej atmosferę. Miałam wrażenie jakbym była w tym miejscu, widziała wszystko własnymi oczami. Jakby to o czym traktują felietony działo się tuż przed moim nosem. Jaki wniosek bije z lektury? Zakopane jest niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe i bardzo ... mimo wszystko kochane. I nic go nie zastąpi! 
Ta książka trafiła w moje ręce dzięki rekomendacji Kingi z bloga  http://esaczyta.blogspot.com/
Tę lekturę wypatrzyłam w jednym z Jej filmików. Jestem wdzięczna, że przeczytanie tej książki mnie nie ominęło. Bo wielu dobrych czytelniczych wrażeń i emocji bym nie doznała. Cieszę się, że jako fanka Tatr mogłam poczytać o ich stolicy. Posmakować góralskiego klimatu i garści absurdów jakie niesie życie nawet tam pod Tatrami i halami. Gorąco polecam tę publikację. Jest wyjątkowa i świetna. Gratuluję Autorowi kapitalnego pióra ! Brawo Panie Wojciechu! Jest Pan Mistrzem Felietonu.


czwartek, 5 marca 2015

Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli"


Wydawnictwo Zwierciadło
data wydania 2015
stron 296
ISBN 978-83-6477-631-1
tom drugi

Wzloty i upadki klanu Winnych

Od lat zaczytuję się w sagach rodzinnych. To właśnie one są moim ulubionym gatunkiem powieści. Po nie najchętniej sięgam. Jako ich dodatkowy atut traktuję wplatanie w fabułę wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości i które zanotowano w kronikach. Właśnie tego typu lekturą jest saga napisana przez Ałbenę Grabowską, opowiadająca o rodzie Winnych. Rodzinie, której losy mamy okazję śledzić na przełomie kilkadziesięciu lat. Niedawno na księgarskie półki trafił drugi tom tego cyklu, który obejmuje lata 1942-1968. Zatem w tle mamy II wojnę światową, lata powojenne, kształtowanie się nowej polskiej rzeczywistości, aż po wydarzenia z marca 1968 roku.
Bohaterami książki są wszyscy członkowie rodziny, ale na pierwszy plan wysuwają się postacie sióstr bliźniaczek – Mani i Ani. Obie młode kobiety w czasie działań wojennych poznają smak samotnego macierzyństwa. Mąż Mani zaginął bez śladu w wojennej zawierusze. Ania rodzi dziecko, ale i los obdarza ją przybraną córką pochodzenia żydowskiego, której kobieta ratuje życie. Rodzina Winnych w czasie II wojny światowej przeżywa to, co tysiące polskich rodzin. Winnych, jak cały polski naród, dotyka bieda, głód, strach przez śmiercią, przemoc ze strony okupanta, utrata majątku. Chwil trudnych nie brakuje, ale wśród wielu nieszczęść pojawiają się i malutkie promyki radości. Powojenna rzeczywistość też nie jest łatwa i różowa. Nowy porządek bywa czasem trudniejszy niż wojenne czasy. Pojawiają się prześladowania ze strony władzy, represje za podejmowane w czasie wojny decyzje.
Mimo wszystko Winni trwają. Rodzą się i umierają, próbują przetrwać to, co złe, kochają, ulegają namiętnościom, przeżywają wzloty i upadki, rozterki i tęsknoty. Ich dzieje są fascynujące, pełne niespodzianek i zawirowań. Dlatego ta saga ma moc narkotyku i zaczarowuje czytelnika niczym najsilniejsza używka. Lektura jest niczym czarna dziura, niesamowicie pochłania i trudno ją odłożyć nawet późną nocą, gdy zmęczenie zamyka oczy.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że autorka bardzo staranie przemyślała swoją koncepcję fabuły, dokładnie ją dopracowała nawet w najmniejszych szczegółach. Efekt tej pracy i talentu pisarskiego jest widoczny od samego początku. Nie dziwią zatem liczne pochwały i pozytywne opinie anonimowych czytelników i znanych mi blogerów na temat tej lektury. Sama przeczytałam ją migiem z niesłabnącym zachwytem, z dreszczem emocji i wielką uwagą. Czytałam szybko, chcąc jak najszybciej wiedzieć, co dalej, ale i smuciłam się, gdy zbliżał się koniec, bo zbliżało się rozstanie z lubianymi przeze mnie postaciami. Zakończenie książki jest niezwykle tajemnicze, a sama zagadka nie zostaje do końca rozwiązania. Taka sytuacja powoduje, że chciałabym by już teraz zagłębić w dalsze losy członków klanu Winnych.
Książka to mistrzostwo w kategorii sag rodzinnych. Choć czytałam ich dość sporo, ta przebija większość z nich swoją doskonałością. Nie potrafię zatem umieścić tego tomu w mojej biblioteczce na innej półce niż ta z napisem „ulubione”. Gorąco ją rekomenduję i polecam. Myślę, że lektura nie rozczaruje nikogo. Autorce gratuluję świetnego pióra i dodaję ją do grona moich ulubionych rodzimych pisarek. A Wam życzę podobnych wrażeń przy czytaniu, jakich sama doznałam.

środa, 4 marca 2015

Julia Śniarowska "Parauszek i przyjaciele"


Wydawnictwo Papilon
data wydania 2014
stron 160
ISBN 978-83-271-0065-8

Witajcie w Naszym Lesie!

W świecie bajek już zawsze będę czuła się dobrze. Bez względu na wiek, a lata lecą, zawsze chyba zostanie mi nawyk sięgania po literaturę dla dzieci. Takim tropem trafiłam na wyjątkową książeczkę dla najmłodszych, w której występują zwierzęta. Autorką opowiadań jest Julia Śniarowska, a na ich podstawie powstał serial dla maluchów emitowany na jednym z tematycznych telewizyjnych kanałów dla dzieci. Osobiście go nie oglądałam, ale po lekturze, kto wie! Bardzo przypadły mi postacie z tej bajeczki do gustu. Są nimi m.in. zajączki, wilk, lis, sroka, łoś i mają bardzo sympatyczne imiona - Benek, Łopatek, Parauszek, Usia, Fredek. Każde z nich zostało uczłowieczone, każde mieszka w Naszym Lesie, gdzie spotykają ich przeróżne przygody. Jak głosi opis na okładce - każda z postaci została stworzona, by zostać przyjaciółmi dziecka. To prawda, tak dokładnie jest. A same historyjki są bardzo ciekawie i mądrze pomyślane, drzemią w nich morały, przekazują one wartości wychowawcze, edukują, uczą i bawią. Czyta się je z przyjemnością. Każda z opowieści ma odrębny pomysł na fabułę. Z każdej płynie gloryfikacja rzeczy dobrych, pożytecznych. Książeczka świetnie nadaje się do czytania maluszkom na dobranoc jak również do nauki płynnego czytania dla starszych dzieci. Jej dodatkowym atutem są fotosy z serialu. Pochwalę Wydawcę za bardzo staranne wydanie - twardą okładkę zwiększającą żywotność bajki, elegancki papier. Tej bajce nie można się oprzeć. 
Główny bohater  to ciekawy świata zajączek Parauszek. Jest niezwykle kreatywny, ma mnóstwo pomysłów, marzeń i projektów. Wszędzie zapcha swój sympatyczny nosek. Jest on postacią bardzo sympatyczną, ma wiele pozytywnych cech charakteru. Jest przyjacielski, ma dobre serduszko. W lesie ma wielu przyjaciół z którymi przeżywa różne przygody. O nich traktuje osiem opowiadań, szkoda, że tylko tyle, bo ja chętnie bym przeczytała ich o wiele więcej. 
Książeczka gloryfikuje przyjaźń, solidarność, pomaganie innym, uczy życia w grupie, co przyda się maluchom w przedszkolu czy szkole. 
Zarówno serial jak i książka są dedykowane grupie od 2 do 6 lat. Moim zdaniem ta książeczka nie znudzi ani starsze dzieci ani dorosłych. Rozpogodzi pochmurne oblicze, nastroi pozytywnie do życia, da zastrzyk energii. Tak właśnie było u mnie, a nie ukrywając dojrzała ze mnie kobieta. Przy okazji dodam, że moim zdaniem nie tylko muzyka łagodzi obyczaje. Bajki czytane przez dorosłych też. 
Na koniec pozwolę sobie na cytat z pierwszej historyjki:
" Wie to każdy miś i zając,
że marzenia - uskrzydlają!
Kiedy marzysz, wszystkie chwile
są tęczowe jak motyle." (str.1)

wtorek, 3 marca 2015

Katarzyna Michalak " Przystań Julii"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 298
ISBN 978-83-2402-510-7
Trylogia Kwiatowa - tom III

Ciesz się szczęściem, chociaż jest ulotne!

Przystań Julii” to trzecia wydana w „Serii kwiatowej” książka Katarzyny Michalak. To prawda – Michalak pisze dużo, a przy tym ciągle na tym samym poziomie. Nie wpada w rutynę, a każda jej książka, mimo że jest napisana charakterystycznym stylem właściwym tej autorce, jest niesamowita i ekscytująca. Nie brak jej świeżości. Tak również było w przypadku tej powieści, dzięki lekturze której ponownie, po raz trzeci, spotkałam urocze mieszkanki ulicy Leśnych Dzwonków. W życiu Julii, Kamili i Małgosi zaszło wiele zmian. Każda z bohaterek przeżyła chwile szczęścia i radości, smutku i rozpaczy. Trzeba było nie lada talentu i kunsztu, by dalej w sposób ekscytujący i porywający pokierować życiem tych osób. Katarzynie Michalak udało się to naprawdę wybornie. Znów skomplikowała życie swoim dziewczynom, znów dała zaznać im słodyczy i goryczy. W tej sytuacji niezwykle prawdziwe okazało credo się występującego w tym tomie mieszkańca Bieszczad, Grzegorza Bogdańskiego: Szczęście jest ulotne, ciesz się nim, ale zrozum, że tak jak po dniu nadchodzi noc, tak po czasie dobrym przychodzi czas zły. Czas smutku i rozpaczy. Ale potem znów zaświeci słońce. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się postać Julii. Dojrzałej kobiety, która zostaje porzucona przez męża. Jej kilkunastoletnie małżeństwo kończy się brutalnie po serii zdrad, a ona sama musi opuścić dom. Nie tylko męża, ale i córkę, która wybiera życie u boku taty. Trudna i bolesna sytuacja. Dla zranionej kobiety jedyną towarzyszką staje się kotka o imieniu Beza. Na szczęście obie mają się gdzie podziać. Wprawdzie muszą wyjechać na koniec świata, tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, ale mają dach nad głową. Ich domem staje się odziedziczona po ciotce Chatka Dorotki, która znajduje się w Bogumiłej, malutkiej osadzie w Bieszczadach. Julia, przyzwyczajona do luksusu i wygody, musi diametralnie zmienić styl życia. Nauczyć się dbać o siebie, palić w piecu, żyć na odludziu i sama pracować na swoje potrzeby. Musi usamodzielnić się i zacząć wszystko od nowa. Pomoże jej w tym uroczy sąsiad, mieszkający po drugiej stronie wzgórza, a w jej życiu pojawi się także stara miłość - mężczyzna, którego Julia zraniła i porzuciła dla bogatszego. Czy uda jej się naprawić błędy młodości i odzyskać jego serce? Jeśli jesteście ciekawi, co nowego wydarzy się w życiu Gosi i Kamili, to podczas czytania tego tomu Wasza ciekawość również zostanie zaspokojona. Obie bohaterki pojawią się na kartach książki, a ich losy okażą się bardzo burzliwe. Nie zabraknie dramatycznych wyborów, mrożących krew w żyłach scen, sensacji, namiętności i miłości, łez radości i smutku. Ta powieść to niestety już ostatni tom „Trylogii kwiatowej”. Moim zdaniem jest najlepszy z wszystkich trzech. Akcja jest niezwykle wartka, pełna zawirowań i nieprzewidzianych wydarzeń. W fabule ciągle coś się dzieje, ciągle coś się komplikuje. Tym samym przy lekturze tej powieści nie ma mowy o nudzie czy nostalgii. Jest za to miejsce na wzruszenie i emocje. Tych ostatnich nie brakuje w żadnym momencie książki. „Przystań Julii” czyta się na jednym wdechu, z rumieńcami na twarzy. Zakończenie jest naprawdę sporą niespodzianką. Ta książka ma sporo atutów. Jest naprawdę dopracowana w najmniejszych szczegółach, wszystkie wątki idealnie się ze sobą splatają i komponują. Uroku dodaje jej piękna okładka. I szkoda tylko, że to już ostatnie spotkanie z mieszkankami ulicy Leśnych Dzwonków. Szkoda, że nie dowiemy się, jak potoczyło się ich życie za kilka lat. A może autorka zrobi nam w przyszłości niespodziankę i dopisze kolejny tom? Bardzo bym chciała, bo rozstawać się z dobrą, ba!, doskonałą serią jest dość trudno. Gorąco polecam i ten tom, i te poprzednie. Mogę je określić mianem literatury kobiecej na doskonałym poziomie. W zupełności na to zasłużyły.

niedziela, 1 marca 2015

Sophia Loren "Wczoraj, dziś, jutro. Moje życie"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2015
stron 406
ISBN 978-83-08-05498-7
Gwiazda kina o sobie
Od wielu lat sięgam po biografie. Ale czynię to pod jednym warunkiem. Książka musi dotyczyć osoby która mnie inspiruje, interesuje, którą podziwiam. Inaczej za nic nie sięgnę po książkę tego typu. Czytałam już sporo biografii przeróżnych osób: gwiazd kina, sportu, muzyki, pisarzy, świętych itd. Ostatnio miałam okazję dzięki uprzejmości Wydawcy jeszcze przed premierą poznać życie Sophii Loren - niekwestionowanej gwiazdy kina nie tylko włoskiego. Ba jest coś jeszcze! To autobiografia napisana przez samą aktorkę! 
Z okładki spogląda roześmiana i piękna kobieta. Jak się okazuje życie tej gwiazdy nie było zawsze szczęśliwe i beztroskie. Poznała ona smak bólu, porażki, biedy by potem z brzydkiego kaczątka stać się ikoną kina. Tak, w życiu możliwe są i takie scenariusze. Sophia pierworodna córka nie miała szczęśliwego dzieciństwa i pełnej rodziny. Matka urodziła ją w bardzo młodym wieku, ojciec nie interesował się dzieckiem. A życie było w owych latach ciężkie. Rodzina Sophii nie była bogata, w czasie wojny żyli chłodno, głodno i biednie. Przepustką do lepszego świata okazał się talent, upór i niebanalna uroda, która nie bardzo pasowała do kanonów piękna młodych lat tej kobiety. Mimo to udało się jej wejść na szczyt. Udało się osiągnąć wszystko o czym marzyła w młodości, o czym marzą podobne jej dziewczyny. 
W swojej książce Pani Loren bez ogródek opowiada  o swoim życiu. Pierwsze wrażenie jej słów - ogromna szczerość i prostota z jaką pisze. Nie czyni siebie niedostępną królową na tronie. Jest bezpośrednia do bólu. I pisze po imieniu o tym, co ją spotkało, uradowało, dotknęło. Nie upiększa, nie jest samolubna czy zapatrzona w siebie. Wydaje się być zarazem kimś wyjątkowym i kimś bardzo zwyczajnym. Od początku lektury ma się wrażenie, że aktorka chce by ludzie poznali ją taką jaka jest, bez osłonek, ozdobników czy tiuli. Bez sztuczności i fałszywego makijażu. Sophia ma odwagę stanąć w świetle słów i tą publikacją prześwietlić swoje życie. Opowiedzieć o sobie każdemu, kto sięgnie po tę książkę. I tym samym ujęła mnie niesamowicie. Sprawiła, że polubiłam ją jeszcze bardziej. Książka traktuje i o życiu prywatnym i o zawodowym. Czyta się ją na jednym wdechu. Opowiada o osobie, ale i czasach w jakich przyszło jej żyć, o kinie, o filmach w których brała udział oraz o innych, którzy wraz z nią je tworzyli. To ciepła opowieść, pełna wyjątkowych opisów, zwierzeń, wspomnień. Zaczytałam się w niej i zapatrzyłam na zawarte tam fotografie. Przeżyłam życie Sophii jeszcze raz. Napiszę tak: wspaniale podsumowane dotychczasowe życie wyjątkowej osoby. Warto poświęcić jej swój czas, nawet gdy nie jesteście zagorzałymi fanami kina sprzed lat.