sobota, 26 stycznia 2013

Maja i Jan Łozińscy " Historia polskiego smaku"


Wydaniwctwo PWN
data wydania 2012
stron 328
ISBN 978-83-01-17102-5
 
Biografia kuchni polskiej

„Polacy nie gęsi i swój język mają” pisał kiedyś Mikołaj Rej, a ja pozwolę sobie dodać, iż nie tylko język, ale i kuchnię, która ma ponad dziesięciowiekową tradycję. W kronikach historycznych pojawiały się nie tylko wpisy o wojnach, bitwach i koronacjach. Pisano także i o tym, co się na polskich stołach podaje, czym raczy się gości. Zauważali to zwłaszcza zagraniczni kronikarze. Kuchnia polska ma wielowiekową tradcyję. Przez kolejne epoki zmieniały się gusta naszych przodków i trendy. Wpływ na zjadane pożywienie miały wojny, podróże, zagraniczni goście goszczący na polskich dworach. Z obcych państw przywożono coraz nowsze produkty: orientalne owoce, nasiona i przyprawy. Oczywiście inaczej jadano na bogatych dworach, a inaczej w polskich chatach ubogich mieszkańców wsi. Chcecie wiedzieć jak? Zatem musicie sięgnąć po lekturę najnowszej książki Państwa Łozińskich, którzy znani są już czytelnikom z wydanych książek poświęconych dwudziestoleciu międzywojennemu.

Książka „Historia polskiego smaku” niezwykle pięknie i starannie wydana nakładem PWN-u jest naprawdę wspaniała. Prowadzi nas w podróż w czasie do początków państwa polskiego. Epoka po epoce opisuje nasze tradycje związane z jedzeniem, obyczajami związanymi z nim i modami, jakie panowały. Inaczej było kiedyś, inaczej jest dziś. Co kiedyś było wyznacznikiem luksusu dziś jest określane jako niezdrowe. Dawniej to biedni raczyli się ciemnym pieczywem, a bogaci białym. Dziś głosi się trend zdecydowanie odwrotny. Takich właśnie ciekawostek w tejże lekturze jest co niemiara. Jesteśmy narodem, który doceniał dobre jadło i lubił ucztować. Przez wieki hucznie obchodzono święta, uroczystości rodzinne jak chrzciny czy wesela. Goszczenie przybywających w progi domu było świętym obowiązkiem. A że często lubimy przesadzać uczty trwały długo. Zasada zastaw się a postaw była jak najbardziej aktualna. A co jadali nasi przodkowie?
Zdecydowanie dużo mięsa. Na polskich stołach pojawiała się i dziczyzna i mięsa ze zwierząt hodowlanych. Spożywano też kasze, owoce, warzywa. W średniowieczu jadano mało łakoci, bo to były czasy, gdy za kilogram cukru można było kupić dwa woły. Na szczęście później słodkie kryształki potaniały, ale kupowano je na głowy, a nie na kilogramy. Autorzy poświęcili miejsce w swoje publikacji nie tylko potrawom, ale i sztućcom, opisom naczyń z jakich jadano. Wraz z upływem czasu nasi przodkowie uczyli się przetwarzania produktów i ich przechowywania, a spiżarnie były niczym sejfy bankowe. Dostęp mieli tam poza panią domu nieliczni.
Jako naród mamy olbrzymie tradycje w ucztach, ale i obżarstwie. Nie raz Polacy jedzący bez miary, dużo i tłusto cierpieli na dolegliwości trawienne. Nieco przyczyniły się do tego zwyczaje religijne, bo po długich postach co niektórzy wręcz rzucali się na wyborne potrawy. I tak pewnien jegomość po Wielkim Poście pożarł na wielkanocne śniadanie 13 kurczaków, opił się trunków i .... zmarł. Może to anegdotka nieco przesadzona, ale nadwaga wielu zamożnym Polakom nie była obca. Moda na lżejszą dietę zaczęła panować dopiero za czasów ostaniego króla. A potem w czasie zaborów dwory szlacheckie były ostoją tradycji kulinarnych. Jadano tam po staropolsku i dostanio. Zaopatrywano bogato na zimy spiżarnie i lodownie. I i II wojna światowa spowodowały spore zmiany w polskiej kuchni. Jakże ona się zmieniała? Bardzo istotnie, ale jak dokładnie zapraszam do książki, która oprócz tekstu zawiera ciekawe ilustracje i zdjęcia. Nie brak w niej olbrzymiej ilości ciekawostek, cytatów z literatury polskiej i fragmentów kronik. Byłam bardzo ciekawa tego aspektu przeszłości z dziedziny mi nie obcej, bo gotować lubię. Z pewnością osoby, które czują się w kuchni niczym malarz w pracowni pochłoną tę książkę jednym tchem. Dziś pewnie niezdrowe okażą się przepisy na baby wielkanoce z litra żółtek, ale jakże przyjemnie i ciekawie jest zajrzeć przodkom do talerzy, mis i kielichów. Czytając jednym tchem uległam magii zapachów i aromatów płynących z czytanego tekstu, zadrościłam szlachciankom kuchni i spiżarni, ogródów i sadów, no i możliwości jedzenia ekologicznych warzyw, owoców i niemodyfikowanej genetycznie żywności. Lektura jest wspaniała i z pewnością okaże się idealnym prezentem dla pań lubiących pichcić pyszne potrawy i smakołyki. Historia kuchni może być równie ciekawa jak opisy militarnych bitew i wojen. Myślę, że za jakiś czas, ktoś znów napisze książkę o tym, co jemy teraz, a nasi rodacy zdziwią się, co jadało nasze pokolenie. A póki co zapraszam do przeszłości na sarmackie uczty, królewskie dwory, szlacheckie święta i do poznania dylematów kulinarnych pań domu w PRL-u.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydanictwu PWN.

1 komentarz: