Wydawnictwo Replika
data wydania 2012 ( wydanie II)
stron 232
ISBN 978-83-7674-200-7
Krakowskie
obrazki w kolorze sepii
Książka Lucyny Olejniczak znalazła
się w moich czytelniczych planach ze względu na miasto w którym
rozgrywa się jej akcja. Kraków to moim zdaniem najpiękniejsze
miasto na świecie. Znam Kraków współczesny i ciekawa
byłam jak wyglądał ten sprzed lat, gdy fotografie nie bywały
cyfrowe, a w kolorze sepii, a zamiast sznurów samochodów
i autobusów jeździły dorożki i dyliżanse, a karetki
pogotowia i wozy strażackie napędzane były siłą końskich
mięśni. Właśnie strażakiem był przodek narratorki powieści -
Lucyny, która pewnego dnia znalazła o nim całkiem
przypadkowo notkę w internecie. Pewnego dnia 1900 roku służący w
straży ogniowej sierżant uległ wypadkowi. Odnotowały to gazety i
przeczytała Lucyna. I nagle pod wpływem chwili postanowiła poznać
losy swojego pradziada, dowiedzieć się więcej o jego bliskich, o
jego życiu. Kobieta odważnie ruszyła tropem antenata. Zajęła się
grzebaniem w archiwach, starych rocznikach gazet w bibliotece i
dzięki temu zawarła niezwykle interesujące i owocne znajomości.
Książka „Wypadek na ulicy Starowiślnej” nie jest zbyt grubym tomiszczem. To krótka historyjka, która koncentruje się tylko wokół nieszczęśliwego wypadku, zdarzenia, jakim było wypadnięcie z pędzącego do pożaru wozu strażackiego strażaka. Wydarzenia tego dnia poznajemy oczami samego poszkodowanego, jego córki, syna i żony. Ten niefortunny wypadek mógł pociągnąć za sobą bardzo smutne konsekwencje. I drastycznie zmienić losy rodziny.
Zaglębiając się w relacje
mieszkańców Krakowa na przełomie XIX i XX wieku mamy okazję
zobaczyć inne obliczne tego miasta, gdy jeszcze nie odwiedzały go
takie tłumy turystów jak dziś, gdy nie było wokół
zabytkowej Starówki potężnych blokowisk, osiedli i budynków
z betonów i stali, gdy nad Wisła u stóp Wawelskiego
Wzgórza owocowały poziomki, a ludzie biedniejsi mieszkali w
suterynach i ubogich domach bez kanalizacji i prądu. To były inne
czasy, inne realia. Używanie naftowych lamp, budowanie domów
z drewna, przechowywanie siana dla tak potrzebnych koni groziło
łatwym wybuchem pożaru. Dlatego tak ważną rolę odgrywała straż
ogniowa. A jej członkowie często byli bohaterami i wybawcami.
Kraków z dawnych lat szalenie
mnie oczarował. W skromnych urywkach (a szkoda, że nie dużo
dłuższych i bardziej rozbudowanych opisach) autorka ukazała piórem
to, co dziś możemy zobaczyć już tylko na starych zdjęciach i
pocztówkach. Ten świat odszedł już wiele lat temu do
lamusa. A jest tak uroczy, tak magiczny wręcz czarodziejski. Ludzie
mają inną mentalność, są bardziej otwarci na sąsiadów,
na to co ich otacza, na wydarzenia z własnego podwórka.
Dzieci robią psoty, bawią się na przydomowych placach i podwórzch,
kobiety robią zakupy na targu. Nie ma hipermarketów i centrów
handlowych. Wieczorami latarnik zapala uliczne latarnie, miasto nie
oświetlają halogeny, ale to wcale nie umniejsza jego urodzie.
Wprost przeciwnie – tworzy romantyczny, bajkowy wręcz klimat.
Szkoda, że pisarka nie rozbudowała bardziej swojej książki, nie
napisała więcej o Teodorze i jego rodzinie z Kolejowej 19. Szkoda,
że tak oszczędnie opisała pracę strażaków z tamtych lat.
Bo ja chętnie zaczytałabym się bez reszty w takiej historii, w
takiej relacji sprzed ponad stu lat, gdy świat kręcił się chyba
zdecydowanie wolniej.
Tak okrojona opowieść jest chwilami
nieco bajkowa, nieco naiwna, nieco poszarpana. Słabym punktem
książki jest zakończenie, które bardzo mnie rozczarowało
ze wględu na swoistą niejasność i wręcz bezbarwność.
Spodziewłam się emocji, zaskoczenia, dreszczyku, jakiejś
porażającej nowiny, a wszystko jakby nagle zastygło i się urwało.
Po powieść warto sięgnąć przede
wszystkim ze wględu na możliwość literackiej wycieczki do
cudownego polskiego miasta sprzed lat.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Replika.
Kilka dni temu przeczytałam tę książkę. Sięgnęłam po nią z ego samego powodu co Ty - uwielbiam Kraków, miasto, w którym kończyłam szkołę średnią i gdzie studiowałam, i który jest przez cały czas moim miastem wojewódzkim;)
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się, że autorka bardzo mocno oparła się na materiałach źródłowych, na starych czasopismach i fotografiach, że starała się jak najwierniej odtworzyć miasto sprzed stu lat.
Co do zakończenia - fakt, że trochę nijakie, ale tak to w życiu najczęściej bywa, że pewnych rzeczy nie da się odnaleźć i już...
Bardzo chciałabym przeczytać tą książkę, ponieważ przez dwa lata mieszkałam właśnie na ulicy Starowiślnej w Krakowie i podobnie jak wielu Polaków czuję sentyment do tego miasta:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
і actuаlly absoultely luv these kinԁs of e cigѕ
OdpowiedzUsuńΑlso νіsit my blоg :: green smoke reviews Youtube