Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 256
ISBN 978-83-7779-324-4
Życie nie zawsze obdarza repetą
Tydzień temu, gdy wróciłam do domu czekała na mnie przesyłka. Na pierwszy rzut oka zwyczajny tekturowy karton, a w środku... coś wyjątkowego. Książka na którą bardzo czekałam. Gdy wyjęłam ją z opakowania spojrzałam na okładkę i przytuliłam ją do siebie niczym najcenniejszy skarb. Bo tak dokładnie jest. Książki Katarzyny Enerlich to dla mnie wielkie skarby.
Gdy ją czytałam miałam zamęt w głowie i moje ciało dopadła choroba. Lektura okazała się nie tylko najpyszniejszym z pysznych czytelniczych kąsków, ale podziałała jak balsam, jak lek na całe zło świata, które na obecną chwilę mnie dopadło.
Jak zwykle piękna okładka, a potem... kolejne spotkanie z Ludmiłą, jej bliskimi, jej duszą, jej jakże bogatym wnętrzem. I znów zagościłam na Mazurach, które właśnie dzięki cyklowi do którego należy ta powieść znam dość dobrze, choć nigdy realnie tam nie zawitałam.
A co tam u Ludmiły? Co spotkało moją genetyczną literacką bliźniaczkę?
W życiu Ludmiły znów następują pewne zmiany i zawirowania. Ale i są pewne rzeczy, które nie uległy zmianie. Związek z Kermelem niszczy alkohol. Gdy Ludka widzi go w alkoholowym ciągu rezygnuje z tego mężczyzny. Boi się, by ten nie wciągnął jej i jej córeczki w bagno życia u boku pijącego ponad miarę. To boli, a sama bohaterka cierpi. Wspomina, spogląda w przeszłość i wyciąga wnioski. A zarazem staje się mocniejsza, silniejsza, dojrzalsza. Życie smaga ją jak świat wokół niej mazurskie wiatry. To uodparnia na ból, napełnia życiową mądrością. Ale życie lubi robić różne niespodzianki, a człowiek to nie tylko rozum, ale i serce.
Czy kolejny tom jest równie doskonały jak poprzednie? To pytanie stawia się chyba zawsze, gdy przedmiotem rozważań jest cykl. Śpieszę donieść, że tak! I wcale mnie to nie dziwi, skoro bowiem autorką jest Pani Kasia Enerlich to najwyższy poziom jest gwarantowany z automatu. Jak zwykle książka wyciszyła mnie, wręcz "ustawiła" do pionu. Uświadomiła mi co tak najbardziej jest istotne, a co błahe choć mocno się błyszczy. Ludmiła przeszła w życiu przez kolejne trudne chwile, przez łąki bólu i cierpienia, pola samotności i ugory braku zrozumienia, ale nie zmieniły się jej przekonania i priorytety. Jej system wartości pomógł przeżyć trudny czas, choć zdarzyła się scena w której zachowanie głównej bohaterki mocno mnie zaskoczyło. Po raz kolejny doświadczyłam piękna, wyjątkowości i czaru Mazur, ale i doszły do tego losy pewnego mężczyzny pochodzącego ze Śląska. Opowieść o artyście rzeźbiarzu i samouku pochłonęłam urzeczona jest zwykłością i zarazem niezwykłością. Jej pięknem. Pięknem jakie jest ukryte i w zwyczajnym życiu, w którym nie jest łatwo, lekko, dostatnio i przyjemnie. Czarny chleb czasem przecież smakuje lepiej niż pszenna bułeczka. Wszystko zależy od sytuacji i wielu czynników.
Czytanie "Prowincji pełnej złudzeń" to był naprawdę magiczny, wyjątkowy i wręcz nasycony dobrą energią czas. Lektura uświadomiła mi, że są w życiu sytuacje w których lepiej przystopować, zatrzymać się, pozwolić losowi robić swoje. Dać sobie spokój z walką, poddać się i czekać co dla nas jeszcze przeznaczone. Warto, naprawdę warto wsłuchiwać się w swoją duszę, w rytm życia natury, w przyrodę, która nas otacza. Bo tak naprawdę bogaci jesteśmy w duszy, a nie w banku. Wartość ma to co w naszym sercu, a nie to, co na koncie.
To była piękna literacka przygodna, pełna zapachów i aromatów, które daje nam darmo natura. Zanurzyłam się w niej z przyjemnością, doświadczyłam czegoś magicznego, czegoś duchowego i niepowtarzalnego. Jeśli jeszcze nie znacie prozy Katarzyny Enerlich to gorąco ją Wam polecam. To niesamowita Autorka, której gdybym mogła dałabym Literackiego Nobla.
Za możliwość obcowania z Ludmiłą i jej światem serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.
Czy kolejny tom jest równie doskonały jak poprzednie? To pytanie stawia się chyba zawsze, gdy przedmiotem rozważań jest cykl. Śpieszę donieść, że tak! I wcale mnie to nie dziwi, skoro bowiem autorką jest Pani Kasia Enerlich to najwyższy poziom jest gwarantowany z automatu. Jak zwykle książka wyciszyła mnie, wręcz "ustawiła" do pionu. Uświadomiła mi co tak najbardziej jest istotne, a co błahe choć mocno się błyszczy. Ludmiła przeszła w życiu przez kolejne trudne chwile, przez łąki bólu i cierpienia, pola samotności i ugory braku zrozumienia, ale nie zmieniły się jej przekonania i priorytety. Jej system wartości pomógł przeżyć trudny czas, choć zdarzyła się scena w której zachowanie głównej bohaterki mocno mnie zaskoczyło. Po raz kolejny doświadczyłam piękna, wyjątkowości i czaru Mazur, ale i doszły do tego losy pewnego mężczyzny pochodzącego ze Śląska. Opowieść o artyście rzeźbiarzu i samouku pochłonęłam urzeczona jest zwykłością i zarazem niezwykłością. Jej pięknem. Pięknem jakie jest ukryte i w zwyczajnym życiu, w którym nie jest łatwo, lekko, dostatnio i przyjemnie. Czarny chleb czasem przecież smakuje lepiej niż pszenna bułeczka. Wszystko zależy od sytuacji i wielu czynników.
Czytanie "Prowincji pełnej złudzeń" to był naprawdę magiczny, wyjątkowy i wręcz nasycony dobrą energią czas. Lektura uświadomiła mi, że są w życiu sytuacje w których lepiej przystopować, zatrzymać się, pozwolić losowi robić swoje. Dać sobie spokój z walką, poddać się i czekać co dla nas jeszcze przeznaczone. Warto, naprawdę warto wsłuchiwać się w swoją duszę, w rytm życia natury, w przyrodę, która nas otacza. Bo tak naprawdę bogaci jesteśmy w duszy, a nie w banku. Wartość ma to co w naszym sercu, a nie to, co na koncie.
To była piękna literacka przygodna, pełna zapachów i aromatów, które daje nam darmo natura. Zanurzyłam się w niej z przyjemnością, doświadczyłam czegoś magicznego, czegoś duchowego i niepowtarzalnego. Jeśli jeszcze nie znacie prozy Katarzyny Enerlich to gorąco ją Wam polecam. To niesamowita Autorka, której gdybym mogła dałabym Literackiego Nobla.
Za możliwość obcowania z Ludmiłą i jej światem serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.