wtorek, 11 września 2012

Corinne Hofmann "Afryka, moja miłość"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania sierpień 2012
stron 256
ISBN 9788377993743
 
Biała Masajka znów w Afryce
 
 
O tym, że ukaże się czwarta książka Szwajcarki, która pokochała wojownika Samburu dowiedziałam się z ust samej autorki w trakcie jej spotkania z czytelnikami, które miało miejsce wiosną bieżącego roku w Krakowie. Uczestniczyłam w nim dzięki transmisji internetowej Wydawnictwa Świat Książki. Corinne Hofmann w kilku zdaniach zdradziła o czym będzie jej najnowsza publikacja i to jeszcze bardziej rozbudziło moją ciekawość. Bo chyba niewielu pisarzy potrafi pisać o Afryce tak bardzo wzruszająco i pięknie jak ona. Wiele lat temu Corinne ujęła nie tylko uroda ojca jej córki Napirai, ale i cała Afryka. Zachwyciło ją prawdziwe oblicze Czarnego Lądu, a nie to dostępne w folderach reklamowych jakie oferują biura podróży. Ona pokochała mieszkańców Afryki, ich tradycje i kulturę, zachwyciła się życiem ludu Samburu, ich obyczajami, które powoli niestety przechodzą do historii.

"Afryka, moja miłość" - ten tytuł zdradza już bardzo wiele. Autorka wyznaje, czym dla niej jest Afryka. Czarny Ląd stał się jej drugim domem – jakże innym od tego w Europie, ale równie bliskim i kochanym. Tu mieszka jej afrykańska rodzina, z którą łączą ją bardzo mocne więzy. Mimo że jej małżeństwo się rozpadło, nie wpłynęło to negatywnie na kontakty z bliskimi jej ludźmi, z którymi mieszkała kilka lat.

Książkę można podzielić na trzy części, jakby trzy reportaże z kolejnych odwiedzin na afrykańskim lądzie. Pierwszy to podróż turystyczna, w którą Corinne udaje się przez przypadek. Pewnego dnia natyka się na ogłoszenie pewnego fotografa, który szuka reporterki – towarzyszki 720 kilometrowego trekkingu po Namibii. Corinne postanawia, że przejdzie tę trasę. Nie jako reporterka, ale jako członek ekipy płacący za siebie. Wędrówka jest niesamowita. Bliskie obcowanie z przyrodą, wycieńczający marsz, spanie w namiocie, poznanie ludu Himba – to esencja tej podróży. Piękne widoki, spotkanie z rdzennymi mieszkańcami, wspaniałe wschody słońca, wędrówka, która staje się niczym medytacja. W czasie pokonywania kolejnych kilometrów Corinne zdaje sobie sprawę jak bliska jest jej Afryka, jak bardzo kocha ten kontynent, jak czuje bijące serce Czarnego Lądu.

Druga podróż to podróż do stolicy Kenii, by poznać jej mieszkańców, ale nie tych, którzy mieszkają w centrum i żyją dostatnio, ale tych, którzy żyją w slumsach i należą do najuboższej warstwy społecznej. Wielu z nich jednak dzięki pomocy innych udaje się wyjść na prostą i poprawić warunki bytowe. Dzieje się tak dzięki przedsiębiorstwu kredytowemu Jamii Bora. Byłam pełna podziwu dla osób, które zorganizowały to przedsięwzięcie. Ma ono na celu zachęcenie do oszczędności i udzielanie niskooprocentowanych kredytów na rozwój własnych malutkich firm, które pozwolą na zapłacenie rachunków, nakarmienie rodziny i może nawet na zakup własnego domu.

W końcu pora na podróż trzecią – bardzo osobistą dla Corinne, która odwiedza Barsaloi wraz z córką Napirai, która jako dorosła, młoda kobieta ma poznać swojego ojca, babcię, przyrodnie rodzeństwo i dalszą rodzinę. To bardzo wzruszająca i osobista relacja. Pełna emocji i stresu dla Napirai. Gdy ją przeczytacie dowiecie się jak wyjątkowe są afrykańskie rodziny, jak bardzo różnią się od europejskich. Dla ludzi z Barsaloi wszystko jest takie proste, a oni umieją cieszyć się życiem mimo wielu niedostatków. Są pogodni, doceniają każdą chwilę daną im od losu. To wyjątkowa okazja, by zobaczyć to inne piękno Afryki, to życie, którym tętnią afrykańskie domy, mimo że daleko im do standardów i wygód Starego Kontynentu.

Jan Paweł II powiedział, że przyszłością świata jest właśnie Afryka. To prawda. Na tym kontynencie mieszkają wyjątkowi ludzi, serdeczni i życzli, obca im zazdrość i zawiść, są pogodni mimo wielu trosk i chorób. Takich właśnie Afrykanów spotyka Corinne. I takich dzięki jej relacji mamy okazję poznać i my. "Afryka, moja miłość" to dla mnie niezapomniana podróż książkowa na Czarny Ląd. I już wiem, że chętnie to tej lektury wrócę. Jeśli zapytacie dlaczego, odpowiem krótko: bo jest to wyjątkowa książka, bo zabiera nas do samego serca Afryki. Wybitna lektura, obowiązkowa dla tych, którzy kochają Czarny Ląd. Dodatkowym jej atutem jest masa wspaniałych zdjęć.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Świat Książki.

7 komentarzy:

  1. O!!
    Trzeba nadrobić literaturę podróżniczą;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja widziałem jakiś program w TV w którym Niemka opowiada o miłości do Masaja :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie kiedys po nią sięgnę.. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mniam, mniam ;) Czuję, że się nie zawiodę na tej książce ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bohaterka ksiązki Corinne, właśnie przez nieuzasadnioną zazdrość swojego ukochanego Lketingi odeszła od niego i uciekła z córką do Szwajcarii, więc nie przesadzajmy z opinią, że ludzie tam nie są zazdroni.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Białą Masajkę" rzeczywiście warto przeczytać. Czyta się ją, jak to się mówi "jednym tchem". No i o chorej zazdrości można się co nie co dowiedzieć, na tym kontynencie.

    OdpowiedzUsuń