poniedziałek, 15 czerwca 2015

Andrew Roe "Cudowna dziewczynka"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania czerwiec 2015
stron 392
ISBN 978-83-8069-015-8

Cud czy mistyfikacja?

Cuda - jedni w nie wierzą, inni nie! Jednym się zdarzają, inni uznają za ułudę. Marzymy by się stały, gdy jesteśmy bezsilni wobec sytuacji, gdy ta wymyka się nam spod kontroli, gdy dotyka nas choroba nieszczęście. O cudach donosi prasa, media, a wreszcie i Kościół. Zawsze towarzyszy im medialna wrzawa, sensacja i zwyczajna ludzka ciekawość. A my sami chcąc nie chcąc mamy w sobie coś z niewiernego Tomasza... Zawsze!

Do przeczytania powieści, którą napisał Andrew Roe nie skusiła mnie jednak wcale ciekawość. Absolutnie nie uległam jej, czym się sobie trochę dziwię. Co zatem? Okładka! Jak bardzo rzadko w moich wyborach. Spojrzałam i zakochałam się w niej. Spojrzała na mnie urocza dziewczynka, zahipnotyzowały mnie jej oczy - jakbym w nich odczytała treść: "Musisz poznać moją historię i mnie samą". Przepadłam bez reszty i książka znalazła się w moich rękach. Czego się spodziewałam? Tu przyznam się, że zdecydowanie oczekiwałam książki a'la proza Picoult czy Chamberlain. I cóż, to nie było to. To nie była książka, w której autor zaserwował czytelnikom moc emocji, zbudował napięcie itd. Nie czytałam z wypiekami na twarzy, ale raczej studiowałam dusze opisanych postaci - i tych pierwszo i drugoplanowych - niczym psycholog analizujący pacjenta na kozetce. Bo według mnie ta lektura jest analizą reakcji na nie do końca zrozumiałe, dające się wyjaśnić zdarzenia, które miały miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Karen i John to małżeństwo. Niezbyt zgrane i dobrane, które pragnie dziecka. Gdy na świat przychodzi ich córeczka okazuje się, że bycie rodzicem to nie taka łatwa sprawa. Zwłaszcza jak nie ma się pękatego konta w banku i doświadczenia w opiece nad maleństwem, które często płacze i grymasi. Anabelle rośnie i gdy ma siedem lat wybiera się z tatą na zakupy. Potrzebny jest nowy magnetowid i w tym celu dziewczynka z ojcem jadą do centrum handlowego. Po drodze pijany kierowca powoduje wypadek. John wychodzi z niego prawie nietknięty, za to jego córeczka jest w fatalnym stanie. Walczy o życie, konieczna jest operacja, a rokowania są niepewne i przerażające. Dziecku udaje się przeżyć, ale nie wyzdrowieć. Anabelle wpada coś w rodzaju śpiączki co medycyna określa jako mutyzm akinetyczny. Dziewczynka zostaje przykuta do łóżka. Lekarze bezradnie rozkładają ręce i proponują rodzicom specjalistyczny ośrodek opiekujący się obłożnie chorymi. Nikt nie mówi czy stan dziecka się kiedykolwiek poprawi. Nikt nie mówi ile mała pożyje. Karen decyduje, że nie odda dziecka mimo wszystko. Sama podejmuje się opieki nad córeczką. Nie wie czy podoła temu wyzwaniu, ale tylko tak potrafi postąpić. Mąż po trzech miesiącach ją zostawia. W liście pisze, że nie da rady dłużej z nimi być. Będzie przesyłał pieniądze. Jak tchórz.
Karen pomagają dobre dusze zwane Aniołami Anabelle. Pewnego dnia dochodzi do cudu. W pokoju zamienionym na szpitalną separatkę pachną róże, a figurka Matki Bożej w obecności dziecka płacze. Wieść się rozchodzi i wkrótce dochodzi do fali pielgrzymek do łóżka dziewczynki...

To książka, która w zasadzie częściej przypominała mi reportaż niż powieść. To trudna lektura, która zapada w serce. To opowieść o chorobie, wierze, nadziei, walce o każdy oddech. To książka, która niesie przesłanie dla rodziców, by ci docenili każdą chwilę ze swoimi pociechami. Zdrowymi i pełnymi sił. Bo los potrafi być okrutny. Choroba dziecka, a zwłaszcza tak ciężka jak ta, która dotknęła Anabelle to trudne doświadczenie. To rodzące się w duszy rodzica pytania o jej sens, o sens cierpienia niewinnego dziecka.
W trakcie lektury często miałam w oczach łzy. I sama starałam się zrozumieć istotę cierpienia, jego wartość czy bezsens. Współczułam Karen, jej córce, obserwowałam przemianę Johna. Zakończenie tej historii okazało się ogromną niespodzianką. Kompletnie się nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Książkę gorąco polecam, zwłaszcza rodzicom. Wspaniała historia którą nie sposób zapomnieć.

4 komentarze:

  1. Kusi mnie ta książka bardzo:) A ta okładka hipnotyzuje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka właśnie do mnie wędruje i trochę się obawiam czy mnie nie przytłoczy :)

    OdpowiedzUsuń