czwartek, 28 sierpnia 2014

Ola Trzeciecka "Jamnik z kluskami"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 432
ISBN 978-83-7961-009-9

Świat według Klusków

Z natury jestem osobą dość powściągliwą. Nie jest łatwo mnie rozśmieszyć. Filmy komediowe na których widownia w kinie jest rozśmieszona do łez mogę obejrzeć z niewzruszonym wyrazem twarzy i kamienną miną. Dlaczego o tym wspominam? By docenić powieść Oli Trzecieckiej przy której raz po raz wybuchałam gromkimi salwami śmiechu. Tak, tej dotąd nieznanej mi autorce udało się mnie znakomicie rozśmieszyć. Dosłownie do łez. Zatem tę książkę mogę polecić tym, którzy mają ochotę się pośmiać, a nie mają ochoty oglądać odpowiedniego gatunku filmu czy słuchać dowcipów.

Fabuła tej książki jest określając językiem młodzieżowym "lekko zakręcona". Autorka opowiada perypetie młodej i zdolnej kobiety, który robi doktorat z historii. Konkretnie przedmiotem jej badań są czarownice. Pewnego dnia trafia z kontuzją do szpitala i tu poznaje lekarza. Ów medyk nazywa się Adam Klusek. Pan doktor nie jest jednak jakimś przystojnym amantem. Cechuje go niewielki wzrost i dość sztywna osobowość. I coś jeszcze, co czasem zdarza się dorosłym facetom. Adam jest mamisynkiem. Na potęgę nadal mimo swojego wieku ucieka pod skrzydła niezwykle opiekuńczej mamusi. Mimo tych wad główna bohaterka darzy go ciepłymi uczuciami i dwoje ludzi staje się parą. Co wyniknie z tej znajomości? Czy związek we troje z mamą ukochanego jest możliwy i ma szansę powodzenia? Zapraszam do książki, która wręcz ocieka humorem.
To powieść napisana niezwykle lekko, którą czyta się jednym tchem. Jej największym atutem są dialogi. Niezwykle zgrabne i dowcipne. 

Oprócz ludzkich bohaterów w książce poczesne miejsce zajmuje tytułowy jamnik. Ma on bardzo oryginalne imię - Zaworek. Jest pieskiem znalezionym, który bardzo szybko nawiązuje z nową panią niezwykle silną więź emocjonalną. Psiak jest kapitalnie wykreowany. Świetnie broni Ankę przed teściową i Adamem. Jest gotowy stoczyć walkę, by tylko nikt nie zrobił Ani krzywdy. Gratuluję autorce wykreowania tak kapitalnej psiej postaci. Trudno mi jednak było uwierzyć, żeby kobieta taka jak Ania zdecydowała się na ślub, nieważne że tylko cywilny, z kimś tak łamagowatym i nieokrzesanym jak Adam. Fatalne zauroczenie czy błąd życia? Zakończenie rozwiewa ten dylemat. 
Ta powieść to doskonała książka na chandrę, zły humor. To dobry wybór dla czytelnika, który ma ochotę uciec od szarej rzeczywistości i założyć różowe okulary. Pobyć w świecie, gdzie wszystko jest możliwe, a każda życiowa sytuacja może być obrócona w żart. Książkowa komedia, którą polecam bez ograniczeń każdej płci. Książka humorystyczna w której realność graniczy z fikcją autorki. Uwaga naprawdę rozśmiesza do łez!

środa, 27 sierpnia 2014

Małgorzata Kalicińska "Życie ma smak"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2014
stron 267
ISBN 978-83-7988-101-7

Odkryj smaki życia

Osoby Małgorzaty Kalicińskiej większości czytelników nie trzeba w ogóle przedstawiać. Wielu z nich zachwycił cykl o Rozlewisku, inni zaś cenią jej felietony. Kalicińska to osoba, która jak się okazuje, poza pisaniem bardzo lubi też gotować. Autorka tzw. „Trylogii mazurskiej”, jak nam zdradza, kocha zupy. Uwielbia rosołki, chłodniki i wszelakie odmiany zup jarzynowych, a szczególnie ogórkową. W swojej najnowszej publikacji łączy historie kilku osób z recepturami przeróżnych zup. Efektem takiej fuzji jest wyjątkowa lektura, przy czytaniu której aż ślinka leci. Nie sposób oprzeć się chęci zjedzenia porcji zupy, gdy autorka pisze o niej tak smakowicie.
Opowieści zebrane w książce „Życie ma smak” są krótkie, aczkolwiek bardzo treściwe. Napisane są z nutką sentymentu i rozczulenia nad zdarzeniami, które już są historią, ale trwale zapisały się w pamięci. Bo jak nie pamiętać smaków z dzieciństwa, z czasów beztroskich wakacji spędzonych poza miastem, gdzie czekał wspaniały świat przyrody i różne atrakcje? Pamięć ludzka przez całe życie notuje to, co było miłe i wyjątkowe, to, co po latach wywołuje uśmiech na twarzy. Takie wspomnienia warto pielęgnować i sycić się nimi w pochmurne dni, gdy dopadnie nas chandra. Smaki potraw mogą towarzyszyć takim wspomnieniom i jeszcze bardziej odświeżać przeżyte kiedyś szczęśliwe chwile.
Najnowsza propozycja pióra Małgorzaty Kalicińskiej to książka niezwykle pogodna, radosna i pokazująca pozytywne strony życia. Ucząca doceniać małe przyjemności, które potrafią czasem czynić cuda. Z pewnością to lektura, która zachęca do chwycenia chochli i łyżek, do wkroczenia do kuchni i rozpoczęcia przygody ze sztuką kulinarną. Jej efekty mogą być nieprzewidziane i zachwycające. To też propozycja, która pochyla się na fenomenem zwyczajnej codzienności, która, jeśli się dobrze przypatrzyć, składa się z małych chwil szczęścia.
„Życie ma smak” to przyjemna lektura, którą polecam zwłaszcza tym, którzy lubią pitrasić, ale i tym, którzy chcą się nauczyć gotować. Zupy to potrawy proste, które doskonale nadają się dla początkujących kucharzy. Ich magiczna moc daje odczuć się zimą, gdy doskonale rozgrzewają, ale i latem, gdy nic nie zastąpi orzeźwienia, jakie dają np. chłodniki.
Znakomite połączenie prozy i książki kucharskiej, które warto mieć w swojej biblioteczce.
Ten tekst jest Oficjalną recenzją książki i został napisany dla portalu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Anna Biziorek "Szkolenie psa"

Kto z nas mający psa nie marzy by nasz pupil był idealny?! Ale na tym świecie ideałów nie ma. Każdy pies ma swoje plusy i minusy. Coś robi dobrze, coś nie tak jakbyśmy chcieli. Tak jak każde dziecko wymaga wychowania, tak każdy pies bez względu na rasę, rozmiar czy płeć wymaga szkolenia. Oczywiście są rasy, które szkoli się w bardzo rozszerzonym wymiarze, ale każdego pupila należy w pewien sposób ukształtować. 
Psy w moim domu są od 24 lat. Zdarzyły się kundelki, spaniel i dwa owczarki niemieckie. Jak wiecie z blogowych notek od 8 czerwca 2014 pojawiła się w moim domku Vika. Zatem trzeba szkolić. Od czasu kiedy szkoliłam poprzedniego psa - a to 11 lat - zmieniły się nieco metody szkoleniowe. Coraz modniejsze stało się szkolenie pozytywne i klikerowe. Zatem muszę i ja się doszkolić. Kupiłam kilka książek. Publikacja Anny Biziorek była pierwszą z tych które przeczytałam. Książka zrobiła na mnie dobre wrażenie. Jako poradnik jest dopracowana, starannie wydana i w ciekawej formie serwuje informacje potrzebne każdemu właścicielowi czworonoga. Język jest prosty i przystępny. Nie ma w tekście trudnych terminów dla osób, które niewiele wiedzą o kynologii i szkoleniu. 
Ta lektura to wiele dość mądrze wybranych rad odnośnie psów i ich wychowania. Tekst rozpoczyna poradnictwo dotyczące czasu przed pojawieniem się szczenięcia w naszym domu. Bo jak niektórzy wiedzą, a inni nie na maleństwo trzeba się w pewien sposób przygotować. Potem krok po kroku wyjaśniane są przeróżne zagadnienia związane z psiakami. Opisane są bardzo dokładnie metody postępowania z naszymi pupilami. Autorka wymienia kolejno różne problemy pojawiające się w miarę wzrostu zwierzęcia i wyjaśnia jak rozwiązać. Etapami pokazane są najprostsze ćwiczenia, które musimy wykonywać, by mieć posłusznego przyjaciela. Mając pewne, dość spore ocenię, doświadczenie w zajmowaniu się psami, ale i wciąż ucząc się na nowo doceniam tę publikację. Jako poradnik jest wyśmienita. In plus oceniam też piękny kredowy papier na jakim jest wydana, kapitalne, wręcz śliczne zdjęcia. I mądre rady,  które pomogą nam w edukacji psiaka. Ta książka może być świetnym pomysłem na prezent i z pewnością powinna znaleźć się w biblioteczce osób, które rozpoczynają przygodę ze szkoleniem psa.

sobota, 23 sierpnia 2014

Stosik na zakończenie lata






Witajcie! Stosik na końcówkę lata to książki ze zdjęcia w formie papierowej i te na czytnik, których zamieszczam okładki. Zatem moja biblioteczka powiększyła się o:
Sarah Jio - "Dom na plaży" - od Pachnącej szafy
Leonard Wach i Artur Wach -" Sam szkolę psa " zakup własny
Agnieszka Turzyniecka "Dziewczynka z balonikami" od Autorki
John Bradshaw "Zrozumieć psa" zakup własny
Pamela Dennison "Pozytywne szkolenie psa" j.w. 
Anna Biziorek "Szkolenie psa" j.w. 
Na czytnik: "Ola Trzeciecka "Jamnik z kluskami" od Prószyńskiego
Frances Mayes " Pod drzewami magnolii" j.w.
Ewa Grocholska "Paryska podróż" j.w.
Weronika Wierzchowska "Szukaj mnie" j.w.
Klaudia Kopiasz "w głąb lawendowych uliczek" od Wydawnictwa Psychoskok - nowa współpraca ! 

Agnieszka Turzyniecka "Dziewczynka z balonikami"

Wydawnictwo Szara Godzina
data wydania 2014
stron 176
ISBN 978-83-64312-22-9

Witaj w innym świecie

Nie spodziewałam się, że powieść Agnieszki Turzynieckiej zrobi na mnie tak olbrzymie wrażenie. Nie byłam przygotowana na taką kaskadę emocji. Jak się okazało lektura tej książki była mi bardzo potrzebna. Zagłębienie się w losy bohaterki pozwoliło mi odkryć, a w zasadzie poznać świat ludzi, którzy cierpią na choroby psychiczne, którzy są odrzucani na margines społeczny. Świat ich po prostu nie toleruje, nie rozumie. Nie ma pojęcia o ich cierpieniu, ich życiu, ich problemach. 
 
Ludzie to ciała i dusze. O ile o chorobach ciała mówić można, to o chorobach duszy lepiej milczeć. One są tematem tabu. Świat od razu osobie z chorą psychiką przypnie łatkę wariat czytaj ktoś niebezpieczny kogo lepiej unikać, kto jest nic nie warty, kto powinien zgnić za kratami psychiatryka. Przeczytanie książki o losach Marleny uświadomiło mi, że zachorować na pewne schorzenia, które leczy psychiatra jest wcale nie tak trudno. Wpływ na zachorowanie może mieć wiele czynników, które odbieramy negatywnie. Tak jak Marlena możemy mieć do czynienia z brakiem akceptacji przez rodzinę, matkę, rodzeństwo. Brak oparcia, zrozumienia, wsparcia może rodzić lęki. A one są doskonałą przepustką dla pierwiastków choroby, która sieje olbrzymie wyniszczenie. 
Losy Marleny młodej, dwudziestokilkuletniej dziewczyny z Polski, która od kilku lat mieszka w Niemczech niezmiernie mnie wzruszyły. Powieść to zapis jej walki o zdrowe jutro. To relacja ze zmagań z chorobą dwubiegunową, która wprowadza naprzemiennie w stan euforii i depresji. W doły i góry. Środka nie ma. Mogą go zapewnić odpowiednie leki i dobra terapia, którą poprowadzą naprawdę dobrzy profesjonaliści. Nie każdy chory ma szczęście by trafić na nich. Ale nawet jak trafi to zmagania z chorobą są bardzo trudne. Zagłębiając się w dzieje Marleny byłam chwilami przerażona. Przerażona tym, jak bardzo niszczy choroba, tym, jak trudno znaleźć pomoc gdy nas ona dopadnie, przerażona reakcją nawet tych najbliższych wobec osoby chorej. 
Potwornie żal mi było nieszczęśliwej bohaterki, która miała w życiu dość trudno. Nie mogła liczyć na kochającą mamę, nie miała dobrego kontaktu z rodzeństwem. Jej chorobę zdiagnozowano dość późno. 
"Dziewczynka z balonikami" uświadomiła mi jak wygląda życie osób, które trafiają do szpitali psychiatrycznych. Przybliżyła mi codzienność oddziału lekkiego i tego o zaostrzonym rygorze. Uświadomiła mi jak drastyczne są czasem metody leczenia. Ta powieść jest bardzo smutna, szokująca, ale i pouczająca. Ukazuje świat zamknięty za murami szpitali w których chorzy toczą ciężką walkę o normalność. Często są odzierani z godności, niezrozumiani, poniżeni. Niekiedy lekarze i personel ich boleśnie lekceważy, traktuje jak ludzi gorszej kategorii. 
Przeczytanie tej książki z pewnością zmieniło mój stosunek do osób zmagających się z chorobami psychicznymi. Uważam, że dobrze się stało, iż ta książka trafiła w moje ręce. Wiele mnie nauczyła, uwrażliwiła, obaliła pewne mity serwowane przez świat ludzi zdrowych. W trakcie lektury wielokrotnie myślałam o tym, co sprawia, że młodzi ludzie chorują, popadają w bardzo ciężki stany, chcą odebrać sobie życie. Zrozumiałam jak krucha jest nasza dusza, jak wrażliwa bywa psychika ludzi, jak niewiele dzieli nas od wpadnięcia w depresję. Długo nie zapomnę tę książki, a lekcję jaką wyniosłam z jej przeczytania zapamiętam na całe życie.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Nina George "Lawendowy pokój"


Wydawnictwo Otwarte
data wydania 2014
stron 344
ISBN 978-83-7515-307-1

Podróż za kilka książek

Jak co miesiąc księgarskie półki uginają się od nowości. Nie brakuje książek o przeróżnej tematyce, z różnych gatunków, ale mimo to wybredny czytelnik może mieć problem ze znalezieniem książki oryginalnej, nietuzinkowej, jedynej w swoim rodzaju. Spragnionym właśnie takiej lektury molom książkowym wymagającym od pisarza wyjątkowej i specyficznej fabuły podpowiem pewien tytuł. Zachęcę do lektury, która z każdą przeczytaną stroną porywała mnie coraz bardziej. Otulała niczym mgła. To powieść nieznanej mi dotąd niemieckiej pisarki, zatytułowana „Lawendowy pokój”.
Nie będę owijać w bawełnę, po ten tytuł sięgnęłam dlatego, iż kocham lawendę, jej zapach i jej cudowną moc. Okładka to przeuroczy krajobraz lawendowego pola i krótka informacja, że to książka o miłości. Tak, to prawda, ale nie spodziewajcie się romansu, który rozgrywa się w malowniczej Prowansji. To powieść o przeróżnych obliczach najgorętszego uczucia, jakie porywa ludzkie serca. I nie zawsze jest idealna, nie zawsze dostarcza tylko szczęścia. Miłość czasem boli i to bardzo - zwłaszcza wtedy, jeśli konieczne jest rozstanie bez aprobaty choćby jednej ze stron.
Główny bohater książki jest całkiem sympatycznym panem w wieku lat 50+. Zawodowo trudni się sprzedażą książek, ale miejsce, w którym pracuje, to nie standardowa sieciowa księgarnia. To wyjątkowy sklep z książkami, który ma siedzibę na barce przycumowanej u brzegu Sekwany. Księgarnia nazywa się Apteka Literacka, a jej właściciel to nie sprzedawca a wyjątkowy doradca, który twierdzi, że książki są tym dla duszy, czym medykamenty farmaceutyczne dla ciała. Jean Perdu potrafi intuicyjnie wspaniale dobrać książki dla swoich klientów. Lekturą poprawiać ich humor, leczyć zranione serca, pocieszać i dawać nadzieję na lepsze jutro. Jean ma swoje tajemnice, za nim są bolesne przeżycia, a jego serce jest zranione.
Szczerze przyznam, że początek tej opowieści średnio przypadł mi do gustu. Póki akcja rozgrywała się w paryskiej kamienicy, była to przeciętna książka. Zachwyt przyszedł około 50. strony i z każdą przeczytaną kolejną przybierał na sile. Gdy skończyłam lekturę, doceniłam ją w pełni. To publikacja opowiadająca ciekawą historię, ale i pełna mądrych myśli. Zaznaczyłam takich wiele. Tutaj pozwolę na przytoczenie sobie jednej: Przyzwyczajenie to niebezpieczne i próżne bóstwo. Nie pozwoli, by coś przerwało jego panowanie. Uśmierci raczej każdą tęsknotę. Tęsknotę za podróżowaniem, inną pracą, za nową miłością. Nie pozwala żyć, jak chcemy. Bo z przyzwyczajenia przestajemy się zastanawiać, czy w ogóle chcemy tego, co robimy.„Lawendowy pokój” to książka o poszukiwaniu szczęścia, miłości, ale i lekcja pokory wobec śmierci, odejścia, rozstania. To historia, która pokazuje słabości ludzkiej natury. To opowieść o wartości przyjaźni i wybaczania. Autorka zachęca nas do przeżycia swoich dni jak najbardziej intensywnie i pięknie. Na przykładzie losów Jeana krytykuje zagnieżdżanie się w skorupie smutku i życie przeszłością. Tak, ona też jest ważna, ale prym powinna wieść teraźniejszość i to, co przyniesie jutro. Nie warto marnować życia na rozpamiętywanie tego, co było. Warto czuć do bólu każdą chwilę i wysysać z codzienności, co się tylko da. O tej powieści można napisać jeszcze wiele dobrego. Można chwalić jej klimat, piękne opisy, ciekawe dialogi i filozoficzne spostrzeżenia bohaterów. Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Warto było poświęcić jej czas - to literacka lekcja, jak lepiej żyć.
Ten tekst jest oficjalną recenzją książki dla portalu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Piotr Matysiak "Na marginesach życia. Zapiski kuratora sądowego"


Wydawnictwo Nakom
data wydania 2014
stron 326
ISBN 978-83-63919-10-8

W odmętach ludzkiej beznadziejności

Książka Piotra Matysiaka opowiada o świecie o którym wielu z nas nie ma pojęcia. On istnieje gdzieś obok, a normalni ludzie widzą tylko jego zewnętrzny obraz. Co jest wewnątrz przeraża i woła o pomstę do nieba. To jak określa tych ludzi autor świat "patoli". Ludzi, którzy często w życiowe bagno wpadli na własne życzenie i sobie w nim żyją bo tak im wygodnie. To też świat dzieci, które się w owym patologicznym świecie urodziły i nie potrafią odbić się od dna. W tej rzeczywistości " człowieczeństwo miesza się ze zwierzęceniem, a człowiek jest wart tyle, ile jest w stanie zarobić i wydać na alkohol." (str. 308)

O patologicznym świecie autor opowiada w kilkudziesięciu reportażach, które czytając wywołują przerażenie, szok, a wreszcie które uświadamiają niedoskonałość działań pomocowych instytucji, które niekiedy zamiast ukrócać negatywne zachowania nagradzają je. Pracownik sądu jakim jest kurator ma często związane przepisami prawa i biurokracją ręce i nie może zbyt wiele konkretnego zrobić. Książka ukazuje grupę społeczną, która rośnie na normalnej populacji obywateli niczym wrzód, niczym pasożyt i doskonale wegetuje kosztem tych, co uczciwie żyją i płacą podatki. 

Literacki zbiór minireportaży to lektura mocna, która robi na czytelniku olbrzymie wrażenie. U mnie wyzwoliła negatywne uczucia wobec osób z marginesu, które przebiegle chwytają środki pomocowe i żyją bez troski o siebie i swoje potomstwo. To przeczytaniu tejże publikacji patrzę z dużo większym krytycyzmem na pijane matki, osoby żyjące na melinach. I nasuwa mi się myśl, że ta lektura winna koniecznie trafić w ręce tych, którzy prawo tworzą, by skuteczniej kreowali obowiązujące normy, by pomoc trafiała do naprawdę potrzebujących. Jak napisał autor w posłowiu bohaterami tej książki są "kurator i patologia. A raczej patologie- tych wokół nas przecież nie brakuje". Czasem widzi się je gołym okiem, a czasem trzeba zajrzeć głębiej. Takie właśnie obowiązki ma kurator sądowy. Trudna to praca i niebezpieczna. Wymagająca cierpliwości i odporności psychicznej. Przeczytanie książki uświadamia jej kulisy. Bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że kurator to urzędnik siedzący za biurkiem i wypełniający druki czy formularze. Tak nie jest. Ta lektura powstała na podstawie bloga nagrodzonego w konkursie Blog Roku 2012 w kategorii "Polityka i społeczeństwo" organizowanego przez Onet.pl Jego autor opisał to z czym styka się na porządku dziennym w pracy. Niech więc nikogo nie zdziwi potoczny, brutalny język, niecenzuralne słowa. Inaczej po prostu się nie da opisać rzeczywistości w której żyje tzw. margines społeczny. 
Ta książka to też przestroga dla tych, którzy zbyt często sięgają po alkohol, a ten jest właśnie świetną przepustką do świata patoli. Polecam tę lekturę tym, którzy są miłośnikami reportażu. Polecam tym, którzy cenią dobrą literaturę faktu. To ciekawa propozycja która celnie ujmuje i przedstawia ponury świat, w którym króluje patologia.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Violetta Ozminkowski "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-7839-741-0

Burzliwe życie Pani od seksu

W PRL-u było inaczej niż dziś. Seks był tematem tabu. Młodzież uświadamiała się pokątnie co i jak. Nie mówiono otwarcie o antykoncepcji. Aborcja była dopuszczalna i to właśnie ona była często traktowana jako "antykoncepcja". I nagle pojawiła się pewna odważna kobieta, która się uparła i dzięki jej uporowi została wydana książka, która momentalnie stała się hitem. Jej nakłady rozchodziły się jak świeże bułeczki, a zaczytywali się w niej wszyscy. Ta publikacja stała się elementarzem seksualnym Polaków. Kim była jej autorka? Dziś pewnie pisano by o niej w plotkarskiej prasie i kolorowych pisemkach dla kobiet. Zaciekawiona losami osoby, która miała odwagę pisać o czymś tak wtedy wstydliwym sięgnęłam po książkę o Niej. 
Przeczytałam i jestem nieco zszokowana losami autorki, która wiodła życie bardzo burzliwe i dość ekscentryczne. 

Czy Michalina Wisłocka była szczęśliwą, kochaną kobietą, która dzieli się z innymi swoimi doświadczeniami? 
Otóż nie! W życiu wciąż szukała idealnej miłości, tego właściwego mężczyzny i bezpieczeństwa. Jej małżeństwo było czymś na kształt farsy. Było trójkątem w którym Ona dzieliła się mężem z jego kochanką, a swoją najlepszą przyjaciółką. Świadomie!
Jeśli jesteście po tej informacji wystarczająco zachęceni do lektury to ją gorąco polecam. Poznacie lekarkę, naukowca, kobietę ekscentryczną i nietuzinkową. Zwariowaną i szaloną, pełną temperamentu. Silną i słabą zarazem. Twardo stąpającą po ziemi perfekcjonistkę i zdradzaną notorycznie żonę. Kobietę, która poznała i smak sukcesu i porażki. Z lektury pióra Pani Ozminkowski wyłania się postać bardzo oryginalna. Osóbka uparta i potrafiąca wytrwale dążyć do celu. Książka traktuje postać autorki "Sztuki kochania" w sposób neutralny i w pełni obiektywny. Ukazuje bohaterkę z bardzo bliska. Nie ma w książce słodzenia i lukrowania, nie ma wyolbrzymiana sukcesu i stawiania Wisłockiej na pomnik. Jest przytoczonych wiele faktów z życia Pani seksuolog, są zamieszczone fragmenty jej pamiętników, listów do niej i pisanych jej ręką. Książkę czyta się mimo zmiany obyczajowości z rumieńcami na twarzy. Bo i dziś pewne fakty z życia bohaterki mogłyby delikatnie mówiąc zdziwić.
Ciekawie napisana lektura, interesująco nakreślona biografia. Z książki bije dbałość o dokładne przekazanie informacji, ciekawostek z życia codziennego i zawodowego. Autorka zadbała o formę i styl, a jej dzieło cechuje rzetelność i dokładność. Widać, co bardzo w biografiach cenię i lubię, sumienną pracę i staranność w tworzeniu książki. 
Pozycja warta przeczytania, szczególnie przez tych, co lubią się zagłębiać w czyiś losach. Idealna dla miłośników biografii i pamiętników.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozwiązanie konkursu - czyli kto wygrał książkę "Do zobaczenia w Barcelonie"

Witam Was ciepło. Serdecznie dziękuję za udział w moim blogowym konkursie. Bardzo wnikliwie przeczytałam Wasze odpowiedzi i dodam, że nie daliście mi łatwego zadania. Wybór był trudny i żałuję, że mogę nagrodzić tylko dwie osoby.
A zatem by nie przedłużać książka wędruje do :
 - Joli oraz 
- mam na myszy. 
Serdecznie gratuluję i pozdrawiam.
Laureatów powiadam mailowo.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Katarzyna Grochola "Zagubione niebo"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 2014
stron 306
ISBN 978-83-0805-359-1

Garść opowiadań o miłości

Katarzyna Grochola to śmiało można rzec legenda polskiej prozy dla kobiet. Autorka, która sprzedała już 4 miliony egzemplarzy swoich powieści, pisze dalej i z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jest przecież wiele osób, które stanowią spore grono jej fanów i fanek. Są czytelnicy, którzy każdą nową jej książkę kupią w ciemno. Ale i pojawiają się głosy, że to słaba literatura. Osobiście prozę tej pisarki cenię. Za jedną rzecz, a mianowicie za świetnie zawarte w słowach emocje i uczucia. Tu przyznaję Katarzynie Grocholi medal. I to nie ma znaczenia czy mam na myśli powieść czy krótką formę opowiadania.
Najnowsza publikacja autorki popularnego „Nigdy w życiu” to zbiór piętnastu opowiadań, które powstały już dobrych kilka lat temu. W formie książki trafiły do czytelnika z małym opóźnieniem, ale ich „termin przydatności” nie minął. Proza się nie przeterminowała, bo jest ponadczasowa, zawsze aktualna. O czym pisze Grochola? Można napisać, że o tym co zwykle. O miłości. O uczuciu, bez którego jak przekonała mnie książka życie jest szarobure, nijakie i przecieka przez palce byle jak. Kochać trzeba, by piękniej żyć, by żyć prawdziwie i oddychać pełną piersią. Miłość ma różne oblicza, różnie smakuje, rani i boli, wprowadza do nieba. Ale też niebo bez niej nie istnieje. Jak się nie kocha, to nie jest się w niebie. A przecież każdy o niebie marzy, każdy szuka do niego drogi, każdy chce w nim być. Zatem prosta recepta brzmi – kochaj a będziesz w raju. I to święta prawda, z którą się w pełni zgadzam.
Okładka książki jest prosta i wyrazista. To obraz błękitnego nieba z bialutkimi pierzastymi obłokami. I świetnie pasuje do treści. W takie niebo bez czarnych chmur patrzeć można bez końca. Tak samo można czytać prozę Grocholi i odkrywać paletę uczuć jakich doświadczają bohaterowie – ludzie zwyczajni, którzy szczęścia szukają i którzy je znajdują. Zwykle przypadkiem, gdzieś pewnego zwyczajnego dnia. W takiej sztampowej rzeczywistości, która ma przecież drugie dno. I warto je zobaczyć, by poczuć w pełni smak życia. Tylko trzeba inaczej spoglądać na codzienność.
Proza Grocholi znów wzrusza, znów chwyta za serce, znów uczy jak piękniej żyć. Autorka w krótkiej formie literackiej daje świetne wskazówki, które zawsze się sprawdzają. I warto je uwzględnić, układając swój plan na życie.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Tanya Valko "Okruchy raju"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania lipiec 2014
stron 640
ISBN 978-83-7839-772-4
 
Po prostu kapitalna saga!
 
Ci, co znają mój czytelniczy gust doskonale wiedzą, że przepadam za czytaniem sag rodzinnych. I tu nie ma znaczenia czy napisał je polski czy zagraniczny autor. Ważne, że śledzę losy wielu postaci, perypetie kolejnych pokoleń. Często w fabułę wpleciona jest jeszcze historia i dzięki temu w sposób przyjemny odświeżam bądź uzupełniam wiedzę nabytą w czasie edukacji. 
 
Tanya Valko kilka lat temu zasłynęła z napisania książki "Arabska żona". Była to pierwsza z cyklu Arabskiej sagi. Czterema książkami autorka podbiła serca wielu czytelniczek. W tym roku latem ukazała się powieść "Okruchy raju". To lektura rozpoczynająca nowy cykl - Azjatycka saga. Oczywiście książkę od razu dodałam do listy "koniecznie przeczytać" i właśnie jestem świeżo po jej lekturze. Z ręką na sercu przyznam, że pisząc jeszcze jestem oszołomiona treścią i nie do końca wróciłam do realnej rzeczywistości. Tak bardzo zachwyciła mnie ta publikacja. 
Na samym początku zdradzę tym, co czytali o perypetiach Doroty i Miriam, że te panie ponownie spotkamy na kartach książki pióra Pani Valko. Poznamy również i inne, jakże ciekawe i barwne postacie z których na pierwszy plan wysuwa się pewna niezwykła kobieta Meila. Urodziła się w stolicy Indonezji jako osoba o indochińskich i holenderskich korzeniach. Jej rodzice byli komunistami. Ojciec zginął w czasie rozruchów, a matka zrozpaczona stratą męża, domu i dostatniego życia musiała uciekać na prowincję. Do rodziny męża i własnej. Jej życie było usłane dywanem z bardzo kolczastych róż, z których płatki raczej zwiędły niż cieszyły oko. Meila od dziecka doświadczyła wielu przeróżnych zdarzeń. W większości były to bolesne i trudne doświadczenia. To właśnie jej losy stanowią przede wszystkim fabułę "Okruchów życia". Nie sposób śledzić je inaczej niż z wypiekami na twarzy. Przyda się też paczka chusteczek, bo książka nie raz wzruszyła do łez.
Powieść jest naprawdę wspaniała. Czyta się ją szybko. Jest barwna, ma dynamiczną i pełną nieoczekiwanych zwrotów akcję. Opowiada o losach mieszkańców Azji - a zwłaszcza Indochin i Tajlandii. Przybliża historię i kulturę tych krajów. Jest można rzec skarbnicą wiedzy o obyczajach, normach społecznych i zwyczajach w tym rejonie świata. Opowiada o codzienności biednych i zwyczajnych ludzi, którzy muszą ciężko pracować na marny posiłek. Autorka przybliża też popularnie wyznawane religie w tym rejonie. Opisuje obrzędy weselne. Pisze o tym co jedzą mieszkańcy południowo-wschodniej Azji, opisuje malownicze krajobrazy i kontrastujące z nimi ubogie dzielnice, gdzie królową jest bieda. 
"Okruchy raju" to książka odważnie opisująca tamtejszą rzeczywistość. Z wszelkimi jej brudami - potworną nędzą, korupcją, powszechną prostytucją, gwałtami, przemocą. Życie kobiet w Azji, na Bliskim i Dalekim Wschodzie nie jest idyllą, a często bywa koszmarem. 
Najnowsza powieść Pani Valko to lektura przede wszystkim dla kobiet, opowiadająca losy ich azjatyckich rówieśniczek. Po przeczytaniu na pewno każda z nas odetchnie z ulgą, że mieszka na Starym Kontynencie i nie musi borykać się z tak bolesnym i trudnym losem. 
Tej książki nie muszę polecać miłośniczkom Arabskiej sagi. Zaapeluję o wzięcie jej do rąk tym, którzy prozy tej pisarki jeszcze nie znają. Śmiało możecie sięgnąć po serię azjatycką nie czytając wcześniejszych książek Pani Valko. 
Fascynująca i porywająca lektura. Czekam z niecierpliwością na kolejne tomy tego cyklu.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Lisa Scottoline "Wracajmy do domu"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania lipiec 2014
stron  512
ISBN 978-83-7839-794-6

Czy istnieje miłość "na zawsze"?

Lisa Scottoline należy do grona moich ulubionych autorek. Czytając jej książki wiem, że w trakcie lektury czeka mnie kaskada emocji. Pisarka nie boi się w swoich powieściach poruszać trudnych tematów, które zwykle w życiu są tematami tabu, które zamiata się pod dywan. „Wracajmy do domu” to dość obszerna książka, którą przeczytałam z wypiekami na twarzy. Trudno mi było oderwać się od lektury, bo losy opisanych przez pisarkę postaci są naprawdę zagmatwane. A o czym opowiada fabuła? O miłości, ale nie tej męsko-damskiej, tylko tej rodzicielskiej. Takiej, która rodzi się nie tylko w sercach biologicznych rodziców, ale i tych zastępczych – bo nie trzeba urodzić dziecka, by je pokochać bez granic. Wystarczy, tak jak Jill Farrow, poślubić mężczyznę, który już ma dwie córki.
Jill z zawodu jest pediatrą. Swoją pracę wykonuje nie tylko w celach zarobkowych, ale i z powołania. Dla swoich małych pacjentów Jill ma serce, morze cierpliwości i bardzo przejmuje się ich losem. Jest wobec nich opiekuńcza, tak samo jak wobec własnej córki z pierwszego małżeństwa, Megan, i dwóch byłych już pasierbic, Abby i Victorii. Po rozpadzie jej drugiego małżeństwa z ojcem dziewczynek ich stosunki nie są już tak zażyłe. Ba, były mąż ogranicza te kontakty w sposób kategoryczny. Ale pewnego deszczowego wieczoru do domu Jill i jej narzeczonego przychodzi Abby. Jest pijana, w opłakanym stanie i roztrzęsiona. I ma do Jill bardzo nietypową prośbę. Prosi byłą macochę o znalezienie... zabójcy ojca.
Najnowsza powieść Lisy Scottoline to książka o bezkresie rodzicielskiej miłości, o sile więzów, których żaden rozwód, żadne orzeczenie sądu, żadne rozwiązanie umowy cywilno-prawnej nie może zmienić. Okazuje się bowiem, że istnieje uczucie „na zawsze”, które jest niezwykle silne. Jill zasługuje na podziw. Jest kobietą czułą i wrażliwą, a zarazem niezwykle upartą, konsekwentną i silną. Jej macierzyński instynkt nie ma granic. Jill potrafi w obronie dziecka mieszkającego w jej sercu walczyć jak lwica. Zapomnieć o sobie. Ta bohaterka bardzo mi zaimponowała. Zaryzykowała spokojem swojej rodziny, by dotrzeć do rozwiązania trudnej zagadki. Zaufała swojej intuicji, instynktowi, sercu. Poszła za ich głosem, nie bacząc na swoje dobro i prywatne życie.
Książkę „Wracajmy do domu” pochłonęłam jak najlepszej klasy kryminał. Jest połączeniem sensacji i powieści obyczajowej. Scottoline nie szczędzi czytelnikom mocnych wrażeń. Pisze w sobie charakterystyczny sposób, który osobiście bardzo cenię. Porusza temat „byłego dziecka”, którym stają się pasierbice po rozwodzie. Choć to małżeństwo nie było zbyt udane, choć były mąż mocno zranił Jill, to nasza bohaterka zachowuje się wobec Abby i Victorii jak idealna matka. Lektura do ostatniej strony trzyma w napięciu i niepewności. Dzięki temu autorka zyskuje spore grono fanów. Recenzowana przeze mnie książka to powieść o patchworkowej rodzinie, o trudnych relacjach budowanych w obliczu bolesnych doświadczeń. To lektura nie tylko dla kobiet, choć objęta patronatem klubu „Kobiety to czytają”. Panom też ją polecam. To książka, która uczy cierpliwości w relacjach z drugim człowiekiem, opowieść gloryfikująca macierzyńskie uczucia.
Na koniec dodam jeszcze, że na pierwszym planie tej powieści jest też zwierzak - wspaniały psiak o imieniu Pulpet. O nim, jak i o całym psim rodzaju, padają bardzo poruszające słowa: Psa nie obchodzi wygrana ani przegrana. To mądre zwierzę. Kocha cię, bo jesteś sobą.
Gorąco polecam tę powieść - szczególnie tym, którzy lubią książki trzymające w napięciu, opowiadające o rodzinnych problemach, zwyczajnym życiu i zagmatwanych meandrach ludzkich dusz.
Książka pod patronatem medialnym portalu Lubimy Czytać i dla niego zrecenzowana.

piątek, 1 sierpnia 2014

Konkurs - wygraj powieść "Do zobaczenia w Barcelonie"

Witajcie!
Dziś mam przyjemność ogłosić na moim blogu konkurs. Na zwycięzców czekają dwa egzemplarze powieści, która miała premierę wczoraj. Recenzję książki możecie przeczytać na moim blogu. A co trzeba zrobić, by książka trafiła w Wasze ręce? Oto
REGULAMIN KONKURSU:

1 - konkurs organizuję na moim blogu i do wzięcia udziału zapraszam osoby mające adres do wysyłki w Polsce
2 - sponsorami nagrody są Wydawca i ja  (ponoszę koszty przesyłki)
3- nagrody przyznam dwóm osobom , które odpowiedzą na konkursowe pytanie najciekawiej moim zdaniem i zostawią swój adres mailowy
4- pytanie jest dość proste - wystarczy na nie odpowiedzieć w kilku-kilkunastu zdaniach i polubić fun page mojego bloga na Facebooku https://www.facebook.com/pages/Cudownyswiatksiazek3blogspotcom-blog/1445518105731287?ref=hl

5 - pytanie brzmi: CZY LUBISZ HISZPANIĘ? JEŚLI TAK ZDRADŹ MI DLACZEGO! OCZYWIŚCIE MOŻESZ UDZIELIĆ NEGATYWNEJ ODPOWIEDZI I TEŻ JĄ UZASADNIĆ.


 6 - na odpowiedzi czekam od dziś tj. 1 SIERPNIA 2014 do 12 SIERPNIA 2014 włącznie. Tak długo, bo sezon urlopowy i wakacyjny, nie zawsze jest dostęp do sieci.
7 - zwycięzców ogłoszę 13 SIERPNIA w poście na blogu i powiadomię ich mailowo.
8 - Zgłoszenia bez adresu mailowego nie będą brane pod uwagę.
9- będę wdzięczna za udostępnienie info o konkursie na Waszych blogach czy profilach FB
Zapraszam do zabawy.