Wydaniwctwo PWN
data wydania 2012
stron 328
ISBN 978-83-01-17102-5
Biografia
kuchni polskiej
„Polacy nie gęsi i swój język
mają” pisał kiedyś Mikołaj Rej, a ja pozwolę sobie dodać, iż
nie tylko język, ale i kuchnię, która ma ponad
dziesięciowiekową tradycję. W kronikach historycznych pojawiały
się nie tylko wpisy o wojnach, bitwach i koronacjach. Pisano także
i o tym, co się na polskich stołach podaje, czym raczy się gości.
Zauważali to zwłaszcza zagraniczni kronikarze. Kuchnia polska ma
wielowiekową tradcyję. Przez kolejne epoki zmieniały się gusta
naszych przodków i trendy. Wpływ na zjadane pożywienie miały
wojny, podróże, zagraniczni goście goszczący na polskich
dworach. Z obcych państw przywożono coraz nowsze produkty:
orientalne owoce, nasiona i przyprawy. Oczywiście inaczej jadano na
bogatych dworach, a inaczej w polskich chatach ubogich mieszkańców
wsi. Chcecie wiedzieć jak? Zatem musicie sięgnąć po lekturę
najnowszej książki Państwa Łozińskich, którzy znani są
już czytelnikom z wydanych książek poświęconych dwudziestoleciu
międzywojennemu.
Książka „Historia polskiego smaku” niezwykle pięknie i starannie wydana nakładem PWN-u jest naprawdę wspaniała. Prowadzi nas w podróż w czasie do początków państwa polskiego. Epoka po epoce opisuje nasze tradycje związane z jedzeniem, obyczajami związanymi z nim i modami, jakie panowały. Inaczej było kiedyś, inaczej jest dziś. Co kiedyś było wyznacznikiem luksusu dziś jest określane jako niezdrowe. Dawniej to biedni raczyli się ciemnym pieczywem, a bogaci białym. Dziś głosi się trend zdecydowanie odwrotny. Takich właśnie ciekawostek w tejże lekturze jest co niemiara. Jesteśmy narodem, który doceniał dobre jadło i lubił ucztować. Przez wieki hucznie obchodzono święta, uroczystości rodzinne jak chrzciny czy wesela. Goszczenie przybywających w progi domu było świętym obowiązkiem. A że często lubimy przesadzać uczty trwały długo. Zasada zastaw się a postaw była jak najbardziej aktualna. A co jadali nasi przodkowie?
Zdecydowanie dużo mięsa. Na polskich
stołach pojawiała się i dziczyzna i mięsa ze zwierząt
hodowlanych. Spożywano też kasze, owoce, warzywa. W średniowieczu
jadano mało łakoci, bo to były czasy, gdy za kilogram cukru można
było kupić dwa woły. Na szczęście później słodkie
kryształki potaniały, ale kupowano je na głowy, a nie na
kilogramy. Autorzy poświęcili miejsce w swoje publikacji nie tylko
potrawom, ale i sztućcom, opisom naczyń z jakich jadano. Wraz z
upływem czasu nasi przodkowie uczyli się przetwarzania produktów
i ich przechowywania, a spiżarnie były niczym sejfy bankowe. Dostęp
mieli tam poza panią domu nieliczni.
Jako naród mamy olbrzymie
tradycje w ucztach, ale i obżarstwie. Nie raz Polacy jedzący bez
miary, dużo i tłusto cierpieli na dolegliwości trawienne. Nieco
przyczyniły się do tego zwyczaje religijne, bo po długich postach
co niektórzy wręcz rzucali się na wyborne potrawy. I tak
pewnien jegomość po Wielkim Poście pożarł na wielkanocne
śniadanie 13 kurczaków, opił się trunków i ....
zmarł. Może to anegdotka nieco przesadzona, ale nadwaga wielu
zamożnym Polakom nie była obca. Moda na lżejszą dietę zaczęła
panować dopiero za czasów ostaniego króla. A potem w
czasie zaborów dwory szlacheckie były ostoją tradycji
kulinarnych. Jadano tam po staropolsku i dostanio. Zaopatrywano
bogato na zimy spiżarnie i lodownie. I i II wojna światowa
spowodowały spore zmiany w polskiej kuchni. Jakże ona się
zmieniała? Bardzo istotnie, ale jak dokładnie zapraszam do książki,
która oprócz tekstu zawiera ciekawe ilustracje i
zdjęcia. Nie brak w niej olbrzymiej ilości ciekawostek, cytatów
z literatury polskiej i fragmentów kronik. Byłam bardzo
ciekawa tego aspektu przeszłości z dziedziny mi nie obcej, bo
gotować lubię. Z pewnością osoby, które czują się w
kuchni niczym malarz w pracowni pochłoną tę książkę jednym
tchem. Dziś pewnie niezdrowe okażą się przepisy na baby
wielkanoce z litra żółtek, ale jakże przyjemnie i ciekawie
jest zajrzeć przodkom do talerzy, mis i kielichów. Czytając
jednym tchem uległam magii zapachów i aromatów
płynących z czytanego tekstu, zadrościłam szlachciankom kuchni i
spiżarni, ogródów i sadów, no i możliwości
jedzenia ekologicznych warzyw, owoców i niemodyfikowanej
genetycznie żywności. Lektura jest wspaniała i z pewnością okaże
się idealnym prezentem dla pań lubiących pichcić pyszne potrawy i
smakołyki. Historia kuchni może być równie ciekawa jak
opisy militarnych bitew i wojen. Myślę, że za jakiś czas, ktoś
znów napisze książkę o tym, co jemy teraz, a nasi rodacy
zdziwią się, co jadało nasze pokolenie. A póki co zapraszam
do przeszłości na sarmackie uczty, królewskie dwory,
szlacheckie święta i do poznania dylematów kulinarnych pań
domu w PRL-u.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydanictwu PWN.
Kuchnia to nie moja domena, ale książka wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuń