środa, 21 września 2016

Anna McPartlin "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu"



Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2016
stron 400
ISBN 978-83-276-2071-2

Synku, gdzie jesteś?

Dziś pragnę podzielić się z Wami opinią o kolejnej przeczytanej przeze mnie powieści Anny McPartlin, która doskonale wie jak poruszyć czytelnicze serce. W powieści "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" zostały poruszone trudne i kontrowersyjne tematy, a autorka nie uciekła od mrocznej strony ludzkiej natury i naszych słabości, którymi możemy zmienić czyjeś życie w piekło. To książka podobnie jak bajki z morałem, z przesłaniem, które powinien usłyszeć każdy człowiek by swoim postępowaniem nie skrzywdzić kogoś nawet w niechcący sposób. W trakcie czytania nie zabrakło ani łez, ani wzruszenia, ani emocji. Były momenty, gdy litery przesłaniały łzy spowodowane współczuciem i bezsilnością. 

Maisie Bean-Brennan to kobieta, która doświadczyła w życiu wiele zła i przemocy. Sporo wycierpiała, a los jej nie oszczędzał. Zsyłał na jej barki kolejne kłopoty, ciężkie próby i wyzwania. Nie miał umiaru, był głuchy na litość. Jakby nie mógł przestać wyżywać się na tej kobiecie. Jak jej pierwszy mąż - tyran doskonały w swej profesji, perfekcjonista w zadawaniu bólu. Przemoc fizyczna, przemoc psychiczna, troski finansowe, samotne wychowywanie dwójki dzieci, choroba matki - dużo, za dużo. Pewnego dnia do tego worka życie dorzuca jeszcze zaginięcie syna... Czy Maise zniesie to wszystko? Czy udźwignie swój krzyż? Czy los się ulituje i zdecyduje, że spokój otuli serce bohaterki? 

Ta lektura jest skonstruowana w specyficzny sposób. Opowiedziana od końca do początku. A jednak, mimo, że wiadomo jaki jest ów koniec niesamowicie trzyma w napięciu. Umiera młody człowiek, nagle i niespodziewanie. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest istotą tej książki. Jest jej sednem. Bo przecież ten wiek to próg, przedwiośnie dorosłego życia, spełniania marzeń i robienia planów. Odkrywania swego ja, poznawania samego siebie. To nie czas na smutek, na rozpacz, tym bardziej na koniec. Zarazem wiek lat nastu to czas, gdy tak łatwo zranić, zdeptać, zaszczuć. Dać się ponieść fali, bo tak robi większość. Każdy z nas nosi broń, choć często tego nie wie. Nosi broń ostrzejszą niż bagnet, celniejszą niż najnowocześniejszy karabin, mocniejszą niż bomba atomowa. Często łatwo ją uruchomić nieświadomie. Z lektury książki płynie przesłanie by kontrolować co się robi, co się mówi nawet w gniewie czy w szoku. 

W powieści Anna McPartlin porusza wiele trudnych kwestii. O każdej z nich mówi otwarcie, szczerze omijając niezdrową sensację. Lekturę czyta się jednym tchem, w napięciu. Zakończenie, wyjaśnienie jak doszło do pewnego zdarzenia wręcz wciska w fotel i wyzwala fontannę łez. A sama główna bohaterka choć na początku wzbudziła we mnie negatywne uczucia staje się kimś bliskim, kimś zasługującym na podziw za swoją postawę. 
Ten wspaniały tytuł - podobnie jak czytane rok temu "Ostatnie dni Królika" gorąco polecam. Książka na długo zapadnie Wam w pamięć. Mam nadzieję, że pogłębi akceptację dla innych ludzi wokół nas nawet jeśli są odmienni niż ogół społeczeństwa. Zapraszam do lektury.

2 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja, a książkę mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo miło wspominam tę książkę, która wzruszyła mnie. Teraz zabieram się za "Pieśń Dawida". :)

    OdpowiedzUsuń