sobota, 31 grudnia 2011

Debbie Macomber "Hotel na rozdrożu"


Wydawnictwo Mira
data wydania kwiecień 2011
ISBN 978-83-238-7777-6
Powieść obyczajowa
Zatoka Cedrów

To już moja druga wizyta w tym uroczym miejscu. Wcześniej przeczytałam "Wiktoriańską herbaciarnię". Wiedziałam już co mnie czeka - odwiedziny w ślicznym, małym miasteczku i wspaniała lektura. Pani Macomber pisze moim zdaniem znakomicie. Jej cykl o małym miasteczku niedaleko Seattle jest moim zdaniem fantastyczną lekturą dla kobiet. Pokochałam cykl za atmosferę, ciepło i klimat. To taki świat, taka miejscowość, w której chętnie bym zamieszkała i cieszyła się aromatem życia prowincjonalnego. I choć społeczność Cedar Cove jest mała i wszyscy wszystkich znają nie jest tu nudno. Życie przynosi różne niespodzianki, nudą nie wiele.
W spokojnym miasteczku dochodzi do śmierci gościa pensjonatu prowadzonego przez Peggy i Boba Beldonów. Jak się okazuje mężczyzna został otruty, a jego tożsamość też jest sensacją. Bowiem gość okazuje wojennym towarzyszem Boba z czasów wojny wietnamskiej. Obaj brali udział w masakrze niewielkiej wioski w środku dżungli. I to wydarzenie zawarzyło w sposób ogromny i nieprzewidywalny na ich całym życiu. Przez wiele lat nie mogli pozbyć się widoku z Wietnamu, dręczyły ich wyrzuty sumienia, koszmarne sny, popadli w depresje i alkoholizm. I czy śmierć dwóch z czterech uczestników owego zajścia jest przypadkowa, czy ktoś szuka zemsty po latach za śmierć matek , dzieci i ojców ?
Poza tą parą czytając prześledzimy losy Olivii - pani sędziny, która znalazła szczęście w kolejnym małżeństwie, jej matki, która w jesieni życia poznaje przystojnego gentelmena, Grace pracującej w bibliotece sympatycznej kobiety, która pracuje społecznie na rzecz schroniska dla zwierząt. Poznamy Jona i Maryellen , którzy uczą się trudnej sztuki kompromisu w małżeństwie oraz Cecylię i Iana , którzy po śmierci córeczki znów dojrzewają do roli rodziców.
Tak, tak w życiu mieszkańców Cedar Cove nie brak uczuć, emocji, namiętności, problemów i poważnych dylematów. Życie niesie im w darze różne przygody, stawia nowe wyzwania i zadania.
Ta wielowątkowa powieść napisana z rozmachem i oddająca talent pisarski jej Autorki mnie zauroczyła. To książka lekka, łatwa i przyjemna, która jest idealną lekturą po ciężkim i męczącym dniu. To również dowód potwierdzający tezę, że książka lekka może być dobra. To nie płytka lektura, ale powieść, która wciąga i relaksuje. Barwnie nakreślone sylwetki bohaterów, ich szczęścia i smutki oderwały mnie od codzienności i wciągnęły w książkowy świat. "Hotel na rozdrożu" to powieść obyczajowa, ale znajdziecie w niej i wątek sensacyjny i miłosny.
W lekkiej treści Macomber poruszyła poważne wątki. Pokazała na przykładzie Boba i jego towarzyszy jak Wietnam odcisnął piętno na duszach żołnierzy, jak położył się cieniem na życiu ich rodzin. Wojna skończyła się szybko, ale trauma pozostała na wiele lat i była przyczyną niejednej tragedii, rozbicia rodziny, uzależnień i sięgnięcia do dna. Ponadto pokazała trudności jakie przeżywają rodzice po śmierci małej córeczki i jak boją się czy ich kolejne dziecko nie podzieli losu siostrzyczki.
Książkę czytało mi się wspaniale. Wtopiłam się w fabułę , polubiłam niektórych bohaterów, stali się mi oni bardzo bliscy i przeżywałam ich troski jak własne. Czułam się jakbym przyjechała w odwiedziny do tego malowniczego miasteczka nad zatoką i spotkała starych, dobrych znajomych. Największym atutem tej książki moim zdaniem jest zasługujące na spore brawa oddanie uroku prowincji i jej mieszkańców. Tę powieść nie sposób mi było tak po prostu zapomnieć, bo zakończenie, które określę jako zagadkowe i tajemnicze zachęca do lektury kolejnej części "Spokojnej przystani ". Recenzję jej wkrótce Wam obiecuję.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Pani Monice z Wydawnictwa Mira.

piątek, 30 grudnia 2011

Stosik ostatni w tym roku i małe podsumowanie

To już ostatni w tym roku stosik. Ależ ten rok był szalony czytelniczo !!!
Do lektury mam :
Matthew Kelly "Ocaleni" od Lubimy Czytać
Artur Wieczyński "I w ogóle" od Autora
Olivier Adam "Droga pod wiatr" od księgarni Matras
Z biblioteki :
Barbara Ewing "Rosetta"
Szymon Hołownia "Monopol na zbawienie"
Manuela Gretkowska "Podręcznik do ludzi".
Serdecznie się cieszę na przeczytanie tych perełek. Ostatnio u mnie spory stosy , ale i ogromny apetyt na czytanie. To już przeradza się w jakieś drugie życie. A nawet nie czytając myślami jestem w książkach. I tak sobie żyję na granicy rzeczywistości , ale dobrze mi z tym.

Ten rok był dla mnie prywatnie bardzo trudny. Na szczęście wyszłam z tarczą w ręce. Podołałam wyzwaniu losu, który łaskawy nie był, choć czasem się uśmiechał. Czuję się tym rokiem nieco zmęczona. Ale za to czytelniczo.................. Wow to był super, super roczek. Przeczytałam mnóstwo książek, wspaniałych cudownych. Moja współpraca recenzencka osiągnęła szczyty marzeń. Niech świadczą liczby. Nawiązałam współpracę z wieloma wydawnictwami, zostałam redaktorem portalu IRKA i Oficjalną Recenzentką Lubimy Czytać. Serdecznie za te wyróżnienia dziękuję. Poprowadziłam spotkanie autorskie z Moniką Szwają. Za recenzje dostałam nagrody i słowa pochwał. Ale jakoś nie przewróciło mi to w głowie i gwiazdą się nie czuję. Mam motywację, aby dalej doskonalić się w pisaniu i ciekawiej oddawać co mi w duszy gra po czytaniu. Kończę rok zaczytana i życzę sobie, by kolejny był tak samo książkowy.
No a teraz trochę liczb:
książki zrecenzowane 152
książki wypożyczone i przeczytane 19
książki własne przeczytane 5
Daje to moim zdaniem imponującą liczbę 176 !!!!
A dziś jeszcze skończę kolejną i jutro też więc dojdzie dwie.
Bardzo się cieszę z wyniku i cóż, życzę miłego Sylwestra. Ja osobiście nie obchodzę go hucznie , po prostu poczytam i wtulę się w męża, spać nie będziemy, bo mój pies nie znosi fajerwerków i petard, nie boi się ich, ale szczeka. A Nowy Rok powitam z książką w dłoni.

czwartek, 29 grudnia 2011

Iza Michalewicz, Jerzy Danielewicz "Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2011
stron 288
ISBN 9788377990681

Diwa

Po raz pierwszy Violettę zobaczyłam na ekranie telewizora, gdy byłam małą dziewczynką. Pamiętam piosenkę “Oczy czarne “ w jej wykonaniu emitowaną jako dedykacja w Telewizyjnym Koncercie Życzeń. I od razu pokochałam Jej niesamowity głos i samą Artystkę. Słucham jej utworów już wiele lat i ciągle się nimi zachwycam, kocham je i mogłabym odtwarzać je bez końca.
Wiadomość o śmierci Diwy mną bardzo wstrząsnęła. Jednak szybciej zobaczyłam zapowiedź ukazania się książki będącej biografią piosenkarki. Byłam jej niesamowicie ciekawa i marzyłam o lekturze. Gdy zatopiłam się w losach Violetty jej już nie było wśród żywych, ale taka osobowość i Artystka nie umiera w pamięci fanów. Pozostał po Niej olbrzymi dorobek artystyczny – przepiękne piosenki z których wiele osiągnęło szczyty list przebojów i niezwykłe role filmowe.
Książki o Violettcie jest niesamowita. Osobiście zapomniałam przy niej o Bożym świecie, świętach, obowiązkach, stygła mi kawa – liczyły się tylko kartki opowiadające burzliwe życie Gwiazdy, która z Kopciuszka stała się światową sławą, osobistością, której nazwisko pojawiało się na tysiącach afiszy na całym świecie. Niewątpliwy głos i talent zapewnił jej sławę i popularność.
Miała u stóp cały świat, wielbicieli, luksus, ale szczęścia nie zaznała. Książka pokazuje piosenkarkę jako osobę prywatną, mamę, żonę, koleżankę z pracy, kochankę, siostrę. Jaka była tak naprawdę? Na pewno intrygująca, utalentowana, wrażliwa. Miała wiele zalet, ale i wad. I o tym autorzy książki piszą w sposób pozbawiony stronniczości. Choć nie mieli okazji porozmawiać osobiście z Villas, książkę napisali fantastycznie. Pokazali obiektywnie postać niezwykłą i ekscentryczną, która urodziła się by być gwiazdą. Miała to we krwi. Tylko czasy w Polsce nie sprzyjały takiej celebrytce. Szarość socjalizmu kłóciła się z życiem z stylu dolce vita. A amerykański sen i karierę za oceanem zniweczyła tęsknota za Ojczyzną. Violetta była bowiem osobą bardzo wierzącą i prawdziwą patriotką. Liczyła się dla niej kariera, jak podkreślają w książce jej znajomi i rodzina. Żyła w oderwaniu od rzeczywistości, szczęśliwa czuła się na scenie w blasku reflektorów i przy pełnej widowni. Choć za sukces zapłaciła nerwami, uzależnieniami od leków, alkoholu, papierosów.
Czesława Gospodarek nie uniosła sławy Villas. Brakowało jej menadżera, kogoś kto miałby na nią pozytywny wpływ, zdobył jej zaufanie i zajął się karierą. Autorzy pokazują bez ogródek życie Diwy od strony prywatnej i zawodowej. Jej sukcesy i porażki. Romanse i kaprysy. Religijność i współpracę z bezpieką. Nie było jej łatwo. Trudny charakter, kłopoty zdrowotne, maniery gwiazdy, nieumiejętność gospodarowania pieniędzmi, przeszkody ze strony służb specjalnych rujnowały jej karierę. A ona nie mogła się z tym pogodzić.
Jestem zachwycona tak profesjonalnie napisaną biografią pięknej Kobiety obdarzonej anielskim głosem. Dziękuję Autorom za to, że nie dorzucili szczypty niezdrowej sensacji, tak jak czynią to często pisząc o Villas dziennikarze tabloidów. Oddali oni bowiem w ręce czytelników staranie i dokładnie napisaną opowieść o jednym z najpiękniejszych głosów, opatrzoną opiniami osób znających Diwę, dodali kilka zdjęć (szkoda, że nie ma ich więcej).
Książka zainteresuje z pewnością wszystkich fanów Artystki, ale ja polecę ją także tym, którzy jej jeszcze nie znają, Czytelnikom młodszego pokolenia, by uświadomili sobie różnicę między prawdziwym talentem, a dzisiejszą sławą wynikającą bardziej ze skandali, niż z głosu. Przepiękna biografia, którą gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Świat Książki.

wtorek, 27 grudnia 2011

Magda Parus "Rodzinnych ciepłych świąt"


Wydawnictwo Muza
data wydania listopad 2011
stron 184
ISBN 978-83-7495-757-1

Święta to czas piękny, który ma nam przynieść uśmiech na twarzy, radość, odpoczynek, relaks. W polskiej tradycji ten okres to czas rodzinny, kiedy spotykamy się z bliższymi i dalszymi krewnymi. No tak, spotkania rodzinne są miłe, ale tylko wtedy, gdy sobie dobrze z rodziną żyjemy. A jeśli codzienność jest paskudna, to święta stają się czasem o którym marzymy, by jak najszybciej minął.
Pieniądze to chyba najbardziej kusząca rzecz na świecie. Niby szczęścia nie dają, ale bez nich łatwo nie jest.
Teściowa to osoba zwykle określana jako zło konieczne, ktoś kogo trzeba tolerować, ale oczywiście są wyjątki.
Te trzy "zagadnienia" wplata w fabułę swojej powieści dotąd nieznana mi polska autorka Magda Parus. Główne bohaterki to dwie siostry Lena, mieszkająca w Poznaniu i Kamila z Krakowa. Życie obdarzyło ich diametralnie innymi facetami. Mąż Kamili to zwyczajny facet z przeciętną osobowością, zarabiający tak sobie, zżyty z siostrą. Nie ma przebojowego charakteru, jest takim typowym szaraczkiem. A małżeństwo tej pary jest takie zwyczajne, bez jakiś wzlotów i upadków. Ot po prostu takie "przyzwyczajeniowe".
Lena ma inaczej. Jej partner to człowiek zaradny, dobrze zarabiający, pracoholik, który na początku dba o rodzinę, uchyla nieba córkom i żonie - zapewnia zagraniczne urlopy i inne luksusy. Stać ich na wymarzony dom i wydawałoby się, że sielanka murowana. Ale okazuje się, że wszystko zaczyna się sypać. Bo coraz bardziej w życie rodziny miesza się matka Grzegorza.
Z treści książki nic więcej nie zdradzę, ale z całego serca zachęcam do lektury tej książki, która jest do bólu realna i bardzo ciekawie napisana. Obie rodziny bowiem poznajemy przez kolejne Wigilie i Wielkanoc. Cóż, to czas próby tolerancji na jaką nas stać wobec bliskich. Wiadomo, że jak w przysłowiu dom kościołem nie jest. Każdy z nas ma swoje wady i przywary. A gdy do tego dodamy gorączkę przedświątecznych przygotowań, zwyczaje, które czasem może warto ominąć lub lekko nagiąć, by uniknąć sporu, to mieszanka może być iście wybuchowa. Kolejny raz w powieści sprawdziła się sentencja, że rodzice raczej z wielkim dystansem powinni ingerować w życie dorosłych dzieci. Przecież one mają prawo do własnego życia i ułożenia go sobie po swojemu. Nie są już maluchami,które bawią się w dom, ale dorosłymi osobami z dowodem w kieszeni. Teściowa tolerancyjna jest na wagę złota.
Ta niewielka objętościowo obyczajowa powieść uczy podejścia do świąt z pewnym dystansem. Lepiej mieć gotowe ciasto z cukierni niż napięte nerwy lub po prostu o jedną potrawę mniej . Trzeba szanować tradycję, ale nie ulegać jej na ślepo. Nie każdy lubi pierogi czy karpia. A w końcu święta są po to, by m.in coś smacznego zjeść, a nie na siłę być zmuszanym do potrawy, która nam nie smakuje. Atmosfera przy świątecznym stole to coś, nad czym pracuje się cały rok. No tak, niby w Wigilię mamy sobie wybaczać, ale czy to tak na zawołanie, na pstryk paluszkami się da ? Czy nie staniemy się aktorami i nie będziemy grać ? Przepis na udany święta jest chyba bardzo podobny jak ten na udane życie - tolerancja, szacunek, ciepłe słowo, uczucia, szczere rozmowy, a nie pokazywanie na siłę własnych racji, pęd do kasy za wszelką cenę. Prezenty, których pod choinką Grzegorza i Leny jest olbrzyma góra nie są w stanie uratować rodziny przed tragedią. Bo dobra materialne to nie wszystko.
Ta spora moc moich rozważań to efekt tej lektury. Ciekawie napisanej dobrej powieści obyczajowej. Takiej typowej dla polskich realiów i zwyczajów. Morał w niej mieszka i to nie jeden. A ona sama nie ma w sobie nic z bajki zarazem. I jak neon nad szopką świeci motto jak być szczęśliwym - po prostu trzeba się cieszyć tym co się ma !
Ciekawe i wyraziste kreacje bohaterów, oryginalna okładka, zgrabne dialogi to mocne strony tej książki, która mnie umiliła świąteczny wieczór. Przypadła mi do gustu i polecam ją zwłaszcza tym, którzy rokrocznie rzucają się w wir świątecznej krzątaniny oraz teściowym. Nie bądźcie takie jak matka Grzegorza. A ja cieszę się, ze mój mąż ma zdrowe podejście do świąt i nie wymaga cudów ode mnie, a służy mi jak tylko może pomocą. Lektura pomogła mi docenić mojego Faceta. I chwała jej za to.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Stosik świąteczny

Te książeczki dotarły do mnie tuż przed świętami. Cieszą ogromnie. Znów tyle przygód i wrażeń mnie czeka na ich kartkach. No cóż, nie ukrywam ogromu radości i szczęścia z zamieszkania ich na półce mojej domowej biblioteczki.
Erica Spindler "Pętla" to nagroda wygrana w blogowym konkursie u Bujaczka (Irenko dziękuję raz jeszcze )
Ryszard Sadaj "Bar na końcu świata " j.w.
Fran Sandham "Samotna wędrówka przez Afrykę " od Lubimy czytać do recenzji
Abraham Verghese "Powrót do Missing" j.w.
Javier Moro "Szkarłatne safi" j.w.
Ślicznie dziękuję za książki. A ja nieco przeżarta pysznym jedzonkiem, po spacerku cieszę się świątecznym spokojem. Popołudnie spędzę z książką w dłoni. Pewnie wielu z Was też.

piątek, 23 grudnia 2011

Świątecznie

Spokojnych i zdrowych,
wesołych i radosnych
 Świąt Bożego Narodzenia
dla wszystkich Czytelników
mojego bloga
z całego serduszka życzę.
Do życzeń dołącza się mój mąż Marek i
psiak Wiko.

czwartek, 22 grudnia 2011

Stosik spod choinki

Ten stosik to bardzo piękna niespodzianka od Wydawnictw i Portali z jakimi współpracuję. Dzięki niemu zbliżające Święta będą dla mnie bardzo zaczytane. Stosik tak bardzo cieszy - wspaniałe książki przede mną .
A zatem :
Jarosław Kret "Mój Egipt" - od portalu Lubimy Czytać
Sonia i Alexandre Poussin "Afryka Trek. Od Przylądka Dobrej Nadziei do Kilimandżaro " od Lubimy Czytać
Susanne Batzdorff "Ciocia Edyta" od Lubimy Czytać
Sonia i Alexandre Poussin "Afryka Trek. Od Kilimandżaro do Jeziora Tyberiadzkiego. " od Lubimy Czytać
Samia Shariff "Za zasłoną strachu" od Lubimy Czytać
Kevin Brooks "Droga umarłych"  prezent od portalu IRKA
Leo Kessler " Blitzkrieg 1939 Marsz na Warszawę " prezent od portalu IRKA
Jamila Barakzai " Pod burką" od Lubimy Czytać
Mikey Walsh " Cygański chłopiec " od Lubimy Czytać
Iza Michalewicz, Jerzy Danielewicz "Villas" od Lubimy Czytać.
Za wszystkie wspaniałe książki serdecznie dziękuję !!!!!!

środa, 21 grudnia 2011

Dorota Gellner "Wiersze na Boże Narodzenie "


Wydawnictwo Wilga
data wydania 2011
stron 48
ISBN 978-83-259-0367-1

Boże Narodzenie to najpiękniejsze święta w kalendarzu. Wprawdzie trwają tylko dwa dni, ale poprzedza je niezwykła wigilijna Wieczerza i no noc, kiedy ponoć zwierzęta mówią ludzkim głosem, a Niebo jest najbliżej Ziemi, jak mówi tekst jednej z kolęd. Ten czas poprzedza również wyjątkowy okres przygotowań, któremu towarzyszą różne zwyczaje i tradycje. Boże Narodzenie to bardzo magiczny okres zwłaszcza dla dzieci. One nie widząc jeszcze ciemnych stron życia, odrzucają materialną i konsumpcyjną sferę, postrzegają ten czas jako okres kiedy świat wokół nich przypomina bajkę. Za oknem robi się biało. Świat otula śniegowa pierzynka, można lepić bałwana, budować śnieżne zamki i igloo, jeździć na sankach. A w domu pojawia się choinka i zapachy przygotowywanych smakołyków, świąteczne dekoracje zdobią ulice, brzmią kolędy, a z wizytą przychodzi pewien Pan w czerwonym płaszczu i przynosi prezenty. Dzieci kochają Boże Narodzenie. Warto wprowadzać maluchy od najmłodszych lat w tę niezwykłą atmosferę, przekazywać z pokolenia na pokolenie istotę tych Świąt. I warto czytać dzieciom pod choinką książeczki poświęcone Bożemu Narodzeniu.

Taką właśnie lekturą jest zbiór wierszy autorstwa Doroty Geller wydanej nakładem Wydawnictwa Wilga pt “ Wiersze na Boże Narodzenie”. Książeczka zawiera 26 wierszyków, a cztery z nich są także piosenkami. Ich tematyka nawiązuje do okresu świątecznego, zimy, choinki, kolęd, prezentów, aniołów. Pojawiają się w nich postacie które dzieci kochają – Święty Mikołaj, krasnale. Te wierszyki są pełne blasku i zapachu choinki,dźwięku świątecznych dzwoneczków, aromatu łakoci. Napisane świetnym piórem doskonale w krótkiej treści oddają to, co najbardziej zapada w pamięć ze świąt dzieciństwa. I stanowi bezcenne wspomnienie na całe życie.

Mimo, że jestem osobą dorosłą przeczytanie tej książeczki było dla mnie prawdziwą przyjemnością i wywołało nieco przykurzone biegiem czasu wspomnienia z dzieciństwa. Oprócz świetnego ujęcia tematu w krótkiej formie jaką jest wierszyk, świetnych rymów niezwykle przypadły mi do gustu ilustracje autorstwa Doroty Rewerendy-Młynarczyk. Są bajecznie kolorowe, wesołe i patrząc na nie dłużej wydaje się jakby za chwilę miały ożyć. Zaletą książki jest też bardzo staranne wydanie jej. Twarda okładka to fantastyczne rozwiązanie dla dzieci, dzięki temu książka dłużej będzie jak nowa. Duże litery i przejrzyste rozmieszczenie tekstu ułatwią lekturę tym milusińskim, którzy potrafią już samodzielnie czytać. Moim zdaniem ta książeczka to fantastyczny pomysł na prezent gwiazdkowy zarówno dla dziewczynek jak i chłopców. I z pewnością lektura w blasku choinki będzie piękną chwilą, a nauczony na pamięć wierszyk może stać się uroczą niespodzianką dla Świętego Mikołaja.
Uległam magii i czarowi tej książki, bo czyż można się oprzeć pięknu takiego wierszyka jak choćby poniższy fragment ? !

“Na choince światła płoną
w tym zimowym
białym domu
i kolęda
w śnieżnych tiulach
do choinki się przytula “
(fragment wiersza pt “Białe sny “)
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie portalowi http://www.nakanapie.pl/

wtorek, 20 grudnia 2011

Charlotte Bronte "Shirley"


Wydawnictwo MG
data wydania czerwiec 2011
stron 640
ISBN 978-83-7779-001-4

Ta książka stanowiła dla mnie nie lada wyzwanie. Bo kiedyś poległam przy Villette. Wypożyczyłam ją z biblioteki i poddałam się na początku II tomu. Nudziłam się śmiertelnie, ale dziś wiem, że pewnie ja po prostu jeszcze wtedy nie dojrzałam do pióra tej autorki. A dodam ,że sytuacja miała miejsce ponad 10 lat temu. Nie czytałam "Wichrowych wzgórz " ani "Dziwnych losów Jane Eyre". No i sięgnęłam po "Shirley". Jeśli zadacie pytanie dlaczego , to odpowiem, że byłam zazdrosna o wrażenia jakich doznały osoby zachwycające się książkami Bronte . I super, że dałam szansę tej pisarce, bo tym razem lektura mnie zauroczyła. Rozsmakowałam się w niej po prostu i polubiłam klimat jaki w niej odnalazłam. Wcale nie dłużyło mi się czytanie opasłego tomiszcza. Ja sobie tę książkę dawkowałam jak przysmak i odpływałam od rzeczywistości.
Dzięki "Shirley " przeniosłam się do dawnej Anglii sprzed wielu lat , gdy w Europie wojował sobie Napoleon, a biedna jakby nie było Anglia borykała się z problemami. Wojna , cóż kosztowne przedsięwzięcie dawała się w kość narodowi. Z pracą najlepiej nie było. Stąd społecznie niezadowolenie i po prostu bieda. A to także czasy wkraczania postępu technicznego i cóż, eliminowanie ludzkich rąk maszynami. Łatwo przedsiębiorcom wtedy nie było. Tak jak nie było łatwo głównemu bohaterowi Robertowi Moore'owi - ambitnemu przedsiębiorcy, który za wszelką cenę stara się ratować od bankructwa dzierżawioną przędzalnię. Kulą u nogi są mu długi w spadku po ojcu, kłopoty z siłą roboczą, bunty zwalnianych robotników i dewastacja sprowadzanych maszyn. A on jest młody i bardzo ambitny, honorowy i pracowity. Mimo wszelkich kłopotów chce odnieść sukces. Jego sercu jest bardzo bliska dziewczyna żyjąca w cieniu swego stryja - proboszcza o imieniu Caroline. Niestety nie jest ona majętna, ale w pełni odwzajemnia uczucia Roberta. Nie zależy jej na bogatym mężu i koligacjach. Chce nieść codzienny trud z ukochanym. Ale on tłumi w sobie uczucia do Caroline. Nie chce jej wciągać w życie pełne trosk. A na horyzoncie pojawia się bogata panna Shirley, której majątek byłby dla Roberta zbawieniem. Tylko czy jego stać na małżeństwo dla pieniędzy ? A jak do tego miałyby się mieć jej uczucia względem Louisie' a ?
Tak, to bardzo zagmatwana sytuacja uczuciowa czwórki bohaterów, a dodam ,że wtedy panowały inne obyczaje i normy społeczne. Pannie jeśli chciała zachować reputację i honor nie wypadało się narzucać mężczyźnie, istniały przyzwoitki i szereg dziś już może śmiesznych konwenansów.

Uległam urokowi tej książki. Zasmakowałam niepowtarzalnego angielskiego klimatu sprzed lat  dawnej prowincji kraju Szekspira i jej  wrzosowiskom. I nawet nie wiem kiedy zaczytałam się solidnie w książce. A każda strona stawała się coraz bardziej interesująca. Może pierwszych 50 stron przeczytałam obojętnie, ale potem już ogarnęły mnie czytelnicze emocje i miałam ochotę szeptać na ucho Caroline, by miała więcej odwagi.
Czym jeszcze mnie Bronte mile zaskoczyła ? Świetnym oddaniem czasów, minionej już epoki w jakiej rozgrywa się fabuła, niesamowicie interesująco i kunsztownie wykreowanymi postaciami i to nie tylko tymi z pierwszego planu. Perfekcyjnym opisem i oddaniem stanu ducha bohaterów, ich uczuć, emocji i przeżyć. Miałam okazję poznać bardzo pięknie napisany opis ówczesnego angielskiego społeczeństwa, poznać przedstawicieli różnych klas - biednych i bogatych, prostych i wykształconych. Zwolenników wojny i jej przeciwników. To taka moim zdaniem bezcenna literacka lekcja historii, która pozostaje o wiele dłużej w pamięci niż sucha wiedza ze szkolnego podręcznika.
Szczegółowe opisy , wolna akcja, angielski klimat i zwyczaje - to po prostu oczarowało mnie. Nie spodziewałam się tak miłej niespodzianki po lekturze i dlatego polecam ją tym, którzy jeszcze piórem Bronte się nie zachwycili, tak takim malkontentom jak ja, którym Anglia wydawała się nudna.
Życzę przyjemnych wrażeń w trakcie lektury i takiego oderwania od rzeczywistości, tylu emocji jakie ja przeżyłam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.


poniedziałek, 19 grudnia 2011

Merle Hilbk "Czarnobyl Baby "


Wydawnictwo Carta Blanca
data wydania październik 2011
stron 264
ISBN 978-83-7705-136-8
W cieniu reaktora

26 kwietnia 1986 roku doszło do największej w historii awarii reaktora atomowego. W czarnobylskiej elektrowni miał miejsce wybuch jednego z sześciu reaktorów. Stało się to w czasie nieprawidłowo przeprowadzono testu systemu bezpieczeństwa. Początkowo władzom marzyło się zatuszowanie katastrofy. Niestety, jej skutki były odczuwalne nie tylko na terenie ZSRR. Świat ogarnęła panika, a Rosjanie musieli ze skażonych terenów ewakuować ponad 350 tysięcy osób. Żniwo tej awarii było bardzo bolesne. Wielu ludzi zmarło, zachorowało na chorobę popromienną, nowotwory, urodziły się kalekie dzieci. Mnóstwo rodzin straciło dorobek całego życia – domy, mieszkania, rzeczy materialne.
Minęło ponad 25 lat od pamiętnej daty. Dziś promieniowanie na skażonych terenach jest już mniejsze. Ludzie powrócili do części opuszczonych miejscowości. Ale miasto Prypeć, gdzie mieszkali głównie pracownicy „atomnej elektrostancji” nie wróciło do dawnej świetności. Rozpadł się ZSRR, tereny skażone znalazły się w granicach Białorusi i Ukrainy. I stały się (co może niektórych dziwić) popularnym turystycznie terenem odwiedzanym przez „turystów” z Zachodu.
Zobaczyć na własne oczy feralną elektrownię, strefę zamkniętą, poczuć klimat Czarnobyla to marzenie wielu, których to miejsce i wydarzenia zafascynowały.
Do Prypeci i innych skażonych miejsc udała się także niemiecka niezależna dziennikarka Merle Hilbk. Swoje wrażenia, niesamowite przeżycia i opinie zawarła w książce “Czernobyl Baby”. Składa się ona z 15 rozdziałów poświęconych wydarzeniom z kwietnia 1986 roku, ale i ludziom, którzy byli związani z elektrownią im. Lenina, przeciwnikom rozwoju elektrowni atomowych w Niemczech, na Ukrainie i Białorusi, ludziom, którzy działają w organizacji Kinder von Tschernobyl.
Początek lektury to relacja z wjazdu do strefy skażonej – niesamowite przeżycie, bo wielu spodziewa się księżycowego krajobrazu, a tymczasem przyroda nie dała się zniszczyć. Hilbk bardzo ciekawie opisuje opuszczone ludzkie osiedla, przeprowadza rozmowy z tymi, którzy pojawiają się w strefie jako pracownicy oraz z tymi, którzy wrócili do swoich domów do miejscowości, gdzie skażenie się zmniejszyło. Pomiędzy Niemką a jej rozmówcami widać niesamowity kontrast. Podczas, gdy na Zachodzie bano się radiacji, zwykli mieszkańcy okolic Czarnobyla myśleli po prostu jak przeżyć gdy państwo nie pomaga, dostają głodowe emerytury, zlikwidowano specjalną pomoc medyczną i sanatoryjną. Tam ludzie z biedy sięgają po żywność i nie myślą o tym, by zmierzyć jej skażenie. A w strefie skażenia osiedlają się też uchodźcy z byłych republik radzieckich w poszukiwaniu pracy i dachu nad głową. Młodzi wprawdzie starają się uciekać z terenów w pobliżu elektrowni, ale starsze pokolenie zmęczone walką o byt i bezradne, dożywa tam swoich dni często walcząc z całą gamą chorób, które są owocem promieniowania.
Dzięki lekturze tej książki miałam okazję poznać inny wydźwięk Czarnobyla niż ten, który towarzyszył katastrofie w Polsce. Dzięki brakowi informacji nie ogarnęła nas panika, taka jak np. Niemców z RFN-u. Miałam wtedy 12 lat i tylko namawiano nas do picia płynu Lugola, ale nikt nie myślał o niepiciu mleka czy niejedzeniu sałaty. Tymczasem relacje Hilbk pokazują, jak wielkie protesty miały miejsce, jak wielu ludzi obwiało się o życie i zdrowie.
Książka wciągnęła mnie niesamowicie, z zaciekawieniem obejrzałam zamieszczone w niej zdjęcia. A zachęcona treścią obejrzałam materiały dostępne w sieci. Robi to naprawdę szokujące wrażenie. Mimo, że wszelkie oryginalne dokumenty z elektrowni przepadły gdzieś w radzieckich archiwach, to jednak z dużym prawdopodobieństwem można było tej awarii uniknąć.
Czytałam tę książkę jako przedstawicielka pokolenia, które przeżyło katastrofę, ale polecę ją również i młodszym Czytelnikom. Niech ta lektura będzie przestrogą przed niekontrolowanym i pochopnym zarządzaniem reaktorami, oby nauczyła pokory tych, którzy czują się władcami atomu. Bo człowiek to istota omylna, a w tym wypadku skutki dotyczą milinów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Carta Blanca

sobota, 17 grudnia 2011

Stosik Biblioteczny - objaw choroby !!!!

Tak to już zdecydowany przejaw choroby mola książkowego i nic go nie wytłumaczy - poszłam do biblioteki zdecydowanie pożyczyć coś dla męża, a wyszłam ze stosem nie tylko dla Niego. Nie mogłam się oprzeć tylu ciekawym książkom i wzięłabym ich jeszcze dużo więcej. Mam termin do 15 lutego i bardzo chcę je przeczytać, a tu są jeszcze zobowiązania recenzyjne. Ale mam wielką ochotę na czytanie dzięki Bogu i sprawia mi ono przyjemność więc piszę co w stosiku i uciekam do książki. Za oknem niemiłosiernie leje więc spacer odpada.
Isabel Allende "Miłość i ciernie " - cóż lubię autorkę więc muszę przeczytać
Adriana Trigiani "Nie śpiewaj przy stole " - czytałam co nieco tej Pani i polubiłam ją
Alicja Łodzińska "Moje długie życie " - uwielbiam takie wspomnienia więc poczytam z przyjemnością
Mark Salzman "Z otwartymi oczami" - to jak magnes zadziałała tematyka - a wiecie, że kiedyś myślałam żeby też zostać karmelitanką - dla niewtajemniczonych to mniszka klauzurowa
Mirosław Wigierski "Ze Lwowa na Kołymę " - w sumie dla męża, ale ja lubię tematykę łagrową od "Innego świata", który przeczytałam jeszcze w liceum
"Chitra Banerjee Divakaruni "Tłumaczka snów" - klimaty indyjskie
Hilary Norman "Niebezpieczna zabawa" dobry kryminał nie jest złą lekturą
Julia Jusik "Narzeczone Allacha " książka o terrorystach samobójczyniach z Czeczenii
Matthew Eden "Ostatni dokument Hessa" dla męża- ale też i mnie by się podobała.
Zatem konkludując zamknąć mnie do klatki, dać książkę i nie wypuszczać z domu.

Heike B. Gortemaker " Ewa Braun. Na dworze Fuhrera"


Wydawnictwo Literackie
data wydania grudzień 2011
stron 408 
ISBN  978-83-08-04766-8
Z miłości do Wodza.

On – Adolf Hitler- wódz III Rzeszy. Był katem, którego sumienie obciąża rozpętanie najtragiczniejszej z wojen. Ale był też mężczyzną, osobą, która miała rodzinę, przyjaciół, życie prywatnie.
Ona – Ewa Braun- kobieta u boku Wodza. Kim była ta dziewczyna, która pokochała kogoś takiego jak Hitler? Czy była to prawdziwa miłość czy może zauroczenie, a może związek z wyrachowania?
Różniła ich spora różnica wieku – całe 17 lat. Ona z pochodzenia monachijka, wywodząca się z przeciętnej rodziny, poznała Hitlera w pracy – w zakładzie fotograficznym. Miała zaledwie 17 lat, a on był już dojrzałym 40-letnim mężczyzną. Jak wyglądał ich 16- letni związek ?
Tę tematykę stara się przybliżyć w swojej książce Heike Gortemaker.
O Ewie Braun napisano już kilka książek, ale ta jest opracowana w sposób niezwykle staranny. Autorka bardzo dokładnie przybliżyła związek Hitlera i Ewy Braun opisując ich znajomość od początku – kiedy jeszcze ona była młodą kobietą, a on powoli zdobywał popularność. To był dziwny związek, bo sakramentalne “tak” zapadło tuż przed ich śmiercią. Mimo, że miała miejsce w jego sercu, Hitler raczej nie chwalił się publicznie ukochaną. O ich zażyłości wiedziało tylko jego najbliższe otoczenie, a on publicznie twierdził, że nie ma czasu na życie prywatne i miłość. Był hipokrytą, okłamywał swój naród? Dlaczego? Bał się, że będzie odebrany jak zwyczajny człowiek, który ulega namiętnościom?
I właśnie o takim szczególnym związku pisze Autorka, która przybliża Czytelnikowi nie tylko sylwetkę kochanki i żony Hitlera, ale i jego otocznie i najbliższych współpracowników. Tak , to prawda, Hitler niczym król miał swój dwór, swoją świtę, najbliższych współpracowników, którzy mieli okazję poznać go od każdej strony, także i tej prywatnej. Bo kreowany image dla narodu niemieckiego był nieco inny.
Czego bał się Hitler? Czemu nie chciał pokazać Niemcom swojego prawdziwego “ja”?
Książka pokazuje jakim niestabilnym emocjonalnie człowiekiem był wódź Rzeszy, jak bardzo brzydził się własnych słabości oraz jaką kobietą wybrał. Po części podziwiałam ją. Bo trudno jest żyć z człowiekiem o tak skomplikowanym charakterze, ulegającym emocjom i mającym tak wiele ekscentrycznych pomysłów. A ona chyba naprawdę go kochała... Owszem, wiodła życie jego najbliższej kobiety, ale równocześnie on ukrywał ją, albo przedstawiał jako swoją sekretarkę. Dziwna to była para, z pewnością nie byli szczęśliwi i nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie, a jednak ona zdecydowała się z nim umrzeć !
Ta książka bardzo ciekawie pokazuje tamte lata. Autorka zarazem nie ocenia opisywanych postaci – ona stara się je przedstawić jak najbardziej realnie i autentycznie. Gortemaker świetnie przedstawiła środowisko Wodza, dokładnie i ciekawie opisała romans ukrywany przed światem, pokazała kobietę, która straciła głowę dla szaleńca i przez to musiała umrzeć, sama zadając sobie śmierć.
Lekturę uzupełniają bardzo staranne i dokładne przypisy, a czyta się ją jak dobrą sensację. Czytanie uprzyjemniają zdjęcia – dzięki którym możemy poznać otoczenie Fuhrera, miejsca mu bliskie, jego psa i rodzinę.
Książkę polecam szczególnie pasjonatom II wojny światowej. Doskonała lektura.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

piątek, 16 grudnia 2011

Judith Lennox "Florenckie lato "


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania listopad 2011
stron 592
ISBN 978-83-7648-988-9

Do przeczytania tej książki skusił mnie opis na okładce, znane mi już nazwisko autorki i okładka. Miałam przed lekturą pewne oczekiwania i one jak najbardziej się sprawdziły. Lennox napisała kolejną już świetną powieść, która zachwyciła mnie. Bo lubię prozę dla kobiet w stylu Steel czy Delinsky - a tak pisze Pani Judith, lubię książki, które mają ciekawie rozbudowaną fabułę i lubię czytać o uczuciach, ale tylko wtedy, gdy ktoś pisze o nich w sposób realny, a nie oblewa miłość grubą warstwą lukru.

Akcja książki rozpoczyna się w 1933 roku. Jest piękne lato, które dwie siostry Tessa i Frederica spędzają w uroczej włoskiej willi niedaleko Florencji. Jest wspaniale, Tessa przeżywa pierwsze doświadczenia miłosne z pięknym Włochem, A 12 -letnia Frederica spędza beztroskie wakacje. Ale potem wszystko się zmienia. Umiera matka dziewcząt, Tessa musi się zaopiekować młodszą siostrą i podejmuje pracę modelki w Londynie. Wiedzie jej się doskonale. Nie brakuje intratnych zleceń, ma grono zagorzałych wielbicieli, jest młoda, piękna i zdrowa. Spokojne życie Tess burzy romans, który rozpoczyna się na lodowisku. Ślizgająca się na łyżwach Tessa poznaje Milo - pisarza o niezbyt dojrzałej osobowości. Cóż mężczyzna ten jest kobieciarzem, Tessa to nie pierwsza osoba, z którą zdradza żonę. A sama Tessa chyba też zbyt lekkomyślnie wplątała się w romans, który jest brzemienny w skutki. Pojawia się dziecko, ale niedługo po jego narodzinach Tessa przeżywa potworny dramat. Zostaje sama, a jej były kochanek ........... nie zdradzę nic poza tym, że zachowuje się potwornie. Autorka przedstawiła czytelnikom też żonę Mila , trzecią kobietę, której losy śledzimy na kartach "Florenckiego lata". I jakby na to nie patrzeć, każda z tych kobie ma inną osobowość, boryka się z mnóstwem przeróżnych problemów, do których dochodzi jeszcze tragiczne wydarzenie jakim jest wybuch wojny.
Mimo sporej objętości książkę czyta się błyskawicznie. I chyba wiem dlaczego! Bo jest napisana świetnym stylem w niesamowicie lekki sposób. Jest bardzo łatwa w odbiorze, a jej lektura przyprawia czasem nawet o dreszcze. Zaletami książki Lennox jest również wielowątkowość fabuły, doskonałe powiązanie w całość wątków głównych z tymi będącymi w tle oraz rozmach z jakim Autorka napisała "Florenckie lato".
Ciekawie wykreowane są postacie kobiet, z których każda ma odmienną osobowość są zarazem trudne w ocenie. Bo ciężko jednoznacznie ocenić przykładowo zachowanie bardzo zranionej żony, która czuje ból i pragnie zemsty na kochance męża. W losy kobiet wplata się historia, a że akcja toczy się w dwóch wrogich krajach to jeszcze bardziej komplikuje życie bohaterkom. Losy trzech kobiet łączą więzy krwi i toksyczne uczucie. No, ale Tessa nie jest też bez winy  do końca i nie wzbudziła mojego współczucia. Milo nie ukrywał swego stanu cywilnego. Książka napisana jest w sposób oryginalny i świeży, nie zastosowano w niej jakiś nudnych schematów, ciągle coś się w fabule dzieje, ciągle mają miejsce różne zdarzenia, które dotykają bohaterki i są dla nimi czymś w formie wyzwań. Tragedia kładzie się cieniem na ich rodzinach.
Czy ta książka jest romansem ? Ja oceniłabym ją jednak inaczej. Dla mnie to zdecydowanie powieść obyczajowa, a nie ckliwa historyjka o romantycznej miłości. Nie ma tu miejsca na romantyczne uniesienia, jest raczej proza życia i jego realizm. Bo życie bajką nie jest podobnie jak nie jest nią "Florenckie lato ". Myślę, że powieść ta zaspokoi nawet najwybredniejsze gusta czytelnika i nie rozczaruje miłośników pióra tej autorki.
Słowo krytyki skieruję jedynie pod adresem zbyt moim zdaniem skromnych opisów miejsc rozgrywania akcji. Są one dla mnie zbyt oszczędne i warto byłoby jest bardziej rozbudować.
Polecam książkę szczególnie kobietom bez względu na wiek. I życzę przyjemnej lektury.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

środa, 14 grudnia 2011

Nic tak nie cieszy jak stosik

Kolejny stosik + karteczki świąteczne i dużo radości !
A na półkę przybyły:
Heinz -Lothar Worm "Maria " - od Wydawnictwa Promic
Victoria Donda "Mam na imię Maria " od Lubimy Czytać i Carta Blanca
Nigel Slater "Tost " jak wyżej
Merle Hilbk "Czarnobyl Baby " jak wyżej (właśnie kończę ją czytać - rewelacja - niezwykle ciekawa )
Anna Brashares "Nigdy i na zawsze " od Lubimy Czytać i Wydawnictwa Otwarte
Anne Holt "Śmierć demona " od Prószyńskiego
Mariola Pryzwan "Cybulski o sobie " od Wydawnictwa MG
A na górze dwie karteczki od Pani Moniki z Miry (plus Gwiazdka - czeka na choinkę ) oraz od Wydawnictwa Prószyński - jakie to miłe !!!!

wtorek, 13 grudnia 2011

Siemion S. Wileński "Historie kobiet z Gułagu. Dusza wciąż boli"


Wydawnictwo PWN
data wydania 2011
stron 674
ISBN 978-83-01-16743-1

Kobiety z Gułagu

XX wiek to niezwykle bolesny i trudny czas w historii Rosji. Na kartach kronik zapisało się tak wiele traumatycznych wydarzeń : wojny, rewolucje, setki ofiar, które pochłonęły restrykcje, więzienia i obozy. Rosjanie ginęli nie tylko z rąk ich wrogów. Stalin stał się dla wielu swoich poddanych katem. Jego wizja totalitarnego państwa, w którym nie ma miejsca na żadne sprzeciwy, weta i opozycję pochłonęła tysiące istnień. Bojąc się przewrotu, puczu wódz postanowił wyeliminować wszelkie głosy sprzeciwu. I wpadł w obsesję. Do granic absurdu rozbudował aparat państwowy trzebiący wrogów Związku Radzieckiego. Terrorystyczna maszyna rozwinęła się do perfekcji, a nadgorliwość przejawiła się w przerażających statystykach. Nie oszczędzano nikogo. A potem zaczęto nawet działać na zapas. Aresztowania w latach 30-tych XX wieku osiągnęły apogeum. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Nawet ten, który dziś był strażnikiem porządku, jutro mógł stać się więźniem.
Smutne historie obywatelek radzieckich, które doznały krzywd z rąk reżimu stalinowskiego zebrano w książce pod redakcją Siemiona Wileńskiego pt.” Historie kobiet z Gułagu. Dusza wciąż boli.” To 23 świadectwa tych, które zostały zatrzymane jako szkodliwe polityczne. Czasem nawet tylko za to, że były czyjąś żoną, choć same nigdy nie interesowały się polityką. Ale wśród tych relacji znajdziecie i losy kobiet, które popierały komunizm, były członkiniami konsomołu i uważały Stalina za bohatera. A jednak wystarczył zwykły donos, który czasem był zemstą kogoś z otoczenia, a dochodziło do aresztowania i skazania.
Bohaterki tych opowieści to kobiety pochodzące z różnych części Związku Radzieckiego, osoby wykształcone, które nagle spotkał koszmarny los. Aresztowanie miało zwykle miejsce znienacka, często nocą. Potem przewiezienie do więzienia i oczekiwanie na proces. Czasem kilka tygodni, a nawet miesięcy. A sam proces – to była właściwie jego parodia. Trwał 5 minut, a wyrok był z góry przesądzony. Bez prawa do obrony i udowodnienia niewinności. Przecież każdej można było bezkarnie przypiąć tytuł trockistowskiej terrorystki! Jakże bolesne było zabranie możliwości wyjaśnień, zwłaszcza tym kobietom, które były wpatrzone w Stalina jak w boga. A potem więzienie przejściowe i podróż do miejsca zesłania.
Obozy pracy przymusowej, zwane łagrami były zwykle położone gdzieś daleko w głębi Syberii, lub na wyspach radzieckich, na północnych krańcach imperium Stalina. To tam trafiły bohaterki tej książki, by w pocie czoła pracować ponad ludzkie siły. Relacje tych kobiet są naprawdę wstrząsające. Przeżyły piekło. Niszczyły je choroby, głód, tęsknota, nieprzyjazny klimat. A jednak w niektórych z nich narodziła się wola walki i przetrwania, by wrócić do dzieci i rodzin, by po latach dać świadectwo prawdzie i opisać to, co przeszły. By tym wołaniem uczcić pamięć tych, dla których łagry stały się grobem.
Kobiety piszą nie tylko o sobie - w swoich wspomnieniach opowiadają o więziennych i obozowych towarzyszkach, które dzieliły z nimi cele. Ukazują jak toczyło się życie za murami więzień i w łagrowych barakach. To niesamowite relacje, które przyprawiają o dreszcze. Jakie okrutne musiało być przymusowe oddawanie zdjęć po jednej dobie. Jak rozdarte musiały być serca matek, które nie mogły nawet mieć przy sobie podobizny dziecka uwiecznionej na fotografii. A jednak życie łagrowe toczyło się. Praca wykańczała – kobiety były na przykład zmuszane do 15 -godzinnej pracy na 40 stopniowym mrozie przy wycince lasu.
Ta książka to bardzo wstrząsający dokument, pełen prawdziwych relacji naocznych świadków. Czytałam i miałam łzy w oczach. Do tej pory łagry i zesłania znałam z opowieści Polaków. Rosjanki też doświadczyły tej tragedii, a jednak do końca nie zniszczono ich psychiki. W więzieniach książki były ukojeniem, powstawały wiersze i poematy.
Nie wszystkie ofiary stalinowskich łagrów doczekały się rehabilitacji, nie wszystkie poznane w tej książce kobiety przeżyły i powróciły do rodzin. Często pozostały samotne, bo ich bliscy zginęli. Ale pamięć o nich nie zaginie. Właśnie dzięki takim świadectwom jak książka pod redakcja Wieleńskiego. Zachęcam do lektury dokumentu o ofiarach stalinowskiego obłędu. To lektura, która wstrząśnie i uzupełni wiedzę znaną z podręczników historii o relacje tych, które doświadczyły czym były łagry i władza szaleńca.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu PWN.

niedziela, 11 grudnia 2011

Aleksander Sowa "Era Wodnika"

Wydawnictwo internetowe e-bookowo
data wydania 2010
stron 376
ISBN 978-83-62480-40-1
Do przeczytania tej książki zachęcił mnie jej opis na portalu Lubimy Czytać. Kryminał pokochałam jako nastolatka. Czytaniem tego typu literatury zaraziła mnie sąsiadka, gdy przeżywałam wakacje między 5 a 6 klasą podstawówki. Zaczęłam od polskich kryminałów i się nimi zafascynowałam. To na dobrą sprawę były pierwsze książki dla dorosłych po które sięgnęłam. Nie polubiłam nigdy kryminałów angielskich, a kilka lat temu pokochałam skandynawskie. Czemu o tym piszę ? Bo "Era Wodnika" przypomina mi te świetne powieści z trupami, które są dziełem polskich twórców. Książkę otrzymałam do recenzji od samego Autora. I co piękne Pan Aleksander poprosił mnie nie o laurkę, ale o szczere zrecenzowanie. Brawo ! To postawa godna pochwały, bo przecież w recenzjach chodzi o szczerość, a nie o pisanie laurek czy reklamówek.
No więc szczerze i z łapką na serduchu stwierdzam, że powieść doskonale trafiła w mój gust. Takie kryminały są moim zdaniem idealne.
Akcja książki rozgrywa się współcześnie w Opolu. Mieście mi doskonale znanym, bo mam tam rodzinę i które odwiedzałam wielokrotnie. A to dość ciekawe miejsce, w którym pomieszane są różne style w budownictwie ze względu na polityczną przynależność Opola i jego dzieje.
Otóż w Opolu w centrum miasta, w schronie jeszcze z czasów wojny zostają odnalezione dwa trupy. Obaj mężczyźni na pierwszy rzut oka zmarli wskutek przepicia. Obaj byli bezdomnymi bez adresu i nazwiska, menelami, którzy kochali używki, a zarazem obu łączyła przyjaźń. Policja podejmuje śledztwo, ale wydaje się, ze po sekcji zwłok szybko zostanie podane jako wynik śledztwa to, co dało się stwierdzić na pierwszy rzut oka - zatrucie alkoholem bez udziału osób trzecich. Jednak prowadzący śledztwo sympatyczny Emil Stompor ma nieco inne przeczucia. I zaczyna drążyć, a intuicja rzadko go myli. Sprawa zaczyna nabierać rumieńców, bo okazuje się, że ta zagadka na swoje korzenie parę lat wstecz, kiedy w Polsce królowała, choć chyliła się powoli ku upadkowi komuna. Do śledztwa swoje trzy grosze dorzuca dziennikarka lokalnego radio O'Key pani Krawiec, która dostaje tajemnicze przesyłki ..................
Książkę czyta się świetnie. Fabuła przyciąga uwagę i jest wykreowana w sposób przemyślany i pomysłowy. W powieści ciągle coś się dzieje, nic nie idzie jak z płatka,ciągle ktoś rzuca kłody pod nogi Stomporowi, który jednak jest bardzo doświadczonym i posiadającym sporą intuicję gliną, który łatwo w pole wywieźć się nie da. Sam sobie dobiera partnerkę, dziewczynę bez doświadczenia, ale inteligentną i mającą dar intuicji kobiecej, który jest w tym wypadku bezcenny. W zbrodnię wplata się najnowsza historia i wydarzenia polityczne, ale Autor połączył je tak ciekawie, że nawet ktoś nie bardzo zainteresowany polityką nie będzie zniesmaczony i znudzony. To były trudne i bolesne czasy, które nie zostały w odpowiedni sposób zamknięte, a winni rozliczeni swoich win. I dlatego ta historia wydaje się taka prawdziwa i realna. I wcale nie trzeba mnie przekonywać, że ona nie mogła się wydarzyć. Mogła, jak najbardziej, bo nie każdego stać na wybaczenie. Czytałam z sentymentem i nostalgią, bo pamiętam "te czasy", kiedy zaczęto obalać komunę, gdy ogłoszono stan wojenny. Nie mogę też w tym momencie nie zacytować pewnego niezwykle mądrego opisu i niestety trafnej prognozy dla Polski ( czarnego scenariusza, który niestety się sprawdził) co do przyszłości Polski. Działacz opozycji, wykładowca wyższej uczelni przestrzegł :
"Komuniści stracą władzę. Zaprowadzimy nowy ustrój - solidaryzm. Nie będziemy władzy przejmować, ale oddamy ja ludziom. Nowy ustrój będzie zawierał element zbiorowego uczestnictwa w życiu i odpowiedzialności. Będziemy mieć wolny rynek. Tyle, że nigdzie na świecie wolny rynek nie może funkcjonować w czystej postaci, więc i my przewidujemy zabezpieczenia socjalne. Będzie to pewna forma pośrednia między socjalizmem, a krwiożerczym kapitalizmem. Jeśli tego nie zrobimy i podzielimy się z komunistami władzą, tak jak chcecie wy, zapanuje bardziej krwiożerczy kapitalizm niż jest teraz na Zachodzie."( str 234)
Jakie te słowa niestety prorocze. Dopiero dziś widać, jakim błędem był brak rozliczenia pewnych spraw !

Akcja książki jest pełna niespodzianek, sekretów z minionej epoki i nie daje się zbytnio rozwikłać czytelnikowi. Nie ma w niej równocześnie zbytniej fikcji, ale raczej ma miejsce trafne pokazanie kapitalizmu po polsku. Bo tak to u nas jest - afery, korupcja, układy. Polubiłam Stopmora - faceta "z jajami", uczciwego i ambitnego, który ceni prawdę. Książkę czyta się rewelacyjnie, ale potrzebna jej mała korekta, poprawienie literówek, w kilku przypadkach stylistyki zdań. Ale pomysł na fabułę jest świetny. Zakończenie jest mocne, trupy się ścielą, dialogi są zgrabne i napisane poprawnie. Opisy nie nużą, a postać zabójcy nawet wzbudziła nieco mojej sympatii. Cóż pozostaje mi zachęcić do lektury i życzyć miłych emocji, których ja osobiście doświadczyłam.
A ja czekam na kolejną Pana książkę, Panie Aleksandrze i dziękuję za egzemplarz recenzyjny.

środa, 7 grudnia 2011

Richard Green "Top modelka W sidłach kariery"


Wydawnictwo Promic
data wydania 2011
stron 176
ISBN 978-83-7502-272-8

Literatura chorwacka nie jest mi znana. To chyba pierwsza książka autora pochodzącego z tego kraju, którą przeczytałam. Richard Green to pracujący w Zagrzebiu profesor liceum, ale także teolog, dziennikarz i taternik. Jego książka, która w oryginale nosi tytuł "Put ljubavi" bardzo mnie zaintrygowała. Bo to bardzo refleksyjna historia, która po przeczytaniu niejako wymusza chwilę  zastanowienia nad sprawami bardzo istotnymi. Jeśli myślicie, że to powieść o świecie show biznesu, coś w stylu Jackie Collins to jesteście w błędzie. Nie ma tu cukierkowego przedstawienia świata mody i zachwytu nad dolce vita. Autor pokazuje to środowisko bardzo realnie. Bo świat mody, pokazów, wielkich kreatorów, bajecznie bogatych ludzi kąpiących się w luksusie ma nieco inne prawdziwe oblicze. Tu zarabia się fortunę, ale bycie kimś sławnym raczej nie jest przyjemnością. Doświadcza tego zarówno główny bohater Jacob, jak i Sara - jego partnerka i modelka. Tu tylko z pozoru wszystko błyszczy i lśni. A pod tego powłoką czają się brudne strony życia - poniżające traktowanie kobiet, brak uczuć, chciwość bogactwa, które po pewnym czasie szczęścia kompletnie nie daje.
Jacob osiąga sukces, jest kasowym fotografem, pracuje dla prestiżowego pisma, zarabia olbrzymie pieniądze. Ta praca daje mu nie tylko satysfakcję, ale i czyni zeń niewolnika. Ten fakt uświadamia mu Sara - niezwykle wrażliwa, piękna dziewczyna z okładki, która jednak nie czuje się szczęśliwa wzbudzając zachwyt swoją urodą, powodując erotyczne uniesienia mężczyzn wokół niej. Wprost przeciwnie - ona nie ma parcia na szkło- chcę by doceniono nie jej ciało, ale duszę i intelekt. Tego nauczyli ją jej rodzice. A tu widzi tylko obleśne spojrzenia "władców" modowego imperium. Sara chce, by oboje z Jacobem zerwali ze światem mody. On nie potrafi. Para się rozstaje. A potem spotyka ich tak wiele w życiu - historię tę opowiada właśnie powieść Greena, która zrobiła na mnie spore wrażenie.
 Książka pokazuje, co jest w życiu ważniejsze niż kariera, błysk jupiterów i spore pieniądze. Są bowiem rzeczy, które ceny nie mają i tak zwykle bywa, że uświadamiamy sobie o tym podobnie jak Jacob dopiero wtedy, kiedy dostajemy od losu po nosie, kiedy życie daje nam sporego kopa. Wstrząs działa zwykle skutecznie, choć nie jest miłym doświadczeniem. Tylko czasem okazuje się, że jest zbyt późno, by naprawić pewne błędy. Czy Jacobowi się to udało - o tym przeczytacie w powieści, która ma bardzo wartościowe przesłanie. Pokazuje siłę uczuć, które są czymś wyjątkowym i których nic materialnego nie jest w stanie zastąpić. Wzruszyłam się patrząc na przemianę wewnętrzną głównego bohatera, na jego emocjonalne dojrzewanie. Czytając obserwowałam jak spada mu z oczu bielmo kariery i sukcesu za wszelką cenę, jak odkrywa to, co stracił zatracając się w pracy. Książka to idealna lektura na dzisiejsze szalone czasy, na pęd w sumie donikąd, aby nie spaść ze szczebli kariery, aby nie dać się wyprzedzić. Czy warto tak biec, czy warto się wspinać na szczyt, który istnieje być może tylko w naszej wyobraźni ? Polecam lekturę tę książki szczególnie ludziom młodym, wychowanym w dobie wyścigu szczurów. Zobaczcie, że istenieją wartości, które nie dają się zmierzyć pieniądzem, a które nie warto w życiu zgubić bezpowrotnie. Ciekawa lektura, która może Czytelnika odmienić.
Gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Promic.

wtorek, 6 grudnia 2011

Relacja ze spotkania autorskiego z Moniką Szwają - czyli najwspanialszy prezent od Mikołaja.

Cały rok chyba byłam mega grzeczna. Bo w tym roku Mikołaj przyniósł mi bardzo wyjątkowy prezent. Spodziewacie się stosu książek - nie . Dostałam coś innego. Do mojego rodzinnego Przemyśla przyjechała z wizytą Pani Monika Szwaja. A ja dostałam od Pani Lidki w Wydawnictwa Sol propozycję poprowadzenia z spotkania w murach Przemyskiej Biblioteki Publicznej. To dla mnie naprawdę wielki zaszczyt i wspaniała niespodzianka.
Było cudoooooooooooownie. Poznałam Autorkę i Pana Mariusza Krzyżanowskiego z Wydawnictwa Sol. Co dziwne to mój debiut dziennikarski, a ja tremy kompletnie nie miałam. Nie załamał mi się głos, nie zabrakło oddechu, a rozmowa z takim Gościem jak Pani Monika okazała się fascynująca. Zadałam wiele pytań a czas minął jak chwilka. Ja jeszcze żyję tymi chwilami, których nigdy nie zapomnę. Wspaniała Kobieta i Pisarka. Pani Moniko serdecznie dziękuję za ten przeuroczy wieczór, za te piękne chwile, za tyle ciekawych informacji, anegdot. Za wszystko co miało miejsce tego magicznego dnia.
A Was kochani Czytelnicy mojego bloga uraczę fotkami
Pani Monika Szwaja podpisująca książki swoim fanom , w tle Pan Mariusz prezentujący ofertę Wydawnictwa Sol (zdjęcie mojego autorstwa)
Jedna z dwóch dedykacji od Autorki dla mnie !
Pani Moniko jeszcze raz za WSZYSTKO serdecznie dziękuję . Z całego serca i zapraszam do Przemyśla na kolejne spotkania.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Żegnaj Wielka Artystko !



Dziś tak zwyczajnie miała być notka z recenzją, ale od kiedy weszłam do sieci wstrząsnęła mną wiadomość o śmierci Pani Violetty - szok . Bardzo ją lubiłam, pokochałam ją gdy dawno temu usłyszałam Oczy ciornyje ! To był piekny głos, wielki talent, dobry człowiek. Dziś śpiewa w niebie, a w chórku towarzyszą Jej anioły!

niedziela, 4 grudnia 2011

Marcin Prokop, Szymon Hołownia " Bóg, kasa i rock'n'roll"



Wydawnictwo Znak
data wydania listopad 2011
stron 336
ISBN 978-83-240-1864-2

Uwielbiam czytać mądre książki o poważnych sprawach. I bardzo cenię również dyskusje o kontrowersyjnych i trudnych tematach, które toczą się na poziomie, w sposób merytoryczny i kulturalny, z poszanowaniem drugiej strony i brakiem chamstwa oraz brutalności. Czy tak się da rozmawiać o tematach, które wywołują czasem skrajne postawy ? Oczywiście i tego przykład dają Szymon Hołownia i Marcin Prokop. Dwaj znani m.in. z ekranów telewizora Panowie podejmują się wspaniałego dialogu, niezwykle ciekawego, w którym rozmawiają w sposób niezwykle ciekawy i kulturalny, a obaj reprezentują odmienną stronę barykady. Szymon to katolik, a Marcinowi bliżej do bycia agnostykiem. A jakich tematów się podejmują ? Trudnych i zarazem takich, o których rozmawia się od stuleci. A zatem dyskutują o Bogu - czy on rzeczywiście istnieje czy jego byt jest mitem, o wierze, podejściu do niej, o Kościele i duchowieństwie, o zakonach, idolach, Ewangelii, dobroczyności, Jezusie, pieniądzach, reklamie, mediach .............. Masa tematów w ujęciu dwóch odmiennych poglądów zapisana w formie wywiadu to niezwykle emocjonująca i wciągająca lektura, której ciężko się oprzeć i czyta się z wypiekami na twarzy. Na sukces książki składa się przede wszystkim inteligencja rozmówców i ich kultura, wzajemne poszanowanie i umiejętność słuchania drugiej strony oraz obrona swoich racji merytotyką i ciekawymi przykładami, a nie wyciąganiem brudów - no tak to nieodłącznie kojarzy mi się z wszelkimi debatami przed kolejnymi wyborami. Drodzy politycy i ich doradcy - uczcie się, bo macie niepowtarzalną okazję trafić na świetnych nauczycieli. Da się z klasą rozmawiać na każdy temat mając nań odmienne i diametralnie różne poglądy. To z pewnością spora sztuka, ale nie rzecz niemożliwa.
A jak ja odebrałam tę lekturę ? Ta książka to był dla mnie spory test. I fajnie, że go zrobiłam, że czytając dowiedziałam się wiele o sobie. Bo czytając dwa różne poglądy uświadomiłam sobie, że mam swoje zdanie, swoją osobowość i jestem w stanie bronić swoich racji. Oj bardzo żałowałam, że nie mogę przyłączyć się do rozmowy i dodać swoje trzy grosze. Bo moje stanowisko jest takie po środku między dwoma autorami.
W dyskusję obaj Panowie wpletli fakty ze swojej biografii. I cóż to jeszcze dodało uroku całej książce, doprawiło ją niczym wyszukany zestaw przypraw, a jednocześnie pokazało, że bardziej przemawiają do mnie argumenty i rację Marcina Prokopa niż Szymona Hołowni. Tego drugiego postrzegłam troszkę jako typowego katolika, gorliwego, pokornego i troszkę na ślepo przyjmującego naukę Kościoła na tematy takie z życia wzięte ( nie piszę w tej chwili o Ewangelii). Bo jak z jednej strony być zwolennikiem ubóstwa w sferze duchowej ( czyli starać się wybierać to co niezbędne, a z drugiej strony być użytkownikiem wymyślnego gadżetu z zakresu telefonii?) . Cóż nie przemawia do mnie tak na ślepo nauka zwierzchników Kościoła, którzy zachęcają do dobroczynności sami żyjąc ponad przeciętność, sięgając do naszych kieszeni. Hołownia podkreśla moc i wartość Sakramentów- tak tu się zgadzam i popieram - tylko czy etyczne jest branie za nich ofiar ? Czy ślub musi być z datkiem ? To przecież sprawia, że zbawienie się kupuje !!! Przed czym ganił Luter!
Czy w Kościele jest siła ? Czy modlitwa myślna jest mało warta w samotności ? Bo okazuje się, że ja wierzę w Boga , tylko nie bardzo w Kościół. Widzę, że często duchowni na dużą skalę - nie na pojedyncze grzechy - robią bardziej źle niż dobrze. Czy nie powinni bardziej wzorować się na ubóstwie Jezusa jako człowieka ?
Widzicie rozpędziłam się . Poszły w ruch spore emocje ! Taka właśnie jest ta książka - skłania do zastanowienia nad poważnymi dylematami i wyborami. A równocześnie czyta się ją z niekłamaną przyjemnością ! Jeśli macie zamiar po nią sięgnąć zarezerwujcie sobie czas nie tylko na czytanie, ale i na refleksję nad jej treścią. Bo lektura ją na Was wymusi. Taka to książka.
Będzie świetnym prezentem dla każdego bez względu na wiek ,płeć i stanowisko w sprawie. To taka pozycja na półce własnej biblioteczki, do której ja z pewnością jeszcze wrócę. Jeśli zapytacie czemu powiem krótko - "Bo mądrego miło posłuchać "!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak .
A pod poniższym linkiem możecie zerknąć do książki

Spotkanie autorskie z Moniką Szwają .

W dniu 6 grudnia (wtorek) w Przemyskiej Bibliotece Publicznej  przy ul. Słowackiego 15 o godzinie 18 odbędzie się spotkanie z pisarką Moniką Szwają. Będę na nim osobiście z czego się bardzo cieszę. Niesamowity prezent od Mikołaja. Relację z tego wydarzenia opiszę Wam na blogu.

piątek, 2 grudnia 2011

Stosik grudniowy nr 1

Zaczął się ostatni miesiąc w roku. Zaczął się letnio i cieplutko z czego jestem bardzo zadowolona. I ogromnie mnie cieszy powyższy stosik, część z niego już pochłonęłam. Na szczęście nie mam kryzysów czytelniczych - wprost przeciwnie czytanie jest jak narkotyk - czytam bardzo dużo - mam na to obecnie sporo czasu i żyję sporą część dnia z nosem w książce. A one - moje kochane nowe nabytki do mnie spływają i cieszą .
Zaterm na moich półkach zamieszkały :
Aleksander Sowa "Era wodnika" - propozycję zrecenzowania dostałam od Autora i Jemu za książkę dziękuję
Monika Szwaja "Matka wszystkich lalek" - od Wydawnictwa Sol - już przeczytałam - kapitalna książka - recenzja post niżej , a ja spotkam się z Autorką już we wtorek
Debbie Macomber "Spokojna przystań" od Pani Moniki z Miry
Debbie Macomber "Hotel na rozdrożu " jak wyżej - bardzo się cieszę na ponowne odwiedziny w Zatoce Cedrów
Barbara Stanisławczyk "Ostatni krzyk" od Lubimy Czytać - niezwykła książka, którą już przeczytałam - recenzja wkrótce
praca zbiorowa pod redakcją Siemiona Wileńskiego "Historie kobiet z Gułagu " od Lubimy Czytać - własnie ją czytam i bardzo mi przypadła do gustu - wzruszająca lektura
Heike B. Gortemaker "Ewa Braun. Na dworze Fuhrera" - od Lubimy Czytać - jestem bardzo ciekawa książki o kobiecie, która żyła z Hitlerem

Monika Szwaja "Matka wszystkich lalek"


Wydawnictwo Sol
data wydania listopad 2011
stron 350
ISBN 978-83-62405-23-7
Gdy tylko w zapowiedziach na stronach księgarni internetowych ukazała się wiadomość o nowej powieści Moniki Szwai natychmiast dodałam ją do listy książek, które muszę koniecznie przeczytać. Nie ukrywam, że jestem wielbicielką pióra Pani Moniki i uwielbiam jej powieści, które są dla mnie jaki drink energetyczny - bawią, rozśmieszają, poprawiają humor i nastarajają pozytywnie do życia. "Matka wszystkich lalek " to już 14 książka w dorobku tej Autorki. I tym razem Pani Monika nie zawiodła - napisała wspaniałą i pasjonującą historię od której nie mogłam się oderwać. I choć opis z okładki nieco mnie zmylił (sugerował mi nieco inne priorytety tej opowieści) to spędziłam z książką niesamowite chwile i na długo pozostanie ona w mej pamięci.
Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo - poznajemy dwie główne bohaterki, które dzieli spora różnica wieku i miejsce pochodzenia, ale ich dzieje połączy pewien dom, a właściwie przepiękna willa położona wśród uroczych gór.
Claire ma 28 lat, jest z wykształcenia matematykiem, pracuje w szkole i pomaga w prowadzeniu rodzinnej restauracji i pensjonatu. Mieszka wraz z rodzicami, babcią i siostrą na małej skalistej, bretońskiej wyspie. Jest miłośniczką robótek ręcznych, a spod jej drutów wychodzą prawdziwe arcydzieła. Zajmuje się także robieniem artystycznej biżuterii, spotyka się z miłym chłopakiem i nagle ......... jej życie zostaje wywrócone do góry nogami. Okazuje się, że człowiek, którego uważała za biologicznego ojca nim nie jest. Jej prawdziwy tata mieszka w Polsce i ciężko choruje na raka. Właściwie już prawie umiera, bo medycyna okazuje się bezradna i lekarze tylko mogą uśmierzyć ból. Umierający człowiek prosi, by córka się z nim w Polsce spotkała i zaprasza ją do swojej willi.
Drugą bohaterka ma na imię Ela - poznajemy ją gdy ma 7 lat. Jest wojna, Niemcy zagrażają spokojowi jej rodziny. Nagle dziewczynka zostaje oderwana od swoich bliskich i trafia w obce ręce .........
Losy tych dwóch kobiet połączą się. Obie przeżyły w swoim życiu sporą traumę. Obie choć w zdecydowanie inny sposób utraciły rodzinę i na nowo musiały szukać własnej tożsamości. Stało się to nagle i nie było łatwe.
Powieść "Matka wszystkich lalek" jest nieco inna niż np. "Stateczna i postrzelona " czy "Zapiski stanu poważnego". To książka opowiadająca o dwóch kobietach, które na nowo musiały poskładać swój świat, odnaleźć się w innych realiach. Nauczyć się żyć z inną tożsamością. Lalki będące zwykle symbolem ukochanych zabawek z dzieciństwa stają się dla Eli jedynymi towarzyszkami samotności i powiernicami, którym dziewczynka wyjawia swoje najskrytsze tajemnice i sekrety.
Trudno oderwać się od pasjonujących losów dwóch bohaterek, które stają się bliskie czytelnikowi już od pierwszych stron lektury. Ich losy są tak zawiłe, spotykają ich trudne i bolesne sytuacje.
Akcja książki rozgrywa się w dwóch przepięknych zakątkach świata - w Bretanii i Karkonoszach. W fabułę Autorka przepięknie wplata opis uroczych miejsc jakie odwiedza Claire, pokazuje życie na malutkiej wysepce u wybrzeży Francji, gdzie ocean objawia swoją moc i potęgę.
Oprócz dwóch głównych bohaterek Czytelnik pozna bardzo ciekawe postacie - niektóre z nich mają bardzo trudne charaktery i osobowość jak Ewa, ale nie brak i wesołego rodzeństwa Erwina i Egona. A już zabawne rymowanki uroczych bliźniaków Kini i Minia rozśmieszają do łez.
Oprócz wzruszającej historii obu bohaterek w książce będziemy mieli okazję poznać rodzinny klimat domu Bogusi, sympatyczną babcię Hanię i przeurocze zwierzaki, które podbiją serce Claire.
Książka jest moim zdaniem świetnym towarzyszem na długi wieczór, dobrym pomysłem na prezent dla Pań w każdym wieku. Czytało mi się ją lekko i przyjemnie, a gdy się doczytałam do końca trochę szkoda mi było rozstawać się z sympatycznymi postaciami, które podbiły moje serce. Gorąco polecam tym, którzy jeszcze nie poznali uroku pióra Moniki Szwai, bo jestem przekonana, że Ci którzy polubili powieści tej Autorki żadnej zachęty nie potrzebują.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuje Wydawnictwu Sol.

środa, 30 listopada 2011

Marlena de Blasi "Lavinia i jej córki. Toskańska opowieść"


Wydawnictwo Literackie
premiera listopad 2011
stron 268
ISBN 978-83-08-04816-0

Historia pewnej Toskanki.

O Toskanii napisano ostatnio bardzo wiele . Nie jestem temu przeciwna, bo ten malowniczy zakątek warty jest uwiecznienia na kartach książek. Zatem pojawiły się lektury, które są opisem wspaniałego urlopu spędzonego pod toskańskim błękitnym niebem, rozkoszowaniem się malowniczym krajobrazem, pięknem winnic i oliwnych gajów oraz wspaniałej regionalnej kuchni pełnej znakomitych specjałów, których smak zapamiętuje się na zawsze. Pojawiły się też na rynku księgarskim tytuły, których autorzy byli na tyle zafascynowani Toskanią, że postanowili tam zamieszkać, przenieść się na stałe, kupić i wyremontować dom, zająć się uprawą drzew oliwkowych czy winorośli.
Kolejna książka Marleny De Blasi jest nieco inna. Autorka poślubiła Wenecjanina o imieniu Fernando siedem lat wcześniej i odniosła sukces literacki. Zbliża się termin oddania wydawcy kolejnej książki, która jeszcze jest w powijakach, napisana tylko w części. Marlena szuka samotności, ciszy i spokoju, by wypełnić swoje zawodowe zobowiązania. Na pewien czas przenosi się na toskańską wieś, do leśniczówki znajomych znajomego, by tam oddać się pisaniu i odpoczynkowi. Fernando nie jest z tego zbytnio zadowolony, ale Marlenę urzeka piękno skromnego domku i otaczającej go przyrody oraz fascynuje pewna mieszkanka pobliskiej wioski, która ma na imię Lavinia.
De Blasi poznaje najpierw jej córkę, a potem matkę, która jest już w podeszłym wieku. 83-letnia Lavinia jest wobec Marleny na początku znajomości bardzo oschła i surowa, wprost nieprzyjemna, ale z czasem obie panie coraz bardziej się ze sobą zaprzyjaźniają, pisarka często gości w domu Lavinii, razem spacerują. Dzięki temu Marlena poznaje dzieje samej Lavinii i jej matki oraz córek i wnuczek. A to już bardzo ciekawa i niezwykła historia, którą znajdziecie w najnowszej książce tej uznanej autorki.
Historia Lavinii jest na tyle fascynująca, pełna różnych wydarzeń – mniej lub bardziej szczęśliwych czy wręcz dramatycznych, że powieść czyta się z zapartym tchem niczym dobrą sensację. Tym razem w książce De Blasi mamy okazję poznać Toskanię nie tę współczesną, ale tę sprzed kilkudziesięciu lat, gdy nie przyjeżdżali tu masowo turyści, a region był typowo rolniczą i biedną prowincją Włoch. Wojna nie oszczędziła tego miejsca i jego mieszkańców – przelano wiele krwi na toskańskich wzgórzach. O tych wydarzeniach opowiada Lavinia swojej nowej przyjaciółce, a historia ta bardzo wzrusza i w pewnym stopniu usprawiedliwia może nieco ekscentryczne i ksenofobiczne poglądy owej staruszki. W książce nie brak też tego, co Czytelnicy znają już z poprzednich powieści tej autorki – opisów przyrody, wieczornych uczt i biesiad, opowieści o regionalnej kuchni i jej specjałach.
Lekturę czyta się przyjemnie. Czytelnik, który polubił styl autorki nie będzie rozczarowany. Wątki osobiste przeplatają się z historią kobiety, która wydarzyła się naprawdę – zostały tylko zmienione imiona i miejsce wydarzeń, aby jak napisała De Blasi “chronić prywatność ich bohaterki”. Jeśli macie więc ochotę poznać Lavinię, jej przodkinie i potomkinie polecam gorąco najnowszą powieść z Toskanią w tle. Warto poznać nie tylko ten zakątek Italii dziś, ale i ten sprzed wojny. Koniecznie muszą ją przeczytać sympatycy tego regionu. Ja też się do nich zaliczam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Beata Biela "Walcząc z przeznaczeniem"


Wydawnictwo Radwan
data wydania 2011
stron 168
ISBN 978-83-7745-237-0

Debiutancką powieść młodej autorki Beaty Bieli zdecydowałam się przeczytać ze względu na tematykę, którą ta książka porusza. Temat niełatwy, trudny, wręcz bolesny.
 Wyroki śmierci bowiem padają nie tylko na sądowej sali. Także w ciszy gabinetów lekarskich są ludzie, którzy dowiadują się o tym jak niewiele im zostało dni życia. Czasem ta diagnoza spada jak grom z jasnego nieba i dosłownie zwala z nóg. Ma to zwłaszcza miejsce, jeśli dowiaduje się o tym osoba młoda, pełna życia i planów na przyszłość. Taki wstrząs przeżywa główna bohaterka powieści "Walcząc z przenaczeniem". Młoda, zakochana studentka, pełna marzeń i planów od pewnego czasu czuje się osłabiona i mdleje. Badania wskazują jednoznacznie na ciężki przypadek białaczki szpikowej. Alicji lekarze dają maksymalnie pięć lat życia. To dla niej szok i dziewczyna czuje się totalnie załamana. Nie może w to uwierzyć, ale smutna rzeczywistość jest nieubłagana. Na szczęście jej bliscy stoją twardo u jej boku. Adopcyjna mama oraz narzeczony robią wszystko, by uratować Alę. Czy walka się uda ? Czy znajdzie się dawca z odpowiednią zgodnością tkankową ?
Ta książka napiszę bez ogródek jest niesamowita. Po prostu świetny debiut ! Autorka godnie zmierzyła się z bardzo wzruszającą tematyką śmiertelnej choroby, która dotyka młodą, szczęśliwą dziewczynę. Ciekawie wykreowana postać bohaterki wzbudza sympatię i współczucie. Ala moim zdaniem bardzo dzielnie i dojrzale poradziła sobie z bardzo trudnym wyzwaniem. Choroba, która jest potwornym wyrokiem nie pokonała jej psychiki. Ala poczuła jak cudownie jest mieć u boku oddanych i kochających bliskich. Choć czasem zdarzały się jej chwile słabości. A zarazem dzięki białaczce dziewczyna poznała biologiczną matkę, przeżyła wiele trudnych i bolesnych zdarzeń.
Ta powieść jest pełna emocji. Czyta się ją jednym tchem. Osobiście nie przespałam przez nią pół nocy, ale było warto. Bo jej akcja dzieje się bardzo szybko i obfituje w przeróżne wydarzenia. Ta książka jest powieścią obyczajową, ale znajdziecie w niej i ognisty romans i dawkę dobrej sensacji. Styl jest poprawny, dialogi dość zgrabnie wyważone. W trakcie lektury bardzo się wzruszyłam i miałam okazję poznać emocje jakie przeżywają chorzy. Autorka uświadomiła mi ile siły kosztuje walka o własne życie, ile musi przeżyć ktoś, kto o własnym wyroku musi powiadomić tych, którzy go kochają. Zakończenie powieści jest bardzo ciekawe i lektura trzyma w napięciu do ostatniego zdania.
Nie będę pisać już więcej pochwał poza zdaniem, że to jedna z najlepszych debiutanckich powieści jakie kiedykolwiek przeczytałam. Znakomita książka, której z czystym sumieniem stawiam najwyższą ocenę - Pani Beato zasłużone "6" dla Pani powieści .
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Radwan.