Wydwanictwo Damidos
data wydania 2012
stron 247
ISBN 978-83-7855-000-6
W krainie sióstr Brontë
Debiutancka powieść Anny Łajkowskiej skusiła mnie piękną okładką i ciekawym
opisem z tyłu obwoluty. Jej przeczytanie okazało się przysłowiowym strzałem w
dziesiątkę. Książka umiliła mi pewne upalne popołudnie i dzięki niej rozkochałam
w pięknych krajobrazach Szkocji. Spodobało mi się w tej lekturze dosłownie
wszystko - styl, pomysł na fabułę, opisy, tempo akcji, polubiłam Basię - jednym
słowem, kolejna polska pisarka trafiła do grona moich ulubionych autorek. Akcja
książki rozgrywa się współcześnie, choć autorka nawiązuje historią krewnej
głównej bohaterki do początku lat 90.
Basia i jej mąż są parą z kilkunastoletnim stażem. On pracuje jako
informatyk, ona prowadzi niewielką firmę, zajmującą się organizacją ślubów. Mają
dwie córki, Karolinę i Kornelię. Gdy na świat przychodzi Marcinek, jego mama
rezygnuje z pracy i poświęca się wychowaniu synka. W celu poprawy warunków
bytowych rodzina udaje się na emigrację do WiAnglii i zamieszkuje w Kencie.
Marek znajduje tam dość dobrze płatną pracę, a jego żona prowadzi dom i opiekuje
się synkiem. Mimo w miarę ustabilizowanej sytuacji finansowej Basia nie czuje
się szczęśliwa i spełniona. Brakuje jej sensu życia, pracy zawodowej, marzeń i
celów do spełnienia. Ma wrażenie, że życie przecieka jej przez palce, że nic ją
już ekscytującego w przyszłości nie czeka. Jest znudzona rolę
housewife -
jak mówią o takiej kobiecie miejscowi.
Zbliżają się jesienne wakacje. Rodzina ma wyjechać do Francji. Basia jednak
decyduje, że chce odpocząć trochę tylko w towarzystwie synka i wyjedża z nim do
Szkocji. Zatrzymuje się w uroczym, niewielkim pensjonacie, należącym do Charoll.
Chce w spokoju zwiedzić okolicę. Niestety nie jest jej to dane. Spacer z
Marcinkiem do parku okazuje się brzemienny w niemiłe skutki.
Wspaniały debiut zachwycił mnie od początku. Książka nie jest słodziutką
opowiastką o emigracji i macierzyństwie, ale ciekawą historią życia Basi -
kobiety, która nieco pogubiła się w życiu i w związku. Potrzebowała odrobinę
samotności i oddechu od rodziny, ale jak to w życiu bywa, stało się inaczej, niż
zaplanowała. Los podjął decyzję, że musi zapłacić pewną cenę za bezpieczeństwo
dziecka. Basi, która wpada w tarapaty, dane jest zaprzyjaźnić się z wspaniałą,
nieco starszą od niej właścicielką pensjonatu, która bardzo pomaga jej zarówno w
rozwiązywaniu konkretnych problemów, jak i w zrozumieniu samej siebie i odkryciu
tego, o czym marzy. Między obcymi sobie kobietami nawiązuje się głęboka nić
przyjaźni. Okazuje się, że obie mają ze sobą wiele wspólnego i doskonale się
rozumieją. Przyjaciółka Basi od serca, bo tak śmiało można powiedzieć o Charoll,
wkracza w jej życie we właściwym momencie. Dyskretnie i taktownie pomaga
otrząsnąć się z szoku po tym, co ją spotkało. I dzięki niej Basia powoli
odnajduje się w życiu i zaczyna marzyć.
Na wielką pochwałę zasługuje
wspaniałe oddanie klimatu Szkocji, a konkretnie okolic, w których przed laty
mieszkały siostry Brontë. Te opisy - malowniczych wzgórz, wrzosowisk, dolin
usianych domkami - zachwyciły mnie i wiele bym dała za możliwość zwiedzenia
okolicy Haworth.
Bardzo zaciekawiła mnie też historia Joli, kobiety, która szukając miłości,
wpadła w toksyczny związek, który stał się dla niej sporym brzemieniem. Zamiast
szczęścia przyniósł łzy i rozczarowanie. Moim zdaniem to literacka przestroga
przed zgubnymi romansami, które przynoszą opłakane skutki. Nie warto drogie
Czytelniczki, naprawdę nie warto tak komplikować sobie życie jak Jola.
„Pensjonat na wrzosowisku“ to książka ciepła i mądra. To powieść napisana o
kobietach i dla kobiet. To lektura, która nie nudzi, ale oczarowuje, ciężko się
z nią rozstać. Na całe szczęście jest już dostępna kontynuacja tej publikacji -
„Miłość na wrzosowisku“. Osobiście z pewnością po nią sięgnę.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Damidos.
brzmi zachęcająco
OdpowiedzUsuńchętnie bym przeczytała
Obie części ciekawe :)
OdpowiedzUsuń