niedziela, 13 września 2015

Janis Heaphy Durham "Ślad na lustrze"


Wydawnictwo Literackie
data premiery 23 września 2015
stron 300
ISBN 978-83-0806-012-4

Znaki zza grobu

Śmierć czeka każdego z nas. I co dalej? Czy jest dalej, a może jednak to definitywny koniec? Nie ma chyba dorosłego człowieka na ziemi, który by się nie zastanawiał nad tą kwestią choć raz w życiu. Jednia sądzą, że po prostu zasną na wieki, inni wierzą według swojej religii czy przekonań, że przejdą do lepszego świata lub zaczną nowe życie w innej skórze. Jak jest naprawdę? Wszyscy się tego dowiemy w odpowiednim czasie, ale najpierw musimy umrzeć. Ale czy stamtąd możemy jeszcze zerknąć do dawnego życia, mieć jakiś kontakt z przeszłością, z osobami, które zostały żywe w sensie ziemskim?
Otóż są ludzie, które dają temu świadectwo i potwierdzają znaki wysłane przez bliskich im zmarłych. O tej właśnie kwestii opowiada w swojej książce Janis Durham - Amerykanka, publicystka , dziennikarka, szefowa wpływowej i poczytnej gazety. Osoba cechująca się inteligencją, twardo stąpająca po ziemi, która utraciła kochanego męża. Max Besler umarł w wieku zaledwie 56 lat na raka. Bardzo kochał swoją żonę z którą był zaledwie kilka lat. Nim odszedł złożył obietnice, że mimo rozłąki miłość się nie skończy, a on sam będzie obecny w jakimś wymiarze w życiu Janis. I słowa dotrzymał. Po pogrzebie wdowa zaczęła obserwować pewne zdarzenia. To, co zdarzyło się dokładnie rok po zgonie Maxa potwierdziło, że świat realny i pozagrobowy mają pewne styczne punkty. Na lustrze ukazał się ślad męskiej dłoni - odcisk przypominający zdjęcie rentgenowskie. Był to jeden z wielu znaków...
Biorąc do ręki tę książkę byłam po pierwsze bardzo ciekawa i zaintrygowana, ale i ... tak zwyczajnie po ludzku bałam się. Bałam się nie tak jak podczas oglądania filmu z dreszczykiem, ale bałam się by ... i swoim życiu nie odkryć, nie dopasować pewnych znaków z zza światów. To nie była łatwa lektura, chwilami czułam, że muszę ją na jakiś czas, na kilka godzin porzucić, by opanować nadmiar myśli, refleksji, emocji. Być może jest tu winna moja ekspresyjna natura, ale i tematyka też nie jest łatwa. I co zdziwiło mnie najbardziej nie miałam żadnych, ale to żadnych wątpliwości, że autorka pisze tylko i wyłącznie prawdę, nie koloryzuje, nie dodaje czegoś od siebie, nie upiększa, nie nakręca atmosfery. To, co działo się wokół Janis było dla niej na pewno zaskoczeniem, ale i ona sama podążyła nie bojąc się do czego doprowadzi ją jej własne "śledztwo". Wielu ludzi od tematu śmierci, odchodzenia odchodzi, unika go, boi się i zwyczajne zamiata kwestię pod dywan. Niemniej jednak każdemu z nas przychodzi się z tą problematyką zmierzyć. Dosięga nas żałoba, ból, tęsknota. Często z zaskoczenia i nagle. I właśnie po to, by wtedy było nam łatwiej w takich chwilach warto wpleść tę pozycję do naszego czytelniczego terminarza.

Myślę, że autorce nie było łatwo całkowicie się otworzyć, spisać swoje najbardziej osobiste, intymne przeżycia. A jednak miała odwagę to zrobić. I jestem jej za to bardzo wdzięczna , że zrobiła to mimo skazania się na ludzkie osądy nie zawsze z pewnością przychylne. Swoją lekturą Durham dowodzi, że świat paranormalny możemy negować, krytykować, szydzić z niego, ale on i tak jest. Ukryty, tajemniczy, ale jest. Myślę, że wielu osobom ta książka pomoże się uporać z trudnymi chwilami żalu i żałoby, że będzie w tym okresie niezastąpionym przewodnikiem.
To naprawdę wymagająca pozycja i wcale nie było mi łatwo przez nią przejść. Ale dobrze, że ją poznałam. Inaczej patrzę na życie i ... na śmierć. Z większą wiarą i nadzieją, że istnieje "dalej". Bo śmierć na pewno nie jest końcem. A w przysiędze małżeńskiej powiedziała bym inaczej - "...że nie opuszczę Cię już NIGDY..." a nie "...do śmierci". 

3 komentarze:

  1. No, no tak rozbudziłaś moją ciekawość, że poczułam się zawiedziona, że nie zdradzasz dalszej treści książki.Ale cóż, recenzja swoje prawa ma, a po książkę sięgnę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym napisała więcej byłby spojler, a tak ... zmieściłam się w przedziale by tym recenzja nie była. Miłej lektury życzę oczywiście.

      Usuń