czwartek, 29 sierpnia 2019

Gabriela Gargaś "Kiedyś się odnajdziemy"




Wydawnictwo Czwarta Strona
 data wydania 2019
stron 445
ISBN 978-83-6638-153-7

Miłość i młodość potrafią zadawać sercu potężne rany



Najnowsza powieść Gabrieli Gargaś to historia, która rozegrała się w ubiegłym wieku. Jej początek to niespokojny czas drugiej wojny światowej, w czasie której nie tylko niemiecki okupant mordował naród polski. Długo nie mówiło się o wydarzeniach, które rozegrały się na Wołyniu. Miały tam miejsce okrutne zbrodnie na Polakach. Tysiące straciło życie, domy, bliskich, zdrowie.
Jedną z Kresowianek, która ucierpiała, była Janka, główna bohaterka powieści „Kiedyś się odnajdziemy”. Choć jest ona postacią literacką, to stanowi zarazem symbol wielu prawdziwych Wołynianek, które przeżyły ogromną traumę. Przerażona młoda panna jest świadkiem śmierci rodziców, wygnania z rodzinnego domu. Musi oddać młodszą siostrę, by ta przeżyła, i uciec z ogarniętego zawiścią wobec polskości miejsca raz na zawsze. Te wydarzenia odciskają bolesne piętno na jej duszy. W trakcie ucieczki ratuje małą dziewczynkę, która staje się jej bliska jak siostra. Nowy dom odnajduje w stolicy, gdzie zastaje ją koniec wojny i dorosłe życie. W Warszawie musi zacząć wszystko od nowa i na nowo.
W czasie wojny Anna rozstaje się ze swoim chłopakiem, ponieważ zakochuje się bezprzytomnie w jego najlepszym koledze. Sprawdza się maksyma, że serce to nie sługa. Tadek i Anna biorą czynny udział w powstaniu warszawskim, którego wybuch na zawsze zmienia ich życie.
Po wojnie, w nowym świecie i nowych okolicznościach, losy Janki i Tadka splatają się. Młodzi, ale mocno doświadczeni przez los muszą iść dalej przez życie mimo blizn i okaleczeń. Czy odnajdą przystanek z napisem szczęście?
Gabriela Gargaś obdarowała czytelników wyjątkową, piękną książką, której fabuła spleciona jest z dwóch wątków. Łączą się one w jedną perfekcyjną całość niczym rzeka składająca się z dwóch dopływów. Treść „Kiedyś się odnajdziemy” mocno chwyta szczególnie za wrażliwe serca czytelnicze i bardzo wzrusza. Pokazuje ludzkie dramaty i tragedie, których winowajcą jest historia, zło i zawiść opanowująca dusze podatnych na nią osób.
Dwa bolesne wydarzenia z XX-wiecznej historii Polski tatuują serca głównych bohaterów i są dla nich wyjątkowym doświadczeniem, które kładzie się cieniem na ich przyszłości. Autorka bardzo czytelnie ukazuje ówczesne realia, doskonale oddaje ich klimat i wymiar. Oprócz faktów zapisanych w kronikach historycznych w tytule jest też miejsce na zwyczajne, ludzkie życie, pełne dobrych i złych chwil, pełne łez i uśmiechów, rozpaczy, przyjaźni, miłości i żałoby. Nie ma tu miejsca na sztuczne bohaterstwo, na idealizowanie rzeczywistości. Anna, Janka i Tadeusz zmuszeni przez los działają często impulsywnie i poddają się emocjom, a życie nie daje im nawet chwili na zastanowienie się, co wybrać.
Powieść, która jest pełna emocji, ma wiele atutów. Z pewnością warto podkreślić styl i język, dynamikę akcji, wartościową fabułę, klimat, który towarzyszy czytaniu. Trudno oderwać się od tego tytułu choćby na chwilę, trudno nie rozpłakać się, śledząc losy ludzi, którzy błyskawicznie podbijają nasze serca.
Gabriela Gargaś pisze odważnie i dojrzale. Z treści wyraźnie widać, że przygotowała się do pracy profesjonalnie i merytorycznie, że zna i czuje rzeczywistość, w której rozgrywa się akcja. Wykreowane postacie są wyraziste, indywidualne i pełne życia. To nie plastikowe kukły, a namacalne osoby z krwi i kości, mające ludzkie cechy, a tym samym nieidealne i pełne dylematów.
Ten tytuł czyta się z atencją i emocjami. Książka łatwo wami zawładnie i zmusi do refleksji nad sensem życia oraz nad postępowaniem zgodnie z własnym sumieniem. Jako autorka sagi Gabriela Gargaś sprawdziła się rewelacyjnie. Sięgnijcie po tę publikację i przekonajcie się sami. Naprawdę warto.


wtorek, 27 sierpnia 2019

Natasza Socha "Nie(młodość). Czy kobiecość ma termin ważności?"


Wydawnictwo Edipresse
data wydania 2019
stron 304
ISBN 978-838177-113-9

Czy kobieta z upływem wieku się przeterminowuje?

To już taka tradycja, że książki Nataszy Sochy zawsze wiele wnoszą do mojego życia. Zawsze z nich coś dobrego nabywam i czegoś się uczę. Tym razem, przy lekturze najnowszej powieści tej Autorki przyszła pora na zastanowienie się nad przemijaniem, starzeniem się, zmierzaniem ku końcowi. Z rozsądkowego punktu widzenia to naturalna kolej rzeczy. Mówią, że starość się Bogu nie udała. Nic bardziej mylnego. To człowiek tę starość sobie ukradł. Dzięki rozwojowi nauki średnią długość życia znacznie podwyższono. No ale, że nie ma rzeczy idealnych to starość okazała się totalnie nieidealna. Pełna chorób i słabości. Starzenia się i jak powiedzą niektórzy umierania na raty. Bo to nogi odmawiają posłuszeństwa, a to wzrok zawodzi, a to słuch już nie ten. I tak się tę starość spycha na dalszy plan, często do domów opieki. To miejsca, gdzie czeka się na koniec. Czasem to konieczność, czasem wygoda rodziny. Rzadko kiedy wola osoby w podeszłym wieku. Myślę, że tymi słowami nieco wprowadziłam Was w klimat książki w której młodość i starość spotykają się na parkowej ławce. No może nie tak dokładnie, ale ...

Jest ich dwie. Dwie kobiety w różnych fazach życia. Jedna ma ponad siedemdziesiąt lat i problemy z pamięcią. Wnuk, który się nią opiekuje wyjeżdża na stypendium do Londynu. Jego babcia trafia do prywatnego domu opieki. Do Hebe. (Hebe znaczy młodość). Klarysa nie jest temu chętna, ale wie, że samej będzie jej trudno. Rodzi się w niej bunt, a zarazem chęć udowodnienia światu, że to nie czas by ją zepchnąć na boczny tor. 
Marta jest po trzydziestce. Nie założyła rodziny, jest wykwalifikowaną stylistką paznokci. Gdy wyrolowuje ją wspólniczka traci firmę, oszczędności i pracę. Jest bezrobotna i szuka możliwości zarobkowania. Na pół etatu zaczepia się w sexshopie, a dzięki znajomości matki dostaje też posadę opiekunki w Hebe. 
Dwie kobiety spotykają się w jednym miejscu i świecie. 
Wszystko pozornie ich dzieli i różni. Wszystko, ale tylko na pierwszy rzut oka. Ich relacja chcąc nie chcąc tworzy most między pokoleniami...

To świetna książka napisana mądrze i z pomysłem. To tytuł, który zmusza nas do refleksji nad przemijaniem, ograniczonym trwaniem życia i prawdą, że nic nie jest nam dane na zawsze. Natasza Socha świetnie ujęła temat jesieni życia. Z jednej strony pokazała, że w osobach starszych drzemie wiele życia, z drugiej naświetliła pewne ograniczenia i walkę z ich pokonywaniem. 
To powieść, której kartki odwracają się wręcz same. Dwuosobowa narracja pokazuje dwa światy, które w końcu się przenikają - bo muszą i uzupełniają - co jest bardzo piękne i pożyteczne. Akcja lektury nie jest szybka, ale z detalami pokazuje wszelkie aspekty życia głównych bohaterek co jest tutaj bardzo ważne. Rozkoszowałam się czytaniem urzeczona trafnością pokazania dwóch różnych rzeczywistości i obalania wielu mitów, które są skostniałe i nieprawdziwe. 
Tę powieść nie sposób tylko przeczytać. Ją trzeba przeżyć, przeanalizować i przemyśleć. 
Książka ogromnie mi się spodobała. Jej czytanie zatrzymało mnie na chwilę w pędzie życie w którym można zobojętnieć na to, co najważniejsze.
Gratuluję Autorce pomysłu, publikacja jest naprawdę warta polecenia i odkrycia w hałasie życia. 
Z serca rekomenduję. 

piątek, 23 sierpnia 2019

Alexandra Christo "Pieśń Syreny"


Wydawnictwo Kobiece 
data wydania 2019
stron 420
ISBN 978-83-66338-58-6

Niech nie zwiedzie Cię syreni śpiew!

Mało na moim blogu recenzji książek z półki fantasy. To nie znaczy jednak, że ich nie lubię i nie czytam. Owszem, ostatnio mniej, ale były czasy - tuż po maturze - , że żyłam tylko powieściami z tego gatunki. Jako dziecko zaś uwielbiałam literaturę odpowiednią do mojego wieku w której roiło się od syren, które pięknie śpiewały, były urocze, dobre i sympatyczne. 
Po latach wróciłam do książki o syrenim świecie. Tym razem jednak te istoty nie były tak dobroduszne i łagodne, a wręcz przeciwnie. Miały bardzo niecne zamiary. 
Czy powrót do tego gatunku podobał mi się? Czy zachwyciła mnie powieść Alexandry Christo?
Ciekawych zaspokoję od razu. Tak!!! Książka jak najbardziej przypadła do gustu i mocno rozbudziła moją wyobraźnię. To była świetna lektura.
Co mi się podobało? Klimat i to, że moja wyobraźnia  pracowała na pełnych obrotach. Było ciekawie, barwnie i bardzo dynamicznie. 

Czy to mroczna wersja Małej Syrenki? 
Ja byłabym ostrożna z takim porównaniem, ale to naprawdę ciekawa propozycja. 
Ląd i ocean - dwa odmienne miejsca, dla różne światy.
W wodzie idealnie czują się syreny. Jedną z nich Lira, która ma siedemnaście lat i jest królową. Ma zabójcze zapędy i kolekcjonuje ludzkie serca. Serca swoich ofiar. Pewnego dnia zabija także syrenę. Za ten czyn jej matka - Królowa Mórz zamienia ją w człowieka. By znów odzyskać dawną postać i żyć wśród swoich Lira musi zabić i dostarczyć serce księcia, któremu na imię Elian. 
Elian zaś jest następcą tronu lądowego królestwa. Jego pasją jest polowanie. Elian poluje nie na ryby, nie na potwory, nie ma morskie stwory, a na syreny. Pewnego dnia płynąc by zdobyć pewien niezwykły przedmiot ratuje z morza kobietę. Nie wie kim ona jest, a mimo to przyjmuje ją na swój pokład i wtajemnicza w cel wyprawy. Jak dalej potoczą się ich losy?

Ta powieść mnie oczarowała i uświadomiła mi jak uwielbiam retellingi. W moim umyśle nastąpiło totalne zresetowanie rzeczywistości. Świat opisany w tytule całkowicie mnie pochłonął i omamił niczym śpiew syren. Okazałam się na niego całkowicie nieodporna i wsiąkłam w niego. Nagle poczułam się jego elementem, jego cząstką i chłonęłam wydarzenia z fabuły niczym realną rzeczywistość. Podobało mi się opisy, postaci, dynamika akcji, barwność tła, walka dobra ze złem. 
Choć to bajkowa przeczywistość tu nie ma wyraźnego podziału na dobro i zło. Każdy z bohaterów bywa okrutny, wyrachowany, zapatrzony w siebie. Na każdej stronie wiele się dzieje, a nuda nie ma tam co robić. Zdarzenia są nieprzewidywalne, a czytelnicza ciekawość rozpalona. 
Tę powieść czyta się przyjemnie i lekko. To książka przy której fajnie się zrelaksujecie i odprężycie. Jej treść nie jest infantylna, łatwa do przewidzenia i sztampowa. 
Dlatego sięgnijcie po ten tytuł, mniejcie go na uwadze będąc w księgarni, poszukajcie w bibliotece. Dobre przeżycia gwarantowane. Ta powieść spodoba Ci się nawet gdy nie jesteś fanem fantasy i baśni. Dobra lektura. 

czwartek, 22 sierpnia 2019

Maria Paszyńska "Świat w płomieniach"


Wydawnictwo Książnica
data wydania 2019
stron 320
ISBN 978-83-2458-358-4
seria Owoc Granatu tom III

Nie sposób przejść przez piekło i pozostać czystym

Wojna była dla nich, podobnie jak dla milionów Polaków, piekłem. Stefania i Elżbieta doświadczyły jej w syberyjskiej odsłonie. Poznały smak łagrów, utraty raz na zawsze ojcowizny i tułaczki po wyzwoleniu z syberyjskich kajdan. Bolesne przeżycia nie przeszły bez echa. Pozostawiły po sobie trwałe ślady, których nie zatarł upływający czas. Niewybaczone krzywdy, ogromne traumy i niezasklepione rany okazały się przeszkodą na drodze do normalności i szczęścia.
Choć minęło wiele lat, a słońce od tamtego czasu wzeszło oraz zaszło wiele razy, siostry Łukowskie nie czuły się zadowolone. Przekroczyły czterdziesty rok życia, osiadły w Iranie, wyszły za mąż. Pozostały jednak w ich sercach tęsknota za krajem lat dzieciństwa, niespełnione marzenia i niezrealizowane plany. Spokój ducha okazał się tylko pozorny, kruchy jak porcelana. Każda z bohaterek musiała przeżyć kolejne trudne chwile, przełknąć porażki i zasmakować rozczarowań. Życie nie potraktowało ich wcale ulgowo. Limitu złych dni bowiem los im nie wyznaczył. A wokół zaczęło się robić niespokojnie za sprawą sytuacji religijno-politycznej. Rodzący się kryzys znacząco wpłynął na życie każdej z nich…
Trzeci tom wyjątkowego cyklu „Owoc granatu” ukazuje dalsze dzieje dwóch Polek, które po skazaniu na zesłanie nie wróciły w rodzinne strony. Choć minęło prawie dwadzieścia lat od wojny, ich życie nie było spokojne. Autorka poprowadziła ich losy bardzo dynamicznie i dramatycznie. Pozwoliła czytelnikom zagłębić się w ich niezabliźnione serca.
Stefania poślubiła mężczyznę, o którym marzyła, jednak matrymonium okazało się pewnego rodzaju pułapką. Było mu daleko do ideału. Kobieta popadła w depresję, która odebrała jej radość życia.
Ela, mimo dynamicznego życia zawodowego, nie zapomniała o przeszłości i dawnej miłości. W jej sercu, oprócz męża, gościł też inny mężczyzna, którego kochała od lat miłością właściwą ślubnemu.
Obie kobiety rozminęły się ze swoim szczęściem. Dlaczego? Czy miały w tym swój udział wojenne traumy?
Książkę, podobnie jak poprzednie tomy cyklu, czyta się na jednym wdechu. Nie jest to jednak lektura łatwa ani relaksująca. Ta powieść ogromnie wzrusza i wyciska łzy. W trakcie czytania nie brakuje emocji, ale i scen bolesnych, chwytających za serce. Tytuł zaskakuje i odciska ślad w duszy swoją treścią. Czytając, można się zastanawiać, dlaczego los tak mocno doświadcza jednych, a drugim pozwala przejść lekko przez życie. Obie bohaterki popełniają błędy, poddają się emocjom, zbyt szybko przestają walczyć, ale na swoje usprawiedliwienie mają traumę Syberii. Otaczający je świat orientu nie jest w stanie ukoić ich dusz, dobro, jakie ich dotyka, nie wystarcza, by zagoiły się rany i przyszło zapomnienie. W publikacji nie brakuje historii Iranu i przeżyć Irańczyków, którzy zmagali się z burzliwymi wydarzeniami i rewolucją.
Maria Paszyńska opisuje historyczne fakty w sposób prosty i ciekawy. Idealnie obrazuje piekło przewrotu i jego wpływ na ludzi. Czytelnik może pokusić się o porównanie tych wydarzeń do losu zesłańców. Który naród miał gorzej? Trudno jednoznacznie określić, ale łatwo wywnioskować, że wojny i pucze ranią na długo, o ile nie na zawsze, i bardzo mocno.
Uroniłam wiele łez, pochyliłam się nad losem zranionych ludzi, wzruszyłam losem Bahar. Pokochałam kolejną książkę – pokazała mi ona spersonalizowaną historię na przykładzie kobiet, których życie mocno doświadczyło. Spędziłam czas z wspaniałą powieścią, która wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. To jeszcze nie koniec tej serii. Jestem ciekawa jej kolejnego tomu. Gorąco polecam lekturę.


poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Magdalena Witkiewicz "Jeszcze się kiedyś spotkamy"


Wydawnictwo Filia 
data wydania 2019
stron 450
ISBN 978-83-8075-682-3

Miłość to największy rollercoster na świecie

Książki Magdaleny Witkiewicz czytuję od wielu lat. Zawsze dostarczają mi one wyjątkowych wrażeń i emocji. Lektura najnowszej powieści tej poczytnej autorki okazała się jeszcze lepsza, niż się spodziewałam. Zaskoczyła mnie, a to oznacza tylko jedno – ten tytuł okazał się dla mnie czymś więcej niż arcydzieło.
Wszystko, co istotne we wzorowej powieści, współgra w „Jeszcze się kiedyś spotkamy” lepiej niż idealnie. Doskonałe są różne elementy, które decydują, że książka staje się hitem. Ciekawy i świetnie ujęty jest pomysł na fabułę, która poprowadzona została perfekcyjnie. Akcja toczy się dynamicznie i nie jest przewidywalna. Sylwetki bohaterów zostały oryginalne i pomysłowo przedstawione. Tło historyczne jest przystępnie, rzeczowo i wiarygodnie nakreślone. Tekst czyta się jednym tchem, a świat realny otacza magiczna mgła. Tworzy ją klimat książki, który zabiera nas do miejsc, w których rozgrywa się akcja. Do czasów, które były trudne, bolesne i niespokojne…
Grudziądz, rok 1939, tuż przed wybuchem wojny, której zapach czuć w powietrzu. Życie toczy się inaczej, ale grupa przyjaciół pozostaje niewzruszona. Są w niej chłopcy i dziewczęta, młodzi i pełni wiary w lepszą przyszłość oraz szczęśliwe dorosłe życie. Jeszcze nie dzieli ich wyznanie, język, korzenie i narodowość. To się jednak niebawem zmieni za sprawą wybuchu wojny. Oni nie wierzą, że istnieje siła, która zniszczy i podepcze ich przyjaźń. Przychodzą jednak czasy, które zmieniają wszystko, a zło obejmuje panowanie nad światem. Młodzi ludzie muszą podejmować trudne decyzje, dokonywać dramatycznych wyborów, postępować inaczej, niż nakazuje im serce i sumienie. Wiele lat później, w XXI wieku, wnuczka jednej z wojennych bohaterek też staje przed podobnymi jak jej babcia dylematami. Choć nie ma wojny, choć czasy są inne, musi zdecydować, czy czekać, nie mając gwarancji na szczęście, czy iść dalej przez życie inną ścieżką. Losy jej babci stają się dla niej cennym drogowskazem.
„Genialna“ to za mało, „wybitna“ nie oddaje jej fenomenu. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” to literatura najwyższych lotów. To powieść, która dowodzi, że przeszłość, czy tego chcemy, czy nie, łączy się z przyszłością i na nią wpływa. Autorka zgrabnie splata w jeden długi warkocz losy babci i jej wnuczki. Obie były kobietami, dla których los przygotował bardzo wiele. Niekoniecznie były to miłe niespodzianki, a raczej trudne wybory, które nie miały opcji idealnego zakończenia.
Wojna i jej realia są opisane nieco inaczej, niż zwykle ma to miejsce. Świat pokazany oczyma mieszkańców Grudziądza i okolic jest trudny na inny sposób. Tu ludziom narzucano niemieckie pochodzenie, zmuszano do wpisywania się na listy wyznawców Hitlera. Nie było to dobrowolne, a za podpisem czuć było dramat wewnętrzny osoby, której serce czuło co innego. Losy Adeli, Franciszka, Jana oraz Racheli i Joachima są niezwykle ciekawe. Trudno się od nich oderwać, wywołują wzruszenie i łzy.
Justyna stoi przed podobnymi wyborami jak jej babka. To prawda, że kobiety potrafią wiernie czekać, ale niekiedy to nie ma sensu. Przykłady obu bohaterek pokazują, że życie rzadko kiedy jest czarne lub białe. Najczęściej przybiera odcienie szarości. Podobnie jak czyny, nie zawsze ma oczywisty wydźwięk dobra lub zła.
O powieści mogę pisać jedynie w samych superlatywach. Ona nie ma żadnych wad, a same zalety. Czytając, doświadczamy podróży przez wojnę, śledzimy ludzkie dramaty, upadki, wzloty, słabości i doświadczenia. Magdalena Witkiewicz przekonuje, że poznanie historii własnej rodziny może mieć dla nas wymierne i praktyczne korzyści. To okazja, by na przeżyciach innych nauczyć się piękniej i szczęśliwiej żyć, ale i brać czasem życie takie, jakie jest.
Tej powieści się nie zapomina, o jej treści można długo dyskutować, a lista jej walorów jest bardzo długa. Katarzyna Bonda rekomenduje ją jako najlepszą książkę Pani Magdy. Ja określę ją jako numer jeden ex aequo z „Opowieścią niewiernej”. To wspaniały tytuł, godny przeczytania zwłaszcza przez osoby, które sięgają tylko po ambitną prozę współczesną z górnej półki. Gorąco polecam lekturę i życzę wspaniałych przeżyć w trakcie poznawania losów Adeli i jej wnuczki.


środa, 7 sierpnia 2019

Katarzyna Enerlich "Akuszerka z Sensburga"


Wydawnictwo MG
data wydania 2019
stron 272
ISBN 978-83-7779-546-0

Opowieść pachnąca ziołami z Prusami Wschodnimi w tle

Ubóstwiam prozę Katarzyny Enerlich, w której zaczytuję się od lat. Tutaj, na moim blogu, znajdziecie mnóstwo recenzji Jej książek. Wyszukiwarka poprowadzi Was do kolejnych notek, które szczerze przyznam pisało mi się z prawdziwą przyjemnością. Tak się dzieje, gdy czytelnik świetnie rozumie się z pisarzem, ma podobne zapatrywania na życie i tożsame poglądy.

Najnowsza powieść Pani Kasi przenosi nas do pierwszej połowy XX wieku. Niby nie tak dawno, ale jak spojrzymy na tamten świat zaszło od tamtych lat wiele zmian. Świat popędził gdzieś do przodu, rzucił się w ramiona postępu technicznego. Ta literacka podróż okazała się nad wyraz ciekawa, piękna, sentymentalna i interesująca. Książka, której dziś poświęcam tę notkę powinna być czytana na łonie natury, może na łące pachnącej ziołami, słońcem i latem. W takim właśnie, choć nie wyłącznie klimacie utrzymana jest fabuła w której na pierwszym planie stoją dwie kobiety. 

Stanisława mieszka z mężem w nowym domu, która wymaga jeszcze drobnego wykończenia. Jest szczęśliwa, zapracowana i oczekuje narodzin pierwszego dziecka. Tego dnia nie spodziewa się, że jej życie zmieni się ogromnie i na zawsze. Mąż pracując w domu ulega wypadkowi, który okazuje się śmiertelny. Gdy jedno życie gaśnie na świat przychodzi córka Stasi. Śmierć idzie pod rękę w tańcu z cudem narodzin co wydaje się dla młodej mężatki bardzo okrutne i bolesne. Stasia przez krótki czas gospodarzy z pomocą rodziny. Pod swój dach przyjmuje zielarkę i akuszerkę Wypyską od której chce nauczyć się jak leczyć ludzi i przyjmować porody. Pomimo krytycznych uwag matki z pasją zagłębia się w tajniki wiedzy medycznej i zielarskiej. 
Siostra Galina jest mniszką w zakonie staroobrzędowych mniszek. Nie trafiła tam ani ze względu na pochodzenie ani powołanie. Jej pasją i zajęciem również staje się zielarstwo i pomoc w chorobie. Los w pewnym momencie splata losy obu kobiet...

Ta powieść jest cudowna, przepiękna, wyjątkowa. Nie ma sposobu by się jej oprzeć, by jej nie ulec i oderwać się od lektury dopóki nie przeczyta się ostatniego zdania. Moc pióra Katarzyny Enerlich jest wielka. Treść tytułu wszystko zasłania i nakazuje tylko jedno - upajać się zapisanymi słowami, chłonąć klimat i zapach ziół, piękno świata, które ludzie niszczą. Dynamiczna akcja, ciekawe zwroty akcji, szereg barwnych postaci, moc marzeń i okrucieństwo wojny. To wszystko znajdziecie w treści, która zapisana jest eleganckim stylem, przystępnym językiem, a która zabiera nad do świata w kolorze sepii, któremu jeśli dłużej się przejrzymy ma bukiet soczystych barw. Książka wzrusza, dostarcza mnóstwa wspaniałych chwil za sprawą wielu scen. Wśród nich znajdziemy radość i łzy, szczęście i tragedię. 
Obie bohaterki budzą sympatię i ciepłe uczucia. Są wyjątkowe, spada na nie wiele bolesnych ciosów, a mimo to nie boją się gdzieś w głębi serca marzyć i mieć nadzieję na spełnienie pragnień i lepsze jutro. Obie są silnymi kobietami, które potrafią w ciszy znieść kolejne złe chwile i krzywdy. Ich bronią jest wewnętrzna siła, która pozwala im przetrwać wiele. 
Atutów ta książka ma bardzo wiele. Autorka świetnie przybliża miejsca w których toczy się akcja, doskonale ukazuje życie w ubiegłym stuleciu i specyfikę zakątków do których nas zabiera. 
Tytuł czyta się niezwykle przyjemnie. Nie brakuje emocji, nie brakuje historii, nie brakuje wreszcie zwyczajnego życia i ludzkich trosk oraz marzeń. 
Ta powieść to cudowna lektura idealna na wakacje. I na koniec dobra wiadomość. Dalsze losy poznanych osób będziemy mogli śledzić w kolejnej książce Autorki pt. "Ziele Marianny".
Nie mogę się doczekać.
Koniecznie przeczytajcie.