niedziela, 30 czerwca 2013

Samantha Wilde "Mama w czterech ścianach"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania czerwiec 2013
stron 464
ISBN 978-83-7839-538-6
 
Wyzwanie macierzyństwo czyli rok z życia nieidealnej mamy
 
Powieść Samanthy Wilde zaintrygowała mnie. Sam tytuł mówi wiele prawdy. Mama czyli kobieta która urodziła dziecko musi być gotowa na zmiany. Jej świat bowiem przechodzi totalną metamorfozę i wywraca się do góry nogami. Ogranicza do czterech ścian domu. Oczywiście wiele kobiet pewnie zdaje sobie z tego sprawę, ale  realna rzeczywistość  mimo to często je zaskakuje. Zaskakuje i szokuje. Joy McGuire  najpierw wychodzi za mąż, potem rodzi dziecko. Jej synek jest jak najbardziej chciany i planowany. Mimo to jego przyjście na świat przewraca porządek życia małżonków o niewyobrażalną liczbę procent. Nic z wyobrażeń przyszłej mamy nie jest do końca takie jakby chciała. Już sam poród to nie słodka sielanka. Mąż nie zdążył wrócić ze służbowej podróży i Joy musiała rodzić bez niego. Czuła się samotna, opuszczona i rozczarowana. Na szczęście synek Zach wynagradza jej te smutki. Mama zakochuje się w nim bez pamięci.
"Mama w czterech ścianach" to rok z życia młodej mamy. Rok, który przynosi wiele zmian, niespodzianek, ale i niezapomnianych wrażeń. Są chwile gorsze i lepsze, są dni trudne i dające kopniaki. Ale to również rok niezwykle pouczający, pełny przeróżnych doświadczeń powodujący, że Joy staje się o wiele dojrzalsza.
Blaski i cienie macierzyństwa to temat podejmowany wielokrotnie w literaturze. Pani Wilde napisała jednak bardzo oryginalnie. To nie jest książka smutna, choć chwilami główna bohaterka przeżywa trudne chwile. Wtedy Joy przemawia w dialogach z wisielczym humorem, ale jednak z humorem. I to bardzo mi się podobało. Czy świeżo upieczona mama ma powody do narzekania? Moim zdaniem ma i to spore. Jej mąż nie czuje się tatą. Coś tam w jego wnętrzu jeszcze nie zaskoczyło i nie poczuł ojcowskiej więzi z synkiem. Nie poświęca mu wiele czasu, a praca bywa wymówką. Oczywiście żona ma prawo mu to wyrzucać. Ma prawo się wściekać. Matka Joy bardziej żyje swoim czwartym ślubem niż narodzinami Zacha. Myślami błądzi wokół przyjęcia weselnego, fasonu sukni ślubnej niż wsparcia córki w przełomowym momencie życia. Na dodatek obarcza ją swoimi sprawami ponad miarę. Teściowa chce zaś brutalnie ingerować w życie rodziny syna np. poprzez wymuszenie katolickiego chrztu. I jak tu nie współczuć Joy?!!
Młoda mama czuje się zmęczona, niewyspana, zawiedzona, samotna i zrozumienie odnajduje tylko u innych kobiet w jej sytuacji. A na dodatek pojawia się w jej życiu stara miłość a wraz z nią wątpliwości dotyczące wyboru partnera życiowego.
Książkę czytało mi się przyjemnie i lekko. Bywały momenty, że zaśmiewałam się do łez, ale i chwilami miałam ochotę przytulić Joy w imię babskiej solidarności. Faktycznie na jej głowę zwalił się grad różnych spraw. Miała istny mętlik w głowie. Macierzyństwo zmieniło jej życie. Tylko jakoś nikt z jej bliskich nie wpadł na pomysł jak ulżyć młodej mamie. Powieść ta to doskonała lektura dla kobiet, które macierzyństwo planują oraz dla tych, które mają już małe pociechy. Dzięki niej z pewnością poczują zastrzyk energii, dobrych fluidów i odkryją, że w swoim świecie ( gdzie zwykle nosi się dresy i nie ma czasu na spokojny sen) nie są same, że tak naprawdę dzielą los tysięcy kobiet.
Ciekawe literackie spojrzenie na macierzyństwo, lektura lekka i przyjemna, choć kryje w sobie wiele realnej życiowej prawdy.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawcy.
 
 

6 komentarzy: