czwartek, 30 kwietnia 2015

Bogna Ziembicka "Bądź przy mnie"


Wydawnictwo Otwarte
data wydania 2015
stron 360
ISBN 978-83-7515259-3
Seria Droga do Różan tom IV

Naprawdę kocha się tylko raz

„Bądź przy mnie” to czwarty tom serii Droga do Różan pióra pochodzącej z Krakowa pisarki Bogny Ziembickiej. Poprzednie trzy również przeczytałam, ale bez wahania stwierdzam, że ten jest spośród nich najlepszy. W powieści mamy okazję śledzić dalsze losy uroczej pary Zuzanny Hulewicz i jej wybranka Joachima. Akcja książki obejmuje czas II wojny światowej i lata powojenne. A zatem lata trudne i bolesne, burzliwe dla dziejów Europy, świata i naszych bohaterów.
Wybuch wojny zastaje Joachima w Afryce. Pracując w faktorii znajdującej się na terytorium brytyjskiej Tanganiki ukochany Zazulki jest na ziemi wroga. Musi uciekać na tereny podległe Włochom, by nie trafić do niewoli. Nie jest to łatwe zadanie. Joachim musi nie tylko nie wpaść w ręce wroga, ale i przedrzeć się przez dzikie tereny nieprzyjazne człowiekowi. Opis jego ucieczki jest urzekający i dramatyczny. Autorka świetnie oddała afrykańskie realia, grozę sytuacji i dramat młodego człowieka, któremu niezbędnych sił dodaje uczucie do pięknej Polski. Zuzia wojnę przeżywa wraz z ocalałym synkiem Piotra – małym Stasiem. Para spotyka się raz w czasie wojennych zmagań w Krakowie, ale na drodze do ich szczęścia stoi tak wiele przeszkód. Czy uda się je pokonać? Czy wielka miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko co stanie jej na drodze – ludzkie słabości, wojnę i wszelkie inne zło?
Lektura tej książki to sama słodycz. To czytelnicza uczta dla tych, którzy lubią prozę obyczajową w najlepszym wydaniu. Autorka pisząc ten tom cyklu udowodniła, że zasługuje na tytuł mistrzyni. Wspaniale połączyła losy dwojga kochających się młodych ludzi na tle burzliwych dziejów świata. W życie Zazulki i Joachima wplotła wydarzenia autentyczne i postacie realnie istniejące. I napisała z pasją nie oszczędzając emocji, niespodzianek oraz niesamowitych wrażeń. Nie brak chwil dramatycznych, nie brak momentów, które wzruszają do łez. Czytając wydaje się, że nikt nie zasługuje na szczęście tak jak główni bohaterowie, że musi być na zakończenie happy end. I gdy już koniec kłopotów wydaje się bliski wciąż coś złego się dzieje, a na horyzoncie pojawiają się kolejne chmury i burze. Pomimo, że to romantyczna historia o miłości nie można zarzucić jej sentymentalizmu, słodkiej ckliwości i banalności. Jej bohaterowie to ludzie kochający się nad życie, ale i zarazem popełniający błędy, mający słabości i wady. Zasługują po ludzku na szczęście, ale los ich nie oszczędza.
„Bądź przy mnie” to książka o miłości, tęsknocie, zdradzie. To powieść, która pochłonęła mnie od samego początku. Zawładnęła mną i porwała na czas czytania. To lektura, która przeniosła mnie w inne realia historyczne, ale i pozwoliła przeczytać o najpiękniejszym z uczuć jakim darzą się ludzie. Zakończenie tej historii jest całkowicie inne niż się spodziewałam i oczekiwałam. Ten fakt sprawia, że z jeszcze większym utęsknieniem będę oczekiwać kolejnego tomu, który ma ukazać się jesienią tego roku. Gorąco polecam tę książkę na wiosenne dni, na czas, gdy najczęściej strzela Amor. Niech ta lektura będzie dopełnieniem wiosennego klimatu.

środa, 29 kwietnia 2015

Janusz Garbaliński "Dokąd zmierzamy?"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania wkrótce
stron 128
ISBN 978-83-7942-760-4


Garść niesztampowych opowiadań

Opowiadanie to według mnie forma trudna. By dobrze napisać trzeba zachować proporcje, w krótkiej liczbie słów zawrzeć wszystko co konieczne, by zainteresować czytelnika i przykuć jego uwagę.
Jestem właśnie świeżo po lekturze książki "Dokąd zmierzamy" pióra Janusza Garbalińskiego. Autora dotąd mi nieznanego, który napisał ciekawy wybór tekstów opatrzony interesującą i jak dla mnie bardzo wymowną okładką. Stadko owiec, które są w zwartej gromadzie od razu kojarzy mi się z ludźmi, którzy jak baranki zwykle wybierają to, co powszechne, a indywidualność nie znajduje w ich oczach uznania.

Te opowiadania są bardzo oryginalne. Choćby ze względu na ich pierwszoplanowych bohaterów. Są nimi kot, dziecko w łonie matki czy emigrant. Każdy utwór jest moim zdaniem przemyślany, dopracowany i pokazuje współczesną rzeczywistość lekko w krzywym zwierciadle. Od razu muszę napisać, że błyskawicznie doceniłam kunszt wyobraźni autora, jego pomysłowość, jego ciekawe spojrzenie na świat, na otaczającą nas bardzo dziwną, wręcz irracjonalną rzeczywistość, której często bardzo łatwo odmówić braku logiki i rozsądku. Akcja rozgrywa się np. w banku, który jest pokazany w sposób wyrazisty. Ale i prawdziwy. Tej instytucji nie zależy na dobru klienta. Tam każdy bywa ludzikiem, co przynosi zyski. Dziecko nie może zrozumieć dlaczego nie jest chciane i kochane przez oboje rodziców. Kot pokazuje czytelnikowi różne ludzkie oblicza od tych troskliwych po te nieczułe. Emigrant ucieka od polskiego bałaganu, chaosu, bezsensu. Dziwi go troska innego kraju o niego jako jednostkę. Bo u nas  przecież  o naszych się nie dba.
Lektura tych dziesięciu tekstów pokazuje bardzo realny, a zarazem brutalny świat jaki nas otacza, jego reguły gry, jego brzydkie strony. Nasze ludzkie wady i słabości, nasze wstydliwe oblicza.
Tę publikację czytałam z ekscytacją, z zaciekawieniem. Doceniłam warsztat autorski, doceniłam ciekawe pomysły, doceniłam wnikliwość obserwacji tego, co się wokół nas dzieje.
Teksty są napisane czytelnie, wyraziście z ukrytą puentą, która jest doskonale dopasowana.
Warto znaleźć czas na lekturę tej niezbyt grubej książki, a potem, to, co się przeczytało przemyśleć. Osobiście doszłam do bardzo ciekawych wniosków. Może i Wam się to zdarzy?

wtorek, 28 kwietnia 2015

Justyna Wydra "Esesman i Żydówka"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2015
stron 280
ISBN 978-83-7785-630-7

Ta miłość nie miała prawa wybuchnąć!

Amor się pomylił. Źle strzelił, albo strzelił w nieodpowiednim czasie. Ta miłość nie miała prawa się zdarzyć w ten czas. W czas wojny, kiedy ona i on należeli do nacji stojących po przeciwnej stronie barykady. Ba, kiedy jego naród zaplanował eksterminację jej pobratymców. Ta miłość wydaje się od początku była skazana na klęskę, chyba żeby... Chyba żeby najpiękniejsze z uczuć okazało się silniejsze niż wojna, mocniejsze niż totalitarna dyktatura, trwalsze niż zło...
Ta para to dwoje ludzi dobranych na zasadzie przeciwności. Jak woda i ogień, jak niebo i ziemia, jak raj i piekło. A jednak los na przekór, wbrew logice sprawił, że się spotkali w czasie wojny i to nie raz.
Debora i Bruno po raz pierwszy ujrzeli się na początku wojny w czasie kampanii wrześniowej. Toczyły się walki. Ona miała na celu stanowić zaplecze medyczne polskiej armii. On walczył i został ranny. Jego krew tryskała obficie z rany w nodze. Wymagał natychmiastowej pomocy. Ona, mimo, że był wrogiem mu ją przyniosła. Zatamowała potężny krwotok i tym samym uratowała mu życie. On miał okazję się jej odwdzięczyć. Pomógł jej ukryć się po ucieczce z transportu do obozu w Oświęcimiu. Gdyby nie Bruno Debora by nie dożyła końca wojny. Esesman pomógł jej z narażeniem własnego życia. Czemu? Z ludzkiego odruchu? By się odwdzięczyć? A może tchnęło go serce?
Odpowiedź znajdziecie już w powieści, która zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, bardzo się spodobała, wręcz rzuciła mnie na kolana. Jestem pod jej olbrzymim wrażeniem, a lektura zajęła mi tylko jeden dzień. Nie mogłam się oderwać od losów dziwnej pary. Czytałam pochłonięta pięknem fabuły, ciekawa rozwoju sytuacji. Wzruszona, pełna różnych myśli, analiz i refleksji. Stawiałam się na miejscu głównej bohaterki, utożsamiałam z nią, litowałam się na losem jej i jej narodu. A wreszcie szukałam odpowiedzi czy w czasie najgorszego z koszmarów autorstwa człowieka czyli wojny można zachować ludzką twarz, można nie stracić człowieczeństwa.
Tę historię nie sposób przeczytać a zarazem przeżyć bez ogromu, bez oceanu emocji. Książka z wojną w tle wydaje się niezwykle autentyczna w swoim przekazie. Ukazuje uczucie przez pryzmat zakazów i nakazów, jakie obowiązywały. On nie miał prawa jej nawet tolerować a co dopiero kochać, pożądać. Ona nie miała prawa istnieć. Mogła tylko wejść do komory pełnej gazu by oddać swe życie. 
Czytanie o tych dwojgu ludziach uświadomiło mi, że par nazwijmy je "zakazanych" było o wiele więcej. Miłość nie pytała o nację, o przynależność do tego czy innego obozu. Książka ukazuje siłę ludzkich uczuć, które, gdy są prawdziwe mają moc nie do pokonania. Ta powieść jest jedyna w swoim rodzaju, nietuzinkowa i warta polecenia. Dzieje się w czasach gdy walka dobra ze złem toczy się wyjątkowo drastycznie, burzliwie. Kiedy wydaje się, że zło jednak wzięło górę, jednak trwale zniszczyło ludzkie dusze, wykorzeniło z nich wszelkie odruchy człowieczeństwa. Pokazuje je przez pryzmat miłości, która walczy o przetrwanie, której czasem pomaga los. Zakwitające w duszach kobiety i mężczyzny uczucie zmusza ich do odrzucenia leku, ale i zasad, pozbawia bezpieczeństwa, naraża na śmierć. Ale i na przekór wszystkiemu trwa, walczy, kiełkuje, wzrasta. 
Piękna to lektura, niezwykła to książka o miłości. Propozycja warta polecenia, warta miana bestseller. Nie dziwią mnie wysokie oceny czytelników, rekomendacje blogerów. Naprawdę warto poświęcić jej czas. Polecam miłośnikom historii z wojną w tle i tym, którzy lubią książki o miłości, które nie są słodkimi romansidełkami.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Gabriela Gargaś "Droga do domu"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2015
stron 424
ISBN 978-83-7988-446-9

Niezwykła podróż

W życiu czasem bywa nam tak źle, że mamy ochotę uciec od rzeczywistości. Uciec i nigdy nie wrócić. Zamknąć za sobą trwale drzwi, spalić wszystkie mosty. Taka myśl wydaje się prosta w głowie, w realizacji już jest nieco trudniejsza. Mówi, się że podróże kształcą, poszerzają horyzonty, uczą, edukują. Niewątpliwie, podróże mają wiele zalet. Jedną z nich jest możliwość poznania samego siebie, druga to szansa do spojrzenia na swoje życie z dystansu, trzecią zaletą może być okazja do zmiany otoczenia, która bywa zbawienna. Reasumując: warto czasem rzucić wszystko w kąt, zdecydować się na ucieczkę od codzienności i wskutek takiego wyjazdu zmienić swoje życie. Tak właśnie zrobiły bohaterki najnowszej powieści Gabrieli Gargaś, autorki, w której prozie jestem zakochana od jej debiutu, której żadnej z wydanych książek nie przegapiłam.
Akcja powieści rozpoczyna się w małej miejscowości jaką jest Rodzinna. Tu mieszkają główne bohaterki powieści, a jest ich pięć. Każda z nich czuje, że nie jest szczęśliwa. Każdej z nich przydałaby się w życiu jakaś odmiana, by poczuć szczęście, by nabrać wiatru w żagle.
Związek Ewy z Pawłem się rozpada. On za dużo czasu poświęca pracy, ona czuje się porzucona i opuszczona. Kroplą, która przelewa czarę goryczy staje się Wigilia, którą Ewa musi spędzić sama. Alicja nie może pogodzić się ze śmiercią męża, który umarł wskutek zaniedbań lekarskich. Kobieta pragnie zemsty, ale i nie ma pomysłu na własne życie. Traci pracę, staje się bezrobotną, samotną matką, zgorzkniałą kobietą, która w duszy chowa jednak pewne marzenie. Chce napisać książkę, tylko w siebie nie wierzy. Tosia to kobieta starsza, mająca spory życiowy bagaż. Wychowuje wnuczkę, ale ma jeszcze w życiu pewien plan – odwiedzić przyjaciółkę i zrobić coś szalonego. Majka wnuczka Tosi stoi u progu dorosłości. Jej rodzice są na obczyźnie, gdzie pracują na lepsze jutro córki. Ona tego nie docenia, brakuje jej matki i za wszelką cenę chce wyjechać w świat. W tym wszystkim niedocenia pewnego młodzieńca, który stara się o jej względy. Matylda właściwie nie chce żyć, tylko nie ma odwagi skończyć ze sobą. Czuje się winna śmierci córeczki, która zginęła w wypadku samochodowym.
Każda z tych pań jest na życiowym zakręcie. Ich los odmienia podróż nad polskie morze, w którą wybierają się razem zdezelowanym busem...
Jeśli się Wam wydaje, że „Droga do domu” to jedno z wielu tuzinkowych czytadeł dla pań to jesteście w ogromnym błędzie. Owszem, prozie Gabrieli Gargaś nie można odmówić łatwości w odbiorze, ale to lektura z wielkim przesłaniem. To mądra i pouczająca książka podsuwająca receptę na odmianę swojego losu, która czasami jest w życiu niezbędnie potrzebna. Ta powieść pokazuje, co w życiu jest ważne, uczy nas doceniania tego, co już los nam ofiarował. Zawiera w sobie dużą dawkę pozytywnej energii i wprost kusi, by wznieść się w lot ku szczęściu. Być może czasem przed tym trzeba naprawić nasze skrzydła, ale warto. Gabriela Gargaś wyraziście kreuje sylwetki swoich bohaterek. Każda z nich jest inna, boryka się z odmiennym problemem. Ale każda ma szansę zmienić swój los na lepszy. Podróż, która może wydaje się w pierwszej chwili szalonym pomysłem, jest idealną receptą, świetnym bodźcem, który dodaje sił, który pozwala poznać samą siebie, który inspiruje do zmian. Czasem potrzeba w życiu choćby krótkiego oddechu od codzienności, by znaleźć się w wirze życia. Bohaterki Gargaś to robią i skutek okazuje się rewelacyjny.
Droga Czytelniczko może i ty smucisz się dziś i nie widzisz perspektyw na jutro. Może i Tobie wydaje się, że w Twoim życiu nie będzie już lepiej. Sięgnij zatem po książkę „Droga do domu”. Daj się jej ponieść i zajrzyj podobnie jak opisane kobiety w swoje wnętrze. Zrób coś szalonego, wyjedź choćby na jeden dzień, za ostatni grosz, by zobaczyć swoje życie z dystansu. Odkryj w sobie siebie. I żyj lepiej, piękniej i dąż ku szczęściu. Ono może drzemie bardzo blisko ciebie.



niedziela, 26 kwietnia 2015

Stosik kolejny - wystarczył jeden dzwonek do drzwi!

Wystarczył jeden dzwonek do drzwi Pana Listonosza i bach! Zrobił się stosik. Chwalę się, ale i pokazuje, jakich książek recenzji możecie spodziewać się w moich progach. Zatem:
- Lucyna Olejniczak "Hanka. Kobiety z ulicy Grodzkiej" od Prószyńskiego
- Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Upalne lato Gabrieli" od MG
- Krzysztof Więckiewicz "Krypta w Monachium" od Novae Res
- Janusz Garbaliński "Dokąd zmierzamy" j.w.
- Kamil Cywka "Bękart" j.w.
- Karmen Centina "Anielski wydziedziczenie" j.w.
- Hanna Kowalewska " Tam. gdzie nie sięga już cień" od Wydawnictwa Literackiego

A na czytnik dodałam:

sobota, 25 kwietnia 2015

Maciej Jadczak "Zagubione lwiątko"

Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 28
ISBN 978-8-7942-413-9

Z życia lwiej rodziny

Właśnie jestem po lekturze wspaniałej bajeczki, która będzie idealną propozycją dla najmłodszych dzieci. To książeczka pod tytułem "Zagubione lwiątko" opowiadająca o pewnej lwiej rodzinie w której skład wchodzą tata lew, mama lwica i sześć lwiątek - trzy dziewczynki i trzej chłopcy.  Lwia rodzina żyje sobie gdzieś w Afryce na skraju pustynnych dróg. Lwiątka jak to dzieci psocą, figlują, spędzają czas na beztroskich igraszkach. Oczywiście też przyprawiają rodziców o ból głowy swoimi zachowaniami. Tytułowym zagubionym lewkiem jest Krzyś.

Książeczkę czyta się rewelacyjnie. Rymowany tekst pieści ucho swoją melodyjnością i maluchom łatwo wpadnie w pamięć po kilkukrotnym przeczytaniu. To lektura bez przemocy, bez brutalności, za to pełna kolorów oraz wzorców edukacyjnych. Bajeczka niesie w sobie ważne przesłanie - na przykładzie zwierzątek ukazuje wzorzec rodziny, wzajemne relacje między jej członkami, a więc rodzicami i ich pociechami. Pokazuje jaką rolę odgrywają w niej dorośli i dzieci. Jakie kto ma miejsce, jakie obowiązki i prawa. Lekturka uczy i wychowuje. Przekazuje ważne dla najmłodszego czytelnika wartości. Jest pełna empatii i z pewnością trafi do małych serduszek.
Atutem przedstawianej publikacji jest nie tylko tekst. Wydawca wydał ją niezwykle starannie. Bajka ma twardą okładkę, co przedłuży jej żywotność i umożliwi wielokrotne wykorzystanie, jest niezwykle kolorowa. Barwy zachwycają, są prześliczne. Zresztą spójrzcie sami:
Ilustracje autorstwa Macieja Jadczaka są wspaniałe. Takie, jak kiedyś miałam przyjemność oglądać w literaturze dziecięcej gdy sama byłam małą dziewczynką z kucykami. Ta książeczka to nie tylko tekst, ale i druga jej część, którą jest kolorowanka. 
"Zagubione lwiątko" to ciepła, idealna dla dzieciaków książeczka, warta swojej ceny. Swojemu dziecku kupiłabym ją bez wahania. Polecam!

piątek, 24 kwietnia 2015

Stosik na balkonowe czytanie

Mama nadzieję, że tej wiosny chłodne dni już za nami. Teraz ma być już tylko ciepło, czas więc na czytanie w plenerze. Dzisiejszego poranka już sobie czytałam na balkonie. I mam nadzieję, że tak będzie coraz częściej. Aby nie przedłużać znów mi się nazbierał stosik. Oto co dostałam w papierze:
- Julie Lawson Timmer "Ostatnie pięć dni" od Prószyńskiego
- Gabriela Gargaś "Droga do domu" od Lubimy Czytać
- Justyna Wydra "Esesman i Żydówka" od Zysku
- Sara Magdalena Woźny "Tajemnice kawy" j.w.
- Maciej Jadczak "Zagubione lwiątko" od Novae Res
- Aleksandra Katarzyna Maludy "Rok 1863" j.w.

A na czytnik przybyły do mnie:





czwartek, 23 kwietnia 2015

Czy warto czytać? Czyli garść refleksji i myśli z okazji Światowego Dnia Książki

Czy warto czytać? Oczywiście.
Tu, gdybym przeprowadziła sondę mało kto byłby przeciwny temu stwierdzeniu. Ale jak podają statystyki czytamy mało, wielu z nas nie sięga wcale po książki. Ci, co czytają żyją pomiędzy światem realnym i literackim. Ta grupa pewnie podawałby kolejne argumenty na korzyść czytania. Ale ja, zagorzały mol książkowy od piątego roku życia, prowokacyjnie nakreślę tezy może dość kontrowersyjnie.

Uwaga: czytanie ma plusy i minusy.

Jak każda czynność na tym świecie, na tym łez padole. Owszem, czytać warto. To poszerza nasze horyzonty, to nas wzbogaca, edukuje, relaksuje, odpręża. Czytanie daje radość, a dobra książka może być receptą na chandrę, na zły humor. Książka daje możliwość ucieczki do innego świata. A jak się nam w nim nie podoba to możemy skupić się na innej lekturze. Długo mogłabym kreślić plusy bycia czytelnikiem. W tym momencie skłonię się w stronę minusów. Bo czytanie zużywa nasz wzrok. Czytanie też nas wydelikaca. Książki, zwłaszcza te dla kobiet, romanse i powieści obyczajowe, zwykle zapraszają nas do przeżycia historii z happy endem. Dużo czytając tego typu literatury można stać się jeszcze większym romantykiem i wrażliwcem. Wtedy brutalna rzeczywistość będzie w stanie dotknąć nas jeszcze bardziej. My sami zaś staniemy się lepsi, ale i może nam się wydać, że ludzie wokoło nas też będą się kierowali tylko dobrem. Tak w życiu nie jest , niestety!
Nie raz ktoś, komu na mnie zależy zwrócił mi uwagę, że to nie książka, to nie fabuła, tylko brutalna rzeczywistość, która czasem nie ma litości. Może gdyby więcej z nas czytało świat byłby lepszy, bardziej kolorowy. Może ludzie zastanowiliby się bardziej nad swoim życiem, docenili to, co dał im w prezencie los. Gdybać można, spierać się można, dyskutować też. Mnie nie pozostaje nic innego jak stwierdzić, że mimo iż czytanie ma moim zdaniem i plusy i minusy czytać zawsze będę. Bo lubię, nawet, gdy ma ono powiedzmy tak potocznie skutki uboczne. Zatem Kochani wracam do bardzo interesującej powieści, którą już kończę. Molom książkowym życzę z okazji Dnia Książki wspaniałych lektur, wydawcom zysków i sukcesów, autorom weny, weny i samych bestsellerów.

środa, 22 kwietnia 2015

Tadeusz Dołęga-Mostowicz "Znachor"


Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 336
ISBN 978-83-7779-197-4

Perełka klasyki, która mnie zachwyciła!

Naprawdę wyjątkowo zdradzam moją opinię w tytule. Tym razem tak zrobiłam. Ale to wyjątek, uprzedzam na przyszłość. Dziś polecam Wam książkę, którą też co u mnie dość niezwykłe przeczytałam drugi raz. Moja ocena jej nie uległa zmianie. Tak samo jako nastolatka się nią zachwyciłam i wychwalam ją pod niebiosa. Moim zdaniem ta powieść ma same plusy, żadnych minusów się nie dopatrzyłam. 
Czasy pierwszej połowy XX wieku, okres dwudziestolecia międzywojennego. Warszawa i wielki świat. Sława medycyny, znamienity chirurg i jego losy, dramat zdradzonego mężczyzny, którego zdrada tak boli, że się w niej zatraca. Nie pragnie zemsty, raczej chce zapomnieć, po to sięga po ciosie od żony po alkohol. I w tym miejscu jego życia los mu pomaga. Zsyła zdarzenia, które kończą się amnezją. Niepamięć daje mu pewną dozę szczęścia. Doktor Wilczur pracuje fizycznie, błąka się po Polsce i Litwie, nie wie kim jest. I dzięki łutowi szczęścia staje się Antonim Kosibą, nie grozi mu już kara za włóczęgę, ale.. I tu ani słowa więcej o fabule.
Kto nie czytał, niech odkrywa treść w trakcie lektury. Kto oglądał film, niech zapomni i zasmakuje w książce. Co lepsze: bycie widzem czy czytelnikiem nie powiem. Tym razem po prostu nie wiem.

"Znachor" to proza doskonała. To książka mądra i wzruszająca. To historia po prostu dobrego człowieka o złotym sercu, którego nie zmieniło bogactwo, sława i rozgłos. Bo jemu zależało na rodzinie, bo woda sodowa nie uderzyła mu do głowy, bo po prostu miał klasę. I coś jeszcze - bo był lekarzem i człowiekiem w jednym. Bo chciał przede wszystkim pomóc, a nie się wzbogacić. Tę powieść serwowałabym obowiązkowo studentom medycyny i lekarzom. Może w jakimś liczykrupie i pseudomedyku odezwało by się sumienie. 
Ktoś może oceni tę książkę jako nierealną, bajkową, nieżyciową, oderwaną od rzeczywistości. Czyż świat nie powinien być dobry? Czy takich ludzi jak profesor Wilczur nie powinno się cenić i kochać? To my dziś stoimy na głowie, dlatego będę ostro protestować przeciwko takim zarzutom jak powyższe. 
To też książka o miłości, o przemianie ludzkich serc, o walce dobra ze złem który toczy się chyba od stworzenia świata. Czytając płakałam, mocno ściskałam kciuki za pewną parę, oderwałam się od rzeczywistości. Byłam gdzie indziej, byłam wśród bohaterów których obdarzyłam sympatią. 
Na pochwałę zasługuje warsztat literacki Autora, kunszt języka i stylu. Wspaniała relacja z procesu sądowego, rewelacyjne wystąpienie adwokata Korczyńskiego. 
Gdy uczęszczałam do liceum tej powieści nie było na liście lektur szkolnych. A szkoda! Jest tego warta. Gorąco polecam tę i inne książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Są rewelacyjne. Warto je znać, warto się w nich zaczytać.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Allie Larkin "Zrządzenie losu"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 376
ISBN 978-83-7961-186-7

W cudzej skórze

Sięgając po książkę pióra Allie Larkin nie miałam żadnych oczekiwań. Ta powieść wydawała mi się być lekturą lekką i przyjemną, idealną dla relaksu i zapomnienia o prozie życia. Początek to potwierdził, ale szybko zaczęłam odczuwać, że to czytadło to nie lekka „babska” proza, ale książka prezentująca coś o wiele więcej. To lektura mądra, mająca swoje ważne przesłanie i niebanalną treść.
Jenny Shaw, główna bohaterka, ma – na pierwszy rzut oka - bardzo poukładane życie. Pracuje jako referent w korporacji, nie zarabia jednak sporych pieniędzy, jest w związku partnerskim, który wydaje się być już na bardzo poważnym etapie. Jenny i jej chłopak zaczęli nawet odkładać fundusze na wymarzony dom, a w wolnych chwilach obmyślają imiona dla swoich przyszłych pociech. Ślub wydaje się być już tylko formalnością. Jenny jest przekonana, że wkrótce na jej palcu pojawi się zaręczynowy pierścionek z brylantem. Dziewczyna ma tylko wyjechać w niedługą podróż służbową, a potem spędzić mile czas w spa ze swoim wybrankiem serca. Gdy Deagan odwozi ją na lotnisko następuje wielkie trzęsienie ziemi. Słowa, które padają w samochodzie wywracają życie Jenny do góry nogami. Deagan oświadcza, że kocha inną. Jenny załamana odlatuje zapominając o własnym bagażu. W hotelu, gdy zrozpaczona chce zaszyć się w pokoju przez przypadek zostaje wzięta za kogoś innego. Za kobietę bardzo podobną do niej z wyglądu, za Jessie Morgan. I nagle w świecie Jenny wszystko się zmienia, a ona sama wchodzi w obcą skórę. Wprawdzie chce powiedzieć „to nie ja”, ale okazja zbyt mocno kusi...
Na samym początku wydawało mi się, że ta historia będzie nijaka i smutna, że będzie użalaniem się porzuconej dziewczyny, która marzyła o pięknym ślubie, z którego nic nie wyszło. Tak nie jest. To nie jest powieść banalna, pełna stereotypów i rozwiązań wykorzystanych w wielu już wcześniej napisanych książkach. Postać głównej bohaterki zaciekawia. Coraz bardziej intryguje, gdy coraz lepiej ją poznajemy. Jenny to niezwykle wrażliwa dusza, która nie jest przebojową młodą kobietą pędzącą bez wahań po sukces. Jenny nie jest też słabą kobietką, która chce uwiesić się na ramieniu mężczyzny za wszelka cenę i niech się dzieje co chce. Jej młodość nie była beztroska i słodka, nie była czasem podboju świata i brylowaniem w gronie przyjaciółek. Skomplikowana sytuacja rodzinna nauczyła Jenny radzenia sobie samemu z problemami. Matka alkoholiczka skazała dziewczynę na bycie na uboczu, na ostracyzm towarzyski. Czytając o tych zdarzeniach współczułam naszej bohaterce i narodziła się we mnie spora sympatia ku niej. I lubiłam ją coraz bardziej, a ona sama przechodziła wielką metamorfozę, odkrywała swoje wnętrze i odnajdywała się w świecie, który ją otaczał.
Książkę czyta się lekko, przyjemnie i z zaciekawieniem. Autorka porusza w niej zwyczajne życiowe problemy. Uwrażliwia na samotność, brak pokrewnej duszy, na ból zamknięcia się w sobie. Lektura uświadamia, że jeśli coś w życiu się kończy, to pojawiają się jednocześnie nowe szanse, otwierają się inne drzwi. Nie można automatycznie się załamać, choćby taka droga wydawała nam się jedyną możliwą. Warto znaleźć dystans do siebie, warto spojrzeć na siebie z boku, nawet oczami kogoś innego. Wtedy właśnie można lepiej poznać siebie, swoje oczekiwania i znaleźć właściwą drogę ku temu co szczęściem zwą.
Szukającym oryginalnej powieści obyczajowej polecam powieść Larkin. Warto spędzić z nią czas, warto poznać Jenny i spojrzeć na jej perypetie. Trzeba uwierzyć, że można odmienić swoje życie, realizować marzenia i plany oraz żyć tak, jak pragniemy.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zdzisław Brałkowski "Syberia. Inny świat"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 236
ISBN 978-83-7942-670-6

Syberyjskie wspomnienia 

O Syberii i z Syberią w tle przeczytałam już całkiem sporo książek. Były to albo książki podróżnicze, albo wspomnienia zesłańców, którzy na syberyjskie bezdroża trafili przymusowo. Tym razem zagłębiłam się w lekturę zdecydowanie inną. Na Syberię trafiła grupa młodych Polaków wraz opiekunem i tłumaczką . Była druga połowa lat osiemdziesiątych. Komunizm upadał, pierestrojka się zaczynała, a polska młodzież wyjechała w ramach wymiany rówieśników do pracy. Jak to dziś dziwnie brzmi! Książka o której pisze jest autorstwa opiekuna grupy, który z młodymi ludźmi w ochotniczym hufcu pracy przepracował prawie dwadzieścia lat. Reasumując Pan Brałkowski napisał lekturę jedyną w swoim rodzaju w której dzień po dniu opisuje perypetie swoje i swoich podopiecznych. Ta relacja jest naprawdę ciekawa, autentyczna i pełna niespodzianek. Pokazuje realia na samym początku transformacji i przed czytelnikiem odkrywa Syberię jako bardzo egzotyczne miejsce do życia. Choć już rządzi Gorbaczow i rozpoczęły się przemiany w Związku Radzieckim to w owym sowchozie kobiety uważają podpaski czy watę za ogromny luksus, jada się inaczej niż w Polsce, a do jajecznicy dodaje się kaszy. Praca w polu jest ciężka, a ciepła woda dla wszystkich to coś, o co trzeba się kłócić. 
Na Syberię trafia młodzież z dobrych domów, starannie wyselekcjonowana, w wielu przypadkach nienawykła do żadnej pracy. A tu trzeba zakasać rękawy, zmagać się z upałem i słońcem, no i wykorzystać siły fizyczne. Jedni grymaszą, inni się buntują, Autor moim zdaniem świetnie sobie z grupą radzi. No cóż, dziś taki wyjazd rekomendowany byłby jako szkoła przetrwania. 
Książka napisana jest bardzo przyjemnie i lekko. Czyta się ją z przyjemnością. Ukazuje ona oblicze komunistycznego kraju, jego absurdy, jego minusy, ale i plusy, choć tych mniej. Autor jest w swojej relacji bardzo wnikliwym obserwatorem tego, co się wokół niego dzieje. I o tym pisze z pewną dozą dystansu i dużą dawką humoru co odbija się pozytywnie na jakości książki.
Relacja z Syberii, oraz z podróży jest pełna przygód, zabawnych sytuacji, młodzieńczego śmiechu i beztroski. Umożliwia poznanie innej części świata, może dla nas zacofanej i niepostępowej, ale jakby nie patrząc intrygującej. Były takie czasy, które ja znam z podręczników do języka rosyjskiego pełne obozów pionierów - Artek, zmian warty, odznaczeń. Dzięki książce je sobie przypomniałam, a ci, co ich nie znali mogą je odkryć. 
Lektura bardzo mi się spodobała, miło zapisała mi się w pamięci dlatego ją polecam. Autor potrafi zaciekawić, skupić uwagę na swojej relacji. Świetny pomysł na książkę, doskonała podróż w czasie i przestrzeni.

sobota, 18 kwietnia 2015

Patrycja Koza "Nina Baksik i jej zwariowane 13"


Wydawnictwo Novae Res
data premiery wkrótce
stron 128
ISBN 978-83-7942-717-8
Rok z życia gimnazjalistki
Ach, mieć znowu trzynaście lat! Być na progu dzieciństwa i dorosłości. Stać sobie pomiędzy życiem beztroskim i tym na poważnie można tylko raz. Potem już zostają książki by poczuć jak to jest znów być podlotkiem. Właśnie dlatego sięgnęłam po tę pozycję. By sobie przypomnieć ten okres życia, by znów stać się młodą damą, której pstro w głowie. Konkludując dojrzałe kobiety też mogą czytywać literaturę młodzieżową i może dawać im to radość.
Wróćmy do książki. Otóż jest ona z półki młodzieżowej. Przedstawia rok z życia Niny, sympatycznej gimnazjalistki, która jest troszkę szalona i podstrzelona, ale wolno jej. Ten wiek ma swoje prawa. Nina wkracza w nową szkołę po ukończeniu podstawówki, spotyka w niej starych i nowych rówieśników. No i zaczyna dojrzewać. Interesować się płcią przeciwną, flirtować, żartować. Podrywać samej i dawać się podrywać innym. Jest troszkę dzieckiem, troszkę kobietą. Dojrzewa, dorasta, powoli będzie zmieniać się jej pogląd na świat. Nina opisuje przeżycia z pierwszej klasy gimnazjum i wakacji po niej. Pisze jak na nastolatkę przystało językiem potocznym, właściwym jej grupie wiekowej. Także nie spodziewajcie się tu kwiecistej książki. Tylko taka forma jak jest daje autentyczność przekazu i pozwala zajrzeć do świata współczesnych nastolatków. On się zmienia, różni od tego w którym ja żyłam, ale jest i tak kolorowy i beztroski. O ile troską można nazwać problemy typu - on na mnie spojrzał!
Nina opowiada o szkole, przyjaciółkach, relacjach z rodziną i siostrą, o swoich marzeniach, pierwszych porywach serca. W swej relacji jest szczera i prostolinijna. Ma swoje marzenia, ma plany, ale i często sama nie wie, czego chce. Jak to nastolatka. Ninę łatwo polubić, a ona sama siłą rzeczy przypomniała mi moje młode czasy. I choćby właśnie dla tych wspomnień warto przeczytać tę książkę. Lektura świetnie oddaje klimat nastoletniego świata, jest napisana spontanicznie, nieco chaotycznie, żywiołowo. Jest dokładnie taka jak jej bohaterki i bohaterowie. Wolno jej. Wszak trzynaście mieć lat jest cudownie i bez zobowiązań. W Ninie odnalazłam sporo siebie z tamtych dni. Jednym słowem książka spodobała mi się, zachęciła do wspomnień. Polecam i tym w wieku Niny i tym w wieku jej mamy.

Grzegorz Kozera "Króliki Pana Boga"


Wydawnictwo Dobra Literatura
data wydania 14 kwietnia 2015
stron 256
ISBN 978-83-64184-17-8

Z piekła przez czyściec, do nieba?

Już po raz trzeci sięgnęłam po książkę Pana Grzegorza Kozery. Autora, którego bardzo cenię, który moim zdaniem pisze wybitnie, dojrzale, doskonale, ma świetny warsztat, kreuje wspaniałe fabuły i potrafi pisać przystępnie i lekko o czasach bardzo bolesnych, trudnych i tragicznych. Jego najnowsza powieść nawiązuje do książki "Berlin, późne lato", którą jakiś czas temu czytałam, a moją recenzję możecie poznać pod linkiem http://cudownyswiatksiazek3.blogspot.com/2014/03/grzegorz-kozera-berlin-pozne-lato.html . Ta powieść zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i dlatego też sięgnęłam po "Króliki Pana Boga", która jest w pewnym sensie z nią związana. Na jej kartach znów spotykamy Halinę, kobietę, którą latem 1943 roku ukrywał w swoim domu pewien Berlińczyk pisarz Otto. 
 
Minęły dwa lata, jest rok 1945. Wiosna, kończy się wojna. Trwają jej ostatnie dni. Wiele niemieckich terenów zajęli już wrogowie Hitlera. Zostały wyzwolone obozy. Tysiące więźniów odzyskało wolność. Wśród nich jest Halina, która w obozie przeszła najgorsze dla kobiety piekło oraz Honza mały chłopiec pochodzący z czeskiego Cieszyna o korzeniach czesko-polsko-żydowskich. Wolny stał się również Adam przymusowy robotnik w niemieckim gospodarstwie rolnym. Gdy wraca ku polskim ziemiom spotyka na swej drodze Honzę, razem trafiają do szpitala, bo chłopiec jest poważnie chory. Do ich kompanii dołącza Halina. Kończy się wojna, a nasi bohaterowie chcą wrócić do ojczyzny. Goni ich czas, bo sytuacja najmłodszego z ich grupy się poważnie komplikuje...
 
To powieść, która bardzo mocno chwyciła mnie za serce. Wzruszyła i uświadomiła, że wojna to olbrzymia niszczycielska siła, dzięki której zło królowało w trakcie jej trwania, a ona sama zostawiła po sobie jeszcze tragiczną spuściznę. Zniszczyła wiele istnień ludzkich, ale i tym którzy przeżyli zrujnowała życie. Postać Haliny tym razem nie jest na pierwszym planie. Ustępuje miejsca Honzie i Adamowi. Ale są momenty, gdy nasza bohaterka się zwierza. Czyni to z dużą trudnością. Z jej ust wypływa potok słów, które przerażają. Halina opowiada jak bardzo zbrukał jej godność kobiety obóz. Jak bardzo ją tam skrzywdzono. Zdecydowanie bardziej duszę niż ciało, choć i ono mocno ucierpiało. Kobieta zastanawia się jak dalej będzie żyła. Bo żyć z takim brzemieniem jest potwornie trudno. Zastanawiam czy się kiedykolwiek da! Czy mogą zagoić się pewne rany? 
 
Książka to opowieść o drodze do domu i o walce z nieubłaganym czasem, walce o życie. Wielu ludziom żyjącym wiele lat po 1945 roku wydaje się, że nie tak powinni zachowywać się ludzie po ogłoszeniu niemieckiej kapitulacji. Że powinna być radość niczym ta pokazana w serialu "Czterej pancerni i pies". Nic bardziej mylnego. Ten film przekłamał mocno prawdę i omamił swoją propagandą ludzi. Było tak, jak opisał Pan Kozera. Było ciężko i trudno. A w strefie radzieckiej działo się nadal wiele zła ze strony wojska. Świat nie zmienił się po podpisie na akcie kapitulacji jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Książka "Króliki Pana Boga" to doskonale obrazuje. 
W mojej głowie nagromadziło się po jej lekturze tak wiele emocji, tak wiele myśli, że mogłabym pisać o niej bez końca i to w samych superlatywach. 
Autorowi udało się stworzyć niezwykłą fabułę, wyraziście przemawiającą do czytelnika, którą doskonale przedstawia czas powrotu po wojennych dniach do ojczyzny. Kreując postacie trójki tułaczy pisarz pokazuje ludzkie dramaty jakie są "dziedzictwem" szaleństw Hitlera, który zburzył światowy pokój. Zginęło ponad 6 milionów Polaków, a ilu wśród tych  co przeżyli było w stanie wrócić do normalności, ile osób przetrwało ciałem, ale ich dusze zostały zranione na zawsze, ilu z ocalałych zmarło psychicznie, ilu nie potrafiło zapomnieć? 
Bardzo piękna to powieść i taka przy której łzy same płyną. To literacki dokument, to książka świadek. To lektura, która może być doskonałą lekcją historii. Autor pisze lekko i prosto o sprawach bolesnych i trudnych. Przedstawia je bardzo naturalnie, prawdziwie. Nie podnosi tonu do patosu, ale przemawia do czytelniczych dusz bardzo skutecznie. Po lekturze czułam się zmęczona prawdą o tamtych czasach. Przytłoczona nią i pełna litości dla ludzi, których symbolami są bohaterowie powieści. Takich Halin, Honzów i Adamów były tysiące. Zakończenie wywołało u mnie czytelniczą ciekawość jak dalej potoczą poznanych postaci, jak poradzą sobie one z bagażem wojennych traum i jak ułoży się ich życie w innej niż przedwojenna Polsce. Być może Pan Grzegorz napisze o tym kolejną książkę.
"Króliki Pana Boga" chwalę bardzo mocno. Za treść, ale i za świetnie dobrany tytuł. Za dialogi i opisy. Za styl i język. To książka o miłości, okrucieństwie wojny, przyjaźni, cierpieniu, ale i odruchach człowieczeństwa, które nawet najstraszniejsza wojna nie jest w stanie wykorzenić. 
Gorąco polecam jej lekturę. Perfekcyjna proza, doskonała, ambitna literatura dla każdego.

piątek, 17 kwietnia 2015

Stosiszcze książek ciekawych

Nazbierało się. Nanosił się listonosz i kuriery. Ból głowy, gdzie poskładać też jest. Ale i serce się cieszy, bo tyle stron do czytania, tyle emocji i wrażeń. Część z tego stosiska już przeczytałam, ale większość czeka na swoją kolej. Mam nadzieję, że poczytam już na balkonie lub ławce na powietrzu. Zatem przedstawiam nowe nabytki mojej biblioteki:
od góry:
- Joanna Kupniewska "Dysonanse i harmonie" od Novae Res
- Magdalena Kordel " Tajemnica bzów" od Znaku, Autorki i Lubimy Czytać
Allie Larkin "Zrządzenie losu" od Lubimy Czytać
- Antony Beevor, Artemis Cooper "Paryż wyzwolony" od Znaku
- Jerzy Szczudlik "Toskańska zagadka" od Novae Res
- Aldola Szukalska " Herstory" j.w.
- Grzegorz Kozera "Króliki Pana Boga" od Autora i Dobrej Literatury
- Diana Gabaldon "Obca" od Lubimy Czytać
- Patrycja Koza "Nina Baksik i jej zwariowane 13" od Novae Res
-Matylda Man "Męża poproszę" od Prószyńskiego
-Tadeusz Dołęga-Mostowicz "Znachor" od MG
-Aleksandra Kowalska" Mgła nad Bosforem" od Novae Res
- Jacek Bukowiecki " Żółty sweterek" j.w.
Eliza Orzeszkowa " Pamiętnik Wacaławy" od MG
a na czytnik przybyły:



środa, 15 kwietnia 2015

Mikołaj Grynberg "Oskarżam Auschwitz"


Wydawnictwo Czarne
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-7536-565-8
Seria : Poza Serią

O pokoleniu, które miało się nie narodzić

Założenia Hitlera odnośnie narodu żydowskiego były jasne i klarowne. Żydzi mieli ulec całkowitej eksterminacji. Żadna osoba tejże narodowości nie miała ocaleć. Po to zwożono tysiące Żydów do komór gazowych, po to osadzano ich w gettach, po to mieli nosić na rękawie opaski mówiące kim są. Faszystom nie udało się jednak w pełni zrealizować straszne plany. Nie wszyscy Żydzi zginęli. 9 maja 1945 roku wielu z tej nacji odzyskało wolność. Wyzwolenie nie oznaczało jednak szczęścia. Otworzyły się bramy obozów koncetracyjnych, ale nie uleczono dusz ich więźniów. Wiele serc już nigdy nie miało zaznać spokoju i radości z końca wojny, gdyż ta zatruła ich serca doszczętnie i na zawsze. Po wojnie życie powoli wracało do zwykłego trybu. Ludzie budowali swoje domy, podejmowali pracę, odnajdywali zagubione w wojennej zawierusze rodziny. Brali śluby, rodziło się nowe pokolenie. Także ci, którzy przeżyli piekło obozu stawali się rodzicami. Mieli synów i córki. Tylko czy tak mocno naznaczeni ludzie mogli wieść normalne życie rodzinne? Czy byli w stanie kochać dzieci i dawać się im kochać? Czy umysły zaprzątnięte złem wojny, skażone jej truciznami mogły oddawać się w pełni rodzicielstwu, tak jakby wojny nie było?
Niestety najczęściej nie. Oczywiście zdarzały się nieliczne wyjątki, ale zwykle wojna pozostawiała w umysłach tych, którzy przeżyli trwałe zmiany, które stały na przeszkodzie normalności. Narodziło się więc powojenne pokolenie, które nadal odczuwało piętno strasznych dni, które odeszły już do przeszłości. To pokolenie miało się nienarodzić. Przyszło na świat, ale przeszła tragednia położyła się cieniem na ich życiu. O takich właśnie ludziach, o dzieciach ofiar holocaustu traktuje książka Michała Grynberga. Autor oddaje im głos, skłania do zwierzeń, do rozmów, by pokazać jak daleko sięgnęły macki zakończonej już najstraszniejszej z wojen. Spotkania z dziećmi Żydów ocalałych z piekła wojny mają miejsce w różnych miejscach globu – Warszawie, Nowym Jorku i Tel Awiwie. Ich rodzice przeżyli, ale oni sami zwykle utracili jakąś część swojej rodziny – wujków, ciotki, babcie, dziadków. Łaczy ich fakt, że ich narodziny to w pewnym stopniu cud, który miał nie nastąpić. Autor przeprowadza z nimi rozmowy, z których bije ból, łzy, tragedie. W nich opowiadają oni o tym, jak to jest być dziećmi ludzi, których ciała przeżyły, ale dusze w dużej mierze, bądź całkowicie umarły w okresie Zagłady. Wojenne doświadczenia stały się piętnem nieusuwalnym, którego nie leczy nawet upływ czasu. To nie jest łatwa lektura. Nie można jej czytać bez współczucia, bez litości, bez złości na tych, którzy to piekło spowodowali. Poruszane tematy często są z kręgu tabu. Nie wszędzie o nich wypada mówić. Zwykle się milczy, bo wstyd, bo nie wypada, bo nie trzeba rozdrapywać ran. Mówi się o tych sprawach odważnie i bez osłonek tylko w wąskim gronie. W książce Grynberga głosy rozmówców łaczą się w odważny i mocny ton. Wyraźnie wołają pokazując i zwracając uwagę na dramat pokolenia ich rodziców i ich samych. Wyjątkowa to publikacja, książka świadectwo, odwołująca się do ludzkiego sumienia, apelująca o zrozumienie, ale i grzmiąca, by już nigdy nie dopuścić do wojennego piekła. Warto się z nią zaznajomić, poznać konkretnych ludzi wyłaniających się z wielotysięcznego tłumu. Ta lektura to podobnie jak literatura obozowa dokument czasów, kiedy ludzie utracili swoje człowieczeństwo w imię chęci władzy absolutnej. Publikacja godna poznania. Interesująca lekcja XX-wiecznej historii.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Paweł F. Nowakowski "Maryja. Biografia Matki Bożej"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 320
ISBN 978-83-2403-216-7

Opowieść o Niepokalanej

W swoim życiu przeczytałam już mnóstwo biografii: sław mniejszych i tych najwyższego formatu. Mistrzów różnych dziedzin – muzyków, sportowców, pisarzy, aktorów, polityków, członków rodów królewskich i zwykłych śmiertelnicy. Ale biografia, którą przeczytałam ostatnio jest inna. Jest to biografia jednej z bardziej znanych kobiet na świecie. Kobita, żyjąca dawno temu, której nikt nie sfotografował, ani nikt z jej współczesnych nie namalował. Nie wiadomo jak dokładnie wyglądała, jaki miała kolor oczu czy włosów. Czy była niska czy wysoka, szczupła czy tęższa. Ale mimo to wielu malarzy żyjących później od niej namalowało ją na tysiącach obrazów. O kim mowa? O Matce Boskiej, Żydówce o której napisano na kartach Piśma Świętego. O Matce Boga i ludzi, o tej, która uznawana jest przez wielu wyznawców za Królową Świata, o tej, do której modlą się codziennie miliony wiernych na całym globie.
Napisania tej książki podjął się Paweł Nowakowski - historyk, teolog, współpracownik TVP Historia. Człowiek mający odpowiednie ku temu wykształcenie, ale i ktoś bardzo odważny. Bo stworzyć rzetelną biografię Miriam jest dość trudno. Trzeba się nie lada napocić, by powstała książka wyczerpująca, rzetelna i dogłębnie traktująca o tej kobiecie. Stworzenie tej publikacji wymagało z pewnością wielu godzin studiów, pracy, ślęczenia nad źródłowymi tekstami. Efekt jest godny pochwały. Lektura spełniła moje oczekiwania. Bywały chwile, gdy czytałam o tym, co już wiedziałam, ale i nie brakło momentów, gdy odkrywałam nowe nieznane mi tajemnice. Poznawałam informacje, o których nie miałam pojęcia. Dzięki lekturze przybliżyłam sobie realia życia współczesnych Jezusowi ludzi. Poznałam fakty historyczne istotne dla dzisiejszego obszaru Ziemi Świętej. Pogłębiłam wiedzę religijną i odkryłam kilka odpowiedzi na nurtujące mnie pytania związane z osobą Matki Kościoła.
Czas spędzony nad książką przeszedł bardzo szybko, uleciał jak ptak. Mimo trudnego chwilami tekstu przyswajałam zawarte w nim informacje dość łatwo. Podano je przystępnie, opatrzono przypisami. Autor sięgnął nie tylko do Starego i Nowego Testamentu, ale i do apokryfów i Protoewangelii. Wszystko po to, by jak najczytelniej wyjaśnić wszystkie fakty związane z życiem Bożej Rodzicielki. Spojrzenie pisarza nie ogranicza się tylko do postrzegania Matki Jezusa przez katolików, ale i dosięga tego jak patrzą ma nią inne religie i narody. Autor stara się ukazać interesującą go postać i od strony czysto ludzkiej i z punktu widzenia człowieka wybranego przez Boga. Lektura pogłębia wiarę, zmusza do zastanowienia nad jej aspektami, skłania do refleksji nad rolą kobiety w Bożych planach, nad realiami życia płci pięknej dawniej i dziś. Jest to książka godna polecenia i poznania. Przybliża postać niezwykłej kobiety, ukazuje jej pokorę, głęboką wiarę i zaufanie. Wskazuje drogę ku Bogu i daje receptę jak Mu bezwzględnie zawierzać. Wpatrzenie w Maryję daje wskazówki jak dążyć ku niebu. Publikację polecam jednak nie tylko osobom wierzącym, ale i zainteresowanym historią sprzed wielu wieków i tym, których interesują wyjątkowe osobowości.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dorota Schrammek "Stojąc pod tęczą"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2015
stron 208
ISBN 978-83-7943-627-9
Seria Leniwa Niedziela

W życiu nie wolno niczego odwlekać

Życie - ile jest nam go dane, tego nie wie nikt. Statystyki podają, że żyjemy coraz dłużej, medycyna coraz lepiej radzi sobie z różnymi chorobami, ale mimo to często odchodzą ludzie młodzi. Mówi się, że ich śmierć jest niepotrzebna, że mogli jeszcze trochę żyć, że ich płomień mógł jeszcze się palić. Nie znamy chwili naszego odejścia, a zarazem mnóstwo rzeczy w życiu planujemy. Snujemy marzenia o pracy zawodowej i życiu prywatnym. Stawiamy sobie różne cele oraz zadania i dążymy do ich realizacji. Niektóre rzeczy odkładamy na później, myśląc, że mamy jeszcze na nie czas. Nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Bo życie bywa czasem zbyt krótkie i nie powinno się w nim niczego ważnego odwlekać.
Powyższe zdania są może utrzymane w podniosłym, refleksyjnym i nieco smutnym klimacie, ale właśnie w taki wprowadziła mnie najnowsza powieść wydana w serii Leniwa Niedziela. Tym razem jest to książka polskiej autorki, która mieszka nad polskim morzem i publikuje opowiadania oraz reportaże w prasie kobiecej – Doroty Schrammek. Lektura zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, którego się nie spodziewałam. Najkrócej mówiąc to książka o życiu i śmierci, a jej bohaterkami są cztery kobiety, które różni bardzo wiele, a łączy miejsce pracy. Patrycja, Magda, Aneta i Jagoda pracują w szczecińskiej agencji nieruchomości. Okładkowy opis podaje, że są przyjaciółkami. Cóż, to mnie nieco zirytowało, bo nie łączy ich zbyt głęboka przyjaźń, nie znają się długo, a najczęściej spotykają się w miejscu pracy. Dopiero choroba jednej z nich zacieśnia ich więzy. Patrycja jest sama wskutek doświadczeń z dzieciństwa związanych z ojcem tyranem i perfekcjonistą. Jej współlokatorem jest dog niemiecki, bez którego jego opiekunka nie wyobraża sobie życia. Magda jest typową „córeczką tatusia” co jej bardzo ciąży. Ma dość nadopiekuńczego taty i podawania wszystkiego w życiu na tacy. Aneta to żona i mama trzech chłopców, której życie biegnie w wirze domowego kołowrotu, masy obowiązków i pracy domowo-zawodowej. Jagoda ma męża i kochanka. Dla tego drugiego chce porzucić męża artystę. Aż pewnego dnia jedna z tych kobiet dowiaduje się, że jest bardzo poważnie chora, a choroba jest śmiertelna...
Ta książka bardzo mi się spodobała, choć miałam problemy z jej skończeniem. Trudno mi było czytać jej końcowe strony, bo ryczałam jak bóbr. I tu od razu doradzę, by zasiąść do niej z paczką chusteczek. Nie jest to powieść błaha, nie jest to lektura, którą polecę tylko dla relaksu, nie jest to propozycja, którą można poznać bez echa, przeczytać i zapomnieć. To literatura kobieca, która pozostawia w czytelniczkach ślad, która zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem. W jej treści poruszane są takie tematy jak miłość, odpowiedzialność, wierność, przyjaźń. Lektura uświadamia, jak ważny jest nasz każdy dzień, jak wiele dobrego i złego możemy w nim uczynić. Ile błędów popełnić, a ile naprawić. Ważne, by tych napraw nie odwlekać, ważne by zastanawiać się nad swoimi krokami, bo kiedyś może się okazać, że na poprawki jest po prostu za późno. Nie jest to gruba książka, ale niezwykle treściwa.
To ciekawa propozycja dla lubiących ambitną prozę obyczajową. Książka poruszająca do głębi, która uświadomiła mi cenną myśl – śmierć jest tylko drzwiami do nowego życia, czasem trudno te drzwi otworzyć, ale nie warto się tego bać.

Danuta Kamizelska-Langpap "Mieć swoje miejsce na ziemi"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania - premiera wkrótce
stron 164
ISBN 978-83-7942-705-5

Z życia ludzi i miasta

Każde miasto ma swoje dzielnice. Jedne są jego chlubą, inne wstydliwą wizytówką. W jednych toczy się normalne życie, w innych życie biegnie na granicy prawa lub poza nią. Dobrym symptomem jest trend kiedy władze miasta chcą te niezbyt chlubne miejsca zmieniać i przekształcać. Dawać nowe życie i jaśniejszą barwę. Usuwać to, co szpeci tym, co upiększa.
 
W powieści Danuty Kamizelskiej-Langpap taka przemiana właśnie ma miejsce. Wyspa - dzielnica mająca niekorzystną opinię, nieszczycąca się dobrą marką ma przejść architektoniczny lifting. Konkurs zorganizowany przez władze wygrywa Alicja Polańska. Ceniona architekt, która z powodzeniem prowadzi renomowaną pracownię. Tylko ktoś w drodze konkursu wysyła ofertę będącą właściwie kalką i bezapelacyjnym plagiatem jej pracy. Na dodatek córka Alicji trafia do szpitala po pewnej demonstracji. Ma to związek z działalnością organizacji o charakterze neonazistowskim, której członkowie mają swą siedzibę właśnie na Wyspie...

Książka opowiada historię ludzi i pewnego miasta. Fabuła jej jest wielowątkowa i dość zawiła. Poszczególne wątki są nawet dość ciekawie pomyślane, ale ich wzajemne połączenie już pozostawia pewien niedosyt. Brak pomiędzy nimi płynnej spójności, lekkości przechodzenia. Czytając czułam jakbym oddawała się lekturze opowiadań, a nie powieści. Fabuła mim zdaniem jest zbyt mało rozbudowana. Składające się na nią wątki winny być bardziej obszernie przedstawione, a tym samym książka powinna liczyć o wiele więcej stron. 
Powieść pod bardzo moim zdaniem ciekawym tytułem ma swoje plusy i minusy. Sam jej pomysł uważam za warty opisania. To świetnie, że ktoś ukazuje miasto i jego dzielnice, ludzi i ich problemy. Nakreślone postacie mają zawiłą osobowość, nie są zbyt dobre lub złe, ale bardzo naturalne, pełne ludzkich słabości i wad, zalet i emocji. 
Sama książka to historia z życia wzięta, pełna realizmu, sytuacji, które spotykamy w realnym świecie. To książka o poszukiwaniu indywidualnej drogi do spełnienia, szczęścia, zadowolenia. To lektura o miłości i zdradzie, o ludzkich namiętnościach i seksie bez uczuć. To książka nieco tajemnicza, która ukazuje plusy i minusy wielkomiejskiego życia. 
Okładka książki jest bardzo ciekawa, intrygująca i dopracowana. Ale tego nie mogę powiedzieć już o samej treści, nad nią radziłabym jeszcze popracować, rozbudować ją, więcej miejsca poświęcić poszczególnym tematom wbudowanym w fabułę. 
Moja ocena 4/10.

środa, 8 kwietnia 2015

Wioletta Sawicka "Będzie dobrze, kotku"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 440
ISBN 978-83-7961-181-2

Z życia Anny wzięte

Jestem właśnie po lekturze drugiej w dorobku powieści Wioletty Sawickiej, która jest kontynuacją jej debiutu o którym pisałam niedawno na moim blogu. Zastanawiałam się, czy ta powieść będzie równie świetna jak pierwsza, czy Autorka napisze równie ekscytująco i świeżo. Moje obawy były na zapas i niepotrzebne. Pani Wioletta stworzyła kapitalną kontynuację i zachwyciła mnie ponownie. Ba, zauroczyła mnie, a przed chwilą dowiedziałam się, że jej kolejna książka ukaże się niebawem, więc z niecierpliwością na nią czekam.

"Będzie dobrze, kotku" to kontynuacja losów Anny i jej rodziny. Na kartach książki pojawiły się więc postacie mi już dobrze znane i lubiane, ale i poznałam nowego bohaterka, który pojawił się z przytupem i bardzo, ale to bardzo namieszał w życiu Terlińskich i nie tylko. Tajemniczego kowboja z Kanady nie sposób nie zauważyć. 

O czym jest książka? Nie chcąc zbyt wiele zdradzić z jej treści napiszę, że to samo życie plus rodzinne tajemnice. W fabule wiele się dzieje. Anna chce odnaleźć ojca i czyni ku temu kolejne kroki. Nie jest jej łatwo, ale i los czasem się uśmiecha i nieco pomaga w tym zadaniu. Kto nm jest odgadłam dość szybko, ale mimo to wiele szczegółów z książki bardzo mnie zaskoczyło i wywołało rumieńce na policzkach. 
Ta powieść to historia o zwyczajnej, bardzo sympatycznej kobiecie, która musi radzić sobie w życiu z rolą żony, matki, pani domu i osoby pracującej zawodowo. Nie jest to łatwe zadanie, a jakby było mało to jeszcze pojawiają się różne kłopoty, niespodzianki, ale i miłe chwile. Anna może być wzorem dla wielu czytelniczek. Przez pewne rozdziały widziałam w niej anioła cierpliwości. Dla dobra rodziny, w imię stygnącej miłości znosiła bardzo wiele nieprzyjemności. Los w sumie przez całą książkę jej nie oszczędzał. Ciągle jakieś chmury zasnuwały jej prywatne niebo. I tak z każdą przeczytaną strona lubiłam Annę coraz bardziej i bardziej. Stawała mi się bardzo bliska, a moja sympatia wzrastała do miary pomnikowej. 
To powieść o życiu pewnej rodziny, o trudach bycia małżeństwem, o wymaganiach życiowej drogi we dwoje. To książka ciepła, mądra i napisana z wyczuciem i sercem. To godna polecenia lektura dla kobiet, która nie jest czytadełkiem dobrym na jedno popołudnie w podróży i zostawienie w pociągowym przedziale. To książka, którą się zapamiętuje i do której ja z pewnością wrócę.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Włodzimierz Kalicki "Zdarzyło się"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 1104
ISBN 978-83-2403-029-3

Kronika świata dzień po dniu

Tym tekstem chcę przybliżyć książkę niezwykłą. Jedyną w swoim rodzaju, nad którą jej autor pracował wiele długich lat. Dla Włodzimierza Kalickiego jest to swoiste dzieło życia. Gruba niczym encyklopedia lektura zawiera mnóstwo ciekawych informacji, opisów, przekazów, które zostały zebrane w ponad trzystu sześćdziesięciu notach – reportażach. Książka ta nie powstała od razu. Owe reportaże w pierwszej kolejnosci ukazywały się na łamach „Magazynu”, a potem „Dużego Formatu” - reporterskich dodatków do „Gazety Wyborczej”. To właśnie z nią Włodzimierz Kalicki, z wykształcenia inżynier cybernetyk, był związany od pierwszego numeru.
Reportaże pisane są niczym relacje na gorąco, tak jakby autor miał moc przemieszczania się w czasie i przestrzeni będąc sam ich świadkiem. Pisanie tekstów, składających się na książkę zabrało Kalickiemu długie lata. Efekt pracy jest jednak zdumiewający. Satysfakcja dotyka i autora, i czytelnika, który biorąc opasłe tomiszcze w ręce ma możność podróży nie tylko przez ziemski glob, ale i w kosmos, może przeskakiwać sobie swobodnie w datach za nic mając bieg czasu i poznawać ciekawe wydarzenia z dziejów ludzkości. Czytanie jest fascynującą przygodą, poznawaniem przeszłości w sposób wyjątkowo interesujący.
Jak tę księgę można czytać? Na kilka sposobów. Można wybierać sobie codziennie jeden tekst sugerując się bieżącą datą, można czytać na wyrywki, tam gdzie się książka otworzy. Można też czytać ją po prostu jednym ciągiem. Próbowałam każdego z tych sposobów i wcale nie wybrałam tego najlepszego. Każdy jest bowiem dobry. Rekomendując tę książkę znajomej zostałam zapytana o czym tak przykładowo są teksty. Otóż rozmach autora w ich tematyce jest ogromny. Tom traktuje między innymi o katastrofach, sławnych bitwach, które opisano w kronikach historycznych, o podróżach w kosmos, objawieniach religijnych, zamachach politycznych, wydarzeniach historycznych typu rewolucje, przewroty, o sławnych pogrzebach czy wydarzeniach ze sceny muzycznej. Każdy zatem bez względu na zakres swoich zainteresowań znajdzie coś dla siebie. Książka jest niesamowita, niezwykle zajmująca i trudno się o niej oderwać. Jej lektura uzupełnia wiedzę o przeszłości, rozszerza horyzonty, kształci i edukuje. Uświadamia, że z jednej strony historia lubi się powtarzać, ale i że świat wciąż się zmienia, wciąż ewoluuje. Nie ma epoki czy dekady, roku czy wieku, by nie działo się coś wyjątkowego. Ta lektura daje świadomość, że każdy człowiek jest świadkiem ciekawych zdarzeń, że historia rozgrywa się na naszych oczach. Wspaniałą lekturę polecę zarówno młodzieży, jak i dorosłym czytelnikom. Dla zaintereswowanych szczególnie historią będzie ona łakomym i smakowitym kąskiem. Dla ciekawych świata będzie wyjątkową okazją, by poznać to, co już za nami.