Oficyna Wydawnicza Branta
data wydania 2007
stron 164
ISBN 978-83-60186-51-0
Miłość wszystko zniesie, miłość wszystko pokona
W umysłach pisarzy powstają znakomite fabuły, jednak czasem najlepszym literatem bywa samo życie. Los płata nam różne niespodzianki, niekiedy do szczęścia wiedzie droga przez ciernie i smutek. Miłość, ta prawdziwa o której pisał Św. Paweł wytrzyma wszystko i przetrwa wiele. Będzie dokładnie tak jak w życiu Joanny Tlałki-Stovrag i jej męża, którzy nim dotarli przed ołtarz musieli wiele doświadczyć.
"Jeszcze żyję..." to historia przede wszystkim prawdziwa, pełna dramatyzmu, którą czytałam nie tylko oczami, ale i sercem oraz duszą. Niezbędne były chusteczki, przerwy w lekturze w czasie których sięgałam po laptop i w internetowej sieci szukałam zdjęć, informacji, relacji z oblężonego Sarajewa. Ta lektura trafiła w moje ręce wskutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, nie jest nowością, ale los chciał bym ją poznała. To była osobista książka za sprawą tego, że mam bardzo podobną osobowość do Autorki. To sprawiło, że odebrałam ją w sposób specyficzny i mocno przeżyłam jej czytanie. Tytuł opowiada o miłości, która wybuchła i przetrwała. Wszystko zaczęło się od stypendium, które przyznano Pani Joannie. Do Sarajewa zawiodła ją chęć zdobycia wiedzy, a oprócz niej zdolna stypendystka została jeszcze ugodzona strzałą amora. Młoda kobieta poznała tam bowiem miłość swego życia - mieszkańca Sarajewa, którego imię to Sejo. Wybuchło uczucie, młodzi ludzi razem zwiedzali, spędzali czas, poznawali się, stawali się sobie coraz bliżsi. Powoli układały się plany na wspólną przyszłość. Stypendium dobiegło końca, ale miały nastać wspólne wakacje w Polsce, w przeuroczym Krakowie, rodzinnym mieście Pani Joasi. Niestety w Sarajewie wybuchła wojna. Miasto na wiele, wiele dni zostało oblężone. Jego mieszkańcy stali się zakładnikami zła i burzącego spokojny świat nacjonalizmu. Przestała działać łączność telefoniczna, komunikacja, poczta. Sarajewo odcięte od świata cierpiało głód, nędzę, a strzały okazały się czymś codziennym. Zrobiło się niebezpiecznie, ginęli ludzie, zło panoszyło się na całego i nie było widać końca tej sytuacji. Jednak dwa bijące wspólnym rytmem serca rozdzielone dwa tysiącami kilometrów nie zapomniały o sobie...
"Jeszcze żyję..." to przepiękna opowieść o miłości i wojnie. Ta pierwsza narodziła się z dobra, tą drugą wykreowała nienawiść, która zburzyła dobrosąsiedzkie stosunki jakie panowały przez wiele lat. Obok siebie żyli ludzie różnych narodowości i religii w zgodzie. Razem tworzyli społeczność Sarajewa, razem pracowali, bawili się, ucztowali. Prowadzili życie zawodowe i towarzyskie, przyjaźnili się, zakochiwali w sobie, a mieszane związki nie były niczym wyjątkowym. Niestety pewnego dnia ten spokojny świat runął w pył. Jeśli chcecie poznać koszmar jaki zgotował obywatelom Sarajewa okrutny los i źli ludzie poznajcie losy Seja. Młodego mężczyzny, który wskutek wojny traci wiele, cierpi, musi narażać swoje życie. Zamiast budować swoją przyszłość walczy o każdy dzień. Wokół niego latają kule, a każda może być tą, która celnie trafia i zabiera zakochanej Asi ukochanego. W Polsce żyje kobieta, która mocno kocha, boi się i modli. Szuka możliwości wszelkiej pomocy, wysłania listu czy paczki, by choć w ten sposób osłodzić dni oblężenia. By pomóc słowem, sercem i darem materialnym. Cieszy każdy list, który dociera do rąk adresata, każda minuta rozmowy.
Wobec tej publikacji nie sposób być obojętnym i przeczytać ją jak przeciętną książkę, jedną z wielu. Ona bowiem taka nie jest, to lektura bardziej przemawiająca niż opowieść o Romeo i Julii. Wzruszeniu nie ma końca, do oczu cisną się łzy. Błyskawicznie można docenić smak pokoju, który przez tych, którzy nie przeżyli wojny jest niedoceniany i lekceważony. "Jeszcze żyję..." to książka świadek, która konkretnie przemawia do czytelnika, która jest dowodem na siłę miłości, która pokazuje zło w całej jego "krasie". To lektura, która ma głęboką wymowę i uzupełnia reportaże pisane przez stojących obok Sarajewian korespondentów. Wspaniała publikacja, którą z serca polecam. Bo ta książka na pewno chwyci Was za serce.
Miłość wszystko zniesie, miłość wszystko pokona
W umysłach pisarzy powstają znakomite fabuły, jednak czasem najlepszym literatem bywa samo życie. Los płata nam różne niespodzianki, niekiedy do szczęścia wiedzie droga przez ciernie i smutek. Miłość, ta prawdziwa o której pisał Św. Paweł wytrzyma wszystko i przetrwa wiele. Będzie dokładnie tak jak w życiu Joanny Tlałki-Stovrag i jej męża, którzy nim dotarli przed ołtarz musieli wiele doświadczyć.
"Jeszcze żyję..." to historia przede wszystkim prawdziwa, pełna dramatyzmu, którą czytałam nie tylko oczami, ale i sercem oraz duszą. Niezbędne były chusteczki, przerwy w lekturze w czasie których sięgałam po laptop i w internetowej sieci szukałam zdjęć, informacji, relacji z oblężonego Sarajewa. Ta lektura trafiła w moje ręce wskutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, nie jest nowością, ale los chciał bym ją poznała. To była osobista książka za sprawą tego, że mam bardzo podobną osobowość do Autorki. To sprawiło, że odebrałam ją w sposób specyficzny i mocno przeżyłam jej czytanie. Tytuł opowiada o miłości, która wybuchła i przetrwała. Wszystko zaczęło się od stypendium, które przyznano Pani Joannie. Do Sarajewa zawiodła ją chęć zdobycia wiedzy, a oprócz niej zdolna stypendystka została jeszcze ugodzona strzałą amora. Młoda kobieta poznała tam bowiem miłość swego życia - mieszkańca Sarajewa, którego imię to Sejo. Wybuchło uczucie, młodzi ludzi razem zwiedzali, spędzali czas, poznawali się, stawali się sobie coraz bliżsi. Powoli układały się plany na wspólną przyszłość. Stypendium dobiegło końca, ale miały nastać wspólne wakacje w Polsce, w przeuroczym Krakowie, rodzinnym mieście Pani Joasi. Niestety w Sarajewie wybuchła wojna. Miasto na wiele, wiele dni zostało oblężone. Jego mieszkańcy stali się zakładnikami zła i burzącego spokojny świat nacjonalizmu. Przestała działać łączność telefoniczna, komunikacja, poczta. Sarajewo odcięte od świata cierpiało głód, nędzę, a strzały okazały się czymś codziennym. Zrobiło się niebezpiecznie, ginęli ludzie, zło panoszyło się na całego i nie było widać końca tej sytuacji. Jednak dwa bijące wspólnym rytmem serca rozdzielone dwa tysiącami kilometrów nie zapomniały o sobie...
"Jeszcze żyję..." to przepiękna opowieść o miłości i wojnie. Ta pierwsza narodziła się z dobra, tą drugą wykreowała nienawiść, która zburzyła dobrosąsiedzkie stosunki jakie panowały przez wiele lat. Obok siebie żyli ludzie różnych narodowości i religii w zgodzie. Razem tworzyli społeczność Sarajewa, razem pracowali, bawili się, ucztowali. Prowadzili życie zawodowe i towarzyskie, przyjaźnili się, zakochiwali w sobie, a mieszane związki nie były niczym wyjątkowym. Niestety pewnego dnia ten spokojny świat runął w pył. Jeśli chcecie poznać koszmar jaki zgotował obywatelom Sarajewa okrutny los i źli ludzie poznajcie losy Seja. Młodego mężczyzny, który wskutek wojny traci wiele, cierpi, musi narażać swoje życie. Zamiast budować swoją przyszłość walczy o każdy dzień. Wokół niego latają kule, a każda może być tą, która celnie trafia i zabiera zakochanej Asi ukochanego. W Polsce żyje kobieta, która mocno kocha, boi się i modli. Szuka możliwości wszelkiej pomocy, wysłania listu czy paczki, by choć w ten sposób osłodzić dni oblężenia. By pomóc słowem, sercem i darem materialnym. Cieszy każdy list, który dociera do rąk adresata, każda minuta rozmowy.
Wobec tej publikacji nie sposób być obojętnym i przeczytać ją jak przeciętną książkę, jedną z wielu. Ona bowiem taka nie jest, to lektura bardziej przemawiająca niż opowieść o Romeo i Julii. Wzruszeniu nie ma końca, do oczu cisną się łzy. Błyskawicznie można docenić smak pokoju, który przez tych, którzy nie przeżyli wojny jest niedoceniany i lekceważony. "Jeszcze żyję..." to książka świadek, która konkretnie przemawia do czytelnika, która jest dowodem na siłę miłości, która pokazuje zło w całej jego "krasie". To lektura, która ma głęboką wymowę i uzupełnia reportaże pisane przez stojących obok Sarajewian korespondentów. Wspaniała publikacja, którą z serca polecam. Bo ta książka na pewno chwyci Was za serce.
Mam nadzieję, że poznam tę książkę za niedługi czas. Wydaje się być warta uwagi większości czytelników. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam na rozdawajkę!