Wydawnictwo Bosz
data wydania maj 2013
stron 248
ISBN 978-83-7576-187-0
 
Kraina Biesów i Czadów za komuny
 
Czasy PRL-u przeszły już do historii. Kilkadziesiąt lat dość ciekawie i 
charakterystycznie zapisało się na kartach kronik historycznych. Komuniści 
zaczęli rządzić Polską w trudnym okresie. Kraj był wyniszczony przez wojnę i 
hitlerowskiego okupanta. Zmieniły się granice. Niektóre regiony ucierpiały 
szczególnie. Były nimi m.in. Bieszczady, które w czasie działań wojennych były 
areną walk między faszystami, wojskami radzieckimi, polską partyzantką i bandami 
UPA. Po podpisaniu kapitulacji przez Niemcy w Bieszczadach nadal było 
niespokojnie. Nadal trwały walki pomiędzy ukraińskimi sotniami (tzw. bandami) a 
Wojskami Obrony Pogranicza i innymi podmiotami. Ukraińcy nie odpuszczali. Trzeba 
było czasu by na tych jakże pięknych terenach zapanował spokój. By nastał czas 
ponownego ich zasiedlania i zagospodarowania. Władzy w końcu udało się opanować 
sytuację i na tereny Bieszczad wracała miejscowa ludność oraz napływali 
osadnicy. Ożywało życie gospodarcze, pojawiali się miłośnicy górskich wędrówek i 
pieszej turystyki wśród dziewiczej przyrody. W czasach komuny w bieszczadzkie 
knieje chętnie zapuszczali się harcerze, studenci i niepokorne dusze 
uwielbiające dzikość. Tu znaleźli myśliwski raj partyjni dostojnicy. Tu zaczęli 
się osiedlać ludzie pracujący w leśnictwie, przemyśle drzewnym. W ciągu paru 
dziesięcioleci Bieszczady zmieniły diametralnie swoje oblicze. Powstała sieć 
dróg (Duża i Mała Obwodnica), zbudowano zapory w Myczkowcach i Solinie, zaczęto 
eksploatować lasy, zbudowano tartaki, na połoninach pasły się owce i bydło, 
zakładano pgr-y, powstały szkoły. Zaczęło tętnić życie. Na ustrzyckim dworcu 
kolejowym w porze letniej nie brakowało turystów czekających na pociąg Solina, a 
w Mucznym zbudowano luksusowy hotel dla partyjnych prominentów. W tym czasie 
zaczęły funkcjonować też bieszczadzkie schroniska. Można by tak jeszcze wiele 
wymieniać.
Reasumując: epoka PRL-u tchnęła w Bieszczady „nowe życie”. Dziś po 
transformacji ustrojowo-gospodarczej te tereny znów mają inne oblicze. To 
peerelowskie przeszło do lamusa. Powojenne dzieje Bieszczad są bardzo ciekawe i 
warto ocalić je od zapomnienia dla potomnych, a zwłaszcza dla miłośników tej 
wyjątkowej krainy wilka i żubra. Uczynił to kartkach swoich dwóch książek 
Krzysztof Potaczała. Mieszkający w Ustrzykach Dolnych syn osadnika, człowiek 
zakochany w Bieszczadach opisuje dzieje gór, miejsc i ludzi, którzy z tym 
wyjątkowym zakątkiem Polski związali swoje życie. Nakładem Wydanictwa Bosz 
ukazały się już dwie książki zawierające niezwykle ciekawe reportaże. Druga z 
nich trafiła w ręce Czytelników w połowie mają b.r.
Okładka to zdjęcie przedstawiające autobus Jelcz zwany popularnie „ogórkiem” 
stojący na przystanku w Berachach Górnych u stóp Połoniny Caryńskiej. 
Pasażerowie wysiadają, nakładają na plecy ciężkie plecaki. Przed nimi dzika 
wędrówka, szum traw, piękno gór. Tak wyglądała kiedyś w Bieszczadach turystyka. 
Dziś jest nieco inaczej. Kursuje prywatna komunikacja busowa, plecaki są 
bardziej profesjonalne, na nogach nosi się buty do trekkingu, a nie tenisówki,  
sypia nie w namiocie a w wygodnych pensjonatach. A kiedyś… Jak było kiedyś 
opowiada Pan Potaczała.
Opowiada niezwykle ciekawie i wnikliwie, nie omijając najdrobniejszych 
szczegółów. Jego reportaże przypominają gawędy snute przy ognisku. Druga z 
książek tegoż autora zawiera 12 rozdziałów-reportaży. O czym są? Jako 
Bieszczadniczka wybór tematów ocenię wyśmienicie. Potaczała wybiera zagadnienia 
ciekawe, niekiedy kontrowersyjne, owiane mgłami plotek i niedomówień. Pisze o 
pociągu Solina, którym podróż niezwykła była ze względu na trasę tranzytową 
biegnącą przez terytorium ZSRR, o micie Waltera – generała Świerczewskiego i 
miejscu jego śmierci, wspomina o programie osiedleńczym PAX-u. Opowiada o 
początkach bieszczadzkiej turystyki, bazach studenckich, o czynach społecznych i 
ludziach „Marzycielach”, którzy chcieli zamieszkać w bieszczadzkiej głuszy z 
dala od wszelkiej cywilizacji, o początkach istniejącej do dziś otryckiej „Chaty 
Socjologa”, legendarnej osadzie „Caryńskie”, o ustajnowskim kombinacie drzewnym 
i budowie bieszczadzkich kościółków wnoszonych w jedną noc bez pozwolenia 
władz.
Tę lekturę czyta się wyśmienicie. Kto zna choć odrobinę Bieszczady, kto 
zagościł w nich chociaż na krótko jeden raz z pewnością zostanie przez te gawędy 
porwany i przeniesiony w niezbyt odległą, ale jakże ciekawą przeszłość. Sporą 
atrakcją są wyjątkowe, niezwykle cenne czarno-białe fotki. Wykonane w nie 
najlepszej jakości ukazują bieszczadzkie wczoraj. Z tekstu poznamy miejsca, ale 
i ludzi, z których niektórzy stali się bieszczadzkimi legendami jak choćby Pan 
Lutek Pińczuk – dziś osławiony gospodarz Chatki Puchatka. Wielu „szaleńców” 
uwiodły Bieszczady. Wielu studentów żyło od lata do lata, od obozu do obozu. 
Niektórzy z nich osiedlili się w Bieszczadach na stałe. Nic dziwnego, bo ta 
kraina jest wyjątkowa. Pełna uroku i niepowtarzalna. Dobrze dla niej, że nastał 
kres komuny, że zaprzestano rabunkowej gospodarki i zajęto się ochroną przyrody 
i ekologią.
Nie mam słów by nachwalić tej książki. Z niej dowiedziałam się rzeczy, które 
mnie po wycieczkach nurtowały, wiele peerelowskich sekretów odsłoniło swoje 
oblicze. Książka wyjątkowa, równie wspaniała jak jej poprzedniczka. Jak pierwsza 
część. Kto ją czytał nie musi pewnie być zachęcany do wzięcia do rąk jej 
kontynuacji. Osobiście polecam tę lekturę miłośnikom krainy Biesów i Czadów oraz 
interesującym się najnowszą historią Polski. Niesamowita lektura, przy której 
ocenie każda ilość gwiazdek okaże się za mała. Arcydzieło.
Książka recenzowana dla portalu Lubimy Czytać.