czwartek, 31 grudnia 2015

Noworocznie





Zbliżający się Nowy Rok niesie wszystkim nadzieję
na uspokojenie, życzliwość i spełnienie marzeń.
W te piękne i jedyne w roku chwile
chcę złożyć najlepsze życzenia
pogodnych, zdrowych i radosnych dni
oraz szczęśliwego Nowego Roku.

wtorek, 29 grudnia 2015

Marek Pyza "Pogrzebana prawda"


Wydawnictwo Biały Kruk
data wydania 2015
stron 240
ISBN 978-83-7531-930


Czekanie na prawdę!

Ponad pięć lat temu doszło do jednej z najtragiczniejszych katastrof w historii polskiego lotnictwa. Blisko smoleńskiego lotniska rozbił się polski samolot wiozący Prezydenta RP i zaproszonych przez niego gości na obchody 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Nikt nie ocalał. 96 trumien wróciło do Polski, zabrakło matek, ojców, braci, żon, sióstr, córek i synów... Przeprowadzone śledztwo odbyło się z wieloma wadami, a strona rosyjska jak i polska dopuściły się wielu niedopatrzeń. Powstałe raporty nie wyczerpały wielu kwestii, a podane w nich tezy niekiedy wydawały się infantylnie niedorzeczne.

Wydano już wiele publikacji związanych z tą tematyką. Książka Marka Pyry jest zatem kolejną w tym szeregu. Ma ona w sobie coś wyjątkowego. Jest warta polecenia i godna uwagi. Jej treść stanowią rozmowy autora z bliskimi ofiar. Lektura zatem to konstrukcja stworzona z wywiadów, w których Marek Pyza stawia precyzyjnie dobrane pytania. W nich porusza kluczowe kwestie związane z wydarzeniami jakie miały miejsce 10 kwietnia 2010 roku oraz lawiną zdarzeń jakie wywołała owa katastrofa. Padają szczere, płynące z serca odpowiedzi, które są niezwykle ciekawe, ale i niekiedy mocno zaskakujące. Z publikacji dowiadujemy się nie tylko o bólu, żalu, żałobie, cierpieniu krewnych ofiar, nie tylko o tęsknocie za członkami rodzin, po których pustki nic nie zastąpi, ale i poznajemy oceny działań jakie nastąpiły po rozbiciu się polskiego Tupolewa. Z ust rozmówców płyną przeważnie krytyczne i gorzkie słowa o śledztwie prowadzonym przez polską i rosyjską stronę. Alarmujące są też sądy o raportach, w których łatwo dopatrzyć się błędów, braków, nieścisłości, niewyczerpania tematu. Widać pobieżne zlepki wniosków, które nie dają jednoznacznej odpowiedzi co przyczyniło się do śmierci lecących do Rosji osób.

Rozmówcy Pana Pyry wspominają swoich bliskich, opowiadają o ich planach, marzeniach. Akcentują konkretną datę, relacjonują przebieg tego feralnego dnia oraz godziny po nim, gdy przeszedł czas na podróż do Moskwy w celu identyfikacji ofiar. To były wyjątkowo bolesne chwile w których bezlitosny był los, ale i ze strony władz nie spotkało żałobników za wiele dobrego. Chłodno wspomina się relacje z urzędnikami z Polski i Rosji. Próżno szukać w tych kontaktach współczucia, troski, wielkoduszności. Wieje zimnem i obojętnością. Potem padają słowa o pięciu latach jakie upłynęły na szukaniu prawdy, godzeniu się z odejściem bliskich. Rysuje się też portret państwa w jakim przyszło nam żyć. Słuchając osób wypowiadających się na kartach tej publikacji trudno dopatrzyć się wyciągnięcia wniosków z tamtych trudnych wydarzeń. Rodzą się smutne słowa o walce z biurokracją, nieprzyjaznym systemem prawnym, błędach specjalistów, składzie komisji, a wreszcie fali niechęci, antypatii czy wręcz nienawiści ze strony pewnych grup społecznych. Czy właściwym było nazwanie dążących do wyjaśnienia okoliczności śmierci rodzin ofiar sektą? Lektura daje obraz współczesnej Polski i zamieszkujących ją ludzi, którzy niekiedy zapominają o ludzkich gestach czy międzyludzkiej solidarności wobec nieszczęścia.

Książka jest wyjątkowa, wyważona, a zdane pytania dokładnie przemyślane. Autor nie goni za sensacją, nie szuka „wziętego tematu, który chwyci”. Z szacunkiem traktuje swoich rozmówców, nie tylko ich pyta, ale i wnikliwie słucha. Między Markiem Pyzą a jego gośćmi rodzi się prawdziwy dialog, który stanowi sedno tej książki. Tak dopracowaną po względem merytorycznym jak i technicznym publikację warto wziąć do ręki. Z lektury wyniosłam wiele cennych myśli i refleksji. Jeszcze bardziej poznałam smoleńską tragedię. Z rozmów wyłoniłam obrazy wyjątkowych osobistości, których śmierć zabrała zbyt szybko. Tę książkę stworzył wyjątkowy żurnalista, który pokazał mistrzostwo w swoim fachu, ponadprzeciętny poziom dziennikarstwa, który dziś niestety staje się coraz rzadszy. Czytając poznamy sześć wyjątkowych historii które jednak nie zakończyły się happy endem. Ujrzymy też sześć świadectw walki o poznanie prawdy. Walki pełnej determinacji, desperacji w słusznej sprawie. Lekturę gorąco polecam i z serca rekomenduję.


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Wiesława Bancarzewska "Noc nad Samborzewem"





Wydawnictwo Nasza Księgarnia
data wydania 2015
stron 448
ISBN 978-83-1012-737-2


Pomiędzy wczoraj a dziś

„Noc nad Samborzewem” to ostatnia część trylogii opowiadającej perypetie Anny, kobiety dojrzałej, która żyjąc współcześnie w XXI wieku ma możliwość przeniesienia się w czasie do przeszłości. A wszystko dzięki pewnemu obrazowi na którym namalowano modrzew, a który ma magiczną moc i pozwala głównej bohaterce przeżyć II wojnę światową i lata powojenne. Akcja książki rozpoczyna się 1 września 1939 roku. Anna wtedy nie Duszkowska a Obrycka właśnie rozstała się z mężem, który został powołany do obrony ojczyzny. Kobiecie przyszło zostać samej we dworze z córką i tęsknotą za małżonkiem. Czeka ją przeżycie kilku wojennych lat podobnie jak Dominika Polanisza będącego przed wojną naczelnikiem stacji. Losy tych dwojga splotą się ze sobą dość ściśle, nawet zaiskrzymy między nimi coś więcej niż zwykła znajomość... Anna podobnie jak tysiące polskich kobiet będzie musiała poradzić sobie z trudną wojenną rzeczywistością, z utratą dotychczasowego domu, z nową pracą i wieloma zadaniami. Pomoże jej w tym znajomość przyszłości i możliwość podróży do czasów czytelnikom współczesnych.

Ta powieść podobała mi się o wiele mniej niż początek serii do której należy. Nie oznacza to, że jest to książka zła i słaba, ale ma pewne niedociągnięcia. Moim zdaniem zbyt mało w niej wojny i wojennego klimatu, choć to książka z wojną w tle. Autorka przedstawiła wojenną rzeczywistość małego miasteczka, ale w mojej czytelniczej pamięci o wiele mocniej zakorzeniły się podróże pomiędzy czasami okupacji a współczesną rzeczywistością. Z przykrością muszę też wspomnieć o pewnym merytorycznym błędzie, który zdecydowanie nie powinien mieć miejsca w lekturze z historią w tle. Na stronie 297 padają słowa:
Gdy opowiadałam o Międzynarodowym Trybunale w Norynberdze, Dominikowi zaświeciły się oczy z radości.
  • Wszystkich powieszą? - dopytywał się.
  • Skądże! Tylko małą grupkę. Ze znanych: Goringa i Bormanna”

Obaj zbrodniarze nie zostali powieszeni. Bormanna skazano zaocznie i mimo wysiłków aliantów nie odnaleziono ani żywego ani zwłok, a Goring popełnił samobójstwo.
Nie przypadła mi do gustu okładka utrzymana w tonacji różu bardziej właściwej dla słodkiego romansu niż powieści, którą napisała Bancarzewska. Mocną stroną książki jest z pewnością zakończenie, które zostało zgrabnie i przejrzyście nakreślone. Jak na dobrą trylogię przystało wszystkie wątki zostały wyczerpująco zakończone. Autorka ciekawie nakreśliła w tym tomie postać Anny. Nie mogłam jej przypiąć łatki ani bohaterki ani tej, która okazała się przykładną patriotką. Nie polubiłam jej, bo zachowywała się dość dziwnie. Z jednej strony służyła pomocą w zakresie dostawy jedzenia i ubrań, szmuglowała i pomogła w ukrywaniu się Dominikowi, a z drugiej pomogła wrogowi jakim był jej pracodawca. To dla mnie okazało się dość niezrozumiałe, bo okupant w osobie Niemca nie powinien ze strony osoby, której rodzina została rozłączona wskutek wojny doświadczyć dobrego uczynku. Anna nie zachowała się również godnie jako żona żołnierza. Zbyt mało była myślami z mężem, coraz bardziej zagłębiała się w znajomość z Dominikiem, a tym samym wodziła go za nos.

W książce autorka łączy dwie rzeczywistości – brutalną i niepewną, gdy trwa wojna oraz tę nam bliską - pokojową, gdy życie toczy się bez szczególnej troski o jego utratę. Gdy spojrzymy z perspektywy Dominika możemy z łatwością porównać wczoraj i dziś, a zarazem szybko dojść do wniosków jak korzystamy z dobrodziejstwa wolności.
„Noc nad Samobrzewem” to książka oryginalna, to połączenie historii, obyczaju i nutki fantastyki. Nie jest to powieść tylko dla kobiet, śmiało mogą po nią sięgnąć także mężczyźni. Nie sposób autorce odmówić oryginalnego pomysłu na połączenie dwóch światów. Czy przypadnie Wam ono do gustu sprawdźcie w trakcie czytania.

niedziela, 27 grudnia 2015

Najlepsze booki czyli podsumowanie 2015 roku

Rok się kończy, więc wypada go podsumować. Przeczytałam podobną ilość książek jak rok temu. Co się zmieniło? Zdecydowanie jakość. Przeczytałam lepsze książki tzn. takie, które bardzo przypadły mi do gustu. Nie szczędziłam w skali Lubimy Czytać najwyższych not. Trudno było wybrać te piętnaście najlepszych lektur. Ale wybrałam, choć nie będzie to lista coraz lepszych tylko po prostu najlepsza piętnastka bez kolejnych lokat. Kolejność przypadkowa.
Zatem moje top 15 roku 2015:

*** dwie książki z tej samej serii Kobiety z ulicy Grodzkiej - jedna pozycja, bo tak traktuję kolejne pozycje z danego cyklu 
 

 


*** - kolejna pozycja - dwie książki z ulubionego cyklu pióra Katarzyny Enerlich 
 
 ***- powieść Barbary Sęk, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie


***- "Zakopane miasto cudów" zbiór rewelacyjnych reportaży o najsłynniejszych polskim górskim kurorcie


***- "Stulecie Winnych" drugi i trzeci tom serii pióra Ałbeny Grabowskiej - kapitalna saga rodzinna

***- "Bieszczady w PRL-u" trzecia część cyklu opowieści o moich kochanych górach autorstwa Krzysztofa Potaczały

***- powieść Justyny Wydry "Esesman i Żydówka" - książka, której nigdy nie zapomnę

***- powieść Magdaleny Kordel z cyklu Malownicze - najlepsza książka Pani Magdy moim zdaniem

***- "Nie ma nieba" Jolanty Kosowskiej - piękna i do bólu wzruszająca

***-powieść  Anny McPartlin również o chorobie, bólu i cierpieniu

***- doskonała lektura Katarzyny Kołczewskiej "Wbrew sobie"

***- tej książki nie mogło zabraknąć - najnowsza powieść Marii Nurowskiej

***- powieść Magdaleny Witkiewicz, której pozę uwielbiam

***- "Kalendarze" czyli powrót do dzieciństwa

***- ostatnia książka to nie nowość, ale warta uwagi - opowieść o walce na śmierć i życie oraz wspaniałej Kobiecie

To jeszcze nie koniec. Postanowiłam przyznać laury w kategoriach gatunkowych. I tak:

Najlepsza powieść polska to 




Najlepsza powieść zagraniczna to 



Najlepsza książka podróżnicza to 



Najlepsza biografia to



Najlepszy kryminał to



Najlepsza "młodzieżówka" to 



Najlepszy reportaż to



Odkrycie Pióro Roku - laur dla Autorki 



I tak przedstawia się moje podsumowanie tego kończącego się roku. Czy moje laury pokrywają się z Waszym gustem? Czy jakaś z wymienionych książek przypadła Wam do gustu?










wtorek, 22 grudnia 2015

Świąteczne życzenia






Ten opłatek wszystkich łączy,
tłumi spory, kłótnie kończy,
ten opłatek może wiele,
z nim życzenia płyną szczere.
Wigilijna, cicha noc
ma w sobie niezwykłą moc,
dzisiaj chcą być razem wszyscy,
kolędować do kołyski.
Do Jezusa Maleńkiego,
w biednej szopie zrodzonego,
By swą rączką błogosławił,
zmartwień wszystkich nas pozbawił.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Jerzy Szczudlik "Toskańska zagadka"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 388
ISBN 978-837942-747-5

Sekret rodem z Toskanii

Dużo czytacie i wciąż macie apetyt na książki. Lubicie obyczajówki i kryminały, ale ... znudziły Wam się lektury na tzw. jedno kopyto i chcecie książki innej niż te, które za Wami. Marzy Wam się powieść oryginalna, niesztampowa, mająca w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Co mogę Wam polecić? Publikację, którą właśnie skończyłam, a która zrobiła na mnie spore wrażenie. Jest do bólu męska, bo autor to nie kobieta a przedstawiciel płci silnej, co nie jest jej minusem, ale i czymś co chwilami było dla mnie i zaletą i wadą. Niemniej jednak to naprawdę warta uwagi książka, która jest mocno intelektualną lekturą. Autor ma swój styl, widać, że jest osobą bardzo inteligentną, ale i ma w sobie wiele z filozofa. 
 
Bohater główny to mężczyzna stojący pomiędzy dojrzałością a starością. Pisarz z zawodu, który dość nagle wyrusza w dłuższą podróż. Spontanicznie kupuje bilet do Italii i tam zamierza pobyć, tam zamierza napisać kolejną książkę. Nasz bohater i narrator w jednym udaje się do Toskanii. 60-letni literat jak sam mówi w książce szuka "sterylnych warunków" by stworzyć kolejne w dorobku dzieło. W Toskanii poszukuje samotności, anonimowości i spokoju. Ale ... poznaje tam kobietę, sporo młodszą od siebie, która uczy go języka Petrarki i która uderza mu do głowy jak włoskie wino. Romans trwa, ale sielankę italskiego dolce vita zakłóca pewna zbrodnia. Zamordowany zostaje ojciec Antonii, który po licznych zdradach wraca pod dach swojej jakże cierpliwej żony. Ktoś do niego celnie strzela i kończy życie architekta. Narrator poza mordercą jest ostatnim, który widział go żywego...

Co wyróżnia powieść Jerzego Szczudlika? 
Styl, naprawdę niepowtarzalny, bardzo filozoficzny i męski. Duża ilość opisów, rozmyślań, oszczędność dialogów. Specyficzny sposób narracji, bardzo wyrazisty i oryginalny. Ta powieść to mieszanka gatunków - obyczaju, klasycznego kryminału, filozoficznego eseju i pamiętnika z podróży, w której poznawany zakątek podoba się narratorowi równie mocno jak kobieta i włoska kuchnia. To nie jest łatwa w odbiorze lektura, to raczej książka dla koneserów. Nią trzeba się delektować, czytać uważnie, smakować. Tu nie ma miejsca na pośpiech i pobieżność. Nie każdy da się ponieść tempu jej akcji, kobietom może wydać się lekturą zbyt męską. To taki smakołyk dla naprawdę wymagających czytelników, którzy potrafią się mocno wczytać w książkę.  Mnie osobiście lektura przypadła do gustu. Nie przeczytałam jej jednym tchem, bo tak się raczej nie da. Ale polecam, bo to oryginalny produkt na księgarskiej półce. Dobra marka, która warta jest poświęconego na lekturę czasu.



niedziela, 20 grudnia 2015

Zapachowa podróż na Zanzibar

Grudzień, powinna być zima. A jest, jak jest. Mimo, że jest ciepło, to nie lato. Lata brakuje mi i szukam go, gdzie tylko mogę. Także i wśród produktów zapachowych. Jakie aromaty kojarzą mi się z najcieplejszą porą roku? Oczywiście te kwiatowe i owocowe. Te, które najbardziej lubię. A Zanzibar? To miejsce, które kojarzy mi się z rajem na ziemi. I bardzo chciałabym tam pojechać. Póki co, mogę sobie pomarzyć i powąchać. Przedmiotem badania mojego nosa będą perfumy o nazwie Zanzibar. I nie będą to perfumy dla kobiet, ale dla domu, samochodu i pomieszczeń.

No właśnie, ten aromat okazał się po prostu boski, rewelacyjny, wspaniały. Rankiem chciałam nabrać wigoru i energii na cały długi i pracowity dzień. Pomogła kawa i właśnie ten produkt Pachnącej Szafy. Kwiatowo- owocowy aromat rozbudził moje zmysły, dodał energii, wigoru i witalności. Poprawił humor i nie miałabym nic przeciwko temu, by nim pachniał nie tylko mój pokój, ale bym znalazła produkt dla własnego ciała o takiej nucie.
Wystarczyło trzy psiknięcia, by mieszkanie zapachniało świeżo, rześko, wakacyjnie. Pięknie i stylowo. To taki przyjemny i lekki aromat, który z pewnością znajdzie wielu zwolenników. I to produkt dla leniwych, którzy nie muszą palić kominków, kadzidełek by mieć pachnące lokum.
Niezwykle wydajny, elegancki i piękny. Polecam na prezent  i nie tylko.

sobota, 19 grudnia 2015

Carole Matthews "Święta Miłośniczek Czekolady"


Wydawnictwo Harper Collins
data wydania listopad 2015
stron 464
ISBN 978-83-2761-731-6

Czekolada - lek na całe zło

Śmiem Wam donieść, że mam nowe cztery przyjaciółki literackie. Poznałam je dwa dni temu dzięki lekturze powieści Carole Matthews. Polubiłam je w błyskawicznym tempie. Dodam też, że nie przepadam za książkami angielskimi, ale ta lektura niezmiernie mi się spodobała. Jest to trzecia część cyklu opowiadająca losy sympatycznych kobietek, które uwielbiają czekoladę i tworzą Klub Miłośniczek Czekolady. Nie czytałam dwóch poprzednich tomów, ale to jak się okazuje kompletnie nie przeszkadza cieszyć się czytaniem tej części i rozsmakować się w całej serii. 

Akcja rozpoczyna się w okresie przedświątecznym. Lucy właśnie udekorowała prowadzoną kawiarenkę świątecznymi dekoracjami. Jest ona codziennie bardzo zapracowana, tak, że wieczorem dosłownie pada z nóg. Ma zbyt mało czasu dla swojego chłopaka, z którym układa jej się całkiem dobrze i o wiele lepiej niż z niedoszłym mężem, za którego o mało co nie wyszła za mąż. 
Nadia, której mąż nie żyje musi wziąć się w garść, znaleźć pracę by utrzymać siebie i swoją córeczkę. Nie jest jej łatwo, bo pracodawcy stronią od zatrudniania samotnych młodych mam. Niespodziewanie w jej życiu pojawia się jej siostra oraz perspektywa pracy w sklepach z odzieżą szwagra Nadii. Chantal dwoi się i troi by sprostać wymogom bycia mamą małej córeczki. Jej małżeństwo nie jest przykładne choć mąż porzucił już kochankę z którą ma córkę w wieku Lany.
A Autumn wciąż boli śmierć brata i targa nią tęsknota za nim. Niestety jej chłopak nie potrafi być dla niej oparciem i podporą. Wprost przeciwnie - krytykuje ją. Ale jego rolę świetnie odgrywają przyjaciółki.

Książkę celowo, jak smakowity kąsek zostawiłam sobie na czas przedświąteczny. Lubię tak właśnie dobierać lektury. I bardzo dobrze się stało. Bo dzięki czytaniu jej jeszcze bardziej wpadłam w ten jedyny i niepowtarzalny nastrój grudniowych dni, które przybliżają nas do najradośniejszych Świąt w roku. Wieczorem zmęczona całodzienną bieganiną z radością oddawałam się lekturze niezwykle lekkiej i przyjemnej, mającej w sobie coś wyjątkowego i przyciągającego. Chłonęłam losy czterech Angielek jakże różnych od siebie, ale złączonych więzami mocnej, babskiej przyjaźni i solidarności płci.
Powieść to życie czterech młodych kobiet, które są zwyczajne i wyjątkowe w jednym. Mają problemy, kłopoty i troski, są zmęczone, zapracowane, ale i ambitne. Mają marzenia, chcą żyć pełną piersią. Na kłopoty mają świetny lek - siebie i czekoladę, która jak dowodzi książka łagodzi obyczaje, bywa doskonałym afrodyzjakiem, przełamuje lody i przenosi góry. 
Opisana w powieści kawiarenka "Czekoladowe Niebo" to miejsce wyjątkowe, takie, które bym chciała mieć w realnym świecie blisko siebie, tak zwyczajne pod ręką. Bo trzeba mieć w życiu taką przystać, gdzie uspokoimy zmęczoną duszę, złapiemy oddech i staniemy jak przystało w pionie. Książka jest bardzo łatwa w odbiorze i czyta się ją błyskawicznie. Idealnie odstresowuje, uspokaja, ale i ma pewną cechę. Robi smak na czekoladę, więc zabierając się za nią zaopatrzcie się w pakiecik słodyczy, bo ślinka nie raz Wam poleci. 
Idealna lektura na przedświąteczny czas, doskonała do czytania przy choince. Świąteczne słodkości będą przy niej jeszcze bardziej smakować.

czwartek, 17 grudnia 2015

Maria Dłużewska "Dama. Opowieść biograficzna o Marii Kaczyńskiej."


Wydawnictwo Trzecia Strona
data wydania 2015
stron 256
ISBN 978-83-6452-608-4

Portret wyrysowany ze wspomnień

Marię Kaczyńską jako kobietę, matkę, żonę darzę wielkim szacunkiem i uznaniem. To właśnie sprawiło, że sięgnęłam po jej biografię autorstwa Marii Dłużniewskiej. Książka przedstawia portret Pierwszej Damy od chwili urodzenia, od kołyski po ostatni lot do Smoleńska. Na samym początku publikacji jej autorka poświęca też kilka stron przodkom żony Lecha Kaczyńskiego i miejscom skąd rodzina Mackiewiczów się wywodzi. Pani Dłużniewska wykorzystała bardzo ciekawy sposób na wyrysowanie bohaterki swojego dzieła. Otóż cała książka, która bardzo dokładnie i wnikliwie przedstawia Marię Kaczyńską to wspomnienia osób, które poznały ją i jej bliskich w różnych etapach życia, w różnych miejscach i okolicznościach. Z pewnością nie było łatwo w ten sposób stworzyć książkę, trzeba było sporo podróżować i szukać, ale efekt pracy biografki jest mistrzowski, perfekcyjny i rewelacyjny. O Marii Kaczyńskiej wypowiadają się różni ludzie – i ci znani i ci anonimowi. Głos mają jej dawni sąsiedzi, koleżanki ze szkoły, przyjaciele ze studiów, współpracownicy, członkowie rodziny, znajomi. Ci, którzy znali ją bardzo dobrze i ci, którzy spotykali ją przypadkiem do czasu do czasu. Wypowiadają się kobiety i mężczyźni, starsi i młodsi, ludzie z różnych środowisk, ale ich zdania są zbieżne. Pani Maria zwana przez bliskich Marylką to kobieta o wyjątkowym charakterze i osobowości, mająca charyzmę i hart ducha, ciepła opiekunka domowego ogniska, osoba kulturalna, wrażliwa, mająca klasę i styl, ale i poczucie humoru. Wspaniała żona i matka, wrażliwa na ludzką krzywdę kobieta, która bez względu na swój status nie zmieniła się i była bardzo naturalna, miła i bezpośrednia.

Autorka bardzo umiejętnie dobrała osoby wypowiadające się na kartach książki. Wskutek tego żaden z etapów życia Pani Marii nie jest pominięty. Czytając widzimy malutkie dziecko, ciekawą świata uczennicę, studentkę, kobietę pracującą zawodowo, żonę, mamę, towarzyszkę życia, szefową, przyjaciółkę, a wreszcie osobę pełniącą honorową funkcję Pierwszej Damy, która idealnie wykonywała swoje powinności. Będąc w blasku fleszy doskonale poradziła sobie z obowiązkami i pozostała sobą.
Plusów ta książka ma bardzo wiele. Oczy cieszy wspaniałe wydanie. Piękne okładka, twarda oprawa, idealna korekta, uzupełniające ciekawy tekst zdjęcia. Od samego początku czuć dbałość autorki o jak najbardziej dogłębne wyczerpanie tematu, dotarcie do szczegółów, które były do tej pory w cieniu. I co bardzo ważne – w tej lekturze udało się uciec od polityki, mimo iż na piedestale stoi żona polityka i głowy państwa. Lektura skutecznie łamie pewne nieprawdziwe stereotypy przez długie lata serwowane przez media i pokazuje prawdziwy portret bohaterki. Czuć, że jest wiarygodna i prawdziwa, napisana bez sztucznej ciekawości z empatią, ale i dbałością by pokazać to, co prawdziwe, a nie to, co preferują media szukające sensacji. Ta książka jest godna polecenia nie tylko tym, którzy interesują się polityką i historią najnowszą. To doskonała lektura dla ceniących biografie z górnej półki.

Grudniowy book haul

środa, 16 grudnia 2015

Karolina Wilczyńska "Marzenia szyte na miarę"


Wydawnictwo Czwarta Strona
data wydania 2015
stron 340
ISBN 978-83-7976-291-0

Rodzina to nie wpis w metryce

„Marzenia szyte na miarę” to drugi tom cyklu Karoliny Wilczyńskiej „Stacja Jagodno”. Tytuł bardzo mnie zaintrygował, a moja czytelnicza ciekawość była rozpalona do czerwoności. Byłam ciekawa co spotka Marysię i jej mamę, jak potoczą się losy sympatycznej Babci Róży oraz jakie tajemnice kryje przeszłość doktor Ewy. Zagłębiłam się w książce i ani się obejrzałam jak doczytałam do końca. Tak jednym tchem z wypiekami na twarzy w ciągu doby poznałam dalsze losy sympatycznych postaci. Znów powróciłam do Jagodna, do uroczego domku Pani Róży, ale i poznałam zaniedbany, choć mający czar dworek i jego mieszkanki.
W życiu Tamary nastąpiła stabilizacja, Marysia wyszła na prostą i dojrzała – to właśnie ona prowadzi czytelnika do dworku, który zamieszkują dwie sędziwe staruszki, ekscentryczne i dziwne na pierwszy rzut oka. Akcja rozgrywa się również w domu Róży, która Tamarze i jej córce staje się bardzo bliska. Jak się okazuje to nie tylko przypadek ale pewne fakty, które sprawiają, że zakończenie tej książki jest nad wyraz emocjonujące, pełne niespodzianek i sekretów sprzed lat. Dzięki temu powieść była niezwykle interesująca od pierwszego do ostatniego zdania. I dlatego nie potrafiłam jej przeczytać na raty mimo nawału zajęć i obowiązków.
„Marzenia szyte na miarę” to bardzo piękna i ciepła opowieść, która ma w sobie wiele uroku, ale i realnego życia. Rozgrywa się współcześnie, a autorka pokazuje w niej różne pokolenia – młode, dojrzałe i seniorki, które większość życia przeżyły w odmiennych realiach i całkiem innej rzeczywistości. Mimo, że świat znacząco się zmienił wciąż warte pielęgnacji i doceniania są pewne wartości ponadczasowe jak miłość, szacunek, tolerancja, rodzinne ciepło. I te właśnie wzorce pisarka gloryfikuje i podkreśla. Nie sposób nie docenić klimatu tej powieści, na który duży wpływ ma wyjątkowa sceneria. Urocze miejsca u podnóża Gór Świętokrzyskich tworzą przepiękną aurę, która otula czytelnika i pieści jego wyobraźnię. Tę lekturę czyta się przyjemnie i lekko. Książka momentami bardzo wzrusza i wprowadza w dobry nastrój. Jej bohaterowie są tak wyjątkowi i tak bardzo sympatyczni, że ma się ochotę ich poznać i zachować te relację na długi czas. Panie Leszczyńskie budzą tkliwe uczucia, a ich historia potwierdza tezę, że fortuna kołem się toczy. Zawsze trzeba umieć jednak zachować twarz i kierować się dobrem, bo ono skierowane do innych wraca z podwójną mocą.
Uważam, że tej książce, jak i całemu cyklowi nie można się oprzeć. Warto znaleźć czas na lekturę opowieści o zwyczajnych ludziach, ich życiowych perypetiach i zawirowaniach, a w każdej postaci odnajdziemy coś z siebie, zaś w fabule coś ze swojego świata. Polecam powieści Karoliny Wilczyńskiej z racji świetnego pióra, dobrego warsztatu i umiejętności ciekawego kreowania fabuł. Zajrzyjcie do lektury, która Was nie rozczaruje i nie znudzi. A kolejny tom serii już niedługo. Z pewnością nie tylko ja będę go bardzo wyczekiwać.

wtorek, 15 grudnia 2015

A kadzidełka pachną sobie!

Kadzidła zapachowe to mój pierwszy produkt zapachowy, który już dość długo używam. Lubię patrzeć jak zapalone wydzielają dymek, który snuje się w powietrzu i w jakiś magiczny sposób mnie magnetyzuje. Kiedyś kupowałam kadzidełka w tzw. indyjskim sklepie. Obecnie używam tych, które produkuje Pachnąca Szafa. Właśnie dziś opowiem Wam o kompozycji zapachowej paczula&drzewo sandałowe.
 
Paczula jako roślina osiąga do metra wysokości. Jej kwiaty o barwie białej lub biało-różowej intensywnie pachną. Nazwa rośliny wywodzi się z języka tamilskiego i oznacza zielony liść. Olej paczulowy powstaje jako produkt destylacji suszonych liści i pary wodnej. Jest powszechnie stosowany w aromaterapii i posiada działanie uspokajające oraz przeciwlękowe. To świetny środek na uspokojenie, stres i wyciszenie. Paczula w przemyśle stosowana jest powszechnie jako utrwalacz zapachów.
 
Drzewo sandałowe rośnie w Australii i w południowo-wchodniej Azji. Jego właściwości wykorzystywano już w starożytności. Egipcjanie żyjący przed naszą erą balsamowali nim zwłoki. Drzewo rośliny sandałowej stosowano do kadzideł. Zapach drzewa sandałowego jest ciepły i balsamiczny. 
Aromat ten ma zastosowanie w stanach lękowych, napięciu nerwowym, bezsenności. 
 
A połączenie tych dwóch aromatów? To kompozycja z przewagą sandałowca, która jest intensywna, przyjemna i oryginalna. Mnie świetnie wyciszyła po pracowitym dniu. Produkt spala się w ciągu kilkunastu minut, ale aromat czuć o wiele dłużej. Nie polecam palenia więcej niż jednego kadzidła, bo namiar może być niekorzystny. Ten aromat doskonale nadaje się do salonu, łazienki, sklepu. Moim zdaniem do sypialni jest nieco za ciężki. 
Kadzidła są starannie, ręcznie wykonane. Opakowanie zawiera piętnaście sztuk produktu. 
Kadzidła oprócz Drogerii Rossmann możecie kupić pod linkiem:
 
http://pachnacaszafa.pl/sklep/kadzidla-zapachowe/78-kadzid%C5%82a-zapachowe-zmys%C5%82owa-paczula.html#.VnAPfb8aBSE

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Marek Kamiński "Moje życie polarnika"


Wydawnictwo Burda National Geographic
data wydania 2015
stron 256
ISBN 978-83-7596-707-4

Polarnik z duszą filozofa

Jak mają się podróże do filozofii? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nijak. Podróżnik to przecież ktoś odważny, dzielny, energiczny, człowiek z werwą i ikrą, który bywa niekiedy zmuszany do podejmowania błyskawicznych decyzji ważących o ludzkim życiu i zdrowiu. A filozof? Umysł szybko podpowiada nam obraz człowieka który sobie czyta i rozważa, medytuje, siedzi z nosem w książkach w zaciszu domu lub biblioteki. Ma na wszystko czas, nie musi się śpieszyć. Czy można połączyć te dwa ludzkie oblicza? Marek Kamiński w swojej najnowszej książce twierdzi, że tak. Udowadnia to własną osobą i swoimi przemyśleniami oraz działaniami.
„Moje życie polarnika” to najnowsza publikacja polskiego podróżnika, polarnika i zdobywcy obu biegunów. Została wydana przez National Geographic i jest czymś na kształt niezwykle ciekawej autobiografii, w której autor podsumowuje swoje dotychczasowe dokonania, sukcesy i niepowodzenia, ale i pisze nie tylko o życiu zawodowym lecz i prywatnym. Czytając ją od samego początku miałam odczucie, że chce on przybliżyć swoją sylwetkę zwyczajnym ludziom i udowodnić prawdziwość porzekadła, że „nie święci garnki lepią”. Wielkich sukcesów, które odnotowuje historia dokonują zwyczajni ludzie tacy jak on, pochodzący z przeciętnych, normalnych rodzin. Trzeba przede wszystkim wierzyć we własne siły, trzeba z determinacją dążyć do wyznaczonych celów, wyśnionych marzeń i nie zrażać się niepowodzeniami.
Kamiński swoje życie opisuje od najwcześniejszych lat. Już wtedy zaczął kształtować się jego charakter a wpływ na niego z pewnością miało dzieciństwo, rozpad rodziny, duża doza samodzielności, brak troskliwych rodziców. To zahartowało na całe życie, nauczyło zaradności i przyśpieszyło dojrzewanie. Znany polski polarnik wcześnie rozpoczął samotne (w sensie bez rodziców czy opiekuna) podróże, zakosztował w nich i poznał smak przygody. Ukończył filozofię, a studia trwały dłużej niż 5 lat i miała miejsce w nich przerwa. W międzyczasie Marek Kamiński pracował w kraju i poza nim, poznał urok emigracji, zdanie tylko na własne siły. Trudnił się różnymi profesjami, a wreszcie założył firmę. Po raz pierwszy Północ zagościła w jego życiu w 1990 roku. Od tej pory zakochał się na zabój w polarnym świecie. Miłośnik krajobrazów pełnych surowej zimy, bieli śniegu i lodowców nauczył się reguł panujących w tej rzeczywistości, wielokrotnie ją eksplorował.
„Moje życie polarnika” to książka o życiowej drodze pełnej zakrętów, chwil sławy i trudnych momentów. Swoim życiem Pan Marek udowadnia, że podróże kształcą i rozwijają horyzonty, ale też pozwalają na coś więcej. Wyprawy do polarnego świata odgradzają od rzeczywistości, zamykają furtkę od realnego otoczenia, a w zamian pozwalają na zajrzenie w głąb siebie, przynoszą duchowe odrodzenie, oczyszczenie, poznanie swojego ja. Po dniach spędzonych na bezkresnych białych przestrzeniach autor twierdzi, że w podróży nie jest najważniejszy cel do którego mamy dotrzeć, a najistotniejsza jest droga. Książka zawiera skrótowo ujęty opis podróży na Północ i nie tylko, wspomnienia z ekspedycji w towarzystwie Jasia Meli oraz wrażenia ze spływu kajakiem Wisłą.
Lekturę czytałam z wielkim zaciekawieniem i zainteresowaniem. Znalazłam w niej wiele z książki podróżniczej, ale i nie zabrakło mądrych myśli, fascynujących refleksji, przemyśleń. Czytanie urozmaicają przepiękne i liczne zdjęcia oraz intrygujące rysunki autorstwa Mariusza Stawarskiego. Publikacja jest starannie wydana. To idealna książka na prezent, lektura obowiązkowa dla tych, co kochają podróże i lubią poznawanie ciekawych osobowości wśród autorów książek.

niedziela, 13 grudnia 2015

W szafie pięknie pachnie czyli woreczek zapachowy Pachnącej Szafy



Moja szafa. Jest w niej wiele ubrań. Są te grube na zimowe dni i te przejściowe na jesień i wiosnę. Są i te letnie na upały. Z racji klimatu każde muszą leżeć jakiś czas na półkach. Leżakowanie nie służy odzieży. Może nieużywana zrobić się nieświeża mimo użycia płyn zmiękczających i pachnących do płukania tkanin. No i są jeszcze mole, które bywają bezlitosne dla wełnianych swetrów, naturalnych włókien i potrafią zniszczyć ulubione cichy. Czy jest rozwiązanie tego kompleksowego problemu?
Jest. Wystarczy wydać kilka złotych i kupić pewien woreczek.
Od kilkunastu miesięcy używam woreczki zapachowe Pachnącej Szafy. 
Wystarczy je wyjąć z ochronnej folii i położyć na półce szafy wśród ubrań.
Obecna moja kompozycja to połączenie sosny i lawendy. Ten aromat sosny kojarzy mi się z wiosną, gdy sosny kwitną i wydzielają mnóstwo żółtego pyłku. Do dziś pamiętam obrazek z wycieczki szkolnej w Bieszczady. Tama na Solinie aż lśniła od żółtego pyłku, kałuże też były żółte. 
Lawenda komponuje się z sosną bardzo idealnie. Sosna jest dominującym zapachem, lawenda, która skutecznie odstrasza mole  jest w tle, aczkolwiek czuć ją.
Ciekawi Was co kryje w sobie ów pachnący woreczek? Nie rozrywajcie go - zdradzę. W środku są drewniane wiórki nasączone olejkami zapachowymi. Taki woreczek możecie dać do szafy, szuflady czy komody. Zapach gwarantowany.
Ten produkt marki Pachnącej Szafy możecie kupić pod linkiem
 http://pachnacaszafa.pl/sklep/woreczki-zapachowe/67-woreczek-zapachowy-demole-lawenda-sosna-.html#.Vm0pCr8aBSE

piątek, 11 grudnia 2015

Ach te piękne lilie wodne czyli dziś liliowo mi i romantycznie






Recenzję olejku zapachowego marki Pachnąca Szafa zacznę bardzo nietypowo. Od ... sceny z filmu. Ci, którzy oglądali ekranizację "Nocy i dni" z pewnością pamiętają scenę nad stawem gdy zakochany w Barbarze Ostrzeńskiej Józef Tolibowski zbiera lilie wodne - poświęca piękne białe ubranie, brudzi je by wybrance serca dać piękny bukiet. Kwiaty są cudne, ale szczęścia nie przynoszą. Prawnik żeni się z brzydszą i niekochaną aczkolwiek bogatą panną Narecką. Czy to dlatego, że ponoć lilie wodne hamują pobudzenie seksualne? 

Jak zwykle rozpaliłam ceramiczny kominek i wlałam 7 kropelek olejku. Po chwili pisnęłam z zachwytu. Lilie wodne nie są dostępne w kwiaciarniach, widziałam je, ale nie wąchałam. Nie miałam pojęcia, że tak uroczo pachną. Aromat jest mocny i wyrazisty. Mnie przypadł do gustu na całego. Jestem miłośniczką kwiatowych zapachów i ten ma w sobie coś charakterystycznego. Jest moim zdaniem elegancki, dostojny, wyjątkowy. Polecam go raczej na niecodzienne wydarzenia i specjalne okazje. Raczej na wieczór niż na poranek. Ale to tylko kwestia mojego gustu i możecie zrobić na opak. 
Długo pachniało. Dobre 7 godzin aromat był wyczuwalny w powietrzu. Olejek jest bardzo wydajny i buteleczka starcza na wiele użyć. 


W ramach ciekawostki dodam, że lilie wodne to grzybienie białe zwane też zwyczajowo nenufarami. Jest to roślina lecznicza, ale i balwierska. W Polsce gatunek jest pod ochroną.
Występuje w całej Europie, na Bliskim Wschodzie, w Nowej Zelandii oraz Australii. Jest to gatunek pospolity w uprawie. Jest to roślina ozdobna, lecznicza. 
Mnie ten aromat zauroczył bardzo mocno i dodałam go do listy ulubionych zapachów. 
Olejek do kominka o tym zapachu możecie kupić tutaj:
http://pachnacaszafa.pl/sklep/olejki-zapachowe/60-olejek-zapachowy-lilia-wodna.html#.VmrxZb8aCsE

czwartek, 10 grudnia 2015

Grejpfrutowo mi czyli post zapachowy


Kominek pracuje pełną parą! A moje mieszkanie pachnie intensywnie owocem, który bardzo lubię. Nie ma znaczenia kolor skórki - pyszne są i te żółte i te zielone i czerwone. Z czym kojarzy mi się aromat grejpfruta? Z latem i egzotyczną wyspą, ale i ze świętami Bożego Narodzenia. Wtedy do ciast - aromatycznych keksów, pierników czy serników też dodajemy bakalie. Grejpfrut sprawdza się i jako dodatek do drinków i jako składnik produktów kosmetycznych. Także i w aromaterapii. Zapach tego owocu to składnik perfum unisex. Firmy kosmetyczne dodają ekstrakt do pomadek, błyszczyków, płynów do kąpieli i żeli pod prysznic. Ten owoc ma także działanie lecznicze - zawiera dużo witaminy C, obniża poziom cholesterolu, powoduje wzrost produkcji insuliny i zmniejsza poziom cukru we krwi, wykazuje także działanie antygrzybiczne.

A jak działa aromat grejpfrutowy?  Otóż bardzo pozytywnie oddziałuje na ludzki organizm. Jest to zapach bardzo świeży i orzeźwiający. Lekki i przyjemny. Łagodzi bóle głowy o podłożu migrenowym oraz nerwicowym. Uspokaja stres i napięcie, odpręża. Działa dodatnio na  system nerwowy człowieka. Same plusy. Zatem warto go kupić i używać by nasze życie było lepsze i przyjemniejsze.
8 kropelek olejku marki Pachnąca Szafa wystarczyło by w moim mieszkaniu zrobiło się przyjemnie i smakowicie. Na tyle kusząco, że po południu musiałam pójść do sklepu i kupić sobie dwa zielone owoce. To była niezwykle smaczna i zdrowa przekąska.
Zatem niech żyje grejpfrut i jego aromat.
Strona internetowa marki Pachnąca Szafa www.pachnacaszafa.pl
Profil firmy na fb https://www.facebook.com/PachnacaSzafa/?fref=ts